www.wolnyswiat.pl

 

[Ostatnia aktualizacja: 02.2012 r.]

 

 

ULOTKI W HTML (obszerniejsze; znaczna część materiałów znajduje się wyłącznie TUTAJ)

 http://www.wolnyswiat.pl/15.html

 

Dające do myślenia filmy o edukacji...

 http://www.youtube.com/watch?v=ShZtvPSiqAM&feature=player_embedded#at=269

 

 

KU PRZESTRODZE (obowiązkowy materiał w szkołach!)...:

Do czego niektórym służy rower i infrastruktura budowlana...

BMX "Let It Ride" Canaria Trailer

 http://www.youtube.com/watch?v=paj1r8cUXv4&feature=relmfu

 

Idiots Of the World 2

 http://www.youtube.com/watch?v=lL5Y0ng0uRU&feature=related

 

Girls Summer Fail Compilation 2011

 http://www.youtube.com/watch?v=uaCIXcDtv7w&feature=related

 

8 największych idiotów świata

 http://www.youtube.com/watch?v=XNbGREgtg0A

 

Complete idiots 2010 -Part 1

 http://www.youtube.com/watch?v=zGp_zT1WGUQ&feature=related

 

Extreme Idiots Compilation

 http://www.youtube.com/watch?v=xsamwOs2slI&feature=related

 

Extreme Idiots Compilation 2

 http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=4SXLffvBpTY

 

Przetestował kamizelkę kuloodporną na sobie!

 http://www.youtube.com/watch?v=F8zFEH5z-c4

 

Testy kamizelki kuloodpornej.. nieudane. // Oblechy.pl - Sprawdź to!

 http://www.youtube.com/watch?v=5xEz6XZHFv4

 

 

 

 

 http://kaz47.nowyekran.pl/post/46689,moze-nam-orlow-nie-potrzeba

 

Fundamenty dla powodzenia Narodu: Nauka, Wiedza, Świadomość, Odpowiedzialność, Praca, Pozytywny Wkład/Postępowanie Racjonalne - Konstruktywizm!

 

 

 

 

Tacy jak ja, nigdy nie powinni podlegać dotychczasowemu systemowi edukacji, poza wykształceniem podstawowym, a i to nie w pełnym wymiarze, podobnie nigdy nie powinniśmy zajmować się pracą zarobkową, jako taką (mieć problemy egzystencyjne). Za to powinniśmy zajmować się doskonaleniem się, być wszechstronnie wspierani, chronieni, a nasze możliwości wszechstronnie - pozytywnie - wykorzystywane.

Niestety, w moim przypadku, jak zwykle, wszystko było i jest na odwrót...

 

 

NIE ZACZYNAJ!

Nawet 90% potrzebnych do uzależnienia, degeneracji, zmian w organizmie, psychice, umyśle zachodzi podczas 1-wszego razu trucia się, niewłaściwego, szkodliwego, złego postępowania, szkodzenia (dotyczy to m.in. nikotynizmu, alkoholizmu, narkomanii, szkodliwego przyrządzania dań, spożywania szkodliwych produktów, zboczeń seksualnych, przestępczości, agresji). Dlatego tak ważne jest nie eksponowanie, nie promowanie, nietolerowanie takiego zachowania, postępowania, nie wystawianie się na oddziaływanie osób zdegenerowanych, szkodliwych, złych!

 

 

 

 

 www.solidarni2010.pl | 28.04.2011 r., Autor: DGwiazda, wpisał dnia 25.04.2011 r.

TEORIA UWIĘZIONEGO UMYSŁU

Umysł człowieka współczesnego od najwcześniejszych lat dzieciństwa poddany jest nadzorowi. Nadzór ten można także nazywać wpływem.

Wewnętrznie, wpływ ten przejawia się w kontroli umysłu dziecka przez rodzinę, natomiast zewnętrznie jest to wpływ środowiska i czynników społecznych. I o ile wpływ wewnętrzny w przeważającej liczbie przypadków ma charakter pozytywny, to wpływ zewnętrzny takiego charakteru często nie ma. Te dwa przeciwstawne bieguny ścierają się ze sobą tworząc światopogląd człowieka.

 

Każdy ludzki umysł posiada pewne etapy rozwoju. Etapy te są hierarchicznie wyższe i niższe. Jednak nie każdy ludzki umysł przez czas swego istnienia osiąga etapy wyższe. Większość populacji poprzestaje na jednym z etapów, charakterystycznym dla ogółu. Zatrzymanie to w dużej mierze wynika z ograniczeń, jakie są narzucane na jednostkę przez społeczeństwo, lecz przede wszystkim przez jednostki nauczające. Ograniczanie ludzkiego umysłu dokonuje się poprzez uniemożliwienie mu rozwoju w innym kierunku, niż uznany powszechnie za słuszny.

 

Przyjąć należy, iż w każdym społeczeństwie 99% populacji stanowią jednostki odtwórcze spełniające rolę robotnic oraz 1% stanowiący jednostki twórcze. Jednostki odtwórcze mają ograniczone biologicznie możliwości rozwoju, są wiec w dużej mierze podatne na działania hamujące ich umysły. Taka zależność wynika z naturalnej predyspozycji jednostek twórczych do zapewnienia ciągłości gatunku i dalszego jego rozwoju.

 

Umysł uwięziony, to taki, który poprzez wyznaczenie mu pewnego kierunku dążeń, nie jest już w stanie samodzielnie z niego zboczyć. Taki stan umysłu jest przede wszystkim efektem długotrwałej indoktrynacji i manipulacji. Manipulacja kapitalistyczna ogranicza w dużej mierze zapędy nowatorskie. Młodzi zapaleńcy chcący zrealizować pomysł odbiegający od powszechnie przyjętej poprawności są publicznie wyśmiewani, ponieważ ich zachowanie jest niezgodne z ideologią kapitalizmu, która głosi, iż wszystko ma być równe. Następuje unifikacja na każdym poziomie życia społecznego - w sferze wartości, kultury i celów. Jest to zjawisko niesłychanie niebezpieczne, w dłuższej perspektywie grożące regresem intelektualnym świata.

 

Umysł jednostki wychowanej w świecie kapitalistyczno-liberalnym jest mocno ograniczony, jeśli wziąć pod uwagę jego zdolności twórcze. Ograniczenia te są narzucane przede wszystkim w placówkach szkolnych i na uczelniach. W szkołach polegają one przede wszystkim na wskazywaniu przez jednostki uczące co wolno, a czego nie wolno jednostkom uczonym. Ten monopol na wyznaczanie drogi do prawdy (a w efekcie, samej prawdy) powoduje, iż jednostki od najmłodszych lat szkolnych są przyzwyczajane do zachowań standardowych. Takie zachowania charakteryzują się podążaniem za gotowymi rozwiązaniami oraz brak inicjatywy autentycznie twórczej. W jednostkę są wpajane pewne pojęcia oraz prawa, które funkcjonują w jej mózgu jako prawdy absolutne. A więc w odniesieniu do tych narzuconych prawd jednostka podejmuje pewne działania twórcze. Jednak działania te, mimo iż posiadają znamiona twórczych, w rzeczywistości twórcze nie są, gdyż są mocno hamowane właśnie tymi prawdami narzuconymi odgórnie jednostce.

 

Zasadniczą rolę odgrywają tu wszelkiego rodzaju skrypty oraz podręczniki. Są one niczym innym jak subiektywnym komentarzem do podmiotu rozważań. Skoro komentarze te zalecane są do studiowania studentom, to łatwo można się domyślić, że muszą one spełniać pewne wymogi. Gdyby zebrać razem większość podręczników danego przedmiotu, cechą charakterystyczną jest ich jednogłośne brzmienie w kwestiach zasadniczych. Otóż, mimo iż podręczniki te posiadają różnych autorów, to sens merytoryczny jest taki sam.

 

Pozostaje pytanie: a gdzie tu miejsce na zdanie odmienne? Na myśl nowatorską? Tego miejsca nie pozostawiono, gdyż w rytm szaleńczej tendencji czasów teraźniejszych, ideologia stoi ponad naukową dociekliwością.

 

W odpowiednio spreparowanych (świadomie lub nie) podręcznikach i skryptach zawarte są swoistego rodzaju instrukcje postrzegania rzeczywistości. Człowiek, który tych treści uczy się na pamięć, automatycznie stosuje je na płaszczyźnie często nieświadomej, w życiu codziennym i w pracy naukowej także. Uporczywe trzymanie się schematów uniemożliwia stworzenie nowych pomysłów, co w efekcie prowadzi do intelektualnego regresu.

 

Pamiętać należy, iż człowiek w swym życiu przechodzi pewne etapy. Na każdym z tych etapów może nauczyć się (lub nie) pewnych umiejętności. Gdy etap rozwoju, w którym dana czynność ma szanse zostać przyswojona minie, wówczas przepada jakakolwiek możliwość nauczenia się tej czynności. Przykładem takiej czynności może być umiejętność ludzkiej mowy. Jednostka, która między 3 a 12 rokiem życia nie nauczy się mówić, traci te szanse bezpowrotnie. Tak samo dzieje się w wypadku uwięzienia umysłu poprzez propagandę manipulacyjną rozpowszechnioną w szkolnictwie i mediach. Jednostka, której umysł został ograniczony (Jo), zaczyna funkcjonować wedle schematu, i zachowuje się typowo i standardowo w pewnych określonych sytuacjach życiowych. Grupę, która steruje systemem propagandy manipulacyjnej oznaczyć należy jako (Gs).

 

Schemat zachowania jednostki (Jo) przedstawia się następująco: na początku zdarzenia jednostka otrzymuje bodziec o różnej sile natężenia. W momencie otrzymania bodźca, umysł jednostki działa na zasadzie odkrytej przez Pawłowa, mianowicie jest warunkowo nauczony pewnej reakcji. Kiedy następuje owa reakcja, należy domniemać, iż jest ona zgodna z założeniami grupy planistów sterujących (Gs).  

 

Nie ma najmniejszych wątpliwości, co do faktu istnienia tzw. grupy planistów sterujących (Gs), gdyż jeśli istnieje manipulacja, to musi istnieć jej inicjator. Ta grupa znajduje się prawdopodobnie na najwyższym szczeblu władzy – władzy, która wykracza poza najwyższe organy państwowe i stoi ponad prawem. Niemożliwą wydaje się sytuacja, w której działania zaplanowane na tak szeroką skalę mogłyby być jedynie zbiegiem okoliczności. Napewno owa wspomniana grupa realizuje pewne ideologiczne założenia. Jest swego rodzaju gwarantem trwania obecnego statusu quo, korzystnego dla grupy kapitalistów liberalistycznych. Jej istnienie jest konieczne, gdyż bez niej niemożliwe byłoby panowanie ekonomiczne tej klasy.

 

Reasumując trzeba dodać, iż także na płaszczyźnie medialnej jednostka zostaje umysłowo ograniczona. Media powtarzając hasła – schematy myślowe, wzmacniają ich siłę oddziaływania w umysłach jednostek. W gazetach często można zauważyć powtarzanie się pewnych stałych elementów. Osoba stojąca z boku tych wydarzeń może dostrzec zjawisko unifikacji informacji medialnej. Należy pamiętać, iż zbieżność tych sloganów z treściami edukacyjnymi nie jest przypadkowa. Jest to celowa korelacja edukacji z instytucjami medialnymi, która razem tworzy dopiero prawdziwie potężne narzędzia manipulacji ludzkim umysłem. Gdyby między tymi obydwoma czynnikami następowały sprzeczności, wówczas żadne z nich nie byłoby skuteczne.

 

Ograniczanie umysłu jednostki mające miejsce w trakcie nauczania jest procesem, który często trwa latami. Najważniejszym okresem dla tego procesu z pewnością jest okres wczesnej edukacji szkolnej, gdy jednostka uczy się czytać i liczyć, przy czym poznaje podstawowe zasoby słownikowe. Wtedy to zostają w jej mózgu trwale zapisane podstawowe zasady społeczne. To, czy są one dobre czy też nie jest kwestią sporną. Pewne jest natomiast to, iż są one bezpośrednio związane z obowiązującą aktualnie ideologią państwową.

 

Dodać trzeba, iż każda jednostka ludzka w pewnym momencie swego życia staje na rozdrożu. Jest to niezwykle ważny moment dla dalszego funkcjonowania jednostki. W tym momencie jednostka dokonuje wyboru: którą iść drogą. Wyznaczoną odgórnie przez jednostki manipulujące czy też drogą własnego sumienia. Taka decyzja jest dokonywana na płaszczyźnie nieświadomej. Około 99% jednostek jest zbyt słaba genetycznie i niesamodzielna, by pójść drogą własnego umysłu, tak więc wybiera gotowe torowisko wyznaczone przez propagandę manipulacyjną obowiązującej ideologii.

Pavlos Patsidis

 

 www.nowyekran.pl / http://aleksanderpinski.nowyekran.pl/post/36044,raz-zdobytych-szkol-politycy-nie-oddadza-nigdy | 01.11.2011 15:11

Wprost Przeciwnie

Aleksander Piński - Szef Działu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stażem. Były z-ca szefa Działu Biznes "Wprost".

RAZ ZDOBYTYCH SZKÓŁ POLITYCY NIE ODDADZĄ NIGDY

Nic się w Polsce nie zmieni, dopóki istnieć będzie Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Prawie 7 tys. odsłon miał pierwszy post z tego bloga: „Szkoła bez nadziei – Jak Ministerstwo Edukacji niszczy przyszłość naszych dzieci”. Jest więc powód, by powrócić do tematu.

Dziennik „The Wall Steet Journal” opublikował ostatnio artykuł pod tytułem „The Montessori Mafia”. Autor tekstu - Peter Sims - zwraca uwagę, że bardzo wielu kreatywnych ludzi, którzy odnieśli światowy sukces w jakiejś dziedzinie (tacy jak np. Lary Page i Sergey Brin - twórcy Google, założyciel księgarni internetowej Amazon Jeff Bezos czy twórca Wikipedii Jimmy Wales) chodziło do szkół, w których uczy się tzw. metodą Montessori.

W takich szkołach nacisk kładziony jest na współpracę a nie nie rywalizację. Nie ma w nich testów ani stopni. Dzieci nie są podzielone na grupy według wieku. Zachęca się do szukania samemu odpowiedzi na pytania a nie oczekiwania gotowych rozwiązań. Mówiąc najkrócej: szkoły Montessori są przeciwieństwem obecnych polskich szkół publicznych. Dlaczego więc polskie szkoły nie stosują tych metod nauczania?

Otóż dlatego, że w ciągu 20-30 lat oznaczałoby to koniec obecnego systemu politycznego. Systemu, w którym obywatele pozwalają sobie odbierać połowę pieniędzy, które zarabiają i jeszcze cieszą się, że państwo się nimi opiekuje, choć gołym okiem widać, że nie ma nawet jednej rzeczy, ze które odpowiada państwo, a która funkcjonuje tak, jak powinna (sądy, służba zdrowia, drogi itd.).

 

Aby utrzymać status quo w Polsce potrzebni są posłuszni wykonawcy poleceń, ludzie którzy nie kwestionują autorytetów i boją się zmian. I dlatego nauka w publicznych szkołach sprowadza się do: przeczytaj, zapamiętaj, odtwórz. I tak przez kilkanaście lat, w czasie kiedy mózg jest najbardziej chłonny i kształtuje się.

 

Prof. Robert B. Cialdini w książce „Wywieranie wpływu na ludzi” opisuje jak Chińczycy, bez przemocy, potrafili zmienić poglądy amerykańskich żołnierzy, którzy trafili do niewoli w czasie wojny w Korei z lat 50. XX w. Prosili ich np. o podanie przykładów tego, że amerykański system polityczny nie jest doskonały - w zamian oferując drobne przywileje (np. papierosy albo lepsze jedzenie). Jak już je podali, proszono o ich napisanie, później o podpisanie. Wreszcie o przeczytanie w więziennym radiowęźle. I tak, krok po kroku, zmieniali się w kolaborantów, którzy w zamian za korzyści oczerniali ojczyznę. Co istotne, po przyjeździe do domu ci żołnierze zadziwiająco dobrze wypowiadali się o komunistach i komunizmie.

A jeżeli samo pisanie wypracowań jest w stanie zmienić poglądy dorosłych, ukształtowanych mężczyzn, to co musi się dziać z dziećmi, które przez kilkanaście lat szkoły wypisują peany na temat demokracji i Unii Europejskiej?

I dlatego polityczne elity (nawet lewicowe) nie posyłają swoich dzieci do szkół publicznych. Zamiast tego trafiają do drogich prywatnych placówek, gdzie otrzymają odpowiednie przygotowanie do tego, by rządzić tymi, co skończą państwowe szkoły.

 

Raz zdobytych szkół politycy nie oddadzą nigdy.

 

 

 

 

12. (TZW.) NAUKA

NAUKA, SZKOŁA KLUCZEM (czy szkoły sprzyjają, rozwijają, tworzą wybitne jednostki... czy je marnują i dlaczego)?

CZY UMYSŁ TO ŚMIETNIK, DO KTÓREGO NIM WIĘCEJ WEJDZIE, TYM LEPIEJ?

Cena zmuszania do ustandaryzowania jest niekiedy b. wysoka!

Jestem za specjalizowaniem się ludzi, a nie, na siłę, ich ujednolicaniem.

Jaki sens ma dzieciństwo niosące negatywny balast na całe życie?!

Edukacja musi być efektywna (podlegać prawom rozsądku, ekonomi) – należy edukować tylko tych i w tym zakresie, którzy się do tego nadają z godnie z ich możliwościami, predyspozycjami.

Nieruchliwy, siedzący, tryb życia, z tego zdrowotnymi, genetycznymi, ekonomicznymi, gospodarczymi skutkami, jest B. WYTRWALE utrwalany w szkołach...!

 

Dla jednych nauka to przyjemność, źródło satysfakcji, pasja, a dla innych jest przyczyną koszmaru, udręki, cierpień, urazów (m.in. dlatego istnieje dość często spotykane zjawisko niechęci do dokształcania się, zdobywania wiedzy, czytania itp. przez dorosłych.), nerwic i innych kłopotów psychicznych, wspomagania... narkotykami, lekami, alkoholem, niepowodzeń i klęsk życiowych (co dla niektórych jest wystarczającym powodem do samobójstwa!)! Odbywa się też niekiedy kosztem innych, niezbędnych do prawidłowego rozwoju, elementów jak przyjaźnie, zabawy, rozrywki, seks itp. Uczenie się wbrew sobie, swoim możliwościom (w tym chęciom), które również są potrzebne, to urazy na całe życie (np. nikt od wrodzonego cherlaka, mizeroty nie oczekuje by został np. siłaczem – bo od razu widać, że się do tego nie nadaje. Natomiast predyspozycje psychiczne, intelektualne nie są na ogół tak widoczne, stąd występuje podobne traktowanie i oczekiwania od zupełnie różnych osób).

Więc, czy ta droga jest przeznaczona dla wszystkich?! A skoro nie, to czy tacy ludzie mają być przekreślani?! A może mają inne zdolności? Do b. wielu zawodów nie potrzebna jest jakakolwiek szkoła, a wymaganie w takich msh tzw. papierka by zostać zatrudnionym, uzależnianie od tego zarobków, awansu musi być zabronione.

Np. jedne dziewczyny to urodzone aktorki, śpiewaczki inne to prostytutki (są rozbudzone seksualnie (a część z nich to nimfomanki), atrakcyjne, bez talentu do czegokolwiek, z wyjątkiem jednego...) i z nich właśnie taki będzie najlepszy pożytek. Brak predyspozycji do wchłaniania wiedzy nie jest w końcu ich winą, czy więc mają być za to karani?! Po za tym nie z każdego najlepszy pożytek będzie po przejściu, obecnej, szkolnej standaryzacji. Więc ci, którzy się nie kwalifikują, nie mają predyspozycji do nauki również muszą znaleźć swoje, satysfakcjonujące ich, z pożytkiem dla społeczeństwa, mse. Oni również zasługują na ciekawe życie.

Młodość powinna być wspaniałym, pozytywnym okresem życia, dającym, m.in. również b. potrzebny, emocjonalny kapitał.

 

 

Nauka powinna być racjonalna, pasjonująca, przyjemna, czyli jej sposób oraz zakres powinien być indywidualnie dobierany, powinna polegać na praktycznych zajęciach rozwiązywania, realizowania, dociekania, badania, analizowania, projektowania, konstruowania, zgodnie predyspozycjami, zainteresowaniami, możliwościami, potrzebami.

 

Czyli należy wprowadzić proludzką, prodziecięcą/na optymalną miarę ich możliwości, potrzeb normalną, efektywną, rozwijającą, racjonalnie zasadną naukę w szkołach (6 lat obowiązkowej nauki: w jeden dzień 4 godziny lekcji, a w drugi dzień filmy edukacyjne, wycieczki, zajęcia praktyczne (w tym poznawania zawodów), sport, rekreacja, itp.).

 

 

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Środa [03.03.2010, 19:42]

TE SZKOŁY KSZTAŁCĄ PRZYSZŁYCH BEZROBOTNYCH

Porażający raport Najwyższej Izby Kontroli.

Połowa słuchaczy szkół zawodowych dla dorosłych uczy się zawodów, w których notowano najwięcej bezrobotnych absolwentów - "Rzeczpospolita" cytuje raportu NIK.

Co gorsza, aż jedna trzecia zawodów w których szkoły kształcą to, według urzędów pracy, tzw. zawody nadwyżkowe (10 proc. bezrobotnych więcej od ofert pracy).

Na 40 skontrolowanych placówek tylko co ósma otrzymała pozytywną ocenę - dodaje gazeta.

W raporcie podkreśla się, że oferta szkół zawodowych dla dorosłych nie przystaje do potrzeb rynku pracy.

Na kogo bez sensu szkoli się dorosłych uczniów?

Asystentów ekonomicznych, kucharzy małej gastronomii, techników handlowców, organizatorów usług hotelarskich, pracowników administracyjnych - wylicza "Rzeczpospolita".

Jedynie co ósmy kierunek kształcenia miał sens, czyli gdzie szkolono w zawodzie deficytowym. | JS

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [03.09.2010, 08:22]

NAUCZYCIELE NIENAWIDZĄ SZKOŁY I SWOICH UCZNIÓW

To ludzie zgorzkniali i wypaleni.

"Mamo nie chcę do szkoły! Strasznie się tam czuję, dzieci się ze mnie nabijają. Nauczyciele mnie nie lubią... Musisz synku tam iść, jesteś dyrektorem" - ten stary dowcip jak ulał pasuje do nastrojów nauczycieli wracających po wakacjach na lekcje - donosi "Gazeta Wyborcza".

Wyniki sondażu wśród nauczycieli nie pozostawiają złudzeń: nasze dzieci uczą zgorzkniali, niezadowoleni z życia i wypaleni zawodowo ludzie. 20 proc. twierdzi, że czuje się zmęczona zanim jeszcze pójdzie do pracy, a 14 proc. jedynie chce przetrwać lekcje i jak najszybciej wyjść ze szkoły.

Co czwarty nauczyciel martwi się, że źle dzieje się w oświacie, co piąty boi się kolejnych reform edukacji - wylicza gazeta.

Spokój deklaruje jedynie 15 proc. polskich belfrów, a pracą cieszy się zaledwie co dziesiąty. Tych niezadowolonych jednak wciąż przybywa. Frustrują ich przede wszystkim ciągłe zmiany, reformy systemu oświaty i oczywiście zarobki. | AJ

 

www.o2.pl / www. sfora.pl | Wtorek [09.11.2010, 07:42]ostatnia aktualizacja: Wt [09.11.2010, 07:43]

NAUCZYCIELE BIJĄ, MOLESTUJĄ I WYŚMIEWAJĄ SIĘ Z UCZNIÓW

Coraz więcej z nich jest karanych dyscyplinarnie.

Drastycznie rośnie liczba nauczycieli, którzy są karani dyscyplinarnie. Coraz więcej z nich dopuszcza się na terenie szkoły nagannych zachowań: biją uczniów, znęcają się nad nimi psychicznie, molestują ich.

Niektórzy próbują prowadzić lekcje pod wpływem alkoholu lub narkotyków - informuje "Dziennik Polski".

Czegoś takiego jeszcze nie było. W porównaniu z wcześniejszymi latami liczba spraw, które do nas trafiają, wielokrotnie wzrosła - mówi gazecie Janusz Szklarczyk, rzecznik dyscyplinarny w Małopolskim Kuratorium Oświaty.

W 2008 roku skierowano do niego 11 skarg na nauczycieli, w 2009 - 43. W tym roku było ich już 44.

A do końca grudnia wiele się jeszcze może wydarzyć - mówi gazecie.

Co może komisja dyscyplinarna zajmują się nauczycielskimi przewinami? Jeśli wina nauczyciela się potwierdzi, może go ukarać karą nagany z ostrzeżeniem, zwolnieniem z pracy, zwolnieniem z pracy z zakazem zatrudniania w zawodzie przez 3 lata, a nawet dożywotnio wydalić z zawodu.

Najczęściej nauczyciele otrzymują naganę z ostrzeżeniem - tak będzie prawdopodobnie w przypadku nauczycieli, którzy pozwolili uczniom na ściąganie podczas egzaminów zewnętrznych. Ta kara pociąga za sobą dotkliwe konsekwencje finansowe: nauczyciel musi przez rok zapomnieć o nagrodach czy 13 pensji.

Dyrektorzy stawiają też często nauczyciela przed rzecznikiem dyscyplinarnym, gdy chcą się go pozbyć ze szkoły.

Są dwie możliwości zwolnienia z pracy nauczyciela, który się nie sprawdza. Pierwsza to wystawienie mu nagannej oceny pracy, to jednak procedura długa i skomplikowana. Druga, a zarazem prostsza, to właśnie skierowanie sprawy do komisji - przyznaje Maria Krzyworzeka ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Komisja rozpatruje właśnie taką sprawę, zgłoszoną przez dyrektora jednej z małopolskich szkół. Zgłosił ją, gdy dowiedział się, że nauczyciel dręczy psychicznie i fizycznie uczniów. | WB

 

www.o2.pl / www.hotmoney.pl | Poniedziałek, 18.10.2010 16:51

W POLSCE TRZEBA ZWOLNIĆ NAWET 100 TYS. NAUCZYCIELI

Nasze szkoły są zdecydowanie za drogie.

Polscy nauczyciele niezbyt przykładają się do pracy, a ich etaty za dużo kosztują całą gospodarkę - twierdzą eksperci.

Z raportu Forum Obywatelskiego Rozwoju wynika, że główną przyczyną biedy polskich szkół są nauczyciele: jest ich za dużo i za mało pracują - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Aby zbliżyć polską oświatę do średniej, należałoby zwolnić 100 tys. z nich. Dlaczego aż tylu? Okazuje się, że dziś na jednego nauczyciela w szkołach podstawowych przypada zaledwie 10 uczniów, podczas gdy średnia w krajach OECD to ponad 16 - podaje "DGP".

Co ciekawe, wydatki z budżetu państwa na oświatę przekraczają 40 mld zł, co stanowi blisko 6 proc. naszego PKB. A to w porównaniu do innych państw Unii Europejskiej całkiem sporo. Procentowo przeznaczamy na edukację uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich nie mniej środków budżetowych niż np. Niemcy (5,9 proc. PKB). Więcej natomiast niż Grecja (4,9), Irlandia (4,6), Hiszpania (4,7) i Czechy (4,9) - czytamy na forsal.pl.

Krzysztof Zacharuk

krzysztof.zacharuk@hotmoney.pl

 

 

· 

„ANGORA: ANGORKA” nr 36, 03.09.2006 r.: Polscy rodzice wydadzą w tym roku około 3,5 mld złotych na wyposażenie swoich pociech do szkoły. | A.P.

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek [18.08.2009, 13:49] 1 źródło

NA „WYPRAWKĘ” WYDAJEMY CORAZ WIĘCEJ

Nawet o 30 proc. więcej niż rok temu.

Najwięcej pieniędzy tradycyjnie zostawimy w księgarniach.

Komplet podręczników dla siedmiolatków idących po raz pierwszy do szkoły kosztuje ok. 200 zł - podaje "Dziennik".

Dodatkowe 50 zł może rodziców kosztować każdy dodatkowy język nauczany w szkole (koszty rosną jeśli dziecko uczęszcza na zajęcia językowe poza szkołą).

Im dziecko starsze, tym więcej potrzebuje książek.

Za komplet w III klasie zapłacimy już ok. 270 zł, w klasach IV-VI jest to już ok. 350-400 zł. Prawie 500 zł zapłacą rodzice gimnazjalistów - pisze "Dziennik".

Zaoszczędzić można kupując książki w antykwariatach.

Jednak podręczniki to dopiero połowa wydatków, druga część to wyposażenie ucznia w plecak, przybory do pisania, zeszyty itp.

Koszt wyprawki szkolnej dla dziecka w szkole podstawowej to ok. 500-700 zł, a w gimnazjum i liceum kwota ta może przekroczyć tysiąc złotych - podsumowuje "Dziennik". | JP

 

 

 

 

B. WAŻNE JEST, BY NAJPIERW WYJAŚNIĆ, DLACZEGO COŚ SIĘ ROBI, CZEGOŚ UCZY, WYMAGA, BY OSIĄGNĄĆ ZROZUMIENIE, APROBATĘ, MOTYWACJĘ, ZAPAŁ.

Nauka może i powinna dawać przyjemne doznania, w tym satysfakcję. Wtedy nie będzie jej towarzyszyć niechęć, tylko ciekawość, zapał, pasja, satysfakcja, a to przełoży się na jej efekty (zwiększy efektywność tej kosztownej, długotrwałej dziedziny życia).

Więc naukę trzeba przygotować w takiej formie by spełniała ona oczekiwania jak najszerszej grupy uczących się.

Szkoła nie może być źródłem udręki – zarówno ze strony systemu edukacyjnego jak i rówieśników. – Msm odbębniania, „wytrzymywania”, „więzieniem”, przymusem.

Pobyt tam musi dawać satysfakcję, rozwijać, uczyć racjonalnego myślenia i musi to być połączone z przyjemnością, satysfakcją. Absurdem jest zmuszanie do uczenia się zapamiętywania rzeczy zbędnych, nieakceptowanych przez uczniów – irracjonalności bo tak trzeba... – Pamiętam taki właśnie stosunek do ortografii – daremnie stracone setki godzin, w tym na przepisywanie wyrazów – dalej nie pamiętam jak się je prawidłowo - ortograficznie - pisze, gdyż robiłem to mechanicznie, a myślałem o zupełnie innych sprawach. Podobnie z matematyką – nie odkryłem ameryki uważając, iż z liczenia wyręczą nas elektroniczne kalkulatory, których obsługi nikt nigdy mnie nie nauczył, więc, poza podstawowymi funkcjami, nie potrafię wykorzystać pozostałych, zresztą nigdy nie potrzebowałem. Zdawałem sobie sprawę, iż taka wiedza nigdy mi się do niczego nie przyda. Ci, którzy nauczyli się liczyć na kartce, również tego nie robią w pracy (życiu), tylko na kalkulatorze, komputerze bo inaczej wyrzucono by ich! Równie dobrze można uczyć prząść wełnę, robić na drutach, lepić dzbanki bo kto wie...

 

 

Proponuję sprawdzić na 1 000 losowo wybranych przypadkach: co osiągnęły, dały społeczeństwu, osoby, które miały b. dobre wyniki w nauce, były przyjmowane do wybranej przez siebie pracy z otwartymi ramionami?

 

Obecnie zapał, frajda, satysfakcja, ciekawość jest zastępowana stresem, nudą, rozczarowaniem, podporządkowywaniem się, dostosowywaniem, strachem itp. B. szybko dochodzi do wyparcia (a zaczyna się to już w szkole, tej „niezbędnej” wiedzy) tego, czego było się zmuszonym przyjąć.

 

To ogromne marnotrawstwo energii, czasu i pieniędzy. Młodzież już na etapie szkoły traci zapał, jest zmęczona życiem. – Pojawia się konkluzja o bezsensowności wielu działań; konieczności wyłączenia logiki i rezygnacji łączenia postępowania z jego rozumieniem, akceptacją. A przecież jeszcze nie poznali, nie zrobili tylu rzeczy; nie zaczęli zwracać tego, co się w nich zainwestowało. Już na tym etapie uczy się trwactwa!

 

Nauka to też spore wydatki, obarczające zarówno społeczeństwo jak i indywidualnie uczących się. Więc musi mieć i tutaj mse podejście racjonalne, w tym ekonomiczne, a nie ideologiczne (młodzież też zawodzi...).

 

Nauka trwa też za długo. Dochodzi więc do patologii, przemęczenia, wyeksploatowania, zniechęcenia do uczenia się, wypalenia zdolności do przyswajania wiedzy, zapału, uodpornienia na bodźce związane z nauką, zatracenia swojej indywidualności, zagubienia swojego celu, stłumienia tego co pasjonuje, interesuje, oczekiwań od życia i cała uwaga skupia się na przetrwaniu. Jeżeli dodać do tego stresy związane z przebywaniem z sobą młodzieży o zupełnie różnych profilach psychologicznych, to mamy niemal destrukcyjny obraz szkoły.

 

 

Jest niewielu ludzi, którzy są dobrzy w kilku rzeczach. Stąd lepiej nastawić się na specjalizację.

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Poniedziałek [15.02.2010, 11:25]

NAUCZYCIELE MATEMATYKI NIE ZDALI TESTÓW DLA 11-LATKÓW

Nie są mądrzejsi od piątoklasisty.

Tylko jedna trzecia belfrów nauczających w szkołach podstawowych w Wielkiej Brytanii matematyki, była w stanie odpowiedzieć, że 1,4 podzielone przez 0,1 to 14; a tylko 4 na 10 obliczyło, że 2,1 proc. z 400 to 8,4 - informuje "The Daily Telegraph". To umiejętności, które powinien posiadać kończący podstawówkę 11-latek, przypomina gazeta.

Badania 155 nauczycieli z 18 podstawówek przeprowadziła telewizja Channel 4. Niestety, nie wypadły one dla nich pozytywnie.

Wyniki tego testu pokazują, że ponad połowa nauczycieli tak słabo zna matematykę, że nie może uczyć dzieci - twierdzi autor testu Richard Dunne, konsultant do spraw matematyki i były wykładowca w Exeter University.

W Wielkiej Brytanii prawie jedna czwarta dzieci kończących szkoły podstawowe nie radzi sobie z najprostszymi działaniami matematycznymi.

Jestem naprawdę przerażona tą statystyką - mówi gazecie Alison Wolf, profesor zarządzania sektorem publicznym w King's College w Londynie. - Nie każdy, który zna matematykę może uczyć tego przedmiotu, ale na pewno nie może go uczyć ktoś, kto kompletnie nie zna matematyki. | WB

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [29.04.2010, 07:44]

POLSCY NAUCZYCIELE NIC NIE POTRAFIĄ. SĄ NIEDOUCZENI

Kto chce wysłać pedagogów z powrotem do szkoły.

Pedagodzy uczą się za mało i nikt nie sprawdza ich umiejętności. Nie wiedzą też jak przekazać wiedzę. Rodzice coraz częściej skarżą się na i sposoby nauczania młodych nauczycieli.

Bardzo często pretensje są uzasadnione, a potwierdzają to np. błędy w zeszytach uczniów - mówi Andrzej Rafa z Kuratorium Oświaty w Katowicach.

Jednak oprócz przekazania sprawy dyrektorowi szkoły nic nie można zrobić. Ten może zaproponować belfrowi jedynie kursy doszkalające lub wizytę u doradcy.

Na podwyższenie jakości kształcenia w ocenie rektorów mogłoby wpłynąć zwiększenie praktyk. Obecnie student musi zaliczyć tylko 150 godzin - pisze gazetaprawna.pl.

Uczelnie muszą jednak ograniczać je do minimum, bo nie mają pieniędzy. | M

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa [09.06.2010, 15:35]

CI NAUCZYCIELE WIEDZĄ MNIEJ OD SWOICH UCZNIÓW

Ilu oblało egzamin z własnego przedmiotu.

Szokujące wyniki przyniosły egzaminy, które zdawali nauczyciele szkół średnich z Tajlandii. Większość nie poradziła sobie z testami przygotowanymi przez ministerstwo edukacji - donosi AFP.

Egzaminu z informatyki nie zaliczyło aż 88 proc. nauczycieli tego przedmiotu. W przypadku matematyki porażkę poniosło 84 proc. pedagogów.

Niewiele lepiej było z nauczającymi biologię - test zaliczyło jedynie 14 proc. z nich. Egzamin pomyślnie przeszedł tylko co trzeci nauczyciel fizyki - dodaje news.com.au

Z jeszcze gorszej strony pokazali się dyrektorzy tajlandzkich szkół średnich. Aż 95 proc. z nich nie zdało testów z j. angielskiego i technologii.

W tym kontekście trudno mówić o podnoszeniu jakości kształcenia uczniów - stwierdził szef resortu edukacji Tajlandii Chinnaworn Boonyakiat. | AJ

 

 

 

 

UWAGI, PROPOZYCJE:

                                Sposób edukacji trzeba zróżnicować zarówno w poszczególnych klasach jak i szkołach. Trzeba zrobić szeroki podział według profilu psychologicznego, predyspozycji, zainteresowań. 

 

                                Trzeba jak najszybciej odkrywać zdolności, predyspozycje (dzięki np. rozbudowanym testom, realistycznym filmom o różnych pracach) by je rozwijać. By ułatwić dokonanie wyboru - by nie dochodziło do ogromnego marnotrawstwa czasu i energii w niewłaściwym kierunku nauki - należy już z uczniami pierwszych klas robić wycieczki do różnych msc pracy, pokazywać realistyczne filmy o różnych zawodach, formach zarabiania, realizowania swojego życia. Trzeba też przygotować odpowiednie programy, testy badające predyspozycje, zdolności, zainteresowania uczniów i robić je co roku. By jako dorośli robili to, co ich interesuje, do czego się nadają, z godnie z predyspozycjami, i osoby inteligentne nie były skazywane na degradację (bo często są traktowane jak te nieinteligentne – gdyż odbiegają od standardu, nie rozumieją... że tak trzeba itp.). By było jak najmniej ludzi niezadowolonych, rozczarowanych, cierpiących z powodu wykonywania niechcianej pracy i nie posiadania kwalifikacji do wykonywania interesującej daną osobę, czy nigdy nie odkrytych. 

 

 

Trzeba w mse prokonsumpcyjnych ideologii; propagowania krótkowzrocznego egoizmu, „wyścigu szczurów” propagować podejście do świata, życia całościowe, dalekowzroczne, dogłębnie etyczne (największym dobrem jest harmonia z otoczeniem, zdrowie, wszechstronny rozwój, doskonalenie, współpraca; wspólne, czyli obopólne, dalekowzroczne dobro).

 

 

 

 

www.o2.pl | Sobota [04.07.2009, 17:04] 1 źródło

SPOCONY STUDENT SIEJE NIEPOKÓJ NA EGZAMINIE

Jego koledzy strach wyczuwają nosem.

Studenci przed wejściem na egzamin ustny wysyłają do siebie sygnały o nadchodzącym niebezpieczeństwie przez... pot. Badania potwierdzające komunikację przez zapach przeprowadzili naukowcy z Dusseldorfu - donosi newscientist.com

Im student bardziej przestraszony tym bardziej może liczyć, że jego zapach wzbudzi współczucie u innych żaków. Dowiedziono także, że jeżeli jeden ze studentów zacznie panicznie się bać i pocić, pozostali także nie będą mogli opanować niepokoju.

W niemieckim eksperymencie uczestniczyło 49 osób, które za godzinę podchodziły do ważnego egzaminu. Pod pachami studentów umieszczono wchłaniające pot wkładki. Drugie badanie przeprowadzono tuż po egzaminie.

Kolejną grupę studentów zaangażowano do wąchania pobranych próbek potu, monitorując jednocześnie reakcję mózgu na zapachy. Wyniki wskazały, że pot studentów zebrany przed egzaminem natychmiast pobudzał aktywność obszarów kory mózgowej, które odpowiadają za relacje między ludźmi i empatię.

Naukowcy uważają, że strach powoduje uwolnienie w organizmie substancji chemicznej, która automatycznie działa na osoby w bliskim otoczeniu. One także poczują lęk i obawy, ale również współczucie wobec osoby, która wysyła sygnały o niebezpieczeństwie. | AJ

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 2 źródła Wtorek [26.01.2010, 13:28]

CÓRKA BOI SIĘ MATEMATYKI? ZOBACZ, CZYJA TO WINA

Naukowcy odkryli, kto przekazuje dzieciom lęk przed przedmiotem.

Od dłuższego czasu naukowcy zastanawiają się, dlaczego tak mało kobiet zdobywa nagrody w dziedzinach nauki związanych z matematyką. Z ostatnich badań wynika przecież, że dziewczynki wcale nie są gorsze w liczeniu od chłopców. Teraz już wiadomo, dlaczego kobiety boją się tego przedmiotu - lęk przekazują im ich nauczycielki - informuje latimes.com.

Psycholog Sian Beilock z Uniwersytetu w Chicago razem z zespołem przeprowadziła badania wśród amerykańskich nauczycieli i uczniów pierwszych klas.

Najpierw ankietę wypełniali nauczyciele. Na jej podstawie badacze określili poziom stresu, jaki wiąże się z nauczaniem matematyki.

Następnie dwukrotnie przebadano uczniów: tuż po rozpoczęciu nauki i następnie pod koniec roku szkolnego.

Co się okazało? Że nauczycielki (90 proc. nauczycieli w szkołach podstawowych to właśnie kobiety), które odczuwały lęk przed tym przedmiotem przekazywały go dziewczynkom. To znalazło odzwierciedlenie w wynikach drugiego testu uczniów (przy pierwszym nie było praktycznie żadnych różnic między chłopcami i dziewczynkami).

Wiemy, że uczniowie mają zwyczaj naśladować nauczycieli tej samej płci. Nie wiemy jeszcze jak to się dzieje, że nauczycielki przekazują swój stres związany z nauczaniem tego przedmiotu uczennicom. Może nie wymagają zbyt wiele od dziewcząt, może ich zbyt często nie pytają, może bardziej chwalą chłopców za ich osiągnięcia. Jedno jest pewne, jeśli chcemy przełamać obowiązujący stereotyp, że matematyka jest dla chłopców, musimy poprawić jakość kształcenia nauczycieli - tłumaczy prof. Sian Beilock. | WB

 

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Środa [20.01.2010, 09:26]

MĘŻCZYŹNI TRACĄ WRAŻLIWOŚĆ PRZEZ KOBIETY

Dlatego chłopcy nie powinni uczyć się razem z dziewczynkami.

Męska szkoła to idealne miejsce do nauczania chłopców wyrażania swoich emocji, zainteresowania ich sztuką, muzyką i tańcem - wynika z najnowszych badań. Brak dziewcząt powoduje, że nie wstydzą się okazywać zainteresowania tymi przedmiotami - informuje "The Daily Telegraph".

Z badań Abigail James z University of Virginia wynika, że obecność dziewcząt w szkole powoduje, że chłopcy zaczynają ulegać stereotypowi "twardego faceta". Dzielą przedmioty na męskie i żeńskie.

Chłopcy zniechęcają się także do nauki w obecności dziewcząt, które - dzięki inaczej przebiegajacemu rozwojowi mózgu - szybciej opanowują sztukę czytania i pisania. Znudzeni zaczynają "rozrabiać".

 

Męskie szkoły są w stanie dostosować sposób nauczania do rozwoju emocjonalnego chłopców. Wykorzystać pracę w zespołach, by skłonić ich do rywalizacji.

 

Nauczyciele mogą także korzystać z innych podręczników do nauki czytania, z tekstami, które są bardziej "chłopięce". Pokochają również poezje, o ile nauczyciel będzie zwracał uwagę na "odpowiednie" wersy utworu.

 

Badacze twierdzą, że chłopcy z reguły mają lepsze postrzeganie przestrzenne, najlepiej uczą się poprzez dotyk, są bardziej impulsywni i bardziej aktywni fizycznie. To sprawia, że muszą mieć więcej swobody na lekcjach, powinni móc poruszać się swobodnie po klasie.

 

W obecnych mieszanych szkołach chłopcy są pod silną presją stereotypów, które nakazują im być mężczyznami, zanim zrozumieją co naprawdę to znaczy - twierdzi James. | WB

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [11.12.2009, 14:50] 3 źródła

MASZ TALENT? STRACISZ GO W SZKOLE

Dlaczego nauczyciele nie lubią zdolnych uczniów?

Aż 75 proc. szkół państwowych przyznaje, że niechętnie uczy dzieci zdolne i utalentowane - wynika z ostatnich badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii.

Nauczyciele twierdzą, że nie chcą promować "elitarności".

Pedagodzy obawiają się również tego, że gdy poświecą swój czas zdolnym dzieciom stracą na tym pozostali - powiedział Patrick Leeson, autor badań.

Grono pedagogiczne żadnej z 26 kontrolowanych placówek nie uważało, że talent najzdolniejszych może przynieść korzyści także pozostałym uczniom. | TM

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Środa [24.02.2010, 07:44]

RESORT EDUKACJI POSZUKA TALENTÓW

Chce pomóc w rozwijaniu uzdolnień uczniów.

Resort edukacji ma zamiar przygotować listę miejsc, w których wybitni uczniowie będą mogli poszerzać swoją wiedzę - informuje "Rzeczpospolita".

Na poszukiwanie rozwiązań dotyczących pracy ze zdolnymi uczniami ma zamiar wydać 22 mln złotych z pieniędzy UE.

Chcemy skupiać się nie tylko na przygotowywaniu do konkursów i olimpiad przedmiotowych. Zdolne dziecko może się rozwijać, uczestnicząc np. w badaniach naukowych na uczelni - tłumaczy gazecie Aleksandra Kowalik, dyrektor departamentu kształcenia ogólnego i wychowania MEN.

MEN chce też zebrać od nauczycieli sprawdzone metody pracy z utalentowanymi uczniami, by na ich podstawie stworzyć ogólnopolski system wspierania uzdolnionych.

Dyrektorzy i nauczyciele szkół nie mają wątpliwości: wszystko zależy od ciekawie poprowadzonej lekcji i charyzmatycznego nauczyciela. Ich zdaniem zainteresowania uczniów należy zacząć rozwijać jak najwcześniej.

Prowadzimy matematyczne kółka zainteresowań już dla podstawówek - opowiada gazecie Cezary Urban, dyrektor XIII LO w Szczecinie, poseł PO.

To dlatego ich zdaniem sprawdza się model zespołów szkół - połączonego gimnazjum i liceum, w którym nauczyciele mają szansę poznać ucznia i jego uzdolnienia. | WB

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [10.10.2009, 13:04] 4 źródła

MA 2 LATA I IQ JAK EINSTEIN

Najmłodszy członek Mensy.

Oscar Wrigley z Reading w Berkshire ma teraz 2 lata i 5 miesięcy.

Jego iloraz inteligencji wynosi na pewno ponad 160. Ile dokładnie - nie wiadomo, ponieważ w ostatnim teście, który wypełniał, skala kończy się na 160 - pisze „Daily Mail".

Rodzicami chłopca są 29-letni specjalista IT i 26-letnia gospodyni domowa. Mają przeciętny iloraz inteligencji.

Fascynuje się historią starożytnego Rzymu i życiem zwierząt. Ostatnio wytłumaczył cykl rozrodczy pingwinów - mówi ojciec Oscara.

Chłopiec zaczął mówić, gdy miał 9 miesięcy, w wieku półtora roku recytował już alfabet. 

Do tej pory najmłodszym chłopcem w Mensie był Ben Woods. W chwili przyjęcia miał 2 lata i 10 miesięcy. | TM

 

[Tym dzieciom szczególnie trzeba zapewnić jak najkorzystniejsze warunki do rozwoju racjonalnego umysłu, by ich o wysokim potencjale umysły maksymalnie użytecznie wykorzystać. A gdy będą dorośli powinni między sobą płodzić potomstwo. – red.]

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [12.12.2009, 18:31] 1 źródło Poleć na Facebook

KAŻ DZIECKU CZYTAĆ! BĘDZIE LEPIEJ MYŚLEĆ

Oto, jak czytanie poprawia pracę mózgu.

Intensywny program czytania poprawia pracę mózgu dziecka - wynika z badań opublikowanych w czasopiśmie "Neuron".

Czytanie sprawia, że zwiększa się objętość tzw. białej substancji w mózgu, czyli liczby połączeń, którymi przewodzone są informacje - informuje portal npr.org.

Naukowcy przebadali przy pomocy magnetycznego rezonansu jądrowego (MRI) grupę dzieci w wieku od 8 do 12 lat. Część z nich czytała biegle, inne miały z tym problem.

Okazało się, że dzieci, które czytały biegle, miały więcej białej substancji niż te, które dukały.

Badanie powtórzono po roku. Ale - dzieci, które czytały słabo - poddano intensywnemu programowi czytania.

Co się okazało? Wraz z umiejętnością czytania wzrosła ilość białej substancji mózgu.

Czytanie to złożony proces, w który zaangażowane jest kilka ośrodków mózgu. Jeden zajmuje się rozpoznawaniem liter, drugi zastosowaniem składni i słownictwa, a kolejne rozumieniem treści. Te ośrodki muszą się między sobą komunikować - właśnie przy pomocy białej substancji - tłumaczy Marcel Just, dyrektor Center for Cognitive Brain Imaging w Carnegie Mellon University w Pittsburgu. | WB

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Poniedziałek [02.11.2009, 09:59] 3 źródła

TWOJE DZIECKO MOŻE CZYTAĆ MAJĄC 7 MIESIĘCY

Zobacz, czy warto go tego nauczyć.

Już 7 miesięczne dziecko może nauczyć się czytania. Wystarczy, że skorzysta ze specjalnego programu zarejestrowanego na płytach DVD - twierdzi dr Bob Titzer, autor projektu.

Zdaniem naukowca, w takim wieku, czytania mogą nauczyć się praktycznie wszystkie dzieci, gdyż 90 proc. ich mózgu rozwija się przed piątym rokiem życia.

Dzieci, które naucza się czytania przed pójściem do szkoły mają większe poczucie własnej wartości i lepiej radzą sobie z nauką - uważa Titzer.

Za program rodzice muszą zapłacić około 200 dolarów.

Jednak niektórzy eksperci uznają ta koncepcję za absurdalną i szkodliwą dla najmłodszych.

Dzieci powinny uczyć się czytania dopiero w wieku 5 lat. Wcześniej powinny zajmować się wyłącznie zabawą. To dla nich zbyt stresujące - powiedziała Kathy Walker, konsultant ds. edukacji. | TM

 

 

www.o2.pl / http://www.sfora.pl/Wychowac-geniusza-przez-zabawe-wp8285 | 2 Sierpień 2009 13:40

WYCHOWAĆ GENIUSZA PRZEZ ZABAWĘ

Gry i zabawy

Pragniesz, aby Twoje dziecko rozwijało się harmonijnie i wykorzystywało w pełni swoje możliwości. Twoim wielkim sprzymierzeńcem jest natura. Mózg malucha został tak zaprogramowany, aby uczyć się i rozwijać. Dziecko wykazuje niespożytą energię i czerpie wielka radość odkrywając, jak funkcjonuje otaczający je świat.

 

Bada właściwości przedmiotów za pomocą wszystkich zmysłów, testuje zachowania rodziców. Poznaje prawa przyrody poprzez proste doświadczenia. jak prawdziwy naukowiec stawia hipotezę i wielokrotnie ją sprawdza, wprowadzając różne modyfikacje. Dla dorosłej osoby takie odkrycia często bywają banalne, gdyż i bez tych eksperymentów wie, co stanie się z wodą wylaną na piasek, kostką lodu posypaną solą, ale dla dziecka wszystko to jest nowe, ekscytujące, niesamowite. Przecież ono dopiero wkracza niepewnie w ten świat.

 

Mózg małego dziecka jest jeszcze niedojrzały, na jego rozwój duży wpływ ma otoczenie, umożliwia mu to przystosowanie się do warunków, w których będzie egzystował. Wszystko co maluch czuje, widzi, myśli itp. kształtuje jego mózg, tworząc w ten sposób podwaliny pod dalszą naukę.

 

Niepotrzebne są żadne specjalne zajęcia ani drogie zabawki, aby dziecko zdobywało wiedzę o swoim otoczeniu. Wystarczy wsparcie kochających opiekunów. Istnieje ścisły związek pomiędzy emocjami a zdolnościami poznawczymi dziecka i dlatego nic nie zastąpi radosnych zabaw z rodzicami.

 

Maluch uczy się, działając. Musi mieć dużo czasu na samodzielną zabawę, podczas której czyni liczne obserwacje, oraz ćwiczy różne umiejętności. Potrzebuje również cierpliwego i mądrego przewodnika, który ukierunkuje jego działania, pomoże objaśnić wyniki i sformułować wnioski.

 

Na podstawie: K. Mitros, Jak wychować geniusza przez zabawę

 

 

 www.o2.pl / http://www.sfora.pl/Czy-dziecko-moze-bezgranicznie-ufac-doroslym-wp6323 | 27 maj 2009 13:15

CZY DZIECKO MOŻE BEZGRANICZNIE UFAĆ DOROSŁYM?

Rodzice pamiętajcie: czego dziecko doświadcza w swym życiu i co autentycznie przeżywa, tego szybko się nauczy.

 

Jeśli dziecko żyje w atmosferze krytyki -

UCZY SIĘ POTĘPIAĆ!

 

Jeśli dziecko doświadcza wrogości -

UCZY SIĘ WALCZYĆ!

 

Jeśli dziecko musi znosić kpiny -

UCZY SIĘ NIEŚMIAŁOŚCI!

 

Jeśli dziecko jest zawstydzone -

UCZY SIĘ POCZUCIA WINY!

 

Jeśli dziecko żyje w atmosferze tolerancji -

UCZY SIĘ CIERPLIWOŚCI!

 

Jeśli dziecko żyje w atmosferze zachęty -

UCZY SIĘ UFNOŚCI!

 

Jeśli dziecko żyje w świecie uczciwości -

UCZY SIĘ SPRAWIEDLIWOŚCI!

 

Jeśli dziecko jest akceptowane i chwalone -

UCZY SIĘ DOCENIAĆ INNYCH!

 

Jeśli dziecko żyje w poczuciu bezpieczeństwa -

UCZY SIĘ UFNOŚCI!

 

Jeśli dziecko żyje w świecie aprobaty -

UCZY SIĘ LUBIĆ SIEBIE!

 

Jeśli dziecko żyje w świecie akceptacji i przyjaźni -

UCZY SIĘ, JAK ZNALEŹĆ MIŁOŚĆ W ŚWIECIE!

 

“Dziecko to taki sympatyczny początek człowieka”

Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy.

Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy.

Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy.

Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy.

 

Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy.

Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy otuchy.

Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazywaliśmy miłość.

Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy.

Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj przebaczyliśmy.

 

Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które wczoraj żyło radością.

— Ronald Russell

 

 

 

 

"WPROST" Numer: 17/2009 (1372)

KONIEC LEKCJI W ŁAWKACH

W 20-osobowej klasie jedna grupa dzieci uczy się pisać, druga układa literki zapisane na klockach w słowa, trzecia rysuje, czwarta komponuje piosenkę, a kilkoro uczniów pracuje samodzielnie. Tak wyglądają zajęcia pierwszoklasistów w szkołach, które od kwietnia wprowadziły edukację opartą na teorii tzw. inteligencji wielorakich (MI – multiple intelligence). Program współfinansuje Unia Europejska.

Przez trzy lata w ten sposób będzie się uczyć 150 tys. pierwszaków z 2700 szkół w sześciu województwach: małopolskim, lubelskim, łódzkim, śląskim, świętokrzyskim i podkarpackim. Wcześniej, od listopada 2008 r., tą metodą odbywały się zajęcia jedynie w pierwszej klasie w Szkole Podstawowej nr 25 w Kielcach, wybranej jako pilotażowa. W sali, w której uczą się pierwszoklasiści, są kąciki zainteresowań z licznymi pomocami naukowymi, grami, instrumentami muzycznymi, rekwizytami stymulującymi rozwój każdego z ośmiu typów inteligencji. Uczeń w każdej chwili może podejść do kącika, który szczególnie go interesuje.

 

– Siedzenie w ławkach, cisza jak makiem zasiał i słuchanie nauczyciela to przeżytek. To nie wystarczy, żeby wszechstronnie rozwijać osobowość dzieci. Najistotniejsze w tym programie jest podkreślenie indywidualności każdego ucznia i pokazanie, że nikt nie powinien czuć się gorszy, bo każdy jest zdolny. Niektóre dzieci postrzegają świat przez rytm i dźwięki. W ten sposób uczą się nawet wzorów matematycznych. Inni potrzebują więcej ruchu i lepiej przyswajają materiał, kręcąc się na krzesełkach obrotowych – mówi dr Aldona Kopik, szefowa projektu. Dzięki takiemu podejściu do nauczania maluchy się nie nudzą i szybko przyswajają wiedzę. – Nie obowiązują ich 45-minutowe lekcje. Jeśli są zaangażowane w zadanie dłużej niż 45 minut, nie przerywamy pracy. Innym razem, kiedy skupienie jest mniejsze, zajęcia mogą trwać tylko pół godziny – dodaje Jolanta Lipiec prowadząca eksperymentalną klasę, do której uczęszcza 27 uczniów. Mimo że dzieci mogą w czasie zajęć chodzić po sali i rozmawiać, nie przeszkadzają w prowadzeniu zajęć, bo są zaangażowane.

 

W ramach programu odbywają się także zajęcia pozalekcyjne. To autorski program nauczyciela, uwzględniający pomysły i pasje uczniów. Jolanta Lipiec będzie prowadziła zajęcia z teatru. – To świetny sposób, żeby wykorzystać różne typy inteligencji. Część uczniów przygotuje scenariusz, inni wykonają dekoracje, wyliczą, ile potrzeba miejsc na widowni, biletów i rekwizytów, inni wymyślą muzykę czy choreografię – mówi Lipiec.

 

Howard Gardner nazywa takie podejście do kształcenia dzieci humanizacją edukacji. – W tradycyjnej szkole są preferowane dzieci o zdolnościach interpersonalnych, bo są pomocne nauczycielowi, łatwo im zrozumieć innych, są komunikatywne, świetnie pracują w grupie i mają zdolności przywódcze. Dzieci, które nie mają łatwości nawiązywania kontaktów, na ogół są postrzegane jako gorsze – mówi Aldona Kopik. Często takie dzieci pozostają w cieniu, bo nawet nauczyciele rzadziej zwracają na nie uwagę. Tymczasem mogą one świetnie organizować swoje działania i wytrwale dążyć do celu. Odróżnia je to, że najlepiej przyswajają informacje podczas samodzielnej pracy.

 

Nauczyciele uczący na podstawie teorii inteligencji wielorakiej pozwalają uczniowi zdobywać wiedzę podczas samodzielnej pracy, we własnym tempie, w sposób, w jaki tę wiedzę jest mu najłatwiej przyswoić. Dlatego ważne jest, żeby rozpoznać wiodące typy inteligencji dziecka. Na przykład uczeń, który ma najlepiej rozwiniętą inteligencję motoryczną, nie uczy się literki, zapisując ją, ale układając z innych elementów. Matematyk liczy, ile literek jest w poszczególnych wyrazach, a muzyk komponuje piosenkę z wykorzystaniem wyrazów zaczynających się na literę, którą poznaje. To pokazuje dzieciom ich mocne strony, upewnia je, że każde z nich jest zdolne.

 

– Nie należy się obawiać, że edukacja w takim systemie będzie rozwijać jedynie mocne strony – mówi dr Kopik. – Przekazując dzieciom wiedzę, oddziałujemy na dominujące typy ich inteligencji, ale wciągamy także w zadania rozwijające pozostałe typy inteligencji. Co ciekawe, dzieci najszybciej uczą się innych sposobów na rozwiązanie zadania, kiedy z zaciekawieniem podpatrują kolegów.

 

Gardner wyróżnia osiem typów inteligencji: językową, ruchową, matematyczno-logiczną, wizualno-przestrzenną, przyrodniczą, muzyczną, interpersonalną, intrapersonalną i egzystencjalną. Stopień rozwinięcia poszczególnych typów inteligencji tworzy tzw. dynamiczny profil inteligencji. U dzieci można go kształtować. – Każde dziecko jest zdolne i odpowiednio stymulowane może osiągnąć sukces w swojej dziedzinie, nie tylko te z wysokim IQ – przekonuje Gardner. Jego zdaniem, inteligencja człowieka ewoluowała, abyśmy potrafili radzić sobie z otaczającym nas światem. Nie jest jednak na stałe związana z bodźcami, które uruchamiały ją pierwotnie. Na przykład mechanizm związany z rozpoznawaniem gatunków występujących w przyrodzie jest wykorzystywany do identyfikacji marek produktów. Z kolei język pisany powstał dzięki ewolucji zdolności wizualno-przestrzennych, które pierwotnie rozwijały się do innych celów, takich jak orientacja w nieznanym terenie.

 

Nie zawsze wykorzystujemy na przykład inteligencję przestrzenną do czytania map. Możemy do tego celu wykorzystywać także inteligencję matematyczno-logiczną, przyrodniczą, a także motoryczną. U każdego człowieka każdy typ inteligencji rozwija się w innym tempie i zmienia się w ciągu życia. Kształtowanie różnych typów inteligencji od najmłodszych lat zapewnia elastyczność działania niezbędną, by w przyszłości mieć poczucie zrealizowania swojego potencjału, a dzięki temu spełnionego życia.

 

Czy eksperyment powiedzie się w Polsce? Amerykańskie doświadczenia skłaniają do optymizmu. Prof. Mindy Kornhaber z Penn State College of Education prowadziła badania efektów nauczania szkół bazujących na tej teorii należących do grupy Schools Using Multiple Intelligence Theory. Przebadano uczniów z 42 szkół, które nauczały, wykorzystując teorię MI od co najmniej trzech lat. Okazało się, że 78 proc. uczniów z tych szkół bardzo dobrze zdało standardowe testy sprawdzające wiedzę po pierwszym etapie nauki. Ponad 60 proc. szkół dzięki nauczaniu opartemu na teorii MI poprawiło swoje wyniki w tych testach. W 78 proc. szkół poprawiły się wyniki uczniów ze szczególnymi trudnościami. W 80 proc. szkół poprawiła się współpraca nauczycieli z rodzicami i dyscyplina uczniów.

Autor: Monika Florek-Moskal

 

 

 www.o2.pl | Czwartek [18.06.2009, 11:16] 1 źródło

CZY POSŁAŁBYŚ DZIECKO DO TAKIEJ SZKOŁY?

Kręcą filmy, grają w gry i bawią się z robotami.Nowa eksperymentalna szkoła podstawowa, przy anglikańskim Kościele Odkupiciela (The Redeemer Church of England) w Blackburn, została wybrana najlepszą szkołą w kategotii technologii i komunikacji w Wielkiej Brytanii.

Zamiast geografii i historii, dzieci uczą się "wiedzy i zrozumienia świata". Zamiast zajęć praktyczno-technicznych - kreatywnego myślenia. Większość zajęć odbywa się przed monitorami komputerów - pisze "Telegraph".

Dzieciaki uczą się, nawet o tym nie wiedząc - mówi Gill Ross wychowawczyni pierwszej klasy.

Nie ma tu ani śladu wrzawy znanej z normalnych szkół.

Zazwyczaj pięciolatki mają pięciominutowy okres skupienia uwagi. Jednak u nas biorą udział w 15-minutowych zajęciach bez żadnych problemów - argumentuje Ross.

Taki rodzaj wychowania już zaczął przynosić rezultaty.

Czworo naszych 10-letnich uczniów wygrało już narodowe konkursy inżynierii komputerowej - mówi Ross.

Szkoła uzyskała światowej klasy nowoczesny sprzęt komputerowy nie przez kosztowne inwestycje, lecz przez zgłoszenie się do udziału w kilku programach pokazowych.

W obecnej chwili szkoła współpracuje m.in z gigantem komputerowym - firmą Apple. Dzięki temu dzieci korzystają z jej komputerów oraz innych produktów - jak chociażby ipody i iphone'y. | JP

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek [08.09.2009, 06:34] 4 źródła

SZKOŁY DOSTANĄ STOPNIE I ŚWIADECTWA

Rodzice muszą wiedzieć gdzie uczą się ich dzieci.

Każda szkoła będzie oceniana pod kątem pracy z uczniami, współpracy z rodzicami i sposobu zarządzania - pisze "Rzeczpospolita".

Będzie to informacja dla rodziców, ale też materiał pomagający prowadzić politykę edukacyjną państwa i samorządu - powiedziała Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji.

Najlepsze szkoły otrzymają ocenę "A", co oznacza bardzo dobre nauczenie i spełnienie wszystkich wymogów stawianych przez MEN. Najgorsze - ocenę "E". Te będą musiały przedstawić kuratorowi program naprawczy.

MEN zestawiło listę 17 wymagań, które będą oceniane. Szkoła ma m.in. analizować wyniki

egzaminów, dbać o to, by uczniowie byli aktywni oraz aby respektowali normy społeczne.

To rewolucja. Dotąd nie było jednolitej miary i ocen, które pozwoliłyby porównać szkoły w skali kraju - uważa Wiesław Włodarski ze Stowarzyszenia Dyrektorów Szkół Średnich.

Kontrole szkół mają się rozpocząć już w październiku. | TM

 

 

- Nie powinno istnieć pojęcie ściągi. W dorosłym życiu, np. w pracy, trzeba właśnie umieć posługiwać się, wykorzystywać wszelkie „ściągi” źródła potrzebnej informacji, wiedzy. Czyli szkoła ma min. uczyć je zdobywać i wykorzystywać (np. uczniowie mają umieć wyprowadzać, stosować, a nie pamiętać, wzory, o ile im się do czegoś przydadzą). 

 

- Od zapisywania, zapamiętywania danych są dyski, płyty, pamięć elektroniczna itp., a nie zawodna pamięć ludzka. Chodzi tylko o to by umieć je wykorzystać. 

 

- Trzeba skończyć z obowiązkiem uczenia się wierszyków, czytania przestarzałych lektur, które i tak mało który uczeń przegląda.

 

- By uprzyjemnić naukę można wykorzystywać filmy, np. o historii.

 

- Jedną z form nauki, wartą rozpropagowania, powinno być samodzielne przyswajanie wiedzy (ja do takich osób należę – przy czym nigdy nie korzystałem z podręczników szkolnych), z tym, że u niektórych powinno odbywać się to spontaniczne, a u innych pod odpowiednim nadzorem. Szkoła nie powinna być źródłem udręki, cierpienia traktowana jako zło konieczne, wyrok za wiek. Sam pamiętam z jaką pasją na wagarach (a byłem jednym z rekordzistów) czytałem pisma i książki popularnonaukowe, o technice.

 

- Gdy jest jeszcze ciepło, przed i po wakacjach, liczba zajęć lekcyjnych powinna być mniejsza. Poza tym młodzież w tym okresie nie jest wstanie efektywnie poświecić się nauce, więc nie marnujmy czasu i energii (można też stosować system dzień nauki, dzień wolnego/organizować rekreację).

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [05.06.2010, 20:53]

DO SZKOŁY TYLKO CZTERY RAZY W TYGODNIU! TO DZIAŁA

Zadowoleni są uczniowie i nauczyciele.

Wiele amerykańskich szkół, szczególnie w wiejskich rejonach, zdecydowało się wprowadzić czterodniowy tydzień pracy. Powód? Oszczędności - informuje usatoday.com.

W poniedziałki dzieci mogą grać w gry wideo, odwiedzać babcię lub korzystać z dodatkowych zajęć organizowanych przez szkoły. Lekcji jednak nie ma.

Na takie rozwiązanie zdecydowały się szkoły w 120 okręgach szkolnych w USA. Między innymi w miejscowości Peach County.

Mogłam albo zwolnić 39 nauczycieli albo skrócić szkolny tydzień o jeden dzień - tłumaczy kierowniczka miejscowej szkoły Susan Clark.

Uczniowie są zadowoleni. Nauczyciele też sobie chwalą takie rozwiązanie. Twierdzą, że uczniowie są bardziej skoncentrowani i wypoczęci.

Dzięki krótszemu tygodniowi szkolnemu zaoszczędzono w ciągu roku 400 tys. dolarów... | WB

 

 

- Lekcje powinny zaczynać się i kończyć gimnastyką.

 

 www.o2.pl | Wtorek [23.06.2009, 19:21] 1 źródła

LEKCJE WF TO NAJWIĘKSZY KOSZMAR DZIECIŃSTWA

Wysiłek fizyczny w szkołach na Wyspach jest gorszy niż w wojsku.

Wśród 1250 Brytyjczyków, których na zlecenie Cricket Foundation pytano o wspomnienia z dzieciństwa. Niemal jedna trzecia lekcje wychowania fizycznego uważa za koszmar z podstawówki. Częściej taką opinię mają kobiety (34 proc.) niż mężczyźni (21,3 proc) - informuje "The Daily Telegraph".

Badania miały potwierdzić lub zaprzeczyć twierdzeniu, że dzieciństwo to najszczęśliwszy okres życia. I zaprzeczyły. Aż 73 proc. badanych wspomina najmłodsze lata jako koszmar. Na ich opinii zaważyły właśnie lekcje z wychowania fizycznego oraz przemoc, jakiej doświadczali w szkołach.

Co ciekawe, osoby w średnim wieku częściej wskazywali na lęk przed nauczycielem niż młodsi, dwudziestoparoletni, którzy bardziej bali się swoich kolegów - zauważa gazeta. | JS

 

 

- Osoby o wysokim potencjale przyswajania wiedzy, intelektualnym - a o złej sytuacji finansowej - trzeba wspomagać. A tak przy okazji uwaga do rodziców - milionerów - oczekujących od swoich dzieci mozołu, pracy nad sobą. Przecież b. często to właśnie zła sytuacja ekonomiczna, zazdrość jest motorem do polepszenia swojego bytu. A Państwa dzieci nie mają takich motywacji (po to mają P. pieniądze by nie musiały tego robić, ani nawet pracować – bez względu na ocenę moralną tego faktu). To tak jakby oczekiwać od milionera, iż sam sobie wykopie duł pod fundamenty własnego pałacu czy basenu, pójdzie pracować do wytwórni cegieł do budowy ściany itp... (on nawet gdyby robił to przez 30 lat - gdy jeszcze nie był milionerem - nie tknie łopaty, czy kielni). Mogą P. zyskać tylko ich frustrację, nienawiść i wynikłe z tego kłopoty. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich przypadków, nie należą one jednak do rzadkości. W tym wypadku ewentualna nauka, jakaś pożyteczna działalność szczególnie musi wiązać się z przyjemnością, satysfakcją. Takie dzieci mają na ogół dłuższe dzieciństwo, okres młodzieńczy. Od „kucia” są  ci w gorszej sytuacji, którzy raz, że nie mają tylu możliwości atrakcyjnego spędzania czasu, a dwa – chcą  ją mieć...  

 

- Tzw. religia w szkole. Ile dzieci musi udawać, że są tzw. wierzącymi (w przebierańców, całe to bagno)?! Jakie skutki - oprócz innych (...) - przyniesie uczenie fałszu, obłudy, naśladowania innych, strach, ukrywanie swoich poglądów, na ich przyszłe życie?!

 

- Wiara (w tym samoograniczenie się, stagnacja – zakładanie że wszystko już jest wiadome, nieomylności) jest przeciwieństwem nauki (w tym badania, poznawania, uczenia się na błędach – rozwoju), więc nie może być dla niej msa m.in. w szkole!

Jak można szkołę, mse do nauki, przeznaczać na religijne ogłupianie, które wymaga wierzenia zamiast myślenia, słuchania, uzależniania, podporządkowywania się zamiast niezależnego, samodzielnego, konstruktywnego działania?! 

 

- Obecne katopodręczniki trzeba natychmiast zastąpić normalnymi podręcznikami. Trzeba je oczyścić z katolickich podtekstów i bredni, służących do zatruwania umysłów dzieci – by m.in. później służyły panom nazywających siebie przewrotnie sługami (mamony!)...!! 

 

- Zmodyfikowany kodeks cywilnoprawny musi obowiązywać również młodzież. By uczyła się poszanowania godności, w tym nietykalności - werbalnej i fizycznej - innych – prawa od najmłodszych lat. By  nie było tak, iż do pełnoletniości są w znacznej mierze bezkarni, aż tu nagle zaczyna ich to coś... obowiązywać. Młodzież musi mieć prawo do ochrony godności, rozwoju wolnego od strachu, nerwic , kompleksów itp.; muc chronić swoje uczucia, w    pełni się rozwijać. Decyzje o przeniesieniu jakiegoś ucznia do innej szkoły powinno się również podejmować na podstawie tajnego głosowania uczniów – by pozbywać się m.in. prześladowców m.in. zmuszających do przestrzegania ich dzikich zasad. Inną formą ochrony-kary powinien być zakaz zbliżania się, odzywania i w ogóle rozmawiania na temat danej osoby. 

 

- Okres obowiązkowej nauki (mordęgi (...)) trzeba ograniczyć do rozsądnego minimum (np. do 6 klas. Są tacy, którzy gdyby nawet spędzili w szkole 50 lat to i tak się niczego nie nauczą, a tylko poniosą,  jak i inni, tego negatywne konsekwencje), i zadbać o nieobowiązkowe zajęcia dla młodzieży. Dla osób do 21 roku życia powinny być bezpłatne: baseny, sale do ćwiczeń, kursy (np. na prawo jazdy, obsługi maszyn, komputerowe. Jeśli ktoś nie zda egzaminu to powinien zapłacić za kurs. Jeżeli zda powinien otrzymać nagrodę pieniężną. A za każdy kolejny zdany egzamin z rosnącą  premią (np. 1 egzamin – nagroda wynosi 500 zł, 2 egzaminy – 1050 zł, 3 egzaminy – 1650 itd.)), dojazdy koleją, pobyt w ośrodkach wczasowych, pożyczki na wakacje do oddania po ukończeniu 21. roku życia (niech się zdrowo wyszaleją, użyją życia. Młodość powinna być wspaniałym, pozytywnym okresem życia, dającym, m.in. również b. potrzebny, emocjonalny kapitał.).

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Poniedziałek [30.11.2009, 06:52] 1 źródło

MOŻESZ BYĆ FACHOWCEM. BEZ SZKOŁY

Jak to jest możliwe?

By zdobyć dyplom fachowca nie będziesz musiał kończyć ani zawodówki, ani technikum - informuje "Rzeczpospolita".

Resort edukacji przygotowuje zmiany w prawie dotyczące kształcenia zawodowego.

Teraz fakt, czy skończyłeś jakąś szkołę, kurs zawodowy, uczyłeś się zawodu u rzemieślnika czy też jesteś samoukiem nie będzie miał znaczenia. Wystarczy, że zdasz państwowy egzamin, który potwierdzi twoje pratktyczne umiejętności - informuje gazeta.

W szkole zawodowej uczyliśmy się teorii: materiałoznawstwa, rysunku technicznego. Ale dopiero na praktykach u zegarmistrza poznawaliśmy tajniki zawodu - komentuje dla gazety zegarmistrz Jacek Pawlikowski z Będzina, który popiera zmiany przygotowywane przez resort.

Każdy zawód - jak informuje gazeta - zostanie opisany umiejętnościami, jakie trzeba zdobyć, by go wykonywać. Będzie je można potwierdzić certyfikatem uzyskanym w działającym przez cały rok ośrodku egzaminacyjnym.

Dyrektorzy szkół zawodowych już drżą o istnienie swoich placówek.

Szkoła zawodowa ma uczyć pracy w jakimś zawodzie. Ale żeby tak było, specjaliści muszą najpierw zobaczyć, jak to się robi w zakładzie, potem trzeba napisać podręczniki i wykształcić nauczycieli, którzy dopiero będą przekazywać wiedzę uczniom. Jak do tego dojdzie, to może już takiego zawodu nie być albo technologie zdążą się zestarzeć - komentuje jednak dla gazety prof. Ireneusz Białecki, dyrektor Centrum Badań Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego Uniwersytetu Warszawskiego, socjolog edukacji. | WB

 

 

- Powtarzanie klasy musi być zabronione.

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [04.09.2009, 20:19] 6 źródeł

DRUGI ROK W JEDNEJ KLASIE? TO NIE MA SENSU

Naukowcy twierdzą, że zdawać powinni wszyscy.

Nie ma żadnych korzyści pedagogicznych z tego, że dyrekcje szkół nakazują gorszym uczniom powtarzanie klasy. Zdaniem niemieckich naukowców tracą na tym sami uczniowie oraz finanse państwa - donosi thelocal.de

Badania na temat korzyści z repety zleciła Fundacja Bertelsmanna. Okazało się, że mimo ponownej nauki tego samego zakresu przedmiotu, uczniowie nadal mają kłopoty z wynikami.

Zdaniem specjalistów, lepiej pieniądze - przeznaczane teraz na powtarzających rok - zainwestować w dodatkowe zajęcia wyrównawcze. Zdawać powinni wszyscy, a w kolejnej klasie nadrabiać zaległości.

W Niemczech tacy uczniowie kosztują budżet państwa prawie miliard euro. Jest ich zresztą najwięcej spośród krajów europejskich - co 5. młody Niemiec musi ponownie chodzić do tej samej klasy.

Na tym systemie nie korzystają nawet dobrzy uczniowie. Usunięcie tych gorszych nie ma żadnego pozytywnego wpływu na całą grupę - uważa prof. Klaus Klemm z Uniwersytetu Duisberg-Essen.

Pedagodzy podkreślają, że powtarzanie klasy powinno być wyjątkiem zastrzeżonym tylko do takich zdarzeń jak długotrwała choroba czy wypadek ucznia. | AJ

 

 

- Uczniowie muszą mieć prawo do nie przychodzenia do szkoły, opuszczenia klasy w trakcie zajęć, gdyż wymuszone i bezowocne przesiadywanie w szkole przyniesie więcej szkody niż pożytku (...).

 

 

- Uczestnicy zorganizowanego wypoczynku, rekreacji (np. obozów, koloni) powinny być dobrani według profilu psychicznego, stopnia dojrzałości, świadomości, w tym stosunku do seksu. Inaczej będzie miało mse szydzenie, nękanie, dręczenie; wywoływanie kompleksów, urazów, okaleczanie psychiczne, itp.!

 

 

 

 

 www.o2.pl | Czwartek [05.03.2009, 08:11] 1 źródło |

PROGRAMY EDUKACYJNE WCALE NIE UCZĄ DZIECI

Lepsze niż telewizja są puzzle i klocki.

Oglądanie telewizji wcale nie sprawi, że twoje dziecko będzie mądrzejsze. Nawet edukacyjne programy dla maluchów, takie jak "BabyGenius," "Brainy Baby" or "Baby Einstein", które według ich twórców mają zachęcać dzieci do myślenia, nie realizują tego zamierzenia - czytamy w magazynie "Pediatrics".

Takie przekonanie potwierdzają badania naukowców ze Szpitala Dziecięcego w Bostonie. Tamtejsi lekarze przebadali ponad 800 dzieci, które nie skończyły 3. lat. Zwrócili uwagę przede wszystkim na to, czy oglądane przez nie programy mają wpływ na tempo i efektywność ich rozwoju intelektualnego. Co się okazało?

Ne znaleźliśmy żadnych dowodów na to, żeby programy dla maluchów miały jakikolwiek pożytek dla ich rozwoju intelektualnego. Taki wpływ z kolei wykazywały choćby zabawy z klockami czy puzzlami - motywują pediatrzy.

Z kolei lekarze ze Szpitala Dziecięcego z Seattle są bardziej krytyczni, co do wpływu telewizji na rozwój dziecka:

Polecane dzieciom programy w telewizji czy na DVD nie tylko nie pomagają, a wręcz szkodzą ich rozwojowi mentalnemu. Dzieci oglądające za dużo telewizji wolniej uczą się języka i rozumieją mniej słów - twierdzą lekarze. | AB

 

 

"NEWSWEEK" nr 49, 11.12.2005 r.

KIESZONKOWY PROFESOR

Nie trzeba już wysiadywać na nudnych zajęciach. Studenci mogą ściągać wykłady na iPody. Ale czy to można jeszcze nazywać studiowaniem?

Czy uniwersyteckie sale wykładowe okażą się równie zbędne jak maszyny do pisania? Tej jesieni kilkanaście uczelni, na razie tylko w Stanach Zjednoczonych, wprowadziło kontrowersyjną metodę - nagrywanie kursów tak, by studenci mogli pobrać je na swoje iPody, nie przychodząc na zajęcia. Chociaż metoda funkcjonuje niespełna rok, stała się równie popularna jak piątkowe imprezy.

 

Od początku semestru studenci z Purdue University ściągnęli 40 tys. wykładów - całkiem niezły wynik, jak na uczelnię, na której studiuje 38 tys. osób. Uniwersytety Drexel, Stanford, Duke i American również rozpoczęły programy nagrywania kursów. - Jak dotąd słyszymy same pozytywne opinie na temat projektu - mówi Lynne O'Brien, szefowa Centrum Technologii na Duke University.

 

Krytycy mówią, że słuchanie cyfrowych nagrań wykładów eliminuje interakcję między wykładowcą a studentami. A rodzice, płacący dziesiątki tysięcy dolarów za studiowanie nie wierzą, że dzieci polegając na takich wykładach dostają to, za co oni zapłacili.

 

Dzięki nowej metodzie tradycyjny element akademickiego wykształcenia przekazywany jest w formie, którą młodzi uwielbiają - większość z nich ściąga piosenki na iPody i odtwarzacze mp3 od czasu szkoły średniej. Student pierwszego roku Purdue, Andrew Stephens, mówi, że nagrywane wykłady to klucz do jego sukcesu. Nie potrafi skupić się dłużej na czymkolwiek i opuszcza zajęcia. Chcąc nadrobić zaległości po prostu słuchał wykładów w samochodzie. Rozproszony? Wciskał przycisk "replay". Kłopoty ze zrozumieniem? Wciskał pauzę, żeby później sprawdzić pojęcia w podręczniku. Nie musiał przejmować się notatkami - odczyty można archiwizować i odtworzyć w dowolnym momencie.

 

Niektórzy profesorowie martwią się, że kiedy studiowanie zaczyna polegać na przeskakiwaniu między plikami audio z wykładem z filozofii i z najnowszym przebojem grupy Franz Ferdinand, wiele zostaje zaprzepaszczone. Przychodzenie na zajęcia umożliwia też regularny kontakt z wykładowcami, co - zdaniem ekspertów- zmniejsza liczbę osób rezygnujących ze studiów. Ponadto wykłady zmuszają studentów do skupienia się dłużej bez przerw.

 

Jednak dla osób wychowanych na teledyskach i grach komputerowych 90-minutowy wykład jest nudny i otępiający. Nowa technika pozwala profesorom ożywić zajęcia dzięki zapraszaniu gości i rejestrowaniu materiałów źródłowych. Niektórzy nauczyciele zachowują się więc jak didżeje, komponując muzyczne wstępy, wstawiając gongi, żarty i inne dodatki podkreślające ważne wątki w cyfrowej wersji wystąpienia. Np. profesor kryminologii z Purdue dba o to, aby jego każdy wykład zawierał jakieś elementy wizualne, jak analiza próbek krwi czy demonstracja sposobów unieszkodliwiania niewypałów.

 

Na University of Hawaii studentka pierwszego roku Alexandra Esquibel pojawi się na zajęciach ze wstępu do informatyki trzy razy w semestrze: po raz pierwszy, aby nauczyć się ściągania wykładów z sieci, po raz drugi, aby zdać test w połowie semestru i wreszcie na test końcowy. W ciągu semestru słucha wykładów profesora Davida Nicklesa na iPodzie, chodząc po kampusie. Alexandrze odpowiada wygoda nagrywania kursu, ale jej ojciec Ruben, księgowy z Denver, nie jest zachwycony tą metodą nauczania. Sądził, że płaci 14 tys. dolarów rocznie za to, żeby jego córka brała udział w zajęciach. - Ile wart jest twój dyplom, jeśli zdobędziesz go, słuchając iPoda? - pyta Ruben.

 

Sposób na pełne wykorzystanie potencjału nagrywanych wykładów i jednoczesne zapełnienie sal znalazł Patrick Jackson, profesor z American University. W następnym semestrze nagra swoje wykłady ze stosunków międzynarodowych i dodatkowe materiały, które będą obowiązkowe. Potem zrezygnuje z "wymądrzania się przed studentami" i poświęci czas na dyskusje w grupie. - To okazja, aby wszyscy moi studenci nauczyli się krytycznie podchodzić do materiału - mówi.

 

Nagrywanie kursów może przynieść korzyść, jeśli nauczyciel chce przekazać fakty i pojęcia, które później trzeba wykuć na pamięć. - Ale naprawdę dobry wykład - uważa Lee Knefelkamp, profesor pedagogiki w Teachers College na Columbia University - powinien być prowokujący, zaskakujący i powinien zmuszać studenta do myślenia w zupełnie nowy sposób. A o intelektualne olśnienie wykładem na wynos, odsłuchiwanym w pralni albo sklepie, raczej trudno.

Peg Tyre (opracowanie tekstu J.Z.)

 

 

 www.o2.pl | Czwartek [19.02.2009, 20:08] 1 źródło

NAGRANY WYKŁAD UCZY LEPIEJ NIŻ TEN NA ŻYWO

Słuchając podcastów studenci zapamiętują więcej.

Jest jednak jeden warunek - trzeba robić notatki. Wtedy, jak pokazały badania na State University of New York, słuchając profesora z pliku audio osiąga się lepsze wyniki niż przysłuchując się wykładowi na uczelni.

Nie chodzi o sam fakt posiadania nagrania wykładu, tylko umiejętność jego spożytkowania - tłumaczy Dani McKinney, psycholog uniwersytetu. Gdy uczeń ma w ręku nagranie z wykładem, może cofnąć do trudniejszych fragmentów i zrobić dokładniejsze notatki - dodaje.

 

Jak naukowcy wyciągnęli takie wnioski? Grupę 64 studentów podzielono na dwie części. Jedna uczestniczyła w wykładzie w sposób tradycyjny, słuchając i robiąc notatki. Druga wykład dostała w formie prezentacji multimedialnej - slajdy z materiałem z zajęć i nagranym głosem wykładowcy.

 

Średnia dla grupy uczącej się z podcastu wyniosła 71 na 100 możliwych punktów. Druga grupa musiała zadowolić się 62 punktami. Wśród "podcastowców" była jednak potężna rozbieżność. Jeżeli nie robili notatek, wypadali tak jak ci, którzy byli na wykładzie osobiście. Ci z notatkami osiągnęli średnią 77 na 100 - tłumaczy McKinney. | J

 

 

 www.o2.pl | Wtorek [09.06.2009, 11:23] 1 źródło

SCHWARZENEGGER LIKWIDUJE SZKOLNE PODRĘCZNIKI

Uczniowie będą korzystać tylko z sieci.

Gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger zapowiada, że zastąpienie książek internetem uratuje miliony dolarów z publicznych funduszy - informuje BBC.

Nauka online ma również zapewnić uczniom bardziej aktualne dane. Jednak z pewnością pomysł wynika z oszczędności. Kalifornia ma bowiem problem z olbrzymią dziurą budżetową, a w ostatnich latach na książki do szkół w tym stanie wydano 350 milionów dolarów.

Już na początku roku szkolnego - czyli w sierpniu, uczniowie szkół średnich nie będą używać tradycyjnych drukowanych podręczników do matematyki i nauk przyrodniczych. Zastąpią je podręczniki w sieci. | AJ

 

 

 

 

"ANGORA" nr 34, 20.08.2006 r.: jedynie poprawne sformułowania to: Rzeczpospolita Polska jest w stanie...; Trzeba walczyć o Rzeczpospolitą Polską; Z Rzeczpospolitą (albo Rzecząpospolitą) Polską zawsze można negocjować...

Kto więc pierwszy zwróci (kulturalnie) uwagę premierowi (i innym politykom), że choć można powiedzieć (te) rzeczypospolite, nie wolno użyć formy l. poj. (ta) rzeczypospolita?

Maciej Malinowski

mlkinsow@angora.com.pl

www.obcyjezykpolski.interia.pl

 

 

"ANGORA" nr 11, 12.03.2006 r.:

1. Mit: bezpłatne studia; gdyby ich nie

było, dzieci z biednych rodzin nie mogłyby

studiować...

A teraz Prawda: 2/3 młodzieży jednak

NIE studiuje. Jest to niemal wyłącznie

młodzież z rodzin ubogich. Bogaci zawsze

swoje dzieci za łapówkę czy inaczej

na studia upchną!

Co to oznacza?

Oznacza, że mniej zdolne dzieci

z biednych rodzin idą do pracy, mając 18

lat – i płacą ciężkie podatki na bezpłatne

studia dzieci z rodzin bogatych.

Czyli: państwo rabuje pieniądze biednym

– i daje bogatym!

Potem połowa absolwentów wyjeżdża

pracować za granice, a biedni niedouczeni

tyrają dalej...

 

2) Mit: ubezpieczenia emerytalne

– bez  nich biedni na starość przymieraliby

głodem...

A teraz Prawda: średnia wieku ludzi

zamożnych to 75 lat. Są zdrowsi

(co ułatwiło im zrobienie majątku!), mądrzejsi,

silniejsi – ponadto lepiej się odżywiają.

Średnia wieku ludzi biednych to 63 lata.

Oznacza to, ze człowiek biedny tyra

całe życie – i nie dożywa na ogół emerytury.

A bogaty na ogół dożywa – i pobiera

emeryturę znacznie wyższą i znacznie

dłużej!

Dlaczego ONI w szkołach, radio, prasie

i telewizji mówią, że socjalizm jest dobry

dla biednych? Dlatego, że dzięki temu

ONI po pierwsze mogą kraść, a po

drugie - jako zamożniejsi - korzystać!

A głupi biedni na NICH głosują.

Janusz Korwin-Mikke

janusz@korwin-mikke.pl

 

 www.o2.pl | Wtorek [21.07.2009, 20:31] 2 źródła

KARIERĘ ZROBISZ TYLKO JEŚLI MASZ BOGATYCH RODZICÓW

Biedni nie mają szans na bycie lekarzem czy prawnikiem.

Podział między biednymi, a bogatymi rośnie. Dzieci z rodzin o niskich i średnich dochodach nie mają szans na dobre wykształcenie i wysokie zarobki. Raport przygotowany przez byłego lewicowego ministra rządu Wielkiej Brytanii wskazuje, że "wojna klas" nadal istnieje - donosi BBC.

Alan Milburn stwierdza, że szansa na zostanie lekarzem, czy prawnikiem wśród dzieci bogatych jest dużo wyższa niż w przypadku potomków księgowych czy urzędników.

Dobrze płatne zawody wymagają wysokich nakładów na naukę już w przedszkolu. Chronione są także przed dostępem oficjalnymi lub nieformalnymi zmowami.

Inteligentne dzieci z rodzin o średnich dochodach bez dobrych kontaktów nie są w stanie zdobyć dobrego zawodu. Trzeba ułatwić im naukę w dobrych szkołach i na prestiżowych uniwersytetach. Teraz szansę mają tylko bogaci. - twierdzi Milburn.

Z przygotowanego przez niego raportu wynika, że aż trzy czwarte sędziów z Wielkiej Brytanii, 70 proc. kadry zarządzającej dużymi korporacjami oraz blisko połowa wysokich urzędników ukończyło drogie, prywatne szkoły. Tymczasem uczy się w nich tylko 7 proc. brytyjskiej młodzieży. | AJ

 

„PRZEGLĄD” nr 33, 21.08.2005 r. LISTY I EMAILE

JESTEM ZA

Studia wyższe są inwestycją w prywatną karierę jednostki, niech więc jednostka sama płaci. Niby dlaczego ja mam płacić za kształcenie dentysty, fizjoterapeuty czy prawnika, który natychmiast po skończeniu studiów wyjedzie za granice lub świadcząc płatne usługi, będzie zdzierał ze mnie skórę? Poza tym na bezpłatnych studiach w szkołach państwowych studiuje „śmietanka towarzyska”, czyli forsa i koneksje. Inni muszą kształcić się w szkołach płatnych. | Zulu

 

"WPROST" Numer: 28/2005 (1180): Znacznie natomiast przekracza te możliwości wyjaśnienie, dlaczego na państwowych uczelniach odsetek dzieci chłopskich jest znacznie niższy niż na uczelniach prywatnych. Na przykład na prywatnej uczelni, z którą jestem związany, udział ten sięga 40 proc. (a nie 2-3 proc. jak na UJ czy UW). A dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że uczelnie państwowe (tak dobre, jak i kiepskie) są bezpłatne. W rezultacie miejsca na dobrych uczelniach państwowych zdobywają w ogromnej większości dzieci rodziców wykształconych, majętnych itp.

Natomiast nawet bardzo zdolne dzieci wiejskie na te uczelnie po prostu nie pójdą! A nie pójdą dlatego, że nawet gdyby zdały, to ich rodziców nie stać byłoby na utrzymanie dziecka w wielkim mieście. Gdyby studia były płatne i dzieci adwokatów, profesorów, sędziów, lekarzy, przedsiębiorców, kupców i innych płaciły za te studia, to być może byłoby dość pieniędzy na stypendia pozwalające innym zdolnym utrzymać się w wielkim mieście. Ale nie będzie, bo wszyscy nieudacznicy pod sztandarami socjalistycznej równości walczą o bezpłatne studia na państwowych uczelniach. I dlatego dzieci biedniejszych rodziców pójdą do najlepszej (najczęściej prywatnej) uczelni, na jaką ich stać, ale tam, gdzie można dojechać z domu! W dodatku szewc czy mechanik samochodowy w małym miasteczku będzie musiał zapłacić nie tylko za studia swego dziecka, a także ze swych podatków za część studiów syna warszawskiego adwokata czy krakowskiego przedsiębiorcy...

Jan Winiecki

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [10.10.2009, 07:37] 1 źródło

BEZPŁATNE STUDIA? TO FIKCJA

Zobacz, ile trzeba za nie zapłacić.

Bezpłatne studia to fikcja - mówi "Gazecie Wyborczej" Robert Pawłowski, rzecznik praw studenta. W każdym semestrze wpływa do niego ponad pół tysiąca skarg na dodatkowe opłaty pobierane przez uczelnie. - Najczęściej racja jest po stronie studenta - przyznaje.

Za co liczą sobie państwowe uczelnie? Praktycznie za wszystko. Za wpisy na kolejny rok studiów, za przedłużenie sesji, za udzielenie urlopu dziekańskiego, za przepisanie ocen z indeksu do indeksu przy zmianie uczelni lub kierunku. A potem za egzamin magisterski, wydanie dyplomu, świadectwa i ich odpisy. Nawet za przetłumaczenie dyplomu na język obcy, mimo że - jak przypomina gazeta - gotowy wzór wisi na stronie internetowej ministerstwa.

Przykłady? Student prawa z Gdańska postanowił przenieść się do Warszawy. Na Uniwersytecie Warszawskim kazali mu zapłacić 300 zł za zaliczenie dwóch przedmiotów. Tak, jakby wcześniej je oblał.

Inny student prawa na UW oblał jeden z przedmiotów. Mógł studiować dalej, ale musiałby wpłacić 5 tys. zł - za powtarzanie przedmiotu. Powtarzanie roku kosztuje na uczelni 7,5 tys. zł.

Studenci skarżą się rzecznikowi, że uczelnie każą im płacić za powtarzanie zajęć, za udział w obowiązkowych obozach, kursach, badaniach terenowych. | WB

 

 www.o2.pl | Sobota [20.06.2009, 12:42] 2 źródła

"BEZPŁATNE STUDIA TO HIPOKRYZJA"

Prywatne uczelnie żądają od państwa dopłat do czesnego.

Skończmy z obłudą. Chcemy, by rząd wypełnił konstytucyjne prawo dostępu każdego obywatela do bezpłatnej edukacji. Prywatne szkoły wydają dyplom magisterski z orłem polskim tak jak uczelnie państwowe. Dlaczego dzielimy młodzież na lepszą, której państwo gwarantuje darmowe studia, i gorszą, która musi za nie płacić? - mówi dziennikowi "Polska" prof. Mirosław Zdanowski, rektor warszawskiej Akademii Finansów.

Rektorzy prywatnych uczelni chcą, by rząd zaczął dofinansowywać studia w prywatnych uczelniach na takich samych zasadach, na jakich robi to w uczelniach państwowych. Co prawda mniej zamożni studenci płatnych studiów mają prawo do zaciągnięcia kredytu studenckiego, ale autorzy apelu uważają, że to nie wystarczy.

Dodatkowo wielu naukowców, pytanych przez dziennikarzy gazety o zdanie, stwierdziło, że studia dzienne na publicznych uczelniach w Polsce powinny stać się płatne.

Kiedyś rektor jednej z amerykańskich uczelni na pytanie studenta o wysokość czesnego odpowiedział: zwraca się w trzy lata. I tak również powinno być traktowane szkolnictwo wyższe w Polsce. Jestem zdania, że studia w naszym kraju i w publicznych, i w państwowych uczelniach powinny być odpłatne, bo to inwestycja każdego studenta w przyszłość" - powiedział "Polsce" Marek Rocki, były rektor SGH. | KK

 

 www.o2.pl | Poniedziałek [29.06.2009, 22:21] 1 źródło

STUDIA SIĘ NIE OPŁACAJĄ...

Mimo że z wyższym wykształceniem zarabia się więcej.

Do tak zadziwiającego wniosku doszedł ekonomista serwisu SmartMoney. Dla gazety "The New York Post" podsumował średnie zarobki osób po studiach w college'u i tych, którzy zaczęli pracę tuż po liceum. Okazuje się, że choć z wyższym wykształceniem zarabia się więcej, to różnicę zabiera spłata kredytu za studia.

Co gorsza, gdy już zaczyna się zarabiać na swoje, w okolicach 34. roku życia, odłożonych do emerytury pieniędzy więcej będzie miał kolega z maturą - zauważa Jack Hough.

Według niego, gdy ktoś umie obchodzić się ze swoimi pieniędzmi, to nawet zarabiając mniej ale będąc pozbawionym dodatkowych obciążeń zyska przechodząc na emeryturę. W teoretycznym przykładzie jaki podaje, osoba z maturą odłożyła na fundusz emerytalny trzykrotnie więcej niż ta z wyższym wykształceniem.

Dłuższe oszczędzanie jest lepsze niż wyższe zarobki - uważa. | JS

 

www.o2.pl / www.hotmoney.pl | Piątek, 04.09.2009 00:00 263 komentarze

CZY OPŁACA SIĘ STUDIOWAĆ?

Odpowiedź nie jest tak oczywista.

Wielu ekspertów z organizacji takich jak OECD uważa, że prawdziwym sukcesem naszego kraju jest trwający tu od blisko 20 lat "boom edukacyjny". Młodzi ludzie masowo szturmują licea, aby po lepiej bądź gorzej zdanej maturze spróbować swoich sił na lepszej lub gorszej uczelni. "Po drodze" nierzadko wydają dziesiątki tysięcy złotych na korepetycje, dodatkowe lekcje, materiały edukacyjne, "ściągi", "bryki" i im podobne, a "wymarzona" uczelnia w większości przypadków też każe za studiowanie słono płacić.

Nic więc dziwnego, że coraz częściej zadajemy sobie pytanie: czy to się opłaca? Zwłaszcza, że coraz częściej słyszymy, że to fachowcy po zawodówkach czy technikach (na przykład słynny "polski hydraulik") stanowią najbardziej poszukiwaną grupę na rynku

pracy.

Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie wciąż powinna być twierdząca. Przynajmniej jeśli mielibyśmy zawierzyć badaniu "Diagnoza społeczna 2003" przeprowadzonemu pod kierunkiem prof. Janusza Czapińskiego.

 

"Magister w prywatnej firmie ma - średnio - aż o 85 proc. większe dochody od rówieśnika z maturą, w publicznej - tylko 24 proc." - tak jego wyniki zostały przedstawione w "Gazecie Wyborczej".

 

Warto jednak zauważyć, że chodzi tu o dyplom magistra. Same studia licencjackie nie cieszą się u pracodawców aż taką estymą, co warto przypomnieć tym, którzy zdecydowali się na studiowanie na prywatnych uczelniach, z których większość nie prowadzi rekrutacji na studia magisterskie.

 

Wspomniana "Diagnoza społeczna" zawiera też kilka innych ciekawych informacji. Okazuje się na przykład, że podwyższenie poziomu wykształcenia dużo bardziej opłaca się kobietom niż mężczyznom. Być może ma to związek z tym, że stosunkowo dobrze płatne prace dla osób bez wyższego wykształcenia (np. prace budowlane czy wykończeniowe) zazwyczaj wykonywane są właśnie przez mężczyzn.

 

"Absolwentka uczelni z tytułem magistra zyskuje o 64 proc. więcej dochodów niż jej rówieśniczka z maturą. Na dodatek te 64 proc. to jest jej czysty zysk, czyli po odliczeniu nakładów poniesionych na kształcenie. Mężczyzna w takiej samej sytuacji zyskuje 47 proc. - czytamy.

 

To nie ostatnia ciekawostka. Dowiedzieliśmy się bowiem także, że wykształcenie słusznie traktowane jest jako inwestycja. Zyski z niego wzrastają bowiem wraz z biegiem czasu.

 

"Kobieta zaraz po studiach ma dochody średnio o 52 proc. większe niż jej rówieśniczka z maturą. Po przekroczeniu trzydziestki ten zysk wzrasta do 59 proc." - czytamy.

 

Wynika to przede wszystkim z większych możliwości awansu, które posiadają ludzie bardziej wykształceni.

 

"Ludzie lepiej wykształceni mają większe szanse na awans zawodowy, choć ścieżka awansu może być dłuższa niż dla maturzystów. Wraz z awansem rosną zaś wynagrodzenia. Dlatego im dłuższy staż, tym bardziej widać, że inwestycja w studia była opłacalna" - mówił w "Gazecie Wyborczej" prof. Czapiński.

 

To jednak koniec dobrych wiadomości. Z roku na rok coraz bardziej spada opłacalność najpopularniejszych kierunków ekonomiczno - biznesowych. Wciąż warto natomiast studiować prawo bądź medycynę.

Ponadto, jak pokazuje ranking sporządzony przez tygodnik "Newsweek Polska", najwyższe płace i najważniejsze stanowiska kierownicze zarezerwowane są dla wąskiej grupy absolwentów najbardziej renomowanych uczelni, takich jak Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Jagielloński, Szkoła Główna Handlowa czy największe politechniki.

Karol Karpiński

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 3 źródła Czwartek [04.02.2010, 15:26]

NIE KOŃCZ STUDIÓW! TO SIĘ NIE OPŁACA

Zobacz, jak zmarnujesz czas na uczelni.

Studiów nie skończyły największe rekiny światowego biznesu. Dyplomu nie mają m.in. Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, Bill Gates (Microsoft), Larry Page (Google), Michael Dell (Dell), David Geffen (Geffen Records) i Steve Jobs (Apple) - pisze "Puls Biznesu".

Jaki jest zatem sens studiowania? Z ankiety przeprowadzonej przez Online Colleges and Universities wynika, że niewielki.

Za główne minusy studenci uznali są duże koszty nauki na dobrych uczelniach i zwyczajne marnotrawienie czasu.

Rok studiów na Sarah Lawrence Collage w Nowym Jorku kosztuje jednak około 55 tys. dolarów. Za cenę czteroletnich studiów można więc kupić nowe ferrari - zauważają autorzy raportu.

Średnio w tygodniu student poświęca 10 godzin na imprezowanie, a 9 godzin spędza relaksując się przed telewizorem lub komputerem.

Na naukę student rezerwuje 8 godzin w tygodniu.

Być może właśnie dlatego co piąty student nie potrafi poprawnie wypełnić prostej tabelki z domowym budżetem i kontrolować swoich finansów. Co drugi ma problem z właściwym zinterpretowaniem czytanej treści np. wiadomości w gazecie.

Ciągłe balangi w znaczący sposób podnoszą koszt studiowania. W ciągu roku żacy wydają na to 5,5 mld dolarów. Nie dziwne, że wielu nie przeżywa studenckich imprez.

W wypadkach związanych z nadużywaniem procentów ginie rocznie 1700 studentów. Liczba ta zawiera osoby, które "na gazie" wypadły przez okno - wynika z raportu Online Colleges and Univerities.

Zakładając jednak, że uda się zakończyć studia, perspektywy wcale nie są różowe.

2/3 absolwentów kończy naukę z potężnymi długami, które ciągną się za nimi przez lata i opóźniają decyzję o zakupie domu czy założeniu rodziny - czytamy w raporcie.

Dodatkowo po najpopularniejszych kierunkach na absolwentów czeka praca zaledwie menedżera sklepu lub asystenta administracyjnego. | TM

 

 

„POLITYKA” nr 43 (2475), 23-10-2004; s. 100 SPOŁECZEŃSTWO / EDUKACJA

KAGANIEC OŚWIATY

SZKOLNE JĘKI

Polscy uczniowie nienawidzą szkoły: przodujemy pod tym względem w światowych rankingach. Ani państwowe, ani nawet prywatne szkoły ciągle nie mogą znaleźć sposobu, żeby dać się polubić.

 

Nudno. Niesprawiedliwie. Sztywno – tak piszą uczniowie o swoich poprzednich szkołach w ankiecie, którą przeprowadziliśmy w jednej z klas pierwszych LO w podwarszawskim Rembertowie. Szkole ani wyjątkowo dobrej, ani wyjątkowo złej, ot takiej, jakich wiele. O badaniach, którymi OECD objęła w ostatnich latach kilkadziesiąt krajów świata, było głośno już wcześniej, kiedy ogłoszono, że polscy uczniowie nie potrafią czytać ze zrozumieniem i analizować informacji. Polska wysuwa się według tych badań na pierwsze miejsce w dwóch kolejnych kategoriach: braku identyfikacji z własną szkołą (podobny wskaźnik ma tylko Korea Płd.) oraz częstotliwości wagarowania.

 

Jednocześnie nie od dziś wiadomo, że polscy uczniowie wypadają zwykle świetnie pod względem merytorycznym, wynoszą ze szkoły wiedzę solidniejszą i pełniejszą niż ich zachodni koledzy, w późniejszych latach bywają cenionymi na świecie fachowcami czy naukowcami. Gdzie zatem przebiega pęknięcie, które stawia polską szkołę w tym schizofrenicznym świetle? Może fałszywe jest samo założenie, że szkołę powinno się lubić? Może szkoła jest nie od tego i już?

 

– Nie lubić można toalety na dworcu, do której się wchodzi, wychodzi i więcej nie wraca, ale na pewno nie miejsca, w którym się spędza dzień w dzień tyle lat – odpowiada Dariusz Chętkowski, polonista z łódzkiego XXI LO im. Bolesława Prusa, autor głośnej książki „Z budy. Czy spuścić ucznia z łańcucha?”. – Bo jeśli się szkoły nie lubi, to jest ciągła męczarnia.

 

W ławce – na produkcyjnej taśmie

Był taki moment – kilkanaście, jeszcze dziesięć lat temu. Były takie roczniki – pierwsi uczniowie pierwszych społecznych szkół. Było tak, że uczeń swoją szkołę kochał. Nawet nie tyle lubił, co właśnie histerycznie uwielbiał. Z początkiem lat 90., kiedy to oświatowy krajobraz pękł na dwie części, mnożące się szkoły społeczne i prywatne konkurowały z publicznymi zasadniczym atutem: w nowej szkole miało być fajnie. Twórczo, na luzie, z partnerskim podejściem do ucznia. I było. Ci, którzy mieli szczęście znaleźć się na tej pierwszej fali, wspominają: szkołę kochało się za wszystko. Za klasę, idealnie dobraną w efekcie licznych testów, które sprawdzały nie tylko wiedzę, ale też przytomność umysłu, kreatywność, oczytanie, wrażliwość. Co to był za szok spotkać nagle tylu ciekawych ludzi o zbliżonym odbiorze świata, o podobnym poczuciu humoru, inteligentnych, ale wcale nie żadnych prymusów kujonów. Za autorski plan lekcji, który po pierwszych dwóch latach pozwalał uczniowi wybrać to, co go interesowało. Za nauczycieli, którzy z błyskiem w oku i dziecięcym entuzjaz-mem zarażali swoimi pasjami – czy były to obrazujące przekazywanie genów fasolki, czy symfonia Brahmsa. Za ludzkie podejście, w myśl którego pierwsze było imię, a dopiero potem rola ucznia. Za to, że nikt nie straszył: uczcie się, bo nie zdacie matury, lecz zachęcano: uczcie się, bo to jest fajne.

 

Bo i fajne było, skoro np. fakultet filmowy mógł odbywać się w piątkowe wieczory w mieszkaniu nauczyciela, gdzie do nocy trwały później dyskusje nad Viscontim; dzieciakom chciało się tego Viscontiego bez żadnego konkretnego pożytku obejrzeć, a nauczycielowi – poświęcić swój wieczór. Za ciągłe wyjazdy, czy to na zwiedzanie czeskiej Pragi, czy to na działkę na Mazury, gdzie i tak kończyło się wspólnym i, to ważne – dobrowolnym – czytaniem Szymborskiej. – Przez te pierwsze lata szkoły społeczne, wyrosłe na buncie, na kontrze do poprzedniego systemu, na euforii, były i dla nauczycieli, i dla uczniów przygodą – ocenia dzisiaj Aureliusz Leżeński, założyciel 2 Społecznego Liceum w Warszawie.

 

W walce o ucznia szkoły publiczne musiały odpowiedzieć na tę ofertę pokazując się z nowej, bardziej atrakcyjnej strony. Klasy autorskie, wymyślne fakultety, częste wyjazdy zaczęły wchodzić zatem i do programu szkół państwowych. Szkoła jako instytucja odświeżała swój stetryczały wizerunek. – Ale wtedy akurat edukacja z przygody zamieniała się w inwestycję – wyjaśnia Aureliusz Leżeński. – Mniej tych hopów-siupów, a więcej konkretnej roboty! – domagali się rodzice. Szkoła miała budować ścieżkę kariery. Zaczęła wycofywać się zatem z kształtowania kreatywności, wrażliwości i humanistycznego spojrzenia. Na rzecz rankingów.

 

Pojawił się nowy język – marketingowy. Szkoła: dawca usługi oświatowej. Kupując tę usługę, czy to z podatków, czy za dodatkowe czesne, rodzice zaczęli wymagać, aby dostarczała im ona bardzo wymierną wartość: wiedzę przekładalną na rankingowe słupki.

 

Biznesowe podejście udzieliło się niektórym ojcom–założycielom szkół społecznych, którzy naraz prócz pasji pedagogicznej odkrywali w sobie niezgłębione wcześniej pokłady talentów ekonomicznych i zastępowali miłość do szkoły miłością do zysków, jakie ona przynosi.

 

Dzisiaj szkoła stała się dla polskich uczniów miejscem pracy bardziej niż czymkolwiek innym. Tu przecież zaczyna się ciężka harówka nad przyszłą karierą. Dziecko roboty nie lubi, bo nie do roboty jest przecież stworzone. I to pierwsza systemowa przyczyna, dla której szkoła straszy.

 

Nauczyciel – programowy wapniak

Inauguracja roku szkolnego w byle szkole. Zawsze pompa. Odświętne stroje, podniosły nastrój i jednak błysk radości w oku, niezależnie od pozy, jaką zwykle przybierają nastolatki, im starsze – tym intensywniej manifestujące zblazowanie. Szkołę, cokolwiek o niej mówić, zaczyna się zwykle w dobrym humorze. – Dziecko wkracza w jej progi z ufnością – mówi prof. Anna Brzezińska, wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – Wnosi kapitał dobrych chęci. Naturalną sympatię. Zwłaszcza kiedy ma 7–10 lat, bo w tym wieku buduje się w człowieku poczucie kompetencji: warto być w czymś dobrym, jeśli ktoś inny potrafi to we mnie docenić i jeśli sam widzę sens wysiłku, jaki włożyłem w tę pracę, jeśli rozumiem jej zasadność. Niestety. W krótkim czasie szkoła skutecznie ten zapał gasi. Bo jeśli najbardziej nawet pozytywnie nastawiony uczeń widzi, że pani nauczycielce nic się nie chce, to i jemu się odechciewa.

 

Szkoła to przede wszystkim człowiek: nauczyciel zapaleniec zdziała cuda, nudziarz zepsuje najlepszy nawet program. W opinii Dariusza Chętkowskiego, zdecydowana większość nauczycieli zaczyna pracę z tego samego poziomu: najwyższego. To przekleństwo tego zawodu. Początkujący nauczyciele zstępują z wyżyn swego intelektu, by łaskawie oferować swój cenny czas bandzie gamoni. I dają to odczuć.

 

Prof. Anna Brzezińska jest akurat w drodze powrotnej do Poznania z Warszawy, gdzie wygłaszała referat na konferencji naukowej. Pogląd, że jajko bywa czasem mądrzejsze od kury, wywołał na konferencji pomruk dezaprobaty. – Kluczowy problem dla dzisiejszych nauczycieli to otwarcie się na wiedzę ucznia. Przyznanie, że on być może wie więcej. Nauczyciel musi być bardziej kompetentny od ucznia na pewnym poziomie: interpretacji, analizy, podsuwania nowoczesnych narzędzi. Ale to nie znaczy, że uczeń nie może znać jakiejś dodatkowej książki, nie wiedzieć czegoś lepiej. I jeśli nauczyciel czuje się na tyle pewny siebie, że nie boi się przyznać mu racji, jednocześnie pokazując szersze tło dla tych pojedynczych informacji, to tylko zwiększa swoją wiarygodność.

 

Dariuszowi Chętkowskiemu okazji do przełomu dostarczyło omawianie „Bogurodzicy”. Pochłonięty czytaniem dzieła nagle podsłuchał, że kilku klasowych wesołków przerabia je na hiphopową rymowankę. Zamiast gamoni surowo skrzyczeć, co jeszcze do niedawna zapewne by uczynił, zadał prace domową: napisać „Bogurodzicę” po swojemu. Efekty były zdumiewające. Hiphopowe „Bogurodzice” zachowywały oryginalne rymy, widać było, że są do słowa wypracowane. Dumny polonista wysłał prace uczniów do magazynu „Pedagogika”. „Drogi Panie – zaczynała się mentorska w tonie odpowiedź. – Nie tędy droga! Nie można dopasowywać estetyki do gustów uczniów”. – A ja się tylko utwierdziłem, że dobrze robię – mówi Chętkowski.

 

Aureliusz Leżeński: – Nauczyciel musi być dzisiaj showmanem, a nie odwalającym orkę belfrem. Tymczasem większość nauczycieli nie nadąża za galopującym XXI w. Brakuje im narzędzi komunikacyjnych. To pogłębia przepaść między nimi a uczniami.

 

– Sporo wiem o swoich uczniach – mówi Chętkowski. – Tylko czasem nie bardzo wiem, co z tą wiedzą mam zrobić. Bo rodzice oczekują ode mnie zwykle czego innego. Żebym stawiał oceny i zapewnił dzieciakom sukces. Rozumiany bardzo jednowymiarowo.

 

Szkoła – dekoracja z neolitu

Szkoła – stadnina koni startujących w wyścigu do kariery. Nauczyciel – zwapniały mentor, nierozumiejący świata, w którym żyją jego uczniowie. Czy tym różni się polska szkoła od zachodniej? Czy dlatego właśnie nie jest lubiana? Zdaniem Aureliusza Leżeńskiego, zasadnicza różnica tkwi w programie nauczania. Czy w Polsce, czy w Anglii żyjemy w natłoku informacji. Biologia to dziś już nie tylko klasyczna ameba, ale też zagadnienia z ekologii. Historia sztuki poszerza się o historię fotografii i filmu. Rozwijają się nowe technologie, całe nowe dziedziny życia.

 

Żaden szkolny program nie nadąży za coraz szybciej toczącym się życiem. – Szkoły zachodnie stały się atrakcyjne – wyjaśnia Leżeński. – Dziecko nie jest zainteresowane wielogodzinnym siedzeniem w ławce. Nauka powinna być zarządzaniem projektami. Dzisiaj możemy uczyć tylko fragmentów, wyjaśniać ich mechanizmy, na podstawie których człowiek będzie potem rozumiał procesy. Tłumaczyć w atrakcyjnej formie. Tymczasem w polskiej szkole pokutuje przekonanie, że w szkole wcale nie musi być przyjemnie.

 

I kolejna zasadnicza różnica: poczucie bezpieczeństwa. Aureliusz Leżeński twierdzi, że zachodni system edukacyjny jest stabilny, jest w nim więc miejsce na przygodę z nauką. U nas dominuje niepewność, system zero-jedynkowy. Przygodę zastępuje więc wyścig i walka.

 

Żyjemy w świecie afirmującym młodość; reklama, popkultura wynoszą ją na piedestał. Są w tym atrakcyjne, dla dzieciaków wiarygodne. Dariusz Chętkowski: – Tymczasem w szkole dziecko dostaje sygnał: Te twoje wartości, twoja subkultura nic nie znaczą! Prawdziwie wartościowe to było średniowiecze! Szkoła musi znaleźć swoją odpowiedź na współczesną rzeczywistość. Przystosować się. Spojrzeć na świat oczami ucznia, a nie narzucać mu sztucznej wizji.

 

Nie w tym rzecz, żeby zaniżać poziom, infantylnie schlebiać niewyrobionym gustom, niewyszukanym potrzebom. Ale żeby szukać środków, języka, które do dzieciaków trafią. Bo jeśli na próbę opowiedzenia im o świecie ich słowami szkoła nadal będzie reagowała: „Drogi panie, nie tędy droga”, niebawem zamieni się w skansen, którego dekoracje coraz bardziej będą odstawały od rzeczywistości. I który swoją sztucznością będzie dzieciaki chyba tylko rozśmieszał.

Agnieszka Niezgoda

 

 

 www.faktyimity.pl /NEWSY | 15.12.2008 r.

KONSERWA I ZACOFANIE

Zacofana, konserwatywna, utwierdzająca w krzywdzących stereotypach, a do tego przedkładająca narodowy patriotyzm, Boga, honor i ojczyznę przed nowoczesne postrzeganie Europy i świata. Polska szkoła.

 

Nie ma łatwo. Przed polską szkołą jeszcze długa droga. I nic się w niej nie zmieni, dopóki nie zmieni się w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Skostniałe, niemal starożytne programy nauczania w zakresie treści światopoglądowych będą wrzucone do kosza, gdy prawdziwa rewolucja obejmie budynek na Szucha w Warszawie. Na razie rządzi konserwatyzm, stereotypy i wielka ostrożność we wprowadzaniu nowych, wolnościowych treści.

 

Raport fundacji Feminoteka „Ślepa na płeć – edukacja równościowa po polsku” jest odpowiedzią na pytania, dlaczego mimo podążającej powoli zmiany w mentalności polska młodzież z miast, miasteczek i wsi nie reformuje się. Prof. Magdalena Środa pisze o tym we wstępie do opracowania: „Polska szkoła wychowuje – i zapewne jeszcze długo wychowywać będzie – ku społeczeństwu patriarchalnemu i narodowemu, gdzie męską dominację uznaje się za rzecz naturalną, gdzie wysoko ceni się niepodlegającą żadnej krytyce martyrologiczną przeszłość, a mniej - europejską przyszłość, gdzie promuje się narodowy patriotyzm, a nie poczucie przynależności do kultury i europejskiej wspólnoty, gdzie świętością jest rodzina, a nie jednostka, gdzie każda płeć ma swoje powołanie i każdy >>obcy<< zna swoje miejsce, gdzie moralność sprowadzona jest do religijnych deklaracji i rytuałów, a za przyczynę wszelkiego zła uważa się krytycyzm, nieposłuszeństwo autorytetom oraz seks”.

 

Błędów i wypaczeń cała masa: szkoły nie realizują postulatów równościowych i wolnościowych, nie przeciwdziałają, lub robią to nieskutecznie, dyskryminacji, lekceważą problematykę równości płci, utwierdzają w stereotypach co do ról życiowych, nie informują o aktualnych problemach i współczesnych zagadnieniach polityki równościowej. Programy nauczania i podręczniki wpisują się w dokładnie taką samą tendencję zachowywania odwiecznego status quo w patrzeniu na kobiety i mężczyzn oraz tzw. innych. A katecheci na lekcjach religii często dolewają oliwy do ognia, pokazując: „ten jest lepszy, ten jest gorszy”.

 

Kolejnym wielkim dylematem, wlokącym się za nami od lat, jest brak edukacji seksualnej. Na tematy antykoncepcji czy unikania chorób przenoszonych drogą płciową polska młodzież nie ma większych szans porozmawiać w szkole. I nikogo nie przekonuje fakt, że coraz więcej młodych rozpoczyna życie seksualne coraz wcześniej. Dziś jedna piąta ma „swój pierwszy raz” przed 17 rokiem życia.

 

W całej sprawie jest jednak „pocieszający” element. Otóż polscy posłowie zawsze pamiętają o jednym – o wartościach chrześcijańskich. Z uporem maniaka wtykają zapisy o nich do kolejnych aktów prawnych. Z ustawy o systemie oświaty dowiadujemy się bowiem: „Kształcenie i wychowanie powinny respektować chrześcijański system wartości”. I pewnie to jest odpowiedź na większość naszych wątpliwości.

DP

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [13.06.2010, 10:09]

ZABIERZ DZIECKU KOMPUTER! TO NISZCZY MU MÓZG

Od ilu lat powinno korzystać z tego urządzenia.

Jeden z czołowych brytyjskich psychologów wystąpił z apelem do szkół by te odcięły młodym osobom dostęp do komputerów, bo te niszczą im mózgi - donosi news.com.au.

Występując na konferencji pediatrów, dr Aric Sigman zauważył, że niewykształcone w pełni mózgi cierpią z powodu skracającego się (w skutek obcowania z technologią) czasu uwagi, jaką dzieci potrafią skupić na danym zjawisku.

Obecne prawo wskazuje, że maluch powinien mieć dostęp do komputera najwcześniej w 22 miesiącu życia - zauważa portal.

Zdaniem eksperta to o wiele za wcześnie. Dzieci dorastają nie umiejąc skupić uwagi np. na książce a jedynie na krótkich streszczeniach. Nie są w stanie wysłuchać także nauczyciela czy udzielić dłuższej wypowiedzi.

Dziś już w brytyjskich przedszkolach prowadzi się zajęcia z tzw. ICT czyli informacji i technologii komunikacji które rozpoczyna się m.in. kursem obsługi telewizora - wyjaśnia news.com.au. | JS

 

 

 

„WPROST” nr 23, 12.06.2005 r.

ZA WCZEŚNIE NA NAUKĘ

Kiedy nastolatki rozpoczynają zajęcia szkolne, ich mózgi pracują najgorzej, a wczesne wstawanie skraca ih sen przeciętnie o dwie godziny na dobę – wyliczyli uczeni z Northwestern University. Ich zdaniem, szkoły powinny rozpoczynać lekcje najwcześniej o godz. 9.00, a wszystkie ważne testy i sprawdziany należy przeprowadzać w godzinach popołudniowych, gdy uczniowie są w lepszej kondycji intelektualnej. „Wielu młodych ludzi uważa się za leniwych czy aspołecznych, a oni, po prostu są niewyspani”- mówi prowadząca badania dr Martha Hansen.

(JAS)

 

„WPROST” nr 3(1206), 22.01.2006 r.

ROZBUDZENIE MÓZGU

Budząc się po ośmiu godzinach snu, jesteśmy w gorszym stanie niż po nieprzespanej nocy! Taki stan trwa przez kilka minut po przebudzeniu, kiedy nasza pamięć krótkotrwała i zdolność liczenia są upośledzone w takim stopniu jak u osoby pijanej, ale niektóre efekty mogą się utrzymywać nawet przez dwie godziny. "Dzieje się tak, ponieważ nasza kora przedczołowa potrzebuje więcej czasu na >>rozruch<< niż inne części mózgu" - tłumaczy dr Thomas Balkin z Walter Reed Army Institute of Research. To odkrycie ma duże znaczenie dla lekarzy, strażaków czy żołnierzy, którzy często muszą podejmować ważne decyzje tuż po przebudzeniu. (JAS)

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [11.06.2010, 10:07]

TAK NASTOLATKI ZABIJAJĄ SIĘ PRZEZ SZKOŁĘ

Dlaczego lekcje powinny zaczynać się znacznie później.

Amerykańskie nastolatki, które mają prawo jazdy częściej rozbijają swoje samochody w czasie drogi do szkoły jeśli lekcje zaczynają się wcześnie rano - donosi justicenewsflash.com.

Po sprawdzeniu policyjnych statystyk z dwóch sąsiednich miast Wirginii okazało się, że tam gdzie zajęcia rozpoczynają się już o godz. 7:40 młodzież powoduje o 40 proc. więcej wypadków. Ich koledzy, którzy mogą się wyspać i jadą do szkoły ponad godzinę później są dużo rozważniejsi.

To kolejny dowód na to, że uczniowie nie powinni uczyć się od samego rana i mieć czas na długi sen. Wcześniej dowiedziono, że późniejsze rozpoczynanie zajęć poprawia wyniki nauki, czy pozwala nawet uniknąć depresji i zmniejsza ryzyko samobójstwa - mówi dr Robert Vorona z Eastern Virginia Medical School w Norfolk. | AJ

 

www.o2.pl / www. sfora.pl | Środa [03.11.2010, 20:15]

TU UCZNIOWIE ZACZYNAJĄ LEKCJE WEDŁUG WŁASNEGO ZEGARA BIOLOGICZNEGO

Idą do szkoły kiedy się wyśpią.

Vorbasse Skole w duńskim mieście Billund na Jutlandii zdecydowała się wprowadzić elastyczny czas nauki.

Uczniowie już nie muszą zrywać się z łóżek i biec do szkoły na godz. 8 - informuje "The Copenhagen Post".

Dyrekcja szkoły wzięła pod uwagę sugestie psychologów, że późniejsze rozpoczynanie lekcji poprawia samopoczucie i zdrowie uczniów. Dlatego młodzież ma teraz wybór: pojawia się w szkole albo o godz. 8 albo o 10.

To dość zaskakujący, ale i ciekawy pomysł. Nie sądzę jednak, aby warto takie rozwiązanie wprowadzać w całym kraju - mówi Anders Christensen Bondo, przewodniczący Duńskiego Związku Nauczycieli. | AJ

 

 

 

 

„WPROST” nr 47(1300), 2007 r.

POCHWAŁY ROZLENIWIAJĄ

Dzieci nie należy przesadnie chwalić. Szkodzi im powtarzanie: „Jesteś mądry i zdolny". Jak dowodzą badania opublikowane w piśmie „Cognitive Daily", takie pochwały pozwalają nadmiernie uwierzyć dzieciom w ich geniusz i rozleniwiają. Najskuteczniejsze są pochwały za wykonanie pojedynczych zadań, na przykład: „Świetnie napisałeś to wypracowanie". (MF)

 

 

 

 

Warszawa 20.01.2009 r.

LISTY OTWARTE:

 

DO RADY MIASTA ST. WARSZAWY

W SPRAWIE OBRONY PRZED TRUCIZNĄ NIKOTYNOWĄ, NIKOTYNIZMEM, NIKOTYNOWYM TERROREM

Gratuluję podjęcia rozsądnej decyzji o wyznaczeniu stref wolnych od dymu. Napisy na nalepkach o tym informujących wymagają  jednak korekty, gdyż debile, psychopaci; skurwysyny dmuchują truciznę na wchodzących do pojazdów publicznych, wdmuchują  ją do środka pojazdów, stają od strony wiatru i trują przebywających na przystankach (uskuteczniają dyskusje, upierają że mają rację, obrażają, grożą pobiciem – gdy ktoś się przed trucizną, smrodem, popadnięciem, w wyniku naśladownictwa, w nałóg broni).

Proszę zadbać o napisy zabraniające trucia również przy wejściach do budynków (np. dworców, urzędów, biur, sklepów, bloków), podziemi, przejść podziemnych, wyznaczając obszar ochronny w promieniu 10 metrów m.in. od takich msc. Obecnie osoby debilne, psychopatyczne; skurwysyny nagminnie stają przy wejściach i wydmuchują tą śmierdzącą truciznę na wchodzących/wychodzących, którą następnie przeciąg wciąga do środka.

Proszę także zadbać o odpowiednie msa do trucia SIĘ, tak by inni nie ponosili tego chociaż bezpośrednich, negatywnych skutków.

Proszę również wymagać od policji, straży miejskiej, ochroniarzy skutecznej walki z plagą nikotynowego terroru nie tylko przy wejściach, na przystankach, ale również w budynkach (np. na Dw. Centralnym w Warszawie, m.in. przy kafejce internetowej w podziemnym pasażu prowadzącym do Pałacu Kultury i Nauki, codziennie debilna, psychopatyczna; skurwysyńska młodzież trując siebie, truje przy okazji i innych). W Pałacu Kultury i Nauki... regularnie nikotynowe gnojstwo robi trującą komorę z toalety publicznej...! Itp., itd.!

 

Ci ludzie są zdegenerowani, wypaczeni, bez skrupułów, wyzbyci sumienia, wrażliwości, zdolności do empatii, uczuć wyższych, prospołecznych cech; destrukcyjnie, dla siebie i innych, uparci, obstający przy swoim postępowaniu, upierają się, iż mają prawo innych truć, okaleczać psychicznie; rację/ludzie nie maja prawa do zdrowia, wolności od nikotynizmu/nie rozumieją elementarnych rzeczy; nie dbają o swoje zdrowie, nie przejmują innych zdrowiem, w tym ich stanem psychicznym wynikłym z codziennego nękania ich nikotynizmem, i to się udziela, dzięki ekspozycji, braku na to skutecznej reakcji, kolejnym!!

PS

Nie zdają sobie sprawy, iż przyczyną ich nikotynizmu, postawy, byli ci, którzy przyczynili się do ich naśladownictwa...

Szkoda, iż swej energii, czasu, inwencji, środków finansowych nie potrafią wykorzystać konstruktywnie (w tym na pozbycie się nałogu, zmianę swej destrukcyjnej postawy).

 

Plik w załączniku

 

 

DO PREMIERA RP, MINISTRA ZDROWIA, MINISTRA EDUKACJI, PEDAGOGÓW

W SPRAWIE PLAGI NIKOTYNIZMU M.IN. WŚRÓD MŁODZIEŻY

Jak to możliwie, iż w dobie tak powszechnej/dostępnej wiedzy o negatywnych konsekwencjach nikotynizmu młodzież masowo się (i innych) truje tą trucizną, wciąga w to następnych?! Jak państwo spełniają swoją rolę, misję, wypełniają obowiązki w tym względzie...?!

Kolejna sprawa to narkomania.

By działania były skuteczne, trzeba m.in. sprawy, niedorozwiniętych, bezmyślnych, debilnych, psychopatycznych, skurwysyńskich osobników nazywać po imieniu, odpowiednio traktować!

 

Proszę dać uprawnienia ochroniarzom do wypisywania mandatów trucicielom nikotynowym, z prowizją od każdego mandatu!

 

Redaktor internetowego pisma www.wolnyswiat.pl  Piotr Kołodyński

 

PS

Jaki sens ma edukacja, budowa szkół, uczelni, łożenie na nią pieniędzy, przeznaczanie czasu tzw. pedagogów, skoro stamtąd wychodzę m.in. debile, psychopaci; kanalie (do leczenia, utrzymywania na rencie ich i ich ofiar); etyczni, życiowi analfabeci...!! A problem nie dotyczy „tylko” tego tematu, ale też wielu, wielu innych! Np. (co, kto stworzył takich osobników...):

14s). TO TYLKO... REALIZACJA UTOPII (skrót)

 http://www.wolnyswiat.pl/14sh5.html

 

14. TO TYLKO... REALIZACJA UTOPII (plik uniwersalny)(cz. 1)

 http://www.wolnyswiat.pl/14h5.html

 

14a). TO TYLKO... REALIZACJA UTOPII (plik uniwersalny)(cz. 2)

 http://www.wolnyswiat.pl/14ah5.html

 

 

1. (TZW.) NAUKA

 http://www.wolnyswiat.pl/1h3.html

 

16. TRUCIZNA NIKOTYNOWA

 http://www.wolnyswiat.pl/16h1.html

 

1. ZACHOWANIA...

 http://www.wolnyswiat.pl/1h1.html

 

23. NARKOMANIA. TZW. SPORT WYCZYNOWO-SZPRYCOWY...

 http://www.wolnyswiat.pl/23h1.htm

 

 

 

 

NAUKA POWINNA OBEJMOWAĆ M.IN.:

– zdrowy tryb życia - jego zalety - jak ważne jest - ZAWSZE - dostarczanie organizmowi tego, co potrzebuje (trzeba go słuchać oraz rozsądku)(że m.in. można mieć w wieku 30 lat wygląd i zdrowie obecnie przeciętnego 20 latka, a w wieku 50 lat 35 latka i to bez jakichś nadzwyczajnych wyrzeczeń): np. energii i budulca w postaci zdrowej żywności; spać wtedy i tyle, ile wymaga (budzić się samemu) – każdy indywidualnie, zależnie od indywidualnych predyspozycji, potrzeb, wieku, stanu zdrowia, trybu życia (w dzień i w nocy zachodzą w organizmie, w tym w mózgu, psychice, ważne procesy, ich zakłócanie, przerywanie, niedostatek, powoduje kumulujące się negatywne konsekwencje); dogłębne skutki trucia się wysoko przetworzoną, w tym poddaną wysokim temperaturom, żywnością, nikotyną, alkoholem, narkotykami i innymi chemikaliami (np. na porost mięśni, witaminami); że m.in. zwiększanie dawek, nałóg zaczyna się od przełamania bariery, strachu, rozsądku i wzięcia pierwszy raz – co często prowadzi do drugiego razu itd.; że są rzeczy, których NIGDY nie należy próbować (już po pierwszym razie występuje odruch kojarzenia np. danego widoku, zapachu z wcześniejszą konsumpcją, zażywaniem, postępowaniem)!; Że nigdy nie należy innych namawiać i w jakikolwiek sposób zachęcać do szkodzenia sobie i takie postępowanie jest podłe, nikczemne, oraz powinno spotykać się z obroną, odrazą i karaniem tak postępujących osobników!; Kumulowanie się negatywnych czynników i wzajemne potęgowanie ich negatywnego działania (np. 1 negatywny czynnik zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania o 5%, inny tyle samo, ale razem zwiększają  je np. o 15%. A gdy wystąpią 3 łącznie, to ryzyko zachorowania (śmierci) zwiększa się do 30%. Że nie ma możliwości, by trucie się, niezdrowy tryb życia, nie miało negatywnego wpływu na organizm i potomstwo. Iż należy ilość negatywnych czynników zmniejszać (jeśli środowisko, żywność są niezdrowe to tym bardziej!)); wszechstronne skutki nieruchliwego trybu życia/zalety dbania o siebie, ćwiczenia, uprawiania sportu: wpływ na wygląd, samopoczucie, kondycję psychofizyczną, zdrowie, sposób myślenia, postępowania, powodzenie; wykłady z psychologii (m.in. motywację ludzkich działań); skutki hazardu: że m.in. NIE WARTO próbować go nawet raz – programować umysł na liczenie na fortunny zbieg okoliczności, zamiast na twórcze, aktywne działanie; wiedzę o religiach (ich korzenie);

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Piątek [12.03.2010, 20:58]

POLSKIE DZIECI PO GIMNAZJUM? TO PIJACY I NARKOMANI

Nauczyciele milczą, bo boją się dostać nożem pod żebro.

Co czwarty nastolatek kończący gimnazjum pije alkohol, a co dziesiąty bierze narkotyki lub chodzi z nożem w kieszeni. Tak wynika z najnowszego raportu przedstawionego przez warszawskie biuro edukacji - donosi rmf24.pl.

By wiedzieć, jak walczyć z młodymi bandytami, nauczyciele muszą przechodzić specjalne szkolenia. Na razie ukończyło je 600 osób.

Na zajęciach nauczyciele uczyli się między innymi jak rozładowywać negatywne emocje nastolatków, w jaki sposób trafić do uczniów, czy w jaki sposób przeprowadzać trudne rozmowy z rodzicami - tłumaczy portal.

Pedagodzy nie umieją jednak walczyć z tym, czego nie widzą, czyli pozaszkolnym życiem ich podopiecznych.

Uczniowie korzystają z różnego rodzaju używek, w różnych miejscach. Starają się tego nie robić w szkole - mówi portalowi Marcin Pabierski, nauczyciel z warszawskiego gimnazjum. | JS

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [17.12.2009, 15:44] 1 źródło, 1 wideo

ZMASAKROWANE TWARZE ZNIECHĘCĄ DO ALKOHOLU? (WIDEO)

Terapia szokowa działa na pijącą młodzież.

Na zdjęciach są m.in. 17-latka z otwartym złamaniem nosa i wybitymi zębami (przewróciła się na chodniku) i 15-latek z odgryzionym w pubie nosem.

Zdjęcia zakrwawionych twarzy ich rówieśników i innych pijących na umór niesie długotrwałą zmianę nastawienia do alkoholu - informuje SKY News.

Trwającą kwadrans krwawą prezentację przedstawia młodzieży chirurg, na codzień szyjący pocięte głowy młodych alkoholików.

Lekarz Naczelny Kraju skierował ostatnio do rodziców gorącą prośbę, by próbowali trzymać dzieci z dala od alkoholu nim osiągną 15. rok życia. Aż połowa brytyjskich piętnastolatków już pije - dodaje stacja.

Za akcją edukacyjną stoi fundacja "Saving Faces", której pomaga 40. chirurgów z całej Wielkiej Brytanii.

Reakcja podpatrywanej przez SKY News młodzieży zdaje się potwierdzać skuteczność szokowej terapii. Pokazani na filmie zostali uczniowie Magdallen College School w Oksfordzie. | JS

 

 

 – logikę, analizę, myślenie całościowe, racjonalne; dogłębną, dalekowzroczną, etykę (większość ludzi myśli i postępuje alogicznie, emocjonalnie. Np. trują się dodatkowo tn, alkoholem, narkotykami, bo środowisko i tak jest skażone...; A babcia paliła... ...dziadek pił... ...kolega bierze od 8 lat i...!). Że umysł analizuje, przetwarza - i na tej podstawie wyciąga wnioski, podejmuje decyzje - to, co mu się dostarczy. Jeśli dostarcza mu się śmieci (np. bełkot z RTV, prymitywnych osób), to tym się zajmie. Że umysł, podobnie jak komputer, programuje się (stąd to znane powiedzenie: „Z kim się zadajesz, takim się stajesz”.). Dlatego warto dostarczać mu najwyższej jakości materiał do analizy, przebywać w otoczeniu ludzi wartościowych (a nie np. ludzi uzależnionych od narkotyków, religii, alkoholu; ułomnych, zakompleksionych, zawistnych, złośliwych, okaleczonych psychicznie – destrukcyjnie oddziaływujących na otoczenie; wśród złodziei, osób agresywnych, aspołecznych (programowanie się na agresję skutkuje m.in. zwichrowanym postrzeganiem świata, tzn. interpretowaniem bodźców (a niekiedy nawet specjalnie szukaniem takich pretekstów) właśnie jako pretekst do agresji. Powoduje to też ciągłe pobudzenie organizmu, co w efekcie wywołuje samonapędzającą się spiralę agresji), ograniczonych umysłowo, chorych psychicznie itp.); kulturę, zachowywanie się (polecam moje pismo, w tym ulotki);

 

Również obrona jest krzywdą dla osoby przymuszonej się czymś takim zajmować, a dla osobnika wymuszającego obronę jest to tylko nauczka.

Lekiem na agresję oprawcy może być agresja/oprawca/czynia.

Jeśli ktoś jest agresywny, atakuje, zajmuje się psychicznym, fizycznym niszczeniem ludzi, to można wynająć innego/inną (np. z innej miejscowości) oprawcę/oprawczynię, by ten/a pierwszy/a sam przekonał/a jak to jest być niszczonym, poczuł/a się ofiarą. – To skuteczne lekarstwo (przy czym należy być co najmniej 2 razy bardziej okrutnym (za krzywdę innych, i żeby oprawca/czyni sam czół się pokrzywdzony/a (a nie, że i tak są do przodu, bo sami wyrządzili innym więcej krzywdy niż zaznali cierpień)).

 

 

– ustalanie hierarchii ważności, wartości.

 

 

 

 

Pociąg seksualny do płci przeciwnej jest nie tylko normalny, pożądany, ale i konieczny (jeśli gadulstwo kogoś nie tylko nie podnieca, ale i irytuje, to nie ma sensu tego oczekiwać, wymagać)! To jego brak jest objawem zaburzeń.

 

Część dzieci, znaczna część młodzieży, młodych mężczyzn odczuwa b. silne napięcie seksualne, trzeba więc pomóc im wyładowywać je w sposób normalny, naturalny, tak, by ani im, ani otoczeniu nie czyniło to krzywdy.

 

2. CHOROBY ZAKAŹNE

 http://www.wolnyswiat.pl/forum/viewtopic.php?t=120&postdays=0&postorder=asc&start=15

 

 

"WPROST" Numer: 9/2010 (1413)

SEKS OD KOŁYSKI

Dotychczas dominował pogląd, że między wiekiem przedszkolnym a dojrzewaniem istnieje aseksualny okres utajenia. Nowe badania seksualności dzieci i młodzieży rzucają jednak nowe światło na to, co się dzieje przed okresem dojrzewania.

Dość powszechne jest przekonanie, że dzieci są z natury aseksualne. Choć w okresie przedszkolnym zadają pytania dotyczące odmienności płci czy tego, jak przyszły na świat, wydawało się, że nie towarzyszą temu seksualne doznania. Dlatego rodziców zawsze szokuje, gdy dzieci pobudzają własne narządy płciowe. Najczęściej zakłada się, że dochodzi do tego z przyczyn chorobowych, na przykład swędzącej infekcji. Nawet gdy obserwowano przy tym reakcje seksualne, na przykład orgazm, to były one traktowane jak bliżej nieokreślona przypadkowa przyjemność, bez kontekstu seksualnego. Zakładano, że seks pojawia się dopiero w okresie dojrzewania i jest aktywowany burzą hormonalną, zmianami ciała i reakcjami na nie otoczenia.

 

Tymczasem pierwsze reakcje seksualne pojawiają się już w bardzo młodym wieku. Orgazm (prawdziwy!) może być przeżywany już w szóstym miesiącu życia, a zachowania masturbacyjne obserwuje się w 15.-16. miesiącu życia dziecka. Do wywoływania orgazmu skłania odkrycie, że jest on przyjemny. Najczęściej staje się to przypadkiem, w trakcie dotykania się, pocierania o łóżko, zaciskania ud itp. U znerwicowanych dzieci może to stać się metodą neutralizacji lęków i sposobem na uspokojenie. Zarówno orgazmy, jak i zachowania masturbacyjne nie są czymś nadzwyczajnym w tym wieku i niepotrzebnie budzą niepokój u rodziców. Problem pojawia się, gdy przybierają charakter zachowań natrętnych.

 

W dzisiejszych czasach rodzice i wychowawcy są przewrażliwieni na punkcie molestowania seksualnego dzieci. Nic zatem dziwnego, że ujawniana przez dzieci ciekawość, twórczość o tematyce erotycznej (rysunki nagiego ciała, narządów płciowych) czy masturbacja budzą podejrzenie, że dziecko było molestowane. Niejeden rodzic był z tego powodu podejrzewany o seksualne wykorzystywanie dziecka. Obecnie zwyczaj masowania przez matkę, ciotkę czy babcię członka małego chłopca (istniejący od dawna na południu Europy) byłby traktowany jako molestowanie. Tymczasem to działanie miało na celu powiększanie członka jako istotnej cechy męskości.

 

A co z okresem utajenia? Okazało się, że pociąg erotyczny u wielu dzieci pojawia się już w dziesiątym roku życia. Podobnie jest z podnieceniem – choć u dziewcząt rozwija się ono nieco później, średnio w wieku 10,8 lat. Pierwsze fantazje erotyczne zaczynają się pojawiać w wieku 11 lat. Pierwsze zakochanie spotyka się już u 8-9-latków. Na pierwszą randkę idą dzieci w 14.-15. roku życia. Nocne erekcje, badane dzięki zastosowaniu specjalnej aparatury pomiarowej, zaobserwowano u chłopców już 2-3 lata przed okresem dojrzewania, a ich maksymalne natężenie przypada na 13. rok życia. Przed 10. rokiem życia orgazm przeżyło 13,5 proc. chłopców i 10,8 proc. dziewcząt – wynika z badań opublikowanych w 2009 r. przez jednego z najbardziej znanych seksuologów, prof. Johna Bancrofta z Wielkiej Brytanii. Część dzieci i młodzieży już od wczesnych lat życia silniej reaguje na bodźce seksualne niż ich rówieśnicy. Prawdopodobnie ma to podłoże genetyczne.

 

Ujawnienie seksualności przed okresem dojrzewania budzi u rodziców zaskoczenie, lęk i przekonanie, że to patologia. Nie ma tygodnia, aby w moim gabinecie nie pojawiła się zatroskana matka z dzieckiem (częściej synem) przed pokwitaniem, które masturbuje się, rysuje „dziwne rzeczy", nawiązuje znajomości w internecie i prowadzi korespondencję o seksualnej treści. Najczęściej jest to traktowane jako dowód uwiedzenia przez pedofila, objaw zaburzeń hormonalnych lub psychicznych. Seksualność dzieci w wieku przedpokwitaniowym rzeczywiście może być wykorzystywana przez pedofilów w internecie. Gdyby jednak rodzice i wychowawcy byli świadomi seksualności swoich małych dzieci, mogliby chronić je przed wykorzystaniem.

Autor: Zbigniew Lew-Starowicz

 

 

„FAKTY I MITY” nr 6, 14.02.2008 r.

DZIEWICTWO ALBO ZDROWIE

Religia, zwłaszcza katolicka, jest cerberem dziewictwa. Podczas szkolnych indoktrynacji wyznaniowych uczniów w Polsce instruuje się o konieczności zachowania „czystości” aż po kościelny ślub.

W USA z budżetu państwa przeznacza się setki milionów dolarów na wychowanie seksualne propagujące abstynencje płciową do chwili zamążpójścia lub ożenku. Wolni od religijnych fiksacji lekarze i seksuolodzy zdają sobie sprawę z bałamutności tych przykazań, ale w krajach takich jak nasz wolą przezornie milczeć, by nie ściągać na siebie gniewu i retorsji Kościoła. W stanach właśnie zakończono rozległy program badawczy, którego wyniki zostaną opublikowane w styczniowym wydaniu „American Journal of Public Health”. Są dość jednoznaczne i dobitne: im później nastąpi utrata dziewictwa, tym większe ryzyko problemów seksualnych. To konkluzje naukowców z Columbia University i New York Psychiatric Institute.

Osoby, które zainicjowały życie seksualne w wieku od 21 do 23 lat, doświadczają częściej zaburzeń seksualnych niż ich rówieśnicy, którzy zgrzeszyli wcześniej. Komplikacje dotyczą zwłaszcza przedwczesnego wytrysku, niemożności osiągnięcia podniecenia i orgazmu. Z klinicznego punktu widzenia stykamy się z wieloma późnymi dziewicami, które mają wielkie trudności z satysfakcjonującym pożyciem seksualnym w ramach stałego związku. Powodem, najogólniej mówiąc, jest powstrzymywana na siłę burza hormonów. | TN

 

[Niech, łącznie, setki milionów „szczęśliwców (w tym również zastępczych masturbatorów, homoseksualistów, zoofilów itp.)” podziękuje swoim czy/i innych nauczycielom (którzy, w znacznej części, sami w tym czasie zajmowali się orgiami seksualnymi)... – red.]

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela 12.12.2010, 18:07

GWAŁTY I PRZEMOC. TAK WYGLĄDA SEKS POLSKICH NASTOLATKÓW

Chłopcy zmuszają swoje dziewczyny do stosunku.

Co dziesiąty maturzysta był wbrew woli dotykany w miejsca intymne, wykorzystany seksualnie, gdy był pod wpływem alkoholu, nagabywany przez internet lub próbowano na nim wymusić stosunek - donosi "Gazeta Wyborcza".

7 proc. przyznało, że było podglądanych, a co trzeci spotkał się z zaczepkami na ulicy czy klubie. Najczęściej do seksu nastolatki przymusza partner albo inna znajoma osoba. Większość takich przypadków (87 proc.) nigdy nie było zgłoszonych policji, a nawet rodzicom.

Dr Maciej Dębski socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego, który prowadził badania mówi, że trudno mu zrozumieć dlaczego dziewczyna przymuszana do seksu nie szuka pomocy.

Może myśli: zmusza mnie do seksu, bo mnie kocha. Jednak Takie doświadczenia zostawiają trwałe ślady w psychice - mówi socjolog.

Wskazuje na potrzebę lepszej edukacji seksualnej, mimo że 92 proc. nastolatków uważa się za dobrze poinformowanych o sprawach seksu. Najczęściej swoją wiedzę czerpią z internetu i od rówieśników, a tylko co czwarty rozmawia otwarcie z rodzicami o swoim życiu erotycznym. | AJ

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl / www.iwoman.pl | 2009-09-29 08:00

UNESCO CHCE UCZYĆ 5-LATKI MASTURBACJI. DLA ICH DOBRA

Być może już niebawem polski rząd będzie musiał się podjąć decyzję, kiedy wprowadzić nowy system edukacji seksualnej wśród dzieci.

Jak donosi Dailymail UNESCO właśnie opracowało wzór dokumentu, który w najbliższym czasie zostanie przesłany do większości krajów.

Pięciolatki miałyby się uczyć czym jest stosunek seksualny, masturbacja, homoseksualizm, a także poszerzać swoją wiedzę na temat chorób przenoszonych drogą płciową. Z dwunastolatkami nauczyciele rozmawialiby na temat aborcji, opieki poaborcyjnej a także antykoncepcji.

Sprawa wywołała niemałą dyskusję, ponieważ tego rodzaju edukacja zwalniałaby od   odpowiedzialności za rozwój seksualny dziecka jego rodziców.

Wątpliwości wzbudza też kwestia czy, a przede wszystkim w jaki sposób, rozmawiać o masturbacji z pięciolatkami. Specjalnie przeszkoleni do tego nauczyciele mieliby podobno informować maluchy, że każdy z nich ma takie miejsca na ciele, których dotknięcie może być przyjemne.

Nowy system miałby pomóc krajom poprawić świadomość w zakresie edukacji seksualnej a tym samym zapobiegać wielu chorobom wynikającym z braku wiedzy w tym zakresie. Unesco potwierdza, że rządy same zdecydują kiedy wprowadzić nowy projekt.

Organizacja broni idei twierdząc, że pozwoli to zmniejszyć liczbę infekcji spowodowanych kontaktami seksualnymi oraz zapobiegnie niechcianym ciążom wśród nieletnich.

Mark Richmond, globalny koordynator Unesco ds. HIV i AIDS wyjaśnia też, że nie jest powiedziane, że rozmowy o masturbacji muszą koniecznie być przeprowadzone wśród pięciolatków. Wystarczy że rodzice lub nauczyciele o niej chociaż wspomną. Plan Unesco ma być dla nich jedynie formą podpowiedzi.

Ewa Paduch

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [02.10.2009, 18:36] 1 źródło

CHCEMY, BY DZIECI UCZONO O SEKSIE I ANTYKONCEPCJI

Ponad 70 proc. Polaków za edukacją seksualną.

43 proc. zapytanych przez TNS OBOP chce, by w zajęciach dzieci uczestniczyć mogły tylko za zgodą rodziców - donosi gazetaprawna.pl.

Nieco mniej, 28 proc., chce by lekcje o seksie, antykoncepcji i chorobach wenerycznych były obowiązkowe jeżeli rodzice nie sprzeciwią się (tak jest obecnie).

Dwa procent mniej chce uczynić te zajęcia bezwzględnie obowiązkowymi - dodaje portal.

Poza standardowymi pogadankami o chorobach i zabezpieczaniu się przed ciążą dorośli chcieliby, żeby dzieci uczono "o życiu" czyli wszystkich problemach jakie napotkać mogą rodziny.

Badania pokazują, że potrzebna jest rzetelna edukacja, przekazująca określoną wiedzę i osadzająca seksualność w określonym systemie wartości i uwarunkowań życia społecznego - mówi portalowi prof. Zbigniew Izdebski - kierownik Podyplomowych Studiów Wychowania Seksualnego na Uniwersytecie Warszawskim. | JS

 

 

www.o2.pl | Środa [08.07.2009, 22:38] 5 źródeł

EDUKACJA SEKSUALNA ZWIĘKSZYŁA LICZBĘ NIECHCIANYCH CIĄŻ

Porażka programu edukacyjnego w Wielkiej Brytanii.

Trwający wiele lat proces edukacji seksualnej na Wyspach kosztował ponad 6 milionów funtów, ale nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Wręcz przeciwnie - liczba ciąż wśród nastolatek nawet się podwoiła - donosi "Daily Mail".

Podczas zajęć młode Brytyjki poznawały metody antykoncepcji, dostawały także darmowe prezerwatywy. Jednak ostatnie badania zlecone przez Ministerstwo Zdrowia wykazały, że to wszystko na nic.

Okazało się, że młode kobiety, uczestniczące w programie częściej zachodziły w ciąże (16 procent) od rówieśniczek, które nie były objęte systemem porad (6 procent).

Eksperci przypuszczają, że porażka programu edukacyjnego to efekt spotkania się na zajęciach dziewcząt z różnych środowisk. Te bardziej „doświadczone" mogły wpłynąć na pozostałe koleżanki, które pod presją rówieśniczek decydowały się na rozpoczęcie życia seksualnego.

W Wielkiej Brytanii co roku 40 tysięcy nastolatek zachodzi w ciąże. To najwyższy wskaźnik w Europie. | AJ

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [05.09.2009, 08:26] 1 źródło

ABSURDY ANTYKONCEPCJI NA WYSPACH

Czego używają Brytyjki, żeby nie zajść w ciążę.

Co piąta Brytyjka uważa, że przed zajściem w ciążę uchroni je chleb, folia kuchenna a nawet skórka kurczaka - podaje BBC.

Inne sądzą, że kebaby, coca-cola oraz chipsy z powodzeniem mogą zastąpić pigułki antykoncepcyjne.

Wcale mnie to nie zaskakuje biorąc pod uwagę, że Wielka Brytania ma najwyższy wskaźnik niechcianych ciąż w Europie - mówi dr Annie Evans z Bristol Sexual Health Centre.

Okazuje się, że wiedza na temat antykoncepcji współczesnych Brytyjek nie różni się tak bardzo od metod starożytnych.

Odchody krokodyla lub miód przed stosunkiem oraz gąbki morskie lub wosk po stosunku miały chronić przed niechcianą ciążą tysiące lat temu - pisze BBC.

Jeszcze więcej przesądów narosło wokół pigułki antykoncepcyjnej, jak choćby opinia, że chroni ona przed zarażeniem HIV. | JP

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Niedziela [28.02.2010, 07:26]

EDUKACJA SEKSUALNA NIE MA SENSU

Pogadanki nie przynoszą żadnego efektu.

Nauczanie w szkołach o chorobach wenerycznych podnosi poziom wiedzy wśród młodzieży ale nie zmniejsza liczby zachorowań - donosi medicalnewstoday.com.

Mimo nauki młodzież wcale nie zaczęła częściej używać prezerwatyw. 

Tak pokazują badania z Wielkiej Brytanii w Southampton Health Technology Assessments Centre na ponad 30 tys. nastolatkach obu płci między 13 a 19 rokiem życia - dodaje portal.

Nie udało się też poprzez progamy edukacji podnieść wieku inicjacji seksualnej.

Dodatkowa wiedza, nie sprawiła również, że nastolatki poczuły się pewniej i przez to zwiększyły swoją aktywność seksualną. Zajęcia z edukacji seksualnej nie zachęciły ani do wcześniejszego pierwszego seksu ani nie zwiększyły liczby partnerów. | JS

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [23.07.2009, 09:51] 1 źródło

DZIECI MASOWO GWAŁCĄ DZIECI

Nawet 90 proc. najmłodszych to ofiary kazirodztwa.

Najczęściej gwałcicielami okazują się nieco starsi bracia ofiar - wynika z badań Australian Institute of Criminology.

Nadużyć seksualnych ze strony rodzeństwa doświadczyło od 40 do 90 procent badanych Australijczyków. Okazało się, że prawie połowa gwałcicieli sama była wcześniej ofiarami takich czynów.

Do kazirodztwa dochodzi najczęściej w rodzinach patologicznych. Towarzyszą mu zwykle narkotyki i molestowanie seksualne przez dorosłych. 75 proc. gwałcicieli pochodzi z niepełnych rodzin.

To problem zdrowotny, a nie jedynie moralny. Muszą interweniować specjaliści i przerwać praktyki przekazywane z pokolenia na pokolenie - powiedział Peg Putt z AIC. | TM

 

[Kilka-kilkanaście procent dzieci uprawia ze sobą bądź/i dorosłymi seks. Jeżeli wynika to z ich własnych, naturalnych potrzeb, i jest realizowane w sposób normalny, to w porządku. Więc istotnie dzieci potrzebują prawidłowo przeprowadzonej edukacji w tym względzie. Przy okazji trzeba obalić mit o zdrowych, nie zarażonych chorobami dzieciach. Nawet niektóre z tych, które nie miały kontaktów seksualnych są zarażone m.in. chorobami wenerycznymi, gdyż są całowane, niekiedy, niektóre śpią z dorosłymi, korzystają z wspólnych przyborów higieny osobistej, przyborów do jedzenia, i wystarczy tylko niefortunny zbieg okoliczności, jak np. otarcie, zranienie skóry, osłabienie organizmu, w tym u obojga, tzn. osoby zarażonej i wystawionego na zarażenie dziecka, a tzw. choroba weneryczna zostanie przeniesiona. - red.]

 

1. SEKS, ZESTAW INF. (ANTYNUDZIARSKI)(przed pierwszymi randkami...)

 http://www.wolnyswiat.pl/1h5.html  

 

19. CHOROBY ZAKAŹNE, BRAK HIGIENY

 http://www.wolnyswiat.pl/19h1.html  

 

21. SKUTECZNOŚĆ PREZERWATYWY (ŚMIERTELNE W SKUTKACH OSZUSTWO), CHOROBY

 http://www.wolnyswiat.pl/21h1.html

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek [05.01.2010, 06:18] 2 źródła

CORAZ WIĘCEJ DZIECI RODZI SIĘ Z SYFILISEM

Ciężarne nie leczą chorób wenerycznych.

Władze hrabstwa Bexar w Teksasie zobowiązały lekarzy do badania każdej kobiety w trzecim trymestrze ciąży pod kątem chorób wenerycznych. To efekt alarmujących danych o wzroście liczby dzieci, które urodziły się już zarażone kiłą - donosi mysanantonio.com.

W tym regionie aż 41 dzieci na 100 tysięcy rodzi się z chorobą, którą zaraziły je matki. To wskaźnik niespotykany w innych stanach.

Dzieje się tak mimo że leczenie kiły we wczesnym etapie rozwoju jest proste i wystarcza podanie kobiecie antybiotyków.

Tymczasem w skrajnym przypadku syfilis oznacza dla noworodka śmierć. Dzieci, które przeżyją muszą wiele dni spędzić w szpitalu. Badanie na początku ciąży nie wystarczy bo kobiety zarażają się także później - mówi dr Domingo Navarro. | AJ

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa [21.10.2009, 12:37] 4 źródła

PALISZ TEN NARKOTYK? MOŻESZ MIEĆ HIV

Jak wirus dostaje się do krwi.

Osoby, które codziennie palą crack są cztery razy bardziej narażone na zakażeniem wirusem HIV od pozostałych - wynika z badań kanadyjskich naukowców.

To przez rany w jamie ustnej i na wargach, które powstają pod wpływem wysokiej temperatury.

Często osoby zdrowe zażywają ten narkotyk wspólnie z nosicielami HIV. Także współżyją seksualnie - powiedział Evan Wood z B.C. Centre for Excellence in HIV-AIDS.

Crack to kokaina, która została oczyszczona z soli i przetworzona do postaci, którą można jedynie palić. Zażywany jest poprzez podgrzewanie i wdychanie oparów. | TM

 

[Trza to zalegalizować i HIV-a, to będzie lepiej...

A poważnie, to dodajmy jeszcze seks oralny w jamie ustnej z rankami. – red.]

 

W Polsce ok. 1 os. na 70 (łącznie ok. 700 000) jest zakażona wirusem HCV powodującym zapalenie wątroby typu C (potocznie żółtaczkę)(1 gram zakażonej wydzieliny wystarczy do zakażenia 1 mln ludzi! – To nie pomyłka), a ok. 1 os. na 1 000 HIV – ze stałą tendencją wzrostową zakażeń w obydwu wypadkach!!

Prawie 80% zakażeń wirusem HCV (powodującym WZW typu C) prowadzi do przewlekłej choroby wątroby, zakażenie wirusem HBV (wywołującym WZW typu B) jest przyczyną ok. 80% przypadków raka wątroby.

 

[Gdyby do zakażenia dochodziło wyłącznie podczas transfuzji, czy w inny sposób wymiany krwi, jak głosi obiegowa opinia, to dotyczyłoby to tylko drobnego ułamka populacji. – red.]

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Poniedziałek [05.10.2009, 21:33] 2 źródła

PEDAGODZY ALARMUJĄ: 14-LATKI MIAŁY JUŻ PO 20 PARTNERÓW SEKSUALNYCH

Młode Australijki coraz wcześniej zaczynają przygodę z seksem.

Kampanie reklamowe przesiąknięte seksem i ubrania z erotycznymi akcentami powodują, że młode dziewczęta z Australii coraz wcześniej zaczynają przygodę z seksem. 13-latki wysyłają kolegom z klasy swoje nagie zdjęcia i przyznają się do uprawiania seksu oralnego - alarmuje australijski "The Daily Telegraph".

To ustalenia pedagog Maggie Hamilton, która przez rok badała życie młodych Australijek.

Okazało się, że część z nich już w przedszkolu nosi biustonosze dostosowane dla małych dzieci (do kupienia w sklepach z odzieżą dziecięcą), maluje paznokcie i używa błyszczyka.

6-latki zaczynają zwracać uwagę na markę ubrań, a dziewczyny w wieku ośmiu lat stosują diety odchudzające. W wieku 10-11 lat Australijki zaczynają odwiedzać gabinety kosmetyczek i depilują miejsca intymne - mówi Hamilton.

Większość 13-latek przyznaje się do uprawiania seksu. Zdarza się, że czternastolatki miały już 20 partnerów seksualnych. | AJ

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [18.12.2009, 21:49] 4 źródła

TU CHOROBY WENERYCZNE TO PLAGA. WŚRÓD NASTOLATKÓW

Połowa nastoletnich dziewcząt z miast Stanów Zjednoczonych choruje na rzeżączkę, chlamydię czy rzęsistkowicę w okresie 2 lat po rozpoczęciu współżycia - donosi businessweek.com.

Naukowcy z uniwersytetu w Indianapolis po badaniach na grupie prawie 400 nastolatek stwierdzili także, że co czwarta z nich ma za sobą już kilka chorób wenerycznych. Zarażają się tuż po wyleczeniu poprzedniej infekcji. 75 proc. łapie chorobę 2 lata po pierwszym zarażeniu, a 92 proc. w okresie 4 lat.

Konieczne jest wprowadzenie badań przesiewowych już w szkołach. Nasze ustalenia wskazują, że takie badania powinny być powtarzane co kilka miesięcy - mówi prof. Wanzhu Tu. | AJ

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Poniedziałek [21.12.2009, 08:25]1 źródło

SEKS NASTOLATEK JEST GROŹNY DLA ZDROWIA

Aktywne seksualnie ryzykują rakiem

Kobiety, które pierwsze kontakty seksualne miały w wielu kilkunastu lat są dwa razy bardziej narażone na rozwój raka szyjki macicy. Częściej ryzykują bowiem zakażeniem wirusa brodawczaka ludzkiego (HPV), który odpowiada za połowę przypadków tego nowotworu - donosi BBC.

Do tej pory sądzono, że kobiety z biedniejszych środowisk częściej chorują na raka szyjki macicy bo nie są kompleksowo badane pod tym kątem.

Naukowcy twierdzą jednak, że to kwestia wcześniejszej inicjacji seksualnej. Dziewczyny z biednych rodzin bowiem średnio 4 lata wcześniej rozpoczynają współżycie.

Mimo że kobiety mogą zarazić się HPV w każdym wieku to infekcja w bardzo młodym wieku jest szczególnie niebezpieczne. Wirus powoduje więcej szkód w organizmie co w efekcie prowadzi do powstania nowotworu - mówi dr Lesley Walker. | AJ

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek [10.11.2009, 12:07] 2 źródła

CO ZABIJA KOBIETY

Najczęściej giną przez... seks - wynika z raportu o zdrowiu kobiet. Przez co jeszcze?

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała właśnie raport dotyczący zdrowia kobiet. Wynika z niego, że głównym zabójcą pań w wieku od 15 do 44 lat jest wirus HIV.

Co piąta kobieta na świecie umiera w wyniku zakażeń związanych z życiem seksualnym.

Kobiety nie wiedzą jak chronić się przed takimi infekcjami lub nie mogą tego robić - czytamy w 91-stronicowym raporcie organizacji.

Nadal wiele kobiet umiera z powodu niewłaściwej opieki podczas ciąży (ok. 15 proc. wszystkich zgonów) i z powodu gruźlicy. Co ciekawe, wiele pań pada także ofiarą tzw. męskich chorób, takich jak zawał serca i udar mózgu.

Zdaniem dyrektor generalnej WHO dr Margaret Chan kobiety są dyskryminowane w kwestii zdrowia i to już od okresu

dziewczęcego. Nie bada się wielu schorzeń typowo dziewczęcych, w wielu krajach nikt też nie zajmuje się zdrowiem kobiety dopóty, dopóki nie zostanie ona mężatką.

Nie będzie widać znaczącej poprawy zdrowia kobiet dopóki są one uznawane za obywateli drugiej kategorii w wielu częściach świata - stwierdziła Chan.

Kobiety żyją od sześciu do ośmiu lat dłużej - zauważa raport WHO. To biologiczna korzyść, ale też nowe wyzwanie. To kobiety zaczynają stanowić najliczniejszą grupę wśród osób starszych. Oznacza to, że należy poświęcić więcej uwagi ich problemom zdrowotnym. | WB

 

 

 

 

Tak jak nie wszystkie programy są korzystne dla prawidłowego funkcjonowania komputera, tak samo nie wszystkie informacje są korzystne dla prawidłowego funkcjonowania umysłu człowieka.

Mózg ludzki działa podobnie jak komputer, tylko że sam się programuje i wykonuje wiele operacji na raz, i są one ze sobą w różny sposób powiązane. A można go programować w różny sposób, świadomie, nieświadomie na działanie racjonalne bądź emocjonalne, rozbudzać go lub tłumić jego możliwości (coś w rodzaju zawieszenia) itp. Tak jak komputer można bez zabezpieczeń (ufając innym użytkownikom, czy kierując się brakiem wiedzy, rozsądku (bezmyślnością)) podłączyć do internetu, i spowodować przez to wprowadzenie szkodliwego programu, utratę danych, zaśmiecenie, a nawet utracić możliwość korzystania z niego. Tak umysł można wystawić na różne oddziaływania (programy) z podobnymi skutkami. I zależnie od tego uzyskujemy odpowiednie efekty. Warto więc o swój umysł dbać nie zaśmiecać go, nie „zawirusowywać”. Starać w pełni wykorzystywać, rozwijać jego możliwości. Więc i tu trzeba być rozważnym i chronić „swoje dane”.

Jakiego dokonacie wyboru?

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Czwartek [11.02.2010, 17:55]

MŁODZI NIE POTRAFIĄ SIĘ UCZYĆ. WINNA JEST SIEĆ

Przez internet nie są w stanie przeczytać podręcznika.

Pierwsza rzecz, o którą pytają mnie na początku roku studenci to liczba lektur. Choć ksiązki leżą u podstaw edukacji, dla nich to jedynie dodatek - skarży się Dr David Runciman, politolog z Cambridge.

Życie w sieci od wczesnych lat zmieniło sposób pracy mózgu przeciętnego nastolatka. Młodzi nie umieją już skupić się na książce.

Zamiast tego przerzucają kartki jak gdyby przeskakiwali między stronami www - informuje "The Daily Telegraph".

Naukowcy widzą w tym skutek przeładowania internetu informacjami - by być na czasie, trzeba wszystko zobaczyć i wszędzie kliknąć.

Niestety, nie można w ten sposób zdobyć pogłębionej wiedzy.

Informacji w sieci też nie szukają dokładnie, pobieżnie rzucając okiem na wiele źródeł zamiast dokładnie skupić się na jednym. Efekt? Niedouczenie - czytamy w dzienniku.

Co gorsza, młodzież nie jest przyzwyczajona do dłuższych form pisemnych, co czyni szkolne wypracowania męczącym wyzwaniem.

Badania na setce nastolatków i odpowiedniej grupie osób dorosłych pokazały, że nawet w sieci nastolatki szukają niedokładnie, za szybko i wyniki ich poszukiwań są płytkie - dodaje "The Daily Telegraph".

Starsi wolą skupić się na jednym, za to dokładnie.

Doświadczenia przeprowadzone na University College London zostały sfilmowane i trafią na antenę BBC 2, do programu "The Virtual Revolution". | JS

 

 

BARDZO WAŻNE JEST, by obserwować dzieci już od najmłodszych lat pod kątem psychopactwa, np. czy zajmują się nękaniem, drażnieniem, znęcaniem; uwrażliwianiem – gdyż już wtedy dochodzi do programowania umysłu, utrwalania osobowości na dany sposób... postępowania, życia; okaleczania, uwrażliwiania swoich ofiar, które tego skutki, w tym nadwrażliwość na dane bodźce, będą ponosić przez całe życie!!! Dzieci psychopatyczne muszą być absolutnie za swoje postępowanie skutecznie karane, poddawane psychoterapii, izolowane od pozostałych (jeden osobnik potrafi bezpośrednio uczynić krzywdę setkom, a pośrednio tysiącom. Więc musi być zachowana hierarchia ważności, wartości)!

 

 

 

 

ZACHOWANIA.

Czy prowokowanie problemów daje komukolwiek korzyści...

Zanim się coś zrobi - na małą, osobistą skalę bądź dowolnie większą - najpierw trzeba przeanalizować: czy da to - w szerokim tego słowa znaczeniu - korzyści (np. gadanie w celu gadania żeby gadać (ogłupiając się i innych, marnując własny i czyjś czas), uczynienie osobistej podłości (zyskując nienawiść – wroga-ów), wywołanie wojny (powodując zubożenie własnego i czyjegoś społeczeństwa, nienawiść)) itp.

Nawiązując do tego tematu trzeba niestety wyjaśnić, iż są, i to powszechnie, osoby chore, psychopatyczne, anormalne (jawnie – wówczas wykorzystują socjotechnikę, instynkt stadny do poparcia, a przynajmniej osiągnięcia obojętności otoczenia na swoje ataki (wykorzystują też różne preteksty do uzasadnienia swoich działań, przypisania winy osobie atakowanej, np. z powodu jej inności, odmienności (gdyż np. nie chce zadawać się z osobami, z którymi przebywanie jej nie odpowiada, nie służy jej, nie wychodzi na zdrowie); bo nieodpowiada na atak – nie podziela zainteresowań psychopaty…/bo odpowiada na atak...), ale częściej w sposób ukrywany) - antyspołeczne (w tym chimery – osoby których mózg, umysł pracuje jakby dokładnie odwrotnie od normalnego) - których chore mózgi, umysły mają chore, anormalne (w najprzeróżniejszych kombinacjach, w tym proporcjach) - antyspołeczne - potrzeby niestety, i trzeba się z tym liczyć. Stąd dopatrywanie się racjonalnych przyczyn poczynań takich osób jest daremne; ich brak świadczy właśnie o tym, iż mamy do czynienia z taką osobą. Należy wówczas absolutnie ograniczyć, uniemożliwić możliwości destrukcyjnego oddziaływania na innych takich osób, w tym jawnie ostrzegać przed nią (by dać do myślenia takiej osobie, zastraszyć ją – by to ona się bała szkodzić innym; by to taka osoba zaczęła się leczyć, a nie musiały jej ofiary!)! Szczególnie narażone na taką agresję są osoby wrażliwe* – bo są to najłatwiejsze ofiary, które w dodatku b. łatwo i szybko można okaleczyć, uwrażliwić na swoje destrukcyjne działania i nękać. Stąd inni mogą być pozostawiani w spokoju, a nawet nie zdawać sobie sprawy, nie rozumieć sytuacji (no skoro innych się nie czepia, to widocznie osoba atakowana jest czemuś winna...), co skutkuje pozostawianiem na pastwę takiej osoby atakującemu, a nawet podejrzeniami choroby psychicznej u osoby wrażliwej, okaleczonej – atakowanej; skutkuje to też bezkarnością, i daje podwójną satysfakcje dręczycielowi!

* Kto to jest wrażliwiec. W skrócie i w uproszczeniu jest to osoba, która np. wielokrotnie bardziej, szybciej i silniej ulega stresowi. Taka osoba może też przez wiele lat nie rozumieć agresji (dopatrywać się, a niekiedy i otoczenie, u siebie tego przyczyn), braku wrażliwości u innych (niezdolności do empatii – zdolności do wczuwania się w sytuację innych). Jeśli ktoś taki ma jeszcze, a często tak, umysł analityczny - to już jest katastrofa! - bo będzie to bezwiednie, co przeszła, przechodzi, analizować na wszelkie możliwe sposoby, w tym w brew swym chęciom – a więc jeszcze samą siebie uwrażliwiać, dręczyć (i to niekiedy latami)!

 

Stanowimy psychosomatyczną  jedność – tzn., stan psychiczny wpływa na stan fizyczny i odwrotnie; stresy powodują nieprawidłowe funkcjonowanie organizmu, choroby, co jest źródłem kolejnego stresu (następuje sprzężenie zwrotne).

 

Każdy uraz psychiczny, (psycho-)fizyczny powoduje, pozostawia, skutki na całe życie (z autopsji:).

Np. wybicie zęba upośledza mimikę, proces przeżuwania, rozdrabniania pokarmu – obciąża pozostałe zęby, żołądek; powoduje uraz psychiczny, obniża poczucie własnej wartości, pewności siebie, obniża poziom atrakcyjności, powodzenia życiowego – a to wszystko z powodu „tylko” jednego zęba. Podobnie uderzenia np. w głowę, nerki itp. niosą różne negatywne skutki.

Jakaś potwarz, np. określenie kogoś mianem zboczeńca może przekreślić czyjeś życie. Że np. nie tylko wybrana ale większość, czy nawet żadna dziewczyna nie będzie chciała mieć z delikwentem do czynienia; otoczenia będzie nieufne, podejrzliwe (nie gadaj z zboczeńcem!, on jest zboczony!), przypatrywać się, szukać i niekiedy „znajdywać” potwierdzenie pogłoski. Ktoś po takich przejściach, nabyciu lęków, kompleksów, urazów również sam nie będzie miał nie tylko przebojowości, ale nawet odwagi wykazywać się inicjatywą względem płci przeciwnej – tak czy inaczej może zostać izolowany, sam się odsunąć od otoczenia. Co w efekcie może doprowadzić, zastępczo, do realizacji zboczeń. Więc na taką potwarz należy kategorycznie zareagować – chodzi o wszystkich! W niczyim interesie jest by przybywało ludzi z urazami, nieszczęśliwych („”zboczeńców)(tak w ogóle uważanie, określanie kogoś mianem zboczeńca np. tylko dlatego, iż proponuje seks osobie płci przeciwnej – jest właśnie patologią, chore i wymaga co najmniej edukacji z dziedziny seksualności, zboczeń seksualnych!; powoduje to też paraliżujący lęk u innych przed wykazywaniem się inicjatywą względem płci przeciwnej, by nie zyskać miana zboczeńca, co w efekcie, może właśnie do jakiejś dewiacji doprowadzić).

                                                                                           Pozdrowionka od „zboczeńca” z Brzegu, woj. opolskie, z szkoły podstawowej nr 4 (z halą sportową)

(jak ja się PANICZNIE BAŁEM!, przez całe dotychczasowe życie, przyznać skąd pochodzę (a byłem oto pytany ponad tysiąc razy (jakie to były wspaniałe doznania... gdy sobie dzięki tym pytankom o wszystkim przypominałem) – zawsze zmyślałem), oraz dla mamusi... od m.in., najprawdopodobniej, kilkuletniego, nocnego, partnera seksualnego „ idioty”, „kretyna”, „głupka”, „kopniętego”, „szurniętego” itp... (kolejny temat STRACH!)(teraz wreszcie nie ja się boję, wstydzę. Piszę o tym też dlatego, iż gdyby nie te przejścia, to zająłbym się m.in. polityką  już na początku lat 90.)

PS

Nigdy z żadną dziewczyną nie tylko z klasy, ale nawet z szkoły, a przez całe lata z całego trzydziestokilkudziesięciotysięcznego miasta nie miałem do czynienia. Najszybciej jak mogłem (w wieku 17 lat) wyjechałem z tego miasta (ostatni raz - z konieczności - tam byłem około 1992 roku), a jak musiałem się tam pojawiać to dostawałem białej gorączki!

Proszę o wskazanie chociaż jednego przypadku i chociażby w najmniejszym stopniu mojego zboczenia… (nawet nigdy żadnej dziewczynie nie zaproponowałem seksu (wtedy to chyba przyjechałby po mnie oddział zomowców, a gazety opisywałyby mnie przez kilka lat... – byłbym znany w całym kraju, a nie tylko w jednym mieście) – jeśli nawet to traktować jako zboczenie; po prostu ktoś obdarzył mnie taką potwarzą i poszło to w miasto. A ponieważ jestem osobą szczególną - więc i tak wszyscy na mnie zwracali uwagę, czyli m.in. niemal wszędzie, niemal zawsze, niemal non stop gapili się na mnie; byłem powszechnie znany z widzenia – to w tempie ekspresowym, na dużą skalę i trwale) a przecież latami byłem oglądany i traktowany jak zboczeniec... (nigdy nie zapomnę tych obserwujących mnie, obracających się w moją stronę ludzi, głów, ironicznych, szyderczych spojrzeń, tekstów („o zboczony/eniec idzie”...; ile razy schodziłem cały czerwony na bok, chowałem się do najbliższej bramy))!! Skutki - urazy - wywarły swoje piętno, pozostały mi na całe życie!! Ilu jeszcze takich „zboczeńców” stworzyli bezmyślni, durni, debilni, nikczemni ludzie (najczęściej, a może niemal wyłącznie katolicy – jest okazja do zrobienia krzywdy bliźniemu, to byłby grzech nieskorzystać)?! Czy ktokolwiek, kiedykolwiek odniósł z tego jakąkolwiek korzyść...

 

 

 

 

"POLITYKA" nr 4(2472), 02.10.2004 r. ; s. 20

GŁODNE DZIECI

RZĄDOWA OGÓRKOWA

Rząd w przyszłorocznym budżecie postanowił przeznaczyć 300 mln zł na dożywianie dzieci. To prawie dwukrotnie więcej niż w tym roku. Czy w Polsce XXI w., kraju Unii, problem głodu rzeczywiście ma taką skalę? Niestety tak. Może dotyczyć nawet 2 mln dzieci.

(...) Z danych GUS wynika, że 16 proc. polskich dzieci żyje w rodzinach, gdzie poziom dochodów jest niższy od gwarantującego statystyczne minimum egzystencji. Podobne są szacunki UNICEF – ponad 15 proc. Minimum egzystencji to poziom, który pozwala na zaspokojenie jedynie niezbędnych potrzeb, pokrycie wydatków, które nie mogą być odłożone na później. Wydatki niższe praktycznie mogą oznaczać zagrożenie bytu biologicznego. Na podstawie tych danych szacuje się, że około 2 mln dzieci w Polsce je mniej niż wynoszą ich potrzeby.

 

Enklawy biedy

Z badań przeprowadzonych przez prof. Wielisławę Warzywodę-Kruszyńską z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że najgorzej jest w województwach świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim, gdzie w ubóstwie żyje 40 proc. dzieci. W województwach podkarpackim, kujawsko-pomorskim, podlaskim i lubuskim ok. 30 proc.

 

Ubóstwo wzrasta wraz z liczbą dzieci na utrzymaniu. Poniżej minimum egzystencji żyje blisko połowa rodzin z czwórką lub więcej dzieci, 18 proc. rodzin z trójką dzieci, a 13 proc. rodzin, gdzie jest jedno dziecko. Ich dorosłe życie będzie zdeterminowane dorastaniem w biedzie.

 

– Problem głodnych dzieci długo był niedostrzegany. Kiedy zaczynaliśmy akcje dożywiania w szkołach, jedyne województwo, które głośno mówiło, że potrzebuje pomocy, to suwalskie. Z innych kuratoriów dostaliśmy odpowiedzi odmowne – opowiada Dorota Wiśniewska, która w Polskiej Akcji Humanitarnej pilotuje akcję Pajacyk. – Ze szkół płynęły jednak inne sygnały. Wysłuchiwałam opowieści nauczycieli o dzieciach, które wynoszą jedzenie ze szkolnej stołówki, żeby podzielić się z rodzeństwem, w piątki nabijają się do oporu, żeby starczyło na weekend, nie lubią wakacji, bo stołówka jest zamknięta. Były nawet tak drastyczne przypadki, że dzieci mdlały z głodu w czasie lekcji. Potrzeba jedzenia determinuje u nich wszystko. Nie są w stanie się normalnie uczyć. To przerażające, że są w Polsce takie dzieci, a my żyjemy spokojnie obok.

 

Pajacyk to akcja, podczas której PAH zbiera pieniądze na szkolne dożywianie. Wpłacać je można także przez Internet, klikając na stronach PAH w pusty brzuch pajacyka.

 

(...) Z tegorocznego raportu PAH i Danone (firmy, która prowadząc akcję reklamowo-marketingową od kilku lat wspiera działania PAH) wynika, że nieodpłatne posiłki dostaje ponad 18 proc. uczniów, a w ocenie szkolnych pedagogów pomocy potrzebuje kolejne 10 proc. 440 tys. dzieci pozostaje poza obszarem działania opieki społecznej i innych instytucji dożywiających. Najgorzej jest w regionie krośnieńsko-przemyskim, gdzie brakuje jedzenia dla 16 proc. dzieci. Oznacza to, że w przeciętnej szkole podstawowej ok. 30 uczniów przychodzi na zajęcia głodnych i nie dostaje żadnego posiłku.

 

Wstyd i takt

(...) Dzieci dożywiane dostają taką samą jak wszyscy kartę do stołówki. Trzeba zachować dyskrecję, żeby nie piętnować biedy.

(...) Niedożywienie dzieci to jednak przede wszystkim problem wsi i małych miasteczek. Im większa miejscowość, tym niższy odsetek uczniów jedzących nieodpłatne posiłki lub ich potrzebujących. W małych miejscowościach dożywiany jest co trzeci uczeń, w największych miastach – co dziesiąty (patrz ramka). Jednak tylko 8 proc. polskich szkół deklaruje, że nie ma uczniów potrzebujących pomocy.

 

Cola na śniadanie

Z badań prof. Barbary Woynarowskiej wynika, że co trzeci polski uczeń przychodzi do szkoły na czczo, ale jej zdaniem to nie tylko kwestia biedy.

 

– To problem krajów cywilizowanych, mieścimy się w europejskich statystykach – tłumaczy. – W Polsce część badanych uczniów przychodzi do szkoły bez śniadania dlatego, że w domu nie ma co jeść, ale część to dzieci zabieganych, zapracowanych rodziców, którzy nie zdają sobie sprawy ze skutków nieregularnego żywienia.

 

Prof. Woynarowska od lat prowadzi kampanię na rzecz śniadań w szkole. Żeby nie była to kanapka przełykana w pośpiechu na korytarzu, ale wspólny posiłek jedzony z nauczycielami. Miałoby to także wymiar edukacyjny. Chodzi o to, by sprawę rozwiązać systemowo, z myślą nie tylko o biednych, ale o wszystkich uczniach. Akcję „Śniadanie w szkole” przeprowadzono dwukrotnie w 1992 i 1995 r., ale – jak to u nas – po akcjach wszystko wróciło do normy. Zwłaszcza w dużych miastach zamiast szkolnego śniadania są batony i cola ze szkolnego sklepiku.

 

– Bariera tkwi w polskiej szkole, która jest strasznie oporna – mówi prof. Woynarowska. – Chce jak najszybciej „obrobić” uczniów i wysłać do domu. Nauczyciele narzekają, że dzieci są agresywne, zdekoncentrowane, a one mogą być po prostu głodne.

 

Twarde dane

Oprócz budżetowych 300 mln zł w przyszłym roku na dożywianie dzieci przeznaczone zostaną także unijne nadwyżki. Zaraz po akcesji Polska jako pierwsza z nowych członków Unii złożyła wniosek do programu PAED (program pomocy najbardziej potrzebującym) i produkty spożywcze już napływają do magazynów. W sumie ich wartość ma wynieść 23 mln euro.

(...) Jednak dane są twarde i pochodzą m.in. od organizacji pozarządowej PAH. Średnio co trzeci polski uczeń potrzebuje dodatkowego posiłku i tylko dwie trzecie dzieci może dziś liczyć na wsparcie.

 

Dożywianie to bez wątpienia działanie doraźne. Te pieniądze zostaną w sensie dosłownym przejedzone. Ale o ile w przypadku dorosłych najbardziej sensownym sposobem walki z biedą jest praca, to w przypadku dzieci konieczna jest pomoc materialna, finansowa. Zanim zacznie się mówić o wyrównywaniu szans edukacyjnych i wprowadzaniu programów, które zatrzymają proces dziedziczenia biedy, te dzieci trzeba po prostu nakarmić. Głodne nie będą w stanie się uczyć. Im na razie potrzebna jest ryba, a nie wędka.

Joanna Podgórska

 

 

„ŻYCIE WARSZAWY” 24-25.09.2005 r.

SZKOŁA GROZI ŚMIERCIĄ LUB KALECTWEM

Statystycznie 1,5 tysiąca uczniów rocznie ma szanse trafić wprost ze szkolnej ławki na rentę lub do szpitala.

Eksperci z Centralnego Instytutu Ochrony Pracy alarmują: szkoła jest najbardziej niebezpiecznym środowiskiem dla dzieci. Aż 26 procent wszystkich wypadków z ich udziałem zdarza się właśnie na przerwach i podczas lekcji. W 2004 roku wypadkom na terenie placówek oświatowych uległo 150 tysięcy uczniów, z czego 1248 zostało na zawsze kalekami, a 88 nie przeżyło. Te statystyki są wstrząsające. W górnictwie na 1 000 zatrudnionych zdarza się 17 wypadków rocznie, w transporcie – 8. Tymczasem w oświacie na 1 000 dzieci przypada aż 21 wypadków.

 

Nie zdarzyło się jednak, by na wniosek inspektorów BHP zamknięto w Polsce jakąkolwiek szkołę. Dzieje się tak, choć są placówki, które regularnie pojawiają się w ponurych statystykach. Z tych zestawień wynika, że najwięcej niebezpieczeństw czyha na uczniów w województwach: podlaskim, świętokrzyskim, lubuskim i łódzkim. Jednak najbardziej dokuczliwe są drobne kontuzje i schorzenia.

 

– Większość uczniów nie ma szans na ukończenie nauki na przykład bez uszkodzonego kręgosłupa – alarmuje dr Danuta Roman-Liu. Wszystko przez ciężkie tornistry. Czasami ważą nawet do 40 procent wagi ciała dziecka. Tymczasem plecak z książkami nie powinien przekraczać jednej dziesiątej ciężaru jego właściciela. Efekt jest widoczny. Wady kręgosłupa ma już ponad połowa spośród sześciu milionów polskich uczniów.

 

Te schorzenia to rzecz nabyta w szkole. O ile wśród sześciolatków występują u co dziesiątego malca, to w przypadku 15-latków, którzy mają za sobą dekadę w szkole, stwierdza się je u połowy.

Naukowcy zmierzyli też poziom hałasu na szkolnych korytarzach. Okazało się, że przekrzykujące się dzieciaki potrafią wygenerować 95 do 108 decybeli. Tymczasem najwyższy dopuszczalny poziom hałasu na stanowiskach pracy to 85 decybeli. Dzieciom grozi więc też postępująca głuchota.

Marcin Przewoźniak

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa 02.11.2011, 11:44 ostatnia aktualizacja: Wczoraj o 17:04

CORAZ WIĘCEJ WYPADKÓW W PRZEDSZKOLACH. TYSIĄCE RANNYCH MALUCHÓW

Dzieci nie są pilnowane?

Rocznie ok. 6 tys. małych dzieci ulega wypadkowi w przedszkolu. Coraz częściej przypadki te są na tyle poważne, że wymagają odwiezienia malucha do szpitala - donosi thelocal.se.

Tylko na przestrzeni dwóch lat, między 2008 a 2010 rokiem, do szwedzkich oddziałów ratunkowych trafiło 19 tys. przedszkolaków.

Dzieci najczęściej spadają z dużych wysokości: ze schodów, z huśtawek czy z łóżek. Zdarza się również, że kaleczą się ostrymi przedmiotami i przytrzaskują sobie palce - wylicza thelocal.se.

Eksperci ze szwedzkiej Narodowej Agencji ds. Edukacji obawiają się, że ten problem będzie się jeszcze pogłębiał. W przedszkolach rośnie bowiem liczba wychowanków a maleje liczba opiekunów.

Brak odpowiedniej liczby wychowawców to jedna z głównych przyczyn częstych wypadków w przedszkolach. Trudno bowiem ogarnąć kilkudziesięcioosobową grupę rozbrykanych maluchów. Władze powinny opracować system, który przyciągnie do pracy przedszkolach więcej opiekunów - podsumowuje Ingegerd Johansson z Narodowej Agencji ds. Edukacji. | BB

 

 

 

"NEWSWEEK" nr 45, 09.11.2003 r.

ABY SPORT BYŁ ZDROWIEM

Sport to zdrowie, ale do czasu. Co roku tysiące aktywnych dzieci lądują w szpitalu. Co zrobić, żeby zapobiec kontuzjom i urazom?

(...)

Ale dla wielu dzieci sport oznacza cierpienie. Z danych Instytutu Matki i Dziecka wynika, że z powodu kontuzji do szpitali trafia co roku ponad 80 tys. dzieci poniżej 19 lat. Jak szacują specjaliści, ponad połowa tych hospitalizacji jest spowodowana brakiem opieki i zabezpieczeń podczas uprawiania sportów. Oznacza to, że niefortunne upadki skutkują obrażeniami dwa razy częściej niż wypadki samochodowe.

 

Jeszcze gorzej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie prawie co czwarty nastolatek doznaje każdego roku urazu podczas zajęć sportowych (w Polsce - 7 proc.). Według badań przeprowadzonych przez Centers for Disease Control (CDC) w okresie od czerwca 2000 r. do czerwca 2001 r. pomoc lekarską otrzymało niemal 2 mln dzieci w wieku do 14 lat. Najczęściej zdarzają się nadwerężenia organizmu, skręcenia i zwichnięcia. Tuż po nich - złamania kończyn. Wśród dzieci w wieku od 5 do 14 lat urazy związane ze sportem występują trzy razy częściej niż u dorosłych między 25. a 44. rokiem życia.

 

Większość dzieci doznaje pierwszych urazów podczas jazdy na rowerze i w czasie gier na placach zabaw. Wypadki te u prawie co dziesiątego młodego człowieka powodują urazy głowy, w tym wstrząśnienie mózgu, i są na tyle poważne, że połowa z nich wymaga co najmniej jednego zabiegu medycznego: szycia rany, poważnej operacji neurochirurgicznej lub kilkudniowego pobytu w szpitalu na obserwacji. Wielu tych obrażeń najmłodsi mogliby uniknąć. Wystarczyłoby przerobić place zabaw tak, by ich nawierzchnia niwelowała siłę upadku. Dobre są zatem postrzępione gumowe opony, trociny i piasek. Nie nadają się worki wypełniane ziemią ani, co się jeszcze zdarza, asfalt.

 

Ważne jest też, by dzieci i ich rodzice pamiętali o kasku ochronnym. Niestety, w Polsce nakłada go tylko 6 proc. małolatów, podczas gdy w Norwegii, kraju, który przywiązuje największą w Europie wagę do spraw związanych z bezpieczeństwem dzieci - regularnie wkłada go 60 proc. dzieci.

 

Odpowiedni kask to najlepszy sposób zapobiegania poważnym urazom nie tylko podczas jazdy na rowerze, ale także na deskorolce, wrotkach, łyżwach czy hulajnogach. Jak informują specjaliści Instytutu Matki i Dziecka w raporcie "Zdrowie naszych dzieci", liczba małolatów, które doznały kontuzji podczas tego typu zajęć, niepokojąco rośnie wraz z wiekiem. Im starsza młodzież, tym odważniej jeździ i tym groźniejszym ulega wypadkom. Wtedy bowiem hormony "zaczynają uderzać do głowy". A na dodatek w okresie dojrzewania dzieci nabierają masy. Stają się też znacznie szybsze. Kombinacja tych czynników łatwo może spowodować poważne urazy.

 

Według raportu Ministerstwa Edukacji Narodowej w roku szkolnym 1997/98 wypadkom w szkole - podczas przerw i zajęć sportowych - uległo 110 tysięcy uczniów. Najważniejsza zatem rada dla rodziców, dzieci i ich trenerów - minimum zdrowego rozsądku i maksimum czujności. To może zapobiec niepotrzebnemu cierpieniu.

David Noonan, Alan Woolf, Leann Lesperance, Dariusz Brzostek

 

www.o2.pl / www. sfora.pl | Czwartek [23.09.2010, 07:11]

POLSKIE SZKOŁY ZAGRAŻAJĄ ŻYCIU DZIECI

Ryzyko wypadku jest wyższe niż w kopalni

Co roku w polskich szkołach rocznie notuje się ponad 76 tys. wypadków - 60 śmiertelnych i 388 ciężkich. Niebezpieczeństwo czyha na uczniów w salach gimnastycznych, na korytarzach oraz schodach - donosi "Dziennik Polski".

Jednak eksperci twierdzą, że dane resortu edukacji mogą być zaniżone, a na tysiąc uczniów przypada średnio 21 zdarzeń zagrażających ich bezpieczeństwu.

Centralny Instytut Ochrony Pracy wyliczył, że to więcej niż w transporcie czy górnictwie, gdzie notowanych jest rocznie 17 wypadków na tysiąc pracowników.

Teraz urzędnicy nie wliczają do swoich statystyk np. wypadków w drodze do szkoły, czy też na wycieczkach - mówi Krystyna Świder z CIOP.

Przekonuje, że na ujawnianiu realnej liczby wypadków nie zależy także dyrektorom szkół, bo zbyt wiele takich zdarzeń oznacza natychmiastową kontrolę z kuratorium.

Najbardziej niebezpieczne są dla uczniów sale gimnastyczne, w których tylko w Małopolsce w ubiegłym roku zanotowano ponad 3,3 tys. wypadków. Na schodach i korytarzach obrażenia odniosło ponad tysiąc małopolskich uczniów. Na dalszych miejscach są boiska, place zabaw, a także sale lekcyjne.

Zdaniem dyrektorów najczęstszą przyczyną wypadków jest nieuwaga oraz nieumyślne uderzenie. Z kolei eksperci wskazują raczej na zły stan szkolnej infrastruktury - dodaje dziennik. | AJ

 

 

„ANGORA, dodatek: ANGORKA” nr 41, 09.10.2005 r.

UWAŻAJ, CZYM INTERESUJESZ SIĘ W MŁODOŚCI, BO...

Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci – głosi stare ludowe porzekadło, którego prawdziwość potwierdziły ostatnio autorytety w dziedzinie neurologii. Choć już w szóstym roku życia mózg człowieka osiąga 95% dorosłych rozmiarów, to jego struktura jest jeszcze niedojrzała i podlega licznym

 

przeobrażeniom. Za ostateczne ukształtowanie najważniejszego organu ciała w dużej mierze odpowiadają nasze zainteresowania. Oznacza to, że jeśli nastolatek spędza większość wolnego czasu na słuchaniu muzyki, uprawianiu sportu albo siedzeniu przed komputerem czy telewizorem, to te pasje, jako najważniejsze, zostaną zaprogramowane w jego głowie już na zawsze.

 

Za wszystko odpowiedzialny jest mechanizm zarządzający tworzeniem szybkich połączeń między najbardziej aktywnymi szarymi komórkami i zanikaniem innych (tych nieużywanych). Największa aktywność tego procesu przypada na okres dzieciństwa i dojrzewania. Odkrycie to pozwala m.in. na rozwiązanie zagadki: dlaczego osobom, które w młodym wieku uzależniły się od picia, palenia czy narkotyków tak trudno zerwać z nałogiem. Teraz naukowcy zastanawiają się, jaki

 

wpływ będą miały ostatnie odkrycia na sposób wychowania młodzieży. – Nasz mózg nastawiony jest na relacje międzyludzkie i kontakt z bliskimi – wyjaśnia zawiłość problemu Jay Giedd, amerykański specjalista neurologii i psychiatrii. – Dlatego dla jego prawidłowego rozwoju najważniejsza jest miłość, jaką rodzice okazują swym pociechom, oraz czas, jaki im poświęcają.

Oz na podst. www.onet.pl

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Poniedziałek [04.01.2010, 06:45]1 źródło

TWOJE DZIECKO NIE MÓWI? TO WINA TELEWIZORA

Maluchy nie uczą się od maszyn.

Prawie jedna czwarta chłopców i jedna na siedem dziewcząt ma problemy z mówieniem - wynika z badań Jean Gross, doradczyni brytyjskiego rządu w tej kwestii. Aż cztery procent dzieci w wieku trzech lat w ogóle nie mówi - informuje "The Daily Mail".

Z badań, które Gross przeprowadziła wynika, że 22 proc. chłopców i 13 proc. dziewcząt ma problemy z mówieniem i zrozumieniem innych. Jedna czwarta rodzin przyznaje, że telewizor jest w ich domu włączony przez większość czasu lub przez cały dzień. Jedno na dziesięć dzieci w wieku od roku do dwóch lat ogląda telewizję we własnym pokoju.

Zdaniem Gross to właśnie oglądanie telewizji utrudnia rozwój mowy u dzieci.

Nasze mózgi nie są przystosowane do tego, by uczyć się od maszyn. Dzieci uczą się rozpoznawać twarze i uczą się "odpowiadać" patrząc na twarze rodziców - twierdzi Gross.

Jej zdaniem proces mówienia zakłóca nawet sam "szum telewizyjny" w mieszkaniu, który utrudnia komunikację dziecka z resztą rodziny. | WB

 

 

„Newsweek” nr 47, 27.11.2005 r.

(...) Tak jak nie ma darmowego obiadu, tak też nie ma niewinnych prezentów. Ta prawda z trudem przebija się do świadomości polskich nauczycieli. Najbardziej przykre, że dzieci uczą się od nich zachowań korupcyjnych. Wchodzą w dorosłość z przekonaniem że prezentami można w życiu wszystko załatwić. To geneza ich późniejszego, dorosłego podejścia do korupcji.

Grażyna Kopińska, szefowa programu przeciw korupcji Fundacji Batorego

 

 

LEKCJA POLSKIEGO:

Ćwiczenie. Opisanie jakiegoś aktualnego zdarzenia w różny sposób: obiektywny, tendencyjny, bogaty, prymitywny, racjonalny, emocjonalny (w tym religijny). Zamiast nudnych, abstrakcyjnych dla współczesnego czytelnika, lektur trzeba wprowadzić analizę źródeł opiniotwórczych przekazów (w tym prasy).

BIOLOGIA.

Powinna ona obejmować m.in. dokładną budowę człowieka i funkcjonowanie organizmu. Trzeba też dostarczyć elementarnej wiedzy o gemach np., że m.in. mimo predyspozycji do pewnych chorób możemy odpowiednim trybem życia im zapobiegać; że jedni wielokrotnie dłużej zniosą, ale i tak z niekorzystnymi skutkami, negatywne czynniki, a inni b. szybko poniosą silne, negatywne skutki takich czynników (np. trucia się tn).

 

 

(To fragment z poprzedniego nu „WŚ”)

1. KOMUNIKOWANIE SIĘ

 

a)   Trzeba uprościć pisownię, m.in. ustalając jedno: ż, h, u, ś (zamiast „si”), ć (zamiast „ci”) oraz, iż „nie” piszemy razem z wyrazem m.in. gdy występuje w kontekście jednoznacznie negatywnej odpowiedzi i, że wyrazy piszemy tak jak je wymawiamy. Uczenie się dotychczasowych - archaicznych - zasad jest zmorą milionów ludzi (nie tylko Polaków)(przecież, gdy np. rozmawiamy to nie posługujemy się ortografią, a mimo to doskonale się rozumiemy), pożera miliony godzin nauki, pieniędzy i kilogramów papieru. Jest zbędne, irracjonalne (nie potrzebnie obciąża intelekt – podczas pisania trzeba się zastanawiać nad archaizmami, zamiast wyłącznie nad treścią). W brew pozorom (przyzwyczajeniu) obecne (z zasadami ortografii) czytanie jest trudniejsze, i trwa dłużej bo trzeba analizować wyrazy by w odpowiednim msu np. „c”, „r” czytać, a w innym je ignorować (więc po co je w ogóle pisać?). Skrócimy też dzięki temu wyrazy (objętość tekstów).                                                                                 

Często równie ważnym kryterium oceny jest, oprócz treści, poprawność ortograficzna. Na tej podstawie dyskredytuje się ludzi – totalny absurd!. Jeśli ktoś miałby ochotę, to mógłby obecne zasady stosować w prywatnej korespondencji. Życie trzeba sobie ułatwiać (w tym oszczędzać m.in. czas). Jedni chcą żyć w świecie bez zmian, pełnym ograniczeń, stereotypów, tabu. Inni są twórcami. Moim obowiązkiem jest z działać tyle ile się da (więc m.in. z tymi, z którymi jest to możliwe: ludźmi otwartymi, odważnymi, racjonalnymi, twórczymi). Postęp zawdzięczamy m.in. przełamywaniu stereotypów. Kim Ty jesteś?

 

PS

Tym, którzy mają klapki na oczach, można m.in. tak odpowiadać: R-zeczywiście, tr-zeba naśladować naszyc-h pr-zodko(`)w... (proszę zrobić eksperyment i przeczytać to zdanie komuś na głos, raz z „rz”, „ch”, „ó”, a drugim razem z „ż|”, „h”, „u” i niech wskaże różnice...). Kolejny, ciekawy pr-zykład: Superzłodziej zamarzł.

Jak Ci ludzie opanowują inne języki skoro czytanie moich tekstów - z uproszczoną  pisownią, gdyż tylko z jednym „ż”, „h”, „u” - było dla nich barierą nie do

pokonania (kaleczeniem, profanacją  języka itp...)? Jak się spodziewać, oczekiwać od nich pokonywania prawdziwych problemów, skoro nie potrafią  pokonać takich banalnych, własnych uprzedzeń, stereotypów? Już na takim przykładzie widać jak trudno jest kogoś do czegoś racjonalnego przekonać – coś zmienić.

 

PS2

 www.ateista.pl 

Rasjonel's Awatar: „Takie zdanie prof. Miodka pod rozwagę: Może Bałtyckie wobec moRskiego brzegu, górzysty góra, morze morski, piekarz piekarski?!”

Nie ma idealnych rozwiązań. W tym przypadku korzystniejsza jest „moja” (dałem cudzysłów, gdyż takich prób było wcześniej więcej. – Wszyscy przegrali z siłą masy trwaczy...) propozycja, tylko trzeba ją przemyśleć, oszacować jej wymienione korzyści (przed odrzuceniem – bo może zmienić zastaną sytuację...).

Moja odp.:

Wyobraźcie sobie odwrotną sytuację: miliony ludzi nie traci, łącznie, miliardów godzin, pieniędzy na uczenie się archaizmów; nie ma segregacji pod względem opanowania tych, obecnie, absurdalnych zasad; jest mnóstwo zaoszczędzonego czasu, pieniędzy na przyswajanie racjonalnych zdolności (przyswajanie irracjonalizmów frustruje, wypacza, degeneruje umysł, marnotrawi, ogranicza jego potencjał – bo wszystko co robimy nas kształtuje; powoduje awans, prosperitę ludzi bezmyślnych, trwaczy (i funkcjonowanie sprzyjających im ideologii, utopii))? Która opcja przeważa...

 

 

APEL DO UCZNIUW

Ogłaszam od nowego roku szkolnego w 2008 roku BOJKOT ORTOGRAFII.

Jeśli się to powiedzie i wymusi wreszcie racjonalne podejście do tego tematu, odniesiemy potrujny sukces bo dodatkowo uwieżycie w swoje możliwości i pokażecie tym trwaczom „na guże” że stanowicie konstruktywną siłę, kturej niemożna lekceważyć. Będzie to pruba, trening pżed dalszymi działaniami (realizacja moih postulatuw; może to być pżełom, historyczny rok) – ale o tym puźniej.

 

 

b)   Powszechne stosowanie skrótów wyrazowych pozwoli zaoszczędzić następne miliony (...), w tym godzin na czytanie.

 

 

c)   Trzeba wprowadzić (obok lokalnego) język ogólnoświatowy, którym uczono by w szkołach i który byłby językiem urzędowym (ustalając jego oficjalne wejście

np. za kilkanaście lat). Zniknęłaby wreszcie bariera dla: techniki, medycyny, turystyki, dyplomacji itp. Pozwoliłoby to wyeliminować kolejne wydatki liczone w

milionach (np. na obsługę tłumaczy, personelu, sprzętu, itp.).

 

 

§           

Wszystkie dzieci powinny mieć swoje szafki w szkołach, i dwa komplety książek – jeden w domu drugi w szkole, chowany w szafkach (póki nie zostaną zastosowane elektroniczne nośniki).

Trzeba nakazać uczniom używanie wózków 2- kołowych zamiast noszenia, w tym nierównomiernego, ciężarów.

 

 www.o2.pl | Poniedziałek [05.01.2009, 07:44] 1 źródło

DO SZKOŁY Z E-BOOKIEM

Dzieci na Śląsku będą miały lżejsze tornistry.

W domu stos tradycyjnych podręczników. Ale nie trzeba będzie ich pakować do tornistra idąc do szkoły - tam będzie czekał e-book. Urządzenie wyposażone w cyfrowe wersje wszystkich książek. To nie wizja science fiction tylko pomysł Śląskiego Kuratorium Oświaty. Pierwsi uczniowie mają mieć dostęp do cyfrowych podręczników jeszcze w tym roku szkolnym - informuje "Polska. Dziennik Zachodni".

Takie urządzenie ma wiele zalet. Najważniejsze, że nie obciąża wzroku tak jak komputer, nie jest szkodliwe dla zdrowia. Poza tym tornistry uczniów będą lżejsze, zwłaszcza, że nieraz codziennie muszą nosić do szkoły cały zestaw podręczników - mówi kurator oświaty, Stanisław Faber.

Trwają już rozmowy z producentami urządzeń, oprogramowania oraz wydawnictwami, które miałyby udostępnić wersje cyfrowe podręczników szkolnych.

Ile będzie kosztował e-book? Kurator twierdzi, że na razie za wcześnie na rozmowy o kosztach oraz o przetargach. Nie chce zdradzać szczegółów. Ale może liczyć na wsparcie wojewody śląskiego, który już zapowiedział, że będzie partycypował w kosztach wyposażenia szkół w ten sprzęt. | BW

 

"WPROST" nr 7/2009 (1362)

KSIĄŻKI W KOMÓRCE

Internetowy sklep Amazon oferuje ponad 225 tys. tytułów książek elektronicznych, w tym niemal wszystkie najnowsze bestsellery. Można też kupić elektroniczne gazety i czasopisma. Lawina zamówień spowodowała, że zapasy czytników e-booków Kindle po raz kolejny wyczerpały się tuż przed Bożym Narodzeniem 2008 r.

Nowa usługa Amazon na razie jest dostępna tylko w USA, ale prowadzone są już rozmowy z europejskimi operatorami sieci komórkowych. Ofertę o nazwie The eBook Store wprowadziła fi rma Sony, producent podobnego do Kindle urządzenia Sony Reader. Można je kupić w Wielkiej Brytanii i Francji. We Francji Orange testował usługę Read & Go. Abonenci mogli pobierać przez sieć komórkową na specjalny czytnik elektroniczne wersje największych francuskich gazet. Odpowiedzią Amazon jest nowy model czytnika e-booków Kindle.

 

W Monachium zorganizowano kongres na temat e-książek. Ronald Schild, twórca serwisu Liberka, przekonywał, że nadszedł czas, by za e-bookami opowiedziały się tradycyjne wydawnictwa. Sprzyja temu wynalazienie tzw. elektronicznego papieru, który wykorzystują czytniki e-booków. e-booków. Specjalna powierzchnia zmienia barwę, tworząc obrazy lub litery. Nie jest to tak męczące dla oczu jak świecący ekran. Mikroskopijne kapsułki zawierają ciemne i jasne cząsteczki, których ułożenie jest sterowane napięciem elektrycznym. Aby zobaczyć, co jest na ekranie, potrzebne jest zewnętrzne światło. Wieczorem – tak jak w wypadku zwykłej książki – niezbędna jest przynajmniej nocna lampka.

 

Na razie czytniki e-książek dobrze radzą sobie tylko z wyświetlaniem obrazów w odcieniach szarości. E Ink Corporation pracuje już jednak nad kolorowymi wyświetlaczami. Kindle mieści średnio 200 książek, a dodatkowe karty pamięci praktycznie likwidują limit. Bezprzewodowe połączenie ze sklepem umożliwia ściąganie książek z dowolnego miejsca. Urządzenie odtwarza też pliki dźwiękowe. Oprócz Amazon i Sony na rynku są też inne urządzenia do odczytu e-booków, takie jak iLiad, Cybook i HanHan- lin eReader. Różnią się nieco wielkością, budową i funkcjonalnością. Ekran iLiada działa jak tablet, który pozwala pisać i robić notatki. Firma Plastic Logic w 2010 r. chce rozpocząć sprzedaż bardzo cienkich, giętkich czytników. W Internecie można znaleźć publikacje przeznaczone do czytania na domowych komputerach, najczęściej w postaci plików PDF. Ale PDF to jeszcze nie e-book. Format elektronicznej książki musi bowiem umożliwiać wyświetlanie jej na przenośnych urządzeniach, łatwą nawigację, wyszukiwanie fraz, regulację czcionki. Amazon stworzył format AZW, Sony – BBeB. Większość urządzeń czyta także formaty takie jak ePub lub bardzo popularny Mobipocket. Do czytania książek można wykorzystać niektóre telefony komórkowe. Firma Apple za pośrednictwem App Store oferuje e-booki dla iPhone’a i iPod Toucha. Kanadyjska sieć księgarń Indigo Books & Music przygotowuje dla tych gadżetów system Shortcovers, który pozwoli zamawiać i czytać elektroniczne publikacje z wirtualnej księgarni.

 

E-book (eBook, książka elektroniczna, e-książka) to treść zapisana w formie elektronicznej, przeznaczona do odczytania za pomocą oprogramowania zainstalowanego w urządzeniu komputerowym (komputerze, palmtopie, telefonie komputerowym, czytniku e-booków). E-booki są tańsze niż tradycyjne książki, mają praktycznie nieograniczoną pojemność, łączą różne typy mediów (książki, gazety, czasopisma) w jednym niewielkim pliku.

Autor: Marek Matacz

 

 

 www.o2.pl | Czwartek [15.01.2009, 16:12] 2 źródła

PŁACĄ UCZNIOM ZA DOBRE OCENY

Stypendyści lepiej się uczą i są pewniejsi siebie.

W dwóch liceach w stanie Luizjana wprowadzono program, w ramach którego uczniowie z ubogich rodzin dostawali od pomocy socjalnej pieniądze za... dobre stopnie. Uczniowie mogli w ten sposób zarobić nawet 1000 dol. za semestr nauki. Jednak inicjatywa od samego początku budziła kontrowersje.

 

Przeciwnicy projektu twierdzili, że nagroda pieniężna za dobre stopnie uczy studentów interesowności i zniechęca ich do zdobywania wiedzy. Ci bardziej radykalni uznali, że program jest formą łapówki. Byli w błędzie?

 

Na przykładzie uczniów z Luizjany mogliśmy zaobserwować, że osoby, które dostały zapomogę finansową o 30 proc. częściej zapisywały się na kolejny semestr zajęć niż te, które nie otrzymały wsparcia. Co więcej, u uczniów "zarabiających" na ocenach zaobserwowaliśmy wielką zmianę w podejściu do życia: byli oni bardziej pewni siebie i swoich zalet oraz ukierunkowani na osiągnięcie sukcesu w życiu, niż ich "bezinteresowni" koledzy - twierdzi Thomas Brock, analizujący program finansowania dobrych ocen.

Zwolennicy programu argumentują także, że naukę też można traktować jako pracę, za którą uczniom należy się nagroda. Tym bardziej, że zdobywanie dobrych wyników w nauce może stanowić dobrą podstawę do późniejszych sukcesów zawodowych. | AB

 

 www.o2.pl | Poniedziałek [08.06.2009, 16:44] 1 źródło

SZKOŁY PŁACĄ GOTÓWKĄ ZA DOBRE STOPNIE

Średnia ocen wzrosła o 40 proc.

Nauka popłaca, dosłownie. Jak donosi "The New York Post" w programie Sparks, który objął 59 szkół publicznych w najbiedniejszych dzielnicach Nowego Jorku, można zarobić aż do 500 dolarów za dobre wyniki osiągnięte podczas zdawania 10 testów.

Przeważająca liczba szkół biorących udział w programie donosi o średniej poprawie wyników nauczania angielskiego i matematyki na poziomie 40 proc. W ramach programu 7-klasiści dostają do 50 dolarów za każdy z 10 pozytywnie zdanych egzaminów a 4-klasiści po 25 za każdy ze swoich - informuje gazeta.

Wielu nauczycieli widzi w programie metodę na poprawę motywacji, skupienie uwagi na nauce i wzbudzenie zdrowej konkurencji i walki o stopnie wśród uczniów.

Od września 2008 roku ponad osiem tysięcy dzieci zarobiło 1,25 mln dolarów. Autorem inicjatywy Sparks jest ekonomista uczelni Harvarda Roland Fryer. Jest ona finansowana przez Educational Innovation Laboratory w Cambridge w stanie Massachusetts. Identyczne programy prowadzi się w Chicago i Waszyngtonie. | JS

 

 

§          

KONIEC ZAJĘĆ MA SIĘ RÓWNAĆ: KONIEC NAUKI, WIĘC I MYŚLENIA O SZKOLE. Czyli zlecanie zadań do domu ma dotyczyć wyłącznie uczniów chętnych do tego i odbywać bez ocen.

 

 

 www.o2.pl | Środa [08.04.2009, 22:41] 1 źródło

ROBIENIA PRAC DOMOWYCH NALEŻY ZAKAZAĆ

Przynajmniej uczniom do 11. roku życia.

Uczniowie powinni mieć czas bawić się z kolegami i jeździć na wycieczki z rodziną, zamiast tego zmusza się ich do pracy. Nawet pięciolatkom władze sugerują zadawać zajęcia domowe, które zajęłyby im godzinę tygodniowo. To się powinno skończyć - grzmieli brytyjscy nauczyciele w czasie zjazdu ich związku zawodowego.

Związkowcy stwierdzili, że dawanie prac domowym dzieciom do 11. roku życia to marnowanie czasu zarówno uczniów jak i nauczycieli.

Nadmiar obowiązków szkodzi relacjom między dziećmi a rodzicami, bo maluchy starają się robić co mogą, ale często kończy się to łzami. Na dodatek praca domowa zniechęca do nauki dzieci, które już na tym etapie gorzej sobie radzą, np. te wychowywane przez samotnego rodzica - tłumaczą członkowie "Association of Teachers and Lecturers". |  JS

 

§             

Przed każdą i po każdej lekcji ma się odbywać gimnastyka.

 

§          

Posiłki dla dzieci w szkołach są okazją do wyrobienia prawidłowych nawyków żywieniowy (jeśli da im się bezpośrednio pieniądze na ten cel to najczęściej przeznaczą  je na niezdrowe rzeczy).

 

·

Kamery w szkołach, w tym w toaletach, to niezły pomysł.

 

· 

„FAKTY I MITY” nr 21, 27.05.2004 r.

KTO NIE ZDAŁ EGZAMINU

(...) A teraz z nieco innej beczki. Tematy

wyciekły? No to co? Czy raz

na zawsze nie można by skończyć

tej zabawy starych ch... w Indian?

Przecież od lat wygląda ona tak: nauczyciele

robią wszystko, by egzaminacyjne

tematy ukryć, a młodzież

– by je zdobyć. A i tak co roku są

przecieki.

Aby rozwikłać ten problem, zatelefonowałem

do Ministerstwa Edukacji

z następującym pomysłem: dwieście

tematów prezentujących całe

spektrum licealnej edukacji z języka

polskiego i tyleż samo z innych, wybranych

przez uczniów przedmiotów

(np. matematyki) bez żadnych przecieków

należy opublikować wiele tygodni

wcześniej w Internecie. W dniu

egzaminów tematy są losowane (pięć

z dwustu). Nawet jeśli ktoś przygotuje

sobie dwieście ściąg, to i tak oznacza,

że posiadł całą potrzebną wiedzę

– czyli wszystko gra!

– A wie pan, że to jest świetny

pomysł! Czy mogę przedstawić go „na

kierownictwie”? – uradował się jeden

z dyrektorów departamentu. (...)

Marek Szenborn

 

 

TZW. INTEGRACJA W SZKOŁACH...

Trzeba dokonać podziału szkół według profilu psychologicznego, zainteresowań by nie dochodziło do patologii: m.in. pogrążania, okaleczania psychicznego intelektualistów, wrażliwców przez osobników okaleczonych, niedorozwiniętych psychicznie, intelektualnie, psychopatycznych. By nie była ona źródłem, lęków, kompleksu, urazów, udręki dla tych pierwszych i msm zaspokajania swoich patologicznych potrzeb dla pozostałych. Również dlatego, aby tworzyły się tam trwałe znajomości, przyjaźnie, zamiast zrywania wszelkich kontaktów by jak najszybciej zapomnieć o przebytym koszmarze.

 

Obecnie wrażliwsza, inteligentniejsza część młodzieży przebywa wśród osobników agresywnych, złośliwych prymitywnych itp.. Którzy znęcają się psychicznie i fizycznie nad tymi pierwszymi (w tym atrakcyjniejszymi, mądrzejszymi od siebie) z negatywnymi skutkami dla obydwu stron: wrażliwcy – nabywają lęki, urazy, kompleksy, są poniżani (co też b. negatywnie wpływa na kontakty z rówieśniczkami – co często kończy się masturbacją i innymi formami zastępczymi, a w efekcie m.in. pogłębianiem kompleksów; co też sprzyja dewiacjom), uczą się też nienawiści, agresji itp. – co niesie negatywne skutki na ich dalsze życie; prymitywy utrwalają swoją postawę życiową, bo dobrze na niej wychodzą, i wszyscy mają  nauczkę życiową...

 

Niech pomysłodawcy integracji sami się nią zajmą (np. różne zaułki, bramy, więzienia, wystarczy tylko poczekać na wychodzących, są pełne kandydatów...).

 

www.o2.pl | www.sfora.pl Sobota [10.04.2010, 06:44]

PRZEMOC W SIECI: WYMUSZENIA, GROŹBY I SZANTAŻE

Cierpi tysiące nastolatków.

Co 10. nastolatek doświadcza w sieci przemocy - wynika z ostatnich badań naukowców z University in Western Australia.

Najczęściej przez wulgarne wiadomości oraz zdjęcia umieszczane w sieci lub przesyłane na telefon.

W 92 proc. przypadków młodzi ludzie są dodatkowo zastraszani w świecie realnym. Większość młodych ludzi spotyka się z takimi przypadkami przynajmniej raz na kilka tygodni - uważa Donna Cross z National Centre Against Bullying.

Taka forma przemocy sprawia, że około 70 proc. dzieci nigdy nie czuje się bezpiecznie w szkole.

Nastolatki rzadko też w takich sytuacjach proszą o pomoc dorosłych, a interwencje nauczycieli i rodziców często nie pomagają w rozwiązaniu problemów. | TM

 

"ANGORA" nr 33, 13.08.2006 r.

Z KIM PRZESTAJESZ...

Jeszcze przychodzą listy w sprawach

kobiet, niepełnosprawnych dzieci itp. Czasem

wydaje mi się, że ich Autorzy tkwią

jeszcze w końcu XIX wieku i chodzi im po

głowach dr Judym i sosna rozdarta... Zapominają,

że od pół wieku istnieje telewizja

(a i inne środki zdalnego przekazu).

Otóż nadal zdecydowanie podtrzymuję

tezę, że szkoła, w której klasach siedzi

po kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu

uczniów – jest z definicji dla ludzi przeciętnych.

Powinna być oczywiście dysedukacyjna,

sprofilowana, by posegregować

uczniów wedle płci i zdolności – ale to tylko

półśrodki. Dziecko nieprzeciętne – zarówno

głupsze, jak i mądrzejsze – będzie

się w szkole zawsze czuło źle.

I nic na to nie można poradzić.

Poza nieposyłaniem takich dzieci do

szkół. Na co jednak nie pozwalają biurokratyczne

przepisy. Bo biurokracja musi

brać ludzi pod sznurek. Przychodzi walec

– i wyrównuje.

Od 40 lat tłumaczę, że szkoły państwowe

– to powolna śmierć narodu.

Dziś 21% nie zdało matury. Ludzie: przy

kryteriach z 1930 roku nie zdałoby 90%!

TAKA JEST PRAWDA!!

I oczywiste jest, iż „z kim przestajesz

– takim się stajesz”. Z czego trzeba wyciągnąć

wnioski – i nie dopuszczać, by

dzieci przebywały zbyt długo z dziećmi

znacznie mniej od siebie inteligentnymi.

Powinny współzawodniczyć między sobą.

Moi Korespondenci twierdzą, że to niehumanitarne:

lepiej – piszą – poświęcić

diamenty, byle te drobne kamyczki nabrały

nieco szlifu, ocierając się o nie...

Jest to głęboko zakorzeniona miłość do

urawniłowki.

Jednak dzieci średnie i upośledzone

bynajmniej nie muszą być pozbawione

kontaktu z bardziej uzdolnionymi rówieśnikami!!

Od tego jest telewizja.

Telewizja umożliwia kontakt jednostronny.

Dzieci średnio uzdolnione powinny

oglądać programy pokazujące

tych wybitniejszych (bez przesady, bez

wytwarzania przepaści!!), a dzieci upośledzone

oglądać tych średniaków.

I w ten sposób podciągać swój poziom.

A te zdolniejsze swojego poziomu

nie obniżają, bo przed kamerą konkurują

z równymi sobie.

Tymczasem co widzimy?

Stacje TV pokazują bzdurne kreskówki

na poziomie przeciętnego Amerykanina,

czyli debila. W przekonaniu – słusznym

– że programu mądrego część dzieci by

nie zrozumiała (więc przełączyłyby się na

inny kanał), natomiast program głupi mądre

dziecko też zrozumie... No, i rozumie.

I takie się staje. Polacy są mistrzami

świata w szachach i brydżu jako dzieci,

jako juniorzy... a potem gdzieś to znika.

Stali się przeciętniakami. Bo chodzili

do reżymowej szkoły i oglądali telewizję!!

Co zabawniejsze: reżymówka ma

„pełnić misję publiczną”, ale jedyny ambitny

i dobry program, „Dzieciaki z klasą”,

robiła TVN. I podobno przestała...

No, dobrze: program p. Manna też jest

dobry. Ale to krople w oceanach głupoty.

Dotyczy to zresztą nie tylko dzieci. TV

zamiast pokazywać mężczyzn mądrych,

silnych i odważnych, kobiety ładne, eleganckie

i obdarzone wdziękiem, pokazuje

bandziorów, nieudaczników, flądry,

szantrapy – w ostateczności wymalowane

lale. Bo to się sprzedaje. Bo (jak sądzą

spece od TV) większość woli czuć

się dobrze, oglądając głupszych i gorszych

od siebie...

Cóż: z kim przestajesz – takim się

stajesz. Stajemy się więc pomalutku

społeczeństwem bandziorów, nieudaczników,

flądr, szantrap i malowanych lal.

Dlatego w odróżnieniu od Lewicy, która

ogranicza naszą Wolność czynienia

tego, co chcemy, a za to pozwala nam

wygadywać dowolne bzdury, jestem za

zezwoleniem ludziom na wszelką działalność

– natomiast za ukróceniem możliwości

wygadywania bzdur.

A w TV – po prostu za cenzurą. TV to

nie miejsce na Walkę o Prawdę (od tego

są miesięczniki i tygodniki), lecz narzędzie

wychowywania przeciętnego społeczeństwa.

A jacy są wychowawcy – pożal się

Boże!

I skutki są, jakie są.

Janusz Korwin-Mikke

janusz@korwin-mikke.pl

 

 

www.o2.pl | www.sfora.pl Poniedziałek [05.04.2010, 14:48]

NAUCZYCIELE MOGĄ UŻYWAĆ SIŁY. DOSTALI ZGODĘ

To jedyna metoda na agresywnych uczniów.

Nauczyciele powinni użyć siły, aby rozdzielić bójkę uczniów. To także jedyna metoda na tych, którzy zakłócają porządek na lekcjach i nie chcą opuścić klasy. To nowe zalecenie brytyjskiego resortu edukacji.

Do szkół trafiło opracowanie, które dokładnie opisuje sytuacje, w których nauczyciele mogą używać siły fizycznej, aby zachować dyscyplinę wśród uczniów - donosi "The Daily Mail".

To m.in. bójki oraz inne agresywne zachowania, które mogą doprowadzić do uszkodzenia ciała czy mienia, a także sytuacje, gdy uczeń nie chce podporządkować się decyzji o nakazie opuszczenia szkoły czy klasy.

Są wydarzenia, na które nauczyciele nie mogą zareagować inaczej jak użyciem siły fizycznej. Nasze wytyczne mają pomóc przełamać ich wątpliwości. Oczywiście bicie nie może być formą kary - mówi Ed Balls z ministerstwa edukacji. | AJ

 

 

 

 

CO DO MNIE

Mam wykształcenie podstawowe. 7-mą klasę szkoły podstawowej oraz 1-wszą  klasę zawodówki, powtarzałem. Miałem b. niskie oceny. Jeśli zdawałem do następnej klasy to ledwo, ledwo. Całe dotychczasowe życie pracowałem fizycznie (taczka i łopata to najczęściej używane przeze mnie narzędzia). Ostatnio (podczas przygotowywania 1-go nr. „WŚ”) zbierałem puszki i różne rzeczy z, i z pod śmietnika. Jeśli trafiała się jakaś praca to w oparach tn (!!) i z koniecznością słuchania radia (dziesiątki tysięcy razy nazw stacji i wr!!), więc po kłótniach (...) zwalniałem się.

Pamiętam paranoję z moich czasów, kiedy to zdolnych, a jednocześnie tzw. leniwych (nie widzących sensu w uczeniu się o kwiatkach, zawiłych wzorów matematycznych, szczegółów historycznych, o imiesłowach, przydawkach (dalej nie wiem i nie chcę wiedzieć co to jest) itp., bo to przydaje się mniej niż 1 na 1.000 osób) karano powtarzaniem klasy (bezsens nad bezsensami), a niezbyt pojętnych, ale za to pracowitych, przepychano do następnej. W efekcie część zdolnych kończyła na łopacie, a część tych drugich kontynuowała  naukę  i podejmowała kierownicze stanowiska, czego efekty w okuł widać...

 

Na lekcjach przemyśliwałem jaki otacza mnie bezsens, m.in.: najpierw się wylewa ścieki (substancje, które można by było w wielu przypadkach wykorzystać) do rzeki zatruwając ryby i ludzi, a później te ogromne ilości wody się oczyszcza. Wywala w powietrze miliony ton produktów spalania i innych procesów, a potem, za ogromne pieniądze, leczy ludzi. Podobnie z niezdrową żywnością – najpierw się nawozi, a później odwozi... ludzi do szpitala! Itp., itd! Ja chciałem już wtedy pełnić najwyższą funkcję w kraju (Polska byłaby teraz m.in. najbardziej oswobodzonym krajem od kor. A co do pozostałych problemów, to jak chce je rozwiązać, można przeczytać na łamach tego pisma) by to zmienić. Tylko się zastanawiałem czy prawo na to pozwoli, a jeśli nie to czy przekonam posłów by je zmienili.

Nie wiem czy zmusiłem się do przeczytania chociażby 5% materiałów zawartych w podręcznikach, a i z tego być może podobną ilość zapamiętałem na kilka dni, na bieżące potrzeby. Dzięki temu nie zaśmieciłem swojego umysłu. Miałem jeszcze to ogromne szczęście, iż wtedy członkom kor nie wolno było robić religijnego prania mózgu dzieciom w szkołach. Wówczas, pewnie nie byłoby tego pisma, więc szanse realizacji zawartych w nim postulatów byłyby odpowiednio mniejsze (bo to jest jego cel istnienia: przedstawienie problemów, sposobów ich rozwiązania i argumentu, które za tymi rozwiązaniami przemawiają). Ile dzieci religijnie okaleczono w obecnych tzw. szkołach, ile zaprzepaszczono twórczych myśli dzięki wprowadzeniu tam legalnego zatruwania umysłów katolicką uzależniająca trucizną!

 

 

"NEWSWEEK" nr 36, 08.09.2002 r.

NIEPRZECIĘTNE DZIECIAKI

Jak postępować z uzdolnionymi dziećmi? Jak im pomóc? Co zrobić, by nie utraciły swoich talentów?

 

Zdolne dzieci zadają miliony pytań. Interesują się wszystkim - od budowy sokowirówki po fizykę kwantową. Około 33 proc. z nich przed pójściem do szkoły potrafi czytać i liczyć do 100. Wcześnie ujawniają konkretne zdolności. Na te przebłyski geniuszu rodzice najpierw patrzą z niedowierzaniem. On z tego wyrośnie - myślą. Potem przychodzi euforia - jakie mam mądre dziecko. W końcu przerażenie: jak postępować, by nie utraciło swoich talentów?

 

Jak rozpoznać zdolne dziecko?

 

Rozpoznasz je już w przedszkolaku (3-, 5-latku), gdy:

 

- Łatwo zapamiętuje wierszyki i teksty piosenek, powtarza twoje słowa.

 

- Zadaje mnóstwo pytań i nie pozwala się zlekceważyć. Szybko zauważa zmiany w otoczeniu.-

 

- Potrafi długo skupiać się na czynności, która je interesuje.

 

- Ma bogatą wyobraźnię, tworzy nowe zabawy, wymyśla bajki i opowiadania.

 

- Nie lubi, gdy mu pomagasz. Wszystko chce zrobić samo. Jest niezależne.

 

Jeżeli twoja pociecha spełnia trzy z podanych warunków, przemyśl to i działaj. Jeśli masz wątpliwości, zaprowadź dziecko do psychologa, by za pomocą profesjonalnych testów ocenił jego zdolności i poradził, jak je prowadzić.

 

1 Podążaj za dzieckiem

 

Samo się uczy, szybko zapamiętuje. Praca rodziców pozornie jest niepotrzebna. Tymczasem zdolne dziecko wymaga od nich więcej zaangażowania, czasu i energii. Jego nadpobudliwość intelektualna potrzebuje stałej pożywki. I tylko dorosły może mu jej dostarczyć, podsuwając lektury, pokazując źródła, w których może znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Nie szukajmy sami informacji w encyklopediach. Pokażmy dziecku, gdzie je znajdzie. Nie lekceważmy jego zainteresowań, nawet jeśli wydają się nam kłopotliwe lub mało praktyczne. Dzieci zdolne to często zbieracze. Gromadzą kamienie, muszle, korzenie. Pomagajmy im w tym. Pokazujmy inne znane kolekcje i sposoby katalogowania. Dzieci poznają świat, najpierw koncentrując się na detalach. Od nich przechodzą do wiedzy teoretycznej. Tylko wtedy, gdy zdolne dziecko znajdzie w rodzicach wsparcie w rozwiązywaniu intelektualnych problemów, będzie miało ochotę uczyć się nowych rzeczy.

 

2 Szukaj argumentów

 

Zdolnym dzieciom szybko przylepia się etykietkę "trudne". Są niezależne, potrafią bronić swojego zdania. Hasło: "musisz to zrobić i już" to recepta na konflikt. Docierają do nich tylko racjonalne argumenty. Namawiając je do spełnienia naszych oczekiwań, przygotujmy się do rozmowy, do odpowiedzi na ich pytania. I nie przekonujmy, jeżeli sami nie jesteśmy przekonani. Dostrzegą każdą naszą niekonsekwencję. Używajmy krótkich, logicznych zdań. Jeżeli przyjmą naszą argumentację, możemy być pewni, że pożądane przez nas zachowanie będzie trwałe. Rady dotyczące skutecznych sposobów przekonywania dzieci znajdziemy w książce E. Faber i A. Mazlish "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły".

 

3 Zachęcaj inteligentnie

 

Kiedy nasze zdolne dziecko opiera się i nie garnie do nauki czegoś nowego, trzeba sprytnie wymyślić sposób, który przyspieszy rozwój jego słabszych stron i będzie przez nie akceptowany. Zdolne dzieci szczególnie źle przyjmują sytuację, w której umiejętnościami ustępują rówieśnikom. Nie chce rysować? Podsuńmy farby, glinę lub masę solną. Unika zajęć ruchowych? Pokażmy mu różne możliwości - zabierzmy na basen, trening judo, zajęcia ogólnorozwojowe, taneczne. Pozwólmy wybrać. Jeśli dziecko szybko zniechęca się trudnościami, nie mówmy: "ja też tego nie potrafię" albo "widzę, że się starasz". Spojrzy na nas z niedowierzaniem: dorosły i nie umie narysować kota? Podsumujmy krótko ich pracę: "Od kilku minut rysujesz. To się nazywa wytrwałość". Zamiast chwalić na siłę i oceniać ("Jaki śliczny domek!"), opisz, co widzisz lub czujesz: "Widzę, że zrobiłeś dwa kółka, jeden zygzak, tu kropka i krecha. Jak to wymyśliłeś?". Ty opisujesz, dziecko widzi, że je rozumiesz. Będzie próbowało dalej.

 

4 Ucz systematyczności

 

Dzieci uzdolnione unikają rutynowych czynności. Rozwiążą skomplikowane problemy matematyczne, ale zlekceważą dodawanie w słupkach i popełnią najprostsze błędy. Ponieważ uczą się bez wysiłku, rodzice często nie przywiązują wagi do wpajania im systematyczności. Wyniki w nauce bywają wtedy nieadekwatne do ich możliwości. Co można zrobić? Urozmaicać nielubiane zajęcia, szukając atrakcyjnych metod (np. nauka matematyki przy wspólnym obliczaniu budżetu domowego) i uczyć systematyczności. Najlepiej przez rozsądne zagospodarowanie czasu dziecka i wyznaczanie stałej pory na lekturę, odrabianie lekcji, oglądanie kreskówek, zabawę, posiłki i sen. Wyrobiony nawyk będzie procentować.

 

5 Znajdź dziecku różnorodne towarzystwo

 

Uzdolnione dzieci mają trudniejszy kontakt z rówieśnikami, bo nie znajdują z nimi wspólnych tematów. Chwalone przez dorosłych, często nie są akceptowane przez równolatków. Czują się gorsze. Sposobem na "socjalizację" jest zapewnienie dziecku dobrego towarzystwa z różnych środowisk (szkoła, podwórko) i grup o podobnych zainteresowaniach (np. zajęcia sportowe, chór itp.).

 

6 Przygotowuj na zmiany

 

Zdolnym dzieciom, którym rodzice poświęcają więcej uwagi, znacznie trudniej przystosować się do przedszkola czy szkoły. Trzeba je do tego przygotować. Powiedzmy mu więc, że nie zawsze będzie odnosiło sukcesy i że nie wszyscy koledzy mogą mieć ochotę się z nim bawić. Jeśli dziecko uprzedzimy, łatwiej mu będzie przyjąć ewentualną porażkę.

 

7 Nie przesadzaj

 

Prawie po każdej szkole krążą opowieści o zdolnych dzieciach, które przychodziły na lekcje wyspać się lub wyszaleć. Przeciążone nadmiarem obowiązków traciły zainteresowanie otoczeniem, nie radziły sobie z agresją. Trzeba uważać, by nie przesadzić. Dziecko samo daje sygnały zmęczenia - jest apatyczne, płaczliwe,

 

rozdrażnione. To znak, że trzeba zwolnić tempo.

 

8 Nie licz na szkołę

 

Utalentowane dzieci i ich rodzice raczej nie mają co liczyć na zrozumienie w przepełnionych szkołach, nastawionych na typowych uczniów. Zdolne dziecko szkoła potraktuje raczej jak omnibusa - skoro jest dobre w jednym, powinno być we wszystkim. Naucz je rozpoznawać jego mocne i słabe strony. Nie pytaj: "Dlaczego z geografii tylko czwórka?". Zaakceptuj, że wysiłek będzie wkładało tylko w te przedmioty, które je interesują. Pozwól dziecku wybrać samodzielnie krąg zainteresowań. Zorganizuj mu czas poza szkołą, pamiętając o odpoczynku i zajęciach sportowych.

Izabella Kurzejewska

 

 

 

 

 


"FAKTY I MITY" nr 43, 01.11.2007 r.

KOŚCIOŁA WALKA O SZKOŁY W II RP

Wprowadzenia obowiązkowego wykładania w szkołach publicznych czterech godzin lekcji religii oraz jednej godziny śpiewu religijnego tygodniowo, pełnej zgodności programów nauczania z zasadami katolicyzmu, poddania szkół nadzorowi władz kościelnych, dopuszczenia do wykonywania zawodu nauczyciela wyłącznie katolików oraz oddzielnych szkół dla niekatolików – tego domagał się Kościół w II Rzeczypospolitej.

Polski episkopat nie szczędził również słów potępienia nie tylko wobec idei koedukacji czy włączenia teorii ewolucji do szkolnych programów nauczania, ale nawet dla lekcji gimnastyki, które miały ponoć stanowić wyjątkowo groźne źródło demoralizacji młodzieży katolickiej. W 1929 roku walczącym o maksymalną klerykalizację szkoły przybył w sukurs Watykan, ogłaszając encyklikę „O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży”. Oto jak Pius XI pouczał w niej wszystkich wiernych i niewiernych: „(...) nie przez to samo, że w szkole udziela się nauki religii, staje się ona zgodną z prawami Kościoła i chrześcijańskiej rodziny i godną, by do niej uczęszczali katoliccy uczniowie. By była ona taką, potrzeba, żeby całe nauczanie i całe urządzenie szkoły: nauczyciele, programy, książki wszystkich przedmiotów były przejęte chrześcijańskim duchem pod macierzyńskim kierunkiem i czujnością Kościoła w ten sposób, żeby religia była prawdziwie podstawą i uwieńczeniem całego wykształcenia (…)” .

Jednak najwięcej uwagi kościelne autorytety II RP poświęcały deprecjonowaniu edukacji neutralnej religijnie i straszeniu „owieczek” jej rzekomo zgubnymi skutkami. Szkoła bezwyznaniowa to „rozpłodnik anarchii we wszelakiej sferze” – groził bp Józef Sebastian Pelczar, a pedagog ks. Walenty Gadowski z równą zaciekłością twierdził, że uczniowie uczęszczający do „bezbożnych” szkół „spadają tym samym na poziom moralności ludożerców, którzy mówią: gdy ja ciebie zjem, to dobrze, ale gdy ty mnie zjesz, to niedobrze”. Tymczasem jak II Rzeczpospolita długa i szeroka jedyną świecką szkołą (w której nie wykładano żadnej religii, ale odbywały się za to lekcje etyki) było zalegalizowane przez państwo w 1934 roku Gimnazjum im B. Limanowskiego na warszawskim Żoliborzu, prowadzone przez Robotnicze Towarzystwo Przyjaciół Dzieci.

Cytaty z przedwojennych klasyków – „obrońców katolickich ideałów wychowawczych” – mówią same za siebie:

„Wierni nie powinni godzić się na powierzanie w szkołach przeznaczonych dla katolików wychowania młodzieży nauczycielom innowiercom, którzy z natury rzeczy nie mogą z pełnym skutkiem być wychowawcami młodzieży katolickiej, nie doceniając i nie praktykując sami obowiązków wiary i moralności katolickiej, nie mając przede wszystkim zrozumienia dla najważniejszego w życiu katolika czynnika, dla życia łaski, współżycia z Bogiem już na ziemi”;

„Nauczania i nauki »neutralnej« nie ma. Ktokolwiek mówi o rzekomej »neutralności« nauki (…), już stanął na stanowisku światopoglądu antychrystusowego”.(Bp Stanisław Adamski)

„Rozsiewnikiem niedowiarstwa jest szkoła bezwyznaniowa. Nieprzyjaciele religii, skoro tylko dochodzą do władzy, starają się rugować wpływ Kościoła z wychowania publicznego, a natomiast zakładają szkoły bezwyznaniowe, by wychować młode pokolenia w ateizmie; krom tego wciągają do swego obozu nauczycieli wyższych i niższych (…). Co gorsza, dzisiejszy duch antychrześcijański zakłada wyższe szkoły żeńskie bez wszelkich wykładów religii, by kobiety olśnić blichtrem powierzchownej wiedzy i wzbić w dumę umysłową, a tym samym wyrwać spod wpływu Kościoła”;

„Jeżeli dobrze życzymy ludowi i społeczeństwu, a życzymy tak wszyscy, oprzyjmy całą pracę około szerzenia oświaty ludowej w szkole i poza szkołą na wiecznych i jedynie trwałych podwalinach religii”.(Bp Józef Sebastian Pelczar)

„Ponieważ nie ma formalnego określenia szkoły polskiej jako szkoły wyznaniowej dla dzieci katolickich, dlatego może się zdarzyć i niestety zdarza się, że się przydziela dzieci lub nauczyciela wyznania niekatolickiego do szkoły, w której nie ma żadnych lub prawie żadnych dzieci niekatolickich”;

„W szkole katolickiej wszystkie przedmioty tzw. świeckie zaznajamiają ucznia z tym, co Bóg stworzył, uczą go odcyfrowywać księgę przyrody, którą nam Bóg dał, i prowadzą go poprzez rzeczy stworzone do Stwórcy. A nauka religii, współpracując z przedmiotami świeckimi, uzupełnia je i wzbogaca tym, co na podstawie naukowo opracowanych źródeł teologicznych wiemy o Bogu, o rzeczywistym, realnym świecie Bożym”;

„Polskie podręczniki pedagogiczne, instytuty pedagogiczne właściwie wychowują niechrześcijańskich lub neutralnych pod względem religijnym nauczycieli i wychowawców dla szkół laickich, neutralnych lub międzywyznaniowych (…). Absolwenci tych pedagogiów znają najróżniejsze systemy pedagogiczne, tylko o katolickich zasadach pedagogiki nieraz pojęcia nie mają”.(Ks. Walery Jasiński)

„Kościół nie czyni »zamachu« na szkołę, nie zwalcza szkół prowadzonych przez świeckich, domaga się tylko, by w szkołach tych respektowano jego prawa”. (Ks. Michał Klepacz)

AK

W tekście wykorzystano – obok badań przeprowadzonych przez CBOS i panią Justynę Jasiak – analizy prezentowane podczas powyborczej sesji Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Nie były one autoryzowane.

 

 

"FAKTY I MITY" nr 8, 22-28.02.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

SZKOŁY POKRYTE PAPĄ

Szkół papieskich różnego szczebla (od podstawowego do wyższego) mamy w Polsce już około 850, z czego katolickie bądź niepubliczne placówki oświatowe stanowią zaledwie kilka procent.

Wśród papieskich imion publiczne szkoły najczęściej wybierają „Jana Pawła II” lub „Papieża Jana Pawła II”, ale nie brak również świeckich szkół imienia „Ojca Świętego Jana Pawła II”. Stosunkowo niewielką popularnością cieszy się natomiast „Karol Wojtyła”, a „25-lecie Pontyfikatu Jana Pawła II” jest jednostkowym przypadkiem. Ale o najbardziej wykombinowaną i najdłuższą nazwę pokusiła się Szkoła Podstawowa nr 74 w Gdańsku, przyjmując imię... „Księdza Kardynała Karola Wojtyły Pierwszego Papieża Polaka”.

Większość szkół papieskich szczyci się tablicami poświęconymi patronowi, a przed niektórymi wystawiono nawet jego pomniki (np. Zespół Szkół im. JPII w Pobiednie). Przed wieloma posadzono „papieskie dęby”, a niekiedy nawet urządzono cały „ogródek papieski” (Gimnazjum im. JPII w Chełmie). Prawie każda ze szkół posiada również jakieś święte relikwie – obrazki ze skrawkami sutanny JPII ofiarowane przez kard. Stanisława Dziwisza i (lub) poświęcone przy papieskim grobie gwoździe do sztandaru w kształcie białej kokardki z napisem „Szukałem Was” i datą 2 kwietnia 2005 r.

Przy różnych okazjach uczęszczający do papieskich szkół uczniowie mają obowiązek wyśpiewywać hymn szkolny, który niejednokrotnie przypomina dewocyjne pieśni kościelne.

„Ojcze nasz, któryś jest w niebie,

Papieżu Polaku, kochamy Ciebie.

Nie zapomnimy, żeś Ty od Boga

Był nam posłany, sługa Mu oddany” – to początek hymnu szkolnego Publicznego Gimnazjum im Jana Pawła II w Zabawie.

Inne papieskie szkoły również szczycą się swoją misją i programem wychowawczym. „Szkoła mająca dwustuletnie tradycje chrześcijańskie – chwali się Publiczna Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Pysznicy – wzbogacając ciągły proces wychowania o wartości płynące z depozytu wiary, przyjęła misję »budować fundamenty pod Ich przyszłe życie«, zaczerpniętą z homilii wygłoszonej prze Jana Pawła II 14 czerwca 1999 r. w Łowiczu. Misja ta wyznacza zadania i kierunki programu wychowawczego szkoły”.

Publiczne Gimnazjum im Jana Pawła II w Tuszowie Narodowym swoją misję definiuje następująco: „Jesteśmy szkołą otwartą na potrzeby środowiska, zapewniającą równość szans, obiektywizm i sprawiedliwość (…). Doceniamy wszystkich uczniów, opierając swoją działalność nie tylko na uniwersalnych zasadach etyki, ale przede wszystkim na polskich tradycjach wychowawczych, streszczających się w formule: Bóg – Honor – Ojczyzna” (podkreślenie w oryginale).

W statucie Szkoły Podstawowej nr 1 im. Jana Pawła II w Wadowicach czytamy: „Program wychowawczy oparty jest na życiu i nauce Patrona Szkoły Jana Pawła II – najwyższego autorytetu w wychowaniu do wartości”. A Gimnazjum nr 2 im. Jana Pawła II w Stalowej Woli również w statucie deklaruje, że realizowany w szkole program wychowawczy jest zgodny z... nauką społeczną Kościoła.

„Wstąp, aby dojrzeć na ciele i umyśle, odejdź, aby lepiej służyć swemu Bogu, Ojczyźnie i Bliźniemu” – kusi VI Liceum Ogólnokształcące im. Jana Pawła II w Legnicy i zapewnia, że „wybór na patrona tak wielkiego Polaka, stanowiącego doskonały wzór osobowy, wspomaga działanie dydaktyczno-wychowawcze, a młodzież opuszczająca mury liceum wyniesie zaszczepione idee i wzorzec osobowy tego prawego człowieka”, tzn. „odróżnia dobro od zła, postępuje według norm ustalonych przez rodzinę, szkołę i Kościół” oraz „ma właściwą hierarchię wartości”.

Szkoły noszące imiona papieskie zrzeszone są nie tylko w Ogólnopolskiej Rodzinie Szkół; ponadto integrują się w diecezjalnych strukturach. Przykładowo, podstawowym celem powołanej w ubiegłym roku – dekretem biskupa Wacława Depy – Zamojsko-Lubaczowskiej Rodzinie Szkół im. Jana Pawła II ma być „propagowanie nauczania Ojca Świętego” poprzez podejmowanie różnych inicjatyw na terenie szkoły, środowiska lokalnego i w gronie rodziny diecezjalnej. Wśród priorytetów wyznaczonych na rok 2008 za najważniejsze uznano zorganizowanie w czasie Wielkiego Postu spotkania formacyjnego dla nauczycieli szkół noszących imiona papieskie z terenu diecezji zamojsko-lubaczowskiej oraz wydanie scenariuszy uroczystości, koncertów, zajęć lekcyjnych, wieczornic i adoracji związanych z osobą i nauczaniem Jana Pawła II. Zamojsko-Lubaczowska Rodzina Szkół zobowiązuje ponadto wszystkie szkoły papieskie z terenu diecezji do udziału we mszy świętej i wywieszania flag papieskich z okazji: rocznicy nadania imienia szkole, 14–16 października (Dni Papieskie), 4 listopada (imieniny Karola), 2 kwietnia (rocznica śmierci papieża), 18 maja (rocznica urodzin Karola Wojtyły) oraz 12 czerwca (Diecezjalny Dzień Papieski).

AK

 

 

"FAKTY I MITY" nr 5, 01-07.02.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

TAK NAM DOPOMÓŻ

Brak zahamowań kościelnej hierarchii w upominaniu się o coraz to więcej dodaje skrzydeł armii sutannowych partyzantów rozsianych po całym kraju. A gruntem, na którym czują się nadspodziewanie dobrze, jest – niestety – polska szkoła.

To jedna z tych państwowych instytucji, która z żelazną konsekwencją nie przestrzega artykułu 53 Konstytucji RP („Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania”). Czymże bowiem innym, jak nie łamaniem tego przepisu, jest wypisywanie (lub nie) na świadectwie oceny z religii katolickiej?

Przed majestatem Kościoła na kolana padają zresztą nie tylko zastraszeni i znajdujący się w sytuacji bez wyjścia nauczyciele. Dyrektywy, jak podejmować przedstawicieli Kościoła, płyną także z kuratoriów. „Propozycja ceremoniału szkolnego dla szkół i placówek” to tytuł dokumentu, jaki wielkopolska kurator Elżbieta Leszczyńska rozesłała do podległych sobie placówek, szanując – jak podkreśla – tradycje i zwyczaje panujące w szkołach. Zauważa też, że „nauczyciel w swoich działaniach dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych ma obowiązek kierowania się dobrem uczniów, troską o ich zdrowie, postawę moralną i obywatelską z poszanowaniem godności osobistej ucznia”.

A że postawę kształtują między innymi akademie, należy wiedzieć, jak się podczas nich zachować. Pośród uwag dotyczących noszenia sztandaru czy wywieszania flag państwowych znajdują się również wytyczne dotyczące spraw wyższej wagi. „Często problemem jest właściwe powitanie i przedstawienie gości” – pisze Elżbieta Leszczyńska. „W Polsce precedencja uzależniona jest od zajmowanego stanowiska; także jego umocowania konstytucyjnego, rozróżnienia administracji rządowej lub samorządowej” – zauważa trafnie.

Jak zatem dyrektor szkoły ma witać przybyłych na akademię gości? Ano, według kuratoryjnych wytycznych pani kurator – „duchowny, który uczestniczy w uroczystościach szkolnych, powinien być witany w pierwszej kolejności (...) przed prezydentem miasta czy burmistrzem”. Analogicznie powinien się zachować dyrektor, który na uroczystość zaprasza na przykład wójta i proboszcza. Pleban ma być witany na początku. Przy czym – „do kardynała zwracamy się »Jego Eminencjo«, do arcybiskupa, biskupa, ambasadora zwracamy się »Jego Ekscelencjo«”...

 

Wobec powyższego nie mogą dziwić wcale coroczne wędrówki do proboszcza po pozwolenie na zorganizowanie studniówki w piątek. Nikogo nie oburza także fakt, że kiedy termin zabawy wypadnie na przykład w Wielkim Poście, należy o zgodę poprosić biskupa – list błagalny oraz obietnica odpokutowania grzechu to minimum, jakie należy obiecać w zamian za dyspensę.

Podobny scenariusz przerobiły już pokolenia maturzystów w naszym kraju, nie protestując bynajmniej przeciw nadmiernej ingerencji kleru w sprawy świeckiej przecież szkoły.

O tym, jak rzecz cała wygląda w praktyce, przekonali się ostatnio uczniowie XLI Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi. Ich katecheta, ksiądz Stefan Bujak, skonstatował bowiem, że dzieciarnia wymyśliła studniówkę dwa dni po Środzie Popielcowej. Nie dość, że w post, to jeszcze w piątek. Zgroza! Na tę okoliczność dyrektor Piotr Wentel zwołał nadzwyczajne zebranie komitetu studniówkowego, podczas którego nie bronił bynajmniej świeckości swej szkoły. Nie sprzeciwił się także, kiedy katecheta uznał, że najlepszym wyjściem z patowej sytuacji będzie poproszenie o zgodę na zabawę łódzkiego metropolity. Sprawa balu trafiła więc przed oblicze abpa Władysława Ziółka. Ten łaskawie odpowiedni glejt podpisał, uczniowie ucieszyli się, że nie przepadnie zamówiona już sala z orkiestrą, jedzenie oraz kamerzysta. Zapamiętają na całe życie, kto im dał kiełbasę i kto trzyma bat...

 

Ogromne zaangażowanie wykazała również siostra Zofia Mroczkowska, katechetka z Zespołu Szkół im. Armii Krajowej w Brańsku. Postanowiła ona unowocześnić bożonarodzeniowy spektakl, popularnie zwany jasełkami. W rezultacie przedstawienie „o Bożym Narodzeniu”, ukazujące m.in. syndrom poaborcyjny oraz problemy z ponownym zajściem w ciążę, obejrzała nie tylko młodzież z klas licealnych, ale także dzieci z podstawówki.

 

„Szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju, przygotować go do obowiązków rodzinnych i obywatelskich w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności” – to ustawa o oświacie z 7 września 1991 roku. A rzeczywistość?

Wiktoria Zimińska

 

Ministerstwo Edukacji Narodowej proponuje podwyżki dla nauczycieli od 185 zł do 200 zł brutto, twierdząc ustami minister edukacji Katarzyny Hall, że z tegorocznego budżetu można na ten cel przeznaczyć wyłącznie 250 mln zł.

Tymczasem budżet państwa wydaje rocznie ok. 560 mln zł na nauczanie religii w szkołach, mimo że to, jak i czego nauczają katecheci, nie podlega kontroli MEN. Taka kwota w zupełności wystarczyłaby na pokrycie roszczeń ponad 600 tys. nauczycieli, którzy domagają się wzrostu płacy zasadniczej od 600 do 1100 zł.

Dominika Nagel

 

 

"FAKTY I MITY" nr 48, 06.12.2007 r.

NA BAKIER Z RELĄ

Z mediów słyszymy, że prawie sto procent obywateli Rzeczypospolitej to katolicy. I z tej to przyczyny nauka jedynie słusznej religii musi być obowiązkowa. Ale badania socjologiczne temu przeczą...

Protestujących przeciwko wliczaniu oceny z religii do średniej (pomysł ministrów edukacji – Giertycha i Legutki) przedstawiciele Kościoła nazwali kundelkami lub – w nieco bardziej ekskluzywnej wersji – marginesem. Uzasadnienie było bardzo proste: skoro na religię uczęszcza większość uczniów, to przysługuje im za to prawo do nagrody. Politycy (poza nieliczną grupą posłów lewicy) jakoś głośno przeciw temu nie protestowali. Wyszli pewnie z założenia, że jak czegoś chcą biskupi, to tego samego chce większość obywateli. Owym reprezentantom ludu polecamy lekturę sondaży, przeprowadzonych przez największe i najstarsze biuro badań socjologicznych – Centrum Badań Opinii Społecznej.

Stosunek Polaków do nauczania religii w przedszkolach i szkołach utrzymywanych przez państwo CBOS bada od września 1991 roku. Z tych analiz wynika, że z roku na rok rośnie odsetek przeciwników religijnej indoktrynacji dzieci. Najwięcej oponentów notuje się wśród rodziców w grupie wiekowej 45–54 l., i to niezależnie od miejsca zamieszkania i poziomu wykształcenia. Jest to pokolenie, które nie tylko pamięta propagandę sprzed 1989 roku, ale poznało też możliwości wyboru, jakie pojawiły się po roku 1989. I stąd przekonanie, że katecheza nie ma sensu, bo odbiera młodym umysłom wolność.

Biskupi wciąż podkreślają wysokie, bo ponad 70-procentowe poparcie obecności katechezy w szkołach. Ale ich radość jest przedwczesna. Gdy bowiem socjologowie zapytali rodziców, czy chcą, aby ocena z religii znalazła się na świadectwie szkolnym, to 64 proc. respondentów powiedziało: NIE. Jeszcze więcej, bo aż 72 proc. badanych, nie życzy sobie, aby religia była przedmiotem maturalnym. I to przy świadomości, że ocena z religii mogłaby zawyżyć średnią i pozwolić zdać maturę ostatnim tłukom.

Ale to nie koniec złych wiadomości dla biskupów i potulnych wobec nich polityków. Tak się bowiem składa, że coraz więcej Polaków chce, aby ich dziecko, obok katechezy, równolegle uczęszczało na zajęcia z etyki (w 2007 r. chciało tego 26 proc. badanych, podczas gdy w 2000 roku taką możliwość rozważało tylko 18 proc.). Przy okazji nie można zapomnieć o rosnącej, bo sięgającej już 13 proc. grupie ludzi, którzy chcą, aby ich dziecko chodziło wyłącznie na zajęcia świeckiej etyki.

Co więcej, rodzice coraz bardziej opacznie i nie po katolicku rozumieją obowiązki wynikające z nauki religii. Zapytani (57 proc.) twierdzą, że katecheza powinna przekazywać niezależną wiedzę o wszystkich głównych systemach religijnych świata.

Poważni socjologowie od ponad dwóch lat powtarzają jak mantrę tezę, że współczesne polskie nastolatki to pokolenie konserwatywne. Dowodzą tego ponoć masowe kościelne śluby oraz chrzty nowo narodzonych dzieci. Tymczasem inny obraz wyłania się z lektury młodzieżowych forów dyskusyjnych. Tam świeże mężatki lub przyszłe panny młode masowo skarżą się, że ślub w kościele brały lub mają zamiar zawrzeć tylko dlatego, że tak chce rodzina, bo tak wypada.

Wyjaśnienie mitu o konserwatyzmie młodego pokolenia jest proste. Część badaczy żyje jeszcze powszechną kwietniową histerią z 2005 roku, kiedy zmarł Jan Paweł II. To wtedy – na fali bogoojczyźnianego zadęcia i wszechobecnej propagandy – przywiązanie do katolickiej religii i moralności deklarowało prawie 95 proc. młodych Polaków. Już pół roku po przejściu owej fali mistycyzmu wskaźnik ten spadł do 80 proc. i dalej leci w dół. Rośnie za to grono ludzi określających się jako liberałowie. W 2007 r. w ten sposób zdeklarowało się ponad 20 proc. przepytanych.

Ciekawe wyniki przyniosły badania doktorantki z Uniwersytetu Śląskiego – Justyny Jasiak. Przepytała ona gimnazjalistów mieszkających w najbardziej katolickiej części regionu katowickiego – w Czeladzi i jej okolicach. Oto wyniki:

1. Dzieci w wieku 14–15 lat wykazują wątpliwości co do zasad przekazywanych im przez Kościół;

2. Tylko 10 proc. przepytanych wskazało, że wierzy, bo pokazano im dowody na prawdziwość nauczania Kościoła. Pozostali: (40 proc.) wskazywali, że podstawą ich przekonań jest wychowanie w domu; 12 proc. mówiło o wpływie księży; 15 proc. źródeł wiary upatrywało w innych autorytetach;

3. Małolaty chadzają do kościoła zazwyczaj raz w tygodniu – w niedzielę z rodzicami. Codziennie we mszy świętej uczestniczy tylko 1 proc. przepytanych „ultrakatolików”;

4. Młode pokolenie jest otwarte na innych. Nie uważa niewierzących za antychrystów i degeneratów. Nawet na wsi połowa przepytanych powiedziała, że szanuje inne poglądy, choć z nimi się nie utożsamia. Równocześnie zanotowano tamże szokujący wskaźnik fanatyzmu religijnego. Brakiem tolerancji „pochwaliło się” aż 35 proc. dziewczynek i 25 proc. chłopców;

5. Pojawiła się całkiem spora grupa małolatów (8 proc.) uważających, że można być człowiekiem prawym, nie wierząc w Boga. Niesamowite!;

6. Małolaty zaczynają krytycznie patrzeć na duchownych i negują ich wpływ na swoje życie. Aż 6 proc. przepytanych uważa, że niczego nie zawdzięczają duchownym, których znają;

7. Małolaty żyją we własnym świecie, w którym nie ma miejsca na lekturę Nowego Testamentu (do jego przeczytania przyznał się 1 proc. badanych). Na pierwsze miejsce wysuwa się za to dostęp do nowoczesnych mediów (internet, telefon komórkowy), problem braku porozumienia z rodzicami (w badaniach UNESCO aż 40 proc. dzieci w wieku 11–15 lat mówiło, że nie potrafi się z nimi dogadać). Młodzi Polacy boją się także tego, że rodzice wylecą z pracy albo w domu zabraknie kasy (ponad 70 proc.).

Żyjącym w pałacach biskupom polecamy także lekturę forów dyskusyjnych młodych socjologów. Badacze skarzą się, że gdy pytali małolaty o sprawy związane z wiarą, wyraźnie odczuwali ich niechęć. Zauważyli za to pobudzenie i wzrost zainteresowania, gdy tylko zaczynali mówić o internecie, komórkach i galeriach handlowych.

A kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi polecamy lekturę analiz statystycznych kuratorium małopolskiego. Wynika z nich, że od października 2007 r. w szkołach średnich w Krakowie modne jest wśród młodych... niechodzenie na religię. Twierdzą oni przy tym bezczelnie, że nie będą dla piątki z „reli” marnować wolnego czasu.

Czy w przyszłości chętnie będą oni łożyć na utrzymanie swoich proboszczów i ich samochodów?

MiC

 

 

"FAKTY I MITY" nr 11, 14-20, 03.2008 r. CZYTELNICY DO PIÓR

PRAWDA WAS WYZWOLI

Aż trudno uwierzyć, do jakiego stopnia systematyczna indoktrynacja potrafiła zbałamucić polskie społeczeństwo. Ale to się wkrótce zmieni.

Religią jest wiedza o chrześcijaństwie, islamie, religii Mojżeszowej, buddyzmie itp. Religią były wierzenia starożytnych narodów Bliskiego Wschodu, Greków, Rzymian, Słowian, Indian itd.

Chyba nikt nie odważy się twierdzić, że to, co jest prowadzone na lekcjach tzw. religii w większości polskich szkół, to nauka religii.

Przemilcza się informacje historyków opisujących wydarzenia w Imperium Rzymskim, w tym także na Bliskim Wschodzie, takich jak Józef Flawiusz czy Tacyt, a ci bardzo jednoznacznie opisują wydarzenia, które w efekcie doprowadziły do narodzin chrześcijaństwa. Nasi uczniowie mają pełne prawo do rzetelnej wiedzy historycznej. Gdyby w szkołach podawano rzetelną wiedzę religijną, opartą na historycznych faktach, to każdy inteligentny uczeń łatwo pojąłby na przykład to, że chrześcijaństwo jest kompilacją zmodyfikowanych wierzeń i obrzędów narodów Bliskiego Wschodu i Rzymian. Skoro nasze państwo płaci za naukę tzw. religii, to powinno żądać od katechetów podawania historycznej, obiektywnej wiedzy. Jeżeli Kościół chce uczyć mitów, to ma do tego punkty katechetyczne. Smutne jest to, że większość świeckich dziennikarzy traktuje biblijne podania jako fakty historyczne. To straszne, że nasza młodzież wchodzi w życie z okrojonym, a nawet dotkliwie okaleczonym światopoglądem, wciąż utrwalanym przez prasę, radio i telewizję.

Dręczy mnie następujący problem. Czy jeśli podczas lekcji religii lub – co nie daj Boże – na maturze uczeń będzie odpowiadał zgodnie z wiedzą historyczną, będącą w rażącej sprzeczności z tym, czym go indoktrynowano na lekcjach tzw. religii, to dostanie ocenę niedostateczną?!

Ponadto każdy rozumny człowiek widzi, że w naszym kraju nauka religii sprowadza się nie tylko do indoktrynacji, ale także jest rodzajem musztry. Kościół, który powinien pełnić rolę służebną w stosunku do wiernych, w coraz większym stopniu usiłuje pełnić rolę wymuszająco- kontrolną. Czy uczeń chodzi do kościoła? Czy rodzice chodzą? Kartka do spowiedzi, kartka ze mszy... Kościół – wbrew Biblii – po prostu wymusza określone zachowania. Co gorsza, uczeń spełniający skrupulatnie nakazy katechety w godzinach pozalekcyjnych (np. ministrant) może liczyć na wyższą ocenę. Zatem ocena z religii wynika jedynie w ograniczonym stopniu z wiedzy ucznia. Choć – przyznać trzeba – i tak jest to „wiedza” złożona ze znajomości mitów, sprzeczna z faktami historycznymi, więc może nie warto kruszyć kopii. Dlaczego jednak taka ocena ma być wliczana do średniej? Co to ma wspólnego z rzetelną, wartościową wiedzą? Jaki pożytek z takiej „wiedzy” będzie miał uczeń i państwo polskie?

Kolejne nasze rządy zdecydowanie domagały się, aby w preambule europejskiej konstytucji znalazło się odwołanie do wartości chrześcijańskich. W związku z tym nasuwają się oczywiste pytania: Czy tłumienie nauki, okrucieństwa towarzyszące wyprawom krzyżowym, mordowanie Prusów, Jadźwingów, Indian, okrucieństwa towarzyszące masowemu paleniu przez wieki żywych ludzi na stosach, często wyłącznie za ich pęd do wiedzy i krytyczne patrzenie na rzeczywistość – to są właśnie te wartości, o które walczą nasze rządy?

A przecież te i wiele im podobnych faktów z dziejów chrześcijaństwa kładły się wielkim cieniem na dziejach Europy i świata.

Kościół nieśmiało próbuje przyznać się, że spalenie Giordana Bruna, Jana Husa czy potępienie Galileusza to były błędy... A kiedy Kościół uzna ich oprawców za zbrodniarzy? Kler wciąż mówi o męczennikach za wiarę. A kiedy kler zacznie mówić o milionach męczenników, tych, którzy ponieśli męczeńską śmierć z rąk ludzi Kościoła?

Dzieje hitleryzmu i komunizmu zostały potępione i rozliczone przez ludzkość. Jest rzeczą zrozumiałą, że nikt nie próbuje obecnie wciskać ludzkości wartości komunistycznych czy hitlerowskich. Jeżeli kogoś drażni porównanie katolicyzmu do hitleryzmu czy komunizmu, to mam pytanie. Którą śmierć należy uznać za bardziej okrutną: trucie niewinnych ludzi w komorach gazowych, strzelanie w tył głowy czy może palenie na stosie?

Niestety, przykro to powiedzieć, ale chrześcijaństwo, które ma na sumieniu zbrodnie w pełni porównywalne z najgorszymi notowanymi w historii, nigdy nie zostało z nich rozliczone, a kler, niestety, nie widzi potrzeby do posypania głów popiołem. A bez tego elementarnego rozliczenia się z bestialską przeszłością Kościół katolicki osiądzie na mieliźnie, a szermowanie przez kler tzw. wartościami chrześcijańskimi pozostanie niesłychaną obłudą i bezczelnością.

Nie chodzi o walkę z religią. Ta czy inna religia były, są i będą. Trzeba być niezwykle odważnym człowiekiem, aby odrzucić ze swojego życia wiarę w życie po śmierci doczesnej. Jednak sami księża – którzy wzywają do ubóstwa i pokuty – zapewniają sobie raj za życia. Większość z nich to ludzie niewierzący. Zresztą nie wierzę, aby inteligentny człowiek po iluś tam latach grzebania w mitach podczas studiów na seminarium duchownym był osobą wierzącą w nie.

Tak więc, panowie w czarnych sukienkach i innych śmiesznych strojach, zanim zaczniecie chronić plemniki, komórki jajowe, embriony i zygotę, przybierając pozę obrońców życia poczętego, rozliczcie się z masowych bestialskich morderstw popełnionych przez waszą organizację na dorosłych niewinnych ludziach.

Kościół niby domaga się uczciwości od wiernych, a sam unika przejrzystości w dochodach i opodatkowaniu, przez co stanowi uprzywilejowaną i pasożytniczą kastę w państwie. Z jednej strony powołuje się na prawo naturalne, a z drugiej – utrzymuje pełne zakłamanie związane z celibatem. Miałem kilku kolegów księży. Po dłuższym okresie znajomości zawsze dochodziłem do przekonania, że z trudem tłumili w sobie swoje naturalne popędy i jeśli tylko mieli dyskretną okazję, dawali swoim popędom upust. Po co to zakłamanie?!

Kościół katolicki ma fatalne referencje na szczeblu międzynarodowym. Wszędzie, gdzie jest mocny, tam państwo jest skorumpowane i słabe: Polska, państwa Ameryki Łacińskiej, do niedawna Portugalia, Hiszpania, Włochy. Wszędzie, gdzie katolicyzm jest słaby lub szczątkowy, tam jest silne, praworządne państwo (państwa skandynawskie, Szwajcaria, Holandia, Anglia, Francja).

W żadnym państwie nie udało się zauważyć poprawy moralności narodu w wyniku oddziaływania Kościoła katolickiego. Warto więc w końcu zastanowić się, jakie korzyści ma państwo polskie z tego, że finansuje w różnej formie funkcjonowanie kleru katolickiego. Polacy mają fatalną reputację pod względem moralnym. W przeciwieństwie do wielu krajów, w których katolicyzm jest niezauważalny w życiu publicznym.

Świat otwiera się przed Polakami. Kościół katolicki tego nie powstrzyma. Najwyższy czas, aby kler zrozumiał, że katolicyzm wymaga bardzo głębokich reform – drugiej reformacji. Może więc warto zastanowić nad tym, co mówili i (lub) mówią i jak postępowali światli przedstawiciele kleru, np. nieżyjący już ksiądz Józef Tischner.

Czytelnik z Małopolski

 

 

"FAKTY I MITY" nr 22, 07.06.2007 r. POLSKA PARAFIALNA

NIE DLA IDIOTÓW

Encyklopedia kłamie, Polską rządzi królowa, homoseksualistów należy wyspowiadać, zastrzelić i pochować... Na lekcjach religii można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy.

Zawód katechety to niezła fucha. Państwo płaci pensję, nie mając najmniejszego wpływu na program nauczania religii, więc można pleść na niej kompletne bzdury. Kuratorium oświaty nie ma żadnych uprawnień do dyscyplinowania katechety, bo jedynym organem władnym do odwołania go ze stanowiska jest właściwa terytorialnie kuria biskupia. Niejeden dyrektor szkoły dostaje sraczki, żeby tylko nie podpaść sile przewodniej i biskupowi – strażnikowi doktryny.

A popatrzmy, co się dzieje na lekcjach...

 

W renomowanym gdańskim gimnazjum religii uczy ksiądz magister Piotr B., wikariusz pobliskiej parafii. Człek to wszechstronnie wykształcony, bo zna na wyrywki nie tylko pacierz, ale może też godzinami rozprawiać o historii. Oczywiście tej prawdziwej, a nie wykrzywionej pseudonaukowymi teoriami żydo-komucho-masonów.

Mieliśmy niedawno okazję wysłuchania kilku wykładów ks. B. (indywiduum chronicznie nieznoszące kultury zachodnioeuropejskiej i w ramach protestu przeciwko zeświecczeniu państw „starej” Unii podróżujące niemal wyłącznie do... Rumunii) wygłoszonych dla uczniów klasy III wspomnianego gimnazjum. Było akurat o historii kat. Kościoła, dzięki czemu dowiedzieliśmy się m.in., że:

* Święta inkwizycja „skazała na śmierć tylko 300 osób”. Uczyniła to wyłącznie w stosunku do pospolitych bandytów, jako że ów kościelny trybunał... „nikogo nie karał za poglądy”!

Gdy wielebny zezwolił na dyskusję, bardzo nam zaimponował jeden z samodzielnie myślących uczniów, który wyjął z plecaka „Encyklopedię PWN” i przeczytał fragment, z którego wynikało, że wykładowca zgubił gdzieś kilka zer (np. udokumentowano spalenie na stosie co najmniej 30 tys. samych tylko „czarownic” – jak podaje niekwestionowany w tej dziedzinie „autorytet”, inkwizytor Lodovico Paramo – dop. red.). A ilu egzekucji nie udokumentowano...?

„Encyklopedia kłamie” – usłyszał w odpowiedzi nazbyt dociekliwy nastolatek.

Gdy upierdliwie powoływał się na inne źródła (audycje na kanałach telewizyjnych Discovery i National Geographic), pan od religii wpadł w furię.

„Robisz z siebie wielkiego idiotę, oglądając lewicowe i demoliberalne media. A jeśli będziesz upierał się, że inkwizycja była zła, popełnisz grzech i nie będziesz dopuszczony do bierzmowania” – zakomunikował uczniowi ksiądz magister;

* Wyprawy krzyżowe spowodowane były jedynie tym, że rdzennie chrześcijański od stuleci teren dzisiejszej Palestyny „najeżdżali muzułmanie, mordując naszych braci, którym trzeba było w tej sytuacji przyjść z pomocą”, zaś – działające tylko w obronie własnej – wojska interwencyjne „nikogo nie zabiły bez powodu”;

* Galileusz (w 1633 r. skazany przez inkwizycję na areszt domowy i 3-letnie odmawianie psalmów pokutnych – dop. red.) był oczywistym durniem, gdyż „miał wiele bardzo błędnych teorii”!

Dyskusji nie było, bo ksiądz B. to prawie dwumetrowe i bardzo nerwowe chłopisko, a piąchy ma jak bochny chleba...

 

Nauczycielką religii w Szkole Podstawowej nr 2 im. Armii Krajowej w podwarszawskim Milanówku jest urszulanka – siostra magister Teresa Górczyńska, wybitna specjalistka, figurująca na archidiecezjalnej liście „ekspertów zatwierdzonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do komisji egzaminacyjnych i kwalifikacyjnych”. Dodajmy, że także specjalistka od historii Polski, która na rzecz innych katechetów opracowuje konspekty metodyczne (jedno z owych dzieł wpadło nam w ręce), mające m.in. wbijać dzieciom klas V–VI do głów, że... nasz kraj jest tak naprawdę monarchią zarządzaną przez „królową Maryję”.

Jaka jest skuteczność takich i podobnych indoktrynacji? Na szczęście młodzież mamy nadzwyczaj rozumną. Oto jej wypowiedzi:

* „U mnie w gimnazjum jeden z księży katechetów powiedział na lekcji religii, że ta cała sprawa z molestowaniem seksualnym dziewcząt przez chłopców w szkołach to wina dziewczyn – bo się malują i ładnie ubierają. Jakby nosiły płócienne suknie, nie byłoby problemu. Nie został zwolniony i nawet nie otrzymał upomnienia, więc niemal wszystkie dziewczyny przestały już chodzić w tej klasie na religię” – opowiada na forum internetowym nastolatka skrywająca się pod pseudonimem Vene;

* „Zostałam postawiona do kąta za to, że powiedziałam na religii, że był Wielki Wybuch. Byłam w podstawówce, pasjonowałam się astronomią, ale katecheta nie mogąc sobie ze mną inaczej poradzić, po prostu uciął w ten sposób dyskusję” (Ola);

* „Katechetka na przygotowaniu do bierzmowania powiedziała, że ludzie, którzy nie chodzą do kościoła, ściągają na siebie i najbliższą rodzinę karę Anioła Śmierci. Jest ona nieodwołalna i z ich winy rodzina umrze, rzecz jasna nie od razu, ale na raty, po kolei jeden za drugim” – ironizuje Cebula;

* „Moja katechetka gadała na religii, że kalendarzyk jest najskuteczniejszy, a potem przyznała nam, że ma czworo dzieci, w tym troje nieplanowanych” – zauważyła inna młoda dama (Asta);

* „Kościół katolicki jest seksistowski i szowinistyczny. Ksiądz katecheta powiedział nam na religii, że masturbacja u kobiet w niektórych sytuacjach nie jest grzechem i jest dopuszczalna. Zastanawiam się nad przepisaniem do religii, która byłaby tak samo tolerancyjna dla obu płci” – podchwycił wątek licealista Idaan;

* „Straciłam do księdza szacunek, kiedy na początku roku powiedział, że homoseksualistów należy wyspowiadać, zastrzelić i pochować” – mówi o swoim gimnazjalnym nauczycielu religii oazowiczka z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej (PinkChirppie).

Jej koleżanki z diecezji, uczestniczki dyskusji na lokalnym forum internetowym Ruchu Światło-Życie, mają to szczęście, że ich katecheci – zadowalając się pensją – nie próbują czynić większych szkód młodzieńczej inteligencji:

* „U nas w gimnazjum mieliśmy katechetę, który opowiadał o swoim pożyciu z żoną. Zresztą on różne dziwne rzeczy gadał (niedoszły ksiądz). Potem mieliśmy katechezę z księdzem, który nie cierpiał dziewcząt/kobiet i ciągle nas objeżdżał (Tosisława);

* „Moje ostatnie dwie lekcje religii odbywały się na dworze i graliśmy z księdzem w palanta. Muszę przyznać, że nasz ksiądz ma dobre odbicie” – chwali swojego katechetę Agnieszka.

 

LPR-owscy ministrowie edukacji, Roman Giertych i Mirosław Orzechowski, „są skrajnie niekompetentni(...). Tego rodzaju osoby powinny być jak najszybciej pozbawione możliwości wywierania wpływu na edukację młodego pokolenia Polaków” – zauważył senat Uniwersytetu Warszawskiego w specjalnej uchwale powziętej w październiku 2006 r.

Katechetów takie wołania na puszczy specjalnie nie wzruszają, bo przecież ich „partii” nikt nie podskoczy...

Dominika Nagel

 

 

"FAKTY I MITY" nr 29, 26.07.2007 r.

PITOLENIE O SZOPENIE

 „Postawy religijne policjantów na przykładzie Olsztyna”, „Miejsce Polski i Kościoła katolickiego w działalności partii Centrum”...

...„Rola osób konsekrowanych w rozwoju powołania zakonnego młodzieży żeńskiej w świetle dokumentu »Idziemy naprzód z nadzieją«” czy „Wychowanie religijne w świadomości rodziców mieszkających w Północnej Mołdawii” – to oryginalne tytuły prac magisterskich, obronionych w 2006 roku na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Analiza tematyki prac magisterskich powstających na wydziałach teologicznych polskich uczelni państwowych z całą pewnością zasługuje na co najmniej doktorat, a może i Nobla. A oto inne przykładowe tematy prac z Olsztyna, tylko z ubiegłego roku: „Wpływ polskiej muzyki rozrywkowej na kształtowanie życia religijnego współczesnej młodzieży”, „Homoseksualizm a wiara religijna we współczesnej literaturze teologiczno-moralnej”, „Obowiązki wiernych jako odbiorców w dziedzinie środków społecznego przekazu”, „Szkolne nauczanie religii i jego funkcje profilaktyczne wobec uzależnienia młodzieży od alkoholizmu”, „Pojęcie i postawy ofiary we »Władcy Pierścieni« J.R.R. Tolkiena”, „Wpływ szatana na moralne działanie człowieka na podstawie publikacji Gabriela Amortha”, „Przygotowanie do zawarcia małżeństwa katolickiego na przykładzie młodzieży II klas szkół ponadgimnazjalnych o profilu technicznym w Olsztynie”, „Postawy wobec religii studentów zaocznych powiatu kętrzyńskiego na przykładzie Wydziału Zamiejscowego Wyższej Szkoły Informatyki i ekonomii TWP w Kętrzynie”, „Prorodzinne wychowanie w świadomości rodziców szkoły podstawowej w środowisku wiejskim na przykładzie Tyrowa

i Samborowa”, „Przygotowanie do sakramentu małżeństwa w świadomości narzeczonych na przykładzie Dekanatu Szczytno”.

Tegoroczne obrony prac magisterskich zapewne będą nie mniej interesujące. Choć nas bardzie jakoś interesuje, że 12 uczelni wydziałów teologicznych w Polsce funkcjonuje za nasze pieniądze...

AK

 

 

"FAKTY I MITY" nr 45, 15.11.2007 r.

PAPIEŻOLOGIA STOSOWANA

Co roku na polskich uczelniach powstają setki prac magisterskich na temat Jana Pawła II. Papieskich magistrów od lat produkuje się w Polsce na skalę przemysłową.

Rekordowymi osiągnięciami w tej dziedzinie poszczycić się może Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jednak już w kategorii oryginalności tematów zgłębianych przez magistrantów ani trochę nie ustępują mu inne uczelnie – choćby Uniwersytet Warmińsko-Mazurski.

Poniżej prezentujemy skromny wybór co ciekawszych tytułów „papieskich” prac magisterskich, obronionych „zaledwie” na trzech polskich uniwersytetach.

 

Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (różne wydziały):

* Dziewictwo wypełnieniem powołania kobiety w nauczaniu Jana Pawła II.

* Związek zażywania narkotyków z nieodpowiedzialnym życiem płciowym według Jana Pawła II.

* Ocena antykoncepcji w świetle kryterium mowy ciała w nauczaniu Jana Pawła II.

* Wychowanie do świętowania niedzieli w świetle wybranych dokumentów Jana Pawła II.

* Wierność krzyżowi jako droga ku wolności młodego człowieka w świetle „Listu do młodych” Jana Pawła II.

* Wpływ modlitwy na życie codzienne rodziny chrześcijańskiej w świetle Familiaris consortio Jana Pawła II.

* Pracoholizm jako zagrożenie życia rodzinnego w świetle encykliki Jana Pawła II Laborem exercens.

* Wychowanie młodzieży do czystości narzeczeńskiej w nauczaniu Jana Pawła II.

* Feminizm jako zagrożenie dla macierzyńskiego powołania kobiety w świetle Mulieris dignitatem Jana Pawła II.

* Krzyż jako znak wiarygodności chrześcijańskiej w świetle nauczania Jana Pawła II.

* Troska Kościoła o rozwój wspólnoty małżeńsko-rodzinnej w świetle nauczania Jana Pawła II.

* Ideał młodego człowieka w nauczaniu Jana Pawła II.

* Odnowa moralna narodu w świetle przemówień Jana Pawła II do Ojczyzny.

* Nauka Jana Pawła II w Redemptoris custos na temat ojcowskiej miłości do rodziny wyrażanej przez pracę.

* Moralne zło zamachu na poczęte życie w świetle encykliki Jana Pawła II Evengelium vitae.

* Miłosna więź z Bogiem fundamentem miłości małżeńskiej na podstawie „Listu do rodzin” Jana Pawła II.

* Wskazania Jana Pawła II na temat współtworzenia polityki rodzinnej (obowiązek podejmowania przez rodziny interwencji politycznych) w świetle pielgrzymek do ojczyzny.

* Stan terminalny i śmierć Jana Pawła II w przekazach prasowych: próba oceny.

 

Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie (Wydział Teologii):

* Duszpasterstwo policji jako służba człowiekowi w mundurze w świetle nauczania Jana Pawła II.

* Teologiczne rozumienie geniuszu kobiety w nauczaniu Jana Pawła II.

* Drogi nawrócenia w wezwaniu Jana Pawła II do nowej ewangelizacji.

* Zagadnienia życia sakramentalnego w małżeństwach niesakramentalnych na podstawie nauczania Jana Pawła II.

* Cierpienie jako faktor samozrozumienia chrześcijańskiego w liście Jana Pawła II Salvifici doloris.

* Świadectwo życia jako konsekwencja aktu wiary w orędziach Ojca Świętego Jana Pawła II do młodych.

 

Katolicki Uniwersytet Lubelski (różne wydziały):

* Obrona nienarodzonych w nauczaniu Ojca Świętego Jana Pawła II.

* Technicyzacja ludzkiej prokreacji w świetle nauki Jana Pawła II o miłości małżeńskiej.

* Kościół głosicielem nadziei dla Europy w świetle adhortacji Ecclesia in Europa Jana Pawła II.

* Rola wzorców osobowych w kształtowaniu postaw moralnych małżonków i rodziców w świetle nauczania Jana Pawła II.

* Świętowanie niedzieli a współczesne prądy sekularyzacyjne w świetle Dies Domini Jana Pawła II.

--------------------------------------------------------------------------------

Cóż, nam doskwiera dotkliwy brak jeszcze jednego gruntownego opracowania:

· Jan Paweł II jako taki, a jeżeli nie taki, to jaki i dlaczego?

AK

 

SPRAWNI INACZEJ

Zdobyciem aż czterech sprawności papieskich (Lolek, Wujek, JPII, Wielki JPII) mogą się wykazać druhny i druhowie ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.

Na „Lolka” wystarczy wykuć na pamięć życiorys JPII, odwiedzić miejsca związane z Wojtyłą oraz odmawiać ulubione przez papieża modlitwy. „Wujek” wymaga znajomości najważniejszych wydarzeń pontyfikatu JPII, przesłań i dat wszystkich papieskich pielgrzymek do ojczyzny, symboliki herbu papieskiego, sławnych powiedzeń JPII oraz ciekawostek i anegdot z nim związanych. Do uzyskania sprawności „JPII” konieczne jest zorganizowania dla drużyny lub grupy przyjaciół pielgrzymki śladami JPII, poprowadzenie papieskiego różańca, przeczytanie dowolnej książki papieża i zapoznanie się z wybraną postacią beatyfikowaną lub kanonizowaną przez JPII. Natomiast sprawność mistrzowska „Wielki JPII” wiąże się ze stworzeniem projektu propagującego w swoim środowisku papieskie nauczanie, przeczytaniem sztuki JPII oraz pięciu dokumentów papieskich.

AK

 

 

„FAKTY I MITY” nr 32, 18.08.2005 r. ŻYCIE PO RELIGII

BEZ FUNDAMENTÓW

W polskich warunkach szkoła i rodzina zawieszają wychowanie etyczne młodych ludzi na wątłym sznurku wiary religijnej. Kiedy on się zrywa, młodzież pozostaje bez pomocy i bez drogowskazów.

Architekci III RP stwierdzili, że demokratycznemu społeczeństwu jak rybie wody potrzeba oparcia w religii. Bez tego, dowodzili, grozi nam moralna anarchia, rozpad społecznych więzi, katastrofa. Religia panująca w szkołach, media publiczne podporządkowane tzw. wartościom chrześcijańskim – oto niektóre skutki tych poglądów. Ta pomyłka leżąca u podstaw organizacji naszego kraju ma dalekosiężne skutki. Po pierwsze, uniemożliwia stworzenie różnorodnego światopoglądowo społeczeństwa, co jest już samo w sobie mordowaniem demokracji w kołysce. Po drugie, ignoruje fakt, że sama demokracja niesie zupełnie świeckie, humanistyczne wartości, takie jak szacunek dla drugiego człowieka, potrzeba kompromisu, tolerancja. One – bez powoływanie się na Boga i siły kropidła – wystarczają do zbudowania w miarę harmonijnych stosunków społecznych, a wiele przykładów na to możemy znaleźć tuż za naszymi granicami. W polskiej pseudodemokracji te wartości są ignorowane i zastępowane przez wartości religijne, często sprzeczne z tymi, które wynikają z demokracji. Hołubi się kult autorytetu, ślepe posłuszeństwo tradycji, skłonność do narzucania innym własnej, rzekomo z nieba pochodzącej wizji świata, nietolerancję wobec niekatolików, innych orientacji seksualnych itp.

Jednak forsowanie przez państwo etyki opartej tylko na religijnych podstawach jest bardzo groźne z innych jeszcze powodów. Dostrzegł to już 70 lat temu Tadeusz Boy-Żeliński: „Każdy z profesorów zajmuje się swoim przedmiotem, ale podstawę życia, zasady moralne ma dać religia. Moralność łączy się u dziecka z pojęciem grzechu, w ostatecznej perspektywie z pojęciem wiekuistej kary i nagrody. Jakiś czas to się trzyma, potem zaczyna się kruszyć. Uczeń zaczyna myśleć, dociekać, wątpić. Przychodzi moment, gdy wszystko wali się w gruzy, a gruzy te grzebią, na długo nieraz – i tu największe niebezpieczeństwo – pojęcia etyczne, które starano się wybudować wyłącznie na religii. Niejeden poczciwy chłopczyna staje się w duszy moralnym nihilistą, potencjalnym zbrodniarzem. Niebezpieczeństwo budowania gmachu zasad etycznych na podstawie, która w 90 proc. wypadków skazana jest na rozsypanie się, jest oczywiste”.

W polskiej szkole, tak przed wojną, jak i teraz, dzieci pochodzące z katolickich domów nie mają szansy zbudowania systemu własnych wartości inaczej jak na lekcji religii. Lekcje wychowawcze to de facto lekcje organizacyjne, podczas których wychowawca ma szansę porozmawiać ze swoimi uczniami, i to wszystko.

Nie istnieje żaden system wartości przekazywany dzieciom przez szkołę – jego protezą mają być wyłącznie prawdy wiary wpajane na katechezie. I to jest tragedia: znaczna część wychowanków prędzej czy później straci wiarę lub będzie miała znaczne wątpliwości. Wraz z wiarą runie etyka. Co wówczas będzie dla nich wskazówką?

Przyznam, że nigdy w życiu nie związałbym się z kimś, kto jest moralny tylko dlatego, że boi się kary boskiej. Co się z nim stanie, kiedy przestanie wierzyć? A przecież każdy (nawet święty Piotr) miewa okresy niewiary. Co się stanie ze wszystkimi, którzy dzielą z nim życie? Czy to przypadkiem budowanie życia na wierze nie jest właśnie ewangelicznym „budowaniem życia na piasku”?

Marek Krak

 

 

„FAKTY I MITY” nr 11, 24.03.2005 r.

BRZYDKI UMYSŁ

Kościół – tradycyjnie niechętny, a w przeszłości nawet wrogi naukowym nowinkom i postępowi ludzkiej myśli – wpycha się na chama do laickich dotąd wyższych uczelni. Wie, co robi... im naród głupszy, tym bardziej podatny na wiarę w katolickie bajki. (...)

RP

 

Obecnie wydziały teologiczne, finansowane z naszych podatków, znajdują się na 8 wyższych uczelniach polskich, finansowanych przez państwo: Uniwersytet Gdański, Uniwersytet Adama Mickiewicza, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Uniwersytet Opolski, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, Uniwersytet Białostocki.

Państwo dotuje również KUL, Papieską Akademię Teologii w Krakowie i Papieskie Wydziały Teologiczne w Warszawie oraz Wrocławiu, a także wyższe seminaria duchowne.

 

 

"FAKTY I MITY" nr 36, 13.09.2007 r.

ETYKA NIEOBECNA

Oto jak społeczeństwo reaguje na rewolucję w szkolnictwie:

 

¤ Osoby wierzące nie mogą być w naszym kraju uprzywilejowane tylko dlatego, że są katolikami, tak jak nie wolno dyskryminować tych, którzy są innego wyznania lub są ateistami, i w związku z tym na lekcje religii nie chodzą. Lekcje te w szkole państwowej powinny być wprowadzone tylko wtedy, gdy dyrekcja szkoły zapewni alternatywne lekcje etyki. (Magdalena Środa)

 

¤ Wybór między religią a etyką jest iluzoryczny, bo w większości szkół – około 90 proc. – młodzież etyki wybrać nie może, bo tam takich lekcji nie ma. (Wojciech Olejniczak)

 

¤ Powinno się zrezygnować z wpisywania oceny z religii na świadectwie. Wiele dzieci otrzymuje bowiem świadectwo z kreską w miejscu, gdzie inni uczniowie mają oceny z religii. To jest nie tylko ujawnianie przekonań religijnych dziecka, ale może prowadzić do dyskryminacji ze względu na te przekonania. (Irena Dzierzgowska, była wiceminister oświaty)

 

¤ To jest ogromna niesprawiedliwość społeczna. Ale to oznacza, że to jest jedyny pomysł KK do przyciągnięcia młodych. Mam nadzieję, że młodzi wystawią im rachunek. (bum)

 

¤ Czy ktoś słyszał o podręcznikach do etyki oraz zna nauczycieli tego przedmiotu?! (Jankiel)

 

¤ Kościół od zawsze stał na stanowisku, że kasa czyni cuda i od poczęcia trza wciskać w zwoje mózgowe, gdzie miejsce ludu ciemnego... (arahat)

 

¤ Obowiązkowe to powinny być podatki dla Kościoła, takie jak od działalności gospodarczej. Za dużo macie dotacji i ziemi, panowie. A, i jeszcze jedno... Za chodzenie na kobity – kastracja. Przynajmniej głos w śpiewaniu się poprawi co niektórym. (tom)

 

¤ Wliczanie oceny z religii (powiedzmy wyraźnie – religii podług Kościoła katolickiego) do średniej to jest ogromna niesprawiedliwość i nieuczciwość. Będą miały lepszy start mierne osoby, które wyklepią zdrowaśkę, niż uczciwie uczące się dzieci, które nie chodzą na ten przedmiot. (teolog)

 

 

„FAKTY I MITY” nr 35, 04.09.2003 r.

OSTATNI DZWON(EK)

Jak nie dać się ogłupić na szkolnych lekcjach religii? Najlepiej po prostu nie chodzić. Prawo jeszcze na to zezwala.

Jeszcze...

Pamiętacie? Katechezę wprowadzono do państwowych szkół tylnymi drzwiami. Decyzja zapadła 2 maja 1990 r. na 240 Konferencji Episkopatu Polski, a biskupi obwieścili ją listem pasterskim, który został odczytany w kościołach 16 czerwca. Tydzień później sprawę „klepnięto” na Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, zaś 3 sierpnia minister edukacji Henryk Samsonowicz wydał słynną instrukcję modyfikującą konstytucję. Nielicznym oponentom w łonie ówczesnego rządu purpuraci grozili nawet rozruchami ulicznymi. Oto, co Jacek Kuroń usłyszał od jednego z biskupów: „No nie, drogi panie, jak wy tak stawiacie sprawę, to my natychmiast wniesiemy ustawę do Sejmu i przeprowadzimy ją sami, ale wtedy będziemy mówili, że to się dzieje na przekór rządowi i zażądamy, żeby to Sejm od razu przegłosował. (...) Jak Sejm odrzuci religię, wyjdziemy na ulice! Zrobimy referendum. Będziemy się dopominali o nasze słuszne prawa. Będziemy krzyczeli” (J. Kuroń, J. Żakowski, „Siedmiolatka, czyli kto ukradł Polskę”, Wrocław 1997).

Prof. Ewa Łętowska – rzecznik praw obywatelskich – stała na z góry straconej pozycji, występując do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie instrukcji za bezprawną. Biskupi kontynuowali ofensywę, wykrzykując z ambon, że nauce religii sprzeciwiają się wrogowie Chrystusa, wrogowie krzyża czy wreszcie dzieci szatana. Było ich w Polsce niemało, gdyż według badań Demoskopu za religią w szkole opowiedziało się w 1990 r. jedynie 26,7 proc. uczniów liceów państwowych, 24–31 proc. nauczycieli (w zależności od typu szkoły) oraz 34–51 proc. rodziców (w zależności od środowiska i wykształcenia).

Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego legalizujące instrukcję Samsonowicza spotkało się z licznymi głosami protestu. Wybitny prawnik prof. Michał Pietrzak zauważył, że „osnowa orzeczenia TK pozostaje w sprzeczności z konstytucyjną zasadą rozdziału Kościoła i państwa, ze świeckim, neutralnym charakterem państwa oraz narusza wolność sumienia i wyznania, zasadę równouprawnienia obywateli, prawo do milczenia. Zgodzić się należy z poglądem wyrażonym w zdaniu odrębnym sędziego TK, że orzeczenie zaakceptowało nadanie państwu cech państwa wyznaniowego”.

W każdym razie religię w szkołach mamy i z pewnością mieć będziemy do czasu radykalnej zmiany układu sił politycznych w Polsce. Jak sobie radzić w tej sytuacji? Spełniając napływające do „FiM” prośby rodziców oraz uczniów uskarżających się na presję ze strony katechetów (bywa, że i dyrekcji szkół), nakłanianie do uczestnictwa w lekcjach religii, prezentuję kilka rad praktycznych. Oto, co każdy rodzic (ale także dziewczyna i chłopak) wiedzieć powinien:

1. Aktualne warunki i sposób organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach uregulowane są rozporządzeniem ministra edukacji narodowej z 14 kwietnia 1992 r. (ze zmianami zawartymi w rozporządzeniu z 30 czerwca 1999 r.) wydanym na podstawie art. 12 ust. 2 z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty.

2. Nie musicie składać żadnych deklaracji, że wasze dziecko nie będzie uczestnikiem szkolnej katechezy ani (tym bardziej) uzasadniać takiej decyzji. Przeciwnie! To w przypadku „życzenia sobie” nauki religii, obowiązujące prawo wymaga od rodziców (obojga!) złożenia stosownego oświadczenia (par. 1 ust. 1 i 2 rozporządzenia MEN).

3. Przy kategorycznej różnicy zdań między matką i ojcem, jedynym organem władnym w rozstrzygnięciu, czy dziecko ma uczęszczać na lekcje religii, jest sąd (art. 97 par. 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego).

4. Jeśli już wasza pociecha ma nieszczęście chodzić na religię, stosownym oświadczeniem zawsze możecie ją od tego uwolnić (par. 1 ust. 2), a kierownictwo szkoły ma obowiązek zapewnienia nieobecnemu na lekcji dziecku należytej opieki lub zajęć wychowawczych (par. 3 ust. 3).

5. Dyskryminacja „przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie” z powodu nieuczestniczenia syna czy córki w szkolnej nauce religii jest złamaniem obowiązującego prawa (par. 1 ust. 3). Grozi to nauczycielowi oraz kierownictwu szkoły sankcjami dyscyplinarnymi, a w przypadkach drastycznych – karnymi.

6. Ocena z religii lub etyki, jako ocena z przedmiotu nadobowiązkowego, nie ma wpływu na promowanie ucznia do następnej klasy (par. 9 ust. 2) oraz na uzyskaną przez niego średnią ocen (– Z rozporządzenia ministra edukacji narodowej z dnia 12 lutego 2002 r. w sprawie ramowych planów nauczania oraz rozporządzenia z dnia 24 stycznia 2000 r. w sprawie wydawania oraz wzorów świadectw jednoznacznie wynika zasada, że oceny z religii i etyki nie są wliczane do średniej ocen ucznia – wyjaśnia minister Krystyna Łybacka).

7. Prawo kategorycznie zabrania powierzania nauczycielowi religii obowiązków wychowawcy klasy (par. 7 ust. 1).

8. Domaganie się od dyrektorów szkół ograniczenia liczby lekcji religii (aktualnie obowiązują 2 godziny tygodniowo) jest pozbawione sensu. Decyduje o tym wyłącznie miejscowy biskup ordynariusz (par. 8 ust. 1). Podobnie rzecz się ma z odwołaniem choćby jednego „żołnierza” z liczącej sobie już 16 856 osób armii katechetów (par. 5 ust. 1 pkt. 1). Zaprezentowane odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania nie rozwiążą oczywiście wszystkich problemów, z którymi rodzicom i ich dzieciom przyjdzie borykać się w trakcie roku szkolnego. Piszcie o nich do „Faktów i Mitów” – nie jesteście sami.

Anna Tarczyńska

Współpraca Anna Karwowska

 

 

07 lipca 2007 r.

JAK UCHRONIĆ DZIECKO PRZED PRANIEM MÓZGU?

Zgodnie z polskim prawem, nie ma przymusu uczęszczania na lekcje religii. Kto usiłuje wymusić uczestnictwo Twoich dzieci w zajęciach katechetycznych czy kościelnych (np. otwarcie roku szkolnego w kościele,) łamie Europejską Konwencję Praw Człowieka, Konstytucję RP, ustawę o systemie oświaty i rozporządzenie ministra edukacji w sprawie zasad nauczania religii, a także konkordat (art. 12 pkt. 1).

 

Zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Edukacji Narodowej z 14.04.1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych (Dz. U. z 1992 r. nr 36, poz. 155), to prawni opiekunowie proszą dyrekcję przedszkola czy szkoły o lekcje religii. Po ukończeniu 18 lat z taką prośbą mogą wystąpić sami uczniowie.

 

Kto nie jest zainteresowany katechezą, nie musi pisać żadnych oświadczeń. Domaganie się tego ze strony wychowawców lub dyrekcji szkoły jest bezprawne.

 

Można, a nawet należy napisać wtedy skargę do wójta, burmistrza, prezydenta miasta czy starosty, a także do właściwego kuratora oświaty.

 

O ile w szkole nie ma zajęć z etyki, domagaj się od dyrekcji świadectwa bez pozycji religia/etyka! Pozioma kreska w tej pozycji świadectwa jest niezgodna z zasadą milczenia w sprawach religii ( art. 53 pkt. 6 i 7 Konstytucji RP) oraz jest naruszeniem prywatności (art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka).

 

Michał Powolny

tygodnik “Fakty i Mity”

www.faktyimity.pl

 

Teresa Jakubowska

RACJA Polskiej Lewicy

teresa.jakubowska@op.pl

 

 

„FAKTY I MITY” nr 12, 30.03.2006 r.

W MAJESTACIE BEZPRAWIA

Finansowanie uczelni kościelnych z budżetu państwa jest bezprawne i całkowicie sprzeczne z Konstytucją RP – tak napisaliśmy jakiś czas temu. Okazuje się, że do naszego „szczekania kundelków” przyłączyli się najważniejsi eksperci. I ujadają.

Na razie jest tak: niby świeckie państwo na mocy coraz to nowych ustaw dotuje kolejne uczelnie (prywatne) Kościoła katolickiego. Do subsydiowanych od lat: KUL-u, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie niebawem dołączą: Papieski Wydział Teologiczny we Wrocławiu, Papieski Wydział Teologiczny w Warszawie, Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum”. Mamy też szereg wydziałów teologicznych, finansowanych z budżetu: Uniwersytet Adama Mickiewicza, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Uniwersytet Opolski, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski. Na to wszystko wydajemy z kieszeni podatników ok. 90 mln zł rocznie. To mniej więcej tyle, za ile można by przez pół roku żywić wszystkie głodne dzieci w kraju nad Wisłą i jeszcze wysłać je na kolonie. Napisaliśmy, że to bezprawie i skandal! I co? I gówno, za przeproszeniem.

Okazuje się jednak, że naszą opinię podzieliły tuzy polskiej legislacji.

W posiadanie „FiM” dostały się bowiem opinie Sejmowego Biura Studiów i Ekspertyz dotyczące tych właśnie spraw.

W ekspertyzie z 2 marca 2006 r. czytamy: „Specjalnego traktowania nie przewiduje umowa w sprawie statusu prawnego szkół wyższych zakładanych i prowadzonych przez Kościół katolicki, która stwierdza jedynie, że wymienione w niej szkoły wyższe mają osobowość prawną oraz że studentom kościelnych szkół wyższych przysługują uprawnienia analogiczne jak studentom innych szkół wyższych. Tworzenie odrębnej ustawy przewidującej ich finansowanie (…) wykracza poza postanowienia Konkordatu i w nieuzasadniony sposób rozszerza interpretacje przywołanej umowy, wręcz może naruszać neutralność światopoglądową państwa (…). Dlaczego bowiem odrębna ustawa ma zobowiązywać do dotowania jednostek założonych przez Kościół katolicki, podczas gdy setki niepublicznych szkół świeckich nie mają takich uprawnień? Byłoby to tym bardziej niezrozumiałe, że dwie duże uczelnie katolickie są już traktowane w sposób wyjątkowy”. Tak pisze Jolanta Adamiec z Biura Studiów i Ekspertyz Sejmu.

Podobnie rzecz całą widzi w swojej ekspertyzie doktor Teresa Augustyniak-Górna z Uniwersytetu Łódzkiego – też ekspert BSiE. Pisze ona: „Z ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania wynika, iż państwo i państwowe jednostki organizacyjne nie dotują i nie subwencjonują Kościołów i innych związków wyznaniowych. Zasadą winno być zatem niedotowanie Kościołów, zaś ewentualne dotowanie powinno stanowić wyjątek”.

Obie ekspertki podsumowują swoje opinie tak: Co prawda istnieje w Polsce zakaz finansowania uczelni i inwestycji kościelnych, jednak obecne przepisy zredagowano i zinterpretowano tak, że dotacja taka staje się możliwa. Co więcej – jest realizowana na wielką, coraz większą skalę.

Na przykład w umowie konkordatowej mowa jest jedynie o dotowaniu przez państwo KUL-u i PAT-u, jednak – zdaniem dr Augustyniak – „wykroczono poza obowiązek dotowania. Mowa jest nie tylko o dotacjach, lecz również o otrzymywaniu innych środków z budżetu państwa” (m.in. z funduszów europejskich).

O tym, że państwową kasą szasta się nie tylko na prawo i lewo, ale także w sposób oszukańczy, świadczy przykład finansowania Instytutu Teologicznego im. św. Jana Kantego w Bielsku-Białej. Otóż PiS zamierza dotować tę uczelnię kwotą miliona zł rocznie. Według przepisów i standardów, taka suma wystarcza na pobieranie nauk przez 200 studentów. Tymczasem studiuje tam... 60 żaków. Ciekawe, jak na taką informację zareagują 582 tysiące studentów innych szkół prywatnych, dla których nie ma pieniędzy nie tylko na stypendia, ale i na pomoce dydaktyczne.

„Można sobie wyobrazić skalę żądań studentów tych szkół, powołujących się na konstytucyjną zasadę neutralności światopoglądowej państwa i równości wobec prawa” – pisze Jolanta Adamiec.

Są jeszcze przecież uczelnie religijne inne niż katolickie. Jest ich osiem. Co z nimi? „Przedstawiciele i studenci tylko tych uczelni mogliby mieć uzasadnione pretensje, że są traktowani w sposób dyskryminacyjny, co jest prawdą, gdyż nie dotyczą ich przepisy dotyczące funduszu stypendialnego, finansowanego przez budżet państwa” – konkluduje Adamiec.

– Ależ to wredne baby! – pomyślał marszałek Jurek i po lekturze ekspertyz czym prędzej wywalił na zbity pysk szefa Biura Studiów i Ekspertyz, doktora Wiesława Staśkiewicza. Los Pań Adamiec i Augustyniak-Górnej też zapewne jest przesądzony.

Marek Szenborn

Karol Kwiatek

PS Redakcja „FiM” z serca błogosławi wszystkim, którzy chcieliby w Polsce równouprawnienia. Studenci, kadro profesorska – żądajcie, protestujcie!

 

 

"FAKTY I MITY" nr 14, 12.04.2007 r.

NA CZAS WIELKOPOSTNYCH REKOLEKCJI W LICZNYCH PUBLICZNYCH PODSTAWÓWKACH I GIMNAZJACH PRZESTAJE OBOWIĄZYWAĆ KONSTYTUCJA

Regulacje dotyczące rekolekcji wydane przez ministra A. Stelmachowskiego w 1992 r. pozwalają na dowolną interpretację obowiązków nauczycieli. Na ich podstawie można im, niestety, nakazać pójście do kościoła i pilnowanie małolatów.

Według naszej wiedzy, cały jego wkład w wydanie tego bubla legislacyjnego polegał na splagiatowaniu innego dokumentu – instrukcji, którą spłodził w sierpniu 1990 r. ówczesny minister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego – profesor Henryk Samsonowicz. Przewidywała ona, że nagle, od pierwszego września 1990 r., w szkołach pojawią się katecheci. Obserwatorom od razu wydało się podejrzane tempo przygotowania i opracowania kwitów, nikt też nie potrafił wskazać podstawy prawnej wydania owej instrukcji.

Wątpliwości te potwierdził Trybunał Konstytucyjny. W swoim wyroku z 30 stycznia 1991 r. uznał ministerialną instrukcję za nieobowiązującą. Na ponad dziesięciu stronach maszynopisu jedenastu profesorów prawa wymienia akty, które złamał minister Samsonowicz.

Należy postawić wobec tego pytanie: dlaczego ten wybitny historyk, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego, zdecydował się na wydanie owego knota?

W sytuacji totalnego oblężenia i braku efektów reform Balcerowicza najbliżsi współpracownicy premiera Mazowieckiego zaczęli szukać sposobu na przetrwanie. Wielu z nich wypatrywało także poparcia dla jego kandydatury w zbliżających się wyborach prezydenckich. W swojej naiwności takie tuzy polityki jak Aleksander Hall czy Kazimierz Michał Ujazdowski wymyślili, że parasol ochronny nad rządem rozciągnie Kościół rzymskokatolicki. Nie chcieli jednak iść do prymasa z pustymi rękami. Wymyślenie podarunku było jednak niezwykle trudne. W końcu życzenia Kościoła w sprawach finansowych załatwił półtora roku wcześniej premier Rakowski. Jedyną rzeczą, którą można by zachęcić hierarchię do powstrzymania ataków na rząd Mazowieckiego, okazała się nauka religii w szkołach. Późną wiosną 1990 r. w Ministerstwie Edukacji Narodowej zaczęły się prace nad stosownymi aktami prawnymi. Toczyły się one w tak głębokiej tajemnicy, że nie wiedzieli o nich pozostali ministrowie. Co tam oni – nie wiedział o tym sam Kościół! Gdy w sierpniu 1990 r. biskupi dostali projekt ministerialnej instrukcji, zawyli z radości. Państwo nie dość, że przejmowało koszty katechezy na swoje barki, to jeszcze zrezygnowało z wszelkiej kontroli programów nauczania, podręczników czy kwalifikacji nauczycieli religii. To się nie mieściło (i nie mieści!) w standardach żadnej szkoły publicznej. Na czas rekolekcji normalne zajęcia w szkołach miały być zawieszane. Żyć, nie umierać! W zamian za ten niezwykły i niespodziewany prezent prymas Józef Glemp obiecał względną neutralność Kościoła w trakcie kampanii prezydenckiej.

Jak zwykle naiwni politycy uwierzyli w te bajki. Biskupi i proboszczowie masowo nawoływali do głosowania na Lecha Wałęsę. Niektórzy pozwalali sobie dodatkowo na miotanie pod adresem darczyńcy Mazowieckiego obelg w stylu: Żyd, mason, pseudokatolik, przyjaciel komunistów. Dla obserwatorów sceny politycznej takie postępowanie Kościoła nie było niczym nowym. Wcześniej w podobny sposób sam załatwił się wspomniany już premier M.F. Rakowski. Nauczka, jaką Kościół dał temu wybitnemu politykowi lewicy, niczego elit nie nauczyła.

Premier przegrał wybory i w Belwederze zamieszkał Wałęsa.

Prezentu Kościół już nie dał sobie odebrać. Należy jednak wspomnieć, że przez ponad rok lekcje religii odbywały się w publicznych szkołach na dziko. Także rekolekcyjne ferie nie miały żadnej podstawy prawnej. Na nowo zalegalizował ów proceder wspomniany Andrzej Stelmachowski.

Reprezentanci Kościołów mniejszościowych (jak to bywa w państwie prawa respektującym zasadę równości) o planach ufundowania przez rząd lekcji religii i dodatkowych ferii dowiedzieli się przez przypadek.

 

Nie wiemy, czy w swojej bezczelności, czy raczej ignorancji reprezentanci Kościoła podczas prac nad konkordatem zapomnieli wpisać do jego tekstu gwarancji zwolnień małolatów z lekcji w trakcie rekolekcji. Przypomnijmy, że owe ferie zapisane są w najniższym rangą akcie prawnym, czyli rozporządzeniu. Wystarczy jeden podpis ministra i dodatkowe ferie dla katolików znikają ze szkolnego kalendarza. Skończy się wymuszanie udziału nauczycieli w mszach świętych, do przeszłości przejdzie też stres rodziców, którzy nie wiedzą, co się dzieje z ich dziećmi po rekolekcjach. Marzenia...

MiC

 

 

"FAKTY I MITY" nr 11, 14-20, 03.2008 r. LISTY

REKOLEKCYJNE BEZPRAWIE

Tegoroczny sezon rekolekcji wielkopostnych dobiega końca. Po raz pierwszy od wielu lat spotkaliśmy się z taką liczbą próśb o pomoc i interwencję.

Dzwonili nauczyciele zmuszani do chodzenia na msze oraz rodzice z prośbą o radę, jak zapewnić dziecku opiekę, gdy szkoła jest zamknięta.

 

W sezonie 2008 wyłania się taki oto obraz rekolekcji szkolnych:

- ich organizacją zaczynają się zajmować – i to wbrew prawu – kuratorzy oświaty oraz wójtowie i burmistrzowie. Kuratorzy, m.in. mazowiecki i łódzki, urządzali narady z wysłannikami biskupów na temat sposobów zapewnienia stuprocentowej frekwencji na rekolekcjach (patrz: „FiM” 2/2008) i pisali listy do dyrektorów szkół z instrukcjami, co mają robić w czasie kościelnych nauk (kurator łódzki zakazał urządzania w tym czasie rad pedagogicznych i poinformował, że za przebieg rekolekcji odpowiadają wszyscy nauczyciele!). Ci drudzy (przykład dał wójt gminy Korczew w pow. siedleckim) na specjalnych naradach ustalali z proboszczami (bez wiedzy dyrektorów) przebieg rekolekcji. Takie postępowanie jest w sposób oczywisty bezprawne i oznacza przekroczenie kompetencji;

-  dyrektorzy szkół (Częstochowa, Lublin i wiele innych) wbrew obowiązującemu w Polsce prawu nakazywali nauczycielom udział w praktykach religijnych. Pod pozorem opieki nad małolatami musieli oni uczestniczyć w mszach, a także nabożeństwach drogi krzyżowej (w Korczewie była to wielogodzinna wędrówka od szkoły do kościoła).

 

Zapominalskim przypominamy następujące regulacje:

- Europejska Konwencja o ochronie: „(...) korzystanie z praw i wolności wymienionych w niniejszej Konwencji powinno być zapewnione bez dyskryminacji wynikającej z takich powodów jak (...) religia, przekonania polityczne (...)”;

- Konstytucja: „Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych”;

- Kodeks karny: „Kto ogranicza człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową lub bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”;

- Rozporządzenie MEN: „Uczestniczenie lub nieuczestniczenie w przedszkolnej albo szkolnej nauce religii lub etyki nie może być powodem dyskryminacji przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie”.

Nauczycieli prosimy, aby o wszelkich formach dyskryminacji informowali naszą redakcję oraz oddziały Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Następna sprawa – szkoły nie zapewniły żadnych zajęć dla dzieci nieuczestniczących w rekolekcjach.

I znowu działo się to wbrew prawu.

Niektórzy dyrektorzy domagali się od rodziców, których dzieci nie uczęszczają na religię, usprawiedliwienia nieobecności ich dzieci na rekolekcjach... Bardziej „ambitni” pedagodzy domagali się wyjaśnienia, dlaczego małolaty zapisane na katechezę nie stawiły się w kościele,

a przyszły do szkoły. Takie działania są oczywiście bezprawne.

 

Wszystkim, którzy padli ofiarą działań szkolnej administracji, przypominany obowiązujące w Polsce reguły dotyczące rekolekcji:

1. Rekolekcje nie oznaczają żadnych dodatkowych ferii. Szkoły mają obowiązek zapewnić opiekę każdemu uczniowi.

2. Trzydniowe zwolnienie z zajęć szkolnych na rekolekcje przysługuje wyłącznie na życzenie rodziców. Uwaga – nie musi ono dotyczyć całego dnia, tylko określonych godzin.

3. Za przebieg rekolekcji odpowiada proboszcz. I to on wspólnie

z katechetami ma zapewnić bezpieczeństwo dzieciom, które poszły na nabożeństwo zamiast do szkoły.

4. Rola dyrektora szkoły ogranicza się tylko do zorganizowania pracy w szkole na czas rekolekcji. Nie ma on obowiązku dostarczać nauczycieli do pilnowania uczestników nabożeństw.

Na szczęście znaleźli się jeszcze dyrektorzy szkół poważnie podchodzący do swoich obowiązków.

I tak w Wieliczce skłonili proboszcza do organizacji nabożeństw po zajęciach szkolnych, w pobliskim Krakowie (Szkoła Podstawowa nr 85) dzieciaki z okazji rekolekcji mają tylko skrócone lekcje. W obu przypadkach nauczyciele nie odprowadzają i nie pilnują uczniów w kościele. Jeszcze inni organizują dni otwarte szkoły, zajęcia wyrównawcze. Kierowane przez nich placówki pełne są uczniów.

Redakcja

 

 

"FAKTY I MITY" nr 20, 24.05.2007 r.

TRYBUNAŁ OCENI OCENĘ

Kolejne pomysły dyskryminujące uczniów niekatolików w polskich szkołach publicznych, np. wliczanie stopnia z religii do średniej ocen, wzbudzają liczne protesty, m.in. RACJI Polskiej Lewicy.

Partia uważa, że umieszczenie stopnia z religii na ogólnym świadectwie szkolnym jest sprzeczne z prawem, i przypomina wymianę korespondencji na ten temat z Ministerstwem Edukacji.

W piśmie z 5 stycznia 2006 roku ministerstwo powołało się na rozporządzenie z 14 kwietnia 1992 roku w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii lub etyki, które przewiduje zapis oceny na świadectwie szkolnym. Jednak lekcje etyki są organizowane jedynie w bardzo niewielu szkołach (ułamek procenta). Oznacza to, że w większości przypadków uczniowie nieuczęszczający na lekcje religii mają na świadectwie kreskę. A takie świadectwo, zwłaszcza ze szkół zawodowych, jest dokumentem poświadczającym kwalifikacje, a więc dokumentem okazywanym osobom trzecim, np. pracodawcy. Na tej podstawie RACJA uznała, że umieszczenie na dyplomie informacji, iż uczeń nie uczęszczał na lekcje religii, może być naruszeniem art. 53 Konstytucji RP, który zapewnia prawo do zachowania milczenia w kwestii światopoglądu i przekonań religijnych, a także prywatności, a więc pogwałceniem art. 8 Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.

Wymienione uwagi przesłane zostały do ministra edukacji Romana Giertycha oraz do Parlamentu Europejskiego, choć – jak zaznaczono – „tym razem nie do Komisji Petycji, ponieważ jej przewodniczący, polski klerykał Marcin Libicki, nie zapewnia bezstronności”.

Rzeczniczka partii Teresa Jakubowska poinformowała o trwających konsultacjach z prawnikami, w tym konstytucjonalistami, w celu sporządzenia wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności opisanego przypadku z konstytucją.

Daniel Ptaszek

 

 

"FAKTY I MITY" nr 50, 20.12.2007 r.

MAŁA ŚREDNIA

Polscy nauczyciele w ogromnej większości nie zgadzają się na wliczanie oceny z religii do średniej na świadectwie szkolnym.

Do takich wniosków skłaniają wyniki sondy internetowej, przeprowadzonej przez portal edukacyjny eduinfo.pl. Wzięło w niej udział 3171 osób. Odpowiadając na pytanie: „Czy jesteś za wliczaniem oceny z religii do średniej na świadectwie szkolnym?”, miały one do wyboru cztery warianty odpowiedzi. Pierwszy z nich: „Tak – jest to ważny element wychowania patriotycznego” – wybrało 399 ankietowanych, tj. 12,6 proc. ogółu. Odpowiedź neutralną: „Nie mam zdania – jest mi to obojętne” wybrało 50 osób (1,6 proc. uczestników). Kolejnych 418 (około 13,2 proc.) wybrało odpowiedź: „Tak – każdy przedmiot się liczy”. Najwięcej, bo ponad 2300 osób, opowiedziało: „Nie – wybór indywidualny nie podlega ocenie”. Tak więc ponad 70 procent polskich pedagogów jest zdecydowanie przeciwnych klerykalizacji polskiej szkoły. A

 

 

"FAKTY I MITY" nr 50, 20.12.2007 r.

MATURY, KONKURSY...

Olimpiady przedmiotowe – od wielu lat organizowane w polskich szkołach – mają za zadanie „wyłuskanie” uczniów o największym potencjale intelektualnym. W Szczecinie dzieje się to tak:

W zamieszczonym na stronie internetowej „Zakresie wiedzy i umiejętności wymaganych w konkursie języka polskiego z elementami wiedzy o sztuce dla uczniów szkół gimnazjalnych w roku szkolnym 2007/2008” można wyczytać: „Od uczestników konkursu wymagamy wiedzy i umiejętności z zakresu kształcenia literackiego, kulturowego i językowego na poziomie ponadpodstawowym, umożliwiającym twórcze rozwiązywanie zagadnień humanistycznych”.

Jakże pięknie. Tylko że chwilę później konkursowicze dowiadują się, iż dobór lektur i zagadnień wiąże się jedynie z Biblią. Wymagana jest znajomość fragmentów tekstu biblijnego oraz innych „tekstów kultury” z Biblią spójnych. A

 

 

"FAKTY I MITY" nr 35, 06.09.2007 r.

PEŁZAJĄCA BESTIA

Roch Kowalski budził się dopiero, gdy głową w pierś nieprzyjaciela uderzył. Adam Michnik otworzył jedno oko i dostrzegł „pełzający zamach stanu” IV RP. Przebudzenie nie jest pełne, bo nie zauważył pełzającego państwa wyznaniowego.

(…) Gdy dziecko nie uczestniczy w katechizacji, musi opuścić salę. Konieczność opuszczenia grupy jest dla dziecka przeżyciem traumatycznym, gdyż uznanie kolegów i pozycja w klasie są dla niego najważniejsze. Ono tego nie rozumie, czuje się gorsze. Kto z rodziców zdecyduje się narażać dziecko na taką traumę?! A więc de facto jest to przymus! W interesie Kościoła państwo godzi się na wyrządzanie szkód w psychice małych dzieci. Zgroza! A co takie dziecko zrozumie z „lekcji” religii? To oczywiste pranie mózgów dzieciom od przedszkola, wręcz tresura.

Potwór wyznaniowy pełznie dalej: oceny z religii mają być zaliczane do średniej ocen ucznia. Dlaczego, skoro oceny z przedmiotów nadobowiązkowych (a takim jest religia, gdyż jest kwestią wyboru) nie są wliczane do średniej? Ponadto jest to oczywiste pogwałcenie zasady państwa neutralnego światopoglądowo. (...)

Lux Veritatis

 

 

"FAKTY I MITY" nr 33, 23.08.2007 r. RACJONALIŚCI

DZIECI GORSZE

W Zielonej Górze przedszkolaki zmuszane są do przynoszenia na lekcje religii zdjęć ślubnych taty z mamą. Ci, których rodzice żyją na „kocią łapę”, przekonują się natychmiast, że są dziećmi gorszego Boga.

Lubuska RACJA Polskiej Lewicy skierowała niedawno do Kuratorium Oświaty w Zielonej Górze proste pytanie: dlaczego tak się dzieje? „Czy zdaniem kuratorium takie działania – niewątpliwie godzące w jedność rodzinną oraz prywatne sprawy obywateli – są wpisane w program wychowania przedszkolnego? Czy jest jakakolwiek kontrola nad treściami przekazywanymi przez osoby uczące religii?” – dociekał Marcin Targowicki, lider partii w województwie.

Ale kuratorium wcale się nie przejęło problemem, stwierdzając, że nie interesuje się treściami propagowanymi podczas religii w publicznej szkole. Zdaniem Andrzeja Wojnakowskiego, dyrektora delegatury, ich rolą jest nadzór jedynie w zakresie spraw organizacyjnych, a „za poziom realizacji treści programowych odpowiedzialni są wizytatorzy diecezjalni, którzy przekazują swoje spostrzeżenia dyrektorowi po obserwacji prowadzonych przez katechetę zajęć”. A więc mamy polskie piekiełko.

Taka odpowiedź zupełnie nie usatysfakcjonowała RACJI PL. Jej przedstawiciele w kolejnym piśmie powołali się na konkret – par. 11 pkt. 2 rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. Wynika z niego, że „nadzór pedagogiczny nad nauczaniem religii i etyki w zakresie metodyki nauczania i zgodności z programem prowadzą dyrektor szkoły (przedszkola) oraz pracownicy nadzoru pedagogicznego”, zaś wspomniani wizytatorzy mogą co najwyżej... wizytować.

Co na to kuratorium? Odpowiedzi nie możemy się doczekać, ale partia nie ustępuje w twierdzeniu, że opisany przypadek to przekroczenie lub nadinterpretacja treści programowych przez katechetkę i konieczna jest interwencja władz oświatowych. Zresztą nie tylko w Zielonej Górze...

Daniel Ptaszek

 

 

„NIE” nr 7, 14.02.2002 r.

SZKOŁA BYDLĄT

12 LAT TO JEST WYROK, JAKI MOŻNA DOSTAĆ ZA ZABÓJSTWO ALBO ZA FAŁSZOWANIE PIENIEDZY. CO ROKU NA TAKI WYROK, I TO BEZ MOŻLIWOŚCI APELACJI, SKAZUJE SIĘ PRAWIE PÓŁ MILIONA DZIECI.

SZKOŁA W POLSCE ZAJMUJE SIĘ PRODUKOWANIEM KOLEJNYCH SZEREGÓW POTULNYCH BEZROBOTNYCH IDIOTÓW.

[Do tego dohodzi wyrok do odbycia w wojsku. Stamtąd też nie wyhodzi się ani zdrowszym (w tym psyhicznie) ani mądżejszym... ! A następny - liczony w dziesiątkah lat - wyrok to: taka, jaka, za ile, z kim i gdzie jest praca. – red.]

 

SZKOŁA JEST WYŁĄCZNIE DLA NAUCZYCIELI.

Oni zresztą też są produktem szkoły, z tą tylko różnicą, że dodatkowo przeszli studia, czyli intensywne pięcioletnie kursy skutecznego oduczania tolerancji, odrzucania nieszablonowych zachowań i wzmacniania poczucia miłości własnej, połączonej z chorobliwą nadwrażliwością na punkcie własnego autorytetu, który występuje nader rzadko.

 

Nauczyciele to nieszczęsne istoty skierowane do szkoły po to, by ćwiczyć się w jak najczęstszym wypowiadaniu słowa „nie”. Składają się głównie z przerażenia, by nikt nie poznał, że tak naprawdę nie mają pojęcia o wychowaniu i nauczaniu swoich przedmiotów, bo nie mieli się, gdzie tego nauczyć. Nie na przecież,

 

przepraszamy za wyrażenie, wyższych uczelniach pedagogicznych. Gdzie uczą z przestarzałych podręczników, a nauka polega głownie na wkuwaniu kretyńskich regułek i definicji, które potem nijak się mają do prawdziwej szkoły i uczniowskich problemów. Jedynym marzeniem nauczycieli jest to, by uczniowie stanowili stado potulnych, posłusznych bydląt, nie wychodzących, broń Boże, poza ramy szablonu ustalonego, dodajmy, przez samych nauczycieli, bez jakichkolwiek

 

konsultacji z uczniami. Każda próba wprowadzenia w szkole stosunków prawdziwie partnerskich jest duszona w zarodku przez grono pedagogiczne. Tylko dusząc, objawiają oni zadziwiającą solidarność, której na co dzień nie uświadczysz. Jeżeli nawet trafiają się nauczyciele entuzjaści, którzy chcieliby zrobić coś

 

nowatorskiego, to długo nie pociągną, bo zostaną natychmiast sprowadzeni do parteru przez kolegów doskonale wiedzących, że lepszy i lubiany przez uczniów nauczyciel obnaży mizerie umysłowa i zawodową reszty belfrów. I nie może być inaczej, skoro kadry nauczycielskie to rezultat selekcji negatywnej. Na uczelnie pedagogiczne idą ci, którzy nie dostali się na inne kierunki studiów.

 

UCZEŃ TO NUMER Z DZIENNIKA.

Można go bezkarnie obrazić, wyśmiać, naubliżać mu. Powiedzieć, że jest zerem jak jego rodzice, że śmierdzi, że ubiera się w lumpeksie. W najgorszym razie uderzyć. Czym się da – ręką, dziennikiem, linijką.

Doskonałą bronią w tej wiecznej wojnie są regulaminy szkolne. Precyzyjnie określające, jak ma się uczeń ubierać, jak wyglądać, co robić, a czego nie. W dokumentach tych dba się o to, by uczeń miał obowiązki. Prawa też się w nich zapisuje, ale nikt ich nie przestrzega.

Uczeń postrzegany jest jako przeciwnik, a w najlepszym razie jako tępy debil. Z założenia nie może mieć racji. Wyróżnia się na tle swoich kolegów? Zadaje zbyt wiele pytań? Nastawia się klasę, żeby cwaniaczka wzięła pod buty. Działa bez pudła.

 

SAMORZĄDY UCZNIOWSKIE TO PRZYKŁAD ZAKŁAMANIA I OBŁUDY.

A tej uczeń uczy się szybciej, niż się komuś wydaje. Przejawy samodzielności samorządów są likwidowane. Najlepiej jeśli w samorządzie znajdą się kujony znienawidzone przez całą szkołę, ale dzięki temu ćwiczyć ich można w donosicielstwie i podlizywaniu się silniejszemu, czyli nauczycielowi. Szkoła życie dla wszystkich stron procesu nauczania.

W szkole ogłasza się alarm najwyższego stopnia, gdy uczniowie dochodzą swoich praw. Gdy okazuje się, że cchcą coś zrobić, co wykracza poza ramy zwykłych zachowań bezmózgiej masy uczniaków. Kiedy objawiają świadomość własnej godności, wyrażają własne, niezależne sądy. Wtedy rzucają się na nich połączone siły nauczycieli i urzędników szkolnych, wsparte władzami miasta albo gminy. Rezultat łatwy do przewidzenia – machina urzędnicza zawsze zwycięża.

 

BO UCZEŃ MA NIE MYŚLEĆ I NIE PODSKAKIWAĆ.

On ma wkuwać do niczego nieprzydatne mu regułki, uczyć się na pamięć dat kolejnych bohatersko i idiotycznie przegranych bitew i powstań. Ryć w pamięci do niczego mu niepotrzebne różnice między kwiatkami męskimi a żeńskimi.

Dopóki uczniowie będą godzić się potulnie na taką właśnie rolę bezmyślnych niewolników, dopóty z założenia będą uznawać nauczyciela za niepodważalny autorytet i nie spróbują buntu, który wywali to wszystko w powietrze, dopóty z naszych szkół wychodzić będą kolejne pokolenia potulnego bydła, łatwego do sterowania i pokornie przyjmującego za dobrą monetę każdy idiotyzm wygłaszany przez cwaniaków, którzy sami siebie mianują autorytetami.

                                                                                                                                                                                                            Maciej Wiśniowski

RZECZNIK PRAW UCZNIA

To piękna nazwa. Wskazuje na istnienie niezależnej instytucji, nastawionej na obronę uczniowskich praw, z szerokimi prerogatywami wobec całej szkolnej machiny. To nieprawda. Rzecznik praw ucznia to człowiek na etacie wizytatora przy każdym z kuratoriów wojewódzkich. Płaci mu zatem kuratorium, czyli strona w ewentualnym konflikcie szkoła–uczeń. Ciekawe, czyją stronę weźmie taki rzecznik: uczniaka czy swojego zwierzchnika? Mieliśmy okazję zawrzeć znajomość z rzecznikiem mazowieckim. Nazywa się Magdalena Wantoła. Podlega kuratorowi, co daje gwarancje, że w konflikcie uczeń–władze szkolne stawać będzie chętniej po stronie szefa.

Ta przeźroczysta pani w wypowiedzi dla gazet twierdzi, że najczęstszym problemem uczniów było zmuszanie do zmiany szkoły oraz poniżanie ich i niewydawanie świadectwa bez wpłacenia składki na komitet rodzicielski. Na nasze pytanie, co robi z poszczególnymi skargami, odpowiedziała, że pisze raz na jakiś czas opinie do kuratorium i sygnalizuje zjawiska. Z tygodnikiem „NIE” nie chciała gadać, bo to niedopuszczalne, żeby prasa wywlekała poszczególne sprawy. Opinia ta jest dowodem, że p. Wantoła stanowi szkodliwa atrapę, imitację rzecznika służącego samouspokojeniu sumienia systemu znęcania się nad młodzieżą. Prawdziwy rzecznik praw ucznia zajmowałby się głównie krzyczeniem w telewizorze o uczniowskich krzywdach, zaskarżaniem nauczycieli i władz szkolnych.

 

CO DRUGI UCZEŃ NARAŻONY JEST NA WYMYŚLANIE I OBRAŻANIE, CO DZIESIĄTY BYŁ NARAŻONY NA FIZYCZNE KARY ZE STRONY NAUCZYCIELA – TO WYNIKI BADAŃ PROF. KATARZYNY OSTROWSKIEJ PRZEDSTAWIONE NA MIĘDZYNARODOWYM KONGRESIE „O GODNOŚCI DZIECKA”.

·        *W Szczecinie w jednym z liceów zawodowych wprowadzono cennik za spóźnienie, nieusprawiedliwioną nieobecność, nieoddanie kurtki do szatni. Gdy cała klasa poszła normalnie na wagary, wyrzucono ją ze szkoły. Dokumenty szkolne wydano dopiero po uregulowaniu należności.

·        W Zgierzu za opublikowanie w miejscowej młodzieżowej gazetce redagowanej przez uczniów ze zgierskich podstawówek ankiety oceniającej nauczycieli Zarząd Miasta cofnął dotację na wydawania gazety. Zarzut? Nie zapytano o zgodę nauczycieli i oceniano ich z nazwiska.

·        W Warszawie w zespole szkół zawodowych na prośbę uczniów dyrektor postanowił znieść obowiązek noszenia kapci. Po burzliwej debacie rada pedagogiczna nie wyraziła na to zgody, ponieważ uczniowie nie mogą chodzić w butach jak nauczyciele. Czyli że zrównanie butów zacierałoby ślady poddaństwa.

·        W warszawskim liceum został usunięty tzw. mąż zaufania uczniów za to, że śmiał żądać wpuszczenia do szkoły, mimo że zapomniał kapci. Powoływał się na prawo do nauki. Dyrektorka wyrzuciła go ze szkoły, bo „wykorzystuje prawo do swoich osobistych celów, czym nadużywa zaufania kolegów”.

·        W Poznaniu nauczyciel dawał uczniom do wyboru – zła ocena czy kara fizyczna. Karę wymierzał wyznaczony przez nauczyciela kolega uczennic.

·        Pani M.G. – nazwisko i adres lub osoba do dostarczenia żywcem jako świadek Ministerstwu Edukacji Narodowej. Dla początkującej w szkole córki wypożyczyła ona w wielkiej warszawskiej bibliotece publicznej książkę „O krasnoludkach i sierotce Marysi” Marii Konopnickiej. Została ona wydana i skatalogowana przed wojną, ale rozcięta była tylko w 20 proc. objętości. Uzasadnienie to hipoteza, że przez blisko 5 pokoleń szkolnych żadne dziecko nie przeczytało dziełka wierszokletki od „Roty”, a mimo to tkwi ono niezłomnie wśród lektur obowiązkowych.

* przykład zaczerpnięty z prasy

 

 

 

 

 „NA PRZEŁAJ” (sprzed kilkunastu lat)

SVESKI LUZ

KORESPONDENCJA WŁASNA ZE SZWECJI

(...) Kilka miesięcy temu była przeprowadzona dyskusja w prasie: czy pozwolić uczniom rozmawiać, czy żądać bezwzględnej ciszy w czasie lekcji. No i okazało się, że trzy czwarte społeczeństwa uważa, że trzeba dać nam swobodę. Nic się nie zmieniło. Kto chce to słucha, kto się znudził, może wyjść do biblioteki albo na boisko – opowiada przyjaciółka Moniki, Klaudia. – Z takiej wolności korzystamy rzadko. Przecież można na matematyce wyjąć książkę do angielskiego i coś poczytać. Dzwonki szkolne są słabe. Niektóre licea zrezygnowały z nich w ogóle. Wszystko po to, by uniknąć stresów. W szkole dziecko musi czuć się bezpiecznie. I każde działanie wychowawcze do tego zmierza. Stawia się dwóję, ale można z nią przechodzić z klasy do klasy. (...)

 

U nas nikt na wagary nie chodzi. Takiego słowa nie ma – mówi Klaudia, z pochodzenia Ukrainka-Polka. – Zostaję w domu, bo akurat mam jakiś problem do rozwiązania na swoim komputerze, albo chcę posłuchać muzyki. To jest mój interes, żeby się uczyć, a nie nauczyciela! (...)

Pielęgniarka w szkole daje nam praktyczne rady. Na przykład, ostatnio naukowo zbadano, że tampony O. B. powodują u młodych kobiet stany zapalne lub nawet raka. Lepiej stosować podpaski. Podobnie z aerozolami. Niszczą powłokę ozonową i zabierają tlen. Bezpieczniej jest więc, używać dezodorantów w sztyfcie – wyjaśnia spokojnie Klaudia.

Katarzyna Żaczkiewicz

 

 

„NIE” nr 9, 01.03.2001 r.

LISTONOSZ DONIÓSŁ

KOBIETKA-KOKIETKA

(...) Z 20 ludzi, którzy w latach 1980-1990 zrobili największe pieniądze w USA, tylko jeden miał wyższe studia.

·  W tym samym ne „NIE”[51-52/2000] pokazało, jak tandetne są dzisiejsze „studia wyższe” i rozsądnie zauważyło, że taniej i prościej dyplom sobie kupić.

·  Ponad 60% absolwentów wyższych studiów nie pracuje w wyuczonym zawodzie. (...)

To tyle polemiki nie z p. Bukowską, lecz z mitem, że rozwój narodu wiąże się z upowszechnieniem wyższego wykształcenia. Na zakończenie, by pokazać Państwu (a szczególnie p. Bukowskiej), że wyższe studia nie mają nic, wspólnego z realnymi osiągnięciami, przypominam, że kobiety stanowią dziś większość absolwentów tzw. wyższych uczelni, ale tylko 1,5% (półtora procenta) autorów wynalazków (ciekawostka specjalnie dla „NIE”: nawet OB wymyślił i opatentował mężczyzna!). (...) Janusz Korwin-Mikke

 

 

„NEWSWEEK” nr 2, 15.01.2006 r., strona 75

DO NOWEJ SZKOŁY MARSZ

Rodzice mogą polubić szkołę, a dzieci robić coś więcej niż palenie w ubikacji i smarowanie kredą siedzeń wychowawców. Wystarczy pogonić Związek Nauczycielstwa Polskiego.

To już nie jest idea kilku zapaleńców. To społeczny ruch oświatowy. Stowarzyszenia w całym kraju przejęły w sumie kilkaset podstawówek. Placówki przez nie prowadzone są tańsze, lepsze i już widać, że wyprowadzą dzieci na ludzi.

Piwnica w willi Aliny Kozińskiej-Bałdygi na warszawskim Żoliborzu jest jak wojskowe centrum dowodzenia. Na ścianie wisi duża mapa Polski z kolorowymi chorągiewkami. Sześć lat temu było ich tylko pięć. Dziś jest kilkaset. A każda oznacza szkołę, którą z rąk samorządów przejęły stowarzyszenia.

Alina Kozińska-Bałdyga, prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych, wspiera lokalne społeczności, które chcą same zarządzać szkołami. Pięć lat temu przygotowała wzorcowy statut stowarzyszenia rozwoju lokalnego i dokładną instrukcję, jak przejąć szkołę. Dzięki niej takich "uspołecznionych" (choć wciąż bezpłatnych) placówek jest w Polsce trzysta - co pięćdziesiąta podstawówka, ale też sporo gimnazjów i średnich szkół maturalnych.

--------------------------------------------------------------------------------

Codziennie szefowa federacji musi odpowiadać na dziesiątki pytań od kolejnych chętnych do przejęcia szkoły. Co chwila dzwoni telefon. - Gdzie działacie? Jaki macie problem? Przyjedziemy, tylko zobaczę, kiedy... - mówi do słuchawki, przerzucając zapisane datami spotkań kartki kalendarza. Zapisane gęsto, bo w lutym upływa termin zgłoszenia przez gminy placówek, które mają być przekazane od nowego roku szkolnego stowarzyszeniom.

Militarne porównania przy opisywaniu działalności Aliny Kozińskiej-Bałdygi nie są tylko efektowną figurą stylistyczną. Bo o odbieranie szkół z rąk władz lokalnych toczy się regularna wojna. Po jednej stronie frontu stoi część samorządowców i rodziców, którzy chcą, by państwowe szkoły przeszły w ręce stowarzyszeń. Wolne od obciążeń Karty nauczyciela, mogą racjonalniej zarządzać subwencjami na oświatę, dowolnie ustalając pensje i dobierając kadrę. Tym samym są w stanie uchronić gminną szkołę przed likwidacją.

Po drugiej stronie jest Związek Nauczycielstwa Polskiego, którego członkowie ani myślą rezygnować ze swoich przywilejów branżowych, gwarantowanych w Karcie nauczyciela. Zapewnia ona automatyczny wzrost pensji wraz z ukończeniem kolejnych kursów i pokonaniem kolejnych stopni awansu. Nie wiąże zarobków z jakością pracy nauczyciela, liczbą godzin (zgodnie z Kartą każdy prowadzi tygodniowo tylko 18 lekcji) ani liczbą uczniów. Ponadto Karta gwarantuje dyplomowanym pedagogom nieusuwalność, przez co blokuje etaty dla młodych i nie żądających wysokiej płacy.

Wójt dolnośląskich Stoszowic Patryk Wild dwa lata temu zdał sobie sprawę, że aby utrzymać małe - a więc kosztowne - szkoły w swojej gminie i jeszcze podnieść w nich poziom nauki, musi założyć stowarzyszenia lub fundacje i oddać im w zarząd szkoły. W przekształconych placówkach zatrudnia się pedagogów zgodnie z kodeksem pracy, a nie Kartą.

Nauczyciele natychmiast rozpoczęli kontratak: postraszyli rodziców możliwością zamknięcia szkół i pogorszeniem jakości nauczania. Rodzice na sesje rady gminy przyjechali więc z taczkami, uzbrojeni w pomidory. Zwołali nawet referendum w sprawie odwołania wójta. Ale Wild był twardy. - Zainstalowałem przed drzwiami alkomat i każdy mógł zabrać głos pod warunkiem, że nie wypił więcej niż jedno piwo, a "zakupy spożywcze" rekwirowali ochroniarze na czas sesji - wspomina z uśmiechem. Referendum wygrał. Cierpliwie przekonywał i udało się, choć na razie tylko w jednej z czterech szkół (przekazanie innych, po protestach ZNP, zablokowało kuratorium oświaty). Dziś w budynku tej jednej szkoły w Grodziszczu, odmalowanym przez rodziców, z pięknie ułożoną posadzką, mieści się przedszkole, podstawówka i gimnazjum. Uczą w nich młodzi nauczyciele, mający mniejsze wymagania finansowe. Mają ponad 20 lekcji tygodniowo, a pensje niższe niż w państwowych szkołach średnio o 10-15 procent. - Zarobki zależą od efektywności ich pracy, liczby dzieci w klasie i godzin lekcyjnych. Ale dzięki temu w ogóle mają pracę. Coś za coś - tłumaczy Wild.

Pozbycie się obciążeń wynikających z Karty nauczyciela to tylko początek zysków, jakie daje zmiana statusu szkoły. Równie ważne są codzienne oszczędności, tym bardziej że w ostatnich latach państwowe subwencje zaczęły się kurczyć. Subwencja oświatowa zależy bowiem od liczby uczniów, a tych jest coraz mniej - do 2013 r. podstawówki wyludnią się o jedną trzecią, gimnazja i licea o 40 proc. Tymczasem ogrzewanie czy sprzątanie budynku kosztuje tyle samo, nawet gdy liczba dzieci stopnieje z 500 do 100. Samorządom nie starcza subwencji nawet na nauczycielskie płace i dokładają do oświaty już prawie 10 miliardów rocznie. Lepiej więc przekazać pieniądze i wydzierżawić budynki szkół komuś, kto je poprowadzi i odciąży budżet samorządu.

 

A placówki niepaństwowe szybko udowodniły, że potrafią oszczędzać. Nauczyciele z popegeerowskiej wsi Sokołowo koło Golubia-Dobrzynia, których szkole groziła likwidacja, aby ratować posady, wyrzekli się przywilejów wynikających z Karty nauczyciela. - Założyliśmy stowarzyszenie, które w 2001 r. przejęło naszą placówkę. Gmina się ucieszyła, a my przez parę lat ostro oszczędzaliśmy na swoich płacach, żeby inwestować w szkołę - przyznaje Mikołaj Gassen-Piekarski, nauczyciel i szef Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Wsi Sokołowo. Pedagodzy pracowali za minimalną pensję 800 zł brutto, zmniejszyli także inne wydatki. - U nas inaczej niż w państwowych szkołach oszczędza się wodę i światło, gasi każdą niepotrzebną żarówkę i dokręca kurek w łazience - opowiada Gassen-Piekarski. Uratowali szkołę - po 2 latach kupili nowe pomoce naukowe i meble. W sokołowskiej szkole na 40 dzieci jest 11 komputerów - to średnia wyższa niż w niejednej miejskiej placówce.

Szkoły przejęte przez stowarzyszenia nie tylko oszczędzają, ale i zarabiają. W Sokołowie stowarzyszenie założyło sklepik dla mieszkańców - zyski idą na potrzeby szkoły. Tak samo jak dochody z karczmy, którą stowarzyszenie urządziło w zamkniętym od dawna klubie. - Ludzie znowu mają gdzie posiedzieć, wypić kawę. Dajemy im przykład, jak być przedsiębiorczym - zachwala prezes. Sklepik i karczma zarabiają rocznie mniej niż 4 tys., ale to dla szkoły kwota nie do pogardzenia. - Każdy grosz się liczy, żeby było choć na papier toaletowy - mówi Gassen-Piekarski.

Głównym argumentem przeciwko odbieraniu szkół samorządom, jaki od początku przytacza ZNP, jest niski poziom nauczania w uspołecznionych placówkach. W grudniu związek wysłał apel do rządu i Sejmu "w obronie edukacji publicznej prowadzonej przez samorządy terytorialne i finansowanej z budżetu państwa". Uważa, że szkoła nie może "opierać się na dobrej woli ludzi, nieprzygotowanych organizacyjnie, merytorycznie i finansowo do takiego wyzwania, jakim jest prowadzenie szkoły podstawowej i gimnazjum". Stowarzyszenia - sądzi ZNP - nie wyposażą dobrze szkół i nie zatrudnią wysoko kwalifikowanej kadry pedagogicznej. Tyle tylko, że tej tezy nie potwierdzają ani fachowcy od edukacji, ani liczby.

--------------------------------------------------------------------------------

- Te szkoły poświęcają się dla dobra dzieci. Mają problemy lokalowe, ale inwestują w budynki i większość nauczycieli ma odpowiednie kwalifikacje. Dobrze organizują proces kształcenia i mają fajną atmosferę, a to w nauczaniu ważne. Poza tym dbają o warunki higieniczne, bezpieczeństwo, dożywienie uczniów - wylicza Zbigniew Wojciechowski ze świętokrzyskiego kuratorium.

Tezę o niższym poziomie nauczania obalają także wyniki egzaminów dla szóstoklasistów. W ostatnich latach w szkołach wiejskich państwowych średnia z tego testu wynosiła 28 punktów, a w uspołecznionych - trzy punkty więcej, czyli tyle, ile w szkołach miejskich.

Skutkiem ubocznym, ale być może najważniejszym przejmowania placówek, jest budzenie się lokalnych społeczności. Małe szkoły zmuszają do aktywności zaspane, bezrobotne wsie i miasteczka. W szkołach kierowanych przez stowarzyszenia otwierane są biblioteki, przychodnie lekarskie, centra pomocy rodzinie, świetlice i kluby anonimowych alkoholików. Tu młodzieżowe zespoły odbywają próby, zaś dziadkowie grają w szachy. W Studziankach Pancernych na Mazowszu najpierw powstała uspołeczniona szkoła podstawowa, a dziś obok niej działa liceum, w którym uczy się dwustu dorosłych w wieku od 18 do 56 lat.

- Przy wielu szkołach otwierane są kursy rolnicze, bo kiedyś je praktycznie zlikwidowano, zaś dziś Unia Europejska wymaga, by rolnicy mieli wykształcenie techniczne - wylicza Alina Kozińska-Bałdyga.

Wspólna walka o szkołę zażegnuje nawet zapiekłe konflikty. W Zachodniopomorskiem mieszkańcy Gogolewa i Dalewa, wsi rozdzielonych rzeką niczym podwórko Kargula i Pawlaka płotem, od lat toczyli ze sobą wojnę podjazdową. Klany rządzące wsiami wyłamywały sobie sztachety z płotów, a chłopcy nie żenili się z sąsiadkami zza wody. Mieli wspólne tylko most, kościół, cmentarz i szkołę. Kiedy chciano ją zamknąć, w obu wsiach zawrzało. Gogolewo i Dalewo zawiązały sojusz i razem stoczyły zaciętą walkę o szkołę z władzami gminy Marianów. I wygrały. Dziś w tej uspołecznionej szkole trzy wsie razem się bawią i mają wspólne koło gospodyń wiejskich. Bo, jak mówi wójt Stoszowic Patryk Wild, szkoła to nie tylko budynek, to serce każdej lokalnej społeczności.

Bernadeta Waszkielewicz , Violetta Ozminkowski

 

 

"ANGORA" nr 8, 19.02.2006 r.

KONIEC Z BEZSTRESOWYM WYCHOWANIEM.

Uczeń, który otrzyma ocenę niedostateczną

z zachowania, nie dostanie promocji

do następnej klasy. To najnowszy pomysł Ministerstwa

Edukacji.

Rys. Marek Klukiewicz

 

 

 

 

22.09.2009 r.

(Kolejny raz w tej sprawie…) DO MINISTRA EDUKACJI, PEDAGOGÓW

Jak to jest, że szkoły, uczelnie opuszczają m.in. chamy, nierozumiejący nawet elementarnych rzeczy debile, nie liczący się z niczym, ani z nikim osobnicy psychopatyczni, nikotynowcy, narkomani, alkoholicy; degeneraci, zarażeni, zarażający chorobami wenerycznymi, itp....

 

Linki do materiałów związanych z tematem:

1. ZACHOWANIA...

 http://www.wolnyswiat.pl/1h1.html  

 

16. TRUCIZNA NIKOTYNOWA

 http://www.wolnyswiat.pl/16h1.html   

 

16a). TRUCIZNA NIKOTYNOWA - materiały do własnego przygotowania do druku

 http://www.wolnyswiat.pl/16ah1.html  

 

NAJNOWSZE ULOTKI

http://www.wolnyswiat.pl/forum/viewtopic.php?t=171&start=0

 

23. NARKOMANIA. TZW. SPORT WYCZYNOWO-SZPRYCOWY...

 http://www.wolnyswiat.pl/23h1.htm  

 

19. CHOROBY ZAKAŹNE, BRAK HIGIENY

 http://www.wolnyswiat.pl/19h1.html   

 

21. SKUTECZNOŚĆ PREZERWATYWY (ŚMIERTELNE W SKUTKACH OSZUSTWO), CHOROBY

http://www.wolnyswiat.pl/21h1.html

 

1. (TZW.) NAUKA

 http://www.wolnyswiat.pl/1h3.html  

 

 

 www.o2.pl / http://wiadomosci.gazeta.pl | 2009-09-21 19:08

DO 500 ZŁ MANDATU ZA "DYMEK"

Nawet 500 zł mandatu zapłacą palacze, którzy na dymek pozwolą sobie na szczecińskich przystankach i placach zabaw.

Uchwała rady miasta w Szczecinie wprowadzająca całkowity zakaz palenia w tych miejscach weszła w życie miesiąc temu, to koniec pouczania, strażnicy miejscy zaczęli egzekwować prawo. W ciągu godziny strażnik Józef Zabielski z młodszym strażnikiem Grzegorzem Olewnikiem wlepili pięć pięćdziesięciozłotowych mandatów, byli łagodni, ponieważ wielu palaczy nie zna jeszcze nowego prawa.

 

Nieznajomość prawa szkodzi

Kilka dni temu na chodnikach, 15 metrów od przystanków pojawiły się białe linie. Mało kto wie, że wyznaczają one strefę, w której nie wolno palić. Tym bardziej, że na wielu wiatach nie ma jeszcze znaków z przekreślonym papierosem. - Skąd mam wiedzieć o jakimś nowym przepisie, skoro nic tu nie jest zaznaczone - denerwował się Przemek z Warszawy, który chwilę po przyjęciu mandatu zaczął ze wszystkich stron oglądać wiatę na przystanku tramwajowym przy rondzie Giedrojcia. - To jest w ogóle jakiś śmiech, przecież popielniczka jest przy samym przystanku - dziwił się mężczyzna.

 

"Chcą się truć, niech się trują"

Brak popielniczek poza przystankami to kolejny problem nie załatwiony jeszcze przez miasto, co nie zmienia faktu, że uchwała już działa, strażnicy byli nieubłagani. - Możemy odstąpić od mandatu? Ja się przesunę - prosił Łukasz, tłumacząc, że śpieszy się na rozmowę w sprawie pracy. Takie tłumaczenia nie skutkowały. Posypały się mandaty, ku uciesze wielu niepalących pasażerów komunikacji miejskiej w Szczecinie. - Dlaczego mam to wdychać, chcą się truć, niech się trują z dala ode mnie, a jak jeden z drugim zapłaci to się skończy dmuchanie ludziom w twarz tym świństwem - skwitowała pani Zofia, czekająca na tramwaj linii 12.

Sebastian Wierciak, radio TOK FM

 

 

 

 

22.09.2009 r.

(Kolejny raz w tej sprawie…) DO ZARZĄDU TRANSPORTU MIEJSKIEGO, URZĘDU M.ST.  WARSZAWY

Kolejny raz zwracam się z prośbą, propozycją o ochronę pasażerów przed nieliczącymi się z nikim ani niczym psychopatami, nie rozumiejącymi nawet elementarnych rzeczy debilami, którzy nas codziennie, setki razy rocznie, terroryzują, stresują, uwrażliwiają hałasami z swoich słuchawek.

Od kilu lat postuluję, by w pojazdach transportu publicznego rozkleić, np. wykorzystując przygotowany przeze mnie uświadamiający rysunek, naklejki właśnie zwracające na ten problem uwagę, by można było się skuteczniej przed tymi bezmyślnymi egoistami; problemami, stresami, wynikłymi m.in. z tego, kumulacji z innymi, chorobami bronić!

 

Linki do materiałów związanych z tematem:

1. ZACHOWANIA...

 http://www.wolnyswiat.pl/1h1.html

 

17. TO TYLKO... WARSZAWA

 http://www.wolnyswiat.pl/17h1.html

 

 

PS

Propozycja (też od kilku lat...):

Zamiast osłabiać, deformować kręgosłup w pozycji siedzącej (np. czekając na środek transportu), można go wzmocnić – ćwicząc np. na poniżej przedstawionym stojaku (powinny być ustawiane w msh publicznych, przed szkołami itp.), podpórkach mocowanych przy ławkach.

 

 

STOJAK Z DRĄŻKAMI DO ĆWICZEŃ

                                                                         www.wolnyswiat.pl

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Zamiast osłabiać, deformować kręgosłup w pozycji siedzącej (np. czekając na środek transportu), można go wzmocnić – ćwicząc np. na poniżej przedstawionym stojaku (powinny być ustawiane w msh publicznych, przed szkołami itp.), podpórkach mocowanych przy ławkach.

 

 

 

 

27.06.2010 r.

List otwarty

 

DO OSÓB ODPOWIEDZIALNYCH ZA MATERIAŁY WYKORZYSTYWANE PRZEZ WYKŁADOWCÓW NA UCZELNIACH, DO SAMYCH UCZĄCYCH

- Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ( www.kprm.gov.pl )

- Sejm ( www.sejm.gov.pl )

- Senat ( www.senat.gov.pl )

- Ministerstwo Edukacji Narodowej ( http://www.men.gov.pl/ )

- Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ( http://www.mnisw.gov.pl/ )

 

- Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie ( http://nowa.uek.krakow.pl/ )

- Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu ( www.ue.wroc.pl )

- Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu ( www.ue.poznan.pl/ )

 

- Uniwersytet Warszawski ( www.uw.edu.pl/ (brak adresu e-mail))

- Uniwersytet Wrocławski ( www.uni.wroc.pl/ )

- Uniwersytet Łódzki ( www.uni.lodz.pl )

- Uniwersytet Rzeszowski ( www.univ.rzeszow.pl )

- Uniwersytet Gdański ( www.univ.gda.pl )

- Uniwersytet Jagielloński ( www.uj.edu.pl )

- Uniwersytet Szczeciński ( www.us.szc.pl/ )

- Uniwersytet Śląski ( www.us.edu.pl )

- Uniwersytet Opolski ( www.uni.opole.pl )

 

- Wyższa Szkoła Ekonomii i Innowacji ( www.wsei.lublin.pl )

 

 

UTOPIJNA CZY RACJONALNA EKONOMIA?

Co P. przekazują...; czego uczą...; jakie umysły tworzą...; jakie są tego konsekwencje...; za co P. współodpowiadacie...

Proszę o zdrowe refleksje po zapoznaniu się z przedstawionymi materiałami.

 

Okazuje się, że bogaci, zadowoleni, szczęśliwi mamy być, nie gdy będziemy zdrowi, mądrzy, prawi, dobrzy, rozumni, atrakcyjni, bezpieczni, żyć w czystym, zdrowym, bogatym w urozmaiconą przyrodę środowisku, tylko wówczas, gdy wszystko będzie skażone, wszyscy zatruci, chorzy, cierpiący, upośledzeni, niedorozwinięci, debilni, psychopatyczni, brzydcy, bez przyrody, surowców, i czegokolwiek, bo nie będzie z czego ani jak tego wyprodukować...

PS

Właśnie wykazałem skrajnie możliwą absurdalność, szkodliwość osiąganych dotychczas celów...!!!

 

7. PROKONSUMPCYJNA EKONOMIA..., DĄŻENIE DO BOGACTWA...

  http://www.wolnyswiat.pl/7h2.html

 

5. EKONOMIA RACJONALNA

 http://www.wolnyswiat.pl/5h2.html 

 

5. EKONOMIA RACJONALNA - RÓŻNE MATERIAŁY

 http://www.wolnyswiat.pl/5ah2.html

 

5. EKONOMIA RACJONALNA - O BANKACH

 http://www.wolnyswiat.pl/5bh2.html

 

1. (TZW.) NAUKA

 http://www.wolnyswiat.pl/1h3.html 

 

 

Piotr Kołodyński

red. - www.wolnyswiat.pl  

 

 

 

 

 

 http://artelis.pl/artykuly/1028/kreatywnosc-i-innowacje-droga-do-sukcesu | 15.05.2007

KREATYWNOŚĆ I INNOWACJE. DROGA DO SUKCESU

Jeżeli chcemy osiągnąć w życiu ponad przeciętny sukces, nie możemy postępować tak jak wszyscy. Musimy kroczyć własną drogą, nie oglądając się na innych. Często wbrew ich radom i opiniom. Tylko bycie pierwszym jest nagradzane wyjątkowo.

 

Jeżeli napotykamy na swojej drodze problem, dotychczas nierozwiązany, nie należy załamywać rąk. Lepiej podejść do niego z takim nastawieniem:

 

Nikt tego nie zrobił? Super! Będę pierwszy.

 

Nie wolno poddawać się tylko dlatego, że wielu specjalistom, od tego właśnie zagadnienia, nie udało się osiągnąć sukcesu. Właśnie dlatego im się nie udało. Są ograniczeni do wąskiej dziedziny, w której działają. Mają również zakodowane schematy postępowania i rozwiązań. Nie potrafią spojrzeć z innego punktu widzenia, ani odrzucić wszystko, czego się nauczyli.

 

Bardzo wiele możliwości powstaje na styku dwóch lub więcej specjalności. Problem w tym, że brak współpracy i wzajemnego zrozumienia. Instytuty pracują nad coraz bardziej specjalistycznymi projektami, a prace magisterskie, doktorskie i habilitacyjne dotyczą bardzo wąskich zagadnień i najczęściej nijak się mają do potrzeb rynku.

 

Jeszcze większe możliwości są, gdy ma się wszechstronną wiedzę i wykształcenie, oraz dociekliwy umysł. Pozwala to na różnorakie potraktowanie problemu oraz możliwość przeniesienia rozwiązań z innych dziedzin, często pozornie zupełnie niepowiązanych.

 

Aby rozwiązać trudne zadanie, nie wolno podchodzić do niego, jak do przeszkody na drodze do sukcesu. Trzeba potraktować je jak wyzwanie, próbę sprawdzenia się oraz grę z losem, w której możemy zdobyć główną wygraną. Jeżeli ta gra wciągnie, to wówczas wszystko, co robimy, jest analizowane pod jej kątem. Jeżeli myślimy o niej bez przerwy, to po pewnym czasie zaczynamy nawet śnić na ten temat. Zaczyna wówczas współpracować podświadomość. Zaskakujące, jak wiele analogii możemy wówczas zobaczyć i jak wiele informacji, do tej pory niezauważanych, jest przydatnych. Wyszukiwanie wiedzy, przestaje być obowiązkiem, a staje się potrzebą, a dzięki zaangażowaniu przyswajamy ją błyskawicznie i bez znudzenia.

 

Może się również zupełnie nieoczekiwanie okazać, że rozwiązaliśmy zupełnie inny problem, który będzie przydatny nam, albo komuś innemu.

 

Samo rozwiązanie zadania, jakie postawiliśmy przed sobą, niczego jeszcze nie daje. Należy wprowadzić je w życie najlepiej i najszybciej jak potrafimy. Bardzo wielu wspaniałych wynalazców żyje i umiera w biedzie, bo nie potrafią wykorzystać swoich pomysłów w życiu.

 

Jeśli już udało nam się coś wymyślić czy rozwiązać i zastosować, z dużą korzyścią dla osobistych finansów, najgorsze, co możemy zrobić, to spocząć na zasłużonych laurach. Osiągnięty sukces powinien być w tym momencie natchnieniem do stawiania sobie jeszcze trudniejszych wyzwań.

 

Piotr Waydel

 

 

 http://artelis.pl/artykuly/1429/dlaczego-ludzie-tak-rzadko-osiagaja-sukces | 28.06.2007

DLACZEGO LUDZIE TAK RZADKO OSIĄGAJĄ SUKCES?

Sukces w życiu osiągają najczęściej ludzie o szerokich horyzontach, silnej potrzebie działania, myślący kreatywnie, postępujący w sposób niestandardowy. Stale poszukują nowych możliwości i nowych rozwiązań.

 

Tymczasem ogromna większość populacji działa w sposób standardowy. Powiela postępowanie swoich rodziców, znajomych, czy wzorców poznanych z mediów. Podstawową przyczyną tego jest wychowanie, szkoła i naturalny instynkt naśladowczy. Wydaje im się, że najłatwiej i najbezpieczniej powielać znane i sprawdzone metody.

 

Małe dziecko jest ciekawe świata. Pyta, docieka, próbuje różnych rozwiązań i poszukuje swojej drogi. Najczęściej jest strofowane, zbywane i sprowadzane do porządku.

W tym okresie, najczęściej pokazuje mu się również różne wzory do naśladowania typu:

Zobacz, jaki Jacuś jest grzeczny.

Poukładał zabawki, nie zadaje niepotrzebnie pytań, nie rozebrał zabawki na części, żeby zobaczyć, co w środku.

Itd.

Tłumi się w ten sposób naturalną ciekawość i kreatywność dziecka.

 

Jeszcze gorzej jest w szkole. Z racji bezmyślnie pojętej demokracji i równości, wszystkich niezależnie od zdolności i predyspozycji uczy się tego samego, równając poziom do najmniej zdolnych jednostek. Zwalczany przy tym jest każdy objaw indywidualnego myślenia. Wszyscy muszą myśleć i interpretować tak samo. Pełna standaryzacja.

 

Nacisk kładziony jest przede wszystkim na jednostronne przekazywanie konkretnego zasobu informacji od nauczyciela do ucznia. Taki sposób nauczania tworzy z ucznia bierną jednostkę z podstawowym zasobem wiadomości. Najważniejsze w takiej szkole to zaliczyć, zdać, nauczyć się na pamięć, zdobyć odpowiednią ilość punktów, a nie dogłębnie zrozumieć, żeby potrafić wykorzystać wiedzę do rozwiązywania najróżniejszych problemów, jakie przyniesie życie. Nagradzane stopniami jest wyłącznie przyswojenie, nawet bezmyślne, zadanej wiedzy i to w podanej postaci.

 

Nie uczy się aktywności umysłowej i kreatywności, ani podejmowania prób różnych metod rozwiązywania problemów. A przecież w życiu umiejętność skutecznego radzenia sobie w trudnych sytuacjach jest o wiele ważniejsza od wiedzy książkowej, którą zawsze można (i trzeba) uzupełniać. Nawet z myślących jednostek taka szkoła może wyprodukować ludzi, którzy potrafią tylko wykonywać polecenia, a nawet potrzebują rady jak zaplanować sobie życie.

 

Namacalnym dowodem tego jest niewielki odsetek osób, które podejmują samodzielne decyzje życiowe i pracują dla siebie, a nie na kogoś, kto za nich myśli i teoretycznie zabezpiecza byt. Takie szkoły nie tylko nie rozwijają kreatywności, ale niszczą ją, tak jak i próby niezależnego myślenia oraz wszelką indywidualność.

 

Nagrodą za punkty i stopnie jest dostawanie się do coraz wyższych szkółek, które stosują te same metody. Tylko specjalizacja jest coraz węższa.

 

Wyższe uczelnie zamiast wypuszczać absolwentów o szerokich horyzontach, kreatywnym myśleniu, zmotywowanych i przygotowanych do sprostania wszelkim wyzwaniom, kształcą zasobniki wąskiej wiedzy encyklopedyczno-historyczno-technicznej, które nijak się mają do potrzeb i wyzwań rynku. Tacy ludzie często nie potrafią poradzić sobie z najprostszym problemem, który wykracza poza ich wąską specjalizację i wymaga twórczego myślenia, działania i poszukiwania.

 

Nic dziwnego, że zamiast poszukiwać swojej drogi życia, pełnej problemów, wyzwań i sukcesów, próbują znaleźć etat w dowolnej firmie, gdzie ktoś inny będzie za nich myślał i decydował.

 

Pocieszeniem, wsparciem i wytłumaczeniem dla nich jest fakt, że wszyscy w otoczeniu bliższym i dalszym robią tak samo. Często nie przychodzi im nawet do głowy, że życie może wyglądać inaczej.

 

Wiedzy można się nauczyć z książki czy Internetu w dowolnej chwili, ale nic nie może zastąpić kreatywności i twórczego myślenia. Nic też nie zastąpi straconych szans rozwoju tych zdolności w najbardziej aktywnym okresie życia dziecka.

 

A przecież tak łatwo jest zorganizować dowolne zajęcia w formie połączenia zabawy, nauki i konkursów. Takie ćwiczenia zorganizowane jako twórcza burza mózgów i wykorzystujące wszelkie dostępne metody stymulacji myślenia twórczego, nawet tak proste jak sześć kapeluszy, rozwijają kreatywność, poszerzają horyzonty myślowe i pozwalają w przyszłości „wziąć się za bary” z dowolną przeciwnością losu na zasadzie, że nie ma rzeczy niemożliwych, a tylko nieodpowiednie rozwiązania.

 

Takie zajęcia są przydatne w każdym wieku. Nawet w przypadku już ukształtowanych i sformatowanych standardowo jednostek, wyjałowionych przez system z kreatywności, pozwalają na szersze spojrzenie i zorientowanie się, jak wiele jest możliwości i rozwiązań. Może stać się to impulsem, który zmieni całe życie.

 

Piotr Waydel

 

 

www.nowyekran.pl / http://alng.nowyekran.pl/post/48213,siedem-grzechow-systemu | 15.01.2012 22:01

Blog Anny L. N. Gil

SPOŁECZEŃSTWO

 

SIEDEM GRZECHÓW SYSTEMU

Nieco o najcięższych, moim zdaniem grzechach współczesnego szkolnictwa...

„Konieczność jak najszybszego wprowadzenia reformy naszego systemu wychowania wynika z tego, że szkoły w Polsce stały się środowiskiem nerwicogennym. Szacuje się, że około 4,5 miliona uczniów choruje na różnego rodzaju nerwice. Niektóre z tych znerwicowanych dzieci popełniają nawet samobójstwa[…]”

 

„Można z góry przewidzieć, że wymienione wyżej negatywne konsekwencje naszego systemu wychowania będą się nasilać. Spośród tych znerwicowanych dzieci rekrutować się będą w niedalekiej przyszłości różnego rodzaju zboczeńcy i przestępcy, alkoholicy i narkomani. A przecież już dziś nasze ulice nie są bezpieczne.

 

Przyczyn wypaczenia naszego systemu dydaktyczno-wychowawczego jest z całą pewnością wiele. Szczególną winą obarczyć można m.in. błędną teorię wychowania. W minionym 45-leciu wkradło się do polskiej pedagogiki wiele błędnych koncepcji; niektóre z nich są rezultatem fałszywych poglądów ideologicznych[…]”

 

Miron Krawczyk, czasopismo: „Edukacja i dialog”, artykuł: „Podział cech osobowości na instrumentalne i kierunkowe”, numer 2 (55), Warszawa 1994

 

Jesteśmy biernymi obserwatorami nie tylko rozkładającego się systemu edukacyjnego w naszym kraju, ale utraty ducha intelektualnego młodych obywateli i niebezpieczeństwa „szoku przyszłości”, kiedy to obudzimy się z ręką w nocniku i żałosnym zdziwieniem, że „ten system jednak nie jest dobry”.

 

Miron Krawczyk w 1994 pisał: „4,5 miliona uczniów choruje na różnego rodzaju nerwice” – dziś jest to z pewnością znacznie więcej. Nawet mówi się, że co druga osoba ma znaczny potencjał do popełnienia czegoś niebezpiecznego, a praktycznie każdy jest na co dzień podatny na stres i regularnie przechodzi załamania nerwowe. Wielu ludzi jest dziś nieodpowiedzialnych, niedojrzałych, agresywnych, obojętnych, wybiera drogi na skróty, posługuje się błędnym system wartości. I tu pojawia się pierwszy podstawowy błąd naszej „peerelowskiej fabryki specjalistycznych mózgów”: brak praktycznej wiedzy.

 

1) Praktyczna wiedza – wiążąc to z filozofią pragmatyzmu, powiedzmy sobie – jest wiedzą niezbędną do życia, wiedzą, która dostarcza uczniowi takich informacji by ten mógł prawidłowo się rozwijać i wykorzystując swoje zdolności i umiejętności (ach, gdyby w szkole było tyle praktyki ile jest obecnie teorii…) funkcjonować w społeczeństwie (obywatelskim) jako zdrowa na umyśle jednostka, zdolna do wytwarzania wielu sensownych dóbr (mających wartości poznawcze, estetyczne, pragmatyczne, etyczne…) i innych zdrowych na umyśle jednostek (np. zakładając rodzinę, sprawując rolę innowacyjnego nauczyciela w szkole). Człowiek taki jest optymistą, jest twórczy, kreatywny, jest zharmonizowany i poradzi sobie w wielu trudnych sytuacjach. Natomiast człowiek ery industrialnej, systemu „uczenia się informacyjnego” nie jest zharmonizowany, choć jest specjalistą. Jest butelką, w którą wg. wzorca człowieka oświeceniowego nabić należy jak największą porcję wiedzy. I to wiedzy szczególnie encyklopedycznej i jałowej, która powoduje często przeładowanie percepcyjne ucznia, znaczy butelki (traktowanie przedmiotowe) i z której tworzy się później różne teleturnieje typu matura, rzekomy sprawdzian dojrzałości. Natomiast kto dużo kuł i okazał się przejdojrzały otrzymuje w nagrodę jeszcze więcej możliwości uczenia się jeszcze większych porcji materiału. Oczywiście w ciągu tych kilkunastu lat „nauki” nie należy zwracać uwagi na jakieś wymiary człowieka (emocjonalny, intelektualny, fizyczny, duchowy), jeśli ktoś źle czuje się fizycznie bądź ma problemy z rodzaju emocjonalnych powinien jak najszybciej wziąć jakąś tabletkę i kuć dalej – bo nie ma czasu! A konkurencja też nie czeka! Po co marnować czas na jakieś „lenistwa i fantazję” (rekreację, twórczość…). Wiele razy zdarza się, że uczeń sam nie wie co się z nim dzieje, popada w bezsens, zaczyna robić różne dziwne rzeczy… Z zabitą pasją poznawczą i chyba będącym normą zjawiskiem Nil (nuda i lęk) trafia w końcu na swoją pierwszą wizytę u psychologa. Tam dowiaduje się po raz pierwszy, co to takiego psychologia i zaczyna zastanawiać się jakie ma cechy osobowości i co właściwie go interesuje w życiu…

 

2) System wzrokowo-słuchowy – wgapiamy się w nauczyciela, słuchamy wykładu przysypiając na ławce, czytamy… czasem notujemy. Bywa też, że mówimy, ale dużo uczniów tego nie robi, bo boi się, że powiedzą coś źle. „Podaję wam wiedzę jak na tacy, a wy w ogóle tego niedoceniacie!” – nauczycielka jest już wyraźnie sfrustrowana. A co tu doceniać… właśnie wiedza podawana jak na tacy jest… niedorzecznością. To wbrew ludzkiej naturze, naturze ciekawskiej i ruchliwej. Człowiek musi uczyć się bardziej kinestetycznie, wszystkimi zmysłami, eksperymentami, z postawą badawczą, poprzez twórczość, odkrywać nowe otwarte pytania i na nie odpowiadać, musi pojmować sercem, musi zawładnąć nim pasja i pełne poświęcenie. System wzrokowo-słuchowy jest głównym powodem zniechęcania uczniów do nauki. Terror jedynej odpowiedzi w pytaniu zamkniętym i z kluczem jest przedmiotowym traktowaniem ucznia, gdzie nauczyciel przyjmuje postawę programisty, którego zadaniem jest zaprogramować mózg ucznia wg. ścisłych wymagań (niedomagań) systemu. I nie ma tu miejsca na jakieś fantazje! Na jakieś zabawy w odgrywanie ról (jak w pedagogice dramy, gdzie nauczyciel jest reżyserem i partnerem uczniów)! To jest szkoła! Siadać do ławek - sztywno, ustrukturyzowanie i z powagą kuć wiedzę, którą wam podaję! Dobrze by było wcisnąć ich jeszcze w mundurki i zabronić czytania jakiejś lektury, która wprawia ich w niezdrowy romantyzm i zastanowienie nad sensem tej całej propagandy… Nie wolno myśleć otwarcie, ale wolno wam słuchać autorytetów takich jak np. … Marks (twórca tego socjalistycznego systemu). Ave system…

 

„Większość nauczycieli traci czas na zadawanie pytań, które mają ujawnić to, czego uczeń nie umie, podczas gdy nauczyciel z prawdziwego zdarzenia stara się za pomocą pytań ujawnić to, co uczeń umie lub czego jest zdolny się nauczyć.” – A. Einstein

 

3) Jestem… innymi – nacisk grupowy i konformizm… pozwala zachować nam pewną stałość, gdzie poprzez mechanistyczne postrzeganie świata siedzimy bezczynnie w teraźniejszości i jako konserwatyści wspominamy stare (dobre) czasy. Możemy badać przestrzeń, która nas otacza, choć z dystansem, nie wolno nam jej dotykać (tylko bezmyślnie wgapiać się w formułki naukowe i kuć, kuć, kuć!). W ogóle najlepiej chyba nie mieszać się do przyszłości gospodarki kraju. Zostańmy… wszyscy jako konformiści tu gdzie jesteśmy, gdzie jest bezpiecznie gdzie nie ma dziwacznych eksperymentów i niebezpiecznego ryzyka, gdzie nie ma „metody prób i błędów”, gdzie nie ma „poznawania”, „zrozumienia” i gdzie jest totalny brak ruchu. Dążmy do… uczenia się o przeszłości, to z pewnością załatwi nam przyszłość (czytaj: załatwi nas w przyszłości). Konformizm skłania do nicnierobienia, chodzenia starymi ścieżkami i drogami na skróty, rodzi brak nastawienia badawczego i lęk przed nowością (neofobię). Młodzi ludzie wcale nie są nowocześni, wciąż boją się naprawdę pójść naprzód, boją się wychylić, wpaść na nowy pomysł, muszą ściągać z twórczości innych zaprzęgnięci dla wiedzy jałowej w zatrważająco szybkim tempie kucia a przecież… to nonkonformiści zawsze zmieniali świat. Postęp jest uczeniem się na błędach przeszłości i podejmowaniem ryzyka na rzecz przyszłości, a nie korzystaniem z metod przeszłości i stabilizacją w starych systemach na rzecz (bezpiecznej) przyszłości. Postęp jest dziś błędnie definiowany.

 

4) „Epoka agrarna – epoka industrialna – epoka jeszcze bardziej industrialna” – ludzie sprawujący władzę lub pieczę nad systemem edukacyjnym wychodząc dziś z epoki industrialnej (w Polsce od kilku lat) kierują się w dwie strony. Jedna droga jest dobra, druga zła. Zazwyczaj skręcają w tę złą drogę i będąc na niej umacniają industrializm w społeczeństwie czysto (przecież) informacyjnym o potrzebach związanych z epoką informacyjną. Nie wiem już czy robią to z myślą o swoich przyzwyczajeniach czy tak po prostu idzie kolejna w historii fala wytępiania inteligencji polskiej. Dopóki minister Hall będzie uważała, że Polska pod względem edukacji zajmuje jedno z ostatnich miejsc z powodu tego, iż uczniowie za mało kują wiedzy encyklopedycznej dopóty biedni młodzi ludzie krążyć będą w mroku własnych frustracji i niedorozwoju emocjonalnego. Już dziś podejmuje się w szkołach próby typu „Lepiej! Szybciej! Więcej!” spychając nauczanie indywidualne, pragmatyczne i kinestetyczne do ciemni, skąd nawet jeśli już jakiś uczeń wyłowi pragnienia właściwej natury człowieka nie będzie wiedział „co to” i „jak żyć”. Jak żyć? Ponieważ uprawiamy fikcję ucząc się abstrakcyjnie, nie ucząc się lecz kując o nauce, nie ucząc się życia lecz o życiu, które gdy już nastąpi (po wyjściu ze szkoły) okazuje się czymś zupełnie innym, czego byśmy nigdy się nie spodziewali.

 

5) Konsumpcjonistyczne wychowanie do bytności (nie życia, tylko bytności) – konkurencja wzrasta rywalizacja, niezbędna interesowna komunikacja, zła motywacja… krótkie terminy gonią nauczycieli więc prawie połowę (zbędnego) materiału uczniowie muszą przerobić sobie sami. Później zostanie sprawdzona pojemność ich mózgów i zapisze się wyniki w statystykach co oznaczać będzie, że szkoła nauczyła dobrze lub źle. W szkole promuje się nadmiernie ideologię konsumpcyjną. Cywilizacja konsumpcyjna jest cywilizacją antykreatywną. Kultura (wyjścia do teatrów, filharmonii, kin, galerii, różne wycieczki poznawcze, warsztaty naukowe) coraz częściej są uznawane za stratę czasu a i politycy wymigują się od nich tłumacząc się brakiem narzędzi czy funduszy na tego typu „rozrywki”, które uważane są za coś znacznie mniej ważnego niż sztywne siedzenie na lekcji i śmiertelną pogoń za programem. Z czasem zanika wartość dojrzewania samorzutnego, rozbudzania wewnętrznych sił przez inspirację i poryw. Uczniowi przekazuje się tajnie informację, iż może liczyć tylko na siebie, dlatego też musi dużo się uczyć by zdobyć dobry zawód i móc pracować na swoją korzyść. Jest duży nacisk na wyobcowanie, wyodrębnienie zdolnych (pojemnych) jednostek tak by te działały dla siebie i w zaciszu własnego kąta. Indywidualność jest ważnym aspektem w edukacji ale musi łączyć się ze zdolnością do empatii, którą bardzo dobrze rozwija się właśnie przez kontakt z kulturą a także przez organizowanie różnego rodzaju dram kreatywnych w szkole na zwykłych lekcjach. Zdolność empatii rodzi twórczą wrażliwość na problemy społeczeństwa i działając asertywnie budzi chęć dążenia do wartości obiektywnych, nie rezygnując jednocześnie z urzeczywistniania samego siebie.

 

6) Umacnianie bloków emocjonalnych – od razu rzuca się w oczy brak (lub zbyt mało) uczenia w szkole takich przedmiotów jak psychologia czy socjologia, a przecież to one umożliwiają w ogóle funkcjonowanie w społeczeństwie i są kluczowe w najważniejszej dla każdego człowieka dziedzinie – jego własnego życia.

 

 

„Co dzień powtarzam jak młódź cierpi na tem,

 

Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem.”

Adam Mickiewicz

 

 

Podstawowa wiedza psychologiczna pozwala młodemu człowiekowi poznać siebie samego i wybierać odpowiednie strategie w relacjach z innymi. Tym sposobem staje się on mocnym ogniwem w łańcuchu społeczeństwa, które nie tylko znakomicie potrafi się w nim utrzymywać i funkcjonować ale wnosi też dużo od siebie, ulepsza więc życie i stwarza możliwość rozwoju ewolucyjnego ludzi w sensie globalnym na przestrzeni lat.

 

Kolejną rzeczą będącą blokiem emocjonalnym w rozwoju twórczego człowieka jest uczenie lęku przed ryzykiem. Uczeń nie wie, że ryzykiem da się manipulować i przetwarzać je na własną korzyść. Uczenie, iż ryzyko samo w sobie stanowi zło jest kompletnym absurdem, gdyż bez ryzyka nie ma jakiegokolwiek postępu, rozwoju czy doświadczenia. Nawet jeśli jest to doświadczanie na błędach, to ważnym jest by uczeń przez nie przeszedł i mógł zrozumieć działanie następujące po wyborze nieprawidłowej decyzji. Wzbogaca to jego osobowość, wzmaga precyzyjność w działaniach i powoduje znaczny rozwój dojrzałości emocjonalnej. Dlatego też w „uczeniu się transformacyjnym” stawia się na eksperymentowanie i wiele innych czynności pobudzających aktywność czterowymiarową i wielozmysłową ucznia. Jest to niezwykle korzystne dla jego osoby!

 

Co łączy się z umacnianiem bloku „lęku przed ryzykiem” to „wymuszanie braku apetytu na chaos”. Od ucznia wymaga się sztywności, bojaźni do nauki, braku zaufania do niej, powstrzymuje się u niego zdolność otwartego myślenia. Gdy nauczyciel zadaje pytanie wszyscy uczniowie wolą milczeć i czekać aż odpowie ktoś inny – jest to częste zjawisko powodowane lękiem przed podjęciem próby wymyślenia czegoś samodzielnie, lękiem przed burzą mózgów i zbytnią spontanicznością. Wymaga się by uczeń „nie zgadywał” i „nie wymyślał” bo wg. klucza ma podać pewną dokładną odpowiedź, a jeśli mu się nie uda to zostanie źle oceniony. Dlatego też boi się podać złej odpowiedzi, a nawet nigdy nie wie czy zna prawidłową odpowiedź, nie ufa nauczycielowi, nie ufa nauce, nie ufa sobie. Ufa co najwyżej „twórczości innych” z której zawsze może ściągnąć coś gotowego, bez „ryzyka samodzielnego myślenia” i narażania się na „ośmieszenie jego osoby” z powodu nie wykucia czegoś na pamięć.

 

„Na wykształcenie powinno składać się żywe życie, a nie martwa nauka.” – M. Gogol

 

7) Pozbawienie ucznia kwintesencji nauki i procesu poznawczego w czasie nauki.

 

Każda nauka jest odrębnym małym światem, który ma własny język , strukturę, przesłanie, sposób postrzegania świata… Nauka jest wytworem człowieka i zarówno ona w całości jak i poszczególne jej elementy posiadają pewien klucz (tylko nie kojarzyć tego negatywnie, chodzi mi o inny klucz), według którego można się jej nauczyć, a raczej zrozumieć ją poprzez dotarcie do jej głębi. Dotrzeć tam można nie tylko przy użyciu intelektu ale także serca. Należy poddać się prawdziwej pasji, w tym chęci staranności i poświęceniu.

 

Uczniom podaje się „suche informacje” i „płaskie formułki” dotyczące wydarzeń z przeszłości. Uczeń nie ma okazji poznać „procesu twórczego” (wie kto, gdzie i kiedy wynalazł żarówkę lecz nie zna wcześniejszych błędów Edisona i tego jak dochodził do swojego odkrycia), w którym powstawały wynalazki, systemy, nauki, metody, osiągnięcia, o których się uczymy. Nie jest więc zdolny do generowania nowych problemów, pytań, które mogą go dotknąć w przyszłości. Lecz nawet jeśli już się z nimi zetknie to nie będzie potrafił w procesie twórczym wytworzyć odpowiedzi czy rozwiązania na nie. Zawsze miał przecież do czynienia z gotowcami, nie musiał się zastanawiać, używać wyobraźni, zmysłów, nie musiał syntetyzować, kontemplować, myśleć dywergencyjnie czy używać tym podobnych wyższych zdolności intelektualnych. Postanowiono w nim natomiast uaktywni co najwyżej pamięć, a w zapamiętywaniu z kolei nie wykorzystano też wielu przydatnych technik skupiając się jedynie na wielokrotnym powtarzaniu materiału (kuciu).

 

Jest to kolejny dowód na przedmiotowe traktowanie czy też wyraz braku szacunku dla inteligencji człowieka. Jest to także swoistego rodzaju zaniedbaniem ze względu na porzucenie i bezmyślne wyparcie tak wielu możliwości i zdolności jakie posiada w swym potencjale uczeń, a jakie spowodowałyby głębsze przeżywanie nauki, lepsze jej zrozumienie, umiejętność nie tylko zapamiętywania ale też użycia informacji w praktyce (w życiu) i generowaniu na jej podstawie własnych pomysłów. Spowodowałoby to z pewnością twórczą transformację ze znudzonego i znerwicowanego ucznia na dojrzałego, twórczego, zharmonizowanego i pewnego siebie człowieka, który żyje pełnią życia i pasją w pracy z tym co naprawdę lubi.

 

„Nauka w szkołach powinna być prowadzona w taki sposób, aby uczniowie uważali ją za cenny dar, a nie za ciężki obowiązek.” - A. Einstein

 

W momencie odkrywania kwintesencji nauki, poznania prawdziwego procesu twórczego (preparacja – inkubacja – iluminacja – weryfikacja) w jej w jej wytworach i pozbycia się odtwórczej postawy w uczeniu się powstaje człowiek kojarzony jako „naiwny i twórczy leniuch” (to pozytywne cechy wbrew pozorom). Uczeń taki odnosi wrażenie, że jakakolwiek nauka czy praca, w której uczestniczy nie jest nią, gdyż przychodzi z zadziwiającą łatwością, zrozumieniem i zainteresowaniem. Szkoła aktywna dostaje więcej zaufania, a uczenie się, pogłębianie wiedzy, poddawanie się pasji jest wielką rozrywką, rekreacją, pełną entuzjastycznego podejścia podnietą, i zdajemy sobie sprawę, że nauka, która 1) interesuje nas i jest praktyczna dla nas, 2) jest przekazywana w odpowiedni sposób i uczymy się jej właściwymi metodami jest źródłem naszego spełnienia, szczęścia, które wraz ze szkołą tworzymy (będąc aktywnymi).

 

„Gdybym był znów młody i mógł sobie wybrać zawód, nie próbowałbym zostać naukowcem ani uczonym, ani nauczycielem. Wolałbym być raczej hydraulikiem lub domokrążcą w nadziei zdobycia tej skromnej cząstki niezależności, jaką osiągnąć można we współczesnym świecie.” – A. Einstein

 

W świecie przemijalności, niepokoju i wielu sprzeczności wyszukać musimy tylko to, co dla nas niezbędne. „Być dziś na czasie” to być biednym i chorym człowiekiem, który ledwo nadąża za mnóstwem docierających do niego informacji. Potrzebujemy programów nauczania na tyle transformacyjnych i elastycznych by uczniowie mogli w nich aktywnie uczestniczyć i łączyć naukę z zabawą, by wychodząc ze szkół nie byli niedojrzałymi i słabymi specjalistami, którzy na pewno nie stworzą dobrej przyszłości dla narodu. Jaki jest zatem wzorzec człowieka w zrewolucjonizowanym systemie? Z pewnością musi być to człowiek „zdrowy na umyśle”, bystry, inteligentny (nie mylić z mądrością), człowiek, który będzie umiał wziąć zawsze sprawy w swoje ręce, a w razie niebezpieczeństwa wykorzystać doświadczenie i zbudować sobie jeszcze lepszy świat na gruzach niepowodzenia. Człowiek ten będzie uznawał za największe rzeczy wartości takie jak Prawda, Piękno, Praktycyzm… będzie postępował etycznie i asertywnie będąc dopuszczony jednocześnie do znacznej wolności. W ten sposób, po raz pierwszy w historii ludzkości w atmosferze wzajemnego zaufania i wolności wzrastać będzie prawdziwy geniusz naszych czasów, który przyczyni się do poprawy sytuacji kraju na wielu płaszczyznach a tym samym do szczęścia wszystkich jednostek i samego siebie.

 

„Geniusz ludzki może oddychać swobodnie tylko w atmosferze wolności.” – J. S. Mill

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

 www.wolnyswiat.pl   WBREW ZŁU!!! 

PISMO NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII, UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH ROZWIĄZANIA (racjonalne myśli, analizy, wnioski, pomysły, postulaty, i ich argumentacja, całe i fragmenty rozsądnych, interesujących materiałów z prasy i internetu)

 

OSOBY CHCĄCE WESPRZEĆ MOJE PISMO, DZIAŁANIA PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński

Skr. 904, 00-950 W-wa 1

BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą.

ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat od 2000 r. do dnia 14.01.2012 r.: 100 zł.

 

 

17. ELEKTRONICZNE ZBIERANIE PODPISÓW (pod

inicjatywami ustawodawczymi, moją kandydaturą na prezydenta)

 http://www.wolnyswiat.pl/17.php

 

21. WPŁATY I WYDATKI

 http://www.wolnyswiat.pl/21.html

 

22. MOJA KSIĄŻKA

 http://www.wolnyswiat.pl/22.html