www.wolnyswiat.pl

 

[Ostatnia aktualizacja: 09.2013r.]

 

 

Eskalacji destrukcji ciąg dalszy...

 

Kolejne niedopatrzenie może zostać naprawione – tyle milionów młodych ludzi ustrzegło się tego dodatkowego prania mózgów (oprócz że na tzw. katechezie, w szkole, za pośrednictwem radia, telewizji, emiterów tzw. reklam w msh publicznych, w internecie), codziennego i całodziennego oddziaływania osobników upośledzonych psychicznie, niedorozwiniętych umysłowo, psychopatycznych, debilnych - zarówno ze strony współodbywających tzw. służbę wojskową, jak i ze strony przełożonych, teraz może się to zmienić...

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 18.09.2013 r.

Wróci pobór do wojska? Wiceszef MON: To konieczność

To potrzebne i w dodatku możliwe - tak o przywróceniu zasadniczej służby wojskowej mówi wiceminister obrony narodowej, gen. Waldemar Skrzypczak.

Generał uważa likwidację obowiązkowego poboru i powołanie Narodowych Sił Zbrojnych za błąd. Jego zdaniem braki w liczbie rezerwistów na skutek decyzji z 2008 roku można nadrobić w ciągu 6-7 lat wprowadzając nowy system szkolenia wojskowego.

Gen. Bogusław Pacek, rektor Akademii Obrony Narodowej i doradca szefa MON zdradza, że na polecenie ministra Siemoniaka zrobili audyt i pracują nad reformą - zauważa dziennik.pl.

Wojskowi nie ujawniają szczegółów i zastrzegają, że ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Padają też różne okresy trwania służby: 4, 9 i 12 miesięcy.

Autor: AJ

    http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/438308,gen...

 

 

23. MOJE ŻYCIE...!!!

 http://www.wolnyswiat.pl/23.html

 

 

21.09.2013 r.

 

Do Kancelarii Sejmu, Ministerstwa Obrony Narodowej

 

W SPRAWIE POMYSŁU PRZEWRÓCENIA POWSZECHNEJ/OBOWIĄZKOWEJ SŁUŻBY WOJSKOWEJ

 

Ludzi należy traktować, chronić według wartości

Kolejnym argumentem przed jednakowym, bezmyślnym traktowaniem wszystkich jest FAKT, iż niektórzy mają wyjątkowe walory: zdrowotne, umysłowe, w tym intelektualne, prospołeczne, urodę, co zaoferować społeczeństwu, przekazać potomstwu – więc takich ludzi należy chronić przed obcowaniem z debilami, psychopatami m.in. w wojsku, oraz utratą, w tym genetycznego, potencjału w razie wojny!

 

W zbiorowiskach ludzkich, a w szczególności w warunkach częściowego, całkowitego odizolowania, odbywa się m.in. negatywna selekcja rozpowszechnianych, bezpośrednio, pośrednio, wpajanych, wyznawanych, naśladowanych, przestrzeganych wartości, zasad, praw, ludzi. A więc dominują w takich warunkach osobniki debilne, psychopatyczne; aspołeczne, antyludzkie, a osoby inteligentne, pozytywne, wartościowe, a najczęściej jeszcze wrażliwe, czyli dużo szybciej, dużo bardziej i dużo dłużej przeżywające negatywne przejścia są prześladowane, niszczone; pogrążane! Więc takie osoby zamiast być wspierane, rozwijane, pozytywnie wykorzystywane są wystawiane na pastwę opisanych osobników, z tego skutkami, konsekwencjami, w tym stratami.

Dlatego apeluję, by pobór do wojska był dobrowolny, by chronić to, co jest wartościowe, cenne!

 

 

 

 

Antoni Pawlak

KSIĄŻECZKA WOJSKOWA

 http://czytelnia.onet.pl/0,43343,0,1,nowosci.html

Doskonałe świadectwo konfrontacji młodego człowieka z systemem przymusu, totalnej opresji i wojskowej "fali".

 

Służba w siłach zbrojnych PRL była akademią konformizmu, zapewniała kontakt z najbardziej mroczną stroną rzeczywistości, gdzie władzę sprawowały jednostki okrutne i prymitywne, w dodatku programowo nienawidzące "intelektualistów".

 

„Książeczka wojskowa” po raz pierwszy ukazała się w 9 numerze niezależnego "Zapisu" z 1979 roku i jest jedną z tych "drugoobiegowych" książek, które nic nie straciły na popularności i znaczeniu w wolnej Polsce.

 

 

Trzeba stawiać na jakość, a nie ilość! Niech każdy robi to, do czego ma predyspozycje!

Od kiedy podlegając m.in. psychopatom i debilom, przebywając m.in. wśród psychopatów debili, wchłaniając przygotowany m.in. przez psychopatów i debili program ktokolwiek może coś pozytywnego zyskać...

11. (TZW.) SŁUŻBA WOJSKOWA (PÓKI ISTNIEJE)

Trzeba skończyć z bezsensem wydawania miliardów na uczenie zabijania i niszczenia, co, w razie konfliktu, wojny, powoduje kolejne wydatki liczone w miliardach – najpierw na wojnę, a później na odbudowę (ile konstruktywnych działań można by wykonać z pomocą tych pieniędzy, milionów ludzi?!)

 

Gdy osiągniemy odpowiedni stopień rozwoju, i nie będzie org. religijnych, dyktatur (...), itp., możliwa będzie demilitaryzacja naszej cywilizacji. Potrzebne będą tylko systemy do usuwania zagrożeń, np. z kosmosu (asteroidów).

 

 

Ludzi należy traktować, chronić według wartości

Kolejnym argumentem przed jednakowym, bezmyślnym traktowaniem wszystkich jest FAKT, iż niektórzy mają wyjątkowe walory: zdrowotne, umysłowe, w tym intelektualne, prospołeczne, urodę, co zaoferować społeczeństwu, przekazać potomstwu – więc takich ludzi należy chronić przed obcowaniem z debilami, psychopatami m.in. w wojsku, oraz utratą, w tym genetycznego, potencjału w razie wojny!

 

 

Tak się zdobywa władzę w demokracji, tak się odwdzięcza koncernom zbrojeniowym, naftowym za opłacenie kampanii, tak się zużywa broń, by można było wyprodukować i sprzedać jej następne partie, tak się zwiększa PKB, tak się zadłuża, tak się robi interesy...

PRAWDZIWSZE OBLICZE M.IN. WOJNY W IRAKU:

Wojna w Iraku; cyniczny mord i niszczenie

http://www.youtube.com/watch?v=aWe2MtNBoZs

 

Tajne akta wojny w Iraku

http://www.youtube.com/watch?v=X1Z_iH6WgTA

 

O wojnie w Iraku

http://www.youtube.com/results?search_query=wojna+w+iraku+prawda&oq=wojna+w+iraku&aq=5&aqi=g8&aql=&gs_sm=c&gs_upl=955l8370l0l15762l13l13l0l2l2l1l1078l5182l2-2.2.4.2.0.1l11l0

 

http://www.irak.pl/

 

http://www.zieloni.osiedle.net.pl/irak-tsunami.htm

 

http://www.pka.most.org.pl/publicystyka_08.htm

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Środa [10.02.2010, 13:54]

ARMIA NIE NADĄŻA Z LECZENIEM ALKOHOLIKÓW W MUNDURZE

Ilu żołnierzy zapija stres na umór.

W ubiegłym roku ponad 9 tys. żołnierzy amerykańskich skierowano na terapię antyalkoholową. To o 56 proc. więcej niż w 2003 roku, kiedy rozpoczęła się wojna w Iraku - informuje usatoday.com.

Armia musi podwoić personel terapeutów w związku z gwałtownym wzrostem liczby uzależnionych od alkoholu żołnierzy - stwierdził zastępca szefa sztabu amerykańskiej armii gen. Peter Chiarelli.

Ponad 16 tys. żołnierzy szukało w ubiegłym roku porady dotyczącej problemów z alkoholem, w 2003 roku było ich ok. 11 tys.

Nie mam wątpliwości, że prowadzenie dwóch operacji wojskowych ma wpływ na większą częstotliwość spożywania alkoholu - dodał gen. Chiarelli.

Amerykańscy żołnierze mogą korzystać z porady i wsparcia terapeutów bez wiedzy przełożonego. Mogą liczyć na ich pomoc po służbie, w nocy i w weekendy. | WB

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [21.11.2009, 17:25] 1 źródło

ŻOŁNIERZE W AFGANISTANIE ĆPAJĄ NA POTĘGĘ

Z misji wracają uzależnieni przez talibów?

Setki australijskich żołnierzy wraca z Afganistanu z silnym uzależnieniem od kokainy. Wojskowi nie mogą poradzić sobie z problemem, bo narkotyk jest w tym kraju bardzo tani i dostępny - donosi "The Sunday Mail".

Żołnierze palą także marihuanę, problemem jest również heroina. Jednak z raportów australijskiej armii wynika, że najwięcej uzależnionych jest od kokainy. Wojskowi podejrzewają, że Australijczycy kupują narkotyki od stacjonujących obok ich baz żołnierzy amerykańskich.

Wewnętrzny raport wywiadu USA wskazuje natomiast, że narkotyki mogą być celowo dostarczane w zaniżonych cenach do baz. Talibowie chcą w ten sposób obniżyć skuteczność swoich przeciwników - dodaje gazeta. | AJ

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek [30.10.2009, 12:00] 4 źródła

TAK CIERPIĄ ŻOŁNIERZE PO POWROCIE Z MISJI

Oni już nie nadają się do normalnego życia.

Dziesiątki tysięcy wojskowych z Wlk. Brytanii, którzy służyli w Iraku i Afganistanie nie ma szans na powrót do normalnego życia. Co 5. nadużywa alkoholu, jedna siódma ma głęboką depresję i stany lękowe, a co 20. cierpi z powodu zespołu stresu pourazowego - donosi "The Daily Telegraph".

Zdrowie psychiczne żołnierzy na zlecenie brytyjskiego resortu obrony, sprawdzali lekarze z King's College London. Okazało się, że na urazy psychiczne po powrocie do domu

częściej skarżą się rezerwiści, bo trudniej im pogodzić się z przemocą i nieszczęściem, które widzieli.

Problem może być dużo poważniejszy i dotyczyć większej grupy żołnierzy. Opieka psychiatryczna wojskowych, którzy wrócili z obszaru działań wojennych powinna zostać znacznie rozszerzona. W przeciwnym razie ci ludzie nie będą w stanie normalnie funkcjonować - ostrzega dr Amy Iverson. | AJ

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Piątek [22.01.2010, 14:21]

CORAZ WIĘCEJ ŻOŁNIERZY WARIUJE NA WOJNACH

Dlaczego schodzą z placu boju?

Z jakiego powodu amerykańscy żołnierze najczęściej ewakuowani są pola bitwy w Iraku i Afganistanie do szpitala wojskowego?

Najczęściej z powodu... bólu pleców - donosi serwis BBC.

Badacze przestudiowali dane dotyczące powodów hospitalizacji żołnierzy w latach 2004-2007. Okazało się, że rany odniesione na polu walki stanowiły zaledwie 14 proc. przypadków. Aż 25 pobytów na 100 spowodowanych było bólem pleców lub stawów.

Wielu żołnierzy trafiało do szpitala także z powodu innych "codziennych" problemów medycznych, takich jak infekcje żołądkowo-jelitowe, choroby układu oddechowego czy bóle w klatce piersiowej.

Badacze zaobserwowali także we wspomnianym okresie ogromny wzrost przypadków problemów psychicznych, z jakimi do szpitala trafiają żołnierze. Liczba urazów psychicznych wśród żołnierzy na misji w Iraku wzrosła trzykrotnie - do 14 proc., a wśród tych służących w Afanistanie podwoiła się - do 11 proc. | WB

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | Wtorek [11.05.2010, 07:24]

ŻOŁNIERZE GINĄ W... SAMOBÓJSTWACH

Męczą ich wspomnienia z wojny.

Przyczyną 70 procent zgonów młodych żołnierzy, którzy byli na wojnie, są samobójstwa - alarmują amerykańscy lekarze.

Ponad połowa młodych weteranów miała problemy z partnerami. 43 procent cierpiało na depresję, a 21 proc. miało kłopoty w pracy - pisze o bezpośrednich powodach targnięcia się na życie sciencedaily.com

Śmierć następowała najczęściej w wyniku strzału z broni palnej. Inni się wieszali. Z przebadanych przypadków - 51 weteranów miało od 18 do 24 lat, a 85 - było w wieku między 25., a 34. rokiem życia.

Coraz więcej naszych młodych jedzie na wojnę. Ich rodziny i oni sami powinni mieć odpowiednie wsparcie po powrocie do domu - stwierdził Coneye - Beaslery, naukowiec z Klinice Pediatrii i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu w Północnej Karolinie.

Pomoc powinna obejmować zarówno terapię, jak i wsparcie w rozwiązywaniu konfliktów domowych, oraz w poszukiwaniu pracy. | M

 

http://jeznach.neon24.pl/post/68985,samobojstwa-w-us-army | 20.07.2012

SAMOBÓJSTWA W US ARMY

Opublikowany właśnie przez Associated Press raport Pentagonu na ten temat jest powalający. Ujawnia on, że przez pierwsze 155 dni roku 2012 samobójstwo popełniło 154 żołnierzy służby czynnej, czyli średnio 1 dziennie. Jest to o 50% więcej niż śmierć w wyniku bezpośrednich strat bojowych w Afganistanie i o 18% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Od rozpoczęcia wojny w Afganistanie w armii amerykańskiej notuje się średnio jedno samobójstwo co 36 godzin. W latach 2005-2009 życie odebrało sobie ponad 1100 żołnierzy.

 

O wiele gorzej niż w służbie czynnej jest wśród weteranów. Według danych Departamentu ds. Weteranów codziennie aż 18 z nich popełnia samobójstwo. Oznacza to, że co 80 minut ginie jeden. Czasopismo The Army Times doniosło z kolei, że w roku 2009 targnęło się na życie 1.868 weteranów. Nick Kristat wskazał ostatnio w New York Times, że na każdego żołnierza, który ginie w walce, przeważnie z ręki wroga, przypada 25 innych, którzy zabijają się sami.

 

[Trzeba więc m.in. jeszcze bardziej zwiększyć produkcję samochodów, wydobycie ropy, i w ogóle liczbę ludzi, prędkość niszczenia wszelkich zasobów, to wtedy będzie jeszcze szybciej i jeszcze bardziej normalnie, dobrze, w imię PKB, dobraaa... – red.]

 

 

 

 

 www.o2.pl / www.pardon.pl | Środa [ 4.11.2009, 20:45]

„POLSKA PRAKTYCZNIE NIE MA ARMII! TUSK ROZBROIŁ NASZE WOJSKO”

Wojsku dramatycznie brakuje żołnierzy z poboru. Teraz na jednego szeregowca przypada dwóch dowódców.

Na łamach "Rzeczpospolitej" trwa debata o stanie polskiej armii. Artykuły ekspertów od wojskowości są w większości utrzymane w tonie alarmistycznym. Wszystkich przebija jednak dr Grzegorz Kwaśniak, pracownik

naukowy Akademii Obrony Narodowej. W swoim tekście pisze wprost: Siły Zbrojne RP nie istnieją!

Gwoździem do trumny polskiej armii nie są bynajmniej dziurawe buty, tylko mająca podnieść jej sprawność profesjonalizacja. A konkretnie zawieszenie poboru do wojska. Od lipca tego roku w koszarach nie ma już żołnierzy wcielonych pod przymusem. Ich brak sprawił, że oficerowie nie mają kim dowodzić.

Stosunek generałów i oficerów do szeregowych wynosi 1 do 1,23. Stosunek ten jest jeszcze bardziej szokujący, jeżeli weźmiemy pod uwagę generałów i oficerów plus podoficerów zawodowych (czyli ogólnie kadrę kierującą), wtedy wyniesie on 1 do 0,43.

Czyli na jednego zwykłego pracownika (szeregowy) przypada dwóch kierowników (generał, oficer albo podoficer). Wyobrażacie sobie firmę, która mogłaby w ten sposób sprawnie funkcjonować? Dr Kwaśniak sobie nie wyobraża i barwnie opisuje z czym to się wiąże w przypadku takiej organizacji jak siły zbrojne. Otóż, czołgi i samochody stoją w garażach i rdzewieją, bo nie ma kto nimi jeździć. Karabiny leżą w magazynach, bo nie ma kto z nich strzelać.

Natomiast dowództwa i sztaby pełne są dowódców i urzędników wojskowych, którzy produkują tysiące, w większości nikomu niepotrzebnych, dokumentów w postaci rozkazów, pism, załączników, wniosków, próśb, planów, harmonogramów, strategii, wizji, misji itd.

Tak to się wszystko kręci. Choć zdaniem naukowca nie powinno, bo "Siły Zbrojne RP nie są w stanie wypełniać swoich podstawowych funkcji". Mówiąc wprost - nie będą w stanie bronić naszego terytorium nawet we współdziałaniu z sojusznikami z NATO. Tym bardziej, że najlepszych żołnierzy i nowy sprzęt wysyła się na misje zagraniczne. Np. do pewnego górzystego kraju w Azji Środkowej. To ostatnie to desperacka próba przyciągnięcia uwagi naszego największego sojusznika - niestety bezskuteczna.

Winnę za fatalny stan polskiej armii ponoszą solidarnie wszystkie rządy w ostatnim dwudziestoleciu. Ale to zawieszenie poboru doprowadziło do obecnego kryzysu. Grzegorz Kwaśniak: Gwoździem do trumny naszych Sił Zbrojnych stała się więc nieprzemyślana i pośpieszna, ale za to typowo propagandowa (piarowska), decyzja obecnego rządu, a dokładnie premiera Donalda Tuska, o przeprowadzeniu ich profesjonalizacji do końca 2010 r.

Motyw tych działań premiera mógł być tylko jeden - oszczędności. Bo wojna nam na razie nie grozi, a dziura budżetowa i konieczność drastycznych cięć wydatków jak najbardziej. A tych Tusk boi się jak ognia - wie, że wyborcy mu tego nie wybaczą. Podobnie jak ewentualnego przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej.

Bartosz Kowalczyk

 

 

ŚWIATOWE ROZBROJENIE Z PRZYCZYN EKONOMICZNYCH?

Ludzieee, dlaczego nie chcecie przechodzić prania mózgu, procesu, odczłowieczania, dehumanizacji, nauki mordowania i niszczenia; przeznaczać na to swojego czasu zdrowia (życia), pochłaniać środków finansowych, itp.???!!! Jak w innych krajach będzie podobnie, to kto wywoła wojnę, jak nie będzie miał kto ginąć, by fabrykanci, nafciarze, politycy, generałowie mieli zarobek, zyskiwali popularność, chwałę, itd...

 

 

NIE ILOŚĆ ŻOŁNIERZY, A JAKOŚĆ SZKOLENIA, SPRZĘTU, POSTĘPOWANIE Z LUDŹMI ZGODNIE Z ICH PREDYSPOZYCJAMI, UMIEJĘTNOŚCIAMI, POTENCJAŁEM, WALORAMI; WARTOŚCIĄ!

 

„NEWSWEEK” nr 29, 23.07.2006 r.

Radosław Sikorski: „W dzisiejszych czasach jedna armata z inteligentną amunicją naprowadzaną GPS-em potrafi zadać przeciwnikowi więcej strat niż cały pułk artylerii starej daty.”

 

http://technowinki.onet.pl/inne/multimedia/10-najlepszych-czolgow-w-historii,5280188,12941386,foto-male.html

Po raz pierwszy użyte bojowo w trakcie operacji „Pustynna Burza”. Abramsy pokazały swoją przewagę i zdołały zniszczyć 2000 czołgów irackich. Jedynie kilkanaście amerykańskich czołgów zostało uszkodzonych, bez strat w ludziach. Ponownie zostały użyte w 2003 roku w trakcie inwazji na Irak i obalenia Saddama Husseina. Żaden Abrams nie został zniszczony w wyniku trafienia z wrogiego czołgu, a jedynie kilka zostało uszkodzonych przez miny pułapki wzmocnione dodatkowymi materiałami wybuchowymi. Pamiętajmy jednak, że Abramsy walczyły głownie z przestarzałymi T55 i T72. Dane na temat dokładnej budowy pancerza kompozytowego są tajne, wiemy jednak, że z przodu wieży ma on aż 960 mm grubości!

 

[Seria]

Broń przyszłości - Alaska 1/5

http://www.youtube.com/watch?v=Fi3Vev315YU&feature=relmfu

 

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_wietnamska

Straty zaangażowanych w konflikt stron były ogromne. Wietnam Południowy stracił 196 863 zabitych i 502 tysiące rannych, Stany Zjednoczone 58 325 zabitych, 313 tysięcy rannych (w tym 153 311 z trwałymi uszkodzeniami ciała) i 2413 zaginionych; Korea Południowa, Filipiny, Australia, Nowa Zelandia i Tajlandia straciły łącznie 5225 zabitych i około 12 tysięcy rannych; straty ludności cywilnej sięgały 2 milionów zabitych[57][58].

Armia Wietnamu Północnego i Wietkong straciły około 900 tysięcy zabitych, a ludność cywilna 65 tysięcy zabitych i 250 tysięcy rannych (są to dane szacunkowe i niepełne)[59][58].

 

http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/kto-przegral-wojne

Wojnę przypomina też czarna płyta waszyngtońskiego pomnika pamięci weteranów Wietnamu, na której wyryto nazwiska 58.022 Amerykanów, którzy polegli na indochińskich frontach. Jeśli mierzyć amerykańskie straty w tej wojnie, należałoby dodać do tej liczby jeszcze ponad 300 tys. żołnierzy, którzy odnieśli w Wietnamie kontuzje i rany. I jeszcze setki tysięcy nazwisk tych, którzy do dzisiaj noszą emocjonalne blizny, którzy walczyli, cierpieli i umierali w Indochinach, by w końcu dowiedzieć się, że było to niepotrzebne i bezowocne.
Po stronie wietnamskiej ten bilans jest zresztą po stokroć bardziej tragiczny. Od 1960 r., czyli momentu, kiedy na plażach południowowietnamskich wylądowały pierwsze oddziały amerykańskich marines po 1975 r. i ostateczną ewakuację Amerykanów z Wietnamu zginęło tam prawie 2 mln Wietnamczyków, następne 4,5 mln odniosło rany, a 9 mln straciło dach nad głową.
Same koszty militarne konfliktu Stany Zjednoczone wyceniły kilka lat temu na 120 mld dol.! Łącznie z pomocą gospodarczą i techniczną dla reżimu sajgońskiego, marionetkowych władz Wietnamu Południowego, było to ponad 200 mld dol. Sumując te liczby, felietonista „International Herald Tribune”, Carl L. Salzburger, napisał kiedyś, że „zabicie każdego (wietnamskiego) partyzanta kosztowało Stany Zjednoczone 178 tys. dol.”. I nie miał racji. W rzeczywistości była to cena za zabicie przez Amerykanów jednego Wietnamczyka, bez różnicy, cywila czy wojskowego. Śmierć każdego partyzanta w Wietnamie Południowym kosztowała Waszyngton nie mniej niż 400 tys. dol.

 

 

 

 

 www.o2.pl | www.o2.pl | Środa [25.03.2009 r. /www.slawni-wegetarianie.free.pl

Coraz więcej ludzi odmawia odbycia zasadniczej służby wojskowej. Przymusowa służba w armii charakterystyczna jest dla społeczeństw totalitarnych, i służy „praniu mózgów” młodzieży, przyzwyczajeniu do bezkrytycznej akceptacji rozkazów, wykształcenia nawyku „ślepego posłuszeństwa” i oducza samodzielności myślenia i ponoszenia odpowiedzialności za swoje działania i czyny.

"Silna armia" to stałe zagrożenie próbą rozwiązania konfliktów i sporów przy pomocy siły, i zniszczenia przez polityków czy przez ugrupowania polityczne dążące do władzy.

 

 

www.o2.pl / www.sfora.pl | 1 źródło Sobota [16.01.2010, 13:05]

SIERŻANT NIE BĘDZIE KRZYCZEĆ NA ŻOŁNIERZY

Zobacz, gdzie łagodzą metody szkolenia.

Koniec z wrzaskami i wyzwiskami. Brytyjska armia wprowadza nowy program szkolenia rekrutów. Dowódca ma tłumaczyć im co mają zrobić i uczyć ich samodzielnego myślenia, bez podnoszenia głosu - informuje "The Daily Telegraph".

Około 4500 oficerów przeszło specjalne szkolenie, dzięki któremu będą bez wrzasków motywować swoich podwładnych do pracy.

Jeśli cały czas mówisz żołnierzowi co ma robić, tak jak robi się to obecnie, to co się stanie, gdy ciebie zabraknie? Nie chcemy żołnierzy robotów - stwierdził podpułkownik Matt Fensom, zwolennik zmian w podejściu do rekrutów.

Nie wszyscy dowódcy mają podobne zdanie w kwestii szkolenia. "Stara" kadra jest zdania, że to przyczyni się do zmniejszenia dyscypliny w armii.

Zmiany w zakresie technik szkolenia zdecydowano się wprowadzić po badaniach, które ujawniły niedopuszczalny poziom przemocy stosowanej w wojsku. | WB

 

 

 

 

ZBROJENIA

Posiadanie przez jedne kraje wojska, broni zmusza do tego samego sąsiadów. A więc i do nakładów finansowych, inwencji, szkolenia, nauki jak najskuteczniejszego zabijania i niszczenia. To też wpływa na sposób myślenia, i taka sytuacja jest ryzykowna – prowokująca (mając coś do dyspozycji bierze się pod uwagę możliwość tego użycia. A poza tym przygłupich, pazernych (przekupnych), fanatycznych przywódców nie brakuje).

o        

Rozbudowane systemy obronne (m.in. radary, antyrakiety i inne sposoby ich niszczenia) to ogromny krok do pokoju i rozbrojenia – gdyż atak nie ma wówczas szans powodzenia. Jest trudne do uwierzenia, iż podjęto w przeszłości decyzję, że to zbrojenie się - gromadzenie broni (...), a więc i ponoszenie ogromnych wydatków z tym związanych - kosztem innych potrzeb - i ograniczenie obrony jest gwarancją pokoju...!!

 

Ci, którzy stanowią militarną potęgę, nie są już tak skłonni do szukania kompromisu, alternatywnych, dla militarnego podejścia, rozwiązań. Bo te przesłaniają im posiadane samoloty, czołgi, itp. – wojsko. Zbrojenia powodują też rozprzestrzenianie broni, czyli sprzyjają przestępczości, terroryzmowi. To ogromne wydatki i ryzyko wojen, a nawet zagłady życia na naszej planecie (choćby za sprawą np. jakiegoś wirusa). A w razie zbrojnej konfrontacji bohaterami, wzorcami do naśladownictwa, stają się najskuteczniejsi zabójcy (za co przyznaje się im medale), a negatywnymi przykładami stają się pacyfiści itp.

 

 

„WPROST’ nr 8, 26.02.2006 r.: Codziennie od min ginie 50 osób, a wielu regionach niewybuchy hamują odbudowę gospodarki i rolnictwa. Eksperci oceniają, że potrzeba jeszcze 500 lat, by unieszkodliwić 110 mln min czekających na rozbrojenie.

 

 

 

 

POCISKI Z ZUBOŻONYM URANEM (U-238)...

U-238

- promieniowanie zubożonego uranu jest o ok. połowę mniejsze niż promieniowanie naturalnego uranu, ale 4-krotnie większe od promieniowania tła...

- okres półtrwania* wynosi 4,5 miliarda lat...

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Uran_zubo%C5%BCony

Wysoką szkodliwością cechują się toksyczne pyły uranu i jego tlenki wydzielające się podczas samego niszczenia czołgów, które łatwo mogą wniknąć do organizmu (z wdychanym powietrzem lub poprzez kontakt ze skórą i przeniesienie do wnętrza organizmu z posiłkami). Uran w tej postaci kumuluje się między innymi w kościach, gdzie zarówno efekty trujące (charakterystyczne dla metali ciężkich), jak i pochodzące od promieniowania, są dużo bardziej szkodliwe.

 

Osoby które miały styczność ze zubożonym uranem w postaci osłon pocisków m.in. w Zatoce Perskiej skarżą się na bóle kości, mięśni, problemy z układem nerwowym, oddechowym i moczowym (zmiany chorobowe głównie w obrębie nerek). Znaczna liczba weteranów twierdziła, że w trakcie służby pojawiała się na ich ciele swędząca wysypka.

 

*Czas połowicznego rozpadu (zaniku)(okres połowicznego rozpadu) - czas, w ciągu którego liczba nietrwałych obiektów lub stanów zmniejsza się o połowę.

Czasami ze względów praktycznych i tylko w technice przyjmuje się w przybliżeniu, że całkowity rozpad danego radionuklidu następuje po czasie równym pięciu czasom połowicznego zaniku (tj., gdy aktywność spadnie do poziomu 1/32 aktywności początkowej).

 

[A zatem m.in. Uran będzie krążył w obiegu powietrze-ziemia, -woda, w łańcuchach pokarmowych i skażał-napromieniowywał, -truł przez miliardy lat środowisko, przyrodę, ludzi, bo psychopaci, współpracujący z nimi debile tym się nie przejmują, a ludzkie bydło ich wybrało i nie odsunie od tzw. rządzenia, jak również ich następców... Trzeba do tego również dodać m.in. skutki tysięcy wybuchów nuklearnych, zatonięcia łodzi podwodnych z takimi reaktorami, z rakietami z takimi głowicami, zgubienia, upadku i uszkodzenia takich bomb... Kolejne skażenia wynikają z funkcjonowania elektrowni jądrowych – za sprawą samych elektrowni i powstających w wyniku ich eksploatacji odpadów... Następny biznes to dotowany, drogi przemysł wojenno-ropno-rabunkowo-spalinowo-degradacyjno-hałasowo-wypadkowo-chorobowo-samochodowy... Następne skażenia/trucie ma mse za sprawą mikroplastików... Następny temat, to m.in. niekontrolowane - bo nie ma takiej możliwości - rozprzestrzenianie GMO... Kolejny temat, to rozprzestrzenianie wadliwych genów, w tym za sprawą zapładniania metodą In Vitro... Kolejny biznes/przyczyna skażeń/chorób, uszkadzania genów/degeneracji naszego gatunku, to przemysł kosmetyczny, alkoholowy, nikotynowy, słodyczy, szkodliwej żywności, szkodliwych napoi, środków na porost mięśni, antybiotyków, hormonów dla tzw. zwierząt hodowlanych... Następny biznes/przyczyna degeneracji, to narkotyki... Itp., itd... – To również zwiększa PKB, i jest pretekstem do dalszego zadłużania... Nie, ludzkie bydło nic nie zrobi! Poczytają sobie, następnie posłuchają telewizji, radia, w tym co premier obiecał, i pójdą spać („bo nic nie można zrobić, w tym nikogo posłuchać, wesprzeć, poprzeć. Za to można jedynie czekać, na to co będzie, bo tak widocznie musi być. A poza tym ludzie czynią dobro, rządzący postępują prawidłowo, stosowane rozwiązania, w tym systemy, ustroje są jedynie słuszne.” – Bo tak twierdzą rządzący, więc tak powszechnie uważają ludzie, bo media im to przekazały/wpoiły... A zatem inne postępowanie, rozwiązania są anormalne, złe, i trzeba się i innych przed nimi bronić, aż do śmierci!)... – red.]

 

http://piotrbein.wordpress.com/2011/04/15/nato-stosuje-bron-uranowa-w-libii/ | 15.04.2011

Po ataku NATO bronią uranową na Faludżę w Iraku, drastycznie zwiększyły się objawy radiologiczne: zachorowalność na raka, rak u dzieci, narodziny potworków. W przeliczeniu na liczbę ludności, przekroczyły one  skutki Hiroszimy o ok. 25%. Zaś w Bośni po zastosowaniu przez NATO uranowej broni toksyczno-radiologicznej, zachorowalność a raka wzrosła 7-krotnie.

 

Skutki broni uranowej

http://www.youtube.com/watch?v=R_ne6AC2dT4

 

 

 

 

Tzw. energetyka jądrowa/atomowa, która towarzyszy zbrojeniom, a mająca jedynie polityczno-biznesowe podstawy...,  to niestety nie tylko nonsens ekonomiczny, ekologiczny, ale też kolejne ogromne zagrożenie związane z materiałami promieniotwórczymi (mogą być wykorzystane w tzw. brudnych bombach), bronią nuklearną (najprawdopodobniej, jeśli terroryści jeszcze nie mają materiałów promieniotwórczych, przynajmniej mini bomb jądrowych, to prędzej czy później zdobędą je! Podobnie jest z niebezpiecznymi krajami, z których część już ma broń jądrową!)!

 

 

Zbrojenia, energetyka jądrowa ogromnie zwiększają prawdopodobieństwo realizacji najczarniejszego scenariusza. [Przy okazji. Czytałem gdzieś artykuł o dużo mniejszej szkodliwości, a nawet korzyściach płynących z napromieniowywania się... ! Czy Pan (zwracam się do bohatera artykułu – specjalisty w temacie) naprawdę wieży w to, iż obciążanie organizmu skutkami promieniowania ma zbawienny wpływ na niego?! To, że gdy organizm poddaje się małym dawkom szkodliwych czynników, to powoduje zmniejszenie się jego wrażliwości na negatywne oddziaływanie tym czynnikiem (uodpornienie) jest wiadome nawet plemionom (zajmujący się łapaniem żmii wstrzykują sobie w tym celu coraz większe dawki ich jadu). Ale takie obciążanie organizmu ma się podobnie jak z utrzymywaniem armii, w dodatku w podwyższonej gotowości. A więc całej rzeszy ludzi, która przygotowuje się do ewentualnej wojny (w tym wywołując mniejsze konflikty – by poćwiczyć, nie wyjść z wprawy...) zamiast innymi sprawami. I odbywa się to za ogromne pieniądze! To prawda, że gdyby doszło do konfliktu, to mają dzięki temu większe szanse na zwycięstwo. Ale najkorzystniej, dla społeczeństwa, by było zająć się innymi sprawami, a z sąsiadami żyć w pokoju.

Co do tematu bezpośrednio. Organizm w każdej chwili odbudowuje i buduje miliony komórek, usuwa zagrożenia itp. Działając na niego promieniowaniem powoduje się, iż część tego musi odłożyć na później i zająć się naprawą tego, co uszkodziło promieniowanie przeznaczając na to, kosztem innych potrzeb, energię i budulec.] 

 

„PRZEKRÓJ” nr 41, 12.10.2006 r.: Waste Isolation Pilot Project (WIPP) to otwarte w 1999 roku składowisko odpadów radioaktywnych. Stworzono je w nieczynnej kopalni soli w Carlsbad, w stanie Nowy Meksyk. Zanim przechowywane tu odpady przestaną być zagrożeniem, minie około 300 tysięcy lat.

 

 

WOJSKO POWINNO BYĆ WYŁĄCZNIE ZAWODOWE

Całymi latami byłem gnębiony, bo nie poszedłem do wojska (załatwiłem sobie tzw. odrabianie w służbie zastępczej – nie wiem czy na tym lepiej wyszedłem...) przez ludzi inteligentnych inaczej..., bo im wychodziło iż przebywanie, wystawianie się na pastwę podobnych im, w tym debili, mniejszych i większych psychopatów, to niezbędne doświadczenie dla każdego mężczyzny (by mięć do czynienia z takimi osobnikami, przeżyć przygodę..., wcale nie trzeba iść do wojska, wystarczy pochodzić po zaułkach, krzakach itp...)(zawsze sądziłem że jest odwrotnie – takich sytuacji należy unikać, w tym okaleczania się psychicznego, stresów, urazów, lęków; ludzie powinni się dobierać pod względem poziomu, a doświadczenia powinny stanowić pozytywny balast życiowy; no ale to przecież trwacze...)...

Każdy, kto wykaże, iż w inny sposób niż odbywając służbę wojskową bardziej przysłuży się społeczeństwu, bądź jest wrażliwcem, zwraca na siebie powszechną uwagę, jest napastowany wzrokowo, czy z innych uzasadnionych powodów, musi być zwolniony z jej odbycia – bez żadnych negatywnych konsekwencji (jak np. tzw. odpracowywanie służby zastępczej. Pracować należy z godnie z swoimi kwalifikacjami - w tym psychicznymi - predyspozycjami). Najważniejsze jest dobro społeczeństwa, w tym jednostek będących jego składową, a nie wymuszanie „równej sprawiedliwości” z tego konsekwencjami (...)(czy mężczyzna o wadze 50 kg powinien podnieść tyle samo co o wadze 100 kg?; a o wzroście 150 cm biec tak szybko jak o wzroście 200 cm. A przecież pod względem osobowościowym, w tym wrażliwości, intelektualnym różnimy się jeszcze bardziej. Wiadomo też, iż w takich warunkach (również w więzieniach), to ci o wyższym potencjale wrażliwości, intelektualnym są okaleczani przez pozostałych (...)! Więc jaka to jest sprawiedliwość?!).

Wówczas jednostki wojskowe składać się będą z większej liczby akceptujących swoją profesję profesjonalistów. Dzięki temu będzie mniej tragedii życiowych, niekiedy z skutkami na całe życie.

Takie jednostki przydają się również i w wielu innych sytuacjach. Ewentualne działania wojenne kończą się szybciej i z mniejszą  liczbą tzw. strat. Skuteczność takich jednostek wojskowych jest też skutecznym straszakiem zniechęcającym do militarnej agresji. Można mieć wówczas również większą kontrolę nad posiadaną wiedzą takich żołnierzy, by nie przekazywali jej np. grupom przestępczym.

 

 

„FAKTY I MITY” nr 14, 08.04.04 r.

WDEPNĄĆ W... ARMIĘ

(...)... Ryszard Nowak, były poseł (1993–1997), szef Ruchu Obrony Żołnierzy: – (...) Do tego dochodzi bardzo bierna postawa zwierzchnika sił zbrojnych, prezydenta Kwaśniewskiego, który także nie interesuje się warunkami służby żołnierzy i nie ma pojęcia, co się dzieje za bramami koszar.

(Jan Kalinowski:) – A co się dzieje?

– Bardzo źle. Jesteśmy wręcz zalewani informacjami o brutalizacji tzw. fali. To, co pokazano w filmie „Samowolka”, to mały pryszcz w porównaniu z rzeczywistością NATO-wskiego wojska. Dochodzi do homoseksualnych gwałtów i niezliczonej liczby pobić. „Dziadkowie” (starsi żołnierze służby zasadniczej – przyp. J.K.), potrafią np. wysłać młodego żołnierza po dwa litry wódki, nie bacząc na to, że nie ma on ani pieniędzy, ani zgody na przepustkę. Niektórzy przerażeni rodzice żołnierzy zakładają im konta w bankach, żeby w takich przypadkach mogli sprostać... „wymaganiom armii RP”. Pijaństwo stało się powszechne. Coraz dotkliwiej odczuwany jest problem związany z narkotykami. Oficerowie po odpracowaniu etatowych godzin śpieszą do swoich domów, a w koszarach kwitnie drugie życie. (...)

Szefostwo MON ogłosiło za to, że skraca służbę z 12 do 11 miesięcy. To bardzo perfidna decyzja! Obecnie, kiedy żołnierz wychodzi do cywila po roku, otrzymuje zasiłek dla bezrobotnych. Po 11 miesiącach takiego zasiłku już nie dostanie. To jest wielki skandal! (...)

Rozmawiał Jan Kalinowski

                                                                                 

RUCH OBRONY ŻOŁNIERZY – jedyne stowarzyszenie w Polsce, zajmujące się patologiami związanymi z Wojskiem Polskim. Skupia ludzi, którzy z winy armii doświadczyli przykrości bądź tragedii, ale także wybitnych fachowców z dziedziny wojskowości. ADRES KONTAKTOWY: 58-580 Szklarska Poręba, ul. 1 Maja 37, tel. (075) 717 35 78 lub 601 592 254

 

 

 

 

PRAWDZIWSZA STRONA WOJSKA

Wojsko w żadnym wypadku nie jest potrzebne każdemu. Przymuszanie do tej służby niemal wszystkich, przynosi więcej szkody niż pożytku, gdyż skład społeczeństwa jest b. zróżnicowany – i dla jednych dane przeżycie będzie przygodą, a dla innych ciężkim, okaleczającym przejściem; z różnych ludzi, będzie różny pożytek – z wielu będzie wtedy, nawet w czasie wojny, gdy właśnie do wojska nie pójdą (tak jak nie każdy powinien kąpać się w przeręble).

· 

Pragnę by odpowiedzialni za to przemyśleli: wpływ musztry, wart honorowych: na stawy, kręgosłup, nerki - organizm - i ich sens... Podobnie porannych pobudek i zbyt mało snu (nawet w czasie wojny jest to niewskazane, gdyż powoduje m.in. stres (m.in. taka osoba myśli o tym jaka jest nieszczęśliwa), szybsze zmęczenie, nerwowość, pobudliwość, kłopoty z koncentracją, efektywnością poczynań, zniechęcenie), podporządkowywania się wrażliwców, inteligentów chamom, agresywnym prymitywom itp. Czy nie byłoby więcej msa dla konstruktywnej inicjatywy żołnierzy?

· 

Przy organizowaniu jednostek powinno uwzględniać się typy charakterów, osobowości, by pobyt tam nie był koszmarem, urazem niekiedy na całe życie.

· 

Wojsko może pociągać, ciekawym, mądrze zorganizowanym programem. Jest szansą, względnie, korzystnego wpłynięcia na umysł jeszcze młodych ludzi. Zamiast odstraszać, m.in. dzikimi prawami młodych, niedojrzałych psychicznie osób, pozostawionych samych sobie, po oficjalnych zajęciach; upokarzaniem, podporządkowywaniem sobie, robieniem absurdalnych rzeczy.

· 

Tak jak się zaspokaja głód, potrzebę snu żołnierzy tak również trzeba ułatwić im zaspokajanie potrzeb seksualnych. M.in. zatrudniając odpowiednie, przebadane, zdrowe osoby, z których usług mogliby korzystać również tylko zdrowi, sprawdzeni pod tym względem, żołnierze.

·

Zamiast skorzystać z okazji do wyrobienia odpowiednich nawyków żywieniowych w wojsku szkodzi się młodym ludziom nieodpowiednim odżywianiem!

Czytając menu żołnierskie ma się wrażenie, że to skład zlewek z jakiejś stołówki – jest wszystko tylko żadnej racjonalności, zasad kolejności no może jest jedna zasada: że nie ma żadnych zasad... Odżywianie się wpływa na wszystko: zdrowie, samopoczucie, refleks, siłę, kondycję a nawet inteligencję. Trzeba się zastanowić czy żołądek (żołnierz) jest od walczenia z tym co się mu dostarczy czy od jego szybkiego, łatwego i pełnego przyswojenia.

o        

PROŚBA - UWAGA/WYJAŚNIENIE - DO REZERWISTÓW... Zastanówcie się co czują  przypadkowi ludzie regularnie słuchający w kółko od dziesiątków lat waszych ryków, wycia, zawodzenia, „oryginalnych piosenek i dowcipów”...!! A jest to robione ewidentnie na pokaz (z waszego zachowania wynika też, iż uważacie że jesteśmy tym wręcz zachwyceni...) – na uboczu zachowujecie się cicho, dopiero na dworcach dostajecie jobla (a powinno być dokładnie odwrotnie). Może dodam dosadniej: słuchanie was jest ciężko wk...!!; żygać nam się chce od tego słuchania!!; absolutnie nikogo to nie obchodzi że właśnie zakończyliście - za nasze pieniądze - odbywanie służby wojskowej!! Idźcie gdzieś na trawę, z dala od ludzi, i tam naśpiewajcie się, wyżyjcie do woli! A NAM DAJCIE SPOKÓJ – NIC Z WASZYMI PRZEŻYCIAMI NIE MAMY I NIE CHCEMY MIEĆ WSPÓLNEGO!!

APEL DO SŁUŻB ZAJMUJĄCYCH SIĘ PRZESTRZEGANIEM PRAWA, ŁADU I PORZĄDKU.

Proszę nie tolerować takich chuligańskich wybryków! Co jest też demoralizujące – bo powoduje tego naśladownictwo przez kolejne roczniki.

 

 

 

 

 www.o2.pl | Piątek [10.07.2009, 08:59] 1 źródło

BANDYCI I INWALIDZI W ROSYJSKIEJ ARMII

Wcielili do wojska ponad 300 tysięcy ludzi. Selekcja była farsą.

Do koszar zabierano inwalidów, jedynych żywicieli rodziny i mnóstwo osób z kryminalną przeszłością - podaje wyborcza.pl.

Milicja zbierała poborowych skąd się dało, gdyż komisjom poborowym jest wszystko jedno, kto trafi do armii.

Dostały z góry plan do wypełnienia: muszą wcielić do armii 305 tys. ludzi - dwa i pół razy więcej niż podczas ostatniego poboru jesienią ubiegłego roku - pisze wyborcza.pl.

To dlatego, że do cywila w tym roku odejdzie też więcej wojaków - czas służby skrócono bowiem z 18 do 12 miesięcy.

Obławy prowadzono na taką samą skalę jak na początku dekady, kiedy chłopcy bali się, że zostaną wysłani na wojnę w Czeczenii - podaje dziennik Nowyje Izwiestia.

Milicjanci przychodzili po poborowych nawet do akademików najlepszych uczelni, takich jak Moskiewski Uniwersytet Państwowy czy Państwowa Uczelnia Muzyczna.

Na skutek szalonej branki wcielono również rekordową liczbę mężczyzn z kryminalną przeszłością - ponad 100 tys.

Zapowiada to wzrost "diedowszczyny", czyli szczególnie okrutnej rosyjskiej "fali" - pisze wyborcza.pl. | JP

 

„WPROST” nr 1065, 27.04.2003 r.

ZAWODOWE WOJSKO POLSKIE 

AŻ 100 MLN ZŁ ROCZNIE MNIEJ KOSZTOWAŁABY ARMIA ZAWODOWA

Latem 1995 r. holenderscy żołnierze z poboru ochraniali w Potocari w byłej Jugosławii obóz dla trzech tysięcy muzułmańskich uciekinierów. Gdy nadszedł zaprawiony w walkach serbski oddział, Holendrzy byli sparaliżowani ze strachu. Nikt nie próbował stawiać oporu, a niektórzy oddawali Serbom swoją broń. Ci wyprowadzili z obozu wszystkich mężczyzn, a potem ich rozstrzelali. Rząd w Hadze i opinia publiczna na świecie były w szoku. To wtedy zapadła decyzja o

 

utworzeniu w Holandii armii w pełni zawodowej. Gdyby w Iraku zamiast amerykańskich, brytyjskich, australijskich i polskich zawodowców walczyli żołnierze z poboru, wojna byłaby daleka od zakończenia. Zawód żołnierza to dziś jedna z profesji wymagających najbardziej żmudnego specjalistycznego kształcenia oraz wyjątkowych predyspozycji fizycznych. Powierzanie żołnierki amatorom jest tak samo bezsensowne jak dopuszczenie do operacji chirurgicznych absolwenta zawodówki po dwutygodniowym kursie.

 

Mitem jest przekonanie, że Polski nie stać na stworzenie zawodowej armii. Roman Polak i Jerzy Telep, autorzy opracowania "Kierunek: armia zawodowa?", obliczyli, że przy niemal identycznych nakładach (w tym roku na armię wydamy 14,4 mld zł) można utrzymać 130-tysięczną armię w połowie z poboru (teraz mamy armię 150-tysięczną, w połowie z poboru) lub 85-tysięczną armię zawodową. Ta ostatnia byłaby nawet tańsza prawie o 100 mln zł rocznie, za to niemal dwukrotnie sprawniejsza i efektywniejsza od obecnej 150-tysięcznej.

 

Zawodowa fala

Gdy na zawodową armię zdecydowała się Holandia, w 1994 r. to samo zrobiła Belgia. Dzięki uzawodowieniu możliwa była redukcja liczby żołnierzy o połowę. Rząd w Brukseli zastanawia się nawet nad zatrudnianiem w wojsku obcokrajowców - jeśli tylko będą lepsi od obywateli Belgii. Po odsłużeniu określonej liczby lat mogliby otrzymywać obywatelstwo Królestwa Belgii. Od 2001 r. poboru nie prowadzi się już w Hiszpanii. W tym roku do grona państw z całkowicie zawodową armią dołączy Portugalia. Do 2010 r. zawodową armię będą mieli Włosi, Węgrzy i Czesi, a do 2015 r. Litwa, Łotwa i Estonia.

 

Podczas operacji "Pustynna burza" w 1991 r. Francuzi, którzy mieli liczebniejsze wojska lądowe od Brytyjczyków, ale z poboru, nie mogli skompletować jednej wartościowej dywizji. Stworzyli ją w końcu z zawodowych oddziałów piechoty morskiej oraz Legii Cudzoziemskiej. Od 2001 r. we Francji nie przeprowadza się już poboru. W Stanach Zjednoczonych armii poborowej nie ma od zakończenia wojny w Wietnamie w 1973 r. Departament Obrony obliczył, że każdego roku

 

Stany Zjednoczone - rezygnując z poboru - oszczędzają co najmniej 2,5 mld dolarów. Oszczędzają głównie na tym, że żołnierz zawodowy przez całą służbę nie tylko nie traci nabytych umiejętności, ale nabywa nowe. W armiach z poboru trzeba wciąż uczyć nowe roczniki obsługi najprostszego uzbrojenia. Po wyjściu do cywila umiejętności te się degradują.

Wielka Brytania tylko dwa razy w XX wieku zdecydowała się na pobór do wojska - pod koniec pierwszej wojny światowej oraz podczas II wojny światowej. Było to wymuszone działaniami wojennymi na wielką skalę. Na co dzień brytyjska doktryna wojenna uznaje wysyłanie amatorów na front za bezsensowne marnotrawstwo. Podobnie jest od 1944 r. w Kanadzie.

 

Poborowi magazynierzy

Ostatni raz polscy poborowi sprawdzili się na polu walki w 1410 r. w bitwie pod Grunwaldem. Jednak już w drugiej połowie XV wieku, podczas wojny trzynastoletniej (1454-1466), rycerze z poboru lekceważyli rozkazy dowódców, wprowadzając rozprężenie w armii. Od tamtych czasów Polska musiała wynajmować żołnierzy cudzoziemców: nieliczne, trzy-, czterotysięczne oddziały najemne lepiej sobie radziły z Tatarami niż pięciokrotnie liczniejsze armie z poboru. Trzon współczesnej polskiej armii stanowią żołnierze poborowi, którzy do prowadzenia takiej wojny jak w Iraku po prostu się nie nadają. To dlatego w rejon Zatoki Perskiej wysłano tylko zawodowców z Gromu i Formozy.

- Armia z poboru jest nastawiona na masowe wybijanie oddziałów przeciwnika. Niczego więcej nie da się jej nauczyć - mówi gen. Stanisław Koziej, były dyrektor Departamentu Systemu Obronnego MON.

- Żołnierze z poboru po kilku miesiącach szkolenia nie tylko nie pokonają grup terrorystycznych, ale stracą sprzęt, wprowadzą chaos w działanie oddziałów zawodowych i osłabią morale obywateli oglądających obrazy rzezi "naszych chłopców"

- uważa prof. Łukasz A. Turski.

 

W polskich siłach zbrojnych służy obecnie 150 tys. żołnierzy, z czego połowa to poborowi. 52 proc. spośród nich ma wykształcenie zawodowe, a 47 proc. - podstawowe. Aż 40 proc. poborowych cierpi na zespół dezadaptacyjny lub zaburzenia osobowości. Osoby takie nie są w stanie nauczyć się posługiwać nowoczesną bronią, a tym bardziej systemami dowodzenia i łączności. We współczesnych armiach 30 proc. wyposażenia i uzbrojenia stanowi sprzęt

 

ultranowoczesny, wymagający wiedzy i umiejętności, jakich żołnierze z poboru nigdy nie posiądą. Oni mogą nabyć umiejętności strzelców, kucharzy czy pomocników magazynierów. - Nie można powierzać nowoczesnej techniki półanalfabetom - mówi Paweł Graś, poseł Platformy Obywatelskiej, członek sejmowej Komisji Obrony. - Nowoczesne systemy obronne muszą być obsługiwane przez żołnierzy zawodowych. Niemożliwe, żeby nauczyli się tego ludzie szkolący się przez kilka miesięcy - dodaje Wojciech Łuczak, redaktor naczelny "Raportu".

 

Reforma niereformowalnego

Na razie w MON nie rozważa się uzawodowienia armii. W planach jest jedynie kolejne skrócenie służby poborowych do dziewięciu miesięcy, co tylko podwyższa koszty - o około 400 mln zł rocznie. Dla szybko zmieniających się roczników poborowych trzeba przygotowywać więcej nowych sortów mundurowych, racji żywnościowych i obuwia, a sprzęt na którym się uczą, częściej się psuje. Jaki sens ma odkładanie uzawodowienia armii, skoro reformowanie obecnej struktury jest droższe?

Wielu generałów tłumaczy, że wprowadzenie w pełni zawodowej armii nie jest na razie konieczne, bo jesteśmy krajem granicznym NATO i musimy dysponować znacznymi rezerwami na wypadek konfliktu. - Wojska liniowe powinny być całkowicie profesjonalne. Pewne uproszczone elementy poboru będą mogły być zachowane jedynie dla tworzonej obrony terytorialnej - tłumaczy Bronisław Komorowski, poseł PO, były minister obrony narodowej. W ubiegłym roku, podsumowując trzyletnie członkostwo Polski w NATO, Kerry Longhurst, współautorka opracowania "Nowy członek starego sojuszu", napisała: "Utrzymywanie poboru w Polsce jest sprzeczne z priorytetami i scenariuszami przyjętymi przez sojusz".

 

Polsce nie jest potrzebna wielka armia. Zgodnie ze strategią NATO w razie zagrożenia powinniśmy być zdolni do natychmiastowego przerzucania sił szybkiego reagowania (również poza granice kraju), zapewniając im wsparcie logistyczne. Siły te powstrzymywałyby agresora do czasu nadejścia pomocy. Do takich zadań wystarczą jednostki desantowo-szturmowe liczące około 5 tys. żołnierzy i oficerów, wsparte jednostkami zwiadowczymi i dywersyjnymi na terenach przeciwnika (około 1200 żołnierzy i oficerów) oraz jednostkami specjalnymi typu Grom. Komandosi Gromu polowaliby na dowódców i VIP-y na tyłach wroga, prowadząc

 

jednocześnie działalność dywersyjną. Potrzebne byłyby też dwie, trzy brygady kawalerii powietrznej (około 3-4 tys. żołnierzy). Tego typu formacja powinna być wyposażona w śmigłowce z pociskami przeciwpancernymi. Powinna również zapewnić transport żołnierzy. W skład niewielkiej, mobilnej armii zawodowej wchodziłyby trzy, cztery eskadry myśliwców oraz niewielkie siły morskie (łodzie podwodne, torpedowce, niszczyciele). W razie użycia broni chemicznej lub biologicznej na zapleczu stacjonowałby pułk chemiczny. W każdej chwili do akcji mogliby wkroczyć również żołnierze czerwonych beretów z Krakowa (część z nich wykorzystano by jako odwód dowództwa). Do celów dywersyjnych - wysadzania czy unieszkodliwiania okrętów - można by wykorzystać komandosów jednostki Formoza.

 

Widmo Układu Warszawskiego

- Główną przyczyną hamowania procesu uzawodowienia armii jest strach generałów przed utratą stołków. Wprowadzenie armii zawodowej wymusza racjonalne wykorzystanie pieniędzy. Nie ma tam miejsca na przekręty, które zdarzają się w obecnym systemie - uważa poseł Paweł Graś. - Pokutuje u nas myślenie rodem z Układu Warszawskiego, kiedy do byle zadania potrzebne były sztaby wojskowych. W USA planowaniem strategicznym zajmują się prywatne firmy i niezależne ośrodki, które jedynie korzystają z wiedzy wojskowych - mówi gen. Koziej.

 

Nie ma lepszych argumentów za armią zawodową niż przebieg wojny w Iraku. Do armii Saddama Husajna wcielono 400 tys. żołnierzy z poboru, w dodatku walczyli oni na własnym terytorium. Pokonały ją czterokrotnie mniejsze wojska złożone z żołnierzy zawodowych. - W rzeczywistości proporcje były jeszcze bardziej szokujące, bo na pierwszej linii walczyło z Irakijczykami tylko 30 tys. żołnierzy koalicji. To pokazuje, jaką przewagę mają profesjonaliści nad poborowymi - mówi Wojciech Łuczak. Jeśli i to nie przekonuje, warto przypomnieć losy rosyjskiej dywizji pancernej złożonej z żołnierzy z poboru podczas pierwszej wojny w Czeczenii. W Groznym w puch rozbiło ją kilka plutonów Czeczenów.

Sławomir Sieradzki

 

 

„NEWSWEEK” nr 29, 23.07.2006 r.

Radosław Sikorski: „W dzisiejszych czasach jedna armata z inteligentną amunicją naprowadzaną GPS-em potrafi zadać przeciwnikowi więcej strat niż cały pułk artylerii starej daty.”

 

 

"WPROST" nr 1/2/2009 (1357)

CZY ARMIA ZAWODOWA NAS OBRONI

 „Żołnierz zawodowy jest wart tyle ile 10 poborowych, a je tylko jeden obiad” – zauważył 200 lat temu Napoleon. W armii zawodowej kolejne wyszkolone roczniki nie odchodzą do cywila i nie trzeba wciąż szkolić od podstaw rekrutów. Armia zawodowa ma w Polsce powstać do końca 2010 r. i będzie liczyć 120 tys. żołnierzy (w tym 30 tys. rezerwistów). Czy będzie lepsza od tej z poboru?

Wprowadzenie powszechnego poboru do wojska wynikało ze zmiany sposobu prowadzenia wojen, która na skutek postępu technicznego dokonała się w XIX wieku. Można było szybko tworzyć wojsko uzbrojone w seryjnie produkowaną broń, a jej wykorzystywanie nie wymagało długiego szkolenia. Pierwszym krajem, w którym zarządzono powszechny pobór wojskowy, była w 1798 r. rewolucyjna Francja (tzw. prawo Jourdana – od nazwiska twórcy Jeana-Baptiste'a Jourdana). To wtedy stworzono armię, która obroniła republikę przed tzw. drugą koalicją antyfrancuską. Skuteczność tamtej armii z poboru spowodowała, że przez niemal 200 lat ten model obowiązywał powszechnie.

 

W krajach zachodnich armie zawodowe zaczęły powstawać dopiero w ostatnich 50 latach. Wśród potęg militarnych pierwsi na ten krok zdecydowali się w 1960 r. Brytyjczycy. W 1973 r., po zakończeniu wojny w Wietnamie, z powszechnego poboru wycofali się także Amerykanie, a po nich Kanadyjczycy. W latach 90. na zawodowstwo przeszły również armie Holandii i Belgii. W 2001 r. z poboru zrezygnowali Hiszpanie i Francuzi, w 2003 r. Portugalczycy, a w 2005 r. Czesi. W trakcie wprowadzania zawodowej armii są Włosi i Węgrzy, a do 2015 r. chcą to uczynić kraje bałtyckie. Spośród ważnych państw europejskich armię z poboru utrzymują Niemcy i Turcja.

Wbrew obiegowej opinii nie ma oczywistej przewagi modelu armii zawodowej nad armią z poboru. Dziś politykę bezpieczeństwa w sprawach wojskowych dyktuje państwom przede wszystkim stopień zagrożenia i zakres prowadzonej polityki zagranicznej. Jak zauważył pruski generał Carl von Clausewitz, „wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami". I tak armię poborową zachowuje Izrael, gdyż bezpieczeństwo państwa jest tam ciągle zagrożone. Liczący 7,3 mln mieszkańców kraj ma 175 tys. żołnierzy pod bronią (plus ponad 400 tys. rezerwistów), a poborowi wojskowemu podlegają wszyscy mężczyźni i kobiety w wieku od 15 do 49 lat. Podobnie jest w Rosji, która w inny sposób nie byłaby w stanie chronić swojego rozległego terytorium.

Armia zawodowa musi konkurować na rynku z sektorem prywatnym, a więc musi lepiej płacić. We wszystkich krajach, w których wprowadzono taką armię, są kłopoty z chętnymi do służby, bo poza wojskiem można więcej zarobić. W USA armia na przykład opłaca żołnierzom studia. Kłopoty z naborem kadr doprowadziły do tego, że w amerykańskiej armii służą już nawet obcokrajowcy – w zamian za obietnicę otrzymania obywatelstwa.

„Dziś do armii zaciągają się głównie młodzi z najbiedniejszych dzielnic, z prowincji, gdzie nie ma pracy oraz spośród mniejszości rasowych" – mówił pod koniec 2006 r. nowojorski kongresmen Charles Rangel. I proponował, aby przywrócić powszechny pobór do wojska, bo to jedyny sposób sprawiedliwego rozłożenia ciężaru prowadzenia wojny na różne grupy społeczne.

 

Problemy z naborem mają armie zawodowe Francji i Wielkiej Brytanii. W Hiszpanii liczebność armii zawodowej tak jak w Polsce określono na 120 tys. żołnierzy. Proces profesjonalizacji trwał 20 lat, a pobór zawieszono dopiero siedem lat temu. Kiedy dla Hiszpanów otworzył się rynek pracy w całej Europie, okazało się, że brakuje ochotników do służby w wojsku. Postanowiono wtedy sięgnąć po imigrantów, nie tylko po pochodzących z byłych kolonii hiszpańskich, na przykład Marokańczyków, ale także przybyszów z Ameryki Południowej. W podobny sposób ratowały się Wielka Brytania i Francja.

 

Po raz pierwszy o wprowadzeniu armii zawodowej w Polsce zaczęto publicznie dyskutować w 2003 r., gdy wysłaliśmy żołnierzy do Iraku. W 2006 r. prezydent RP jako zwierzchnik sił zbrojnych zaakceptował plan wprowadzenia armii zawodowej, który zakładał, że licząca 150 tys. żołnierzy armia powstanie do 2018 r.

Gdy w 2006 r. ówczesny minister obrony Aleksander Szczygło pochwalił się swojemu brytyjskiemu odpowiednikowi Desowi Brownowi, że za 12 lat także wojsko polskie będzie w pełni zawodowe, usłyszał: „Życzę powodzenia, bo u nas trwało to prawie trzydzieści lat".

W 2008 r. rząd Donalda Tuska zapowiedział powstanie armii zawodowej w 2009 r. Miała ona liczyć 150 tys. żołnierzy (w tym 30 tys. szkolonych rezerwistów). Już latem 2008 r. trzeba było wprowadzać poprawki do tego planu. Na razie nie ma nawet ustawy o zasadach rekrutowania do armii zawodowej. Według MON, projekt nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony został już przygotowany i trafił do uzgodnień międzyresortowych. Zgodnie z nim, przymusowe wcielenie do wojska znika od 1 stycznia 2010 r. Ustawa zawiesza przymusowe wcielenie do wojska bezterminowo, ale będzie je można przywrócić w razie zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Pobór będzie mógł wtedy ogłosić prezydent na wniosek rządu – na czas określony. Projekt ustawy ma zostać przedłożony Sejmowi na początku 2009 r.

Dziś w wojsku służy 80 tys. żołnierzy zawodowych (w tym tzw. nadterminowych, czyli tych, którzy pozostali w wojsku po odbyciu zasadniczej służby wojskowej). To oznacza, że wojsko będzie musiało pozyskać około 40 tys. ochotników. Gdy obowiązywał pobór do wojska, aż siedmiu na dziesięciu objętych nim Polaków robiło wszystko, aby się od służby uchylić. W ostatnich latach aż 83 tys. mężczyzn, którym wysłano karty powołania do wojska, nie stawiło się nigdy do służby. Najskuteczniejszym sposobem na jej omijanie był wyjazd do pracy za granicę.

 

Wojsko ma problem nie tylko z werbunkiem dość słabo opłacanych kandydatów na zawodowych szeregowych i podoficerów. Na bardziej dochodowe cywilne posady uciekają też osoby wyszkolone w armii. Tylko w ostatnich dwóch latach z armii odeszło ponad 5 tys. zawodowych żołnierzy. Aby pozyskać rekruta, wojsko będzie musiało albo obniżyć kryteria przyjęć (wiek, wykształcenie, zdrowie), albo podwyższyć wynagrodzenie. Rozpoczynający służbę zawodowy starszy szeregowy zarabia około 1600 zł netto. Z tym może być jednak problem, bo nasze siły zbrojne potrzebują funduszy na modernizację. Z obecnym poziomem finansowania za kilka lat zapaść czeka na przykład polską marynarkę wojenną (przeciętny wiek okrętu to 28 lat). Nie lepiej jest w lotnictwie. Chociaż Polska kupiła 48 samolotów F-16, to trzon naszych sił powietrznych nadal stanowią wyprodukowane w czasach ZSRR samoloty MiG-29 i Su-22. Na dodatek w Polsce nie ma gdzie serwisować F-16 i nie ma na czym szkolić pilotów tych maszyn.

 

– Przez dziewięć miesięcy sprawowania przeze mnie funkcji ministra obrony narodowej nie dowiedziałem się, ile jest wojska w wojsku, czyli ile jest jednostek liniowych, a ile logistycznych i pomocniczych, i z czego można by zrezygnować – mówi Aleksander Szczygło, obecnie wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

Obecny szef MON Bogdan Klich ogłosił wprowadzenie zawodowej armii w rok, a potem skorygował to na dwa lata. Zanim ogłoszono decyzję o jej powstaniu, nikt nie policzył, ile to będzie kosztowało. A warto byłoby na przykład wiedzieć, o ile wzrosną wydatki na emerytury dla zawodowych wojskowych. A może Polska powinna uzawodowić armię na wzór rumuński? Tam zrezygnowano z szumnych zapowiedzi wprowadzenia armii zawodowej w dwa lata i zaczęto profesjonalizować wybrane jednostki.

Margaret Thatcher opisuje w pamiętnikach, jak wezwała kiedyś do gabinetu ministra obrony i szefa sztabu i nakazała im zmniejszyć koszty sił zbrojnych o 10 proc., a równocześnie zwiększyć o 10 proc. siłę bojową. Kiedy obaj dżentelmeni przecząco pokręcili głowami, Żelazna Dama zamówiła raport zewnętrznych audytorów. Okazało się, że brytyjską armię stać było na wiele więcej bez dodatkowej pomocy państwa. Suma zaoszczędzonych dzięki temu pieniędzy wyniosła 6 proc. budżetu wojska.

Silna armia jest elementem niezbędnym do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Jeśli weźmiemy pod uwagę ten warunek, światowe mocarstwo, jakim jest Unia Europejska, nie jest w stanie prowadzić takiej polityki. Na cele militarne 26 państw UE wydaje 206 mld euro, podczas gdy USA 454 mld euro.

Jeszcze gorzej jest z wydatkami na rozwój i badania nowych rodzajów broni: USA przeznacza się na nie 56,5 mld euro, a 26 krajów EU – 9,5 mld euro. Na dodatek wydatkowanie tych funduszy pozostawia w Europie wiele do życzenia. Z raportu European Council on Foreign Relations z 2008 r., którego autorem jest były szef Europejskiej Agencji Obrony Nick Witney, wynika, że 70 proc. europejskich sił lądowych jest niezdolnych do prowadzenia działań poza terytorium własnego kraju. Francja, która na papierze ma 350 tys. żołnierzy, jest w stanie wystawić do takich misji 42 tys. żołnierzy.

We Włoszech, Grecji, Portugalii i Belgii około trzech czwartych budżetu na obronę pochłaniają płace. Polska plasuje się w środku stawki – połowa budżetu jest przeznaczana na uposażenia. W Wielkiej Brytanii płace stanowią około 40 proc. budżetu armii, a w Szwecji – 24 proc.

Z analizy uzbrojenia wojsk państw UE wynika, że wciąż szykują się do obrony przed sowieckim natarciem pancernym. Na przykład Finlandia ma największe siły artyleryjskie na kontynencie. Europejskim armiom brakuje sprzętu niezbędnego na nowoczesnym polu walki, np. helikopterów. Jeśli dodamy do tego odłożenie w nieokreśloną przyszłość stworzenia 60-tysięcznych sił szybkiego reagowania, mamy przygnębiający obraz możliwości militarnych największej potęgi gospodarczej świata.

W wypadku wybuchu wojny w Europie bezpieczeństwo Polski będzie zależeć od polskiej armii i od tego, czy USA będą bronić naszego terytorium. Zwolennicy zmian zwracają uwagę, że Wojsko Polskie jest dziś armią poligonową, a nie bojową. Reformy mogą jej zatem tylko pomóc.

 

Bogdan Klich

Minister obrony narodowej w rządzie Donalda Tuska

W dzisiejszych czasach liczy się dobre przygotowanie i wyszkolenie żołnierzy, bo tylko oni są w stanie sprostać wyzwaniom. W wojsku jest już prawie 80 tys. żołnierzy zawodowych. Jeżeli doda się do nich prawie 9 tys. żołnierzy nadterminowych, plus około 3 tys. kandydatów – podchorążych, wszystkich uczących się w szkołach wojskowych – to okaże się, że mamy 91,5 tys. zdecydowanych na zawodowstwo lub będących już zawodowcami. Z prostego rachunku wynika więc, że w ciągu najbliższych dwóch lat powinniśmy przyjąć do sił zbrojnych zaledwie 6 tys. osób, no może kilkanaście tysięcy, zakładając, że spośród 22,5 tys. ochotników część zrezygnuje lub nie będzie się nadawać do pracy w wojsku. Na profesjonalizację w budżecie jest przeznaczone 1,418 mld zł. Atrakcyjniejsze będą wynagrodzenia. W ubiegłym roku podwyższyłem o 800 zł miesięcznie zarobki żołnierzom nadterminowym, czyli tej podstawowej grupie, z której będą się rekrutowali żołnierze zawodowi. Nie są to jeszcze kwoty atrakcyjne, ale podwyżki będą kontynuowane i na początku tego roku będą oni zarabiać 2450 zł. Ten skok wynagrodzeń wyniesie ponad 120 proc.

 

Jerzy Szmajdziński

Wicemarszałek Sejmu, minister obrony narodowej w rządzie Leszka Millera

Jestem za armią zawodową, która przewyższa swoją jakością armię z poboru. Zapowiedź utworzenia armii zawodowej w dwa lata jest jednak decyzją stricte polityczną rządu, powodowaną kalendarzem wyborczym PO. Nie da się w dwa lata przeprowadzić tak skomplikowanej operacji przekształcenia armii z poborowej w armię w pełni zawodową i profesjonalną. Najpierw należałoby uchwalić odpowiednie ustawy i dopiero wtedy rozpoczynać reformę wojska. Potrzebny jest dopracowany system naboru, szkolenia rezerw, wypełnienia luk po wojskowej służbie zastępczej w policji i straży granicznej. Nie wiadomo dokładnie, jak liczny będzie korpus służby stałej i rezerwy. Aby siły zbrojne mogły wykonywać swoje czynności, tylko w roku 2009 powinno je zasilić co najmniej 20 tys. osób. Pozytywne jest utrzymanie budżetu MON na poziomie 1,95 proc. PKB, ale co z tego, skoro ani w ubiegłym roku, ani w tym wojsko nie podpisało żadnego poważnego kontraktu zagranicznego. W MON panuje paraliż decyzyjny. Także w tym roku resort nie potrafił wydać pieniędzy na unowocześnianie armii.

 

Stanisław Koziej

Wiceminister obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego

Armia zawodowa to konieczność. Jest efektywniejsza operacyjnie. Może realizować najbardziej złożone i wymagające zadania dotyczące obrony państwa i w misjach międzynarodowych. Jest też bardziej ekonomiczna. Za każdą złotówkę wydaną przez państwo na armię zawodową można uzyskać większy przyrost zdolności obronnych niż za złotówkę wydaną na armię z poboru. Jest wreszcie bardziej akceptowalna społecznie. Zamiast przymusowej służby wojskowej daje szansę realizacji zawodowej ludziom, dla których wojsko jest pasją. Proponowany przez rząd stan armii, wynoszący 120 tys. żołnierzy, będzie wystarczający. Ewentualne działania zbrojne będziemy prowadzić razem z sojusznikami z NATO. Oprócz armii zawodowej trzeba też pomyśleć o systemie powszechnego przygotowania obywateli i struktur cywilnych do działania w warunkach zagrożeń. Termin, w jakim rząd chce, aby armia stała się profesjonalną siłą zbrojną, jest zbyt krótki. Nie da się np. w tym czasie wprowadzić koniecznych zmian organizacyjnych w strukturze wojska, odpowiednich dla modelu armii zawodowej. Naruszona zostanie gotowość operacyjna sił zbrojnych. To jest niepotrzebne ryzyko.

 

Aleksander Szczygło

Wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej

Plan stworzenia w ciągu dwóch lat armii zawodowej to element kampanii prezydenckiej Donalda Tuska. Chce pokazać wyborcom, że to właśnie on uwolnił od przymusu zasadniczej służby wojskowej tysiące młodych, którzy dzięki temu mogą inaczej planować karierę i życie osobiste. PiS także popiera wprowadzenie zawodowej armii, ale potrzeba na to co najmniej dziesięciu lat. MON zakłada, że w 2009 i 2010 r. do armii zgłosi się 40 tys. ochotników. Nie ma tylu ochotników i nikt nie wyszkoli żołnierzy w tak krótkim czasie.

 

Janusz Zemke

Szef sejmowej Komisji Obrony Narodowej

Przejście na zawodowstwo w wojsku nie jest problemem: wystarczy wstrzymać pobór, a w koszarach pozostaną tylko żołnierze zawodowi. Momentem prawdy będzie wrzesień 2009 r., gdy okaże się, ile jednostek trzeba zlikwidować, bo nie będzie ich nawet komu pilnować. Stawia znak równości między wprowadzeniem armii zawodowej a profesjonalizacją. Można mieć wojsko zawodowe, ale nie będzie ono profesjonalne. Wydatki na wprowadzenie armii zawodowej wyniosą 1,4 mld zł, ale te na wyposażenie nie wzrosną.

 

Romuald Szeremietiew

Minister obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego

Jeśli powstanie armia w kształcie proponowanym przez MON, to po zniesieniu poboru z czasem nie będzie przeszkolonych rezerw i nie będzie kogo mobilizować na wojnę. Byłoby niedopuszczalne, gdyby w razie konfliktu zbrojnego ludzie nieprzygotowani i nieprzeszkoleni byli kierowani do walki. To nie zapewni skutecznej obrony. Mała armia zawodowa być może będzie skuteczna w akcjach poza granicami, ale raczej nie zapewni bezpieczeństwa Polsce w razie wybuchu wojny.

 

DIAGNOZA W PIGUŁCE

Tylko armia zawodowa jest w stanie optymalnie wykorzystać najnowocześniejsze uzbrojenie. Żołnierze z poboru nigdy w trakcie krótkiej służby nie opanują zasad najnowszych form walki.

Dwa lata to za mało, aby wojsko polskie stało się armią profesjonalistów. Na przykład w Wielkiej Brytanii proces ten trwał 30 lat, w Hiszpanii – 20 lat. Reformę polskiego systemu obrony przeprowadzono powierzchownie.

Armia zawodowa nie zapewni bezpieczeństwa, jeśli nie będzie miała rezerw kadrowych i dobrego systemu obrony terytorialnej. A to zapewnia powszechny pobór do wojska lub specjalny system szkolenia rezerw (tak jak w USA). Takiego nie mamy.

Wszystkie kraje, w których wprowadzono armie zawodowe, mają problemy z naborem chętnych do takiej służby, bo poza wojskiem można lepiej zarobić. Polska też już ma takie problemy.

 

Armia USA. Zawodowa. Jedyna armia mogąca przeprowadzać uderzenia w dowolnym punkcie globu i w kilku miejscach naraz. Nie licząc działań wojennych w Iraku i Afganistanie, za granicą na trzech kontynentach stale przebywa około 80 tys. żołnierzy. Marynarka wojenna USA jest silniejsza niż wszystkie floty wojenne świata razem wzięte. USA przeznacza najwięcej pieniędzy na badania nad nowymi rodzajami uzbrojenia.

 

Japońskie Siły Samoobrony (tak nazywane są siły zbrojne Kraju Kwitnącej Wiśni, bo po zakończeniu II wojny światowej i amerykańskiej okupacji Japonia nie mogła mieć typowej armii) to w pełni zawodowe siły zbrojne. Nazwa jest tylko formalna. Siły Samoobrony są wyposażone w najnowocześniejsze uzbrojenie wyprodukowane przez znane koncerny, m.in. Mitsubishi, Kawasaki, Toshiba, Fuji i Hitachi.

 

Bundeswehra. Armia z poboru. Jej reputacja mimo przegranych wojen światowych jest wysoka. Ma uzbrojenie najwyższej światowej marki. Niemieckich czołgów Leopard I i II używa 15 krajów Unii Europejskiej oraz Australia, Brazylia, Chile, Kanada. Podobnie jest np. z okrętami podwodnymi. Z powodów politycznych i historycznych jednostki Bundeswehry biorą ograniczony udział w akcjach bojowych, pełniąc misje pokojowe.

 

Autor: Jan Piński, Krzysztof Grzegrzółka

Współpraca: Rafał Przedmojski, Piotr Wołejko, Tomasz Sobola

 

 

 

 

www.o2.pl / www. sfora.pl | Poniedziałek [27.09.2010, 18:01]

WOJNA JEST DUŻO LEPSZA OD SEKSU. NIC NIE KRĘCI JAK ZABIJANIE

Szok po wypowiedziach żołnierzy.

Prawdziwa burza w Norwegii. Członkowie batalionu "Telemark" którzy stacjonują w Afganistanie wyznali w piśmie dla facetów "Alfa", że zabijanie ich kręci.

Albo ty, albo wróg, a kiedy w celowniku pojawia się "czerwona mgła" (czyli możliwość oddania śmiertelnego strzału)... to coś nieopisanego - cytuje ich mojanorwegia.pl.

Choć norweskie media zwracają uwagę, że sytuacja w Afganistanie jest coraz gorsza i jest coraz niebezpieczniej, żołnierzom to odpowiada.

Mieliśmy nadzieję, że będzie tu właśnie tak, jak jest teraz. Człowiek nie zgłasza się na misję w Afganistanie, by ratować świat, ale by wziąć udział w porządnej wojnie - portal przytacza kolejnego żołnierza.

Podobnych wypowiedzi było kilka, wszystkie w identycznym tonie. Zareagowało już ministerstwo obrony.

Takie podejście do zabijania, zemsty i godności człowieka jest mi całkowicie obce - portal cytuje Inspektora Generalnego Armii, generał-majora Per Sverre Opedal.

Nie jest jednak obce dowódcy wspomnianych żołnierzy, szefowi 4. zmechanizowanej kompanii piechoty, do której należą żołnierze.

Dowodziłem naszymi siłami tak, by zabić, wyeliminować wroga i udało się nam osiągnąć sukces. Nie roztrząsam jakoś specjalnie kwestii tego, że odebraliśmy komuś życie- mojanorwegia.pl cytuje majora Kristiana Simonsena.

Ze względu na skandal na dywaniku pojawiło się już kilku dowódców, także ten batalionu "Telemark". | JS

 

„WPROST” nr 1(1254), 07.01.2007 r.

PREHISTORIA PRZEMOCY 

W EPOCE KAMIENNEJ WOJNY POCHŁANIAŁY WIĘCEJ OFIAR NIŻ W CZASACH WSPÓŁCZESNYCH

Paleolit, najstarsza epoka kamienia, nie był złotą epoką pokojowego współistnienia ludzi. Okazuje się, że ludzie zaczęli toczyć wojny, kiedy tylko się pojawili. W Grimaldi we Włoszech archeolodzy odkryli szkielet dziecka sprzed 23-27 tys. lat z grotem zaklinowanym między kręgami kręgosłupa. Z jaskini San Teodoro na Sycylii pochodzą szczątki kobiety sprzed około 14 tys. lat z ułamkiem krzemiennego ostrza wbitym w kości miednicy. W Saint-Lizier we Francji, w warstwach datowanych na 13-8 tys. lat p.n.e., odkryto szczątki ludzkiego kręgosłupa z wbitym kwarcytowym ostrzem.

Do masakr i kanibalizmu dochodziło też na ziemiach, na których powstała Polska. Szczególnie interesujące są liczące 15 tys. lat szkielety 16 osób odnalezione w Jaskini Maszyckiej w Ojcowskim Parku Narodowym. Kości, wśród których zidentyfikowano szczątki co najmniej trzech mężczyzn, pięciu kobiet i dziecka, noszą ślady obłupywania i przeżuwania. Ofiary zostały prawdopodobnie zamordowane i pozbawione głów poza jaskinią. Archeolodzy przypuszczają, że dokonano masakry i konsumpcji ciał wrogów.

André Leroi-Gourhan, badacz kultur paleolitu, był zdania, że niezbędne do przeżycia polowania wymagały agresji - przemoc zawsze zatem była elementem ludzkiej natury. Biblia i najstarsze poematy są pełne historii krwawych starć, morderstw i podbojów. Zanim jednak nad Nilem, Eufratem i Tygrysem pojawiły się wielkie cywilizacje, wojna była już zakorzeniona w życiu człowieka. Piszą o tym prof. Jean Guilaine i Jean Zammit w książce "Le Sentier de la Guerre. Visages de la violence préhistorique". Uczeni podjęli próbę odtworzenia dziejów prehistorycznej przemocy.

Za jeden z najstarszych dowodów ludzkiej przemocy uważa się stanowisko 117 w Dżebel Sahaba w Sudanie. Przed 12-14 tys. lat pochowano tam co najmniej 59 osób. Między kośćmi szkieletów zachowały się fragmenty ostrzy, którymi zabito tych ludzi; niektóre szczątki noszą też ślady uderzeń i nacięć. W jednym z grobów znalazły się szczątki dwóch kobiet zabitych włóczniami i dwojga dzieci, których przyczyny śmierci możemy się jedynie domyślać. W innym grobie złożono dwoje dzieci zabitych uderzeniami w nasady czaszek. Podobne znaleziska pochodzą z mezolitu z Francji, Skandynawii, Europy Wschodniej i Afryki Północnej. Nad Dnieprem archeolodzy odkryli szkielety 19 osób, z których trzy na pewno zginęły od strzał.

 

WENDETA W NEOLICIE

Czy w okresie neolitu, kiedy większość ludzkich grup porzuciła koczowniczy tryb życia i rozpoczęła uprawę roli, przemoc się nasiliła? Wielu archeologów przypuszcza, że kiedy człowiek zaczął gromadzić dobra, zarzewiem konfliktu stało się pożądanie rzeczy bliźniego.

W Talheim w Badenii-Wirtembergii archeolodzy odkryli ślady masakry sprzed 7 tys. lat. W zbiorowym grobie pogrzebano ciała 34 osób, wśród których było aż 16 dzieci. Szkielety nosiły ślady licznych uderzeń i cięć. Współczesne techniki kryminologiczne pozwoliły ustalić, w jaki sposób zostały zadane ciosy. Mord w Talheim był szczególnie brutalny. Większość ofiar zaatakowano od tyłu, prawdopodobnie gdy uciekały. Następne ciosy zadano toporami i maczugami, gdy ofiary klęczały albo leżały. Często nad jedną osobą znęcało się kilku oprawców. Badania genetyczne wykazały, że ofiary były z sobą spokrewnione - być może chodziło o zemstę, która miała wyeliminować cały klan. Wśród ofiar nie było dzieci młodszych niż czteroletnie. Nie wiadomo, czy zostały uprowadzone, czy zamordowano je w innym miejscu.

W Asparn w Austrii odkryto szkielety 67 osób żyjących 5 tys. lat p.n.e., które doświadczyły podobnej przemocy. W Herxheim niedaleko Mannheim archeolodzy znaleźli fragmenty szkieletów co najmniej 300 osób, głównie czaszki rozbite uderzeniami kamiennych lub drewnianych narzędzi. Po śmierci ofiar czaszki oskalpowano, ale nie zwyczajną techniką polegającą na nacięciu skóry nad czołem; skóra została ściągnięta pasami.

Sztuka neolityczna odkryta w Hiszpanii znacznie częściej przedstawia sceny przemocy niż pokojowego życia. W społeczeństwach rolniczych walka pełniła równie ważną, a może nawet ważniejszą funkcję, niż wtedy gdy ludzie wykorzystywali agresywne instynkty do polowania. Przemoc stała się sposobem zdobywania pozycji społecznej. Przypuszczalnie w tym właśnie czasie pojawił się kult wojowników, który istniał przez całą starożytność i średniowiecze. Dowodem na to są strzały, które składano w grobach mężczyzn, aby podkreślić ich status wojowników.

Badania etnograficzne dowodzą, że wojny prowadzone przez społeczeństwa o niskim stopniu zaawansowania technologicznego pochłaniają więcej ofiar niż konflikty w rozwiniętych technologicznie częściach świata. W wojnach prowadzonych przez ekwadorskich Indian Jivaro ginęło aż 32,7 proc. populacji (59 proc. mężczyzn), a walki między niektórymi grupami z Papui-Nowej Gwinei kosztowały życie 15,5-18,6 proc. ludności (europejskie wojny w XVIII wieku pochłonęły 2 proc. populacji kontynentu).

 

GRY WOJENNE

W paleolicie przetrwanie ludzkich grup, sukces w polowaniu i obrona przed drapieżnikami były uzależnione od ściślej współpracy członków grupy. Utrata zbyt wielu młodych, zdolnych do polowania mężczyzn mogła się zakończyć katastrofą dla całej społeczności. Aby uniknąć sytuacji, w której nikt nie przetrwałby wojeny, wiele grup stosowało wojenne rytuały. Taki sposób prowadzenia wojen etnografowie obserwują u wielu prymitywnych społeczeństw. W walkach plemienia Baruya w Papui-Nowej Gwinei, gdzie krwawe konflikty są na porządku dziennym, obowiązuje żelazna zasada, że łucznicy, którzy mogliby bardzo przerzedzić szeregi wroga, utrzymują ściśle określony dystans. Często zamiast do starcia całych armii dochodzi do konfrontacji tylko dwóch wybitnych wojowników. Podobne "gry wojenne" znamy ze starożytności, przypominają one homeryckie pojedynki herosów pod Troją czy walkę biblijnego Dawida z Goliatem.

Jean Guilaine i Jean Zammit uważają, że innym sposobem znalezienia ujścia agresji bez narażania całego społeczeństwa mogło być składanie ofiar. Zrytualizowany akt przemocy nie zagrażał egzystencji grupy, bo liczba ofiar była ograniczona, pozwalał jednak rozładować agresywne instynkty i zaspokajał atawistyczny głód przemocy. Składanie rytualnych ofiar jest znane we wszystkich kulturach świata. Biblia mówi o wstrzymanej w ostatniej chwili ofierze, którą Abraham miał złożyć Bogu ze swego syna Izaaka; Homer w "Iliadzie" opisuje ofiarę z córki Agamemnona Ifigenii; Juliusz Cezar w dziele "O wojnie galijskiej" podaje przykłady ofiar składanych przez Galów; konkwistadorzy Corteza byli przerażeni rytuałami Azteków zabijających setki ofiar jednego dnia.

 

WPROST EXTRA 

WOJENNY TATUAŻ

Dowody prehistorycznej przemocy znajdujemy w paleolitycznej sztuce jaskiniowej. Mimo że większość malowideł na ścianach jaskiń przedstawia zwierzęta i sceny polowania, pojawiają się też sceny agresji człowieka przeciw człowiekowi. Na ścianach jaskini Cosquer we Francji mniej więcej 22 tys. lat temu wyryto leżącą na plecach postać przeszytą strzałami i włóczniami. W innej francuskiej jaskini Cougnac znajduje się ryt przedstawiający bezgłowe ciała; jedno jest naszpikowane trzema, a drugie siedmioma włóczniami. Najwięcej neolitycznych obrazów bitew można znaleźć na terytorium dzisiejszej Hiszpanii. Jedno z najsłynniejszych malowideł naskalnych w Cingle de la Mola Remigia przedstawia walkę dwóch armii uzbrojonych w łuki. Z tego samego regionu pochodzą podobne malowidła z Los Dogues i Molino de las Fuentes. Na malowidle z Minateda ciała walczących są pomalowane w pionowe pasy, być może przedstawiające wojenny tatuaż.

 

TANIEC ŚMIERCI

Jednym z najstarszych śladów rytualnych ofiar są ryty na ścianach jaskini Addaura na sycylijskich stokach Monte Pellegrini. Sporządzone 10 tys. lat p.n.e. ukazują przedziwną scenę, której znaczenia archeolodzy nie są pewni. Dziewięć osób, ustawionych w różnych pozycjach, otacza dwie postacie leżące na ziemi. Ludzie, którzy stoją, mają dzioby i wielkie czupryny, przypuszczalnie noszą rytualne maski. Trzech z nich prawdopodobnie tańczy. Nogi postaci leżących na ziemi na brzuchach są zgięte w kolanach i związane w kostkach krótkim sznurem, umocowanym do szyj ofiar. Scena wygląda na przedstawienie wyrafinowanej formy tortur kończących się śmiercią: ofiara, aby uniknąć uduszenia, musi utrzymywać mięśnie nóg w stanie skrajnego napięcia. Kiedy się zmęczy, sznur napina się i następuje śmierć przez uduszenie. Na Sycylii jeszcze do niedawna taka forma śmierci, zwana incaprettamento, była karą za złamanie reguł mafii.

Marta Landau

 

 

„POLITYKA” nr 52/53, 25.12.2004 - 01.01.2005 r.

Zabijanie bliźniego nie leży w ludzkiej naturze, dlatego specjaliści wojskowi głowią się, jak ten wrodzony psychiczny opór przełamać w rekrutach. I z wojny na wojnę sprawność żołnierzy w zabijaniu rośnie. Jak to się robi?

KILLOLOGIA STOSOWANA

(...) Salwa na wiwat

Historia ludzkich konfliktów zbrojnych, twierdzi Grossmann, dowodzi wręcz, że mamy wrodzoną awersję do zabijania bliźnich. Historyczne bitwy miały w dużej mierze rytualny charakter – dużo pozerstwa, popisów odwagi i urągania nieprzyjacielowi. Starożytne bitwy były niczym więcej jak wielkimi przepychankami.

 

Dopiero kiedy jedna ze stron traciła nerwy i rzucała się w popłochu do ucieczki, rozpoczynała się prawdziwa rzeź. Z jakichś powodów ujawnienie tchórzostwa przez przeciwnika uwalnia nas od oporów przed zabijaniem.

 

Wiele dowodów tej morderczej powściągliwości na polu bitwy pochodzi z czasów historycznie nam bliższych. Amerykańska wojna domowa była już, na przykład, wysoce uprzemysłowionym konfliktem i, według ocen ekspertów wojskowych, śmiercionośny potencjał typowego regimentu piechoty uzbrojonego w muszkiety

 

sięgał 500-1000 trafień na minutę. W rzeczywistości wydajność walczących ze sobą armii Południa i Północy była żenująco niska – przeciętnie regiment zabijał zaledwie jednego, dwóch przeciwników na minutę. To tak, jakby zawodowy murarz kładł dwadzieścia cegieł na godzinę.

 

Jeszcze bardziej znamienny jest fakt, że kiedy po słynnej bitwie pod Gettysburgiem w 1863 r. (całkiem „przyzwoita” liczba 5662 śmiertelnych ofiar) zebrano z pola 27 tys. muszkietów porzuconych przez rannych i zabitych, okazało się, że 90 proc. z nich było nabitych. Bardziej jeszcze szokował fakt, że ponad połowa tyh

 

muszkietów była nabita wielokrotnie. W jednym przypadku znaleziono w lufie aż 23 nieodpalone ładunki. Najwyraźniej, kiedy nadchodził moment prawdy i żołnierz miał strzelić do nacierającego wroga, awersja do zabijania brała górę i raczej sam ginął, niż odbierał życie innym. Ci, którzy strzelali, bardzo często celowali ponad głowami przeciwnika.

 

Generałowie mieli więc poważny problem: tak niska „wydajność pracy” nie byłaby tolerowana w żadnym innym zawodzie i trzeba było coś zrobić, by podnieść profesjonalne przygotowanie nowoczesnego żołnierza. Do sprawy zabrano się naukowo i w czasie II wojny światowej amerykański generał Samuel Lyman

 

Atwood Marshall (nie mylić z George’em od planu Marshalla) podjął systematyczne badania nad zachowaniem indywidualnego żołnierza na polu bitwy. Odkrył, że jedynie 15-20 proc. strzelców celowało do odsłoniętego przeciwnika i strzelało by zabić. Reszta strzelała na wiwat. Problem ten, dzięki wysiłkom specjalistów w

 

rodzaju pułkownika Grossmana, udało się stopniowo rozwiązać i w czasie konfliktu w Korei liczba żołnierzy „strzelających, by zabić”, wzrosła już do 55 proc., w Wietnamie zaś sięgnęła 90 proc. W jaki sposób udało się tak radykalnie podnieść żołnierską wydajność? Dzięki skuteczniejszemu szkoleniu. Zanim do tego dojdziemy – słów parę o teorii naszych zachowań.

 

Oporna kora

Aby wyjaśnić podłoże żołnierskiej awersji do zabijania, pułkownik Grossman odwołuje się do koncepcji trójjedynego mózgu, ogłoszonej na początku lat pięćdziesiątych przez amerykańskiego neurofizjologa Paula MacLeana. Według niej w procesie ewolucji ludzki mózg ukształtował się w ten sposób, że tworzą go

 

jak gdyby trzy archeologiczne warstwy – najgłębiej ukryta jest archaiczna, „gadzia” jego część, która reguluje najbardziej elementarne instynkty i zachowania związane z biologicznym przetrwaniem. Jest to rejon mózgu znajdujący się poza naszą intelektualną kontrolą. Do tej archaicznej, powstałej 200 mln lat temu, bazy z

 

czasem ewolucja dodała system limbiczny, który po raz pierwszy pojawił się u wczesnych ssaków, a wreszcie tak zwany neocortex (nowa kora mózgowa), który nadał nam cechy ludzkie, myślących istot.

 

Te trzy rejony mózgu są wzajemnie połączone i w normalnych warunkach umiarkowanego stresu w miarę harmonijnie ze sobą współpracują. Kiedy jednak, na

przykład w czasie idyllicznego spaceru przez dżunglę, znienacka dostrzegamy czającego się na nas lwa, organizm nasz błyskawicznie przystosowuje się do sytuacji

 

wyjątkowej, przechodząc, rzec można, na autopilota. Obrona życia wymaga koncentracji wszystkich zasobów energetycznych do walki z bezpośrednim zagrożeniem i jedną z konsekwencji przerażenia jest nagłe zamknięcie dopływu krwi do rozmaitych mniej ważnych w walce o życie organów, takich jak układ

 

trawienny czy – do czego odwołuje się Grossman w swej teorii – nowej kory mózgowej. Jest ona w tym momencie nieprzydatna, ponieważ zbyt wolno pracuje. Cała energia skierowana zostaje do mięśni, a zachowanie nasze kontrolowane jest przez układ limbiczny i nasz gadzi mózg bez udziału świadomej kontroli. Jeśli

 

zwykły lew potrafi nam wyłączyć neocortex, to jeszcze skuteczniej czyni to artyleryjski ostrzał czy szarża wroga.

Popularne jest powiedzenie, że brutalność wojny prowadzi ludzi do zezwierzęcenia. Jak dowodzi Grossman, stwierdzenie to jest zadziwiająco bliskie prawdy. W

 

ogniu walki na polu bitwy żołnierz zaczyna działać jak istota pozbawiona nowej kory mózgowej, która czyni z nas ludzi, i zmienia się funkcjonalnie w prymitywnego ssaka. Wbrew jednak powszechnemu, krzywdzącemu zwierzęta, przekonaniu, zezwierzęcenie to przeszkadza mu skutecznie zabijać wrogów. Wśród zwierząt

 

agresja wewnątrzgatunkowa, przejawiająca się w czasie walki o kontrole terytorium lub samice, jest bardzo rozpowszechniona. Samce wielu gatunków toczą pomiędzy sobą zaciekłe walki w okresie godowym, lecz stosunkowo rzadko kończą się one śmiertelnie. Dzieje się tak, ponieważ mądra natura, mając na względzie ciągłość gatunków, wyposażyła zwierzęta w hamulce nakazujące darowanie życia pokonanemu.

 

Dopaść wroga, gdy ucieka

Choć w ostatnich latach uczeni odkryli w przyrodzie wyjątki od tej reguły – śmiertelne wojny prowadzą pomiędzy sobą plemiona szympansów, a nowy władca stada lwów zabija nieletnie potomstwo swego poprzednika, by samemu się rozmnożyć – o takim przestrzeganiu przez zwierzęta przykazania „nie zabijaj innego

 

osobnika swego gatunku” przekonany był słynny Konrad Lorenz i przekonanie to podziela pułkownik Grossman.

Aby dowieść, że zabijanie innych ludzi jest zajęciem wysoce stresotwórczym, Grossman powołuje się na badania psychologów wojskowych nad wpływem

 

długotrwałych bitew na zdrowie psychiczne żołnierzy. W dawnych czasach bitwy nie trwały długo, przy braku sztucznego oświetlenia trzeba było bowiem sprawę załatwić przed zapadnięciem zmroku. Jeśli zostawała jeszcze jakaś robota na następne dni, to żołnierze przynajmniej w nocy mieli przerwę w pracy. Sytuacja ta

 

zmieniła się jednak z nadejściem nowoczesnych, technologicznych wojen i w czasie pierwszej czy drugiej wojny światowej nie było czymś wyjątkowym kontynuowanie bitwy dniem i nocą przez całe tygodnie i miesiące bez żadnej przerwy. Psychiczne skutki takiej przewlekłej, brutalnej konfrontacji okazały się

 

dewastujące: po 30 dniach życia w warunkach bojowych 98 proc. żołnierzy stawało się psychicznymi wrakami, innymi słowy – dostawało świra. POZOSTALI byli psychopatami.

 

Jak zauważa Grossman, znamienne było to, że warunki bitewne znacznie lepiej znosili ludzie tacy jak personel medyczny czy kapelani polowi, którzy pomimo podobnego narażenia życia nie mieli obowiązku zabijania innych. Wniosek jest taki, że przyczyną psychicznej destrukcji była właśnie konieczność zabijania w

 

warunkach silnego stresu. Jak pamiętamy, w czasie dawnych bitew rzezi żołnierzy wroga dokonywano po zakończeniu właściwej bitwy, kiedy zdemoralizowany przeciwnik rzucał się do panicznej ucieczki. Fakt, że umykającego przeciwnika zabija się z mniejszymi psychicznymi oporami, można także wyjaśnić na podstawie

 

teorii Grossmana. Gdy nie stanowi on już zagrożenia dla własnego życia i nieco się odprężamy, znów krew bez przeszkód dociera do naszej kory mózgowej i w pełni uczłowieczeni możemy metodycznie spełniać żołnierskie obowiązki.

 

Rambo z hodowli

W jaki sposób nowoczesne armie zwiększają zabójcze predyspozycje swych żołnierzy na polu bitwy? Ponieważ ludzkiej natury nie można zmienić i w warunkach bojowych większość żołnierzy zamieni się w odmóżdżone automaty, trzeba w nie wbudować właściwe odruchy, które sprawią, że żołnierz będzie je wykonywał

 

bez żadnej świadomej refleksji. Pierwszą metodą stosowaną podczas szkolenia rekrutów jest odwrażliwianie, które nazwać też można brutalizacją. Młodym ludziom goli się głowy, ubiera się w identyczne mundury i oddaje pod władzę sierżanta, który w pełnym rynsztunku pędzi rekrutów przez błoto, każe padać i robić

 

przysiady, wykrzykując w twarz rozkazy. Kiedy zaczyna się strzelanie, ważne jest, by uczyli się tego nie strzelając do tarczy, lecz do realistycznych ludzkich sylwetek, mierząc w serce. Jeszcze lepiej, jeśli sylwetki te są ruchome i imitują uzbrojonych przeciwników. Częścią programu odwrażliwiania jest także ideologiczna

 

indoktrynacja, która w skrajnych, choć niestety nierzadkich, przypadkach polega na wyrobieniu w żołnierzach przeświadczenia, że przeciwnik nie reprezentuje pełni człowieczeństwa i nie trzeba go traktować jak osobnika tego samego gatunku.

 

U odpowiednio odwrażliwionego rekruta należy jeszcze wyrobić właściwe odruchy warunkowe. W czasie drugiej wojny światowej w japońskiej armii stosowano na przykład klasyczną metodę Pawłowa po to, by akt zabijania wywoływał u żołnierza miłe skojarzenia. Do treningu służyli jeńcy wojenni, z których każdy

 

przydzielany był jednemu japońskiemu rekrutowi. Jego zadaniem było zabicie go bagnetem. Tym, którzy nie wykonali rozkazu, groziła natychmiastowa egzekucja z rąk szkolącego ich oficera, po spełnieniu zaś swej powinności dostawali najlepszy od wielu miesięcy posiłek zakrapiany sake i mogli zabawić się z markietankami.

 

Inną techniką wytwarzania automatycznych odruchów jest wielokrotne powtarzanie tej samej czynności w odpowiedzi na bodziec. Bodziec – reakcja, bodziec –reakcja, bodziec – reakcja... Tak trenuje się na przykład pilotów na symulatorach lotów, którzy potem, w warunkach bojowych, widząc na ekranie radaru

 

zmierzającą w ich kierunku rakietę ziemia-powietrze, zielenieją ze strachu, ale wykonują mimo to właściwy manewr, by uniknąć strącenia.

Młodym żołnierzom podsuwa się wreszcie odpowiednie wzory osobowości – ich dowódców i legendarnych, otoczonych chwałą bohaterów – a także wytwarza w nich poczucie solidarności i braterstwa, aby w przyszłości gotowi byli narazić własne życie i zabić wroga po to, by uratować swych towarzyszy.

 

Rekrut od kołyski

Nowoczesne armie podniosły skuteczność szkolenia na niezwykle wysoki poziom i pomimo ogromnego znaczenia techniki we współczesnej wojnie o wyniku bezpośredniego starcia decyduje zwykle żołnierz. W czasie wojny o Falklandy w 1982 r. między Wielką Brytanią i Argentyną żołnierze brytyjscy szturmowali

 

umocnione pozycje trzy- bądź czterokrotnie liczebnie silniejszego przeciwnika i odnosili zwycięstwo. Jak twierdzi pułkownik Grossman, zawdzięczali to temu, że nie marnowali kul. Ceną tej skuteczności było potem około 200 samobójstw wśród brytyjskich żołnierzy walczących w tej wojnie.

 

Skoro tak trudno nam zabić innego człowieka, to jak wytłumaczyć epidemię brutalnej przemocy, jaka wydaje się szerzyć? Dlaczego w ostatnich kilkunastu latach liczba zabójstw popełnianych w naszym kraju wzrosła, w stosunku do liczby ludności, ponad dwukrotnie? Dziś, Choć w tych niechlubnych statystykach wyższe od

 

nas miejsce zajmuje wiele sąsiednich państw położonych na wschód, liczba pięciu zabójstw na 100 tys. mieszkańców stawia nas przed przodującą niegdyś wśród uprzemysłowionych krajów Ameryką (około czterech). Choć nie należy mieć złudzeń, że zjawisko to można wytłumaczyć za pomocą  jednej prostej teorii,

 

wyjaśnienie, jakie proponuje Grossman, jest dość niepokojące. Twierdzi on mianowicie, że bezwiednie, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji naszej nieodpowiedzialności, stworzyliśmy naszej młodzieży warunki rozwoju imitujące pod wieloma względami opisane powyżej metody szkolenia wojskowego.

 

Młodzież poddawana jest dziś treningowi odwrażliwiającemu nie w wieku poborowym, lecz od wczesnego dzieciństwa. Przemoc pokazywana w mediach sprawia, że młodzi ludzie kojarzą sobie gwałtowną śmierć z rozrywką. Gry komputerowe ze swym realizmem pozwalają chłopcom, którzy nigdy nie mieli wcześniej w ręku

 

prawdziwej broni, uzyskiwać zabójczą skuteczność strzelców wyborowych. A wzorce osobowości? Przecież nie są nimi dla większości młodych ludzi wybitni artyści, politycy czy uczeni, lecz na ogół imponujący im w najbliższym otoczeniu brutalni cwaniacy, którym nikt nie podskoczy.

 

Czy więc postawienie tamy zalewowi przemocy wymaga nadzwyczajnych środków, takich jak na przykład cenzura mediów? To już zupełnie inny temat. By nie popaść w nadmierny pesymizm, warto jednak pamiętać, że zabijanie innych nie leży w naszej naturze i że w tym samym czasie. Kiedy w Polsce liczba zabójstw się podwoiła, w Ameryce spadła o połowę. Może więc dzisiejszy wzrost przemocy jest zjawiskiem przemijającym?

Krzysztof Szymborski 

 

[Uczenie zabijania się nawzajem - wmuszanie takiej umiejętności, wbrew temu co nam zakodowała ewolucja - też odpowiednio... wpłynie na jej dalszy przebieg i później nie trzeba będzie tego uczyć...!!! – red.]

 

 

„NEWSWEEK” nr 27, 10.07.2005 r.

SIÓDMY KRĄG PIEKIEŁ

Techniki podglądania mózgu pozwoliły zajrzeć w neurony przestępców – nie sprawdza się teoria o mordercach z urodzenia. Agresja jest cechą nabytą, ale ma moc zmieniania genów.

(...) I nie znaleziono żadnych śladów genetycznego zaprogramowania zabójców. Co ciekawsze - są dowody na to, że agresywne zachowania są przekazywane z pokolenia na pokolenie - jednak nie za pośrednictwem genów. Po prostu kształtujące się obwody nerwowe dzieci narażonych na przemoc doznają trwałych

 

uszkodzeń. Te zaś osłabiają zdolność uczenia się, kontrolę nad gwałtownymi emocjami, sprawność radzenia sobie ze stresem. Wpływ otoczenia na rozwijający się mózg okazuje się równie silny, jak dyrektywa ze strony genów. Z tym że otoczenie możemy próbować zmienić, z genami byłoby trudniej.

 

W ostatnich dniach czerwca w czasopiśmie amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk „Proceedings of the National Academy of Sciences” opublikowano wyniki badań nad skłonnością rezusów (gatunek małp) do agresji wobec własnych dzieci. Autor tej pracy, prof. Dario Maestripieri, psyhobiolog z Uniwersytetu

 

Hicago, i jego zespół przeprowadzili eksperyment, który polegała na zabraniu dzieci matkom agresywnym i oddaniu ich pod opiekę łagodnym samicom. Na 16 małpek hodowanych przez matki agresywne aż dziewięć maltretowało następnie własne dzieci. Żadne dziecko agresywnych matek wychowywane przez samicę

 

łagodną nie stosowało przemocy wobec swojego potomstwa. Prof. Maestripieri uważa, że wyniki jego pracy można odnieść także do ludzi. Agresja, jego zdaniem, nie jest wpisana w geny. Przenosi się z pokolenia na pokolenie jako wzór doświadczonych w tej rodzinie zachowań. Choć nie można wykluczyć, że pewne cechy

 

temperamentu, jak na przykład impulsywność, skłaniające do posunięć agresywny, są dziedziczone.

Wnioski prof. Dario Maestripieri są potwierdzeniem wcześniejszych badań, min. psychiatrów z Uniwersytetu Teksasu. Przed kilku laty za pomocą rezonansu

 

magnetycznego i tomografii pozytronowej porównali oni mózgi skazanych za brutalne napaści, podpalenia i gwałty oraz mózgi ludzi normalnych. Okazało się, że te pierwsze nie miały żadnych wrodzonych defektów. Można było tylko dostrzec zmiany w funkcjonowaniu partii kory mózgowej. Większość recydywistów winnych

 

wielokrotnych aktów przemocy miała zmniejszoną aktywność lewego płata skroniowego, widoczne były też zaburzenia w funkcjonowaniu kory czołowej. Może to świadczyć o niezdolności do rozumienia takich pojęć, jak dobro i zło, a także o niemożności pojmowania konsekwencji swoich czynów.

 

Taki obraz przedstawiają mózgi przestępców, których agresja jest wykalkulowana, zimna, bez śladu emocji. Ale nawet u nich nie znaleziono jednego rejonu odpowiedzialnego za brutalna przemoc. Agresja nie wydaje się więc wynikiem odmiennej architektury mózgu, ale rezultatem chorobliwego pobudzenia wielu obwodów nerwowych.

 

Nowoczesne metody podglądania mózgu pozwoliły natomiast zauważyć, jakie ogromne i trwałe spustoszenie czyni przemoc fizyczna i psychiczna w mózgach ofiar. Zmiany w ich obwodach nerwowych wywołane przerażeniem, bólem, uczuciem poniżenia, udręką psychiczną mogą być tak znaczne, że wywołują zanikanie w

 

mózgu struktur odpowiedzialnych za pamięć i kontrolę emocji. Rozmiary tych zniszczeń ujawniają eksperymenty prowadzone na zwierzętach.

W maju tego roku opublikowano jedno z takich badań. Pokazało, jak zamiera hipokamp – część mózgu, gzie pamięć świeża jest przekształcana w długotrwałą.

 

Ludzie, których hipokamp jest uszkodzony, mają trudności z uczeniem się i zapamiętywaniem. Na skutek długotrwałego stresu, spowodowanego strachem przed kolejną napaścią, atrofii ulegają także neurony kory przedczołowej w rejonie kontrolującym ruchy i planującym przyszłość. Zmienia się funkcjonowanie innej

 

jeszcze części mózgu, tzw. ciała migdałowatego, które pośredniczy w odpowiedzi organizmu na stres i silne emocje. Amerykańscy neurolodzy z Centrum Badania Stresu i Leczenia Ran Uniwersytetu Stanowego Ohio, B.S. McEwen i F. Dhabhaer, wykazali wyraźny wpływ traumatycznych przeżyć i ironicznego strachu na

 

zamieranie komórek nerwowych mózgu. Przemoc fizyczna i psychiczna upośledza, ogólnie mówiąc, zdolność do radzenia sobie z wyzwaniami, jakie stawia przed każdym życie. Popycha też w stronę agresji jako najlepiej znanego rodzaju zachowania.

 

Nieustanne szkodliwe pobudzenie dużej części mózgu, obserwowane zarówno u ofiar, jak i sprawców przemocy, tworzy system alarmowy o nadmiernej wrażliwości, który odpowiada na bodźce z zewnątrz o wiele silniej niż jest to potrzebne i za każdym razem bardziej energicznie niż poprzednio. W rezultacie ofiary

 

żyją w niekończącym się stresie, agresorzy zaś najmniejsza przeciwność losu traktują jak niebezpieczeństwo spinające ich do ataku. Układ nerwowy jednych i drugich znajduje się na skraju wyczerpania.

 

Coraz więcej wiemy też o biochemii mózgu o sposobie porozumiewania się neuronów u ofiar w sytuacji zagrożenia, jak też u sprawców agresji. Komórki nerwowe przesyłają sobie e-maile w postaci neuroprzekaźników – substancji chemicznych wprawiających organizm w stan zwiększonej gotowości. Wiadomości o

 

zagrożeniu docierające do mózgu przez zmysły zostają przekształcone w impulsy nerwowe i są natychmiast wysyłane przez mózg tak zwanym układem wegetatywnym do nadnerczy. Tam przyspieszają wytwarzanie adrenaliny i jej prekursora, noradrenaliny, substancji szykujących organizm do walki albo ucieczki.

 

Wyrzut noradrenaliny z nadnerczy przyspiesza bicie serca, zwiększa napięcie mięśni, rozszerza naczynia wieńcowe serca. Wzmaga też wydzielanie potu i tempo przemiany materii. Ten stan alarmu nie tylko przygotowuje organizm do odpowiedzi na już istniejące niebezpieczeństwo. Wywołuje też tak zwana reakcję wsteczną.

 

Dociera aż do genomu, czyli zestawu genów w komórkach nerwowych. Pod jego wpływem włączają się geny, mające zapewnić jeszcze silniejszą odpowiedź na następne zagrożenie w przyszłości.

 

Przemoc wobec dzieci staje się częścią zamkniętego kręgu agresji. Ofiary złego traktowania w domu albo same w przyszłości będą stosować przemoc fizyczną, znaną im jako jedyny sposób rozwiązywania konfliktów, albo staną się bezwolnymi ofiarami osób silniejszych od nich. Jeśli taki model zachowań między partnerami zostanie raz ustalony, bardzo trudno go zmienić.

 

Naukowcy z Instytutu Psychiatrii Uniwersytetu w Nowym Jorku badali przez 20 lat około 500 dzieci i ich matki. Doszli do wniosku, że do powstrzymania epidemii agresji, konieczne jest stworzenie programów psychicznego wsparcia dzieci, zanim te osiągną wiek dojrzewania. Inaczej nie da się przerwać łańcucha

 

przemocy, w którym brutalność dorosłych okalecza dzieci i popycha je do odtwarzania podobnego zachowań. Jak dziś wiadomo, jest to nie tylko kwestia naśladowania ponurych wzorów z dzieciństwa. dzieci, które są świadkami poniewierania ich matek, doznają urazu o sile nie mniejszej niż wstrząs elektryczny. Są

 

psychicznie gorzej przystosowane do znoszenia porażek, bo brak im pewności, że świat jest miejscem bezpiecznym, gdzie mogą znaleźć dla siebie przystań. Ich mózgi stają się mniej wytrzymałe na stres, trudniej radzą sobie z zagrożeniami. Następstwa przemocy doświadczanej w domu od osób, które powinny kochać i

 

wspierać, a zamiast tego dręczą i poniżają, pozostają wypalone chemicznie w obwodach nerwowych najczęściej na całe życie.

Wielu naukowców, szukając przyczyn rosnącej agresywności, wskazuje na szkodliwy wpływ mediów, zwłaszcza telewizji i gier komputerowych. Na ekranach

 

telewizorów, często na kilkudziesięciu kanałach równocześnie, można trafić na sceny mordów, zabójstw, okaleczenia przemocy. W grach komputerowych najczęściej zwycięża ten, kto szybciej zabija. Specjalistyczne czasopismo medyczne „Journal of Computer Assisted Tomography” opublikowało w numerze

 

czerwcowym wyniki badań dwóch grup nastolatków: agresywnych i nie wykazujących tego rodzaju skłonności, łącznie 72 osób. Obserwowano zmiany w funkcjonowaniu ich mózgów po dłuższym okresie oglądania programów o dużym nasileniu przemocy. U osób agresywnych jeszcze przed tym eksperymentem

 

stwierdzono zmniejszoną aktywność lewego płata czołowego w porównaniu z grupą kontrolną. Jest to cecha charakterystyczna mózgów ogarniętych obsesją przemocy i niszczenia. Oglądanie drastycznych scen na ekranie jeszcze pogłębiło tę tendencję.

 

Zmiany w aktywności mózgu nastąpiły jednak nie tylko u nastolatków z już wcześniej stwierdzonymi zaburzeniami zachowania. „Nasz eksperyment pokazuje, że narażenie dzieci i młodych ludzi na oglądanie brutalnych scen może zmieniać działanie ich mózgów, niezależnie od tego, czy wcześniej okazywali jakieś

 

cechy agresji czy nie” – konkluduje dr Vincent Mathews, kierujący tymi badaniami neuroradiolog z Uniwersytetu stanowego Luizjany. Podobne wyniki badań opublikowało niedawno czasopismo medyczne „Lancet”, a także grupa niemieckich naukowców z Uniwersytetu w Akwizgranie.

 

O procesach biochemicznych zachodzących w mózgach agresorów też wiadomo z każdym rokiem więcej. Zdania naukowców wciąż są jednak podzielone co do najważniejszej substancji chemicznej, wywołującej napady agresji.

 

Wielu badaczy uważa, że to spadek poziomu neuroprzekaźnika, serotoniny, w płynie mózgowo-rdzeniowym wyzwala brutalne zachowania, pragnienie zemsty za domniemane krzywdy i wyłączenie obwodów nerwowych kontrolujących zachowanie. Serotonina jest jednym z najważniejszych neuroprzekaźników w naszym

 

układzie nerwowym. Utrzymuje nastrój w górnych rejonach dodatnich. Występuje u ludzi i zwierząt. U ssaków można ją wyodrębnić na przykład z płytek krwi.

Serotonina jest tak rozmieszczona w mózgu, że wywiera ogromny wpływ na funkcjonowanie układu nerwowego. Jej niedobór powoduje złość i irytację. Niski

 

poziom tego hormonu stwierdzano u żołnierzy torturujących przeciwników, u ludzi skłonnych do niekontrolowanych zachowań, u dzieci męczących zwierzęta. Zmniejszoną zdolność do transportu serotoniny w mózgu obserwuje się u osób impulsywnych i skłonnych do agresji, zwłaszcza w korze mózgowej odgrywającej

 

dużą rolę w regulowaniu emocji – informuje grupa badaczy z Instytutu Psychiatrycznego Stanu Nowy Jork w majowym numerze „The American Journal of Psychiatry”.

 

Niedobór serotoniny wydaje się ściśle sprzęgnięty z ludzką agresją. Jej poziom jest o 20-30 proc. niższy u mężczyzn niż u kobiet. I to jest prawdopodobnie jedna z przyczyn, dla których są oni bardziej niż kobiety skłonni do brutalnych zachowań. Według wielu statystyk 90 proc. przestępców to mężczyźni. Zwłaszcza

 

porażki życiowe wywołują u tej części ludzkiej populacji znaczny spadek serotoniny i silny stres. Ich konsekwencje sięgają aż do genomu. Stres społeczny, związany z rolą odgrywaną w grupie, może nawet włączać i wyłączać geny. Stres i agresja sięgają zatem do samego jądra naszego istnienia.  

 

EPIDEMIA AGRESJI

Według raportu WHO przemoc jest głównym problemem zdrowia publicznego na świecie. Co roku miliony ludzi umierają lub na zawsze pozostają inwalidami z powodu ran odniesionych na skutek przemocy.

DOM, SPOKOJNY DOM...

·  Przemoc domowa jest główną przyczyną śmierci kobiet w wieku od 16 do 44 lat, przewyższa zgony spowodowane nowotworami i wypadkami drogowymi

·  Małe dzieci są bite przez rodziców. 60 procent rodzin w Polsce przyznaje się do stosowania kar cielesnych. Bicie pasem stosuje 44 procent rodziców, kilkanaście procent ojców bije dzieci na oślep (Europejska Unia Kobiet)

·  W Stanach Zjednoczonych corocznie około 5 mln dzieci staje się świadkiem lub ofiarami przemocy w domu. Liczba młodocianych zabójców wzrosła tam trzykrotnie w latach 1984-1994

·  Większość aktów przemocy, dręczenia, ranienia, gwałtów nikomu nie jest zgłaszana i pozostaje bezkarna 

ŚWIAT KOBIET

·  Około 70 proc. zamordowanych kobiet ginie z ręki swego partnera (WHO)

·  Jedna na pięć kobiet na świecie staje się ofiarą gwałtu (WHO)

·  Co 14 dni w Kolumbii zostaje porwana jedna kobieta (Raport „Kobiety i konflikt zbrojny”)

·  Handel kobietami i dziewczętami został potwierdzony w 85 procentach wszystkich stref konfliktów zbrojnych (Raport „Ocal dzieci” 2003 r.)

POLSKA I ŚWIAT

·  W Kanadzie koszty ponoszone co roku w wyniku przemocy domowej, w tym opieki medycznej nad pobitymi, sięgają 1,6 mln dolarów (UNICEF, 2000)

·  W Sierra Leone 94 proc. badanych rodzin doświadczyło napaści seksualnych, tortur i niewolnictwa (Lekarze dla praw człowieka, 2002)

·  Warszawskie gimnazja są miejscami, gdzie kwitnie przemoc, 9 proc. uczniów twierdzi, że zostali pobici, a co dziesiątemu grożono nożem lub innym niebezpiecznym narzędziem

Bożena Kastory

[1086 dzieci zginęło w Rosji z rąk własnych rodziców w latach 2000-2005. – „FORUM” nr 30, 31.07.2005 r. Zwracam uwagę, iż proces odwrażliwiania zaczyna się już w szkole, która ponadto dla każdego (...) jest obowiązkowa! – red.]

 

 

„NEWSWEEK” nr 31, 07.08.2005 r.

ŻEBY ZACHÓD BYŁ ZACHODEM

Czy warto umierać za Zachód? Amerykański generał George Patton, siła napędowa morderczych ofensyw pancernych przeciw Trzeciej Rzeszy, najskuteczniejszy dowódca zachodni w całej II wojnie światowej, mówił żołnierzom: „Nie umierajcie za ojczyznę! Róbcie tak, żeby to tamte sk...ny umierały za swoją”.

 

Ale chiński strateg Sun Tzu pisał już 2500 lat wcześniej w Sztuce wojny”, że odniesienie stu zwycięstw w stu bitwach to nie szczyt umiejętności. Szczyt umiejętności to wygrać bez walki. [A jeszcze większym szczytem umiejętności byłoby nie demonstrowanie, nie konfrontowanie potęg militarnych, nie walczenie (gdy nie będzie walki o przewagę militarną – wyścigu zbrojeń), tylko współpraca – to dopiero będzie prawdziwe zwycięstwo – red. ] Wtedy nie ginie nikt, a ludzkość nie traci żadnych zasobów.

Czy naprawdę Zachód góruje nad resztą świata ideami i myślą? Niech to udowodni – niech wymyśli taki porządek światowy, w którym nie będzie stu bitew ani umierania za ojczyznę. Niech przechytrzy wojnę, a w szczególności wojnę cywilizacji, której wytworem są islamscy terroryści podkładający bomby w Londynie i innych miejscach naszego globu. (...)

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas

 

 

 

 

 

 

 

 


PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

 www.wolnyswiat.pl   WBREW ZŁU!!! 

PISMO NIEZALEŻNE – wolne od wpływów jakichkolwiek organizacji religijnych, partii, ugrupowań i stowarzyszeń oraz wypłocin reklamowych. Wskazuje problemy gospodarcze, polityczne, prawne, społeczne i propozycje sposobów ich rozwiązania (racjonalne myśli, analizy, wnioski, pomysły, postulaty, i ich argumentacja, całe i fragmenty rozsądnych, interesujących materiałów z prasy i internetu)

 

OSOBY CHCĄCE WESPRZEĆ MOJE PISMO, DZIAŁANIA PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński (BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA)

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą.

ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat od 2000 r. do dnia 02.2014 r.: 500 zł.

 

 

16. KANDYDAT NA PREZYDENTA

 http://www.wolnyswiat.pl/16h3.html

 

17. ELEKTRONICZNE ZBIERANIE PODPISÓW (pod

inicjatywami ustawodawczymi, moją kandydaturą na prezydenta)

 http://www.wolnyswiat.pl/17.php

 

21. WPŁATY I WYDATKI

 http://www.wolnyswiat.pl/forum/viewtopic.php?t=113

 

22. MOJA KSIĄŻKA

 http://www.wolnyswiat.pl/forum/viewtopic.php?t=73&sid=cdb9fbd2edd5f9499d890fd4e6a2cfa9

 http://www.wolnyswiat.pl/22.html