www.wolnyswiat.pl

 

 

TO TYLKO DEMOKRACJA...

(MOŻNA TEŻ NA TEN TEMAT PRZECZYTAĆ W ULOTKACH W HTML:

3. ILE DLA KOR... – CZASY WSPÓŁCZESNE (CZ. 1): http://www.wolnyswiat.pl/3ah4.html

3a) ILE DLA KOR... – CZASY WSPÓŁCZESNE (CZ. 2)): http://www.wolnyswiat.pl/3bh4.html

1. ZAGŁADA ŻYCIA: http://www.wolnyswiat.pl/1h2.html

6. ILE NAS KOSZTUJĄ, CO IM ZAWDZIĘCZAMY, CZYM SIĘ ZAJMUJĄ... PARTIE - RZĄD, SAMORZĄDY: http://www.wolnyswiat.pl/6h3.html

6a) ILE NAS KOSZTUJĄ, CO IM ZAWDZIĘCZAMY, CZYM SIĘ ZAJMUJĄ... PARTIE - RZĄD, SAMORZĄDY: http://www.wolnyswiat.pl/6ah3.html  

3. AMERYKA, AMERYKA...: http://www.wolnyswiat.pl/3h5.html

13. TRWACTWO: http://www.wolnyswiat.pl/13h3.html  

11. MYŚLI (kompentium mojego pisma www.wolnyswiat.pl): http://www.wolnyswiat.pl/11h5.html

SOCJAL...

POSTULATY (POLITYKA)

 

 

Demokracja to rządy głupców (Arystoteles, ur. 384 p.n.e., zm. 324 p.n.e.)...

 

 

"WPROST" nr 40, 09.10.2005 r.

OSZUSTWO DEMOKRATYCZNE

W POLSCE GRA SIĘ Z WYBORCĄ W SALONOWCA: WYBORCA WYSTAWIA TYŁEK, ALE NIE WIE, KTO GO UDERZYŁ

Jak się nazywa ktoś, kto wybiera oszustów? Polski wyborca. Od 15 lat uczestniczy on w wyborczym paserstwie. Nie wie, na kogo konkretnie głosuje, bo to ustalają za niego partie, tworząc swoje listy. Nie wie, jaką politykę będzie prowadził rząd, bo to wypadkowa koalicyjnych porozumień. Nie wie nawet, jaki rząd powstanie. Nie wie, kogo rozliczać z obietnic w następnych wyborach, bo koalicja jest zupełnie innym podmiotem niż partia, na którą głosował. Właściwie to manifestuje swoje polityczne sympatie i może się tylko modlić, żeby jego wybrańcy nie okazali się złodziejami albo hochsztaplerami. Można powiedzieć, że od ponad 15 lat w Polsce gra się z wyborcą w salonowca: wyborca wystawia tyłek, ale nie wie, kto go uderzył. To tak, jakbyśmy wsiadali do pociągu i nie wiedzieli, dokąd jedziemy.

 

Oszustwo z ordynacją

Aż 62 proc. Polaków w sondażu przeprowadzonym przez OBOP chciałoby głosować na konkretnych ludzi, a nie na partie. A zatem chciałoby jednomandatowych okręgów (przeciwko nim opowiedziało się jedynie 27 proc. ankietowanych). Większość wyborców tego chce, ale nic się nie dzieje - nadal obowiązuje proporcjonalna ordynacja. Po prostu w poprzednich Sejmach było za dużo beneficjentów tego systemu, żeby podcięli gałąź, na której siedzą. I chyba tak będzie nadal, bo tylko Platforma Obywatelska opowiada się za jednomandatowymi okręgami (PiS chce ordynacji mieszanej).

W proporcjonalnym systemie o wynikach wyborów decydują liderzy partii układający listy wyborcze. Potem popularny lider listy jest w stanie wciągnąć do Sejmu osoby mające poparcie zaledwie tysiąca wyborców. W nowo wybranym Sejmie posłem PiS będzie na przykład Andrzej Adamczyk, który w Krakowie otrzymał 1582 głosy (0,38 proc. w okręgu). - Sytuacja, w której do parlamentu weszli ludzie mający 2-3 tys. głosów poparcia, jest parodią demokracji - uważa prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog. Przy jednomandatowych okręgach decydujący głos ma wyborca, a do parlamentu nie wchodzą osoby ze znikomym poparciem. Przeciwnicy większościowej ordynacji, na przykład prof. Jacek Raciborski, Jacek Żakowski (taka ordynacja "prowadzi do wykluczenia mniejszości"), dr Bartłomiej Nowotarski czy Jarosław Flis (na łamach "Tygodnika Powszechnego"), traktują wyborców jak idiotów, gdy twierdzą, że jest na nią za wcześnie, bo po pierwsze - skutkowałaby rozdrobnieniem parlamentu, po drugie - wchodziłyby do niego osoby kupujące sobie mandat, a po trzecie - parlament byłby niereprezentatywny. Wyniki wyborów do Senatu, przeprowadzanych wedle większościowej ordynacji, pokazują, że gdyby obowiązywała ona także w wyborach do Sejmu, cztery lata temu samodzielnie rządziłby SLD, a obecnie PiS. Przykład włoski dowodzi, że proporcjonalne wybory mogą być dla państwa prawdziwą plagą, przyczyną niestabilności rządów. Po 1945 r., kiedy we Włoszech obowiązywała proporcjonalna ordynacja, kraj ten miał aż 57 rządów. Od 1945 r. do 1953 r. ówczesny premier Alcide de Gasperi sformował aż osiem gabinetów. Ostatni z nich przetrwał nieco ponad dwa tygodnie. Tylko kilkanaście dni przetrwał też w 1954 r. rząd Amintore Fanfaniego. Od 1994 r., gdy zmieniono ordynację na mieszaną, rządziły już tylko trzy gabinety - raz Romano Prodiego i dwa razy Silvio Berlusconiego. 

Pewnie przy jednomandatowych okręgach byłoby możliwe kupienie kilku mandatów do Sejmu, ale nie miałoby to żadnego wpływu na jego kształt. Przykład Henryka Stokłosy, który po raz pierwszy nie dostał się do Senatu, świadczy, że wyborcy nie są już skłonni dać się kupić. Straszenie niereprezentatywnością Sejmu jest z kolei dowodem na to, że ludzie mają w głowach Sejm PRL i funkcjonujące wtedy organizacje, gdzie musiała być prządka, profesor i wytapiacz stali. Parlament nie ma być reprezentatywny, tylko efektywny w tworzeniu prawa i zdolny do stworzenia stabilnego zaplecza rządu.

 

Oszustwo z koalicją

Ordynacja większościowa ma trzy fundamentalne zalety: jest sprawiedliwa, skuteczna i pobudza obywatelską aktywność. - Taki system funkcjonuje w USA i Wielkiej Brytanii i tam zainteresowanie wyborami jest bardzo duże. Wyborcy nie są rozczarowani, bo wybierani są kompetentni politycy - mówi "Wprost" prof. Jadwiga Staniszkis. Pozbylibyśmy się plagi koalicji zawieranych ze sprzedawcami mandatów za stołki - w rodzaju Polskiego Stronnictwa Ludowego czy Unii Pracy. Zwycięzcy wyborów wedle większościowej ordynacji nie muszą wchodzić w niewygodne koalicje i rozwadniać programu, z którym szli do wyborów. Dla wyborcy koalicja to produkt, którego nie ma - kot w worku. Przy urnie zawiera on umowę z partią, na którą głosuje, a po stworzeniu koalicji okazuje się, że ta umowa jest nieważna. To tak, jakby klient zawierał umowę na kupno - powiedzmy - toyoty, a otrzymał powypadkowego składaka. I do kogo ma mieć pretensję, skoro koalicja nie ponosi odpowiedzialności za to, co obiecywali jej uczestnicy przed wyborami? Głosowanie na partie, a nie na ludzi, ma jeszcze tę wadę, że często wybiera się osoby zagrażające demokracji. Gdyby w 1933 r. w Niemczech obowiązywała ordynacja oparta na jednomandatowych okręgach, do władzy nie doszedłby Adolf Hitler. Gdy w połowie lat 80. we Francji Francois Mitterrand na krótko wprowadził system proporcjonalny, by poprawić wynik Partii Socjalistycznej, do parlamentu weszło nacjonalistyczne ugrupowanie Jeana-Marie Le Pena. Z dobrodziejstw proporcjonalnej ordynacji skorzystał również w Austrii Jšrg Haider. I odwrotnie, gdyby w Wielkiej Brytanii obowiązywał system proporcjonalny, wybory w 1983 r. przegrałaby Margaret Thatcher i Zjednoczone Królestwo byłoby dziś zupełnie innym krajem - czymś w rodzaju obecnych Niemiec.

 

Oszustwo z premierem

Jarosław Kaczyński, prezes PiS, w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla "Wprost", widział siebie w roli premiera. Kilka dni później ogłosił jednak, że mimo zwycięstwa w wyborach na czele rządu nie stanie, a premierem będzie Kazimierz Marcinkiewicz. To efekt m.in. konieczności ustawiania premiera pod koalicjanta. W III RP scenariusz z premierem dopasowanym do potrzeb koalicji przerabialiśmy wiele razy. Wyjątkiem był pierwszy rząd - Tadeusza Mazowieckiego. Paradoksalnie, ten rząd wiele zdziałał, bo żadne przedwyborcze ustalenia i programy nie wiązały mu rąk. Podobnie było też z gabinetem Leszka Millera, który od początku był przewidywany na szefa rządu, a jednocześnie był przewodniczącym partii. Wprawdzie Waldemar Pawlak z PSL też był szefem partii, ale nie wygrała ona wyborów, a on sam premierem został w wyniku serii kompromisów zawartych po to, by odsunąć od władzy ekipę Jana Olszewskiego. Wszyscy pozostali premierzy III RP - Jan Krzysztof Bielecki, Hanna Suchocka, Jan Olszewski, Józef Oleksy, Włodzimierz Cimoszewicz i Jerzy Buzek - obejmowali stanowisko szefa rządu, bo byli do przełknięcia dla koalicjantów.

 

Oszustwo z programem

Rządy, które powstawały po kolejnych wyborach parlamentarnych w III RP, były rządami koalicyjnymi. Programy realizowane przez te rządy nigdy nie pokrywały się z programami partii koalicyjnych. Jeszcze w największym stopniu z programem wyborczym pokrywał się program rządu AWS, realizującego zapowiadane cztery wielkie reformy - administracyjną, ubezpieczeń, służby zdrowia i edukacji. Inne rządy realizowały wyłącznie programowe hybrydy. Programy partii służą do tego, by uwieść wyborcę, a potem koalicja tego wyborcę porzuca. Wyborcze programy partii są tylko zarysem intencji. I dobrze, jeśli nie są zbyt rozbudowane, bo wtedy po wyborach łatwiej je uzgodnić z koalicjantami. A wyborca nie jest wtedy bardzo rozczarowany. Ponad połowa (50,8 proc.) badanych przez Pentor przyznaje, że tylko "mniej więcej" orientuje się, co zamierza zrobić rząd koalicji PO-PiS. Aż 43,8 proc. twierdzi jednak, że o programie nowego rządu nie ma zielonego pojęcia. To wynika właśnie z faktu, że program rządu koalicyjnego musi być hybrydą.

Gdy programy wyborcze służą tylko do uwodzenia, obywatele tracą zaufanie do polityków, uważają, że są przez nich oszukiwani i porzucani, gdy ci już rządzą. Z badań Pentora dla "Wprost" wynika, że aż 67,2 proc. Polaków uważa, że żaden rząd III RP nie zrealizował większości swoich planów i obietnic. Tylko 0,9 proc. badanych jest zdania, że gabinety rządzące przez ostatnie 15 lat spełniły obietnice. W opinii badanych w największym stopniu zawiódł wyborców rząd Leszka Millera (33,2 proc.). Znacznie lepiej badani przez Pentor ocenili dotrzymywanie słowa przez rząd Jana Olszewskiego (tylko 5,6 proc. oceniło, że Olszewski zawiódł wyborców). Prawdopodobnie ten dobry rezultat wynika z tego, że rząd Olszewskiego został zapamiętany jako ten, który chciał przeprowadzać lustrację i dekomunizację, a o tym było ostatnio głośno. Jeśli nie chcemy być paserami demokracji, czyli nie chcemy być zaskakiwani tym, kto zostaje premierem, jaka jest koalicja, jaki realizuje program, kto za co odpowiada i kogo rozliczyć, powinniśmy się pożegnać z III Rzecząpospolitą i funkcjonującym w niej wielkim wyborczym oszustwem.

Rafał Pleśniak, Grzegorz Pawelczyk

 

 

„WPROST” nr 42(1194), 23.10.2005 r. WPROST OD CZYTELNIKÓW

OSZUSTWO DEMOKRATYCZNE

Świetny artykuł o konieczności wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych "Oszustwo demokratyczne" (nr 40) porusza jedynie jeden z wielu elementów zagadnienia. Jak trafnie zauważają autorzy tekstu, tworzenie koalicji po wyborach - co jest konsekwencją stosowania ordynacji proporcjonalnej - jest oszustwem programowym. Wyborcy głosowali na partię X, a otrzymują rząd realizujący program logarytm z Y. Inne konsekwencje ordynacji proporcjonalnej to brak zdolności koalicyjnego rządu do wprowadzenia drastycznych reform. Pewnym wskaźnikiem, jak działa JOW, jest "obcinanie skrajności" - o czym wspominają autorzy. Partie demagogiczne w JOW nie mają szansy na wejście do parlamentu i dlatego ideologiczne ugrupowania są przeciwnikami jednomandatowych okręgów wyborczych. Należy wspomnieć także o sprawności powoływania rządu przez parlament wybierany w JOW. System jednomandatowy wymusza porozumienie partii przed wyborami, zmusza do zawarcia kompromisu prawicę i lewicę. Każdy z dwu obozów musi zawrzeć kompromis personalny (wystawić tylko jednego kandydata w okręgu) i programowy (przedstawić opracowany przed wyborami wspólny program). W ten sposób nie dochodzi do żenującego widowiska - "negocjacji koalicyjnych" - jakie właśnie możemy obserwować. Rząd powstaje następnego dnia po wyborach.

Janusz Sanocki, prezes Stowarzyszenia na rzecz Zmiany Systemu Wyborczego "Jednomandatowe Okręgi Wyborcze"

 

 

"FAKTY I MITY" nr 39, 05.10.2006 r.

KATALOG KŁAMSTW (CZ. I)

Na Węgrzech wrze. Tysiące ludzi protestuje po tym, jak rządzący przyznali, że od lat traktowali społeczeństwo jak bandę idiotów, że kłamali, przekupywali i oszukiwali, a wszystko po to, aby utrzymać się u władzy, czyli żłobu. A co w Polsce, kraju bratanków? Ano nic... Sielsko, anielsko i spokojnie. Może pamięć nasza jest wybiórcza, może zbyt krótka? Jeśli tak, to ją teraz odświeżymy, prezentując rodzimy, ciut niekompletny, ale jednak...

* Rok 1989 (wiosna): „Solidarność” idzie do wyborów z „okrągłostołowymi” hasłami socjalnymi sumującymi się jako: „Socjalizm tak, wypaczenia nie”; państwo świeckie; podwyżki płac; obniżki cen; wolność słowa.

* Rok 1989 (jesień): Tadeusz Mazowiecki w exposé: „Budujemy państwo, w którym będzie dominować socjalna gospodarka rynkowa; po pół roku drastycznego zaciskania pasa obywatelom będzie żyło się znacznie lepiej”. Później nastąpiły reformy Balcerowicza, które doprowadziły do bankructwa małego biznesu, PGR-ów i kilku milionów ludzi, a także do złodziejskiej prywatyzacji i upadku rządu.

* Rok 1990 (lato): rząd wprowadza religię do szkół (ministrem edukacji jest Samsonowicz), tłumacząc, że rzecz cała nie narusza prawa (a naruszała, co orzekł Trybunał Konstytucyjny) i jest postulatem wszystkich obywateli (nikt w tej sprawie nie prowadził żadnych badań, nie mówiąc już o referendum).

* Rok 1990 (jesień): Jarosław Kaczyński prowadzi kampanię wyborczą Lecha Wałęsy pod hasłami: „Tak dalej być nie może”, „Balcerowicz musi odejść” i „100 milionów dla każdego Polaka”.

* Rok 1991 (styczeń): na czele rządu staje Bielecki, a wicepremierem zostaje Balcerowicz! Wątki społeczne i socjalne zostają z programu ekonomicznego całkowicie wyeliminowane.

* Rok 1991 (wiosna): rząd za pieniądze państwowe próbuje (rękami ministra Glapińskiego z PC) stworzyć po cichu prywatną, wielką telewizję partyjno-rządową. Po ujawnieniu afery Glapiński nie traci stanowiska.

* Rok 1991 (wiosna–jesień): Porozumienie Centrum próbuje wsadzić na stołek prezesa NBP Grzegorza Żemka – skazanego później za malwersacje w FOZ-ie. Państwowy bank kupuje udziały spółki „Telegraf” należącej de facto do Kaczyńskich i innych działaczy PC. Do dziś nie udało się ustalić, na co bracia K. wydali pieniądze z tej transakcji. Ten sam bank (BPH), który kupił „Telegraf”, wynajmuje od fundacji Kaczyńskich biurowiec, płacąc czynsz za... 25 lat z góry! Do dziś bliźniacy nie widzą w tym nic dziwnego.

* Rok 1992 (styczeń–czerwiec): nastaje rząd Olszewskiego i na dzień dobry głosi wyjątkowo prospołeczne hasła. Ich wyrazem są... drastyczne podwyżki cen energii: prąd idzie w górę o 23 proc., a gaz o 20 proc. Opublikowana zostaje też słynna lista Macierewicza. Ma ona zawierać nazwiska tajnych współpracowników SB. Tymczasem tak naprawdę lista upublicznia tylko nazwiska osób będących w zainteresowaniu służb specjalnych – także dysydentów. A jednak Macierewicz łamie kariery wielu ludziom, za co jego samego nie spotyka żadna kara.

* 4 czerwca (rano) pojawia się depesza PAP, w której Wałęsa przyznaje się do współpracy z SB. Późnym popołudniem depesza zostaje wycofana z serwisu. Wałęsa do tej pory twierdzi, że nigdy jej nie było, a dziennikarzom coś się przywidziało.

* Rok 1992 (sierpień): rząd Hanny Suchockiej oświadcza, że będzie prowadził politykę społeczną i natychmiast obniża renty i emerytury o 16 proc.

* Rok 1993 (wiosna–lato): minister przekształceń własnościowych Lewandowski znajduje receptę na ratunek dla polskiego przemysłu. Ma ona polegać np. na sprzedaży obcemu kapitałowi przebogatego KGHM za 20 proc. jego rocznego zysku. Po fali strajków rząd wycofuje się z tego pomysłu.

Rusza Program Powszechnej Prywatyzacji, dzięki któremu obywatele mają stać się właścicielami majątku narodowego. Nic z tego nie wychodzi, choć rząd dostaje wielką kasę ze sprzedaży świadectw udziałowych. Hanna Suchocka podpisuje konkordat, twierdząc, że jest to doskonała umowa międzynarodowa w pełni chroniąca interesy Polski. Tymczasem konkordat jest aktem lennym Polski wobec Watykanu, co potwierdza Trybunał Konstytucyjny.

* Rok 1994 (wiosna): rząd Pawlaka dołącza do słynnego „obiadu drawskiego”, podczas którego generałowie polskiej armii wypowiadają posłuszeństwo ministrowi obrony Kołodziejczykowi. Wałęsa twierdzi do dziś, że nie doszło wtedy do żadnego zamachu stanu, tylko było to zwykłe, nic nie znaczące spotkanie. A jednak Kołodziejczyk zostaje odwołany ze stanowiska. Na jego miejsce przychodzi zaufany człowiek Wałęsy – Zbigniew Okoński. Następują czystki w wojsku.

* Rok 1994 (jesień): służby specjalne montują prowokację przeciwko premierowi Pawlakowi. Do publicznej wiadomości przeciekają doniesienia o niejasnych, korupcjogennych układach premiera z biznesem oraz o jego kochance. Ktoś obliczył, że Pawlak połowę swojego premierostwa spędził na polowaniach. Pawlak ustępuje.

* Rok 1995: premierem zostaje Józef Oleksy. Minister spraw wewnętrznych Milczanowski oskarża go o współpracę z wywiadem rosyjskim. Oleksy odchodzi. Później okazuje się, że nie ma żadnych dowodów na jakąkolwiek współpracę. Autorom prowokacji, m.in. Miodowiczowi, włos z głowy nie spada.

* Rok 1995 (jesień): Aleksander Kwaśniewski zapewnia publicznie, że ma wyższe wykształcenie z tytułem magistra włącznie. Taka informacja zostaje też przesłana do Państwowej Komisji Wyborczej.

* Rok 1996 (wiosna): rząd Cimoszewicza – postępuje dalsza prywatyzacja polegająca na wyprowadzeniu majątku narodowego do prywatnych spółek. Państwo traci bezpowrotnie kontrolę nad największymi firmami chemicznymi (CIECH). Premier dowiaduje się o przekręcie z prasy. „Prywatyzacji” nie udaje się jednak cofnąć.

* Rok 1997 (jesień) – rząd Jerzego Buzka obiecuje w exposé kraj równych szans dla wszystkich obywateli. Kilka chwil później dochodzi do kaskadowego bezrobocia przekraczającego 22 proc. Premier obiecuje też boom w budownictwie mieszkaniowym. Polega on na załamaniu się rynku mieszkań, bo oddaje się ich do użytku mniej niż w poprzednich dwóch dekadach.

– Na stanowiskach państwowych zasiądą ludzie najbardziej kompetentni – oświadcza Buzek i obsadza na fotelu prezesa ZUS Stanisława Alota, który doprowadza największego ubezpieczyciela do krachu finansowego, prawie do zapaści i likwidacji.

Celem rządu ma być też niespotykany, trzykrotny wzrost gospodarczy... Już kilka miesięcy później wskaźniki gospodarcze są najgorsze od lat. Bezrobocie nadal rośnie.

Rząd Buzka ogłasza, że zakaz importu żelatyny ma zabezpieczyć Polaków przed chorobą wściekłych krów. Jak się później okazuje, chodzi o interes jednego monopolisty – Kazimierza Grabka, przyjaciela biskupów i prawicy. Ile i komu Grabek za wyłączność na żelatynę zapłacił – do dziś nie wiadomo. Wstrzymano w tej sprawie wszelkie śledztwa i zamknięto dochodzenia.

Nierządy Buzka owocują dziurą budżetową w wysokości 135 mld zł. Polsce grozi syndrom argentyński.

Cały czas narodowi mówi się, że na czele rządu stoi Jerzy Buzek, tymczasem coraz więcej Polaków wie już, że superpremierem jest Marian Krzaklewski.

* Rok 2001. Nastaje rząd Leszka Millera.

Cdn...

Marek Szenborn, Michał Popielaty

 

 

"FAKTY I MITY" nr 40, 12.10.2006 r.

KATALOG KŁAMSTW (CZ. II)

Poprzedni zestaw łgarstw, jakimi karmiła nas władza III RP, rozpoczęliśmy w roku 1989 i dojechaliśmy do końca rządów tandemu Buzek-Krzaklewski. Kilkadziesiąt ewidentnych kłamstw i oszustw elit politycznych w ciągu jedenastu lat. Mało? No to lećmy dalej...

– Rok 2001. Rząd Leszka Millera ogłasza, że „przejrzystość i czystość norm życia publicznego” to teraz priorytety. W myśl tej szczytnej zasady ludzie Millera wysyłają Rywina do Michnika z misją negocjowania nowej ustawy o radiofonii i telewizji. To największy skandal III RP, który swój finał znajduje przed komisją śledczą. Komisja ujawnia prawdziwe oblicze tworzenia prawa pod swój interes. Wówczas to pojawia się tajemnicza „grupa trzymająca władzę” – formacja do dziś nie rozszyfrowana, a jednak osadzona w najwyższych strukturach zarządzania państwem. Jedynym winnym i skazanym, ale przecież i kozłem ofiarnym, jest Lew Rywin.

Kolejnymi bohaterami millerowskiej „czystości norm” są panowie Pęczak, Dochnal, Jagiełło i Długosz. Dwaj ostatni polegli w aferze starachowickiej, rozdmuchanej ponad miarę przez prawicę.

– Już nigdy policja, prokuratura i służby specjalne nie będą uczestniczyć w grach politycznych – Miller podnosi w górę dwa palce i... napuszcza na Orlen swoje psy gończe. Prezes Modrzejewski zostaje zatrzymany w kompromitujący sposób.

Jednym z flagowych okrętów ekipy premiera miała być reforma służby zdrowia. W exposé mówił: „Zgodnie z zapowiedziami, zlikwidujemy kasy chorych, tworząc kilka funduszy ochrony zdrowia, i powiążemy je z samorządami terytorialnymi”.

Okazało się, że Polska otrzymała jeden zbiurokratyzowany i niewydolny Narodowy Fundusz Zdrowia. Co więcej, taki twór okazał się niezgodny z konstytucją. NFZ zapowiadał, że stworzy Centralny Rejestr Usług Medycznych – nic podobnego do dziś nie powstało.

Rząd ogłosił, że doprowadzi do racjonalnej polityki lekowej – obywatel miał za mniejsze pieniądze kupować leki. Niestety, już wkrótce okazało się, że Polacy płacą za lekarstwa najwięcej ze wszystkich krajów Europy. Na czele rewolucyjnych zmian w służbie zdrowia staje minister Mariusz Łapiński, zdaniem SLD – wybitny fachowiec, który wsławił się całkowitą indolencją oraz niekompetencją, a także tym, że wlał fotoreporterowi „Newsweeka”.

Premier w exposé zapowiada: „Instrumentem pobudzania rozwoju ekonomicznego będzie rozwój infrastruktury, zwłaszcza sieci dróg i autostrad, telekomunikacji i kolejnictwa”. I rzeczywiście... powstają ponad 2 kilometry autostrad (!), a sieć kolejowa w Polsce zmniejsza znacznie swoją długość. Za to czas przejazdu np. z Łodzi do Warszawy wydłuża się o kilkanaście minut.

Rząd Millera ogłasza też, że będzie dbał o czystość i logiczność polityczną w ten sposób, że wybory parlamentarne i samorządowe będą odbywać się wiosną, a nie jesienią. Chodzi o to, by nowa władza mogła przygotować własny budżet, a nie korzystać z budżetu ekipy poprzedniej. Do owej solennej obietnicy Miller nigdy już nie wraca.

Co do jednej kwestii, najważniejszej, Leszek Miller dotrzymał słowa: obiecywał wzrost gospodarczy i ten rzeczywiście nastąpił. Niestety, bilans strat i zysków jest taki, że Millerowa ekipa odchodzi w niesławie i nastaje... rok 2004 – rząd Marka Belki.

– Niezwłocznie nasza obecność wojskowa w Iraku zostanie zmniejszona do koniecznego minimum, czyli wyłącznie do sił policyjnych – przyrzeka Polakom premier. Nic takiego nie następuje. Przeciwnie.

Ograniczenie obowiązku wiz dla Polaków wyjeżdżających do USA to kolejny priorytet nowego rządu. Wychodzi z tego wielka kicha, choć wcześniej – na fali tych właśnie obietnic – popularność Belki rośnie.

Nowa ekipa przysięga też, że prywatyzacja majątku narodowego już nigdy nie będzie przebiegać w sposób niejasny czy rabunkowy. Tymczasem już na dzień dobry zostaje sprywatyzowany Zelmer – niemal monopolista na rodzimym rynku AGD – w taki sposób, że Skarb Państwa upłynnia go za półdarmo i oddaje w ręce konkurencji. Nie inaczej wygląda dalsza prywatyzacja Orlenu, Rafinerii Gdańskiej – Lotosu. W tle pojawia się Kulczyk.

W swoim exposé Belka pochyla się też nad ciężkim losem emerytów, rencistów, a nawet bezrobotnych i bezdomnych. Owocem tego „pochylania się” jest ustawowa zmiana zasad waloryzacji rent i emerytur. Oczywiście, dramatycznie niekorzystna dla Polaków. Zamrożone zostają płace nauczycieli, policjantów i reszty budżetówki. Dochodzi do pierwszych niepokojów społecznych.

W odpowiedzi Marek Belka przyrzeka narodowi, że jeśli przez rok rząd nie spełni wszystkich obietnic, to on poda się do dymisji. I tu już tylko wypada się uśmiechnąć...

Rok 2005. Na fali społecznego rozgoryczenia, niespełnionych obietnic i nadziei, do władzy dochodzi PiS. Przy ich kłamstwach suma wszystkich łgarstw poprzednich ekip razem wziętych wydaje się jednym pasmem prawdomówności i rzetelności.

O tym za tydzień, w ostatniej części „Katalogu kłamstw”.

Marek Szenborn, Michał Popielaty

 

 

"FAKTY I MITY" nr 41, 19.10.2006 r.

KATALOG KŁAMSTW (CZ. III)

Poprzednią – drugą – część KATALOGU KŁAMSTW zakończyliśmy na roku 2005, twierdząc, że blagi i oszustwa poprzednich ekip rządzących (od roku 1989) były niczym w porównaniu z kłamstwami, jakie zaserwowała nam obecna władza.

Czas udowodnić tę tezę.

Na dzień dobry nowo powołany premier Kazimierz Marcinkiewicz ogłasza narodowi, że jest w pełni samodzielnym przywódcą, a program polityczny i gospodarczy to autorskie dzieło jego szarych komórek. Tak prawił w exposé.

Miało być:

1. Obniżenie stawek podatkowych dla osób fizycznych do 18 i 32 proc. (z dużą kwotą dochodu w ogóle zwolnioną od podatku, czyli z odciążeniem najuboższych). Efekt: obciążenia fiskalne – zamiast spadać – rosną z miesiąca na miesiąc, bowiem zamrożone zostały progi podatkowe.

2. Zmniejszenie obciążeń płac pracowniczych różnymi składkami. Nic takiego się nie stało. Za każdy tysiąc złotych wypłacanych pracownikowi, pracodawca w formie różnych składek odprowadza państwu drugi tysiąc.

3. Ograniczenie liczby koncesji i zezwoleń na najprzeróżniejsze formy działalności gospodarczej. Tymczasem coraz więcej sektorów gospodarki potrzebuje specjalnych glejtów na swoją działalność.

4. Tanie państwo. W jego ramach miało dojść do likwidacji kilkunastu państwowych agend i urzędów centralnych. Nie zlikwidowano niczego. Przeciwnie, zatrudniono jeszcze więcej urzędników i powołano trzy nowe ministerstwa. Realne zatrudnienie w administracji państwowej wzrosło o około 15 proc. Ale też coś zlikwidowano – mianowicie Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, które kosztowało podatników 2 mln złotych rocznie. Teraz jesteśmy JEDYNYM KRAJEM W EUROPIE, który takiego centrum nie ma!

5. Trzy miliony mieszkań. Rząd Marcinkiewicza, a potem Kaczyńskiego nie zrobił nic, aby oddać nowe tereny pod budownictwo. Zapowiedział też zniesienie ulg budowlanych. Spowodowało to co prawda wielki boom mieszkaniowy, ale tylko na rynku wtórnym. W efekcie ceny mieszkań wzrosły trzykrotnie, a w Warszawie nawet pięciokrotnie. Nowych mieszkań buduje się mniej niż za rządów Millera, nie mówiąc już o czasach Gierka.

6. Podniesienie poziomu świadczeń społecznych – głównie rent i emerytur. Niestety, emeryci i renciści po roku PiS-owych rządów dostają co miesiąc do ręki realnie mniej, a ci, którzy mieli prawo do wcześniejszych emerytur, nie wiedzą, czy w ogóle je otrzymają. Co więcej, forsowany jest pomysł, aby już wkrótce wysokość emerytury nie zależała od wysokości składek ubezpieczonego, tylko była dla wszystkich jednakowa – to znaczy 30 proc. średniej płacy. O wypłatach emerytur z tzw. drugiego filara nikt nic w tej chwili nie wie. Nie ma żadnych na ten temat przepisów, a te pozostawione przez rząd Belki wylądowały w koszu.

7. Zapewnienie podstawowych świadczeń zdrowotnych należnych każdemu Polakowi niezależnie od jego statusu społecznego. Do pomysłu już nigdy po wyborach nie wrócono. Umarł tak szybko, jak się w kampanii wyborczej narodził.

8. Podniesienie wynagrodzeń nauczycieli. I tanie podręczniki. Nic

z tego nie wyszło – pensje są realnie niższe i następuje odpływ wykształconej kadry pedagogicznej z zawodu, zaś podręczniki na rok szkolny 2006/07 podrożały o ok. 20 proc.

9. Umocnienie prestiżu Polski na arenie międzynarodowej wzrośnie. Nasz kraj jeszcze nigdy w historii nie miał tak niskich notowań na świecie. W ciągu roku Polska stała się przedmiotem kpin zagranicznych mediów i polityków.

--------------------------------------------------------------------------------

Oto dziewięć kłamstw PiS-owskiej kampanii wyborczej, z których na razie społeczeństwo nie rozliczyło Kaczyńskich. Na razie...

Podsumowanie całości za tydzień.

Marek Szenborn, Michał Popielaty

 

 

"FAKTY I MITY" nr 42, 26.10.2006 r.

KŁAMCA, KŁAMCA...

Przedwojenny „Kodeks honorowy” imć pana Boziewicza instruował, że notoryczni kłamcy i oszuści nie mogą brać do rąk pistoletów pojedynkowych...

...ani tym bardziej broni białej, a żaden człek honoru – nawet ciężko obrażony – nie powinien mieć z nimi nic wspólnego. Nawet splunąć w twarz takim nie wypada. Niestety, przez łeb Boziewiczowi nie przeszło, że po jego Drugiej Rzeczypospolitej nastąpi Czwarta. W niej to, zamiast słowa honoru, lepiej zażądać pięciu złotych, bo to ma przynajmniej jakąś realną wartość.

Władysław Boziewicz zdefiniował też dokładnie, kogo za kłamcę pozbawionego honoru i wszelkich praw towarzyskich uznać należy. Otóż jest to człek DWUKROTNIE! przyłapany na ewidentnym mijaniu się z prawdą. Mój Boże... Dwukrotnie...

Na łamach „FiM” w trzech kolejnych odcinkach drukowaliśmy „Katalog kłamstw”. Zestawiliśmy w nim największe oszustwa różnych formacji politycznych (i ich liderów) rządzących przez ostatnie 16 lat naszą biedną ojczyzną. Jednak wszyscy Mazowieccy, Olszewscy, Pawlacy, Buzkowie i insi Millerowie oraz Belkowie razem wzięci wysiadają przy łgarstwach jednego jedynego człowieka – pana premiera Jarosława Kaczyńskiego. A ponieważ pamięć ludzka jest zawodna, odświeżymy ją czym prędzej! Oto co Prawy i Sprawiedliwy prawił jeszcze nie tak dawno:

– W żadnym wypadku nie zostanę premierem, jeśli mój brat Lech wygra wybory prezydenckie. Byłaby to sytuacja nie do zaakceptowania przez polskie społeczeństwo (wypowiedź telewizyjna z października 2005 r.).

– Władza Samoobrony w Polsce to będzie kryzys europejski – dużo większy niż ten austriacki (z wywiadu dla „Życia Warszawy” z 15 listopada 2002 r.).

– Samoobrona jest tworem byłych oficerów służb bezpieczeństwa. Mój brat, który był ministrem stanu do spraw bezpieczeństwa, dostał raport, z którego wynika, że grupa byłych oficerów SB założyła Samoobronę. Jest to formacja używana do osłony tyłów tego całego układu i ochrony tego nieporządku, który jest w kraju i jednocześnie korzysta z tego nieporządku. To są ludzie, którzy nabrali kredytów i chcą żyć jak przedsiębiorcy, a mają kwalifikacje jedynie do kopania rowów (wypowiedź dla „Głosu Wybrzeża” z 18 i 22 czerwca 2003 r.).

– Cieszę się, że będę na pierwszej linii walki z Samoobroną. Uważam, że mam dowody na potwierdzenie moich słów i w odpowiednim momencie je przedstawię (wypowiedź dla Polskiej Agencji Prasowej z 25 marca 2004 r.).

– My w kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy, bo proszę zauważyć, że (...) rządy z Samoobroną to nieszczęście dla kraju (wypowiedź dla radiowej „Trójki” z 16 marca 2004 r.).

– Ja jestem przeciwnikiem mówienia o koalicjach przed wynikiem wyborów. Mamy dwa wyraźne zakazy, które obowiązują (...) w nowym parlamencie: SLD i Samoobrona. A dziś powinno się mówić odwrotnie: Samoobrona i SLD (dla „Gazety Wyborczej” z 22 marca 2004 r.).

– Nie jest absolutnie możliwa sytuacja, że nasza partia poprze w przyszłych wyborach ludzi mających kłopoty z prawem lub wejdzie z nimi w koalicję (w radiu RMF FM, marzec 2005 r.).

--------------------------------------------------------------------------------

Wystarczy? Sądzę, że tak. Jednak pozwólcie jeszcze na końcowe résumé, które Kaczyński sam sobie stworzył. Oto człowiek, który ma czelność mienić się premierem Polski, wypowiada w „Życiu Warszawy” 10 lipca 2006 roku takie oto zdanie: „Dla mnie raz dane słowo jest święte”. I wszystko jasne.

Marek Szenborn

 

 

„FAKTY I MITY” nr 39, 04.09.2007 r. KOMENTARZ NACZELNEGO

POLSKA RACJA STANU

Kampania wyborcza zawsze jest brudna i obłudna. Dlatego mam taką zasadę, że przed wyborami wyłączam słuch. Patrzę jedynie z żenadą, a częściej z rozbawieniem na to, co poszczególni kandydaci robią. To prawdziwe studium ludzkich zachowań, najczęściej patologicznych. Mając przed sobą wizję pełnego koryta i kilku lat wygodnego życia na koszt państwa, niemal wszyscy – tu zgadzam się z Romanem Giertychem – wariują. Zmieniają z dnia na dzień partie, opluwają swoich kolegów, zawierają sojusze z politycznymi antagonistami, robią z małżonków idiotów. Powszechność tych wyczynów wśród wybrańców narodu świadczy nie tylko o ich relatywizmie moralnym, choć tak się dziwnie składa, że im bardziej sztandarowy katolik, tym większa menda. Jest to również oczywisty dowód wyprania partii politycznych z resztek idei. Dziś można być członkiem PiS, jutro PO, a pojutrze dołączyć do LPR.

W ciągu tygodnia – byłym premierem z SLD i kolegą Leppera oraz Wrzodaka. Każdy też zawsze może wystartować z list PSL, zwłaszcza jeśli ma znane nazwisko lub pieniądze. Poglądy się nie liczą. A jeśli już odrobię, to przecież tylko krowa i marek Jurek ich nie zmieniają. W PO można być kruchtowym klerykałem jak Gowin czy Niesiołowski albo lewicującym liberałem jak Palikot czy Grabarczyk. Podobnie jest w LiD-zie, gdzie przyznanie się do bycia w młodości ministrantem (za przewodniczącym Olejniczakiem) należy do dobrego tonu, a znajomość z biskupem czy proboszczem świadczy o politycznym wyrobieniu...

Polskie partie polityczne – te znane i poważane – różnią się dziś w zasadzie tylko i wyłącznie stanowiskiem w sprawie wysokości podatków oraz poglądem na mniejszy lub większy interwencjonizm państwa w samorządy oraz gospodarkę. PiS-owi udało się też wykreować zupełnie nowy problem i stworzyć nowy podział: na lustrujących i lustrowanych. Ale to już czystej wody oszołomstwo i temat dla psychiatrów.

Wyżej wymienione partie jako takie są więc narodowi kompletnie nieprzydatne i zbędne, ponieważ kwestie podatków czy gospodarki leżą w gestii ekonomistów, nie zaś chłopów małorolnych, pielęgniarek, ślusarzy, elektryków czy nawet socjologów, lekarzy albo profesorów prawa – z całym szacunkiem dla wszystkich tych zawodów.

Zgadza się z Jarosławem Kaczyńskim w dwóch kwestiach. Po pierwsze, lubię koty i sam mam jednego (kotkę burmańską, u której – zastrzegam – Alik nie ma najmniejszych szans). Po drugie, tak jak premier uważam, że sensem istnienia partii politycznej jest popychanie kraju do przodu. Na tym podobieństwa się kończą, gdyż mój przód jest kaczym tyłem i na odwrót. Nikt mi na przykład nie wmówi, że postępowi w Polsce mogą się przysłużyć ludzie pokroju Bendera, Sobeckiej czy Macierewicza. Albo że skok cywilizacyjny można osiągnąć dzięki lustracji i babraniu się w archiwach, napuszczaniu jednej grupy społecznej na drugą, ośmieszaniu Polski za granicą, zamknięciu dla naszych towarów największego rynku zbytu po byłym ZSRR itp. Innymi słowy, nikt mi nie wmówi, że białe jest czarne, a czarne jest białe. Jak wiadomo, Jarosław Kaczyński jest innego zdania.

Partia polityczna powinna walczyć o coś więcej niż tylko stołki dla własnych liderów z wizją profitów lub satysfakcji z bycia w rządzącym układzie dla szeregowych członków.

Powinna mieć program, w którym zawarte są idee pewnych zmian – w dodatku w odróżnieniu od PiS – zmian pozytywnych. Niestety, takich partii nie było w śp. Sejmie i Senacie. Takie partie nie wygrają też nadchodzących wyborów, co w dużej mierze pozbawia te wybory sensu.

Jedyną organizacją polityczną w Polsce, która spełnia dwa ww. warunki, tzn. jest ideowa i zawiera program pozytywnych zmian, jest RACJA Polskiej Lewicy. Tylko członkowie RACJI PL otwarcie i odważnie przeciwstawiają się największemu – i to od wieków! – zagrożeniu dla naszego kraju: pełzającemu państwu wyznaniowemu. Tylko RACJA ma w swoim programie, i to w pierwszych jego punktach: wypowiedzenie konkordatu, wyprowadzenie religii ze szkół publicznych, usunięcie kapelanów z wszelkich branż i jednostek służb mundurowych, usunięcie symboli religijnych z budynków publicznych, opodatkowanie dochodów z działalności Kościoła, wprowadzenie podatku wyznaniowego, likwidację tzw. Funduszu Kościelnego oraz Komisji Majątkowej Rządu i Episkopatu, zaprzestanie jakiegokolwiek finansowania z publicznych pieniędzy inwestycji kościelnych.

RACJA jako jedyna partia w Polsce nie walczy o swoje. Walczy o polskie – czyli publiczne, NASZE. Jej celem jest świeckie, nowoczesne postępowe państwo i przeciwstawianie się siłom wstecznym, głównie klerykalnym. To RACJA PL, zamiast PO i LiD-u powinna konkurować dzisiaj z PiS-em i LPR-em podczas kampanii wyborczej, bo stanowi ich dokładne przeciwieństwo (odwrotnie do LPR czyta się nawet jej skrót: RPL). Taki jest dzisiaj podział: na normalną Polskę światłych, postępowych antyklerykałów i paranoiczną, zacofaną Wolskę braci Kaczyńskich.

Niestety, RACJA w tych wyborach nie wystartuje. I słusznie, bo jeszcze nie nadszedł jej czas. On nadejdzie, kiedy już nie kilka, ale kilkadziesiąt milionów Polaków przejrzy na oczy. Ten czas przyjdzie z młodym pokoleniem. Europa już dawno wyszła z kruchty i od dziesięcioleci zmierza w kierunku wartości humanistycznych, a Polska – choć jako maruder – podąża za nią.

Na II Generalnym Kongresie RACJI PL powiedziałem jej delegatom: Nie lękajcie się! Mamy, co prawda klerykalną noc i głupota wciąż jest w cenie. Ale właśnie dlatego wielu rodaków trzeźwieje. Są wśród nich nie tylko ateiści czy antyklerykałowie, ale także dotychczasowi wierni Polacy katolicy, a nawet wyborcy PiS sprzed dwóch lat... Najedli się już 3 milionów mieszkań, przejechali tysiąc kilometrów nowymi autostradami, przetrawili jakoś wyjazd dzieci za chlebem do Anglii, przegryźli teczkami SB, przepili wstydem za polskich mężów i Fotygi stanu. I mają dosyć. To np. nauczyciele w sklerykalizowanych szkołach czy choćby celnicy, którym zamiast podwyżek zafundowano 17 kapelanów. Otrzeźwienie społeczeństwa obserwujemy w redakcji „FiM”, prowadząc rozmowy i czytając listy od nowych Czytelników.

RACJA PL jest obecnie przebudowaną, silną organizacyjnie partią, gotową na nowe wyzwania. Z Przewodniczącą Marią Szyszkową z pewnością przebije się najpierw do świadomości, a później do umysłów i serc Polaków.

Nie lękajcie się przeto, bo Racja i Prawda nas wyzwolą.

Wszak kłamstwo ma krótkie nogi. To nic, że aż dwie pary...

Jonasz

 

 

„POLITYKA” - nr 30, 28.07.2007 r.

JAK MÓWIĆ, ŻEBY NIC NIE MÓWIĆ

Rozmowa z dr. Wojciechem Cwaliną, psychologiem marketingu politycznego, o sposobach, jakie mają na nas politycy

Maria Radziewicz: – Czy polityka sięgnęła tabloidu?

Wojciech Cwalina: – Oczywiście. Od kilku dekad mówimy o mediatyzacji polityki, czyli o tym, że gra polityczna rozgrywa się poprzez media. Tylko polityk obecny w mediach ma szansę, by dojść do władzy. Naturalną konsekwencją jest tabloidyzacja polityki. Pęd mediów, zwłaszcza komercyjnych, do przyciągania uwagi wymusza przekazywanie tego, co intrygujące, dziwne, skandaliczne. Konsekwencja i logika nie są tu istotnymi zasadami. Politycy elegancko się w ten pęd wpisują.

 

A muszą?

To jest sprzężenie zwrotne. Taki wzajemny chwyt za gardło. Żeby zaistnieć w mediach, trzeba wystawić się na obiektywy i mówić rzeczy bulwersujące czy nawet dziwaczne. Wypowiedzi i reakcje wyważone nie przyciągną uwagi ani dziennikarzy, ani widzów.

 

Zapotrzebowanie na debatę słabnie?

Zdecydowanie tak. Jedyną grupą, która od czasu do czasu poszukuje treści, są dziennikarze. Społeczeństwo mniej. Kto jest w stanie na dłużej skoncentrować uwagę na szczegółach reformy podatkowej? Albo na systemie pierwiastkowym? Ilu Polaków wiedziało, o co w nim chodzi? Debata po prostu zanika i to jest bardzo niebezpieczne. Debata polityczna sprowadza się do sloganów, poza którymi nie ma treści, bo nikt tej treści nie dopracował i nie przemyślał. Politycy nie lubią konkretów, bo jeśli posłużą się konkretem, to konkurencji łatwo wykazać, że to, co mówią, nie jest wcale takie logiczne ani sensowne. Oczywiście, polityk nie musi się na wszystkim znać. I niestety bardzo często się nie zna.

 

Amerykanie również miewają bardzo ostre, niemerytoryczne kampanie wyborcze, ale po nich zawieszają broń na rzecz konkretów.

Nie mitologizowałbym Stanów Zjednoczonych. Zresztą tamtejsza tradycja polityczna stanowi, że ten, kto przegrywa, nie jest już liderem swojej partii. A jeśli nie ma źródła konfliktu personalnego, to łatwiej zawiesić broń czy wypracować kompromis. W Stanach Zjednoczonych przegrani mają jednak alternatywę. Nie wypadają z obrotu publicznego. Nadal funkcjonują w ramach partii czy biznesu. U nas politycy przegrani nie mają alternatywy. Nie mieliby dokąd wrócić, więc wszyscy przegrani pozostali liderami partii. Sytuacja w Polsce jest dziwna także dlatego, że politycy nie do końca odróżniają marketing polityczny od rzeczywistości politycznej. Marketing jest pomieszany z polityką. Politycy nie rozumieją jeszcze, że marketing to forma, a nie ideologia.

 

W jakim stopniu ten brak merytorycznej dyskusji publicznej jest groźny? Gdzie znajduje się ściana, za którą trzeba rozmawiać o konkretach mimo wszystko?

Podejrzewam, że ta ściana gdzieś jest, ale nie widzę jej na razie. Taką ścianą może być sytuacja rosyjska, gdzie jest demokracja bez demokracji: może wtedy nastąpiłoby otrzeźwienie? Tymczasem postępuje psucie demokracji.

 

Na czym polega?

Psychologia nazywa to bezrefleksyjnością. Ludzie czują się zwalniani od myślenia. W uproszczeniu przekaz z mediów jest taki: po co się będziesz zastanawiał, posłuchaj, co mówimy i jak mówimy. Mamy rację i nie ma alternatywy. Konsekwencją jest między innymi to, że coraz trudniej jest stwierdzić, na podstawie czego ludzie podejmują swoje decyzje wyborcze. Wyborcy często sami nie wiedzą, dlaczego na kogoś głosują. A jak zaczynają podawać motywy, to są to zasłyszane slogany. To dzieje się nie tylko w Polsce.

 

Opozycja narzeka, że język władzy jest agresywny, emocjonalny, ale władza jakoś dobrze się z dużą częścią społeczeństwa porozumiewa. Donald Tusk mówi, że merytoryczne konferencje, na których prezentuje swoje rozwiązania programowe, nie wzbudzają zainteresowania. Wzbudzają je za to dmuchane afery albo detonowani co poniedziałek agenci. W związku z tym jego partia funkcjonuje jako ta bez pomysłu. Czy opozycja też musi zacząć mówić takim samym językiem, żeby trafić do człowieka?

Rozwiązaniami programowymi opozycji nikt nie jest zainteresowany, ale związane to jest z formą prezentowania tych programów. To są konferencje techniczne. Jeśli ktoś przychodzi na taką konferencję z czterystustronicowym dokumentem, to pobożnym życzeniem jest, że ktoś tego posłucha. To nie jest sposób komunikowania się z mediami ani ze społeczeństwem. Ludzie się wyłączają. Przecież nie będę słuchał o czymś, czego nie rozumiem, chyba że chcę przeżyć przygodę intelektualną. Dla wielu ludzi nie jest to jednak atrakcyjne wyzwanie.

 

Nie trzeba być specjalistą od marketingu, żeby się zorientować, że ludzie w każdym wypadku chętniej zwrócą uwagę na informację, że znany polityk jest agentem i złodziejem, niż na szczegóły reformy podatkowej.

Ross Perot, kandydat na prezydenta USA sprzed kilkunastu lat, w ramach swojej kampanii wykupił kilka półgodzinnych pasm w prime time w telewizjach sieciowych. Przez te pół godziny w jasny i zrozumiały sposób tłumaczył ludziom swój program gospodarczy. To był swoisty przebój. Oczywiście, afery zawsze będą bardziej nośne, ale nie oznacza to, że nikt nie będzie w stanie przedstawić swojego merytorycznego programu. Warto przy tym pamiętać, że demokracja jest ustrojem, w którym każdy obywatel dysponuje jednym głosem. Niezależnie od tego, czy jest wykształcony, czy nie, czy jest bogaty, czy ubogi. Nie jest tak, że – mimo żalu niektórych polskich ugrupowań – gwarancją zwycięstwa wyborczego jest poparcie zdobyte wśród osób wykształconych i mieszkających w Warszawie. Jest ich po prostu zbyt mało. Trzeba umieć mówić językiem zrozumiałym także dla pozostałych obywateli.

 

Czy zwalnianie ludzi z myślenia jest jedynie efektem tabloidyzacji mediów i polityki? Czy bywa działaniem celowym podejmowanym przez polityków?

Partie wolą, jeśli ludzie nie myślą i nie zadają pytań merytorycznych. Po co ktoś ma pytać o sytuację polskich przedsiębiorców czy rolę Polski w UE po 2014 r.? Wydaje się, że obecnie mamy do czynienia z bardziej intensywnym procesem promowania bezrefleksyjności niż jeszcze parę lat temu.

 

Emocjonalny przekaz medialny wydaje się przykrywać pewną bezwładność władzy wykonawczej. Nie ma specjalnej pracy nad reformami, za to w mediach widać wciąż władzę zmagającą się ze Złym.

To możliwe. W ostatnim czasie mieliśmy zdecydowany protest pielęgniarek. W tym samym czasie media, komercyjne i publiczne, koncentrowały się jednak na relacjach ze szczytu w Brukseli. Co oczywiście jest zrozumiałe w związku z wagą tego wydarzenia. Relacje te układały się jednak wręcz w format serialu sensacyjnego. Sytuacja brukselska została przez władze zaprezentowana jako mocno naładowana emocjami, a premier jako bojownik sprawy polskiego pierwiastka. Więc media nadawały te relacje na okrągło, chociaż nie bardzo było wiadomo, co się naprawdę na tym szczycie dzieje. W tym samym czasie pielęgniarki znalazły się niejako za zasłoną. Czasem była ona uchylana, ale raczej jako przerywnik dla batalii brukselskiej, co z marketingowego punktu widzenia sprzyjało rządzącym. Niosło jednak także pewne zagrożenie. Kiedy liderzy europejscy rozpoczęli telefoniczne negocjacje z premierem, chociaż oficjalnym negocjatorem był prezydent, to wizerunek prezydenta został mocno nadwerężony. Może sprawiać to wrażenie, że, owszem, zostało to zaplanowane, ale chyba nie do końca profesjonalnie.

 

O tym, że kategorię marketingowej zasłony wykorzystuje obecna władza, świadczy wypowiedź premiera, że pielęgniarki świadomie sprzęgły swój protest z przygotowywaną reklamówką PO.

Czasem spiski rzeczywiście istnieją, ale znacznie częściej ich poszukiwanie ociera się o absurd. Nie mówię, że to charakteryzuje jedynie premiera czy rząd. Myślę o metodzie komunikowania się. Ludzie lubią wierzyć w spiski, bo spiski zwalniają od odpowiedzialności i z konieczności zastanawiania się nad rzeczywistością. Dostarczają łatwego wytłumaczenia niepowodzeń.

 

Czy w jakimś momencie teoria spiskowa przestaje działać jako metoda?

Wydaje mi się, że jako metoda będzie działać jeszcze długo. Natomiast z całą pewnością pewne spiski mogą zostać zdyskredytowane poprzez ich kompletne ośmieszenie. Ale to wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Ja bym zresztą nie przeceniał praktycznej roli tej zasłony dymnej. Oprócz rządu Jerzego Buzka nie było ekipy skłonnej do realizowania obietnic wyborczych. No i fakt, że tamten rząd zużył się błyskawicznie przy wprowadzaniu reform, jest dla następnych ekip jedynie przestrogą. Pewna wypowiedź Leszka Millera jest kwintesencją tego stylu uprawiania polityki. Po wygranych wyborach udzielał on wywiadu radiowego. Zapytany, dlaczego nie realizuje obietnic wyborczych, odpowiedział: A dlaczego mam je realizować? I tłumaczył: Gdybyśmy wygrali jako partia, to może byśmy realizowali. Ale jest koalicja, więc nie możemy niczego realizować, bo potrzebny jest kompromis, w imię którego musimy z naszych obietnic zrezygnować.

 

Więc nie ma ucieczki przed wyborczym oszustwem?

Marketing polityczny to jest handel nadzieją. A nadzieja jest wspaniałym uczuciem.

 

Człowiek woli być pięknie oszukiwany niż nieoszukiwany w ogóle?

Licytowanie obietnic jest atrakcyjne. Czy są one oszustwem? Przed wyborami trudno jest to z całą pewnością stwierdzić. Wyborca zawsze ma nadzieję, że może tym razem coś zmieni na lepsze. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie jest gotów na to, aby być oszukanym. Oczywiście jeśli oszustwo nie jest absurdalne. Przy czym stopień odporności obywateli na absurd jest różny. Okazało się na przykład, że obietnica wybudowania 3 mln mieszkań, jeśli miała wpływ na wybory, była dla społeczeństwa nieabsurdalna.

 

Czy prawdą jest, że gdyby wyborca miał wybierać, to woli, by potencjalnemu wrogowi stała się krzywda, niż żeby jego potrzeby zostały zaspokojone? Czy w marketingu politycznym bierze się taką prawidłowość pod uwagę?

To, o czym pani mówi, nazywa się efektem negatywności i jest elementem natury człowieka. Łatwiej jest obrzucić kogoś błotem, niż zbudować swój własny pozytywny wizerunek. Skuteczność zależy od tego, na ile ma się komuś poprawić i na ile komuś ma się pogorszyć. Z reguły jest tak, że pogorszyć można natychmiast, a jeśli myśli się o poprawie, to jest to zwykle proces długotrwały. W psychologii zjawisko to określa się jako efekt odraczanej gratyfikacji. Nie każdy potrafi czekać. Nie każdy jest też w stanie przedstawić tak atrakcyjną i wiarygodną wizję przyszłości, aby warto było czekać. Stąd łatwiej jest wykazać, że konkurent jest oszustem, niż że ja jestem mesjaszem.

 

Kiedy protest społeczny może przebić się przez zasłonę dymną, o której pan wspomniał? Nauczyciele się nie przebili, pielęgniarki i lekarze walczą.

Fiasko nauczycieli mnie nie zdziwiło. To jest grupa społeczna, która ma stosunkowo wysoką rangę społeczną, ale ograniczone narzędzia nacisku. W zasadzie może jedynie zagrozić wstrzymaniem matur, bo już w trakcie roku szkolnego protest nauczycieli na pewno spotkałby się z poparciem wielu uczniów, ale raczej nie wzbudził większych obaw wśród rządzących. Nie dysponują oni fizyczną siłą nacisku, którą mają górnicy. Lekarze, pielęgniarki mają z kolei wyższą rangę społeczną. Ich strajk niesie wyższe, bardziej konkretne ryzyko. Zarówno dla rządzących, jak i dla obywateli. Nie jest więc zaskoczeniem, że większość Polaków popiera ich żądania. Ale i to poparcie ma swoje granice. Rządzący z pewnością kalkulują, gdzie jest próg zmęczenia społeczeństwa.

 

Dlatego podejście rządu do protestu nie musi być merytoryczne? Można po prostu przeczekać?

Rząd w podobnej sytuacji może myśleć tak, jak myśli się podczas negocjowania z terrorystami: jak raz ulegniemy – będzie po wszystkim. To obawa przed jednym publicznym ustępstwem, które pociągnie za sobą lawinę kolejnych protestów i żądań.

 

To jest dość specyficzny rodzaj komunikacji ze społeczeństwem.

Retoryka walki obowiązuje obecnie non stop. W walce kluczową sprawą jest armia. Dopóki jest wystarczająco liczna i zwarta, walczy się dalej. Obecnie poparcie dla PiS jest stabilne. Ale trzeba mieć świadomość, że dla wielu wyborców wzburzonych działaniem rządu odrzucenie PiS, żeby jego miejsce zajęła PO, nie jest żadną alternatywą. Rząd o tym wie i czuje, że ma szeroki margines swobody.

 

A dlaczego, mając armię spójną i mocną, rząd nie chce przeprowadzić reformy służby zdrowia?

Trudno jest ocenić, czy nie chce. Na czym miałaby ona polegać? Kto miałby to zrobić i jak? Czy pani sobie może wyobrazić, że rząd PiS poparłby na przykład prywatyzację służby zdrowia, nawet gdyby była najbardziej racjonalna? A co na to powiedzieliby obecni koalicjanci? Takie propozycje, z dużą ostrożnością, można by ewentualnie włożyć w program PO. Teraz na to nie można liczyć, ponieważ takie działania odbiłyby się – albo tylko wielu ludzi myśli, że odbiłyby się – na ludziach starszych. Dla nich samo myślenie, że mogliby zapłacić za służbę zdrowia, jest nie do pomyślenia. Podobnie dla ludzi z małych miejscowości, gdzie pensje są niższe niż w dużych miastach. Gdzie nie ma tak wielu konkurujących ze sobą ofert porad medycznych. Społeczeństwo dramatycznie się starzeje. Aby wygrać wybory, w coraz większym stopniu trzeba skupić się na najstarszej części elektoratu. Dlatego raczej nie należy się spodziewać żadnej restrukturyzacji służby zdrowia, która niosłaby dla niego jakieś zagrożenie. Nadto, mamy do czynienia z centralizacją władzy, niechęcią do delegowania władzy na niższe szczeble hierarchii rządowej.

 

Jakie są konsekwencje takiej centralizacji?

Takie, że pozostają rejony nietknięte, bo fizycznie kilku ludzi nie da rady wszystkiego dopilnować. W związku z tym niektórym ministerstwom będzie poświęcona większa uwaga, a niektóre zapadną w letarg. Jeśli każda decyzja musi być centralnie zaakceptowana, to lepiej nic nie robić, niż zrobić coś, co może się nie spodobać. To prosta zasada biurokratyczna.

 

To jest niedobra perspektywa dla świadomego wyborcy, dla obywatela.

Być może to jest smutne, ale tak zaczyna wyglądać współczesna polityka.

 

Czy nie wygląda tak źle także z tego powodu, że spada jakość samych polityków?

Wiele osób, które mają określone kompetencje, pomysły, ma także szacunek do siebie i pewną dozę realizmu. Obserwując, co dzieje się w stabloidyzowanym świecie polityki, postanawiają trzymać się od niego jak najdalej. Nie oznacza to jednak, że nikt ich w nim nie zastąpi! Każde wybory pokazują, jak wielu jest chętnych do tego, aby zasiąść w ławach parlamentarnych. Dla wielu z nich jest to niezłe miejsce pracy, w którym można zrealizować nie tyle coś dla innych, co raczej coś dla siebie. Wyborcy wydają się również odczytywać taką sytuację. Poza pewnymi wyjątkami frekwencja wyborcza przejawia tendencję spadkową. Być może za parę lat zbliżymy się do sytuacji, gdy do urn pójdzie 10 proc. uprawnionych. Wybory będą ważne – ale czy wybrani w nich reprezentanci będą mieli faktyczne przyzwolenie społeczeństwa na realizację swoich wizji? Podchodząc do tej sytuacji bardziej cynicznie można jednak powiedzieć, że człowiek, wyborca, przyzwyczaja się do rozmaitych warunków życia. I politycy o tym wiedzą.                                                                          

Rozmawiała Maria Radziewicz

 

Wojciech Cwalina jest adiunktem w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Był doradcą w politycznych kampaniach wyborczych od 1997 r. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Marketingu Politycznego i stypendystą Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Od 2002 r. należy do rady redakcyjnej „Journal of Political Marketing”. Razem z prof. Andrzejem Falkowskim napisał pierwszy w Polsce podręcznik prezentujący marketing polityczny z perspektywy psychologicznej.

 

 

PRZECIEŻ OBECNI TZW. POLITYCY TO SĄ TYLKO AKTORZY NAJDŁUŻSZEGO TASIEMCA/PROGRAMU NA ŻYWO POD TYTUŁEM: KTO BĘDZIE DŁUŻEJ PRZY ŻŁOBIE (KTO LEPIEJ ZBAJERUJE WIDZÓW/WYBORCÓW); WYSPECJALIZOWANI W PRZEKONYWANIU DO SIEBIE GADACZE-PRÓŻNIACY, CYNICZNI OBIECYWACZE-CWANIACY – EGOIŚCI ZAJMUJĄCY SIĘ KRÓTKOWZROCZNIE SWOIMI INTERESAMI.

                                                                                                 POLITYCZNE WYSTĘPY, ITP.

Z pomocą fryzjerów, krawców diet odchudzających, specjalistów od wizerunku, na podst. badań opinii społ., sporych pieniędzy, tzw. pleców, chemii (alkoholu, narkotyków, leków) itp. powstaje widowisko podobne do jarmarku, targowiska, festynu, po którym wygrywają najzamożniejsi, najmocniejsi..., najzdolniejsi... aktorzy by dalej grać swoją rolę...! Jest niedopuszczalną niedorzecznością, by wyborcy decydujący o wyborze osób na tzw. funkcje publiczne kierowali się (i mieli taką możliwość) ich: wyglądem, zachowaniem podczas występów..., zdolnościami oratorskimi, mimicznymi, aktorskimi, prywatnym (w tym seksualnym) życiem itp. zamiast pomysłami – zobowiązaniami (...) przedwyborczymi; zdolnościami i umiejętnościami (które decydują o losie społeczeństwa) potrzebnymi na danym

stanowisku, o czym można poinformować w zupełnie inny - nie osobiście - sposób, z pomocą elektronicznego przekazu i nośników inf., biuletynów – gdzie

programy wszystkich kandydatów byłyby zawsze razem (więc można by było je porównać, a nie czytać tylko te, które akurat trafiły do rąk wyborców). Wówczas bez widoku odp. przygotowanej twarzy, sylwetki i dekoracji, można chłodniej ocenić co jest przygotowaną  przez specjalistów populistyczną papką, a co rzeczową dalekowzroczną propozycją. Politycy, pracownicy administracji państwowej i inne tzw. - obecnie - publiczne osoby nie są od tego, by robić dobre wrażenie, lecz od konstruktywnych działań. A nie wszyscy, którzy są do tego zdolni potrafią, mogą, chcą i powinni stawać się własnością mediów, z wszystkimi tego konsekwencjami.

 

 

                                            JESTEM PRZECIWNY ISTNIENIU PARTII POLITYCZNYCH

JAK DOWODZI PRAKTYKA, ROZCZAROWUJĄ ONE NAWET SWOICH WŁASNYCH WYBORCÓW.

Taka forma zarządzania państwem nie sprawdza się gdyż towarzyszą  jej patologie (jak to zresztą najczęściej bywa w organizacjach z tzw. możliwościami...), do których należy m.in. tzw. upartyjnienie administracji państwowej – gdzie o jej obsadzie nie decydują przede wszystkim zdolności i efekty pracy, tylko przynależność, lojalność wobec aktualnie kombinującego, zarabiającego u władzy ugrupowania. Kolejną sprawą  jest tzw. dyscyplina partyjna gdzie np. przekupiony, ogłupiony, szantażowany bądź myślący inaczej... przewodniczący decyduje na co głosują jego członkowie. Okazuje się więc, iż wybrańcy części narodu są tylko marionetkami, którymi się dyryguje! To one rekomendują, promują i nagradzają za lojalność, usłużność, posłuszność, itp. - czyli praktycznie decydują, przesądzają o tym, czy, kto i jakie stanowisko otrzyma - czyli wszystko wokół i dla partii! Więc ci, którzy nie należą do kliki i nie posiadają sporych środków finansowych, praktycznie nie mają realnych szans na własne działanie!

Lecz póki istnieją, jest to praktycznie najskuteczniejsza forma zdziałania czegoś w tym kraju. Mam nadzieję, że gdy RACJA Polskiej Lewicy (założona przez byłego księdza, a obecnie redaktora nacz. nieklerykalnego tyg.: „Fakty i Mity”) dojdzie do władzy, to wyzwoli nasz kraj od czarnego jarzma - wprowadzając normalność również w innych kwestiach - a następnie rozwiąże się jako ostatnia taka formacja w dziejach naszego kraju.

 

 

Propozycja dla partii RACJI Polskiej Lewicy (najchętniej jako Racjonalna Partia Postępu RACJA):

Niekoniunkturalna partia intelektualistów racjonalistów, (a w obecnej - nie z naszej... winy - sytuacji - w imię żywotnych - w b. szerokim tego słowa znaczeniu!! - interesów naszego państwa, społeczeństwa - z konieczności - antyklerykałów) – ludzi twórczych, postępowych; swoje działania, program opieramy na postulatach zawartych w internetowym piśmie www.wolnyswiat.pl .

Zajmiemy się naprawą państwa w szerokim tego słowa znaczeniu, w tym w takiej perspektywie; władza będzie nam służyć wyłącznie do realizacji zadań, a nie zaspokajania własnych potrzeb (u nas nie ma msa dla nieudaczników, karierowiczów, koniunkturalistów itp., dla których władza jest jedynie okazją do zdobycia pieniędzy!). A więc m.in. wprowadzimy racjonalną gospodarkę, czyli m.in. ekologiczne zaspokajanie potrzeb, przemysł nie generujący zanieczyszczeń – dalszych problemów, w tym wydatków; normalną edukację m.in. obejmującą wszystkie normalne, naturalne aspekty życia, bez żadnych, w tym np. religijnych, wypaczeń, bzdur i nonsensów, rzeczywistą ekonomię, w tym ściśle powiązaną z nią ekologię, politykę – zarówno dzieci jak i dorosłych. – To oczywiście w wielkim skrócie, całość znajduje się na wymienionej stronie oraz na naszej www.racja.org.pl .

 

Takiej partii jeszcze nigdy i nigdzie na świecie niebyło; nie jesteśmy uwikłani w żadne układy, zależności (np. nie będziemy zabiegać o przychylność kleru, a wręcz przeciwnie – czas destrukcyjnego, pasożytniczego prosperowania tej organizacji trzeba zakończyć!); nie będziemy zajmować się tematami zastępczymi, bzdurami, manipulowaniem (np. za pomocą mediów elektronicznych) społeczeństwem; nie będziemy zabiegać o tanią, krótkowzroczną, bezmyślną popularność (np. większych czy bardziej zorganizowanych grup społeczeństwa - wyborców - kosztem mniejszych czy rozproszonych).

Wszyscy do tej pory rządzący byli u władzy wielokrotnie (polecamy uświadamiającą opisującą to w skrócie ulotkę na stronie www.wolnyswiat.pl :

6. ILE NAS KOSZTUJĄ, CO IM ZAWDZIĘCZAMY, CZYM SIĘ ZAJMUJĄ... PARTIE - RZĄD, SAMORZĄDY (CZ. 1):

http://www.wolnyswiat.pl/6h3.html 

6a) ILE NAS KOSZTUJĄ, CO IM ZAWDZIĘCZAMY, CZYM SIĘ ZAJMUJĄ... PARTIE - RZĄD, SAMORZĄDY (CZ. 2):

http://www.wolnyswiat.pl/6ah3.html 

 

Uważamy, iż wyróżniać ludzi należy wyłącznie z uwagi na konstruktywne efekty działań do których się przyczynili (a nie działających wyłącznie dla własnych korzyści, np. dzięki zażyłości z rządzącymi, dobrej oprawie medialnej, dużej liczebności członków jakiejś grupy i zdolności do manipulowania i wykorzystywania ludzi – jej ofiar, długiego powodu istnienia organizacji (tradycji) itp. Bo to nie są konstruktywne działania, cechy, racjonalne argumenty, powody).

Jesteśmy odważni, będziemy zdeterminowani, konsekwentni, nie rzucamy słów na wiatr – trzymajcie nas za słowo!; czas zrobić porządek w parlamencie!; kto proponuje coś podobnego???

PS

Jeżeli Partia RACJA jeszcze taką nie jest to zróbmy wszystko by taką się stała. Nasza przyszłość w naszych rekach! Uwierzcie że tak naprawdę jest i wreszcie działajcie!

W każdym, czy w najgorszym razie jest to najmniej złe rozwiązanie – wszyscy inni już byli (...), więc głosowanie na kogokolwiek z nich jest najgorszym rozwiązaniem (poza tym jaką dotychczasowi wybrańcy mają motywację do konstruktywnych działań skoro ludzie w kółko ich wybierają (tylko pod różnym szyldem)...).

Pieczę nad tą partią pełni jej założyciel i jej honorowy przewodniczący P. Roman Kotliński, który jest redaktorem naczelnym najrzetelniejszego, najodważniejszego, niekoniunkturalnego pisma „Fakty i Mity” (logiczne jest więc że osoby tam publikujące są wysokiego lotu), postać światła, wybitna (będzie kandydować na prezydenta RP w najbliższych wyborach) a więc zasługująca na zaufanie; ja również nieformalnie niemal od początku współpracuję z Nim- Redakcją; do tego dodajmy innych, takiego poziomu ludzi, których możemy przyciągnąć. Pozostałe, opisane partie, zasilające je zdemoralizowane, zdegenerowane uwikłane, powiązane w układy, zależności itp. elementy..., praktycznie nie rokują nadziei na konstruktywną działalność – czego dowodzą od lat (poza tym w ich przypadku, oprócz że nie mają nawet odpowiedniego potencjału, niema takich „mechanizmów” kontrolnych – znacie Jonasza- redakcję „FiM”, mnie)! Jak nie RACJA, to kto...

Red.

 

 

Zrównoważony rozwój, harmonia, etyka, logika – racjonalizm, czy utopia?

POLSKA UTOPIJNA (KOMUNISTYCZNA, KAPITALISTYCZNA; WYZNANIOWA; SOCJALNA, KONSUMPCYJNA; ZDEGENEROWANA, W TYM POPULACYJNIE) CZY ROZSĄDNA -, RACJONALNA; SPOŁECZEŃSTWO SCHOROWANE, BIEDNE, CIEMNE, INTELEKTUALNIE I EKONOMICZNIE ROZWARSTWIONE, Z ZNISZCZONYM ŚRODOWISKIEM NATURALNYM, CZY ZDROWE, O WYSOKIM POZIOMIE WIEDZY, ŚWIADOMOŚCI, EFEKTYWNIE WYKORZYSTYWANYM KONSTRUKTYWNYM POTENCJALE, ZARADNE, ZAMOŻNE, ŻYJĄCE W ZDROWYM, W STANIE RÓWNOWAGI, ŚRODOWISKU NATURALNYM?

PS1

DO OPONENTÓW MOJEJ OCENY DEMOKRACJI W PRAKTYCE A JEDNOCZEŚNIE ZWOLENNIKÓW MOICH POSTULATÓW: ONA SIĘ WAM PODOBA ALE TYLKO W TEORII; WAM BARDZIEJ ZALEŻY NA SPOSOBIE, MI – NA EFEKCIE DZIAŁAŃ (NAWET W NAJBARDZIEJ OPTYMISTYCZNYM WARIANCIE DEMOKRACJA NIE DA NAWET POŁOWY TEGO CO USTRÓJ RACJONALNY W NAJGORSZYM).

METODY DZIAŁANIA, SYSTEMY RZĄDZENIA MOŻNA PODZIELIĆ M.IN. POD WZGLĘDEM SKUTECZNOŚCI (OCZEKIWANIA TO JUŻ ODRĘBNA SPRAWA, I NA TEJ PODSTAWIE JUŻ MOGĄ BYĆ ODRĘBNE OCENY. ALE DO CZEGO PROWADZĄ OBECNE ROZWIĄZANIA (...)...) NA 3 PODSTAWOWE GRUPY: 1. SKUTECZNE, 2. ŚREDNIO SKUTECZNE, 3. NIESKUTECZNE. DO JAKIEJ ZALICZA SIĘ DEMOKRACJA...

Proszę zrealizować moje postulaty w ustroju demokratycznym/kapitalistycznym przed wymarciem większości gatunków fauny i flory, zatruciem resztek względnie czystej wody, powietrza, gleby, przed wystąpieniem zmian klimatycznych, wyczerpaniem surowców itp. (ja się staram od 2000 roku)... (Na przykładzie mieszkańców Wyspy Wielkanocnej, którzy w ciągu kilkuset lat praktycznie doszczętnie wytrzebili na niej zwierzęta, rośliny, w tym wycieli wszystkie drzewa, i w efekcie zostali kanibalami, zjadaczami skorupiaków, itp... Czy też współprzyczyniły się do tego, bądź stało się to za sprawą  przywiezionych beztrosko (trudno by je na łodziach nie zauważyć, tym bardziej że musiały coś jeść) czy świadomie bezmyślnie szczurów. Nie potrafiono się też zmobilizować by je wytrzebić.)

( „WPROST” nr 6, 13.02.2005 r.

WYPALILI AUSTRALIĘ?

To ludzie sprawili, że środkowa część kontynentu australijskiego jest pustynią. Badania uczonych z University of Colorado wskazują, że gdy przed 50 tys. lat do Australii dotarli pierwsi osadnicy, szybko wyginęło tam wiele dużych zwierząt (m.in.19 gatunków torbaczy, siedmiometrowe jaszczurki oraz żółwie wielkości małego samochodu) i roślin. Wykopaliska wskazują, że osadnicy używali ognia do polowań, oczyszczania ścieżek i pól uprawnych czy wysyłania sygnałów. „Systematyczne wypalanie roślinności doprowadziło do zmian klimatycznych na kontynencie” – mówi prowadzący badania prof. Gifford Miller. Dziś w środkowej Australii spada trzy razy mniej deszczu niż na jej wybrzeżach.

(JAS)

„FAKTY I MITY” nr 10, 13.03.2008 r.

JAK NIE OSAMA, TO PYTONY

Inwazja boa dusicieli, na USA. Wkrótce ogromne pytony opanują jedną trzecią terytorium kraju. Brzmi to jak szkic scenariusza trzeciorzędnego horroru, ale naukowcy zapewniają, że taka jest prawda.

Pyton birmański, kiedy osiągnie dojrzałość, ma długość 7 metrów i wagę ponad 100 kg. Wkrótce po narodzinach wcale na to nie wygląda i dlatego Amerykanie chętnie kupowali pytonki jako zwierzątka domowe dla dzieci. Zdając sobie poniewczasie sprawę z realiów, pozbywali się węży, wypuszczając je na wolność.

Pierwsze pytony odkryto w połowie lat 90. we florydzkim parku narodowym Everglades. Do roku 2003 zadomowiły się tam na dobre i zaczęły rozmnażać. Pytony  z reguły nie atakują ludzi, żywią się jeleniami, rysiami, kotami, psami, nawet aligatorami; owijają się wokół ofiary i miażdżą  ją. Są to stworzenia łatwo adoptujące się do nowych warunków i kolonizujące nowe obszary. Wkrótce pojawią się w teksasie i innych południowych stanach, przemieszczając się aż do San Francisco na zachodzie i Wirginii na wschodzie. Ponieważ są łakome, stanowią duże zagrożenie dla miejscowej fauny. Gdy tę przetrzebią, mogą zainteresować się istotami dwunożnymi...

ST

[Żadnych rozsądnych wniosków ze skutków wypuszczenia na wolność, przez pierwszych przybyszów z poza tego kontynentu, w Australii m.in. psów, świń, królików i kotów – które doprowadzają do zagłady lokalną faunę i florę. Tak więc nie tylko Polacy są przed szkodą i po szkodzie głupi... – red.])

PS2

PARTIE POLITYCZNE W PRAKTYCE...

Wiadomo iż jawnie przestępcze organizacje budzą powszechną niechęć, potępienie i są prawnie ścigane – ich członkowie ponoszą  prawnie przewidziane konsekwencje swojej działalności. Pytanie jednak brzmi: czym się one różnią od organizacji politycznych czyli tzw. partii jeśli chodzi o skutki dla nas: dla gospodarki, naszej sytuacji finansowej, zdrowotnej? – Otóż m.in. znaczną bezkarnością i aprobatą części społeczeństwa (oprócz że zalegalizowaną formą pobierania haraczu)(członkowie org. politycznych również kierują się jedynie swoimi pobudkami materialnymi. Również straszą, obiecują, zapewniają tzw. ochronę, przekupują siebie nawzajem (m.in. stanowiskami, ignorowaniem łamania prawa przez tzw. swoich, bądź/i przeciwników politycznych), wyborców dotacjami, a członków katolickiej org. relig. jeszcze m.in. nieruchomościami, gruntami – oczywiście wszystko nie własnymi)(...)...

Ktoś powie: no dobrze, ale niektóre ich działania np. ustawy przynoszą korzyści.

Mafie też dają korzyści, gdyż zajmują się m.in. legalną działalnością, zapewniając pracę, załatwiają różne sprawy np. u urzędników, dostarczają też tanie... fałszywe pieniądze, alkohol, narkotyki, papierosy – zaspokajają potrzeby (podobnie jak np. dotowane (przekupywani) dzięki politykom rolnictwo, górnictwo – przyczyniające się m.in. do degradacji środowiska, chorób, śmierci; ubóstwa społeczeństwa, wydatków)...

Tak więc porównanie jest dość adekwatne i powinno dać do myślenia (a dodam jeszcze, iż wielu polityków współpracowało a nawet działało dzięki mafiom; wiele zaniechań, czy działań prawnych było robionych pod ich dyktando).

Napiszę na wszelki wypadek wprost: skoro politycy są wybierani dla działań prospołecznych, a zamiast tego zajmują się jedynie własnym interesem (w efekcie, praktycznie, ich działania są też aspołeczne, za co jeszcze pobierają wypracowane prze społeczeństwo pieniądze) to jaki ma sens dalsze na to zezwalanie, taka forma rządzenia?! Przecież to jest oszustwo, rabunek – działalność szkodliwa, w tym demoralizująca!

PS3

Do zwolenników demokratycznej utopii. Co P. mówią m.in. takie nazwiska jak: Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński...; nazwy partii jak: AWS (obecnie PO), SLD, PiS (była AWS), Samoobrona, LPR; jak Państwo interpretują takie inf.: 500 miliardów/pół biliona zł wynosi zadłużenie, prawie 60 proc. społeczeństwa żyje poniżej minimum socjalnego, 13 proc w skrajnej nędzy, wszystkie wody powierzchniowe i znaczna część tzw. podskórnych są zanieczyszczone, mamy schorowane społeczeństwo, w tym miliony rencistów (efekty wyborów większości, milionów wyborców), 70 proc odbiorców informacji nie rozumie ich treści, z tego ponad 40 proc. prawie w ogóle itp...; Dodajmy jeszcze, że nasze społeczeństwo wydaje rocznie prawie 12 mld zł na truciznę nikotynową, trując nią siebie i innych, kolejne miliardy na truciznę alkoholową i narkotyki, następne miliardy na szkodliwe produkty spożywcze, kolejne miliardy przeznacza na pogrążającą gospodarczo nasz kraj i intelektualnie nasze społeczeństwo wiadomą org. religijną...; itp., itd...

PS4

Kim trzeba być, w tym jak bardzo zaślepionym, upartym, by nie przyjmować tych faktów do wiadomości...; nie rozumieć sytuacji, nie wyciągać z tego rozsądnych wniosków (nie mieć na to odwagi)...; by propagować system przyczyniający się do takich efektów...; utopijnym, by w jego umacnianiu widzieć szansę polepszenia sytuacji...

PS5

Jako analogię podam jeszcze przykład mitu o dobroczynnych, kochających zwierzęta, psiarzach.

Czy psiarze tak kochający zwierzęta (i ludzi)... zastanowili się też [oprócz że: nad cierpieniami m.in. zamykanych na wiele godzin psów; skutkami powodowanych przez psy hałasów, robionych kup - a więc stresami i innymi problemami - dla otoczenia]: skąd się bierze mięso dla ich pieseczków – wzięli pod uwagę cierpienia zwierząt podczas chowu i uboju przemysłowego, skutki tego chowu, przemysłu dla przyrody i ludzi...?!!

Dodam jeszcze, iż miliony ludzi (w tym część to dzieci) nie mają co jeść, podczas gdy kochający ludzi psiarze... wydają  miliony złotych m.in. na karmy dla psów!

 

Demokracja to rządy głupców; jest najgorszym z możliwych ustrojów, gdyż są to rządy hien nad osłami (Arystoteles, ur. 384 p.n.e., zm. 324 p.n.e.)...

 

Ø      Zawsze będą użyteczni... idioci propagujący, w odpowiednim czasie..., faszyzm, komunizm, katolicyzm, narkomanię (chcą legalizacji narkotyków), homoseksualizm (homomaniacy tych, którzy nie chcą mieć z tym nic wspólnego nazywają homofobami... Proszę nie mylić natręctwa, nachalności, eksponowania, propagowania z równouprawnieniem, a braku rozsądku z tolerancją).

PS

GDYBY CI LUDZIE POSIADALI CHOCIAŻ PODSTAWĄ WIEDZĘ NA TEMAT TEGO CO PROPAGUJĄ TO ZAJMOWALIBY SIĘ PRZED TYM PRZESTRZEGANIEM, A NIE PROPAGOWANIEM!

Czy ludzie nie posiadający elementarnej wiedzy na temat danej religii, organizacji religijnej; unikający/nie przyjmujący do wiadomości (niektórzy nawet walczą z jej źródłami) RZETELNEJ WIEDZY - czyli niekompetentni w tym temacie - powinni wypowiadać się na te tematy, a co dopiero zajmować tego propagowaniem...

A co sądzić o tych, którzy wiedzą - w tym o opartym na całkowitym fałszu; destrukcyjnym jej działaniu - a mimo to wspierają - z wzajemnością... - daną organizację religijną...

 

 

 

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Ø      NIE WIDZĘ MSA W POLITYCE DLA POSTKOMUNISTÓW/I KATOLIKÓW.

Byli komuniści mają kompleksy, poczucie winy za współudział, współtworzenie poprzedniego, niepopularnego, systemu. Stąd tak ogromna u nich potrzeba akceptacji społecznej, dlatego też tak ochoczo weszli w kolejny - aktualny... - nurt katolicyzmu; zawsze będą  posłuszni aktualnemu systemowi - tak samo jak rasowi katolicy - a nie interesowi społeczeństwa.

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rys. z „FiM”

 

Ø      Najlepsze prawicowe i lewicowe sposoby na pogrążanie społeczeństw, wywoływanie wojen: szerzenie, wprowadzanie, religijnej, ustrojowej, socjalnej - pogrążającej ekonomicznie, intelektualnie (w tym prowokowanie emocjonalnego (stadnego) myślenia, a w efekcie takiego postępowania) - utopii, rozmnażanie się bez dbania o jakość potomstwa i umiaru, utrzymywanie uprzywilejowanych nierobów (a w efekcie m.in. rabunkowa eksploatacja surowców, zagłada życia; długi, bieda) – razem = OSIĄGNIĘCIA CYWILIZACJI...!!! („WŚ” nr 1, 2, 3).

PS

Ci ludzie mają niski poziom świadomości, więc postrzegają rzeczywistość w b. ograniczonej perspektywie, terytorialnej, czasowej (a co ich to obchodzi co będzie po ich kadencji; jak umrą), odnośnie form życia, a nawet w obrębie własnego gatunku dzieląc go na naszych oraz pozostałych, konkurentów, przeciwników ich grupy – jej interesów (a nie np. na szkodliwych i pożytecznych – z uwagi na swe zdolności. Więc dobierają ludzi według przynależności, a nie kompetencji). Ich działania, wynikłe z instynktu stadnego, egoizmu (własnego powodzenia, kariery), ograniczają się do walki, niszczenia wrogów (co daje wyznawcom, członkom stada, poczucie bezpieczeństwa – skoro wrogowie są niszczeni, a przynajmniej trzymani na dystans, oraz popularność walczącym – obrońcom) – więc energia jest w ten sposób marnotrawiona; płytkiego, krótkowzrocznego zaspokajania potrzeb, własnej grupy, ku własnej (krótkotrwałej) chwały. Więc potencjał twórczy konkurentów, ich powodzenie jest według nich dla nich szkodliwy (stąd to słynne, odzwierciedlające rzeczywistość, powiedzenie: Nim gorzej, tym lepiej...). Więc jakie warunki takie efekty...!

 

Ø      Demokracja jest z góry, czyli nawet teoretycznie, skazana na niepowodzenie. Bo z góry wiadomo, iż decyzje większości będą błędne! Bo większość ludzi ulega instynktowi stadnemu, więc/bo myśli emocjonalnie, to trwacze, nie posiada elementarnej wiedzy, zdolności – i jest to wykorzystywane przez karierowiczów-egoistów. Więc nic dobrego z tego nie wynika, w tym dla tej większości! – co potwierdza praktyka. Więc demokracja to utopia, patologia (i to podwójna: z efektami bezpośrednimi wprowadzenia utopii i wtórnymi dokonywanymi przez wykorzystujących ją, jej realizatorów/uczestników) bo dająca, praktycznie, tylko ułudę wpływu społeczeństwa, które i tak nie potrafiłoby podejmować trafnych decyzji, na rządzenie – bo jest ono manipulowane. 

PS

Trwactwo, wynikłe z instynktu stadnego, powoduje też świadomą, nieświadomą stygmatyzację osób będących u tzw. władzy – automatyczne przypisywanie im wyjątkowości; nieposiadanych - niestety - atrybutów; uważanie iż WŁADZA WIE LEPIEJ, czego skutkiem jest m.in. godzenie się z sytuacją i ew. walka z problemami, a nie jej przyczynami...; banie się tzw. władzy (oni boją się jeszcze bardziej, utraty władzy-profitów, gniewu mas-wyborców – stąd te bezmyślne - doprowadzające do problemów, kryzysów - łapówki dla górników, rolników, kor); uważanie, iż jeżeli się nie rozumie postępowania władzy, to widocznie jest ono za trudne (za mądre) do zrozumienia (jest się za głupim by to zrozumieć; stąd dlatego nie jest się u władzy); powoduje to też ignorowanie a nawet krytykowanie osób chcących coś zdziałać a nie posiadających stygmatu władzy... Ta masa ludzka nie zdaje sobie sprawy iż są to dokładnie TACY SAMI LUDZIE JAK ONI - równie inteligentni, zdolni, uczciwi... - tylko splotem różnych okoliczności zamiast np. nosić worki na budowie, noszą teczki w msh tzw. urzędowania.

Żeby dopełnić paranoi trzeba dodać iż wielu z tych którzy są u tzw. władzy, sami wierzą w swoje zdolności (no skoro są u władzy to widocznie nie bez powodu); wczuwają się też w swoją  „misyjną” rolę m.in. „chroniąc” społeczeństwo przed wichrzycielami, burzycielami, wywrotowcami itp. (czyli już w ten sposób działają, są pożyteczni a nawet b. potrzebni)...

Potrzebni też są wrogowie przed działaniami których się bohatersko, z poświęceniem, dla dobra ogółu walczy (więc jest się bohaterem; w kolejny sposób b. pożytecznym, niezbędnym)(niestety nie wszyscy zdają sobie sprawę z ich pożytku...; tajemnicy władzy...), winni problemów - bo przeciecz wiadomo że nie są nimi jedynie słuszni rządzący -: aktualna opozycja; Rosja, Niemcy, Unia Europejska, Żydzi, masoni, komuniści, obcokrajowcy; bo ludziom nie chce się pracować (za marne pieniądze – od zawsze; na afery, łapówki dla kast, marnotrawstwo); bo ludzie są za mało gorliwi religijnie, podczas wyborów oddali za mało głosów na jedynie słusznych mężów stanu (wzbudzanie poczucia winy u poszkodowanych); Dobrze jest też dawać nadzieję że w przyszłości będzie lepiej dzięki pracy, działaniom troskających się oto rządzących (to będzie już ponad pół wieku jak się robi lepiej... – licząc o dostatniej wojny); modłom.

Chyba wystarczy by było tak, w tym tak długo, źle i nie było perspektyw na tego zmianę (poza pomocą co najmniej milionera, bądź z miliona ludzi po co nieco, plus kilka milionów podpisów (które można składać na mojej stronie internetowej), bądź przewrotem – ale kto mi pomorze – przecież nie mam stygmatu...); i przepis na trwanie (w tym u władzy) gotowy... (poza tym jaką dotychczasowi wybrańcy mają motywację do konstruktywnych działań skoro ludzie w kółko ich wybierają (tylko pod różnym szyldem) ...).

 

Ø      Jak długo będzie się realizować utopie, tak długo będzie się propagować, prowokować - szerzyć - myślenie emocjonalne (stadne) by je

wprowadzać – jak długo społeczeństwa będą myśleć emocjonalnie (stadnie) tak długo będą  propagowane - wprowadzane - utopie (stąd tak trudno wprowadzić, w tym racjonalne, zmiany – przerwać ten obłędny krąg!).

Niech utopiści (religijni, ustrojowi, socjalni) realizują swoje wizje za swoje pieniądze (jestem również za tym by przydzielać im odpowiednie obszary danego kraju do ich realizacji. W razie sukcesu... będą mogli je poszerzać)!

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rys. z „FiM”

 

 

Ø       NIEKTÓRE, EGOISTYCZNE, KRÓTKOWZROCZNE GENY POBUDZAJĄ DO DOMINACJI NIEKTÓRYCH OSOBNIKÓW KOSZTEM INNYCH PRZEDSTAWICIELI WŁASNEGO GATUNKU, A W EFEKCIE NAWET CAŁEJ POPULACJI – CZYLI WBREW JEGO INTERESOWI! A SPRZYJA TEMU ZJAWISKU INSTYNKT STADNY.

INSTYNKT STADNY POWODUJE WYTŁUMIENIE ZDOLNOŚCI DO RACJONALNEGO MYŚLENIA NA RZECZ EMOCJONALNEGO; NAŚLADOWNICTWO, A WIĘC POWIELANIE ZACHOWAŃ WIĘKSZOŚCI; SŁUCHANIE NAJSILNIEJSZEGO – MAJĄCEGO NAJWIĘKSZE POWAŻANIE OSOBNIKA I JEGO PRZYBOCZNYCH.

Czym się różni myślenie racjonalne od emocjonalnego (stadnego) na jednym przykładzie.

Racjonalne: nie obchodzi mnie jaką ktoś zajmuje pozycję, co inni o nim sądzą, co deklaruje, na co się powołuje, tylko co robi, do czego się przyczynia. Emocjonalne: nie obchodzi mnie (nie zastanawiam się) co ktoś robi, do czego się przyczynia, tylko jaką zajmuje pozycję, co inni o nim sądzą, co deklaruje, na co się powołuje.

Jakie są konsekwencje myślenia, postępowania, emocjonalnego. Otóż wykorzystujący te zjawisko, co też właśnie umożliwia wykorzystywanie, najpierw przygotowują odpowiednią, emocjonalną, argumentację swoich poczynań, tak by się podobała, a następnie robią co chcą...

PS

NAWIEDZENI KATOLICY ZACZNIJCIE WRESZCIE MYŚLEĆ, A NIE NAŚLADOWAĆ I SŁUCHAĆ! PRZYJMIJCIE WRESZCIE DO WIADOMOŚCI FAKTY!: iż członkowie kor mają gdzieś jakiekolwiek życie (aborcje, życia poczęte (w tym te do których sami się przyczynili...) itp. POZA WŁASNYM! A te tematy służą im tylko do odwrócenia uwagi od swojej RZECZYWISTEJ DZIAŁALNOŚCI i zwrócenia na pożądany kierunek: siebie ale W ROLI WYBITNYCH MORALISTÓW, OBROŃCÓW ITP.) bo m.in. bezpośrednio – pazernością i pośrednio – ogłupiając zabijają, pogrążają społeczeństwa! Czy jesteście już takimi skończonymi ślepcami, głupcami iż tego nie widzicie - ŻE LICZY SIĘ TYLKO ICH NIERÓBSTWO, FORSA, BEZKARNOŚĆ I NIC WIĘCEJ! - i jeszcze ich nie tylko za to szanujecie ale i w tym wspomagacie?!!

Lub jeszcze inaczej. Mam retoryczne pytanie do bezpośrednich ofiar katolickiej organizacji religijnej: Czy dzięki działalności tej organizacji jest Wam, Nam, lepiej czy gorzej...; czy działalność tych ludzi leży w naszym interesie... (czy w ich krótkowzrocznym, egoistycznym interesie leży przyznanie się do tego i zaprzestanie swej destrukcyjnej, pasożytniczej działalności (czy oszuści ujawniają swoje prawdziwe intencje...; czy oszustów należy słuchać, im ufać...)... czy też dalej będą kontynuować swoją działalność m.in. piorąc mózgi swym ofiarom m.in. twierdząc że to dla ich (A NIE WYŁĄCZNIE WŁASNEGO) dobra...) I co w związku z tym należy zrobić, jak postępować...

"FAKTY I MITY" nr 1, 10.01.2008 r. KOMENTARZ NACZELNEGO: (...) Wnioski z tego wszystkiego niech każdy wyciągnie sam. Rzymskim katolikom przypomnę jednak, że należąc do tego Kościoła, biorą na swoje sumienia wszelkie bezeceństwa, które papieski system głosi i uskutecznia, w tym działania jawnie antyludzkie i antyhumanitarne. To nie są żarty. To jest bierny współudział w bezmiarze zła i popieranie ideologii kłamstwa. (...)

Jonasz

 

 

CZY TERAZ JUŻ WIECIE, ROZUMIECIE

co to jest demokracja, kapitalizm, religia – przez kogo, w jakim celu zostały te systemy stworzone, co, kto w tych utopiach triumfuje, prosperuje, zwycięża, komu one służą, jak się w takich warunkach żyje...?!;

kim jesteście (jako np. wyborcy, politycy – obywatele...; kler, parafianie – jako tzw. osoby religijne...; biznesmeni, robotnicy – jako pracujący...; indywidualnie, zbiorowo – jako mieszkańcy Ziemi...)...?!;

co rozumiecie, jak rozumujecie, jak postrzegacie świat, postępujecie, do czego jesteście zdolni...?! – DO CZEGO TO WSZYSTKO PROWADZI...?!!

 

PS

BY ŻYĆ W RAJU TRZEBA SOBIE NA TO ZAPRACOWAĆ (GDYBY DO RAJU DOSTAWALI SIĘ WSZYSCY, TO JUŻ NIE BYŁBY RAJ).

W normalnych warunkach - selekcji, specjalizacji, postępowaniu rozsądnym, dalekowzrocznym – racjonalnym - żylibyśmy jak w raju, a obecnie żyjemy jak w piekle...

 

Trzeba natychmiast zakończyć demoralizujące, degenerujące, płacenie za choroby, cierpienie, stanowisko, uprzywilejowywanie za samą przynależność do określonej grupy; myślenie, a w efekcie postępowanie emocjonalne, irracjonalne – promowanie degeneracji, powodowanie destrukcji.

ZAMIAST DEGENERACJI, MARNOTRAWSTWA – ROZWÓJ, POSTĘPOWANIE RACJONALNE.

O przywilejach ma decydować przydatność, pożytek - racjonalny sens - a nie emocjonalne i krótkowzroczne postrzeganie świata i takie w efekcie - prowadzące do katastrof - postępowanie.

Należy pobudzać, promować i wspierać rozwój, pozytywną postawę, dbania o siebie i innych, konstruktywną działalność, a nie nieróbstwo, pasożytnictwo, degenerację, szkodzenie.

Wszelkie działania mają wynikać z racjonalnie uzasadnionych potrzeb, być przemyślane całościowo, a nie tylko dla np. krótkowzrocznego, teraźniejszego zysku; realizacji jakiejś utopii.

 

* NIE MARNUJMY POTENCJAŁU LUDZI WYBITNYCH, POŻYTECZNYCH, NIE ZNIECHĘCAJMY DO POŻYTECZNYCH DZIAŁAŃ, INDYWIDUALNIE I ZBIOROWO, NIE TRAĆMY TEGO TWÓRCZEGO KAPITAŁU, PROMUJMY, WSPIERAJMY POZYTYWNE POSTĘPOWANIE, DZIAŁANIA.

Trzeba utworzyć fundusz dla osób wybitnych, konstruktywne działających grup (bez emocjonalnych bzdur, utopii).

 

 

LUDZI DZIELIMY M.IN. NA: *TRWACZY, ODBIERACZY (A WŚRÓD NICH UŁOMNYCH INTELEKTUALNIE, W TYM DEBILÓW [Tylko kilkanaście procent ludzi czyta coś wartościowego, z tego tylko 30% procent rozumie to, co czyta, a z nich tylko kilka procent wyciąga wnioski... 70% czytających, odbiorców programów inf. nie rozumie treści przekazu, z tego ponad 40% niemal kompletnie...]) – BIERNYCH BĄDŹ CZYNNYCH UTRWALACZY ZASTANEJ SYTUACJI, RZECZYWISTOŚCI (m.in. dlatego rozczarowuje nas tak wielu np. tzw. rządzących, przełożonych, współpracowników, nauczycieli itp. Dlatego tak trudno obalić reżimy, organizacje religijne mają się, w tym tak długo, dobrze (często po stosunku do nich można ustalić kto kim jest); zrobić coś konstruktywnego), ORAZ O WYSOCE WYRAFINOWANYCH ZDOLNOŚCIACH INTELEKTUALNYCH TWÓRCÓW (w tym skupiających się na tym co odbierają bo mających umysł analityczny – czyli to, co odbierają... analizują); BEZWZGLĘDNYCH - NIECZUŁYCH - *PSYCHOPATÓW(-DEBILI)/OSOBY UPOŚLEDZONE, OKALECZONE PSYCHICZNIE, ORAZ WRAŻLIWCÓW (często są nimi twórcy) [– Szerzej o tym w 4., ostatnim ne „WŚ”]

*TRWACZY – co do przyczyn trwactwa trzeba podać lęk przed zmianami (aktywni trwacze potrafią nawet walczyć z próbami zmian, m.in. zyskując aprobatę (awans) w swoim otoczeniu za obronę jedynie słusznego stanu/; wolą by było źle, bo zmiany mogą spowodować że będzie jeszcze gorzej (a tacy ludzie często nie są zdolni do oceny potencjału jaki mogłyby przynieść zmiany)), a więc koniecznością dostosowania się do nowych warunków, co potencjalnie wiąże się z ryzykiem pogorszenia swojej sytuacji/utraty obecnych zdobyczy (szczególnie gdy będzie ona wymagała konstruktywnych zdolności (boją się tego osoby o niskim potencjale)); poglądy w znacznej mierze zależą od otoczenia w jakim żyjemy, więc ich zmiana może wiązać się z dezaprobatą, agresją tego otoczenia (a ci ludzie chcą być akceptowani); stąd tak trudno jest to zjawisko przełamać, zachęcić kogoś do zdobycia informacji innych niż takie, które nie utwierdzałyby o słuszności swoich poglądów, postępowania.

*PSYCHOPATÓW(-DEBILI) – świadomie, celowo, szkodzących innym ludziom; debili – gdyż nikt nie odnosi realnych korzyści z ich atakowania ludzi, a więc postępują nie tylko aspołecznie ale i absurdalnie!

 

 

CO JEST NAJPIERW SKUTEK CZY PRZYCZYNA…

NIE ZAJMUJĘ SIĘ OBRAŻANIEM TYLKO OPISYWANIEM RZECZYWISTOŚCI, UŚWIADAMIANIEM (INACZEJ BYM KŁAMAŁ). A ŻE JEST ONA TAKA… TO NIE MOJA WINA (I EWENTUALNE PRETENSJE PROSZĘ KIEROWAĆ NIE W MOJĄ STRONĘ…). CZASEM DOSADNA ALE ADEKWATNA OCENA DAJE DO MYŚLENIA ADRESATOWI Z KORZYŚCIĄ DLA NIEGO I OTOCZENIA.

PS

WIĘC ZANIM COŚ P. ZROBIĄ PROSZĘ SIĘ NAJPIERW ZASTANOWIĆ: JAKIE BĘDZIE TO MIAŁO KONSEKWENCJE (DLA KOGOŚ – P.)!

 

 

"FAKTY I MITY" nr 10, 7-13.03.2008 r. KATEDRA PROFESOR JOANNY S.

III I IV MACOCHA

III RP nie dla wszystkich okazała się matką. W 1989 roku miliony Polaków uzyskały wprawdzie wolność, ale głównie od pieniędzy.

Zachłyśnięci upadkiem komuny, zajęci koronowaniem Orła i złoceniem mu pazurów – nawet nie zauważyli, kiedy kartkowa reglamentacja sprzedaży (kto dziś jeszcze pamięta, że wprowadzenie kartek na mięso było jednym ze słynnych dwudziestu jeden postulatów „Solidarności”?) została zastąpiona reglamentacją przez ceny. Fizyczna zaś niedostępność towarów – niedostępnością ekonomiczną.

W wyniku szokowej terapii Balcerowicza ludziom zajrzała w oczy prawdziwa bieda. Wielu straciło pracę, prawie wszyscy – życiowe oszczędności. Po raz pierwszy od lat czterdziestych pojawił się też głód. W 1994 roku w nie najbiedniejszym przecież woj. gdańskim głodowało co dwudzieste dziecko. Pomimo wzrostu gospodarczego, wysokiego w niektórych latach przyrostu PKB i europejskich środków strefa ubóstwa stale się rozszerza. Po szesnastu latach wolnorynkowych reform jest prawie trzy razy większa niż na początku transformacji.

Prawie 60 proc. polskiego społeczeństwa stanowią żyjący poniżej minimum socjalnego, które w 2006 roku wynosiło miesięcznie od 611 zł na głowę w gospodarstwie domowym pięcioosobowym do 802 zł w jednoosobowym. Z trudem wystarcza im na żywność, mieszkanie i zaspokojenie potrzeb związanych z bieżącym utrzymaniem. Brakuje środków na zaspokojenie potrzeb związanych z rozwojem osobowości, głównie w zakresie edukacji, kultury, rozrywki. Szybko rośnie też odsetek obywateli wykluczonych, żyjących poniżej minimum egzystencji, które wynosi odpowiednio 330 zł i 373 zł. Jest ich już ponad 12 proc. Oznacza to, że 4,5 mln Polaków nie stać nawet na żywność w ilości odpowiedniej do wymogów organizmu.

Standardy w Unii Europejskiej są wyższe. Relatywna granica ubóstwa liczona przez Komisję Europejską to 60 procent przeciętnego wynagrodzenia. W 2006 roku było to 1000 zł miesięcznie na osobę. W odniesieniu do dzieci, które są członkami gospodarstw wieloosobowych, to trzy razy więcej od kwoty, na którą szacuje się minimum egzystencji, i o 60 proc. więcej od minimum socjalnego. Dlatego w rzeczywistości dzieci żyjących w skrajnej biedzie jest u nas na szczęście mniej, niż wynika z raportu Komisji Europejskiej. Nie zmienia to faktu, że w porównaniu z innymi krajami europejskimi zostaliśmy ocenieni najgorzej. To hańba.

Myli się jednak Jarosław Kaczyński, twierdząc, że „w 1989 roku zamieniono ustrój komunistyczny na de facto postkomunistyczny, co sprawiło, że wskaźniki ubóstwa są tak dotkliwe”. W PRL odsetek ludności żyjącej poniżej minimum socjalnego wynosił nie więcej niż 8 proc., a głodu praktycznie nie było. To dziki kapitalizm jest odpowiedzialny za biedę większości społeczeństwa. Również IV RP, która była policyjną gospodarką rynkową, nie poprawiła materialnego bytu ludności, a pogorszyła standard życia. Za rządów Kaczyńskiego wzrost gospodarczy i unijna pomoc nie przełożyły się na kieszenie obywateli. Doszły do tego nielegalne podsłuchy, bezpodstawne oskarżenia, pokazowe zatrzymania i wydobywcze areszty. Polacy, nie dość, że żyli biednie, to jeszcze w oparach wszechogarniającej podejrzliwości. IV RP była dla nich złą macochą, sączącą w umysły nienawiść.

Dlatego wybrali na powrót III Rzeczpospolitą. Tuska kochają za inny styl sprawowania władzy. Na razie nie dostrzegają, że nie realizuje wyborczych obietnic. Czekają. Nawet nie na cud. Na materialne zabezpieczenie godnego życia. Rozczarowanie jest nieuniknione. Liberałowie wierzą, że sytuację osób żyjących w biedzie rozwiąże niewidzialna ręka rynku. Nie rozumieją, że konieczna jest spójna polityka społeczna. Państwo ma wobec swoich obywateli obowiązki, których nie zastąpią akcje charytatywne.

Joanna Senyszyn

 

PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl

 

 

 

 


2. POLITYKA

 

„POLITYKA” nr 16, 23.04.2005 r. KOMPLEKS POLSKI

(...) Kto o polskiej elicie pisał, że jest „pożądliwa sławy, (...) chciwa (...) przyrzeczeń nie dotrzymująca (...), w mowie nierozważna, do wydatków ponad stan” przyzwyczajona?

To jest opis deformacji polityków.

Pasuje do dzisiejszej Polski?

Ale nie tylko do Polski. Więc kto to napisał?

Jan Długosz – połowa XV w. Tylko „szlachtę” zastąpiłem „elitą” i po 600 latach pasuje jak ulał. Czy to coś mówi o trwałości polskiej specyfiki? (...) Jacek Żakowski

 

Polak przed szkodzą i po szkodzie głupi (Jan Kochanowski w XVI w.)...

 

POLITYCY NIE SĄ OD ROBIENIA KARIERY TYLKO OD KONSTRUKTYWNYCH DZIAŁAŃ (W TYM CZĘSTO, Z POCZĄTKU, NIEPOPULARNYCH). OBECNIE, TZW. POLITYCY, ZAJMUJĄ SIĘ W DUŻYM STOPNIU DZIAŁANIAMI DLA POKLASKU, OPISANEJ... WIĘKSZOŚCI SPOŁECZEŃSTWA. PRZECIEŻ WIADOMO ŻE NIC DOBREGO Z TEGO NIE MOŻE WYNIKNĄĆ.

 

a)   Obecne, archaiczne - osobiste - występowanie i głosowanie w Sejmie jest b. stresujące i uciążliwe. Poza tym aparycja, odporność na stres w czasie publicznego występu, zdolności oratorskie, wrażenie, itp. nie mogą być czynnikami, które wpływają na poparcie bo to zadanie mają spełniać wyłącznie racjonalne argumenty Należy więc stworzyć jego efektywniejszą formę z wykorzystaniem elektronicznego przekazu i nośników inf. Dzięki czemu posłowie mogliby bardziej obszernie i w dogodniejszym dla siebie msu i czasie zapoznać się z tematem, skonsultować i podjąć przemyślaną decyzję, a nie głosować pod wpływem impulsu, presji itp. Mogliby więc robić to z dowolnego msa, mieszcząc się jedynie w przeznaczonym dla danego głosowania czasie.

 

 

b)   Inf. o działalności poszczególnych polityków, pracowników adm. państw. itp. muszą być ogólnodostępne. Musi też istnieć regularna kontrola ich kompetencji.

 

– Zawsze musi być wiadome kto, na co i dlaczego głosował. Czy kierował się przesłankami racjonalnymi, a jeśli tak twierdzi, to niech je przedstawi, i należy poddać je ocenie. Jeśli innymi, tzn. iż jest taką czy inną marionetką, za drogą i co najmniej potencjalnie zbyt szkodliwą dla wyborców (naciskać przyciski na komendę potrafią również dzieci w przedszkolu). Irracjonalne i nieetyczne motywy głosowania muszą powodować uznanie głosów za nieważne. Stąd uprawomocnienie się wyników musi następować po sprawdzeniu czym kierowali się głosujący.

 

c)   O szansach kandydatów na funkcje publiczne – począwszy od wójta, a na prezydencie kończąc i (póki istnieją) partii politycznych nie mogą absolutnie decydować pieniądze (w tym liczba plakatów przedwyborczych, spotów reklamowych w telewizji itp.).

 

   Więc nie może być żadnej różnicy między tymi, którzy nie mają ich w ogóle, a dysponującymi milionami. Tym bardziej, iż b. często różnie bywa z ich pochodzeniem.... Funkcje publiczne powinny pełnić osoby, które przeszły szereg eliminacji, na podstawie zdolności. Przedstawiając m.in., co, jeżeli już, osiągnęły, dlaczego i jak chcą osiągnąć.

 

   Osoby pełniące tzw. funkcje publiczne (...) muszą mieć zagwarantowaną anonimowość. Ich wygląd powinien pozostać (na ile to możliwe) ich prywatną sprawą.

Nie wolno by było też upubliczniać jakichkolwiek inf. z ich życia prywatnego (w tym seksualnego), o ile nie mają one bezp. związku z wykonywaną pracą. Uniemożliwi to więc szantażowanie takich osób tym, co dotyczy i tak znacznej części społeczeństwa, a nie przekłada się na predyspozycje, kwalifikacje do pełnienia danej funkcji.

Da to możliwość działania całej rzeszy ludzi, w tym tej części, której los (inni ludzie) niewiele oszczędzili. Wreszcie społeczeństwo nie będzie czytać o prywatnych,

bzdurnych sensacyjkach i m.in. na tej podstawie dzielić kandydatów. A konkurenci będą musieli skupić się nad swoim programem, a nie nad życiem prywatnym innych kandydatów. 

Kolejnym aspektem tej sprawy jest socjotechnika wizualna i werbalna – jest niedopuszczalne by za jej pomocą manipulowano obywatelami, w tym wyborcami! Stąd osobiste występowanie musi być zabronione. Dlatego jedyną formą kontaktu musi być tekst pisany (zmaleje też dzięki temu liczba wypowiedzi nieprzemyślanych, emocjonalnych i wynikłych z tego sensacyjek).

 

 

IDĄ WYBORY. TRZEBA RATOWAĆ TEN KRAJ! SCHOWAJ BABCI DOWÓD.

Babciu, jak nie zagłosujesz na... to przyjdą Niemcy, Żydzi, Rosjanie, masoni, komuniści, Unia Europejska, szatan i Cię zjedzą! Pamiętaj: Bóg, Honor i Ojczyzna; każdy prawdziwy Polak - czyli katolik - głosuje jak mu ksiądz każe, czyli na... Amen.

PS

CZY OBROŃCY DEMOKRACJI DZIAŁAJĄ W INTERESIE SPOŁECZEŃSTWA, CZY W SWOIM (OPRÓCZ LUDZI FANATYCZNYCH, UTOPIJNYCH, NAIWNYCH, O NISKIM POZIOMIE ŚWIADOMOŚCI, TRWACZY)...

W CZYIM INTERESIE JEST BY WYBORCAMI BYŁY M.IN. BABCIE, KTÓRE TYLKO WIEDZĄ KIEDY POSADZIĆ, A KIEDY WYKOPAĆ KARTOFLE, KTÓREGO DNIA JEST WYPŁACANA EMERYTURA, JAK ZNALEŹĆ MARYJOWE RADIO, ITP...

Ten, kto opiera się, adresuje swoją kampanię do takich o bardzo niskim poziomie wiedzy, ilorazie inteligencji, poziomie świadomości osób, wystawia sobie świadectwo, obnaża swoje intencje, cele, demaskuje się – i to powinno go absolutnie dyskwalifikować!

PRZECIEŻ OBECNI TZW. POLITYCY TO SĄ TYLKO AKTORZY NAJDŁUŻSZEGO TASIEMCA/PROGRAMU NA ŻYWO POD TYTUŁEM: KTO BĘDZIE DŁUŻEJ PRZY ŻŁOBIE (KTO LEPIEJ ZBAJERUJE WIDZÓW/WYBORCÓW); WYSPECJALIZOWANI W PRZEKONYWANIU DO SIEBIE GADACZE-PRÓŻNIACY, CYNICZNI OBIECYWACZE-CWANIACY – EGOIŚCI ZAJMUJĄCY SIĘ, KRÓTKOWZROCZNIE, SWOIMI INTERESAMI.

 

d)   OPINIA PUBLICZNA, GŁOSOWANIE.

Ludzie niekompetentni wybierają osoby niekompetentne (dający się oszukać – oszustów).

DECYZJE POWINNY BYĆ MĄDRE CZY DOKONYWANE WIĘKSZOŚCIĄ GŁOSÓW?

Przeciętny człowiek nie jest od tego, nie potrafi i nie chce zajmować się polityką, działaniami samorządów, wyborami. On chce tylko zarabiać tyle, by co najmniej wystarczało mu na zaspokajanie potrzeb, na miarę czasów w jakich żyje, by było bezpiecznie, by nie musiał chodzić po urzędach, wypełniać formularzy; robić nic ponad to, co jest absolutnie niezbędne itp. Czyli interesują go jego własne egzystencjonalne problemy. Więc w tej materii również muszą wyręczać go osoby kompetentne - z korzyścią dla ogółu - a wówczas uśmiechy, ujęcia rodzin, znanych i lubianych postaci, symboli religijnych, emocjonalny bełkot itp. - adresowane do niekompetentnych ludzi - strącą rację bytu – jak i ci, którzy tylko dzięki temu robili tzw. karierę polityczną.

 

Jakich ludzi jest więcej: dobrze poinformowanych, umiejących wyciągać racjonalne wnioski, mądrych, czy w przeogromnej większości pozostałych (większość ludzi: truje się alkoholem, nikotyną, narkotykami – razem licząc; degraduje swoje umysły wystawiając je bezmyślnie - co by nie leciało - na oddziaływanie ogłupiaczy radiowych; utrzymuje ogłupiające ich i pasożytujące na nich organizacje religijne; wybiera nieudaczników, złodziei do tzw. władzy; to trwacze (...); nieodpowiednio się odżywia (90% chorób jest tym wywołanych). A do tego trzeba dodać całą pośrednią gamę ludzi, oraz fakt, iż większość ulega instynktowi stadnemu i naśladuje innych)?!... – To dalej oni mają decydować o losach kraju?!).

Czy stosowanie obecnych zasad wyborczych przynosi korzyści?!...

 

DEMOKRACJA, CZYLI DYKTATURA…

Jak dowodzi niemal cała historia ludzkości, większość często nie ma racji. Jest nieporozumieniem, absurdem oczekiwanie swojego zdania na jakiś temat od osób

najbardziej poszkodowanych przez org. religijne... zwanych: głęboko wierzącymi, religijnymi, praktykującymi. Bo: im ksiundz powiedzioł i Łojciec Świnty i łoni wiedzom. Czy też słuchajom zatruwającego umysły radia..., bądź zobaczom u kandydata/ki krzyżyk czy „Matkie Boskie”. Takie osoby nie są w stanie racjonalnie - obiektywnie - podjąć decyzji np. podczas głosowania. Tak samo „ich” opinia nie jest miarodajna np. podczas ankiet. Dlatego pierwsze pytanie ankietera powinno brzmieć: Czy pan/i jest osobą myślącą – obiektywnie odbierającą i oceniającą rzeczywistość, czy głęboko wierzącą, praktykującą, religijną (ulegającą instynktowi stadnemu). Ponieważ mieszanie polityki - czegokolwiek zresztą - z religią przynosi katastrofalne skutki (nie tylko w Polsce, czy w Afganistanie) takie osoby powinny być pozbawione praw wyborczych i możliwości kandydowania. Kariera... w strukturach lokalnej org. „religijnej” stoi przed takimi osobnikami otworem.

 

Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, iż na budowie decyzje podejmuje nie główny inżynier z kierownikiem tylko na podstawie głosowania robotnicy...; albo nie lekarze w szpitalu, tylko pacjenci...; czy w samolocie, bądź na statku, pasażerowie zamiast kapitana... – itp.! W interesie robotników, pacjentów, pasażerów (i wielu innych grup społeczeństwa) - wyborców - jest by tak nie było.

PRAKTYCZNIE NAJROZSĄDNIEJSZYM ROZWIĄZANIEM JEST KONSTRUKTYWNA DYKTATURA RACJONALISTÓW/USTRÓJ RACJONALNY.

 

 

q        

Trzeba wprowadzić procedury głosowania wykluczające możliwość fałszowania wyników wyborów. Można to uczynić np. wprowadzając osobne, ponumerowane wg liczby porządkowej kupony na poszczególnych kandydatów/ki: wybrany kupon wrzuca się do urny, a pozostałe niszczy i wrzuca do osobnego pojemnika. Nie będzie też wówczas głosów nieważnych. Oprócz tego, Trzeba wprowadzić, dla chętnych, możliwość jawnego głosowania z wpisywaniem liczby porządkowej przy danej kandydaturze.

 

   Trzeba wprowadzić całkowity zakaz prowadzenia, ujawniania, wyników sondaży przedwyborczych w okresie 1 roku przed wyborami. By wyborcy się nimi nie kierowali (przecież największą grupę stanowią naśladowcy) tylko, w miarę możliwości, racjonalnymi argumentami.

 

 

„FAKTY I MITY” nr 41, 17.10.2002 r.

KOMENTARZ NACZELNEGO

(...) Na dodatek całym „uchybieniem” był brak na liście nr. porządkowego. (...) Na opolskiej liście brakowało nazwy miasta - Opole - przy ośmiu na (300!) adresach osób popierających naszych kandydatów. (...) Ale sędzia opolski nie słuchał tłumaczeń, nie dał dojść do głosu! Spełniając powierzone mu zadanie, oddalił wniosek o rejestrację [Komitetu Wyborczego Wyborców Antyklerykalna Polska – red.]. Kiedy padło Opole, to i w Krakowie stwierdzili, że jednak u nich nie ma miejsca dla antyklerykałów. Jeszcze raz zwyciężyła pycha rządzących i totalitaryzm, ten prawdziwy, tym razem w wersji katolickiej. Z postulatów Solidarności roku

80. i zrywu wolności w roku 1989 nie pozostało już nic. Skompromitowani, wyrachowani złodzieje i nieudacznicy karmią kolejne pokolenia Polaków szczytnymi hasłami sprzed lat, przerobionymi dziś na populistyczne, przedwyborcze agitki. Nie ma ani dobrobytu, ani nawet demokracji.”                                                                                                                                                                         

 

nr 46, 21.11.2002 r.:

(...) „Doszły do nas liczne sygnały  od naszych działaczy, że również ich rodziny i znajomi z okolicy głosowali na AP, natomiast na wywieszonych w lokalach wyborczych wynikach liczba oddany głosów równa była... 0! Wystarczyło, że jakiś „życzliwy” Antyklerykalnej Polsce członek komisji dopisał krzyżyk [Ach te krzyżyki, nawet tu... – red.] przy innej liście kandydatów i sprawa załatwiona. W statystyce wyborów Państwowej Komisji Wyborczej podano, iż liczba nieważnych  głosów oddanych na szczeblu sejmiku wojewódzkiego osiągnęła w skali kraju niebotyczne 14%! Wynika z tego, że ponad milion wyborców   nie

 

potrafiło postawić tylko jednego krzyżyka na liście. Chyba nikt, przy zdrowych zmysłach, nie przyjmie tego jako normalne zjawisko w demokracji. Można tylko zgadywać, ile z tych 14% miało zakreśloną Antyklerykalną  Polskę i „coś”  jeszcze (...).

Jonasz

                                                                                                                    

e)   Zadaniem osób zajmujących publiczne stanowiska jest konstruktywne działanie, a nie przetrwanie (popularność). 

Tzw. politycy nie mają motywacji by wywiązywać się z obietnic przedwyborczych, być uczciwym, działać konstruktywnie. Przecież i tak zostaną ponownie wybrani przez masy (...). A w razie jakiejś wpadki (tzw. afery) i tak nie poniosą  jakichś uciążliwszych konsekwencji. Kto w takich warunkach będzie pożyteczny (poza próbami, kilku wyjątkowych ludzi, podczas, najczęściej, jednorazowej kadencji)...!

 

Zobowiązania przedwyborcze powinny być umową o dzieło – ty robisz to, co jest w niej zawarte (a nie kombinujesz), a my Ci za to zapłacimy. Jak skończyłaby np. firma budowlana - czy dostałaby pieniądze, czy wręcz przeciwnie, sama musiałaby zapłacić odszkodowanie - gdyby zamiast blok (zgodnie z umową) postawiła kościół – oh przepraszam... to zły przykład, oborę dla baranów  i owieczek.... A tak właśnie postępują wybrańcy po wyborach. Takie traktowanie zobowiązań musi skutkować zerwaniem umowy – pożegnaniem się z obiecywaczem/ką, a to mse powinna zająć os., która zajęła drugą pozycję podczas wyborów. Trzeba też wypłacać tym ludziom - którzy idą z powołania na tak odpowiedzialne stanowiska - maks. 20-30% obecnych poborów, a resztę wraz z odsetkami po 10 latach (o ile ich działania przyniosły korzyści) – jako premię.

 

Musi być też urealniona i inna procedura usuwania ze stanowisk ludzi przynoszących szkodę (m.in. z pomocą telefonu, Internetu). A do jej realizacji musi wystarczać 50% + 1 liczby oddanych wcześniej głosów na daną os. podczas wyborów.

 

   Trzeba karać osoby pełniące funkcje publiczne (m.in. parlamentarzystów, urzędników) za nie realizowanie dobrych pomysłów (podsuniętych bezpośrednio czy np. w prasie).

 

   Trzeba głosować nie na partie, tylko na pomysły (unikniemy wtedy wyboru... mniejszego zła – którzy mniej nakradną, nakombinują; które ugrupowanie ma

najwięcej odpowiadających nam obiecanek, a najmniej propozycji, które nam nie odpowiadają). A parlamentarzyści mają zajmować się ich realizacją (bez względu

czy im to odpowiada czy nie – jak zwykli pracownicy) i za to mają być rozliczani (z wstrzymywaniem pensji i karami, w tym wyrzuceniem z pracy, włącznie).

 

   Propozycje, z szerokimi komentarzami ich zwolenniku i przeciwników, muszą być ogólnodostępne. Ich poparcie przez społeczeństwo (kompetentnych wyborców) musi być proste w technicznej realizacji (np. z pomocą telefonii 3-generacji, Internetu) i niezawodne.

 

   Prawo wyborcze powinno wygasać w wieku około 50 lat (bo ludzie  w tym wieku, wkrótce emeryci, mają  inne oczekiwania od rządzących niż młodzi, a ich przyszłość jest o wiele krótsza). Również renciści - żyjący na koszt innych - muszą być pozbawieni prawa wyborczego (bo będą obdarowywani-przekupywani pieniędzmi innych przez tzw. polityków (zamiast działać racjonalnie)).

 

 

Jeśli będzie się pozwalało by członkowie kor wspierali kandydatów do władz to jest oczywiste kto... tam trafi i, że będzie się odwdzięczał dobroczyńcom (przeznaczając im społeczne środki, spełniając zachcianki) kosztem społeczeństwa!

Jeżeli wyznacznikiem kompetencji do pełnienia funkcji publicznej, np. w władzach, będzie żarliwość religijna, a nie racjonalne predyspozycje to wiadomo że nic dobrego z tego społeczeństwu nie przyjdzie, tylko danej organizacji religijnej (wspierającej danego współpracownika – przyszłego dobrodzieja...) – przecież nie trzeba wcale być bystrym by to przewidzieć, a pozostali, niezdolni do tego, już się o tym przekonali wielokrotnie, naocznie...

 

q        

Przed kandydowaniem na funkcje publiczne potencjalni kandydaci muszą przedstawić racjonalne argumenty przemawiające za ich kandydaturą, a oceniającymi muszą być osoby obiektywne – czyli m.in. niereligijne. By np. do Sejmu nie trafiali tacy, którzy motywują to np. tak: No, ja se pomyślałech, co by było jak najwincej  krzyżyków, no bo ja jezdem katolik...

 

Muszą więc najpierw zdać odpowiedni egzamin, podczas którego odpowiadaliby m.in. np. na takie pytania-zobowiązania:

Na co Pan/i przezn. by pieniądze:      

1. Ekologiczne elektrownie

1a) Dopłacanie do górnictwa

2. Salę gimnastyczną bądź basen

2a) Budowę czy remont kościoła

3. Największy krzyż w Polsce

3a) Największą elektrownię wiatrową w Polsce

4. Ośrodek dla samotnych matek

4a) Bazylikę przenajświęcie przenajświętszą

5. Pielgrzymkę do... 

5a) Wyjazd dzieci na wakacje

Itp.

 

 

„NEWSWEEK” nr 01, 09.01.2005 r., strona 104

WŁADZA ABSOLUTNA

IM WIĘCEJ WŁADZY DOSTANĄ POLITYCY W IMIĘ NAPRAWY PAŃSTWA, TYM GORZEJ. MIMO NAJLEPSZYCH INTENCJI BĘDZIE JESZCZE WIĘCEJ KORUPCJI I JESZCZE MNIEJ WOLNOŚCI GOSPODARCZEJ. ZYSKAJĄ TYLKO POLITYCY. I ICH KLIKI.

Po 15 latach nieustannej naprawy państwa powinniśmy już wiedzieć, że im więcej uprawnień otrzymuje rząd i im więcej kontroluje, tym więcej mamy problemów, które wymagają kontroli. Im więcej regulacji w imię sprawiedliwości społecznej, tym więcej niesprawiedliwości.

 

Niezależnie od dobrych chęci i uczciwości osobistej, bez rozproszenia władzy, prywatyzacji służby zdrowia, ograniczenia wpływu państwa na szkolnictwo, zapewnienia niezależności politycznej prokuratury i policji przyszła koalicja rządowa nic w Polsce nie zmieni. Za dwa lata o tej porze media pełne będą nowych afer, tym razem z politykami prawicy w rolach głównych, a tabloidy znajdą wspaniałą pożywkę w rażącym rozwarstwieniu społecznym i rosnącej strefie nędzy.

 

Silna scentralizowana władza nie tylko w Polsce prowadzi do aberracji. Spójrzmy w historię. W 1870 roku dochód na głowę mieszkańca w 17 najzamożniejszych państwach świata był 2,5 raza większy od średniej reszty globu. W 1990 roku ten sam współczynnik według Banku Światowego wynosił już 4,5. Dziś zbliża się do 5. Przepaść rośnie.

 

Dlaczego biedni, mimo postępującej globalizacji i upadku kolejnych dyktatur, wciąż nie mogą dogonić bogatych? Odpowiedź tkwi właśnie w wielkości aparatu władzy. Im mniej państwa, tym bogatsze społeczeństwo. Kanadyjski Fraser Institut, od lat badający wolność gospodarczą, naniósł swego czasu dane o wielkości aparatu administracyjnego na światowy wykres dobrobytu. Nie przypadkiem najbogatsze okazały się te kraje, których wydatki publiczne nie przekraczają 35 proc. wszystkich finansowych obciążeń państwa (Australia, Szwajcaria, Stany Zjednoczone). Na drugim krańcu listy znalazły się kraje z rozbudowaną administracją państwową i bardzo rozwiniętym systemem opieki socjalnej (z wydatkami powyżej 50 proc.).

 

Okazuje się, że kraje zachodniej demokracji z ograniczonym aparatem władzy przez ostatnie 30 lat odnotowywały średnio dwukrotnie wyższy wzrost gospodarczy (4 proc.). Co ciekawsze, lepiej sobie radzą z problemami socjalnymi. W państwach z najmniejszymi nakładami na opiekę medyczną żyjemy średnio o dwa lata dłużej (79,5 roku). W krajach z rozbudowanym systemem opieki społecznej śmiertelność noworodków według World Health Organization wynosi 6 na 1000 urodzeń. Tam gdzie wydatki są ograniczone - 5,5 na 1000 urodzin.

 

I dalej. Doroczne badania Transparency International pokazują, że - wbrew zapewnieniom Jarosława Kaczyńskiego - nie regulacje, surowe kary i silna władza centralna, ale ograniczenie i rozproszenie władzy wpływają na zmniejszenie korupcji. Najuczciwsze są kraje, gdzie rząd ma najmniejszy wpływ na gospodarkę oraz władze lokalne i nie ma urzędów do nadzwyczajnej kontroli.

 

Podobne wyliczenia prowadzone przez ONZ wskazują, że w zachodnich demokracjach, wydających mniej na publiczne nauczanie i mocno ograniczających kompetencje ministerstwa edukacji, liczba dzieci kończących szkoły ponadpodstawowe wynosi 85 proc. W krajach z rozbudowanym systemem edukacji państwowej wskaźnik ten nie przekracza 78 procent.

 

Komu są więc potrzebne duże opiekuńcze systemy państwowe, skoro nie zapewniają lepszej redystrybucji dóbr ani nie ułatwiają awansu społecznego mniej zamożnym? Służą niemal wyłącznie klasie politycznej - odpowiada John Gray w "Traktacie o ograniczonym rządzie". Zyskują tylko ludzie związani z aparatem państwa. Wszelkie nowe regulacje czy rozporządzenia przygotowywane są tak, aby mocniej uzależnić od siebie inne klasy. Proponowane przez PiS nowe ustawy, mające ograniczyć samowolę urzędników, w rzeczywistości zapewnią tylko nowej elicie politycznej lepszą kontrolę nad tymi urzędnikami i uzależnionymi od nich grupami społecznymi.

 

Jakbyśmy ich nie nazywali, prawicą czy lewicą, grupą trzymającą władzę, TKM, warszawką, salonem, to te same środowiska skupiają w Polsce niewiarygodną władzę. To oni obdzielają się nawzajem urzędami. Kontrolują i podporządkowują interesom grupy wszystkie trzy wymiary władzy, wzmacniając je dodatkowo układami biznesowymi. Przenoszą się z jednej ciepłej posadki na drugą. Z ministerialnych gabinetów do zarządów. Z państwowych spółek do spółek, które sami z myślą o sobie prywatyzowali. Przysiadają się do tych samych stolików w coraz bardziej egzotycznych restauracjach z coraz bardziej egzotycznymi cenami.

 

A gdy ich nazwiska pojawiają się w końcu w kontekście skandali, są szczerze zaskoczeni. Mówią o swojej wyjątkowości, światowym obyciu i zbierają dowody poparcia od innych bardzo kulturalnych osób, pisarzy, muzyków, ba - nawet biskupów. Są głęboko przekonani, że z racji przynależności do wybranej grupy należy im się inne traktowanie. Uważają za naturalne, że premier konsultuje z nimi decyzje gospodarcze. Skoro i tak w ich rękach skupiają się największe interesy państwa, to rząd - działając w ich interesie - działa w interesie państwa. To z najnowszej historii - ale za poprzedniej administracji też obserwowaliśmy wykorzystywanie służb do inwigilowania politycznej konkurencji czy prokuratury do atakowania niewygodnych dziennikarzy. I dlaczego niby nie mielibyśmy tego znowu zobaczyć? Tylko dlatego, że zmieni się partia kontrolująca rząd?

Tomasz Wróblewski

jest dyrektorem wydawniczym "Newsweeka Polska"

 

 

„WPROST” nr 1, 06.01.2002 r. LISTY

WŁADZA MNIEJ GŁUPICH

Idea, by przyznawać dodatkowe głosy osobom z różnych względów na to zasługującym („Władza mniej głupich”, nr 46) wydaje się na pierwszy rzut oka rozsądna. Boje się jednak, że nie udałoby się jej do końca zrealizować. Dodanie głosu osobom majętnym spotkałoby się z natychmiastową ripostą, że oto wprowadza się

demokrację dla bogatych, coś na kształt demokracji szlacheckiej. Skądinąd faktem jest, że mądrość wcale nie musi iść w parze z bogactwem. Ale i mierzenie czyjejś mądrości posiadanym dyplomem też może być złudne. (...)

 

Może by więc zamiast dodawać głosy, zmniejszyć ich liczbę? Sposobem na to byłby po prostu egzamin, do jakiego musiałby przystąpić każdy uprawniony do głosowania, aby potwierdzić swoje czynne prawo wyborcze. Taki egzamin, np. w formie testu, obejmowałby podstawowe wiadomości dotyczące polskiego syst. parlamentarnego, ekonomii, historii najnowszej oraz działających w Polsce sił politycznych. Arkusze egzaminacyjne można by rozprowadzić poprzez dołączenie ich do ogólnopolskich dzienników. Jakie byłyby plusy takiego rozwiązania? Otóż zostałyby wyeliminowane osoby nie mające żadnego pojęcia o otaczającej rzeczywistości lub opierające swą „wiedzę” na zasłyszanych obiegowych opiniach i plotkach. Określenie dość dokładnej liczby wyborców uprawnionej do głosowania pozwoliłoby ograniczyć koszty druku kart wyborczych i zmniejszyć liczbę komisji wyborczych. Oparcie decyzji wyborców na ich rzeczywistej wiedzy mogłoby z kolei doprowadzić do likwidacji dotychczasowej formuły kampanii wyborczej, sprowadzającej się na ogól do idiotycznych umizgów kandydatów i ogłupiania głosujących nawałem nieodpowiedzialnych obietnic. Aby uniknąć najcięższych zarzutów, od razu zwracam uwagę na to, że przedstawiony pomysł nikomu nie odbiera konstytucyjnego prawa do uczestnictwa w wyborach, które są powszechne. Powszechne pozostaje bowiem prawo do wzięcia udziału w egzaminie. Przecież nikogo nie dziwią egzaminy do szkół różnego szczebla i nikt nie uznaje, że konieczność ich zdawania (z możliwością oblania!) stanowi odebranie prawa do nauki. I co ważne -nikt, kto chciałby uczestniczyć w wyborach, nie mógłby być zwolniony z egzaminu. Dotyczyłoby to nawet największych mędrców i polityków, a w szczególności kandydatów na parlamentarzystów. Może wtedy udałoby się uniknąć powszechnej ostatnio błazenady na najwyższych szczeblach? Piotr Kiełbasiński

 

 

q        

Musi istnieć jedna strona internetowa na której będą wszystkie potrzebne inf. (m.in. ich opinia - zobowiązanie - na wskazane problemy) o osobach będących u tzw. władzy i kandydatach na takie funkcje. By chcący dokonać wyboru nie musieli bawić się w detektywa, polegać na inf... z bilboardów itp.

 

 

„FAKTY I MITY” nr 32, 16.08.2007 r.

SPIEPRZAĆ, DZIADY

Każdego roku partie polityczne dotowane są z budżetu kwotą ok. 100 mln zł. Pomysł „FiM” jest taki, że jeśli już owa subwencja musi istnieć, to powinna być oddana w ręce społeczeństwa. To oznacza, że każdy obywatel każdego roku miałby prawo oddawać 0,5 proc. swojego podatku na wybrane przez siebie ugrupowanie. W ten sposób mielibyśmy co roku możliwość weryfikowania obietnic wyborczych, a także groźny bat na populistów i kłamców politycznych. Wiceszefowa SLD Joanna Senyszyn twierdzi, że koncepcja jest świetna i jej formacja rozważa możliwość wystąpienia ze stosowną inicjatywą ustawodawczą.

 

 

"FAKTY I MITY" nr 32, 16.08.2007 r. KOMENTARZ NACZELNEGO

POLITYKU, BÓJ SIĘ PIT-U!

Już Biblia uczy, że władza pochodzi od Boga; święte karty pełne są bożych pomazańców. Za takich uważani byli chrześcijańscy cesarze i królowie, zwłaszcza w średniowieczu. Na tej samej zasadzie także Andrzej Lepper, Roman Giertych czy dwa Kaczory – są z boskiego nadania... Dlaczego więc tak często na ich widok wyrywa nam się z serca okrzyk: diabli nadali?!

To, co z górą od miesiąca dzieje się w kręgach tzw. władzy (jakże to słowo nie pasuje do obecnie rządzących!), już dawno przekroczyło granice zbiorowej schizofrenii – te wszystkie chamskie, podwórkowe numery, stroszenie piórek, wymachiwanie szabelką w jednej i kurczowe trzymanie się stołka drugą ręką... Na wymioty zbiera się, kiedy człowiek obserwuje wieśniackie zagrywki wymyślane i uskuteczniane w jednym, jedynym celu: przedłużyć, choćby o jeden dzień, tę słodką sielankę byczenia się, lansowania i rządzenia za publiczne pieniądze. Zwrot „kończ waść, wstydu oszczędź!” już dawno stracił na aktualności. Zamiast niego od Bałtyku po gór szczyty zdrowa część narodu cedzi przed telewizorami starą bajkę o wężu...

Ale to jeszcze nic, bo wybory, kiedykolwiek do nich dojdzie, nie muszą przynieść większych zmian. Na Platformie prawdziwi liberałowie to folklor. Za to nie brakuje tam ciasnych, lustratorskich móżdżków i nawiedzonych klerykałów, gotowych umierać za sojusz z USA i Watykanem. SLD z kolei zawsze zaczyna rządy od ofiar składanych na ołtarzu i przeproszenia, że postkomuniści jeszcze żyją. PSL za ustaloną z klientem stawkę gotowe jest przyjąć każdą pozycję, którą podyktuje partner: na lewaka, na Michnika, na Rydzyka, czy wreszcie po bożemu. Nowy sojusz partii prawdziwie lewicowych i antyklerykalnych – Porozumienie Lewicy – nie ma żadnych szans, dopóki nie wyjdzie na ulice i nie wywalczy sobie zauważalnej pozycji pięściami, podobnie jak Samoobrona. Kluczem do sukcesu w polityce są bowiem media, które nawet nie zająknęły się na temat powstania PL. Te katoprawicowe – z obrzydzenia, a te lewicowe – z zasady niepopierania konkurencji.

Wybory wygrają więc medialni faworyci, którzy mają doskonale opanowaną sztukę robienia wyborcy w trąbę: zainwestują w billboardy z pudrowanymi buźkami, poszermują hasłami wolności i świeckości państwa, pokrzyczą o prawie i sprawiedliwości. A następnego dnia po wyborach wszystkie obiecanki cacanki wrzucą do kosza, ku radości (przez łzy) głupich, którzy na nich głosowali.

Zastanawiałem się, czy tak już zawsze być musi. Czy przez kilka lat (zazwyczaj cztery) jesteśmy zdani na widzimisię, a najczęściej na bezczelność władzy, która przecież jest powołana do służenia nam, obywatelom? Czy naprawdę nie ma na nich bata? W końcu afera z odrzuceniem przez PKW sprawozdań finansowych PiS i SLD uświadomiła mi, że bat może być tylko jeden: pieniądze.

Do tej pory jest tak, że wynik wyborczy partii politycznej przekłada się na wysokość subwencji dla niej z budżetu państwa. Pieniądze dostają partie, które przekroczyły 3 proc. poparcia. Na przykład PiS, które we wrześniowych wyborach (2005) zdobyło 27 proc. poparcia, mogło liczyć na 22 mln 186 tys. zł; PO z 24,15 proc. może uzyskać 20 mln 840 tys. zł; Samoobrona z wynikiem 11,41 proc. – 11 mln 792 tys.; podobnie SLD; LPR wymodliła sobie 8 mln 706 tys.; a 4 mln 600 tys. wpadnie nawet rozłamowcom z SdPl. Takie kwoty ww. partie dostawać będą każdego roku, aż do kolejnych wyborów.

Już sam fakt, że indywidua pokroju Brudzińskich, Ujazdowskich, Czarneckich, Łyżwińskich czy Giertychów karmią się naszą krwawicą, jest dostatecznie wkurzający. Pasożytują na nas ludzie, którzy ośmieszają Polskę na cały świat. Podejmują decyzje dokładnie odwrotne co do naszych oczekiwań! Dostają za to (i na to!) pieniądze z ogólnej puli budżetowej, czyli z podatków moich i Twoich, Szanowny i Światły Czytelniku. A fakt, że chętnie jednemu i drugiemu ukręcilibyśmy łeb przy samej dupie, nie ma na to najmniejszego wpływu! Ale to naturalnie działa w obydwie strony. Kiedy np. premierem będzie Jan Barański, przewodniczący RACJI PL, nie można dopuścić do tego, żeby jego wywrotową, bezbożną partię finansowały moherowe „dzieci” z rodziny Radia Maryja. Jak świat światem dzieci finansują przecież swego tatkę, tatusia, ojca – jak zwał, tak zwał... Zmuszanie kogokolwiek do płacenia na rzecz własnego wroga czy innego przeciwnika – co obecnie ma miejsce na podstawie ustawy o partiach politycznych – nie jest normalne i należy to zmienić.

Wymyśliłem zatem taki oto patent.

Wyszedłem z założenia, że urągające prawu i niesprawiedliwe jest, żeby przeciętny obywatel miał wpływ na weryfikację programów oraz obietnic wyborczych jedynie raz na cztery lata. I to podczas krzykliwych kampanii wyborczych, podczas których zewsząd mamiony jest hasłami i spotami reklamowymi. Czy możemy wystawiać ocenę i weryfikować poczynania partii politycznych co roku? Tak. Wpierw jednak zaznaczę, że – moim zdaniem – partie w ogóle nie muszą być utrzymywane z pieniędzy podatników. Powinny same się utrzymać, jak każdy obywatel czy firma; choćby nawet poprzez prowadzenie działalności gospodarczej. Niech w praktyce udowodnią, jakie są mądre. Jeśli jednak większość jest innego zdania, to proponuję, aby pieniądze wydawane z budżetu urealnić.

A dokładnie: każdy obywatel powinien mieć możliwość przekazania w Picie, na przykład 0,5 proc. swoich podatków na działalność konkretnej partii, podobnie jak możemy przekazywać 1 procent na „organizacje pożytku publicznego”. Co roku. Według moich obliczeń (na palcach), to 0,5 proc. może dać partiom mniej więcej dzisiejsze przychody. A jeśli nawet ktoś (np. jakiś anarchista) nie wpłaci tego 0,5 proc., to też odzwierciedli swój stosunek do partii czy polityki w ogóle. Każdy będzie zadowolony, bo jego pieniądze pójdą (lub nie) do celu ściśle przez niego określonego. Co najważniejsze jednak, nasi wybrańcy tacy czy inni będą mieli – co roku, nie co cztery – nóż na gardle. Jeśli nie spełnią obietnic wyborczych, np. nie zrobią nic w celu wybudowania 3 milionów mieszkań lub nie zaczną budować stadionów, można ich będzie pozbawić wielkiej kasy i uniemożliwić przeprowadzenie kolejnej kampanii wyborczej, a nawet dalszą działalność całej partii.

Premier Kaczyński, z właściwą sobie – tragiczną, bo już nie śmieszną – pewnością siebie, powiedział, że PiS się LiSa nie boi. Na to Platforma odrzekła, że ona się nie boi nikogo. Może przyszła wreszcie pora, żeby oni wszyscy, ci pomazańcy z bożej łaski, zaczęli się bać NAS...

Co daj Panie Boże. Amen.

Jonasz

 

 

"WPROST" nr 38(1190), 25.09.2005 r.

NA STRONIE

ZAWRZYJMY Z WŁADZAMI FIRMY POLSKA KONTRAKT - IM SZYBSZE TEMPO WZROSTU PKB, TYM WYŻSZE PREMIE DLA RZĄDZĄCYCH

Jeśli my, wyborcy, jesteśmy akcjonariuszami spółki Polska, a prezydent, posłowie i senatorowie - radą nadzorczą tej spółki, rząd zaś - jej zarządem, to zawrzyjmy umowę.

Zawrzyjmy z przyszłymi władzami firmy Polska kontrakt - im szybsze tempo wzrostu gospodarczego, tym wyższe prowizje, czyli premie dla prezydenta i polityków współtworzących koalicję rządową, a im niższe tempo wzrostu gospodarczego - tym niższe prowizje, czyli premie dla prezydenta i pozostałych współrządzących polityków. Żeby brzmiało to jeszcze bardziej zachęcająco dla fachowców i jeszcze bardziej zniechęcająco dla partaczy - podatnicy Rzeczypospolitej Polskiej będą wypłacać w czasie trwania kadencji co miesiąc każdemu rządzącemu politykowi (prezydentowi, posłom i senatorom koalicji rządowej, premierowi, ministrom i wiceministrom) po 10 tys. zł premii za przyspieszenie tempa wzrostu PKB o każdy punkt procentowy, ale też każdy polityk koalicji będzie musiał wpłacać do budżetu Polski co miesiąc 10 tys. zł za każdy punkt procentowy tempa wzrostu poniżej poziomu startu, za który przyjmiemy dzień wygrania wyborów, czyli podpisania kontraktu między wyborcami a politykami wynajętymi do zarządzania Polską.

Jako że każdy dodatkowy punkt procentowy polskiego PKB wart jest teraz około 9 mld zł (co daje po 220 zł na każdego obywatela RP), to nawet gdyby przyszło nam wypłacać owe premie tysiącowi polityków, bez problemu wyszlibyśmy na swoje (płacąc im co roku 120 mln zł za każde dodatkowe 9 mld zł PKB). I jest spora nadzieja, że nareszcie uda się nam wyjść na swoje! Z przedwyborczych zapowiedzi tych kandydatów, którzy liczą się w wyścigu do fotela prezydenta RP, i tych partii, które mają realną szansę objęcia po wyborach władzy, wynika bowiem, że tym razem - gdyby doszło do zawarcia kontraktu z zarządem - chyba to raczej my, wyborcy podatnicy, powinniśmy się zatroszczyć o pieniądze na premie dla przyszłych rządzących Polską polityków niż oni o pieniądze na odszkodowanie dla nas - za nieudolne rządzenie. I oby tak właśnie się wreszcie stało. Te pieniądze (zyskane lub stracone) są oczywiście tylko symbolem - sukcesu albo przegranej. Jeśli bowiem czym prędzej nie zmusimy rządu do stworzenia warunków do radykalnego przyspieszenia tempa wzrostu gospodarczego Polski, czyli tempa bogacenia się Polaków, marnie widzę szansę zahamowania fali emigracji z Polski dobrze wykształconych, kreatywnych, młodych Polaków, którzy opuszczają kraj setkami tysięcy. A zostają w Polsce głównie populistycznie nastawieni amatorzy wysokich emerytur zwykłych i pomostowych, rent, zasiłków i dopłat rolniczych. Kto ma na te ich rosnące emerytury, renty, zasiłki i dopłaty zarobić? Ja, przyznaję, tracę powoli na to ochotę, a znam coraz więcej ludzi, którzy już tę ochotę stracili i albo wyjechali z Polski, albo myślą o wyjeździe i podjęciu pracy w kraju, w którym politycy nie ośmielają się okradać pracowitych wyborców - zmuszając ich do płacenia haraczu leniwym - tak bezceremonialnie, jak to robi prezydent Kwaśniewski i jego wspólnicy, w tym rejterujący z wyścigu do prezydenckiego fotela Włodzimierz Cimoszewicz (vide: "Kłamstwo Cimoszewicza"). W każdym razie w wypadku spółki prawa handlowego za czyny, jakich dopuścił się Aleksander Kwaśniewski, szef rady nadzorczej spółki Polska, staje się przed sądem pod zarzutem działania na szkodę spółki i wędruje do miejsca odosobnienia na długie lata. Dla ludzi ograbionych z utraconych dochodów to jednak marna pociecha (vide: "Załatwione odmownie" i "Cztery pogrzeby i wesele"). Na szczęście generacja Donalda Tuska okazuje się znacznie liczniejsza, niż się wcześniej zdawało(vide:"Ruch Tuska"). I w dodatku z sondażu opinii publicznej na sondaż staje się coraz pewniejsze, że Tusków zostało jeszcze w Polsce co najmniej 7 milionów, czyli wystarczająco dużo, by przegłosować pozostałych akcjonariuszy spółki Polska i powierzyć zarządzanie naszym krajem właściwej ekipie. Pytanie, czy obdarzony zaufaniem Tusków zarząd (PO-PiS) potrafi rządzić Polską tak, jakby naprawdę był rządem na prowizji. Bo jeśli nie, to niech dobry Bóg ma Polskę w swojej opiece - Polskę opuszczaną przez zawiedzione przez Tuska kolejne setki tysięcy Tusków.

Piotr Gabryel

 

 

"FAKTY I MITY" nr 44, 08.11.2007 r.

MNIEJ ŚCIEMNIANIA

Wystarczyło tylko trochę więcej demokracji, czyli w tym przypadku nieco więcej ludzi przy urnach wyborczych, aby zmieść Kaczyńskich. „Lud przemówił”, jak mówią Francuzi, i dobrze by się stało, aby znów nie zamilkł na długie lata.

Głosowanie i frekwencja wyborcza to tylko bardzo niewielka część procesu demokratycznego, bardzo niewielki jego element, ale, jak widzimy, bardzo ważny. Zapewne dlatego związany z Kaczyńskimi tygodnik „Wprost” sugerował, że frekwencja jest... nic nieznaczącym „fetyszem demokracji”; sprawą, którą nie powinniśmy sobie zawracać głowy. Dowodzono, że nie należy nawoływać do pójścia na wybory, bo jeszcze do urn wybiorą się nie ci obywatele co trzeba i wybiorą jakiegoś Leppera. A to obciach, wstyd i niebezpieczeństwo. Że pójdą ludzie mniej wykształceni i „o mniej demokratycznych poglądach”. Cóż, ludzie wybrali się tym razem rzeczywiście jakby bardziej masowo i – paradoksalnie – na ławkę rezerwowych odesłali nie tylko Leppera, ale znacznie groźniejszych od niego populistów – braci K. Przy nich Endrju to niegroźna, folklorystyczna małpa z salonu. Miejmy nadzieję, że wyborcy zapamiętają tę siłę krzyżyka na kartce do głosowania i będą z niej korzystać!

Wielu politologów zwraca uwagę na fakt, że dla ratowania demokracji trzeba koniecznie spróbować odciąć politykę od wielkich pieniędzy. Pierwszy krok we właściwym kierunku uczynili Francuzi, którzy zakazali wynajmowania przez partie i kandydatów billboardów oraz płatnych reklam wyborczych w TV, czyli zlikwidowali najbardziej kosztowne elementy kampanii wyborczej. Zauważmy, że w odróżnieniu od zwykłych i tanich ulotek te kosztowne reklamy nie wnoszą do demokratycznej debaty żadnych merytorycznych wartości. To tylko tricki reklamowe, niczym reklamy proszków do prania, których celem jest raczej wpływ na podświadomość i ogłupienie, a nie rzetelne poinformowanie widza – choćby o programie. Bo jaki merytoryczny sens ma publikowanie facjat odmłodzonych graficznie o 30 lat kandydatek i kandydatów, z kilkoma słowami hasła wyborczego w stylu: „Obyśmy wszyscy byli zdrowi i bogaci”? To fakt, że taka reklama ma siłę podświadomej perswazji, ale ten rodzaj oddziaływania nie ma nic wspólnego z demokracją – sprzyja tylko korumpowaniu partii przez wielkie firmy i ich interesy. Do dzisiaj na przykład nie wyjaśniono kwestii finansowania kampanii wyborczej Mariana Krzaklewskiego z 2000 r., kiedy okazało się, że z jednej poczty w Gdańsku wysłano dla niego przekazy opiewające w sumie na setki tysięcy złotych (po 10 tys. każdy – na tyle prawo pozwala wesprzeć kandydata przez jedną osobę) od nieistniejących wyborców. Nie wiadomo, kto je wysłał, a komitet wyborczy Krzaklewskiego dowodził, że o niczym nie wie i jest ofiarą manipulacji tajemniczych sił... Korupcja polityczna uprzywilejowuje duże partie i te, które reprezentują interesy wielkiego kapitału, blokuje wymianę elit i uczciwą konkurencję programową. Historia RACJI PL jest dobrym przykładem, jak funkcjonuje polska pseudodemokracja oligarchiczna, która skutecznie kosi wszelką alternatywę, zanim zdoła ona rozwinąć skrzydła.

Adam Cioch

 

 

„FAKTY I MITY” nr 9, 06.03.2003 r.

WAŻNA JEST CENA

Na przełomie XIX i XX wieku

u łódzkich królów bawełny zarządzający

poszczególnymi fabrykami

wprowadzali ujednolicony

system kar nakładanych na robotników

za zakłócanie porządku

i bezpieczeństwa w pracy.

Dzięki trosce byłych pracowników

Zakładów Przemysłu Bawełnianego

im. Norberta Barlickiego

w Łodzi, ocalały niektóre eksponaty

z Izby Tradycji, w tym szczegółowy

wykaz kar w fabryce Karola

Eiserta (założyciel i właściciel fabryki)

wprowadzony w życie pod

koniec XIX w. decyzją zarządzającego

fabryką p. Stasiulewskiego.

Wykaz obejmuje grupy kar w następujących

blokach: „Za niestawienie

się do roboty”, „Za naruszenie

porządku” oraz „Za niedbałą robotę”.

Wysokość kar wahała się od

5 kopiejek do 1 rubla, co przy zarobkach

robotniczych (około 15 rubli)

było znacznym wydatkiem. „Za

niestawienie się do roboty bez ważnej

przyczyny w ciągu całego dnia 50

kopiejek” plus proporcjonalne potrącenie

zarobku; „Za zakłócanie

spokoju przy robocie przez krzyki,

obelgi i kłótnie od 10 do 25 kopiejek”;

„Za bójkę od 25 do 50 kopiejek”;

„Za przyjście do roboty w stanie

nietrzeźwym od 30 do 50 kopiejek”;

„Za wyrób złego towaru wskutek

niedbałości robotnika od 10 do

50 kopiejek”.

Dzisiaj taki kodeks kar dla pracowników

jest zbędny, gdyż po upływie

100 lat każdy trzęsie się o robotę,

przychodzi do niej zawczasu,

trzeźwy, zwarty i gotowy; jak to

w drugiej Japonii. Natomiast – przy

zachowaniu proporcji wynagrodzeń

– system taki zdecydowanie usprawniłby

dziś działanie polskich władz

ustawodawczych i wykonawczych.

Za niestawienie się do roboty

– w sejmie czy ministerstwie – bez

ważnej przyczyny w ciągu całego

dnia – 2000 zł kary. Za zakłócanie

spokoju przy robocie przez krzyki,

obelgi i kłótnie w klubach parlamentarnych

LPR i Samoobrony

– po 1000 zł od beretu podczas „zadymy”.

Za przyjście do roboty w stanie

nietrzeźwym – poseł Tomasz

Mamiński lżejszy o 2000 zł. Za nadgorliwość

w pracy, tj. głosowanie za

nieobecnych kolegów, dwaj posłowie

SLD – po 5000 zł. Za wyrób

złego towaru wskutek niedbałości

robotnika – Sejm, Senat, Rada Ministrów

i Kancelaria Prezydenta uno

tempore – po 100 000 zł za każdy

spartolony akt prawny. Całość uzyskanych

środków przekazujemy na

oddłużanie kolejnych placówek

oświaty czy służby zdrowia i mamy

pięknie działający mechanizm porządkowy.

Już słyszę te głosy: „Tak nie

można, tak nie wolno!” A czemu?

W końcu wszyscy obywatele są równi

wobec prawa. Poza tym wyobraźcie

to sobie, Drodzy Czytelnicy: posłowie

w trakcie posiedzeń karnie

siedzą w sejmowych ławach i pracują

z mozołem w poszczególnych

komisjach, a ustawy nie trafiają co

chwila do Trybunału Konstytucyjnego,

bo stanowione prawo jest

spójne, logiczne i zgodne z konstytucją.

Sielanka i ogólny dobrobyt.

                       Jerzy Serafin

 

 

[Jest to wspaniała analogia do wierzeń religijnych – nim bardziej absurdalne i nie do udowodnienia dogmaty tym lepiej... – red.]

„POLITYKA” nr 34 (2617), 25.08.2007 r.

PODRÓŻ Z KRAŃCA ŚWIATA

Po trzech latach bezwzględnej dominacji obóz IV RP zwija obwisłe sztandary. A w każdym razie po dwóch latach rządów Prawa i Sprawiedliwości można mieć nadzieję, że nareszcie mamy za sobą pisowski wariant mrzonek o IV RP i że nieodległe wybory zamkną ten ponury epizod. Czy jednak po PiS jesteśmy choć odrobinę mądrzejsi? Czy czegoś się dowiedzieliśmy jako społeczeństwo? Czy klasa polityczna nauczyła się czegoś, co pozwoli uniknąć podobnych nieszczęść w przyszłości?

Eksperyment IV RP zawiódł, bo był oparty na fałszywych przesłankach, pochopnie uogólnionym obrazie rzeczywistości, złudzeniach spowodowanych inklinacjami do magicznego myślenia, na mitomańskich skłonnościach i paranoi. Rozmaite mentalne patologie wypełniły w projekcie IV RP próżnię pozostawioną przez mgliste wyobrażenie o funkcjonowaniu prawa, gospodarki, więzi społecznych i demokracji. Ale to nie znaczy, że koniec musi być definitywny.

 

Ideolodzy, politycy, piewcy i wyznawcy IV RP byli (niektórzy wciąż są) jak żeglarze sprzed wieków, którzy wierzyli, że świat jest okrągły i płaski jak moneta, więc wyruszali w podróż na jego kraniec. Płynęli jednak, płynęli, a krańca świata nie było. Były tylko kolejne głębie, mielizny i wyspy, a czasami lądy pełne dzikich zwierząt, ludożerców i chorób odbierających rozum. Jak oni nie mogli odnaleźć krańca świata, który nie istnieje, tak PiS nie mógł odnaleźć czubka czy jądra nieistniejącego układu, który miał całą Polskę oplatać, spowijać czy pętać mafijnymi lub agenturalnymi szarymi sieciami. Ponieważ zaś żeglarze pisowskiej rewolucji cały świat objaśniali działaniem wciąż niewidocznego układu, nie byli zdolni do czerpania nauki z własnego doświadczenia.

 

Kiedy już przetrząsnęli wszelkie możliwe archiwa i nie odkryli w nich wszechpotężnych agentów, uznali, że widać są oni tak potężni, iż nawet odnaleźć się ich nie da. Kiedy wieloletnie areszty wydobywcze nie mogły zmusić podejrzanych do złożenia dających się potwierdzić zeznań obciążających politycznych rywali, wytłumaczyli sobie, że widocznie przestępcy wolą więzienie od zemsty wszechmocnego układu i liczą na jego wdzięczność, gdy odzyskają wolność. Gdy nawet najbardziej zaufani prokuratorzy nie mogli namierzyć oplatającej Polskę mafijnej struktury, wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego uznali, że widać i ci prokuratorzy są związani z układem.

 

Im bardziej wiara wyznawców IV RP nie mogła się potwierdzić w empirii, tym bardziej się umacniała w rozumach części wiernych. Bo tylko najpotężniejszy układ mógł przecież być tak potężny, by zapewnić sobie pełną niewidoczność. W tym sensie ta ideologia była więc i jest odporna na wszelkie doświadczenie, racjonalną argumentację i weryfikację. Weryfikować można jedynie jej wyznawców. Nie tezy. Gdy ktoś wątpi w tezy (jak poseł Zalewski lub minister Kaczmarek), niemal automatycznie zostaje wyrzucony poza obóz prawdy i z punktu widzenia PiS staje się częścią mitycznego układu.

 

Taka logika prawie każdą rewolucyjną wiarę spycha ku paranoi. Ideologia pisowskiej rewolucji weszła jednak w fazę paranoidalną wcześniej niż jej wielkie poprzedniczki, bo miała nieporównanie słabsze uzasadnienie w rzeczywistości społecznej, politycznej czy ekonomicznej. Jest to ważne z punktu widzenia naszej politycznej przyszłości. Bo brak silnego związku z rzeczywistością sprawia, że ta rewolucja nie tylko nigdy nie może się wypełnić, ale także nigdy nie musi się skończyć. Nawet utrata władzy nie będzie jej porażką. Przeciwnie, będzie potwierdzeniem potęgi i bezwzględności zła, z którym PiS się mierzył.

 

W tym sensie zbliżające się chyba wybory i odsunięcie PiS od władzy nie rozwiązują najpoważniejszego dziś polskiego problemu, jakim jest nieracjonalność polityki i kruchość demokracji. Na dłuższą – lecz niezbyt długą – metę może to nawet być źródłem jeszcze poważniejszych zagrożeń. Jeśli polska polityka się nie zreformuje i jeśli demokracja nie stworzy silniejszych zabezpieczeń na wypadek nawrotu wysokiej fali populistycznej paranoi, następnym razem może się przed nią nie obronić. Warto więc już teraz podsumować szczęśliwie kończący się okres i zastanowić się, jak możemy uniknąć podobnego ryzyka w przyszłości.

 

Ze szlachtą polską polski lud

Przede wszystkim koniecznie trzeba się teraz przyjrzeć społecznym źródłom chwytliwości pisowskiej paranoi. Bo zbiorowe szaleństwa nie spadają z nieba. Jakieś czynniki wytworzyły silny i na razie dość trwały popyt na polityczną narrację wyrosłą z czarnej legendy polskiej transformacji. To nie plamy na słońcu pchnęły niemal co drugiego aktywnego wyborcę w objęcia PiS, LPR i Samoobrony. To nie halucynogenny sporysz przerastający zboże (jak w słynnym opętaniu Arras opisanym przez Andrzeja Szczypiorskiego) sprawił, że ludzie na pozór zdrowi masowo uwierzyli we wszechmocne sieci, wszechpotężny układ, wszechobecnych agentów i wszechwładne mafie, których nikt nie widział i których istnienia nikt nie potrafi wykazać.

 

Można oczywiście powiedzieć, że PiS znalazł łatwą receptę na dotarcie do tych – bezrobotnych, inteligentów, wykluczonych, ubogich – którzy czuli się odrzuceni czy zlekceważeni przez polską transformację. Na technokratyczny język innych partii i dotychczasowych rządów koalicja populistyczna odpowiedziała językiem troski, współczucia i oburzenia niesprawiedliwością. PiS jako pierwsza partia po 15 latach transformacji z troską pochylił się nad tymi wszystkimi, którzy czuli się przez nią skrzywdzeni i wskazał winnych nieszczęściom – układ.

 

Jeśli mimo wszystkich porażek i aberracji PiS po dwóch latach nieudolnych rządów zachował zdecydowaną większość swoich zwolenników, to w dużej mierze dlatego, że nikt inny nie chce się nad nimi pochylić. Żadna inna partia – poza Samoobroną – nawet nie próbuje mówić językiem troski o słabszych wyborców. Choćby więc wiele im się w polityce PiS nie podobało, choćby chcieli wybrać sobie innego opiekuna, to go po prostu na scenie politycznej nie znajdą. Bo wszystkie inne partie parlamentarne chcą się opiekować zadowolonymi i reprezentować tych, którzy sami umieją sobie radzić.

 

To prawda, że PiS nie bardzo się wywiązuje ze swoich obietnic, że niewiele dał słabym, a bardzo dużo silnym, że w praktyce nie bardzo się pod tym względem różni od konkurentów, ale przynajmniej deklaruje zainteresowanie słabszymi. A kiedy ktoś czuje się zagrożony albo obolały, nawet ciepłe słowo pozbawione praktycznego czy konkretnego wyrazu staje się istotne. Dopóki więc konkurenci nie nauczą się zauważać także społecznie słabszej części elektoratu, będzie ona skazana na puste obietnice PiS. Im bardziej zaś technokratyczny, liberalny, egoistyczny i indywidualistyczny będzie język następnej władzy, tym bardziej będzie rosła tęsknota za dobrym, sprawiedliwym ojcem – Jarosławem Kaczyńskim.

 

Zdarzyć się więc może – i wcale mnie to nie zdziwi – że Jarosław Kaczyński, być może na czele PiS, a może już pod jakąś inną partyjną postacią, wróci niebawem do władzy. Nie bardzo wierzę, by po tak rozpoczętej kampanii wyborczej możliwy był jeszcze POPiS, podobnie jak nie wierzę, by PiS, który znajdzie się teraz pod krzyżowym ostrzałem całej opozycji, mógł wygrać najbliższe wybory. Ale jeśli dzisiejsza opozycja się istotnie nie zmieni – a mało wskazuje, by chciała się zmienić – to następnym razem nie jest wykluczony triumfalny powrót partii obecnego premiera. Może już bez Ziobry, który za nadużycia władzy raczej nie uniknie Trybunału Stanu, a może też więzienia, ale z tym samym żądnym wszechwładzy Jarosławem Kaczyńskim lub z jakimś jego godnym następcą na czele. Nieuniknienie nadchodząca recesja, za którą przyjdzie bezrobocie, przestępczość i nowa fala frustracji, będzie przecież sprzyjała kolejnej inwazji populistów, różnej maści watażków i samozwańczych trybunów ludowych.

 

Na wszelki wypadek

Dwa lata rządów PiS trochę nam pokazały, co należy zrobić, żeby populistyczna fala nie zdołała w trakcie jednej kadencji zmieść polskiej demokracji, zniszczyć państwa prawa i zamienić nas wszystkich w marionetki miotane obsesjami następnego Kaczyńskiego czy Ziobry. Nie powinniśmy tej nauki zmarnować, bo wszyscy razem zapłaciliśmy za nią sporą cenę.

 

Po pierwsze więc, jeśli nie chcemy, by z następnej próby polska demokracja wróciła na tarczy, trzeba się definitywnie pożegnać z myślą o propagowanym przez Jana Rokitę rozmontowaniu bezpieczników państwa prawnego. Takich zwłaszcza jak immunitety, które stanowią gwarancję bezpieczeństwa dla ludzi z urzędu broniących naszych swobód. Bez większego trudu można sobie przecież wyobrazić, gdzie byśmy dzisiaj byli, gdyby Ziobro mógł w oparciu o „twarde dowody” wyprodukowane przez CBA bez ograniczeń aresztować Andrzeja Leppera. Jeszcze dwa, trzy aresztowania i Samoobrona stałaby się zupełnym wasalem PiS. Gdyby LPR stawiała opór, można by też aresztować Giertycha i Wierzejskiego, a resztę zwasalizować za pomocą delikatnych sugestii. Może niewiele osób płakałoby za Lepperem i Giertychem, ale wizja PiS faktycznie uzyskującego bezwzględną większość w Sejmie, swobodnie ubezwłasnowolniającego Trybunał Konstytucyjny i sądy, zmieniającego po uważaniu ordynacje wyborcze i stwarzającego sobie prawne gwarancje autorytarnej władzy na lata przyprawia jednak o ciarki na plecach.

 

Że do tego nie doszło, zawdzięczamy instytucji immunitetu chroniącego posłów przed samowolą władzy. Może kilkunastu posłów jeżdżących po kielichu i zasłaniających się sejmową legitymacją stanowi problem, ale zniesienie immunitetu wystawiłoby nas na ryzyko zniszczenia demokracji i stworzyłoby problemy nieporównanie większe.

 

Po drugie, trzeba się zastanowić, w jaki sposób można by umocnić monteskiuszowski trójpodział władz. Kłamstwo Jarosława Kaczyńskiego, który przed wyborami dał słowo, że bez względu na wynik nie zostanie premierem, jeśli jego brat wygra wybory prezydenckie, pokazało wagę tego problemu. Osłabienie systemu kontroli i równowagi między urzędami premiera i prezydenta naruszyło działanie mechanizmów konstytucyjnych sprawiając nie tylko, że prezydent automatycznie podpisywał nawet najbardziej niespójne ustawy, które później z kretesem przepadały w Trybunale Konstytucyjnym, ale także iż stracił szansę na pełnienie funkcji arbitra między rządem a opozycją i osłabił autorytet własnego urzędu. Prezydent, który będąc według konstytucji reprezentantem narodu w krytycznych sytuacjach mówi „my”, mając na myśli partię swego brata, sprzeniewierza się misji sprawowanego urzędu. Nie tylko on na tym traci, ale także my wszyscy, bo młoda demokracja, która nie posiada arbitra na wypadek poważnego kryzysu, wystawia się na zbyteczne ryzyko.

 

Po trzecie, jeszcze ważniejsze jest umocnienie niezależności wymiaru sprawiedliwości, a zwłaszcza pozycji Trybunału Konstytucyjnego. To przecież głównie Trybunał w decydującym stopniu powstrzymał autorytarne tendencje PiS. Ale jego powstrzymująca moc skończyłaby się za rok wraz z wymianą kolejnej grupy sędziów. Trzeba więc szukać takiego rozwiązania, które w większym stopniu uniezależni skład Trybunału od fluktuacji nastrojów politycznych. Sposobem może być wydłużenie kadencji tak, żeby każdy Sejm mógł zmienić najwyżej jedną czwartą składu.

 

Istotną rolę w hamowaniu autorytarnych zapędów odchodzącej władzy odegrały też sądy – demistyfikując oskarżenia wobec dr. Garlickiego czy negliżując wybujałe zarzuty w sprawie inwigilacji prawicy. PiS zdążył wraz z koalicjantami uchwalić ustawę poważnie ograniczającą niezależność sądów. Urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości opowiadają, jak słysząc obawy prokuratora, że sąd może nie wyrazić zgody na aresztowanie byłego polityka, szef jednej z tajnych służb uspokajał, że „nie po to zmieniliśmy tam prezesa sądu, żeby nam tego aresztu nie dał”. Umocnienie gwarancji niezależności sądów i nietykalności sędziów jest na dłuższą metę warunkiem przetrwania państwa prawa, bo władza, która chce nadużyć swoich konstytucyjnych uprawnień, w każdym demokratycznym państwie raz na jakiś czas się zdarza. Immunitet sędziowski i samorządność wymiaru sprawiedliwości powinny więc być raczej umocnione niż demontowane, jak jeszcze niedawno zgodnie proponował POPiS. Nawet jeżeli wiąże się to z problemami podobnymi jak w przypadku posłów. Pijany czy skorumpowany sędzia jest oczywiście problemem w każdym kraju, ale sędzia jakkolwiek podporządkowany władzy to koniec wolności dla wszystkich obywateli.

 

Po czwarte, to jak Zbigniew Ziobro używał prokuratury, stawia też znak zapytania nad jej usytuowaniem w strukturze władzy państwowej. W polskich warunkach trudno raczej liczyć, by mogła ona odzyskać wiarygodność i racjonalność działania, jeżeli nie zostanie uniezależniona od bezpośredniego wpływu polityków. Barierą dla politycznych nadużyć może być promowana przez ministra Kaczmarka kadencyjność funkcyjnych prokuratorów. Sensowny jest też pomysł kadencyjnego urzędu prokuratora generalnego, którego kadencja z mocy prawa kończy się dwa albo trzy lata po zakończeniu kadencji Sejmu, który go wybrał. Mam jednak obawę, że w polskich warunkach i to nie wystarczy. Być może trzeba by więc szukać formuły ponadpartyjnego kolegium prokuratorów albo sędziów śledczych, mającego prawo przejmowania spraw o szczególnym znaczeniu politycznym. Gdyby tworzyli je emerytowani sędziowie Sądu Najwyższego czy prokuratorzy krajowi w stanie spoczynku, może zbliżylibyśmy się do ideału instytucji całkiem bezinteresownej, uwalniającej organy ścigania z demoralizujących je politycznych śledztw prowadzonych pod presją.

 

Po piąte, radykalnej reformy wymaga system mediów publicznych, które pod rządami PiS stały się tubą władzy, źródłem lub bezkrytycznym nośnikiem wyjątkowo ohydnych pomówień i oszczerstw. Ciało, które je kontroluje, trzeba skonstruować na wzór Trybunału Konstytucyjnego – tak, by oderwać je od bieżącej polityki i możliwości bezpośredniej ingerencji władzy wykonawczej. W przeciwnym razie zamiast stabilizować kulturę polityczną, będą tak czy inaczej źródłem dalszego dziczenia obyczajów i manipulacji każdej kolejnej władzy.

 

Po szóste, sytuacja w służbach wojskowych, ABW i CBA pokazuje, że cywilna kontrola nad nimi jest w Polsce iluzoryczna lub zdeprawowana, gdy na ich czele stają politycy. Przyczyna jest prosta i powszechnie znana. Jest nią niemoc formalnie kontrolującej je komisji sejmowej. Utrzymywanie takiej fikcyjnej kontroli nie ma wielkiego sensu.

 

Jeśli służby mają służyć państwu, a nie kolejnym ekipom, musi powstać ponadpartyjne ciało wyposażone w rzeczywiste uprawnienia kontrolne i śledcze – w tym prawo dostępu do wszelkich informacji i przyjmowania zeznań pod odpowiedzialnością karną. Gdyby udało się wprowadzić kadencyjność szefów tajnych służb, która nie pokrywałaby się z kadencjami Sejmu, moglibyśmy po jakimś czasie zbudować instytucje prawdziwie państwowe, a nie tylko rządowe czy partyjne.

 

Po siódme, żeby przywrócić polityce powagę, trzeba radykalnie ograniczyć miejsce PR i marketingu w walce politycznej. Można to częściowo osiągnąć ograniczając kwoty, które partiom politycznym wolno przeznaczać na PR i marketing. Nie chodzi o to, żeby pozbawić politykę pieniędzy, ale o to, żeby ograniczyć prawo polityków do robienia nam wody z mózgu za nasze pieniądze. Zamiast na billboardy i telewizyjne reklamy, w których politycy sprzedają nam puste treści jak mydło czy proszek do prania, dotacje budżetowe powinny być przeznaczone na budowanie programów i utrzymanie partyjnych think tanków.

 

Polska polityka koncentruje się na kampaniach negatywnych w dużym stopniu dlatego, że intelektualnie jest kompletnie amatorska. Porównanie dokonań obecnej władzy z jej zapowiedziami pokazuje, jak nierealistyczne były wyobrażenia PiS o rzeczywistości. Także wydatki rządu i samorządów powinny być kontrolowane przez niezależną od nich instytucję pod kątem przydatności publicznej. Nie ma żadnego powodu, by kolejni premierzy, ministrowie, prezydenci miast wydawali publiczne pieniądze na zdobywanie sobie zwolenników w trakcie nieustannych, niezwykle kosztownych pielgrzymek po Polsce. Można tu wykorzystać te same zasady, według których izby skarbowe badają zasadność wydatków przedsiębiorstw jako kosztów uzyskania przychodu.

 

Po ósme wreszcie, urzędnikom publicznym trzeba skutecznie zapewnić możliwość w miarę spokojnego, profesjonalnego działania pod rządami prawa, a nie – jak obecnie – pod władzą kapryśnych, wciąż zmieniających się partyjnych nominatów. Dziś urzędnicy są w zdecydowanej większości pracownikami rządu. Chodzi o to, by stali się pracownikami państwa i żeby bez strachu mogli swojemu szefowi z partyjnej nominacji, a nawet premierowi, powiedzieć: przykro mi, pański pomysł jest sprzeczny z interesem publicznym (albo prawem czy z pragmatyką), więc nie będziemy go realizowali. Biurokracja musi być autonomiczna wobec polityki nie tylko dlatego, że w przeciwnym razie aparat państwowy zamienia się łatwo w prywatny folwark rządzącej akurat partii. Także dlatego, że praca na państwowym zawsze będzie znacznie gorzej płatna od pracy w sektorze prywatnym. Jeśli chcemy do urzędów przyciągnąć ludzi kompetentnych, w zamian za niższą płacę musimy im zagwarantować przynajmniej stabilność zatrudnienia. W przeciwnym razie zamiast porządnej struktury biurokratycznej, bez której nowoczesne państwo nie może funkcjonować, będziemy mieli państwo kolejnych prawych i sprawiedliwych, którzy na krótko będą lądowali w urzędach, coś popsują, coś przekręcą na swoje, o czymś zapomną, narobią bałaganu i wrócą do poprzednich zajęć zostawiając bigos takim samym następcom z nieco innej bandy.

 

Te osiem punktów nie załatwi wszystkich polskich problemów. Demokracja to nieustanne rozwiązywanie problemów, których z natury rzeczy definitywnie rozwiązać się nie daje. Ale gdybyśmy te problemy umieli trwale rozwiązać nadając nowym rozwiązaniom konstytucyjną rangę, moglibyśmy w miarę spokojnie wierzyć, że nawet jeżeli mechanizm demokratyczny kolejny raz się zatnie i zacznie zgrzytać, to w każdym razie zupełnie się nie rozpadnie i bezpiecznie dotrwa do końca parlamentarnej kadencji.

Jacek Żakowski

 

 

PS

CZY TERAZ JUŻ WIECIE, ROZUMIECIE

co to jest demokracja, kapitalizm, religia – przez kogo, w jakim celu zostały te systemy stworzone, co, kto w tych utopiach triumfuje, prosperuje, zwycięża, komu one służą, jak się w takich warunkach żyje...?!;

kim jesteście (jako np. wyborcy, politycy – obywatele...; kler, parafianie – jako tzw. osoby religijne...; biznesmeni, robotnicy – jako pracujący...; indywidualnie, zbiorowo – jako mieszkańcy Ziemi...)...?!;

co rozumiecie, jak rozumujecie, jak postrzegacie świat, postępujecie, do czego jesteście zdolni...?! – DO CZEGO TO WSZYSTKO PROWADZI...?!!

 

PS

BY ŻYĆ W RAJU TRZEBA SOBIE NA TO ZAPRACOWAĆ (GDYBY DO RAJU DOSTAWALI SIĘ WSZYSCY, TO JUŻ NIE BYŁBY RAJ).

W normalnych warunkach - selekcji, specjalizacji, postępowaniu rozsądnym, dalekowzrocznym – racjonalnym - żylibyśmy jak w raju, a obecnie żyjemy jak w piekle...

 

Trzeba natychmiast zakończyć demoralizujące, degenerujące, płacenie za choroby, cierpienie, stanowisko, uprzywilejowywanie za samą przynależność do określonej grupy; myślenie, a w efekcie postępowanie emocjonalne, irracjonalne – promowanie degeneracji, powodowanie destrukcji.

ZAMIAST DEGENERACJI, MARNOTRAWSTWA – ROZWÓJ, POSTĘPOWANIE RACJONALNE.

O przywilejach ma decydować przydatność, pożytek - racjonalny sens - a nie emocjonalne i krótkowzroczne postrzeganie świata i takie w efekcie - prowadzące do katastrof - postępowanie.

Należy pobudzać, promować i wspierać rozwój, pozytywną postawę, dbania o siebie i innych, konstruktywną działalność, a nie nieróbstwo, pasożytnictwo, degenerację, szkodzenie.

Wszelkie działania mają wynikać z racjonalnie uzasadnionych potrzeb, być przemyślane całościowo, a nie tylko dla np. krótkowzrocznego, teraźniejszego zysku; realizacji jakiejś utopii.

 

* NIE MARNUJMY POTENCJAŁU LUDZI WYBITNYCH, POŻYTECZNYCH, NIE ZNIECHĘCAJMY DO POŻYTECZNYCH DZIAŁAŃ, INDYWIDUALNIE I ZBIOROWO, NIE TRAĆMY TEGO TWÓRCZEGO KAPITAŁU, PROMUJMY, WSPIERAJMY POZYTYWNE POSTĘPOWANIE, DZIAŁANIA.

Trzeba utworzyć fundusz dla osób wybitnych, konstruktywne działających grup (bez emocjonalnych bzdur, utopii).

 

 

PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

www.wolnyswiat.pl   WBREW ZŁU!!! 

PISMO NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII, UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH ROZWIĄZANIA

 

OSOBY ZAINTERESOWANE WSPARCIEM MOJEGO PISMA, MOICH DZIAŁAŃ PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński skr. 904, 00-950 W-wa 1

BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat do dnia 10.08.2008 r.: 0 zł.

 

 

OTO LISTA TYCH, KTÓRZY WSPARLI TO PISMO, MOJE DZIAŁANIA

– W NASZYM (SWOIM) INTERESIE

DATA: SUMA: WSKAZANE DANE:

 

 

STAN WPŁAT: 0 zł (więc dlaczego nie jest dobrze...; tyle Polacy są skłonni zainwestować w racjonalną przyszłość/na tyle oceniono wartość mojej pracy)

Na szkodzenie sobie (truciznę nikotynową (prawie 12 mld zł rocznie), alkoholową, narkotyki, dla kor (około 8 mld zł rocznie) od roku 2000 Polacy przeznaczyli sto kilkadziesiąt mld zł.! – to taka inwestycja... Na moje konstruktywne działania z pożytkiem dla wszystkich... – to takie nie tracenie pieniędzy, oszczędność…

Naturalnie (jak to w Polsce) nikt żadnych pieniędzy nie wpłacił (lepiej przeznaczyć je na zatruwanie ciała i umysłu: na alkohol, tn, narkotyki, dla kor itp.). By m.in.

zaistniało to pismo - w celu zwiększenia szans, realizacji zawartych w nim postulatów - sprzedałem kawalerkę (w małej mieścinie). Gdy skończyły

 

mi się pieniądze zmuszony byłem (zimą), by je dokończyć, zamieszkać u obłąkanego psychopaty i debila (alkoholika, zażywacza tn, grillowca, oglądacza tv, kłapacza dziobem (non stop emocjonalny bełkot, oczywistości i debilizmy!!) – w jednym), który m.in. robił mi pranie mózgu bym przestał zajmować się „gównem i

 

głupotami (tym pismem i zgłoszeniami w Urzędzie Patentowym)!”, a zajął przesiadywaniem przed telewizorem, wdychaniem tn (uodparnianiem się...!), grillowaniem i zarabianiem pieniędzy z pomocą łopaty i taczki (to ostatnie, przez całe życie zresztą, nie mając wyjścia robiłem)…! Następnie pracowałem na budowie gdzie

 

katoliccy psychopaci dręczyli mnie! Po czym zostałem półniewolnikiem u producenta garmażerki, gdzie miałem wybór: albo kopanie dołów, noszenie gruzu, worków z ziemniakami, mąką, czyszczenie szamba itp., albo wypier...! Do tego warto dodać jeszcze jedzenie przeterminowanej żywności (zwrotów z sklepów) i

 

słuchanie wykładów... iż nie będę miał pieniążków na emeryturze, jeżeli nie będę pracował za 4zł/h.../20zł dziennie!; żebym przestał zajmować się głupotami...! [– To tylko drobny fragment moich przejść życiowych!!] Obecnie, od połowy kwietnia 2004 r., jestem bezdomnym – WOLNYM CZŁOWIEKIEM!! Z początku

 

szło mi nie najlepiej z utrzymaniem się (znowu żyłem dzięki zawartości śmietników: przeterminowana żywność z sklepów, puszki, makulatura i co tylko miało jakąś wartość (poprzednim razem w drodze pomiędzy śmietnikami, pojemnikami na makulaturę (dzięki którym miałem dostęp do setek pism) powstała większa część

 

tego pisma. Bo kto by zatrudnił człowieka, kutry całymi godzinami myśli o, i przygotowuje jakieś pismo, segreguje artykuły z innych pism?!). Piszę o mojej bezdomności również dlatego by Wam uświadomić jak wygląda ten świat – co triumfuje, a co przegrywa i dlaczego...!; oraz by pokazać, iż bezdomność może być

 

w wielu przypadkach dużo lepszą alternatywą od takiego czy innego niewolnictwa. Ale szczegóły jak się urządzić (można mieć nawet własne źródło prądu (może uda mi się na to zarobić pieniądze wciągu 2 lat. Oczywiście dalej utrzymuję się z pracy fizycznej)) opiszę w następnym Ne. Odwagi, naprawdę jestem w dużo

lepszej sytuacji niż w ciągu większej części swojego życia!

 

Naturalnie posłem nie zostanę...

Dalej słuchajcie, służcie - PŁAĆCIE - za ogłupianie, uzależnianie, oraz pogrążanie Polski przez kor!!; narzekajcie (no bo jeżeli już, to najlepiej żeby coś zrobili inni.

Samemu lepiej nic nie robić, albo się narobić i g... zarobić bo forsa i tak pójdzie dla kast (...); czekajcie na cud... ; głosujcie na koniunkturalistów, bożonarodowców – posługujących się emocjonalnym bełkotem, a przysługujących kor (bynajmniej nie bezinteresownie...); – tak trzymać, a na pewno będzie lepiej...!!

 

PS

Chcę zostać prezydentem. – He, he, he: nieklęczon, nie robiący interesy z kor – NIEPŁACON, bez przeszłości (nigdy nie należałem do żadnej parafii ani partii)..., pieniędzy... na prezydenta??!!

 

PS2

Wygląda więc na to iż większymi udacznikami ode mnie są np. żebrzący alkoholicy, narkomani, nikotynowy - otrzymujący kilkadziesiąt-kilkaset zł dziennie i jeszcze generujący wydatki na ich leczenie i utrzymywanie na rencie - degeneraty i nieroby; rujnujący gospodarkę politycy i biorący jeszcze za to od nas grubą kasę (plus za przekręty)(no i ONI są wzorcami) – gratuluję...

 

PS3

A TAK NA POWAŻNIE, to kto jest nieudaczny, ja, czy społeczeństwa, które nie umieją odpowiednich osób wybrać, wypromować i wykorzystać ich konstruktywnego, twórczego potencjału – osób które powinny podejmować najważniejsze decyzje; kto daje się truć, ogłupiać, manipulować sobą i się wykorzystywać, degenerować, pogrążać przez, praktycznie, aspołecznych, egoistycznych, krótkowzrocznych degeneratów (kto ich słucha, wybiera)...

 

PS4

To ja mam się wstydzić że byłem zmuszony do grzebania w śmietnikach, a gnoje prosperują...

 

 

SPOŁECZEŃSTWA MAJĄ TAKĄ SYTUACJĘ, JAKĄ SOBIE WYPRACOWAŁY (jak się postępuje tak się ma – jak ktoś sobie zasłużył).

Wspieracie kor, no to kor rośnie w siłę; jesteście bierni w wobec działań tej org., no to sobie ta org. używa – przejmuje inicjatywę; oszukiwanie, wyłudzanie i nieróbstwo cieszy się poważaniem – no to oszuści, wyłudzacze i nieroby triumfują i się mnożą.

Zostawiacie na marginesie ludzi twórczych - nie wykorzystujecie ich potencjału - no to jest on marnotrawiony i inni mają nauczkę... – do władzy dochodzą pozostali: nieudacznicy-karierowicze, którzy wszystko partolą i dobrze im się wiedzie. Itp., itd.

 

PS

Czy którakolwiek redakcja choćby wspomniała o mnie... – a dobijam się oto od lat (a znają moje pismo wszystkie; tak im zależy na twórczym działaniu, konstruktywnych zmianach, ukróceniu spirali destrukcji... A jakie są etyczne, rzetelne, odważne; prospołeczne... – jaki to wzór dla społeczeństwa...; jakie to  racjonalne postępowanie w obliczu niemal wszelkich możliwych klęsk, zagłady przyrody...). Dalej będą biadolić jakie to potwory znowu żądzą; że nadziei żadnej nie widać... poza kolejnym obrotem karuzeli – powrotem, już wcześniej opisywanej..., poprzedniej/-następnej zmiany – I tak w kółko...

Dalej uważacie, że powinienem robić jako tzw. fizol i być na marginesie, a pozostali... triumfować – nie ma sprawy (patrz tytuł)...

 

 

CZYM BĘDĘ SIĘ ZAJMOWAŁ (JAKA BĘDZIE NASZA RZECZYWISTOŚĆ) ZALEŻY RÓWNIEŻ OD WAS. STAN WPŁAT (od początku, tj. od 2000 r.): 0 ZŁ (WYKORZYSTANIE MOICH MOŻLIWOŚCI = KILKA PROCENT)

OPAMIĘTAJCIE SIĘ I NIE WPŁACAJCIE!

Bo mogłoby to jeszcze coś zmienić, a to jest NIEDOPUSZCZALNE!; poza tym gdyby mogłoby być inaczej, to by było, a skoro nie jest to być nie może, prawda?; a zmiany (które są na szczęście niemożliwe) mogłyby m.in. zaszkodzić jedynie słusznej org. religijnej, jej (naszej) klice rządzącej – wyobrażacie sobie coś tak strasznego?! Na szczęście możemy spać spokojnie – NIC IM NIE GROZI.

 

Takie wpłaty mogłyby spowodować zamęt w naszym ustabilizowanym, szczęśliwym społeczeństwie. Bo zamiast pracować jako fizol (przeznaczając na to 5-6 dni w tygodniu; na przeżycie, pismo, tysiące uświadamiających ulotek (które roznoszę w publicznych msh)) mógłbym zająć się i innymi problemami (które opisuję) i działać na szerszą skalę. Ale po co, czyż nie lepiej sobie zapalić, wypić, zaćpać, dać pieniądze ubogim członkom kor zamiast przeznaczać je na durnoty?!

 

NA SZCZĘŚCIE PIENIĘDZY NIE STARCZYŁO M.IN.:

– bym został politykiem*;

– by powstała drukowana wersja pisma.

I wiele innych rzeczy.

PS

Bądźmy dobrej myśli: jutro będzie tak samo jak jest dzisiaj...

DZIWNY JEST TEN ŚWIAT...

Nijak tego pojąć niemożna. Nic nie robimy, a wcale nie jest lepiej. Nawet nie wspieramy tego, kto coś robi i chce więcej (a bo to jakiś aferzysta czy inny oszust – szkoda więc na niego pieniędzy i niech dalej poświęca dziewięćdziesiąt kilka procent czasu na pracę fizyczną by przeżyć, utrzymać pismo itp.). A może trza jeszcze bardziej nic nie robić...

 

 

DLACZEGO JUŻ TERAZ, RÓWNOLEGLE, NIE ZAJMUJĘ SIĘ BIZNESEM (którym tak naprawdę nigdy nie chciałem, nie chcę i nie powinienem się zajmować).

Bo wiązałoby się to z rozproszeniem, przeprogramowaniem umysłu – ludzie, tak czy inaczej, angażują się w to, co robią. A biznes wymaga b. dużego zaangażowania. Gdybym do mojego pisma miał podejście biznesowe to dawno bym to rzucił, bo zysk wynosi 0 zł, a wydatki, oprócz tysięcy godzin pracy, są w okolicach 10 tys. zł i rosną. Więc ja wolę być zaangażowany w moje pismo, wprowadzaniem zawartych w nim postulatów, i być gotowym do, ewentualnie, kolejnego etapu działalności np. jako prezydent. Szkoda to wszystko zaprzepaścić i zbaczać, cofać się. Szkoda iż nikt (bądź niewielu) tego nie rozumie (znacie kogoś drugiego równie wytrwałego, upartego, zaangażowanego, bezstronnego – nie  popieram żadnej opcji: partii, org. religijnej, grupy interesów itp. - bezinteresownego??!). Jak tak dalej pójdzie nic się nie zmieni. Dalej będą Kaczyńscy od interesów katolickiej org. relig., czyli, tą drogą, od swoich, Leppery od interesów kolejnej, rolniczej kasty, czyli analogicznie..., Olejniczaki m.in. od interesów górników, czyli również od swoich itp. A nie ma nikogo, kto działałby racjonalnie czyli w interesie wszystkich, lecz bezmyślnych, postępujących stadnie, egoistycznych, krótkowzrocznych – o niskim poziomie świadomości.

 

 

SŁUCHAJCIE PRZYCHLASTY, POJEBY, DEBILE, PSYCHOLE, PRZYGŁUPY I INNE DEGENERATY, PATOFILE I NIEDOROZWOJE – CZYLI TRZONIE SPOŁECZEŃSTWA

Potraficie tylko nierozumieć (i nie wysilać się by to zmienić (nie czytać)) prawie wszystkiego, nie robić nic konstruktywnego (za to chlać, ćpać, czyli truć się, ogłupiać słuchając wszystkiego, jak leci, z RTV, płacić katolickiej org. ogłupiania i wyłudzania pieniędzy, podatki na dopłaty, wyłudzone i zmarnotrawione pieniądze, dla rolników, górników, tzw. polityków (więc jeszcze ich przekręty, afery itp.); tracić OKAZJĘ (mój czas, względnie, niedługo (a może b. szybko) dobiegnie końca, i pozostaną wam tylko Giertychy, Kaczyńscy, Olejniczaki, Leppery i inne Millery...)!

Redakcje potrafią zamilczać konstruktywnych ludzi, a w kółko, tak czy inaczej, promować intelektualne miernoty, moralne, etyczne kaleki, czyli biznesmenów-oszustów udających przedstawicieli i działaczy ogółu (m.in. w spektaklach publicznych, np. w TV) jako politycy, urzędnicy (i jeszcze redaktorzy narzekają na ich niekompetencje, korupcję, nepotyzm, afery; że jak ktoś się dorwał do władzy, to już tak szybko od żłobu nie da się odciągnąć (że mają tematy do opisywania...))...

Tzw. ludzie sukcesu..., zaradni..., przedsiębiorczy... itp..., potrafią wykombinowywać grubą forsę dzięki skorym do współpracy..., użytecznym... politykom, urzędnikom itp.; zarabiać szmal dzięki eksploatowaniu-wyczerpywaniu surowców, zatruwaniu środowiska, pracowników, wyzyskowi, produkcji trucizn (alkoholu, nikotyny, niezdrowej żywności, tzw. leków, badziewia); psychicznym zatruwaniu mózgów tzw. reklamami; itp., itd.; Promować, finansowo wspierać swoich, użytecznych... ludzi, obsadzać nimi ważne stanowiska w państwie (m.in. posłów, urzędników państwowych); Przeznaczać pieniądze dla religijnych ogłupiaczy i wyzyskiwaczy (bo rzeczywiście są nawiedzeni, bądź licząc na poparcie kleru, spokój mas; korzystne interesy); kupować sobie, fundować, gromadzić zbędne, bezużyteczne, czy mało, bądź nieefektywnie użyteczne przedmioty (np. pałace z basenami, jachty, biżuterię, obrazy – zbytki) – zajmować bzdurami, marnotrawić fortuny czas, możliwości, inwencję – Wszystko robić to dla posiadania jak największych środków pieniężnych by móc gromadzić jak najwięcej drogich, ekskluzywnych przedmiotów, materialnego zbytku, tzw. luksusu, prestiżu, na pokaz; działać na teraz, tutaj, dla siebie, a nie dla społeczeństwa, kraju, państwa, przyrody, świata, przyszłości – NAJWAŻNIEJSZYCH SPRAW – czyli abstrakcyjnych, niezrozumiałych bzdur... (chuj z nimi i innymi jakimiś głupotami! Nie...)

 

Prawie wszyscy potrafią tylko NARZEKAĆ I W KÓŁKO POPEŁNIAĆ TE SAME BŁĘDY (nie wyciągać, bać się ich, racjonalne wnioski); truć się, innych, zarażać nałogami, zarazkami, chorobami psychicznymi (doprowadzać do urazów, chorób psychicznych), ideologiami-utopiami; szkodzić sobie i innym, tracić czas, pieniądze, zdrowie (swoje i innych), inwencję; zużywać, wyczerpywać; marnować, marnotrawić, niszczyć, degenerować itp.!

PS1

A CO ZROBILIŚCIE BY BYŁO LEPIEJ...?!

20. ELEKTRONICZNE ZBIERANIE PODPISÓW (pod inicjatywami ustawodawczymi, moją kandydaturą na prezydenta)

http://www.wolnyswiat.pl/17.php

PS2

No a teraz czas na imprezkę – Tomek weźmie amfę, Ola LSD, Rafał kokainę; połowa czynnie, a reszta biernie będzie się truć nikotyną, wszyscy browar; A później Jarek zarazi Kaśkę chlamydiozą, Anka Krzyśka Kiłą, Bogdan Ewkę HIV-em, a Danka zajdzie, pod wpływem alkoholu i narkotyków, w patologiczna ciążę (by było kogo leczyć i utrzymywać na rencie), oprócz załapania opryszki Zamiast zajmować się jakimiś niezrozumiałymi, głupimi sprawami (jak np. uprawianiem sportu, poszerzaniem swojej wiedzy; rozwojem, konstruktywnym działaniem dla swojego, ogółu, wzajemnie, dobra).

Zamiast mnie-siebie, zawsze możecie wspomóc jakiegoś niedorozwoja, degenerata itp. (co jest dobre i mądre bo wzbudzi i to od razu uznanie obdarowanego i aprobatę otoczenia, w przeciwnieństwie do działań rozsądnych, konstruktywnych - a więc niezrozumiałych, czyli głupich, więc krytykowanych...), a on wzamian może dać wam swoją kupę i siki...

PS3

No, wreszcie zrozumieliście cały teks. Nie, kurwa...

 

Czym się różni dupa większości ludzi od głowy?

– Tym, że przynajmniej z dupy mają pożytek...

 

 

CZY W INTERESIE SPOŁECZEŃSTWA, LUDZKOŚCI, ISTNIEŃ NA NASZEJ PLANECIE LEŻY TO, BYM ZAJMOWAŁ SIĘ, TRACIŁ TYLE CZASU, INWENCJI, ZDROWIA, SWOIMI SPRAWAMI, PROBLEMAMI EGZYSTENCJONALNYMI (PRACĄ FIZYCZNĄ)...; CZY W INTERESIE WSKAZANYCH ISTNIEŃ LEŻY ZAMILCZANIE MNIE...

Co byście czuli mając jakieś wybitne, w tym dzięki wieloletniej, wytrwałej pracy nad sobą, zdolności, predyspozycje, a zmuszeni bylibyście wykonywać całe życie pracę na poziomie przygłupa (zamilczano by was (nierozumiano)), natomiast działaliby egoiści, popaprańcy, gnoje, debile itp., doprowadzając do katastrofy, w dodatku wspierani przez media...

PS1

Co byś czuł żyjąc niemal samotnie na planecie debili, psychopatów itp.; samobójców, którzy ponadto uważaliby, że to Ty jesteś nienormalny... W dodatku zbliżałaby się całkowicie widoczna katastrofa, ale prawie wszyscy uważaliby że wszystko jest w porządku, bądź mieliby to gdzieś, czy też twierdzili że i tak niczego nie da się zrobić i w tym celu nic by nie robili, tzn. kontynuowaliby postępowanie do niej prowadzące, udowadniając że mają rację...

PS2

Rozdałem, rozniosłem tysiące ulotek, wysłaem tysiące e-maili (m.in. do biur, korporacji, firm, milionerów, redakcji), efekt znacie...

PS3

"FAKTY I MITY" nr 27, 10.07.2008 r.: Najwięcej nieufnych wobec polityków jest wśród osób ze średnim i wyższym wykształceniem (90 proc.), a wśród osób zajmujących kierownicze stanowiska - nawet 97 procent.

DESTRUKCJA CZY KONSTRUKTYWNE DZIAŁANIE?

POLITYCY TAK JAK WY ZAJMUJĄ SIĘ SOBĄ (I REALIZACJAMI UTOPII)... - BO TO JEDNI Z WAS (i zastąpienie ich następnymi nic nie zmieni. Nie liczcie też na media, bo sytuacja z nimi ma się podobnie)

Czy normalny, inteligentny człowiek truje się (i innych) przekazem z RTV, trucizną nikotynową, narkotykami, alkoholem, niezdrową żywnością - tracąc z tego powodu zdrowie, pieniądze, czas, przyczynia do ogromnych wydatków m.in. na lecznictwo...; okalecza psychicznie innych eksponowaniem swojego destrukcyjnego postępowania...; przyczynia się swoim postępowaniem do stresów, urazów, chorób psychicznych ludzi z swojego otoczenia...; zaraża się, innych, chorobami zakaźnymi; głosuje na nieudaczników, złodziei, oszustów, kłamców, aferzystów i ich z podatków utrzymuje oraz ponosi koszty i skutki ich przekrętów, afer...; przyczynia do wyczerpywania b. potrzebnych, niezbędnych surowców, zatruwania środowiska, zagłady życia...; ignoruje (nie wspomaga)(redakcje zamilczają takich nieżyciowych, niezrozumiałych dziwaków) ludzi konstruktywnych, wartościowych...

 

NO I NA KONIEC KONSTRUKTYWNE MERITUM

Jak nie zmądrzejecie i sami sobie nie pomożecie to nikt Wam nie pomorze.

Ludzie o których Wam chodzi stanowią ledwo mierzalny ułamek ludzkości (wyciągnijcie wnioski chociaż z doświadczeń).

 

6. ILE NAS KOSZTUJĄ, CO IM ZAWDZIĘCZAMY, CZYM SIĘ ZAJMUJĄ... PARTIE - RZĄD, SAMORZĄDY (CZ. 1):

http://www.wolnyswiat.pl/6h3.html

 

6a) ILE NAS KOSZTUJĄ, CO IM ZAWDZIĘCZAMY, CZYM SIĘ ZAJMUJĄ... PARTIE - RZĄD, SAMORZĄDY (CZ. 2):

http://www.wolnyswiat.pl/6ah3.html

 

7. DOPŁATY. M.IN. DO GÓRNIKÓW, ROLNIKÓW I PARLAMENTARZYSTÓW:

http://www.wolnyswiat.pl/7h3.html

 

1. ZAGŁADA ŻYCIA. CZY WYGINIEMY:

http://www.wolnyswiat.pl/1h2.html

 

13. TRWACTWO:

http://www.wolnyswiat.pl/13h3.html

 

16. KANDYDAT NA PREZYDENTA:

http://www.wolnyswiat.pl/16h3.html

 

ITD., ITP.

Czy obecnie rządzący, w Polsce, na świecie, dają radę współczesnym wyzwaniom (obecne postępowanie (m.in. wyczerpywanie surowców, wydatki, płatne zajęcia, rozmnażanie się bez składu, ładu i umiaru itd., itp.) jest rozsądne?)(a przecież to tylko część z morza problemów (sposób rozwiązania wielu z nich opisałem w swoim piśmie)... - red.

 

 

DALSZE POSTĘPOWANIE EMOCJONALNE - BEZMYŚLNE, KRÓTKOWZROCZNE PROWADZĄCE DO TRAGEDII, SAMOZAGŁADY - CZY CZAS NA RACJONALNE?

Przedstawiłem Państwu tylko część współczesnej rzeczywistości, by uzmysłowić sytuację w Polsce, na świecie, wykazać, iż podejmują P. zarówno osobiście, prywatnie, jak i zbiorowo (wyborcy i wybrańcy) błędne, irracjonalne, absurdalne (samobójcze) decyzje, i by dać do myślenia dokąd zmierzamy, do czego to prowadzi - jakie będą tego skutki w przyszłości (!!!); jak również alternatywę.

PS1

Czy powyższy tekst powinienem zatytułować np. tak: SZANOWNI INTELEKTUALIŚCI, RACJONALIŚCI, LUDZIE WYBITNI, ROZSĄDNI, ETYCZNI, PRZEWIDUJĄCY, DALEKOWZROCZNI ITP. (czy też adekwatne są zupełnie inne określenia (które powinny dać do myślenia))...

 

PS2

Państwo wolą tracić, łącznie, miliardy (...), zdrowie, życie (...) niż przeznaczyć na polepszenie bytu, racjonalną przyszłość; swój i innych ratunek po kilkadziesiąt zł raz w życiu...

Zamiast mnie-siebie, zawsze możecie wspomóc jakiegoś niedorozwoja, degenerata itp. (co jest dobre i mądre bo wzbudzi i to od razu uznanie obdarowanego i aprobatę otoczenia, w przeciwnieństwie do działań rozsądnych, konstruktywnych - a więc niezrozumiałych, czyli głupich, więc krytykowanych...), a on wzamian może dać wam swoją kupę i siki...

 

PS3

Na koniec zdradzę bardzo trudną do przejrzenia dla wielu z was tajemnicę... Otóż ja robiłem, robię to nie dla siebie. Wiem, że wiele osób jest teraz w szoku - jak można robić coś nie dla siebie??? (wyjaśniam to w "STOPNIACH ŚWIADOMOŚCI")

 

 

WYKAZ WYDATKÓW ZWIĄZANYCH Z PISMEM

W ROKU 2006:

2 notebooki (w czerwcu)(jeden do pisania za 2200 zł, drugi do korzystania z internetu za 1300 zł) = 3500 zł.

 

Programy do komputerów                                                                                                            ~ 800 zł

 

Opłata za 2 aktualizacje, serwer, domenę (październik)                                                                  = 700 zł

 

Korzystanie z kafejki internetowej                                                                                                 ~ 400 zł

 

Wydruk ulotek                                                                                                                            ~ 1000 zł

 

Razem                                                                                                                             = około 6400 zł

 

 

W ROKU 2007:

Opłata za aktualizację (w marcu)                                                                                                  =  350 zł

 

Opłata za aktualizację (w czerwcu)                                                                                               =  350 zł

 

Opłata za aktualizację, serwer, domenę (wrzesień)                                                                         =  800 zł

 

Opłata za dodatkowe prace (m.in. przy Forum)(listopad)                                                              =  200 zł

 

Wydruk ulotek                                                                                                                              ~ 300 zł

 

Razem                                                                                                                              = około 2000 zł

 

 

W ROKU 2008:

Opłata za aktualizację (w marcu)                                                                                                  =  200 zł

 

Opłata za aktualizację, serwer, domenę i dodatkowe prace (wrzesień)                                          =  1000 zł

 

Abonament za modem w sieci ERY                                                                                   7 x 50 = 350 zł

 

Wydruk ulotek                                                                                                                              ~ 200 zł

 

Razem                                                                                                                              = około 1750 zł

 

 

W ROKU 2009:

Opłata za aktualizację, serwer, domenę i dodatkowe prace (wrzesień)                                           =  1000 zł

 

Abonament za modem w sieci ERY                                                                                   12 x 50 = 600 zł