www.wolnyswiat.pl


[Ostatnia aktualizacja: 2016 r.]


ILE DLA KOR – WSPÓŁCZEŚNIE (CZ. 2)


2007 r.:


nr 7, 22.02.2007 r. PAETZ W LUKSUSACH

Życie Warszawy” ujawniło, że emerytowany arcybiskup poznański Juliusz Paetz posiada w eleganckiej dzielnicy w Rzymie apartament o wartości ok. 1 mln euro. Poza tym arcybiskup ma jeszcze dom w Poznaniu, a na co dzień mieszka w rezydencji, którą oddała mu do dyspozycji archidiecezja poznańska. Tylko kleryków żal...

MaK



nr 8, 01.03.2007 r.: (...) Doprawdy, kwota ta jest doprawdy symboliczna w porównaniu z tym, czego dokonał 5 miesięcy wcześniej kapłan tej samej diecezji, ks. Bob Ascolese, który buchnął prawie milion. (...)

JF



nr 9, 08.03.2007 r.

OSZUST W IMIĘ BOŻE

To jedna z największych afer gospodarczych z udziałem księży. Temida rozliczyła już wszystkich kapłanów, którzy usiłowali szybko zarobić furę kasy.

Głównemu oskarżonemu – księdzu Bolesławowi Jewulskiemu (61 lat) z Połczyna-Zdroju – zarzucono wyłudzenie z Agencji Rynku Rolnego i Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ponad 800 tys. złotych.

Jewulski łeb ma nie od parady. Znano go od tej strony od dawna. To właśnie z jego inicjatywy w Syrkowicach koło Karlina powstał Dom Repatrianta, do którego ściągnięto z Kazachstanu kilkadziesiąt rodzin o polskich korzeniach. Afera wybuchła, gdy okazało się, że głównym celem kapłana było wyciągnięcie szmalu od niczego nieświadomych rodaków, i tak już zresztą skaleczonych przez los („FiM” 16/2005).

Czarę goryczy przelała jednak inna sprawa z udziałem wspomnianego księdza. Zorganizował on bowiem fikcyjny skup zboża i za rzekome przechowywanie ziarna wyłudzał od państwa olbrzymie pieniądze. Do tego procederu wciągnął wielu księży i zakonnice, a nawet rolników z okolicznych miejscowości.

Jesienią 2005 roku księżulo stanął przed obliczem sądu. Tłumaczył nieborak, że owszem, kanty były jak najbardziej, ale na zbożny cel. Całkiem jednak „bezbożny” Sąd Rejonowy w Koszalinie właśnie skazał kapłana na 4 lata więzienia w zawieszeniu na 10 lat. Zwykły Kowalski za coś podobnego dostałby co najmniej trójkę do odsiadki, ale niech tam...

Ksiądz Jewulski obiecał zwrócić państwu podpieprzone 800 tys. zł plus 120 tys. zł kosztów sądowych. Okazało się, że taka kwota to dla niego pryszcz, bo dysponuje on majątkiem olbrzymim. Jak wynika z informacji przekazanej nam przez Sławomira Przykuckiego – rzecznika Sądu Okręgowego w Szczecinie – kapłan przykładnie spłaca kolejne raty. Prawdopodobnie czyni to ze strachu, bo sąd w każdej chwili może mu odwiesić karę i zaprosić do złożenia dłuższej wizyty w którymś z pobliskich zakładów karnych.

Wykrycie kantów spowodowało, że księżulo przestał być proboszczem parafii św. Józefa w Połczynie, ale nie położyło kresu jego wciąż niejasnym interesom. Oszust nadal „opiekuje się” m.in. wspomnianym Domem Kombatanta w Syrkowicach. A że po aferze placówką przestała się interesować połczyńska parafia, spryciarz ma ułatwione zadanie i właściwie bez większej kontroli z zewnątrz zarządza niemałymi funduszami ludzi starych i schorowanych. Aż dziw, że nikt dotąd nie przejrzał do końca jego ciemnych interesów. Urząd Wojewódzki w Szczecinie i samorząd Karlina wciąż bowiem powtarzają: „Dom Kombatanta to domena Kościoła. Nam nic do tego!”.

Piotr Sawicki



nr 9, 08.03.2007 r.: Aż 250 tysięcy złotych miasto wybuli na obchody jubileuszu 20-lecia pobytu w Łodzi papieża JPII



nr 10, 15.03.2007 r.

GŁODNI BISKUPI

Komisja Episkopatu Polski ds. Misji zaapelowała do wszystkich ludzi dobrej woli, aby w Wielkim Poście wspomagali materialnie polskich misjonarzy. Za przekazane pieniądze mają oni dożywiać głodne dzieci Trzeciego Świata. „Otwórzmy się na dzieci – ofiary głodu!” – apelują biskupi. Tymczasem sami inicjatorzy Dzieła Ad Gentes („Do Narodów”) oficjalnie przyznają, że pieniądze przekazywane na misje idą głównie na budowę kościołów i kaplic oraz katolizację, zaś pomoc charytatywna jest tylko jednym z poślednich punktów pracy misjonarza. Na polskie misje przeznaczane są już wielomilionowe kwoty z budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a także Senatu i w ramach pomocy Polonii... A może sami biskupi wreszcie by się dołożyli?

RK



W USA – DEKLARATYWNIE NAJBARDZIEJ RELIGIJNYM (OPRÓCZ POLSKI!) KRAJU ŚWIATA – ROŚNIE LICZBA OSZUSTW, WYŁUDZEŃ I KANTÓW NA TLE RELIGIJNYM. (...)

W przedziale czasowym 1998-2001 przewalono już 2 miliardy. (...) Aby zorientować się, jak to kościelne nauczanie realizuje się w praktyce, wystarczy spojrzeć, gdzie mieszkają i czym jeżdżą proboszczowie. Nie tylko w USA... (...) Nawet gdy defraudacje wychodzą na światło dzienne, poszkodowani często odmawiają współpracy z policją, bo wciąż wierzą, że tacy religijni ludzie nie mogli ich oszukać.

ST



DOLCE... VITA (...)

Ukradli oni co najmniej 8,6 mln dolarów z pieniędzy, które parafianie (Palm Beach to siedlisko milionerów) przekazali Kościołowi na cele charytatywne. (...)

CS



SZWECJA

Wybuchł skandal wokół szwedzkiego oddziału katolickiego Caritasu. Księża zdefraudowali wielkie rządowe pieniądze przeznaczone na pomoc dla Iraku. Szwecja, która dla krajów ubogich przeznacza równowartość ok. 10 mld. złotych rocznie, finansuje projekty realizowane przez organizacje pozarządowe.



KOŚCIELNE TUCZY

Prokuratorzy Watykanu mają coraz więcej pracy. Z roku na rok rośnie liczba przestępstw popełnianych zarówno przez turystów, jak i jego obywateli. W roku 2002 padł rekord: papiescy urzędnicy prowadzili 239 spraw. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przeciętnie wszczynano 118–138 spraw rocznie. Większość aktów oskarżenia dotyczy okradania turystów. Ciekawe, że złodzieje najczęściej „pracują” podczas audiencji papieskich, kiedy – z uwagi na tłok – możliwość kradzieży jest ułatwiona. Czyżby bliskość setek konfesjonałów tak ośmielała złodziei?

MP



PRZEWAŁ CHARYTATYWNY

Prokuratura bydgoska oskarżyła Henryka M. – przewodniczącego Katolickiego Stowarzyszenia Służby Charytatywnej im. Błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej – o zdefraudowanie 1,5 mln złotych z konta stowarzyszenia. Katolicka firma okazała się maszynką do oszustw podatkowych: ofiarodawcy wpłacali jedynie 10 proc. deklarowanych kwot, a potwierdzenie i odpis od podatku (100-procentowy!) otrzymywali na całość. Przez konto stowarzyszenia miało przewinąć się w sumie 9 mln złotych! Każdy proboszcz w Polsce może robić takie przewały...

MaK



nr 6, 15.02.2007 r. SIÓDME PRZYKAZANIE

(…) Amerykański Uniwersytet Villanowa ogłosił wyniki przeprowadzonych badań. Okazuje się, że w 85 proc. diecezji katolickich w USA miało miejsce sprzeniewierzenie funduszy, czyli pogwałcenie przykazania „nie kradnij” i przestępstwo kryminalne. Zdefraudowane kwoty przekraczały każdorazowo pół miliona dolarów. (…) Tylko w jednym miesiącu – październiku 2006 r. – wykryto 3 afery dotyczące kradzieży ogromnych sum. W Delray Beach na Florydzie dwaj księża zdefraudowali 8,6 mln dolarów; pieniądze przepuścili m.in. na wycieczki do Las Vegas. Kradli przez 40 lat i nie zwróciło to niczyjej uwagi.

ZW



nr 8, 01.03.2007 r.: (…) Doprawdy, kwota ta jest doprawdy symboliczna w porównaniu z tym, czego dokonał 5 miesięcy wcześniej kapłan tej samej diecezji, ks. Bob Ascolese, który buchnął prawie milion. (...)

JF



nr 10, 15.03.2007 r. KSIĄDZ SKOMPLIKOWANY

(…) Szanowany przez parafian Randal Radic ukradł i sprzedał całą 90-letnią świątynię.

Najpierw podrobił dokumenty tak, że stwierdzały, iż jest jej właścicielem. Następnie pod zastaw swej świątyni zaciągnął pożyczkę na 200 tys. dolarów. Potem za 100 tys. kupił sobie luksusowe BMW. W końcu opchnął kościół małżeństwu inwestorów za 525 tys. dolarów. (...)

TN



nr 45, 15.11.2007 r.

DUCHOWNI W BIZNESIE

Idee wolnego rynku i związanego z nim cwaniactwa przeniknęły do mas kleru. W ubiegłym roku przymknięto dwóch sędziwych, irlandzkich księży katolickich – Johna Skehana (80 lat) i Francisa Guinana (64 lata).

Oskarżono ich o defraudację 8,6 mln dolarów należących do Kościoła.

Okazało się, że afera ma wymiar międzynarodowy: dwaj kapłani irlandzcy kradli w porozumieniu z księdzem z Florydy, Michaelem Hickeyem, dobrze znanym organom ścigania z notorycznych jazd po pijaku (po piątym zatrzymaniu w 1999 r. odebrano mu prawo jazdy na dobre). Prócz wydatków na dziewczyny, hazard, podróże zagraniczne i wykwintne życie trójka postanowiła łupy zainwestować. W tym celu utworzyła korporację o nazwie Shag Inc., która miała przynosić dochody, udzielając pożyczek na zakup nieruchomości.

Niestety, Shag Inc. zbankrutował. Duchownych irlandzkich zatrzymano, a teraz są na wolności za kaucją i czekają na rozprawę. Rozgrzeszanie i prowadzenie owieczek do Królestwa Niebieskiego jest jednak łatwiejsze niż prowadzenie dochodowej firmy.

PZ



nr 10, 15.03.2007 r. KOMENTARZ NACZELNEGO

HOMO KATOLIKUS

Kościół jaki jest, każdy widzi. Afera na aferze, zboczek na zboczku. Władza, pieniądze, pycha. Oczywiście, widać tylko wierzchołek góry, bo cała reszta jest skrzętnie tuszowana. Jeszcze niektórzy próbują nieśmiało bronić klerokracji i mówią: „No tak, nadużycia są, grzechy niewierności – ludzkie słabości. Jak wszędzie. Ale Kościół pomaga ludziom, prowadzi do wiary”. Owszem, pomaga ludziom... pozbyć się nadmiaru gotówki. I prowadzi... na manowce i do rozterek duchowych. Uczy pseudowiary i pseudomoralności. Odstręcza od wiary szczerej, ewangelicznej. I deprawuje, ponieważ z jednej strony powołuje się na boskie pochodzenie, a z drugiej udowadnia, że jest z piekła rodem.

I tej obłudy uczy swoich wiernych – choćby przez odnawianie grzechów w tzw. sakramencie pokuty. Kościół najlepiej poznać po owocach. Zjadają je od wieków Polacy i nie wychodzi im to na zdrowie. Mimo tak wszechobecnej i namolnej katolizacji, z etyką życia społecznego jest u nas fatalnie, a wyłączając Albanię – najgorzej w całej Europie. Ale jeśli etykę zastąpiło się katechizacją...


A przecież Polska powinna być na czele wszelkich statystyk w kwestii uczciwości obywateli i ich wzajemnych relacji. W końcu ponad 90 procent dorosłych obywateli deklaruje się jako wierzący, a kler powtarza: człowiek wierzący ma silny kręgosłup moralny i wrażliwe sumienie. Żeby z dobrych katolików zrobić anioły, państwo wprowadziło religię do szkół we wrześniu 1990 roku. Po 17 latach pora podsumować, jak „Kościół pomaga ludziom”.

W 2005 i 2006 r. profesor Anna Lewicka-Strzałecka przeprowadziła sondaż. Wykazała, że większość Polaków nie widzi nic złego w podawaniu fałszywych danych przy wnioskach kredytowych, polisach ubezpieczeniowych, nie mówiąc już o niepłaceniu podatków czy za abonament RTV. Wolno także wynosić różne „fanty” z pracy, jeździć na gapę, kopiować programy komputerowe, dostawać nienależne świadczenia. Owe patologie przekładają się na nasze życie codzienne w tzw. sprzężeniu zwrotnym. W końcu zamawiając taksówkę, umawiając się na remont domu czy wymianę okien, nie jesteśmy pewni, czy nie zostaniemy oszukani. Bo jeżeli taki spec od okien oszukuje bank, to dlaczego nie ma oszukać Jana Kowalskiego?


Socjologowie zapytali mieszkańców UE i Szwajcarii, czy ufają swoim współobywatelom. Kto zajął przedostatnie miejsce? Ultrakatolicka Polska! Tuż przed nami były katolickie Włochy. Jeśli zestawi się te dane z tabelką pokazującą wskaźnik rozwoju społecznego, czyli tempo wzrostu gospodarki, poziom dostępności do usług zdrowotnych, edukacji czy mieszkań oraz poziom biedy, to Polska zamyka ranking z najgorszym wynikiem. Powszechny brak zaufania w społeczeństwie ogranicza szanse rozwoju i generuje dodatkowe koszty (np. gwarancji czy poręczeń).

Co ciekawe, badania wykazały, że największą nieufnością i skłonnością do łamania prawa charakteryzują się ludzie młodzi, poniżej 35 roku życia. Czyli tacy, którzy dorastali w państwie sklerykalizowanym – pokolenie JPII! Nie homo sovietikus, lecz homo katolikus. Ludzie wychowani w PRL – jakoby zdemoralizowani przez realny socjalizm, wychowani bez szkolnej katechezy, kapelanów i papieża Polaka – częściej oceniają Polskę jako swoje państwo, są bardziej uczciwi i godzą się na płacenie podatków. W 1995 r. zapytano studentów prawa: „Czy wręczyłbyś łapówkę, gdyby od tego zależało wydanie korzystnej decyzji?”. „Tak, wręczyłbym” – odpowiedziało 15–17 procent. Ale w 2005 r. „tak” powiedziało już prawie 65 proc. (badania prowadzono na UW i UJ!). Czy powinni nas później dziwić sędziowie kradnący w sklepach lub adwokaci czy posłowie jeżdżący po pijaku?


Kolejny dramatyczny dowód na postępujący kryzys etyki przyniosło badanie przeprowadzone przez prof. Elżbietę Mączyńską z SGH. Przekopała się ona przez akta kilkuset postępowań upadłościowych firm, które przeprowadziły stołeczne sądy w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Okazało się, że ponad 80 proc. upadłości to skutek dokładnie wyreżyserowanych działań przestępczych, takich jak transfer pieniędzy i majątku do spółek rodziny i znajomych właściciela lub zarządu, świadome podejmowanie przez zarząd działań na szkodę własnej firmy w celu osiągnięcia nielegalnych dochodów. Coś, co w innych krajach UE stanowi margines, u nas jest powszechnym procederem. Unia się wystraszyła, że nasza polska, specyficznie pojęta przedsiębiorczość (czytaj: oszukiwanie wszystkich naokoło) rozpleni się po całym kontynencie. Od lata 2004 r. Komisja Europejska nagle uznała więc, że w UE konieczne są surowsze kary za oszukańcze upadłości...


Rząd PiS-LPR-Samoobrony postanowił jednak wychowywać społeczeństwo z pomocą nagonek, teczek i księży. W redakcji „FiM” powołałem speckomisję, której zadaniem była analiza dokumentów ideowych PiS i LPR (Samoobrona de facto programu nie ma). Otóż celem zarówno Kaczyńskich, jak i Giertycha nie jest sprawne państwo, lecz coś, co już na świecie było i minęło. Marzy im się powrót do państwa XIX wieku, kiedy kobiety siedziały w domu i rodziły dzieci, a mężowie ciężko pracowali i nie mieli czasu na politykowanie. Panował monopol władzy i Kościoła. Ludziom od czasu do czasu zapewniano rozrywkę w postaci polowania na jakichś wrogów – głównie Żydów lub komunistów. Życie społeczne było proste i koncentrowało się wokół niedzielnych wizyt w świątyni. Tylko że taki świat już dawno nie istnieje. Umarł wraz z bitelmanią i rewolucją informacyjną w latach 70. ubiegłego stulecia. Dzisiaj żyjemy w czasach VII wielkiej rewolucji naukowo-przemysłowej zwanej erą nanometrii, gdzie urządzenia służące do przekazywania informacji są coraz mniejsze i dostępniejsze, gdzie władza traci monopol na rację, gdzie każdy ma dostęp do dowolnych treści i prawo do ich upowszechniania. W cywilizowanym, pluralistycznym świecie powszechnie panującą ideologią jest tolerancja. Wiara jest prywatną sprawą człowieka, a jej publiczne manifestowanie budzi zażenowanie i... strach.

Kiedy Polska dołączy do wolnych i nowoczesnych krajów i skąd ma czerpać wzorce? O tym za tydzień.

Jonasz



nr 11, 22.03.2007 r. KOMENTARZ NACZELNEGO

PAŃSTWO NA SZÓSTKĘ

Jako rzekłem tydzień temu, żyjemy w informatycznej erze nanometrii, a obok nas toczy się wyścig o najnowsze technologie – jeszcze mniejsze i doskonalsze mikroprocesory, nowe programy, sposoby przesyłu danych itp. Kto pierwszy coś wymyśli i skonstruuje, np. doskonalszą komórkę, ten podbija globalny rynek. Prosta produkcja oznacza cofanie się w rozwoju. Nawet Chiny czy Indie, wykorzystując swoje armie siły roboczej, zyski inwestują już głównie w badania naukowe.

A jak inwestuje Polska? Miliardy z podatków wypracowanych przez Polaków przeżera „tanie państwo” Kaczyńskich – IPN, lustracja, Kościół. Cała para powinna iść w koła, a idzie w gwizdek, w dodatku całkiem niepotrzebny, bo pordzewiały. Premier, zamiast wspierać gospodarkę, otwierać nowe rynki zbytu, zajmuje się sprzątaniem brudów po swoich genialnych wice. Fala lustracyjna, skierowana tylko przeciwko dziennikarzom, może dotyczyć nawet 700 tysięcy osób! Niedawno powstał nowy pion IPN, który dał pracę 100 nowym prokuratorom, nie mówiąc o osobach z obsługi. Kolejne dziesiątki milionów w błoto. Jeździłem ostatnio po Polsce w poszukiwaniu działki pod centrum humanistyczne i oazę „FiM”. Okazuje się, że wiele gmin nie ma już żadnych wolnych terenów pod nowe inwestycje, gdyż wszystko oddano na preferencyjnych warunkach (zwykle za 1 zł!) instytucjom kościelnym, i to na działalność ściśle komercyjną. Polacy (rady gmin!), podobnie jak za panowania powszechnej głupoty i zabobonów w wiekach średnich, niezmiennie osłabiają własne państwo – i tak już biedne i totalnie zadłużone – na korzyść Watykanu.

A świat idzie do przodu. Gdyby – jakimś cudem (bo jakżeby inaczej!) – IV RParafialna zapadła się pod ziemię, wiadomo już, skąd V RP powinna brać przykład. Otóż w światowej rywalizacji – poza Chinami, które mają przeogromny potencjał – wygrywają już nie USA, Niemcy czy Japonia, lecz państwa skandynawskie. Czym one się różnią od nas? Bo przecież nie wielkością mózgu obywateli...

Po pierwsze – etyką, która procentuje w każdej dziedzinie życia. W Katolandzie przypomniano ją sobie jako „coś”, co miało (ewentualnie i teoretycznie) zastąpić lekcje katechezy. Dziś większość polskich gimnazjalistów nie wie nawet, co oznacza słowo „etyka”. Tymczasem w Skandynawii dzieci uczą się etyki od przedszkola! Wiedzą, co nie wypada i czego robić nie wolno, także w dorosłym życiu.

Druga rzecz to przestrzeganie prawa. U nas, gdy ktoś wstaje od stołu po wypiciu paru głębszych i chce usiąść za kółko, nie wywołuje to wielkiego szoku, a na wsi – nawet zdziwienia. Często bywa, że taki potencjalny morderca jest porządnym katolikiem, który następnego dnia pójdzie przykładnie do kościoła na mszę. W mocno zlaicyzowanych państwach skandynawskich prawa przestrzega się, bo tak trzeba i tak wypada. Bo jeśli ktoś tego nie robi – dotyka go ostracyzm, jest wyrzutkiem społeczeństwa; dzikusem, z którym się nie rozmawia i któremu nie podaje się ręki. Skazuje się go na potępienie przez ludzi – czyli już tu, na ziemi, w sposób wymierny.

Trzecia rzecz – przywiązanie do państwa. Szwed jest dumny, że jest Szwedem, kocha tradycję, szanuje swoich sąsiadów i płaci przykładnie wysokie podatki. Do głowy mu nie przyjdzie, że jakieś poważne instytucje państwowe są niepotrzebne lub źle postępują. Programy partii niewiele się różnią, a podczas kampanii wyborczych – zamiast obiecywania gruszek na wierzbie, grożenia teczkami i grzebania w życiorysach dziadków – kandydaci zobowiązują się, że nic nie spieprzą i będą rządzić jeszcze bardziej racjonalnie.


W Polsce PiS niszczy instytucje, które nie są zbudowane według jego pomysłów (np. WSI), i po kolei „odzyskuje” (dla siebie) kolejne ministerstwa i sfery życia – służby specjalne, sądy, media itp. Z drugiej strony podważa autorytet władzy, wysyłając jasny sygnał: współpracowałeś z państwem (przed nastaniem IV RP), to jesteś wrogiem publicznym godnym napiętnowania (vide: lustracja). Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy twierdzą, że już sami zgłupieli – czy III RP to była jeszcze komuna, czy już demokracja? Nie brakuje też zwolenników teorii, że po Kaczorach przyjdzie kolejna lustracja, tym razem dotycząca agentów PiS-u.

Czwarta rzecz to totalne upowszechnienie własności. Wiąże to obywatela – właściciela choćby zaledwie kilkunastu akcji, np. Nokii czy Volvo – z państwem. PiS wolał opylić np. Jelfę litewskiej firmie w taki sposób, że jej nowi właściciele natychmiast wycofali ją z giełdy. Kaczyńscy wstrzymali też wypuszczenie na giełdę innych państwowych molochów. Jak szacują profesorowie Stanisław Rudolf z UŁ oraz Tadeusz Kowalik z PAN – dzięki brakowi upowszechnienia własności tracimy rocznie szansę na zwiększenie PKB o 1,5 procent.

Piąta rzecz to dbałość ze strony państwa, aby różnice płac nie były zbyt rażące. Jednym z czynników generujących niestabilność polityczną Ameryki Łacińskiej w latach 1970–90 były drastyczne różnice w dochodach. Garstka kąpała się w szampanie, a masy nie miały na chleb. Taka sytuacja jest zawsze pożywką dla ekstremistów i demoralizuje ludzi, bo skoro na nic mnie nie stać, to mogę kraść, a masowe kradzieże zniechęcają biznes do otwierania nowoczesnych fabryk i koło się zamyka.

Po szóste – szacunek dla elit. Jajogłowi są szanowani w Skandynawii, bo podnoszą jakość życia. Nie rzuca się pod ich adresem żadnych obelg, nie wyzywa od „wykształciuchów”. Szanuje się również nauczycieli, na każdym kroku podkreślając ich ogromną odpowiedzialność. Tymczasem prezydent IV RP po raz pierwszy od 1919 roku w żaden sposób nie uhonorował nauczycieli w Dniu Edukacji Narodowej 14 października!

Ocena końcowa: Skandynawia ma najnowocześniejszą na świecie gospodarkę i najwyższy dochód na jednego mieszkańca. Polska jest na szarym końcu Europy; biedniejsza i gorzej rządzona niż większość krajów zaliczanych jeszcze niedawno do tzw. Trzeciego Świata. Jest sposób, żeby to zmienić szybko i radykalnie. Ale do tego potrzebny jest nam POTOP!

Jonasz



nr 13, 05.04.2007 r. BANKIERZY PANA BOGA

KOŚCIÓŁ UBOGICH

Finanse polskiego kat. Kościoła nie podlegają żadnej kontroli

społecznej bądź państwowej i są najpilniej strzeżoną

tajemnicą. W państwie demokratycznym jest to absolutnie

niedopuszczalne.

Nie sposób ułożyć równania, które pozwalałoby

uzyskać w miarę precyzyjny

wynik, bo zbyt wielka jest liczba niewiadomych.

To setki strumieni pieniężnych, które

w jednych miejscach się łączą, a w innych

rozgałęziają, tworząc skomplikowaną sieć transferów”

zauważa profesor Michał Pietrzak,

wybitny znawca problematyki wyznaniowej.

Zadaliśmy sobie jednakowoż trud oszacowania

kwot płynących owymi strumieniami

do „czarnej dziury”, a w szczególności:

_ wysiłku finansowego wiernych;

_ wydatków z kasy publicznej (budżetu państwa

i samorządów lokalnych), czyli kieszeni

wszystkich podatników, bez względu na ich światopogląd;

_ zysków z najbardziej bulwersującego

w ostatnich latach kanału transferu pieniędzy do

kat. Kościoła, wyrażających się nadaniami nieruchomości

(lub ich zbywaniem za ułamek faktycznej

wartości), a następnie obrotem tą ziemią

i budynkami;

rzeczywistych zarobków księży i biskupów.

I. Ofiary wiernych (przychody Kościoła

z tytułu wykonywania posług religijnych):

1. Taca

Jak podaje Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego

(ISKK), w Polsce żyje około 35 mln

wyznawców katolicyzmu. Z przeprowadzanych

w ostatnich latach akcji obliczania frekwencji

podczas niedzielnych mszy wynika, że uczestniczy

w nich średnio 45–47 proc. wiernych, czyli

ponad 16 mln osób. Ile zostawiają na tacy?

Sondaże mówią, że około 10 proc. biorących

udział w tych nabożeństwach nie daje ani grosza.

Zakładając, że ofiarność pozostałych kształtuje

się na poziomie 2 zł od osoby, w każdą niedzielę

do kościelnej kasy wpływa około 28,8 mln

, co daje rocznie (uwzględniając dni świąteczne)

ponad 1,6 miliarda złotych.

2. Chrzest, Pierwsza Komunia, bierzmowanie,

śluby, pogrzeby

Według danych ISKK, w 2005 r. w polskim

kat. Kościele:

ochrzczono ponad 350 tys. dzieci, a Pierwszą

Komunię przyjęło prawie 500 tys. Minimalne

stawki za te obrządki wynoszą odpowiednio

100 i 70 zł. Bilans: około 70 mln zł;

bierzmowaniu poddało się 477 tys. osób,

które „na prezent dla księdza” wyłożyły w sumie

około 24 mln zł (przy średniej składce 50

zł od osoby);

udzielono prawie 160 tys. ślubów. Przy

minimalnej opłacie 500 zł dostarczyły parafiom

około 80 mln zł.

zmarło prawie 370 tys. osób (dane GUS).

Statystycznie, 93,7 proc. z nich było katolikami

(według ISKK), co przekłada się na około 345

tys. pogrzebów z udziałem księdza, inkasującego

około 700 zł. Suma: około 241,5 mln zł.

3. Kolęda

Polacy żyją w ramach około 14 mln gospodarstw

domowych, z czego 4,7 mln to gospodarstwa

wiejskie – podaje GUS. Pamiętając, że

93,7 proc. społeczeństwa przyznaje się do katolicyzmu,

chodzącego po kolędzie księdza powinno

przyjąć: w miastach – 8,7 mln rodzin, we

wsiach – 4,4 mln.

To oczywiście teoria, bo „skuteczność”

w miastach kształtuje się na poziomie 50 proc.

(przy średniej ofiarności 50 zł). W parafiach

wiejskich księdza przyjmuje 90 proc. zobowiązanych

wyznawaną wiarą rodzin, a statystyczna

koperta” zawiera 30 zł. Zatem orientacyjne

wpływy z kolędy wynoszą: 217,5 mln

zł (miasto) plus 118,8 mln zł (wieś), czyli ponad

336 mln zł.

Podsumowując: wierni kat. Kościoła zasilają

portfele jego 29,5 tys. księży (w tym 5,7

tys. zakonników) kwotą grubo przekraczającą

2,4 miliarda złotych rocznie, czyli średnio

81,3 tys. zł dla jednego duchownego. W rozbiciu

na parafie (w Polsce jest ich około 10,1

tys.), średnia wynosi prawie 240 tys. zł na

każdą placówkę na rok.

Dla rzetelnego rachunku należy ją uzupełnić

m.in. o:

zapowiedzi ślubne (stawka 50–100 zł pomnożona

przez 160 tys. uroczystości da kwotę

z przedziału 8–16 mln zł);

msze intencjonalne (20–50 zł) i tzw. gregoriańskie

(odprawiane przez 30 dni za 500–700

zł). Placówce średniej wielkości z liczbą wiernych

1001–2500 (prawie 41 proc. ogółu polskich

parafii) zapewniają kwotę nie mniejszą niż 20

tys. zł rocznie, a dużej parafii (powyżej 5 tys. wiernych,

stanowią 18,3 proc. ogółu) – przynoszą co

najmniej 100 tys. zł. Tak więc w skali ogólnopolskiej

intencje mszalne dają Kościołowi 300–400

mln zł rocznie;

wypominki” za zmarłych, które traktujemy

jako odrębną pozycję bilansu, są bowiem biznesem

wyjątkowo dochodowym. Jednorazowe (listopad)

i całoroczne dostarczają wprawdzie kwot

drobniejszych, ale średnia parafialna nie schodzi

wedle naszej wiedzy – poniżej 4 tys. zł rocznie

(np. maleńka, licząca około 1000 „dusz” parafia

w Wojnowicach, należąca do archidiecezji poznańskiej,

wykazała w 2006 r. 3 tys. zł przychodu).

W sumie, „wspomnienia” dostarczają Kościołowi

minimum 40 mln zł.

Na zmarłych w ogóle zarabia się znakomicie.

Administratorzy większości z ponad 11 tys. cmentarzy

wyznaniowych mają stawki na wszystko:

począwszy od wjazdu samochodu (20–50 zł), aż

po wydanie zgody na postawienie nagrobka

(100–300 zł). Uwzględniając tylko „świeże” pogrzeby,

do kas zarządzanych przez Kościół nekropolii

wpływa rocznie grubo ponad 170 mln zł.

Pomijając już w naszym zestawieniu dochody

z poświęcenia obiektów (biskup nie schodzi

poniżej 1000 zł) oraz pieniądze trafiające do

sądów biskupich, rozpatrujących rocznie około

25 tys. spraw (przede wszystkim rozwodowych,

gdzie minimalne „wpisowe” jest równe

miesięcznej pensji wnioskodawcy), sumujmy ponownie:

2,4 mld zł plus około 570–600 mln zł

daje kwotę bardzo bliską 3 miliardów złotych

rocznie. Czyli – przeciętnie – około 100

tys. zł na jednego duszpasterza i 300 tys. zł na

statystyczną parafię.

Naturalnie, mylące byłoby mniemanie, że

wspomniane 3 mld zł to „kieszonkowe” duszpasterzy,

mogące służyć wyłącznie konsumpcji i zaspokajaniu

zachcianek. Oprócz opłat na utrzymanie

świątyń i budynków parafialnych (energia elektryczna,

gaz, woda, telefon) oraz pensji pracowników

kościelnych, jedną lub dwie „tace” w miesiącu

(kwestie te regulują zarządzenia biskupów)

przeznacza się na cele pozaparafialne:

_ utrzymanie diecezjalnego seminarium duchownego

i kurii biskupiej;

misje, fundusz obrony nienarodzonych, Bazylikę

Grobu Pańskiego w Jerozolimie, budowę

kościołów w diecezji;

_ na Watykan (tzw. świętopietrze, jedna

taca” w roku).

Każda parafia rozlicza się z przychodów

i kosztów na swój własny sposób. Nie ma też

ujednoliconego standardu sprawozdawczości finansowej

w poszczególnych diecezjach. Generalnie

rzecz biorąc, zarówno parafie, jak i kurie biskupie

nie ujawniają sprawozdań finansowych.

Chlubnym w tej dziedzinie wyjątkiem jest:

licząca zaledwie 724 „dusze” parafia

w Topolnie (diecezja pelplińska), której proboszcz

ksiądz kanonik Andrzej Regent – podaje szczegółowo,

że w 2006 r. przychód parafii wyniósł 65

tys. zł (najważniejsze w tym bilansie pozycje to:

27,7 tys. zł z niedzielnej „tacy”; 10 tys. zł – „dar

ołtarza, skarbonka, zbiórki”; po 6,3 tys. zł – kolęda

i opłaty cmentarne; 5,1 tys. zł – ofiary od

chorych; 4,8 tys. zł – intencje mszalne).

Przy łącznym koszcie funkcjonowania parafii

(wynagrodzenia, media, ZUS, eksploatacja samochodu

itp.) w kwocie 49,3 tys. zł i 9,1 tys. zł

wydatków „pozaparafialnych” (m.in. 2,9 tys. zł

na kurię biskupią, 1,5 tys. zł – seminarium diecezjalne,

1,2 tys. zł – Katolicki Uniwersytet Lubelski)

ks. Regentowi zostało w kasie – jak twierdzi

4,7 tys. zł. Oczywiście, 724 dusze to jedna

z najmniejszych parafii. Bywają przecież i takie

po 15 i 20 tys. dusz.

Zdecydowanie bardziej wstrzemięźliwa w detalach

archidiecezja lubelska deklaruje, że w 2006

roku wydatkowała 14,8 mln zł (10,4 mln zł to

wydatki kurii metropolitalnej, 1,8 mln zł – Caritasu,

1,2 mln zł – seminarium duchownego, a 1,3

mln zł przeznaczono na „utrzymanie domu księży

emerytów i systematyczną wypłatę comiesięcznych

zapomóg dla starszych i chorych kapłanów”).

Saldo w skarbcu abpa Józefa Życińskiego

wyrażało się na koniec 2006 r. drobną

kwotą 230 tys. zł.


II. Stałe wydatki państwa oraz samorządów

lokalnych na działalność funkcjonariuszy

i agend kat. Kościoła:


1. Katecheci

We wszystkich polskich szkołach i placówkach

oświatowych zatrudnionych jest – według danych

z kwietnia 2005 r. – około 42 tys. osób

(w tym 13 tys. księży, 1,5 tys. zakonników, 3,5

tys. sióstr zakonnych) nauczających religii jako

głównego przedmiotu. Uwzględniając fakt, że niewielka

grupa katechetów pracuje na części etatu,

przyjmijmy ostrożnie, że statystyczny nauczyciel

religii pobiera miesięczną pensję w kwocie

1200 zł. Tak więc w skali roku, na krzewienie katolickich

prawd wiary (nie licząc katechetów zatrudnionych

w przedszkolach!), wypływa z kasy

publicznej ponad 650 mln zł.

Dodajmy, że w roku szkolnym 2005/2006

w Polsce funkcjonowało ponad 330 szkół (podstawowe,

gimnazja, ponadpodstawowe, ponadgimnazjalne

i policealne) prowadzonych przez

organizacje wyznaniowe, w zdecydowanej większości

katolickie. Nie jest znana ilość księży i zakonnic

pracujących w owych placówkach, ale przeglądając

ich strony internetowe, można się zorientować,

że zatrudniają łącznie ponad tysiąc

osób duchownych (średnio 3–4 w jednej

szkole). Ich – okryte tajemnicą – pensje pokrywane

są nie tylko z czesnego, ale także z pochodzącej

z budżetu państwa tzw. subwencji oświatowej,

która w 2006 r. wynosiła około 4 tys. zł

na jednego ucznia.


2. Kapelani

Ministerstwo Obrony Narodowej utrzymuje

173 kapelanów wraz z towarzyszącą owej

fanaberii infrastrukturą. W 2005 r. kosztowało

to podatników 12 mln zł, rok później – 15 mln

zł, a w bieżącym wydamy na oficerów i generałów

w sutannach 20 mln zł (tylko ci, którzy

podlegają dowództwu Watykanu, kosztować nas

będą 16,6 mln zł).

Dodatkowo kat. Kościół reprezentuje w polskiej

armii 131 oficerów politycznych (w tym 111

ma przywileje żołnierzy zawodowych). Na same

ich pensje Skarb Państwa wydaje około 8 mln

zł rocznie (miesięcznie średnio 5 tys. zł brutto).

A ponadto:

na MON-ie spoczywa obowiązek utrzymania

oraz wyposażenia kościołów i plebanii 70

istniejących w Polsce parafii wojskowych – wszelkich

opłat dostarczenia tam niezbędnego sprzętu

liturgicznego, przeprowadzania koniecznych

remontów oraz inwestycji. W 12 mniejszych ośrodkach

mających jednie tzw. status kanoniczny

kapelanom przysługuje bezpłatny ordynans,

zakwaterowanie i obsługa kancelarii;

oprócz sutannowych „zawodowców” MON

utrzymuje 38 tzw. kapelanów pomocniczych, zatrudnionych

jako pracownicy cywilni (przeważnie

na 1/2 etatu w jednostkach o niewielkiej liczbie

żołnierzy);

alumni Ordynariatu Polowego studiujący

w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym

św. Jana Chrzciciela w Warszawie pod

względem formalnoprawnym traktowani są jako

studenci podchorążowie Wojskowej Akademii

Technicznej (m.in. otrzymują żołd i umundurowanie)

ich utrzymanie to kolejny wydatek.

W Biurze Ochrony Rządu „pełni służbę”

3 księży katolickich, którzy każdego roku inkasują

w sumie około 170 tys. zł (brutto), czyli 4,7

tys. zł co miesiąc.

Straż Graniczna ma 10 kapelanów z kat. Kościoła

(plus 6 z innych wyznań) i wypłaca im

pensje przekraczające 5 tys. zł na głowę.

Państwowa Straż Pożarna zatrudnia 16 kapelanów

z uposażeniem około 3 tys. zł (roczny

koszt ich utrzymania: 570–580 tys. zł).

Policję obsługuje 20 kapelanów, którzy nie

zarabiają więcej niż 1500 zł miesięcznie, bo

w odróżnieniu od innych formacji zatrudnieni są

na etatach cywilnych.

Kapelani więzienni działają wprawdzie we

wszystkich 156 zakładach karnych, ale wynagrodzenie

pobierają wybrańcy, gdyż Ministerstwo

Sprawiedliwości daje pieniądze na 36 etatów

z pensją około 1200 zł miesięcznie. Inni kapelani

radzą sobie w ten sposób, że zawierają

z dyrektorem więzienia umowy o dzieło.

Na podstawie ustawy z 30 sierpnia 1991 r.

o zakładach opieki zdrowotnej – kapelan jest obecny

w każdym „zakładzie opieki zdrowotnej przeznaczonym

dla osób wymagających całodobowych

lub całodziennych świadczeń zdrowotnych”. Nikt

nie wie, ilu ich jest w sumie (według nieoficjalnych

danych, około 1,5 tys.) oraz jakie pensje pobierają.

Przykładowo:

w 28 szpitalach należących do MSWiA pracuje

26 księży, zarabiających miesięcznie średnio

1100 zł netto (ponad 340 tys. zł rocznie);

zadłużony po uszy Samodzielny Publiczny

Szpital Wojewódzki w Gorzowie stać na zatrudnienie

6 kapelanów z pensją 2100 zł (brutto);

specjalistyczną obsługę duszpasterską opłacają

też leśnicy, kolejarze, służby komunalne, kluby

sportowe, kopalnie... Liczby – w tym przepływające

do kapelanów kwoty – są praktycznie nie

do ogarnięcia.


3. Szkolnictwo wyższe

W 2005 r. polskie państwo przekazało w formie

dotacji dla kościelnych szkół wyższych – nie

wliczając wydziałów teologicznych w świeckich

uniwersytetach finansowanych w całości ze środków

publicznych (Katowice, Opole, Szczecin, Poznań,

Białystok, Olsztyn, Toruń) – prawie 161

mln zł. Przykładowo:

Katolicki Uniwersytet Lubelski otrzymał

prawie 72 mln zł na działalność dydaktyczną

i ponad 18 mln zł na stypendia dla studentów

(rok wcześniej odpowiednio: 10,5 mln

i 1,1 mln zł);

Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie

zasilono kwotą 11 mln zł (dydaktyka) i 1

mln zł na pomoc materialną (w 2004 r. odpowiednio:

66,7 mln zł i 831 tys. zł).

Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego

w Warszawie (uczelnia publiczna z wydzielonymi

wydziałami podległymi wyłącznej jurysdykcji

kościelnej) otrzymał w 2005 r. ponad 36 mln

na działalność dydaktyczną i prawie 10 mln

na pomoc materialną dla studentów.

Pieniądze na stypendia dostały też 23 wyższe

seminaria duchowne, w których szkolą się przyszli

urzędnicy Watykanu. Najwięcej otrzymali:

klerycy z Przemyśla – ponad 165 tys. zł;

seminarium w Siedlcach – 135 tys. zł;

seminarium w Warszawie – ponad 132 tys. zł;

spośród seminariów zakonnych salezjanie

prawie 100 tys. zł, na drugim miejscu uplasowali

się franciszkanie – ponad 70 tys. zł.

2006 rok przyniósł rozszerzenie katalogu uczelni

kościelnych finansowanych z budżetu państwa.

Sejm postanowił, że z pieniędzy wszystkich

podatników dotowane będą także – oprócz KUL-

-u oraz krakowskiego PAT-u – Papieskie Wydziały

Teologiczne we Wrocławiu i Warszawie oraz

jezuicka – całkowicie prywatna! – Wyższa Szkoła

Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum” w Krakowie

(łączna kwota to około 11 mln zł na

rozbieg” w 2007 r.). Na rozpatrzenie oczekuje

kolejna – złożona przez Prawo i Sprawiedliwość

– „Ustawa o finansowaniu z budżetu państwa

Instytutu Teologicznego im. św. Jana Kantego

w Bielsku-Białej”.


4. Fundusz Kościelny

Został ustanowiony na podstawie ustawy

z 1950 r. o przejęciu dóbr martwej ręki, jako

rodzaj rekompensaty dla Kościoła za znacjonalizowane

nieruchomości ziemskie (do dziś zwrócone

z nawiązką). Miał być zasilany dochodami

z przejętych dóbr oraz dotacjami państwowymi.

Obecnie Fundusz opłaca:

100 proc. składki ZUS-owskiej na ubezpieczenia

emerytalne, rentowe, wypadkowe i zdrowotne

ponad 22 tys. członków zakonów kontemplacyjnych

klauzurowych oraz około 4 tys. misjonarzy

w okresach ich pracy za granicą;

80 proc. składki (pozostałe 20 proc. pokrywają

zainteresowani) za wszystkich duchownych

niezatrudnionych na etatach (katecheci,

kapelani itp., którzy regulują swoje zobowiązania

na zasadach ogólnych).

Reszta (około 10 proc.) dotacji rezerwowanej

w budżecie państwa dla FK przyznawana jest

na „wspomaganie działalności charytatywno-opiekuńczej,

oświatowo-wychowawczej oraz na remonty

zabytkowych obiektów sakralnych”.

Kwoty, jakimi dysponuje Fundusz, są zmienne

i zależą od decyzji Sejmu (czytaj: „koloru”

aktualnie rządzącej ekipy, przygotowującej ustawę

budżetową). I tak:

w 2002 r. (czas SLD) Fundusz ofiarował

75,71 mln zł;

w latach 2003–2005 (SLD) rozporządził

78,33 mln zł;

rok 2006 (PiS) to skok do 93,68 mln zł;

budżet tegoroczny (PiS & Co.) rezerwuje

dla FK 96 mln zł.


III. „Okazjonalne” wydatki państwa oraz

samorządów lokalnych na rzecz Kościoła

i organizacji działających pod szyldem katolickim:


1. Dotacje na budowy, remonty i modernizacje

obiektów sakralnych

40 mln zł, które parlament przeznaczył

naginając konstytucję zabraniającą finansowania

budownictwa sakralnego przez państwo

na Świątynię Opatrzności Bożej w Warszawie,

to niewątpliwie najbardziej znacząca kwota wyłudzona

przez Kościół z kasy publicznej na przedsięwzięcia

inwestycyjne. Ale wcale nie jedyna, bowiem

wszędzie w Polsce, pod hasłem dozwolonego

prawem „finansowania przedsięwzięć ze sfery

kultury i dziedzictwa narodowego” (czyli po prostu

ochrony zabytków), kurie biskupie i parafie dostają

na ten cel miliony złotych. Oto tylko kilka

przykładów:

Szczecin – na podwyższenie wieży parafii

katedralnej pw. św. Jakuba, remont kościoła

oraz zmianę ogrzewania na geotermalne proboszcz

Jan Kazieczko otrzymał (częściowo z UE)

10,6 mln zł;

Kraków – Narodowy Fundusz Rewaloryzacji

Zabytków Krakowa wyasygnował 4 mln zł

na remont kościoła ojców pijarów;

Poznań – kuria metropolitalna oczekuje

na przyznaną już wypłatę 5 mln zł na renowację

5 prowincjonalnych kościołów. Proboszcz parafii

farnej ks. Wojciech Wolniewicz zainkasował

z Unii Europejskiej ponad 2 mln euro na

prace konserwatorskie oraz sprzęt do monitoringu,

a 58 proboszczów wiejskich parafii dostało

do podziału 1 mln euro na zabezpieczenia przeciwpożarowe

i przeciwwłamaniowe;

Drugi milion euro przyznała Unia na upiększenie

siedziby (i jej najbliższego otoczenia) metropolity

wrocławskiego arcybiskupa Mariana

Gołębiowskiego. Na konserwację innych obiektów

kościelnych władze miasta przeznaczyły 1,5 mln zł;

Krzeszów (woj. dolnośląskie) – 2 mln euro

wpłynęło na konto miejscowych cystersów. Zakonnicy

mają stworzyć za te pieniądze jeden

z najważniejszych maryjnych ośrodków pielgrzymkowo-

turystycznych w Polsce.

Wiele z tych środków pochodzi wprawdzie

z Unii Europejskiej (w 2006 r. Europejski Fundusz

Rozwoju Regionalnego przeznaczył 17,5

mln zł do podziału dla kościołów w Polsce), ale

nie należy zapominać, że Polska (czytaj: my wszyscy)

jest płatnikiem składek do budżetu unijnego,

a to co dostanie kler watykański, tego nie dostaną

Polacy.

Pieniądze asygnowane wyłącznie z kasy samorządowej

są skromniejsze, ale niebanalne. Przykładowo:

w 2006 r. Wojewódzki Konserwator Zabytków

w Białymstoku przekazał 21 placówkom

katolickim i tylko czterem prawosławnym (na Podlasiu

dominującym) 300 tys. zł;

Zarząd Województwa Dolnośląskiego rozdzielił

w ubiegłym roku na remonty obiektów sakralnych

milion złotych. Wśród 37 parafii, które

otrzymały pieniądze, 36 było rzymskokatolickich,

jedna ewangelicko-augsburska;

Olsztyn – w sumie 440 tys. zł zainkasowały

parafie Chrystusa Króla (na elewację), św.

Józefa (konserwacja malowideł ściennych), katedra

(remont organów), Serca Pana Jezusa (witraże)

oraz – jako alibi zapewne – kościół ewangelicki

(na zabytkowy ołtarz i ambonę);

z budżetu miasta Łodzi obdarzono 5 parafii

łączną kwotą 639 tys. zł (m.in. na zabezpieczenia

antygraffiti).

Nawet najmniejsze z 2478 polskich

gmin, dysponujące niejednokrotnie symbolicznym

budżetem, zaciskają zęby i płacą

na modernizacje budowli kościelnych.

Oto np. w 2006 r.:

Ustrzyki Dolne (woj. podkarpackie) wypłaciły

trzem parafiom 66 tys. zł;

w Choroszczy (woj. podlaskie) 12 tys. zł

przekazano dwóm parafiom;

radni gminy Jasień (woj. lubuskie) postanowili

wesprzeć trzy parafie kwotą 45 tys. zł;

Środa Śląska (woj. dolnośląskie) dała 65

tys. zł na drobne remonty w 8 kościołach;

Stare Bogaczowice (woj. dolnośląskie)

wysupłały 12 tys. zł dla parafii w Gostkowie;

gmina Krzywcza (woj. podkarpackie) – 20

tys. zł na kosmetykę dwóch kościołów parafialnych;

w Brzozowie (woj. podkarpackie) – 37 tys.

na 5 parafii;

gmina Szemud (Pomorze) we wsi Kielno

71,3 tys. zł.

Podobnych przykładów moglibyśmy podać

setki (!). Przybywa ich z każdym dniem.

A czy można dokonać ogólnokrajowego bilansu

owych dotacji? Według danych Krajowego

Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków,

w Polsce mamy prawie 7 tys. obiektów sakralnych

wymagających – poza budowlami, które

oczekują na remont kapitalny – drobnych napraw

i zabezpieczeń. Z naszego wyrywkowego

sondażu wynika, że w 2006 r. około 75 proc.

(5.250) otrzymało wsparcie ze środków publicznych

średnią kwotą 12 tys. zł, co przekłada się

w sumie na 63 mln zł.

Należy też podkreślić, że w budżetach wielu

miast i gmin znajdziemy inne pozycje – zupełnie

już niezwiązane ze „sferą kultury i dziedzictwa

narodowego”, lecz ściśle spełniające życzenia lokalnych

rządców dusz. Z licznych ilustracji tego

zjawiska wybraliśmy:

Łabiszyn (woj. kujawsko-pomorskie). Kościół

parafialny pw. św. Mikołaja położony jest na

lekkim wzniesieniu terenu, więc gmina postanowiła

zapłacić za odnowienie schodów prowadzących

do świątyni oraz zamontowanie ułatwiających

wspinaczkę barierek;

Sędziszów (woj. świętokrzyskie) – w projekcie

miejskiego budżetu przewidziano 60 tys.

na podświetlenie kościoła św. Brata Alberta

Chmielowskiego.


2. Dotacje „przypadkowe” – na wszystko,

co tylko wyobraźnia podpowie

Proboszczowie, którzy nie mają zabytkowych

kościołów, przy remoncie których mogliby sobie

także zregenerować plebanię bądź „lewą” fakturą

zapewnić godziwe rozrywki podczas wakacji,

wcale nie są zdani na łaskę wiernych. Bo doprawdy

wystarczy odrobina pomysłowości, żeby otrzymać

od lokalnego samorządu wsparcie na imprezy

typu:

uzupełnienie infrastruktury istniejących

szlaków turystycznych oraz wytyczenie i oznakowanie

nowych ścieżek” – 10 tys. zł dla karmelitów

bosych z Czernej (woj. małopolskie);

festiwal „Młodzi i miłość” – parafia Matki

Bożej Brzemiennej w Gdańsku – 3 tys. zł;

konkurs poetycki „O ludzką twarz człowieka”

parafia w Krośnicach (woj. dolnośląskie)

4 tys. zł;

wszystko mówiąca „pomoc społeczna”

parafia w Starym Kisielinie (woj. lubuskie) –

5,5 tys. zł;

dodatkowe formy spędzania czasu wolnego”

parafia Niepokalanego Poczęcia NMP

w Łodzi – 2 tys. zł;

organizacja imprez sportowo-rekreacyjnych”,

szkolenie dzieci i młodzieży”, „organizacja

widowisk sportowych o zasięgu krajowym międzynarodowym”

Salezjańska Organizacja Sportowa

przy parafii św. Teresy w Łodzi – 46,7 tys. zł;

Akcja Lato 2006” – parafia Podwyższenia

Krzyża św. z Hajnówki (woj. podlaskie) – 7,2

tys. zł;

dofinansowanie działalności opiekuńczo-

wychowawczej nad dziećmi i młodzieżą

z rodzin patologicznych zagrożonych chorobą

alkoholową” – parafia św. Jana Apostoła

i Ewangelisty w Jeleniej Górze – 14,7 tys. zł;

Hiszpańska muzyka na Solcu. Tryptyk jesienny”

parafia Świętej Trójcy w Warszawie –

15 tys. zł;

Polska rodziną silna jest – poradnictwo

dla małżonków i młodych rodziców” oraz

Dziękczynny koncert symfoniczny na 70-lecie

pracy salezjanów w Rumi” – parafia NMP

Wspomożenia Wiernych w Rumi (woj. pomorskie)

7,2 tys. zł;

Moja rodzina – moja przyszłość” i „W

zdrowym ciele – zdrowy duch” – parafia św. Jadwigi

Królowej w Gorlicach (małopolskie) – 11,2 tys. zł;

Koncerty monograficzne jednego kompozytora”

parafia św. Andrzeja Boboli

w Warszawie – 11 tys. zł;

Promyk kulturalny dla seniorów” i „Festyn

parafialny o charakterze rodzinnym” – parafia

św. Kazimierza w Warszawie – 10 tys. zł;

_ „Spotkanie z komputerem” – parafia św.

Anny w Kościeszkach (woj. kujawsko-pomorskie)

10 tys. zł;

doposażenie świetlicy parafialnej” – parafia

św. Bartłomieja w Czernikowie (woj. kujawsko-

pomorskie) – 10 tys. zł;

organizowanie czasu wolnego dla dzieci

i młodzieży, poprzez zdobywanie nowych wiadomości

i umiejętności” – parafia św. Teresy

w Grębocinie (woj. kujawsko-pomorskie) – 10

tys. zł. I tak dalej...

Po dokonanej przez dziennikarzy „FiM” analizie

zaledwie 250 z kilku tysięcy pozytywnie

każdego roku rozpatrywanych wniosków o przyznanie

dotacji, mamy podstawę do takich oto

konkluzji:

1. Pieniądze otrzymywane przez księży i przykościelne

organizacje od organów państwa i samorządów

lokalnych, najczęściej są przekładane

z kieszeni do kieszeni” (np. wakacje w administrowanym

przez Caritas ośrodku, sowicie

opłacany prelegent z Akcji Katolickiej, zakupy

książkowe w wydawnictwie kościelnym itp.);

2. Często po prostu nie wiadomo, co się z nimi

stało...

3. Przy kat. Kościele działa 337 wspólnot, organizacji

i stowarzyszeń kościelnych, z których

co najmniej 25 proc. systematycznie ubiega się

(i otrzymuje) dofinansowanie ze środków publicznych,

zaś czasem bywa tak, że... na jeden cel pieniądze

wypłaca kilka organów (ministerstwo, samorząd

wojewódzki lub powiatowy, gmina, a nawet

Rada Osiedla);

4. Coroczna, łączna kwota dotacji przypadkowych

kształtuje się (w skali kraju) na poziomie 20 mln zł.


3. Daniny spółek skarbu państwa oraz

przedsiębiorstw i osób prywatnych

Stanowią one znaczącą pozycję w budżecie

polskiego kat. Kościoła. Przykładowo w 2006 r.:

KGHM Polska Miedź ofiarował w sumie

85 tys. zł na rzecz parafii Zwiastowania NMP

w Mirsku, Wniebowzięcia NMP w Głogowie,

kościoła w Górze Iglicznej oraz Stowarzyszenia

Rodzin Katolickich Diecezji Legnickiej. W latach

wcześniejszych państwowy KGHM wsparł instytucje

kat. Kościoła kwotą 8,4 mln zł!

PKN Orlen ofiarował 500 tys. zł płockim

benedyktynom i zagwarantował wsparcie (kwotą

bliżej nieokreśloną) parafii św. Maksymiliana Kolbego

w Płocku.

Ministerstwo Finansów twierdzi, że nie dysponuje

danymi pozwalającymi określić wysokość

darowizn przekazanych przez podatników na cele

kultu religijnego czy też na działalność charytatywno-

opiekuńczą kat. Kościoła. Przypomnijmy

więc, że w 2002 r. ujawniliśmy poufne tegoż ministerstwa

dokumenty („Informacja dotycząca rozliczenia

podatku dochodowego od osób prawnych”

i „Skutki odliczeń i ulg w podatku dochodowym

od osób fizycznych”), z których czarno

na białym wynikało, że rozmaite polskie firmy

(a także zagraniczne działające w Polsce) i osoby

prywatne przekazały w 2002 r. Kościołowi około

342 mln zł. Według naszych danych, również

w latach następnych ten proceder kwitł, a nawet

się rozwinął.


IV. Grunty rolne i inne nieruchomości:


1. Państwo uczyniło Kościół największym

prywatnym posiadaczem ziemskim

Parafie i kurie biskupie obdarowywane są nieruchomościami

m.in. na mocy:

– „Ustawy z 17 maja 1989 r. o stosunku

państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej

Polskiej”, która powiada, że parafiom

z tzw. Ziem Zachodnich i Północnych państwo

może sprezentować do 15 hektarów gruntów

na założenie gospodarstwa rolnego, a tamtejszym

biskupstwom, seminariom duchownym

i zgromadzeniom zakonnym – do 50 hektarów;

decyzji tzw. Komisji Majątkowej (Rządu

i Episkopatu), mającej za zadanie wyrównać Kościołowi

(w nieruchomościach) faktyczne i wyimaginowane

rachunki krzywd za komunę (do Komisji

wpłynęły 3063 roszczenia majątkowe i terytorialne).

Od 1990 r. do chwili obecnej kościelnym

osobom prawnym przekazano nieruchomości

o łącznej powierzchni 97 tys. 123 ha. Ponadto

kościelno-rządowe komisje regulacyjne zwróciły

i przekazały na własność nieruchomości,

również rolne, o łącznej powierzchni 57 tys.

633 ha. Wśród tych nieruchomości 701 to nieruchomości

zabudowane” – ujawnił Sejmowi

w kwietniu 2005 r. Tadeusz Matusiak, ówczesny

podsekretarz stanu w Ministerstwie

Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zauważmy,

że owe 165 tys. hektarów, które otrzymamy

z prostego dodawania, przy minimalnej

stawce (np. łąki) tzw. dopłat bezpośrednich

w kwocie 590 zł/ha przekłada się na prawie 100

mln zł.

A gdy gotówka jest pilnie potrzebna, zawsze

można zrobić tak, jak uczyniła kuria legnicka, która

ledwo ziemię od państwa dostała, wnet „pogoniła”

jej cząstkę podstawionemu przez kapitał

niemiecki pośrednikowi, inkasując 1,3 mln zł za

331 ha gruntów rolnych.


2. Istniejący stan prawny ułatwia dalszą

ekspansję

Stanu nasycenia kat. Kościół watykański jeszcze

nie osiągnął, m.in. dlatego, że wykorzystuje

do maksimum możliwość bezprzetargowego nabywania

nieruchomości stanowiących własność

Skarbu Państwa lub jednostek samorządu

terytorialnego oraz korzystania przy

zakupie z bonifikat. W praktyce sprowadza się

to do masowego wprost przejmowania nieruchomości.

Przejmowania, bo trudno nazwać sprzedażą

transakcję, w której Kościół płaci 1–5 proc.

wartości gruntów i budynków. Przykładowo:

Świdnik (lubelskie) – Rada Miasta sprzedała

archidiecezji atrakcyjną działkę budowlaną

wartą ponad 200 tys. zł z 99-procentową bonifikatą.

W mieście (około 40 tys. mieszkańców)

działa już 5 parafii;

Gdańsk – 98 proc. bonifikaty udzielili

radni przy sprzedaży działki o powierzchni 16,7

tys. mkw. w Gdańsku-Ujeścisku, parafii św. Teresy

Benedykty („na cele kultury, oświaty i zdrowia”);

Bolesławiec (woj. dolnośląskie) – nieruchomość

gruntową (264 mkw.) w samym centrum

miasta sprzedano parafii Matki Boskiej Nieustającej

Pomocy z 99-procentową bonifikatą;

Kraków – 90-procentową bonifikatę (od

kwoty 35 tys. zł) zastosowali radni przy sprzedaży

działki na rzecz parafii w Bieńczycach. Grunt

był proboszczowi potrzebny, żeby „dokończyć budowę

plebanii oraz urządzić drogę procesyjną wokół

kościoła”. Parafie Matki Bożej Częstochowskiej

na osiedlu Szklane Domy oraz Najświętszej

Rodziny w Krakowie-Nowym Bieżanowie otrzymały

98 proc. zniżki. Zakonowi trynitarzy gmina

sprzedała za 11,5 tys. zł grunt (273 mkw.) nad

zalewem Bagry. Zastosowano 75 proc. bonifikaty,

choć mnisi wnioskowali o 50 proc. upustu;

Oleśnica (woj. dolnośląskie) – trzy działki

komunalne o łącznej powierzchni 4,5 tys. mkw.

radni sprzedali parafii św. Jana Apostoła „na usługi

kultu religijnego”. Bez bonifikaty, ale za to wartość

gruntu oszacowano na… 7 tys. zł. Zdaniem

specjalistów, w przetargu uzyskano by

kilkaset tysięcy złotych. W 38-tysięcznym mieście

są dwie parafie, dwa kościoły filialne i trzy

kaplice;

Siedlęcin k. Jeleniej Góry – z 99-procentową

bonifikatą kupiła miejscowa parafia

(„na cele działalności sakralnej”) od Rady Miasta

i Gminy Wleń działkę (390 mkw.) w agroturystycznym

Strzyżowcu;

Chełm (woj. lubelskie) – uchwałą Rady

Powiatu, parafia św. Kazimierza otrzymała 99

proc. bonifikaty na użytkowanie wieczyste

3 hektarów gruntu oraz na wykupienie znajdujących

się na tej działce budynków;

Lubawa (woj. warmińsko-mazurskie)

proboszcz od św. Jana Chrzciciela miał dom parafialny

szacowany na 356 tys. zł, a gmina – budynek

po byłej szkole, wyceniony (wraz z półhektarowym

boiskiem) na 768 tys. zł. Wielebny

wolał tę szkołę, więc zaproponował zamianę.

Żeby nie smucić go dopłatą różnicy, radni uchwalili

54 proc. bonifikaty dla oddawanej Kościołowi

nieruchomości;

Niwiska (woj. podkarpackie) – 95 proc.

upustu dała Rada Gminy parafii Wniebowzięcia

NMP w Ostrowach Tuszowskich na zakup

ślicznie położonej – w obszarze chronionego

krajobrazu – działki (500 mkw.) w Przyłęku;

Myszków (woj. śląskie) – za 297 zł nabyła

parafia Narodzenia Najświętszej Marii Panny

grunt o powierzchni 1015 mkw. (znaczna część

wykorzystywana była dotychczas jako parking) na

osiedlu Mijaczów;

Stare Czarnowo (woj. zachodniopomorskie)

parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa

gmina sprzedała z 98,5-procentową zniżką 2074

mkw. w atrakcyjnej turystycznie wsi Kołbacz (15

km do centrum Szczecina, zespół klasztorny cystersów,

jez. Miedwie);

Marki (pod Warszawą) – 1409 mkw. przy

ul. Ząbkowskiej, sprzedano parafii św. Izydora

za 1553,85 zł (99 proc. bonifikaty). U pośredników

sprzedaży nieruchomości cena takiej powierzchni

oscyluje wokół 200 tys. zł;

Białystok – w okresie kadencji byłego już

prezydenta Ryszarda Tura (wylansowany przez

Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe) lokalnym

instytucjom kościelnym sprzedano 22 nieruchomości.

Wśród nich działkę o powierzchni

5 tys. mkw. (razem z obiektem dawnej szkoły

włókienniczej) za 328,5 tys. zł (65 proc. bonifikaty)

oraz działkę z budynkiem, w którym funkcjonują

obecnie katolickie szkoły – liceum i gimnazjum

(80 proc. upustu);

Przeworsk (woj. podkarpackie) – parafia

Ducha Świętego (jedna z 4 placówek w 15,5-tysięcznym

mieście) nabyła od gminy zabudowaną

nieruchomość za 283,70 zł (po zastosowaniu 99

proc. zniżki) „na cele działalności sakralnej”.


3. Najbardziej smakowite są dla Kościoła

nieruchomości w centrach dużych miast

Spośród szczególnie bulwersujących dokonanych

i przyszłych „wchłonięć”, warto wymienić:

_ cystersów z Krakowa, którzy dostali od

państwa ponad 3 ha najlepszych miejskich gruntów

wartych przynajmniej 30 mln zł;

przekazanie siostrom norbertankom kamienicy

w Krakowie, oszacowanej na 1,62 mln

. Wcześniej wypłacono zakonnicom 2 mln zł

w gotówce i sprezentowano cztery działki (dwie

zabudowane) o łącznej wartości 4,3 mln zł.

Wszystko po to, żeby zrezygnowały dobrowolnie

z gruntów przy stadionie Cracovii;

kuria poznańska domaga się położonego

w centrum miasta kompleksu budynków VIII

Liceum Ogólnokształcącego. Obiekt wzniósł

(w latach 20. ubiegłego wieku) jeden z księży,

zaciągając w tym celu kredyt w ówczesnej Radzie

Miejskiej i komunalnych bankach. Pieniędzy

nie oddał, bo wybuchła wojna...

IV. Zarobki biskupów, proboszczów, wikariuszy:

Ze względu na brak danych zmuszeni jesteśmy

pominąć w tym rozdziale dochody funkcjonariuszy

Kościoła płynące z setek „biznesów”. Na

przykład takich jak:

_ zyski giełdowe Archidiecezji Poznańskiej,

której Ministerstwo Skarbu przekazało

kilkadziesiąt tysięcy akcji (m.in. Okocim SA

i Cersanit SA);

_ dochody Archidiecezji Katowickiej będącej

właścicielem sieci księgarń św. Jacka, spółki

Ars Catholica, radia diecezjalnego, agencji reklamowej,

firmy wydającej tygodnik „Gość Niedzielny”

i miesięcznik „Mały Gość Niedzielny”

oraz drukarni;

_ „boki” Archidiecezji Krakowskiej, która

oprócz wynajmowanych 5 kamienic – dysponuje

na Starówce trzygwiazdkowym hotelem „Wit

Stwosz” (w planach kolejne dwa hotele w centrum

Krakowa);

_ korzyści Archidiecezji Warszawskiej z 50

proc. udziałów w spółce, która za 25 mln dolarów

postawiła w centrum Warszawy biurowiec

Roma Office Center (11,7 tys. mkw. powierzchni

użytkowej). Kardynał Józef Glemp nie musiał

zapłacić za udziały nawet złamanego centa

grunt, który wniósł do spółki, był wystarczająco

cenny. Za 15 mln dolarów (już bez żadnych

udziałowców i w jeszcze lepszym punkcie

Warszawy) archidiecezja wybudowała biurowiec

Centrum Jasna (7 tys. mkw.). Oraz setki, tysiące

innych interesów.

Społeczeństwo domyśla się, że kościelne dochody

są niebanalne. W 2004 r. Centrum Badania

Opinii Społecznej zadało reprezentatywnej

próbie ludności pytanie: „Jak Pan(i) sądzi, ile obecnie,

przeciętnie miesięcznie, zarabiają księża, a ile,

Pana(i) zdaniem, powinni zarabiać?”. Okazało się,

że zdaniem statystycznego obywatela, ksiądz

zarabia 5206 zł miesięcznie, a gwoli sprawiedliwości

powinien inkasować 2361 zł.

A jak to wygląda w rzeczywistości?

Kard. Glemp deklarował onegdaj, że ma „na

pasku” 1000 zł, zaś abp Życiński zapewnia, iż

w ogóle nie pobiera z kurii pensji. Wierzymy

w to bez zastrzeżeń, bowiem dysponując darmowym

zakwaterowaniem, samochodem służbowym,

wiktem oraz opierunkiem, przeciętnemu biskupowi

wystarczą „do pierwszego”:

2 czy 3 wizytacje duszpasterskie (proboszcz

najbiedniejszej nawet parafii daje szefowi

zwyczajową „kopertę” zawierającą minimum

2 tys. zł);

jedno bierzmowanie (co najmniej 1000zł);

2 lub 3 „pokropki” (po 2 tys. zł i więcej).

Uwzględniając inne przychody – np. wykłady,

publikacje, drobne, a powszechne „wziątki”

od szeregowych księży, pragnących zdobyć

przychylność hierarchy (500–1000 zł),

i wziątki grubsze za tytuł kanonika czy prałata

lub skierowanie na bogatsze probostwo (5–50

tys. zł) – można przyjąć, że biskup ordynariusz

ma na swoje wydatki około 40 tys.

zł miesięcznie, bez sięgania do kurialnej kasy,

czego mu nikt nie może zabronić, gdyż

jest w diecezji na prawach udzielnego księcia.

Biskup pomocniczy wyciąga mniej więcej połowę

tej kwoty, czyli 20 tysięcy.

W zarobkach proboszczów występuje ogromna

rozpiętość, zależna przede wszystkim od regionu,

w jakim położona jest parafia oraz od

liczebności wiernych. Według badań przeprowadzonych

w 2002 r. przez Katolicką Agencję

Informacyjną, statystycznemu proboszczowi 10-

-tysięcznej parafii miejskiej – po opłaceniu wszelkich

świadczeń i wynagrodzeń pracowniczych

pozostawało „na czysto” 5564 zł. Wobec wyliczonej

przez nas średniej rocznych przychodów

(100 tys. zł, czyli około 8,3 tys. zł miesięcznie),

nie popełnimy zapewne większego

błędu, przyjmując, iż w roku 2006 pensja takiego

proboszcza oscylowała wokół 7 tys. zł.

Przeciętny wikary 10-tysięcznej parafii miejskiej

zarabiał w 2002 r. – według KAI – 3150 zł. Analogiczne

do powyższego rozumowanie prowadzi

do wniosku, że obecnie ksiądz taki pobiera

co miesiąc 4–4,5 tys. zł.

Zarobki proboszcza średniej (1,5 tys. wiernych),

jednoosobowej parafii wiejskiej KAI

wzięła z powietrza, szacując je na 2100 zł. Owszem,

znane nam są pojedyncze przypadki takich

uposażeń, ale – według przeprowadzonego

przez „FiM” sondażu – kwota 4 do

5 tys. zł najlepiej obrazuje miesięczne uposażenie

duchownego rezydującego na wsi.

Kościół nie sporządza remanentu wpływającej

doń kasy. Pomóżmy im zatem, sumując najważniejsze

pozycje przedstawionego zestawienia,

czyli: 3 mld zł (wierni), 650 mln zł (katecheci),

27 mln zł (kapelani), 172 mln zł (szkolnictwo

wyższe), 96 mln zł (Fundusz Kościelny),

40 mln zł (Świątynia Opatrzności), ok.

345 mln zł (darowizny), 20 mln zł (dotacje samorządowe),

63 mln zł (konserwacja obiektów

sakralnych), 100 mln zł (dopłaty bezpośrednie).

Wychodzi ponad 4,5 miliarda złotych.

Z majątku trwałego uwzględnijmy jedynie

wartość pozyskanych od państwa 165 tys. ha

gruntów, czyli ok. 650 mln zł, licząc po najtańszych

rynkowych cenach. Dodajmy, że większość

naszych danych pochodzi sprzed kilku

lat, a szacuje się, że tylko w ciągu ostatniego

roku nieruchomości (ziemia, budynki) zdrożały

o około 30 procent!

Summa summarum? Ot, drobne 5 miliardów

złotych z długim „ogonkiem”...

Co można by za to kupić?

Na przykład życie ponad 16 tysięcy polskich

dzieci chorych na nowotwory złośliwe kości (koszt

leczenia wynosi ok. 30 tys. zł). Albo prawie normalne

życie dziesięciu tysięcy maluchów cierpiących

na dysplazję – chorobę genetyczną objawiającą

się karłowatością, zdeformowanymi kręgosłupami,

stawami i kończynami (roczny koszt

kuracji wynosi ok. 50 tys. zł, ale żeby przyniosła

efekty, należy ją stosować przez 10 lat). Za te

5 miliardów można by przez wiele lat kupować

wyprawki szkolne dla wszystkich ubogich uczniów

(w 2007 roku państwo wydało na nie 300 mln

zł); znacząco podnieść płace np. wszystkich nauczycieli

i pielęgniarek; potroić dotacje na badania

naukowe lub wypłacić każdemu Polakowi

prawie stówę do ręki!

To za sprawą mediów finanse Kościoła

stały się swego rodzaju mitem. Kościół w Polsce

posiada to, co otrzyma od swoich wiernych

w postaci ofiar, i zasadniczo nic więcej (...).

Skarbem Kościoła są ubodzy, chorzy i potrzebujący.

Nie można o tym nigdy zapomnieć,

bo byłoby to sprzeniewierzeniem się samej istocie

nauki Jezusa (...). Ponieważ Kościół w Polsce

nie prowadzi na szerszą skalę działalności

gospodarczej i został przez państwo (komunistyczne

dop. „FiM”) pozbawiony w znacznej

mierze swojego majątku, część działań, które

stanowią o jego specyfice, powinna być także

finansowana przez państwo” – twierdzi ordynariusz

tarnowski bp Wiktor Skworc, przewodniczący

Rady Ekonomicznej Konferencji Episkopatu

Polski.

Anna Tarczyńska



nr 13, 05.04.2007 r.

SUPERZŁODZIEJ SYPIE

Po czterech miesiącach czytania aktu oskarżenia przeciwko księdzu Ryszardowi M. i dwunastu innym oskarżonym, którym prokuratura zarzuca wyłudzenie z legnickiego oddziału Kredyt Banku 533 milionów złotych, duchowny zaczyna składać zeznania.

Przyznał się do winy (choć nie do wszystkich zarzutów) i zaczął sypać, zapowiadając, że będzie odpowiadał na wszystkie pytania.

Zdaniem oskarżycieli, M. ma na sumieniu jedną z największych afer finansowych w Polsce ostatnich kilkunastu lat. Ksiądz był mózgiem operacji, która pozwoliła na wyłudzenie z oddziału Kredyt Banku w Legnicy (Dolny Śląsk) 533 milionów złotych.

Po monitach z banku, m.in. do prymasa Polski, a nawet nuncjusza apostolskiego, oszust oddał 400 mln zł, jednak pozostałe 133 mln zł gdzieś mu się... zapodziało.

Nie zamierzałem ukrywać tych pieniędzy. Pożyczki zaciągałem nie w celu przechowania na kontach domów zakonnych, ale finansowania pewnych dzieł, a także w celu przekazywania na rachunki giełdowe – mówił Ryszard M.

Pieniądze, które „pożyczano” z banku, wykorzystywał m.in. makler giełdowy z Krakowa, Ryszard Cz., który inwestował wyłudzoną gotówkę w spekulacje na giełdach w Londynie, Nowym Jorku i Amsterdamie.

Zyski, jakie osiągali nieuczciwi salezjanie, były ogromne. Ryszard M. w trakcie jednego z zeznań powiedział, że rocznie zarabiał nawet 6 milionów złotych. Na giełdzie wykorzystywano nawet pieniądze z darowizn, jakie księża otrzymywali od wiernych w okresie świątecznym. Czasami były to nawet dwa lub trzy miliony złotych...

Spekulacje giełdowe były konieczne, aby zarobić na spłatę kredytów – przyznał Ryszard M.

Za pazerność i chciwość duchownego spotkała „biblijna” kara, bo nagle stracił pieniądze – tak samo szybko, jak je zdobył. Firma brokerska, której powierzono zajmowanie się obrotem lewej gotówki, zapadła się pod ziemię (ciekawe, czy po ustaleniach z ks. Ryszardem...?), a salezjańska fundacja straciła z dnia na dzień fortunę.

Kulisy sprawy, jakie przedstawia oskarżony duchowny, są porażające.

To dyrektor banku zaproponował mi danie kredytów, i to lombardowych, bo jest mało formalności i potrzebny tylko jeden dokument – zaznaje Ryszard M. i dodaje: – Przychodzili do mnie też pracownicy banku i sami prosili, abym brał kredyty, bo muszą wyrobić normę ich udzielania.

Ksiądz przyznał również, iż nielegalnie wywoził i przywoził do Polski ogromne sumy. Studiując bowiem w Rzymie, poznał tam wielu biskupów i arcybiskupów i od nich otrzymywał „darowizny” do przemycenia.

Zdarzało się, że wywoził albo przywoził do Polski jednorazowo nawet milion dolarów w gotówce.

Ryszard M. ma niebywałe umiejętności fałszerskie. Jak sam przyznał, potrafi doskonale kopiować podpisy, a także pieczęcie. A tego nauczył go... inny ksiądz.

Jednak nie zawsze musiał bardzo się starać, aby wyłudzić pieniądze z banku, bo, jak stwierdził, „niektóre fałszerstwa podpisów odbywały się w obecności i w porozumieniu z pracownikami banku”.

Kow



nr 16, 26.04.2007 r.

TANIE PAŃSTWO

Pomnik Jana Pawła II w Zielonej Górze mieli sfinansować wierni, ale okazało się, że z kasy miejskiej trzeba było dołożyć aż 160 tys. zł, choć społeczny komitet budowy chciał znacznie więcej.

Teraz miasto dorzuciło jeszcze 32,6 tys. ekstra na... bankiecik, ulotki reklamowe i recytacje ku czci. Te ostatnie musiały sporo kosztować, jak na wydarzenie artystyczne przystało, w którym przecież „nie mogli wystąpić amatorzy. Papież też był artystą” – argumentował reżyser widowiska, niejaki Gerard Nowak.



nr 18, 10.05.2007 r.

ŁÓDŹ Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki postanowił wspomóc organizatorów Światowego Kongresu Rodzin, czyli zjazdu katolickich fundamentalistów. Datek (kilkadziesiąt tysięcy złotych) zostanie przekazany z budżetu pomocy społecznej.

Jasne… Co ma gość robić z forsą, skoro w Łodzi nie ma już żadnych ubogich rodzin i nikt nie potrzebuje wsparcia.

BS



nr 19, 17.05.2007 r. POMNIKOMANIA

KAROL BIS

Przez lata w centrum Przemyśla stał pomnik gen. Karola Świerczewskiego, a plac „pod Karolkiem” był ulubionym miejscem towarzyskich spotkań. Na topie były spacery z dziećmi i pieskiem, randki, plotki, karty, ćwiarteczka. Komu to przeszkadzało...

W niepodległościowym amoku z początku lat 90. „Walter” trafił do huty, a niszczejący po nim cokół i zaniedbany plac przez 14 lat były synonimem nieudolności miejskich rajców. Gdy klapą zakończyła się idea budowy w tym miejscu pomnika Żołnierza Polskiego, mówiono już o „przekleństwie i fatum Waltera”, a dziś, kiedy plac picowany jest pod pomnik JPII, z wymownym uśmieszkiem mówi się o „drugim Karolku”.

Jan Paweł II, choć nad Sanem został przyjęty najgorzej w całym swoim pontyfikacie, ma pomniki w dwóch przemyskich parafiach, pamiątkową rzeźbę i tablicę w archikatedrze, swoją ulicę, szkołę i Szlak Pątniczy. Pomysł budowy trzeciego pomnika zrodził się w 2005 roku. Półtoratonowy, czterometrowej wysokości Karol Wielki (właśnie się „patynuje”) zasiądzie na dwumetrowym tronie, osadzonym na postumencie 12x7 m. Ponoć wszystko jedynie za 350 tys. zł, nie licząc miliona włożonego w przebudowę placu Niepodległości, na którym monument stanie. Na nic zdały się apele, by zamiast kolejnej figury utworzyć szpitalny oddział geriatryczny imienia JPII (niesłuszne czasy szpitala Matki Polki minęły...), a jeśli już pomnik, to tam, gdzie papież rzeczywiście był w roku 1991 – w sąsiedztwie katedry łacińskiej oraz greckokatolickiej.

Dziś będzie to tylko jeden z setek pomników JPII w Polsce, a mógł być pierwszym (!), gdyby w 1994 roku samorząd Przemyśla kupił pomysł, aby na placu po „Walterze” (wspólna własność miasta i grekokatolików) wznieść papieski pomnik polsko-ukraińskiego pojednania. Wówczas – po konflikcie o Karmel (1991), gdy grekokatolików nie wpuszczono do ich dawnej katedry, gdy znieważono biskupa Tokarczuka, malowano hasła „Nie chcemy Cię tu”, a papieska wizyta wisiała na włosku; kiedy rozebrano 200-letnią unikatową greckokatolicką kopułę na Karmelu – taki pomnik byłby symbolem zamykającym złą przeszłość w polsko-ukraińskich relacjach i to na 11–12 lat przed otwarciem cmentarzy Orląt Lwowskich i w Pawłokomie.

Niestety, inicjatywa dwóch księży (łacińskiego i prawosławnego), którzy proponowali wtedy budowę pomnika JPII jako symbolu wielokulturowości miasta, wzajemnej tolerancji i pojednania polsko-ukraińskiego, nie przekonała ówczesnej władzy miejskiej. Księża usłyszeli i przeczytali w oficjalnym piśmie, że od placu „pod Karolkiem” wara, bo stanie tu pomnik Żołnierza Polskiego, który miał uzmysłowić ukraińskiej mniejszości, kto tu wygrał i rządzi. Budowa tego cacka mogła pochłonąć grube miliony, skoro za sam gipsowy odlew, zalegający dziś magazyny, wybulono ponad 300 tysięcy. Na szczęście dla budżetu miasta „spontaniczna akcja społeczeństwa”, jak ów koncept reklamowano, zakończyła się kompromitacją, bo przez 13 lat przemyślanie zebrali zaledwie... 17 tys. zł.

Niedawno społeczny komitet budowy, bez konsultacji z ofiarodawcami, przekazał te pieniądze na konto pomnika JPII. Może wystarczy na zasadzenie przy nim bratków, bo przy starym „Karolku” pieski tak bardzo lubiły siusiać w kwiatkach...

AP


W Polsce jest ponad 240 pomników papieża. Mam do nich stosunek negatywny. Na palcach jednej ręki można policzyć te dobre. W większości są wizualnie odpychające. Trudno w spiżu czy kamieniu oddać wnętrze, bogactwo duchowe Ojca Świętego. Abstrahując od formy plastycznej i ich wartości artystycznej, budowanie pomników papieżowi uważam za nieporozumienie. Dajmy spokój spiżowym pomnikom. Powołujmy fundacje, budujmy schroniska dla bezdomnych, fundujmy stypendia. Ojciec Święty wolałby takie działania”.


Prof. Lechosaw Lameski, kierownik Katedry Historii Sztuki Nowoczesnej KUL.



nr 19, 17.05.2007 r. POMNIKOMANIA

JESZCZE JEDEN, JESZCZE JEDEN...

Co Toruniowi jest najbardziej potrzebne? Oczywiście, kolejny pomnik papieża! I taki właśnie prezent szykuje torunianom przykościółkowa władza.

Kopernik w Toruniu doczekał się jednego monumentu. A JPII będzie miał ich trzy. Na razie tylko trzy!

Ci, którzy muszą przejeżdżać przez Toruń, widzą, że miastu najbardziej potrzebny jest jeszcze jeden most na Wiśle. I mówi się o nim od lat, ale szans na realizację nie widać.

Nie widać też pieniędzy na remonty ulic i domów, nie mówiąc już o sypiących się zabytkach. Szacuje się, że trzeci z kolei pomnik JPII pochłonie ponad pół miliona złotych. Choć początkowo mówiło się, że pomnik powstanie całkowicie ze składek mieszkańców, wiadomo już, że z kasy miasta należy sypnąć co najmniej 300 tysięcy. A to dlatego, że ludziska okazały się mało hojne i w ciągu dwóch lat udało się zebrać zaledwie 200 tysięcy, i to przy olbrzymim zaangażowaniu władz miejskich z prezydentem Michałem Zaleskim na czele (24 kwietnia br. wraz z zastępcami wziął udział w kweście pod kościołami). Nie na wiele zdały się również inne autorytety, które zasiadły w komitecie honorowym budowy, np. biskup Andrzej Suski czy rektor UMK – prof. Andrzej Jamiołkowski. Nie pomogły też liczne zachęty, np. za wpłatę powyżej 1000 zł obiecywano, oprócz podziękowań, album poświęcony wizycie JPII w Toruniu, a za powyżej 10 tys. zł – list z podziękowaniem i miniaturową statuetkę papieża.

Toruń ma już dwa monumenty „białego papy”. Jeden stoi na dziedzińcu Rydzykowej uczelni, a drugi w pobliżu katedry. No, ale to i tak dramatycznie mało, bo na przykład w takim małym i zapyziałym Sieradzu są już dwa.

Barbara Sawa



nr 19, 17,05.2007 r. LISTY

KOŚCIÓŁ ZAMIAST SKLEPÓW

W Będzinie TBS buduje na Górkach Małobądzkich nowe osiedle, które właściwie jest już na ukończeniu.

Do niedawna nie było tu gdzie kupić nawet suchej bułki, a obecnie jest mały sklepik spożywczy i piekarniczy. Pan Baran, czyli prezydent Będzina, obiecywał, że wkrótce w centrum osiedla stanie duży pawilon handlowo-usługowy i przedszkole.

Teraz okazało się, że były to obiecanki w kampanii wyborczej. W centrum kilkutysięcznego osiedla stanie... kościół!

E.J.



nr 20, 24.05.2007 r. NA KLĘCZKACH

PIĄTA KOLUMNA:

DUCH ŚW. I KASYNO

Prokuratura Rejonowa w Łowiczu zdecydowała wreszcie o postawieniu zarzutów księdzu Franciszkowi Augustyńskiemu („FiM” 21, 22/2006), byłemu wikariuszowi generalnemu diecezji łowickiej i proboszczowi ekskluzywnej parafii św. Ducha. Oznacza to, że za kapłanem, który uciekł z Polski przed rokiem, rozesłany zostanie list gończy. Ks. Augustyński zniknął z ponad 230 tys. zł przeznaczonymi na remont zabytków kościelnych, a także pieniędzmi pożyczonymi od kilku duchownych i parafian – ok. pół miliona złotych. Poszkodowanymi przez defraudanta w sutannie, który prawdopodobnie przebywa teraz w Anglii, jest także bp pomocniczy łowicki Józef Zawitkowski, który wbrew obowiązującym w Kościele przepisom poręczył Augustyńskiemu kredyt, spłacany teraz przez kurię. Dlaczego łowicki proboszcz oszukał Kościół i wiernych? Prawdopodobnie wszystkie pieniądze przegrał w kasynie.

BS



nr 20, 24.05.2007 r. NA KLĘCZKACH

ŚWIĘTE POCIĄGI

Przebogate PKP funduje narodowi święto. 2 czerwca na lednicki zlot młodzieży przyjedzie pociąg papieski kursujący zwykle na trasie Kraków–Wadowice. Do pobliskiej Lednogóry przybędzie też pociąg „Święty Jacek”, przywożąc przy okazji relikwie tego świętego, oraz dodatkowo relikwie błogosławionego Czesława (?). Wspomniany papieski pociąg – dar kolejarzy upamiętniający pontyfikat JPII – ma dowozić uczestników lednickich spotkań z Poznania do Gniezna.

Za te „święte pociągi” tradycyjnie zapłacimy my wszyscy.

RP



nr 21, 31.05.2007 r. ZE ŚWIATA

ODRZUTOWIEC DLA JEZUSA

Większość programów teleewangelistów amerykańskich wypełnia zabieganie o pieniądze. Presja mająca skłonić do płacenia jest ogromna. Kaznodzieje twierdzą, że potrzebują pieniędzy, by pomagać biednym Trzeciego Świata. Jeśli nawet jest to część prawdy, to nie zapominają o pomaganiu sobie. Gadanie o ślubach ubóstwa skwitowaliby zdrowym śmiechem.

Pastor Fred Price, szef Ever Increasing Faith Ministry, nie kryje przed wiernymi, że jest posiadaczem jachtu wartości 6 mln dolarów, odrzutowca, helikoptera i siedmiu luksusowych aut; ani tego, że mieszka w 25-pokojowej rezydencji. Kaznodzieja Kenneth Copeland (Kenneth Copeland Ministries), który mieszka w równie okazałym pałacu w Teksasie, poprosił ostatnio swą trzódkę, by pomogła mu szerzyć ewangelię przez zrzucenie się na nowy odrzutowiec za 20 mln. Przyrzekł, że maszyna będzie używana wyłącznie do misji pod patronatem Chrystusa. Telewizja ABC postanowiła przyjrzeć się bliżej, jak też Jezus korzysta z samolotu. Z uzyskanego zestawienia lotów wynika, że Syn Boży nakazał Copelandowi w drodze na seminarium ewangelizacyjne w Australii zrobić dwudniową przerwę na Hawajach i następną na wyspach Fidżi.

Po 7 dniach obrad w Australii wycieńczony kaznodzieja odpoczywał przez kolejne 3 dni w Honolulu. Następnie misja niesienia Słowa Bożego zaprowadziła Copelanda dwukrotnie do Kolorado, gdzie wypoczywał w ekskluzywnym kurorcie Steamboat Spring Resort, a później na safari w Teksasie – do prywatnego rancza z egzotyczną zwierzyną.

Bicz boży na teleewangelistów objawił się pod postacią Rusty’ego Leonarda. Zrezygnował on z pracy w charakterze szefa giełdowej firmy inwestycyjnej, bo usłyszał wezwanie Boga. Wcześniej rozdał miliony dolarów chrześcijańskim organizacjom charytatywnym. Teraz przyszło mu do głowy, że warto by się przyjrzeć, co robią z pieniędzmi. Założył firmę Ministrywatch i poprosił zwierzchników organizacji protestanckich o udostępnienie danych

finansowych. Odmówili, a jakże. Gdy nalegał, zagrozili procesem. Ale Leonard i tak uzyskał wgląd w ich finansowe operacje. W rezultacie poddał krytyce poczynania 28 chrześcijańskich ugrupowań i dobrał się do skóry najpotężniejszym teleewangelistom amerykańskim. „Nikt nie powinien dawać pieniędzy tym organizacjom. Chcą waszych pieniędzy, ale nie chcą powiedzieć, jak je wydają” – stwierdził.

Jan i Paul Crouch prowadzą Trinity Broadcasting i kontrolują kasę 340 mln dolarów. Mają domy w ekskluzywnym, zamkniętym osiedlu w Kalifornii, prócz tego dwie rezydencje za 4 i 6 mln dolarów. Oboje podróżują po świecie odrzutowcami po 7 mln. „Jezus prowadził żywot pełen poświęceń!” – gromi owieczki Leonard. Paul Crouch, wściekły, ripostował: „Ci ludzie chcą, byśmy byli skromni i biedni jak Jezus. To pomysł szatana. Jeśli ludzie Boży będą biedni, to kto zapłaci za szerzenie wiary na krańcach świata?”. Wtórowała mu żona: „To robota diabła, szatana”. Leonard na to: „Nie mówię, że oni nie robią nic dobrego. Ale mogliby zrobić o wiele więcej, gdyby sprzedali wszystkie te domy, samochody i samoloty”.

Działalność Leonarda przynosi efekty. Po krytyce Joyce Meyer Ministries Meyer sprzedała domy wartości wielu milionów dolarów i udostępniła finanse do wglądu. „Od 7 lat nie dostaję żadnej pensji – stwierdza Leonard. – Wydałem na Ministrywatch 2 mln z własnych oszczędności. Ale nigdy nie byłem szczęśliwszy”. Z pewnością nie może tego o sobie powiedzieć wielu z lustrowanych przezeń religijnych krezusów.

JF



nr 22, 07.06.2007 r. NA KLĘCZKACH/PIĄTA KOLUMNA

MINISTRANT

Tygodnik „NIE” ujawnił, że minister kultury Kazimierz Ujazdowski (z PiS i Opus Dei) pełnymi garściami rozdaje polskie pieniądze na watykańskie kościoły. Podobnie zresztą robił, kiedy pełnił tę samą funkcję w rządzie Buzka („FiM” 22/2001). Jego ministerstwo rozdziela fundusze teoretycznie na projekty związane z „ochroną i zachowaniem dziedzictwa kultury”. Tymczasem w samym tylko styczniu br. 44 mln zł popłynęły do parafii, zakonów i sanktuariów, a na 97 złożonych projektów kościelnych przypada zaledwie 16 świeckich! Na dodatek – większość decyzji odmownych dotyczy celów niekościelnych. I tak się utrwala pogląd, że jedyna kultura, jaka istnieje w Polsce, to kultura katolicka.

Mak



nr 22, 07.06.2007 r. NA KLĘCZKACH/PIĄTA KOLUMNA

RÓŻE I LIPA

Z pompą, udziałem notabli, a nade wszystko machnięciem kropidła otwarto w Szczecinie Różankę – zabytkowy ogród jeszcze z czasów niemieckich. Akurat pokropek i okolicznościowa mowa-trawa przedstawiciela czarnej siły były na tej uroczystości szczytem bezczelności. Chwalono miasto za wydatek kilku milionów złotych wyasygnowanych z budżetu (wiadomo, forsa podatników!) i prywatną firmę, która – fakt – pieczołowicie ogród odtworzyła. Nie wspomniano natomiast nigdzie o jednym: ogród do lat siedemdziesiątych był w dobrym stanie. Ówczesna komusza władza nie wiedziała, co z Różanką robić, więc podarowała ją kurii szczecińsko-kamieńskiej („FiM” 26/2006). Wraz z kilkoma hektarami gruntu pod budowę seminarium! Różanką mieli się opiekować klerycy, ale ograniczyli „konserwację” do koszenia zielska przez wynajętego faceta z kosą. Ogród o unikatowym systemie nawodnień – wraz z kawiarnią i setką gatunków róż – popadł w całkowitą ruinę. Dwa lata temu zdewastowaną Różankę przejęło od diecezji miasto. Ale... nie za darmo! Purpurowi kuriewni zażądali terenu zastępczego, bo co ich, to ich – co z tego, że parcelę dostali za frajer! Zastępczy teren za Różankę to budynek dawnego domu dziecka, tzw. Arkońskiego. Wyremontowano go więc elegancko i adaptowano na dom księży weteranów. Było otwarcie, z pokropkiem i ględzeniem.

WJ



nr 23, 14.06.2007 r.

SACRO–SHOW–BIZNES

KATOLICKI DISNEYLAND

Nikt nie wie, ile kosztowała ta jedna z największych katolickich fabryk pieniędzy na świecie. Nikt też nie jest w stanie policzyć, a urząd skarbowy nie pyta, jakie przynosi zyski, choć wścibscy szacują je na pół miliona.

Dziennie!!! To Licheń – tak zwane sanktuarium Maryi, a naprawdę światowe centrum kiczu i trzepania mamony.

Do Lichenia pojechaliśmy gnani ciekawością, jak też może wyglądać Ogólnopolska Pielgrzymka Sołtysów. No i srodze się zawiedliśmy. Nie ma o czym pisać. Mała grupka podstarzałych facecików w przyciasnych garniturkach, smętnie włócząca się alejkami. Ot, jedna z setek grup wycieczkowych, które tego dnia odwiedziły świątynię z przyległościami. No może tylko warto odnotować, że panowie sołtysi wieczorową porą w Domu Pielgrzyma nieco za mocno „kropili” patronkę i w niedzielny ranek wyglądali cokolwiek żałośnie, nawzajem obwiniając się o nocne ekscesy i o wstyd, jaki przynieśli Panience... Później, w samej bazylice, starali się równo utrzymać sztandar, choć w pośpiechu panowie sołtysowie z pocztu wystąpili w... dżinsach, a panie sołtyski – w legginsach.

Skoro więc nie warto pisać o prawowiernych przywódcach polskiej wsi, to przyjrzeliśmy się bliżej działalności kombinatu Licheń. Od początku „produkcji pieniądza” aż do dzieła finalnego.

Licheń to największa świątynia w Polsce, a jedenasta w świecie. Wysoka na 98, szeroka na 77, a długa na 138 metrów. A więc jest większa niż największe boisko piłkarskie. Wewnątrz może naraz bić pokłony siedemnaście tysięcy ludzi. I czasem tyle jest.

Wszystko kapie złotem. A dlaczego? Bo zdaniem architektów, wnętrze ma przypominać... łan zboża. Nawet okna są złote. Tylko same ich ramy kosztowały łącznie 3 miliony dolarów. To jedyna kwota, która przeciekła do wścibskich dziennikarzy.

Skąd budowniczowie wzięli kasę? Część odpowiedzi znajduje się w podziemiach, w których ściany wmurowano tysiące tablic z imionami darczyńców. „Ech, jak by to było pięknie, gdyby i „Fakty i Mity” miały taką pamiątkę” – pomyśleliśmy, więc w kancelarii bazyliki przyjęto nas ciepło, choć oczywiście pozostaliśmy anonimowi. „Chcecie tablicę? Ależ proszę bardzo. Jedyne 1000 złotych i będzie za trzy miesiące zrobiona. A może reflektujecie na większą, okazalszą? Nie ma co oszczędzać. To jedynie 5 tysięcy, a będzie dużo lepiej widać” – zachwalano. Ubożsi mogą sobie wykupić intencję mszalną. Ile? Ot, co łaska, ale... Najczęściej wierni dają sto złotych – słyszymy.

Turyści i pątnicy dojeżdżają do Lichenia z różnych stron i zaczynają od parkowania swoich pojazdów. W tym celu wybudowano kilkaset mniejszych i kilkadziesiąt większych parkingów. Circa 5 złotych (za autokar 20 zł) od miejsca, ale jest też i parking bezpłatny. Teoretycznie, bo pan parkingowy władczym ruchem wskazuje na wielką skrzynię z napisem „Co łaska”. Rzecz jasna nikt skrzyni nie omija (z wyjątkiem załogi „FiM”, co skończyło się małą awanturką z cieciem).

Ludziska, przemierzając kraj, aby „spotkać się z Maryją”, głodni przyjeżdżają jak jasna cholera, więc podwoje otworzyły tu liczne kościelne restauracje i bary. Największy może pomieścić naraz 600 osób. Schabowy – 8 złotych. Tanio, powiecie? Niekoniecznie, bo do tego ziemniaczki – 4 złote i surówka – kolejne 4. Razem z zupką i parkingiem już na dzień dobry trzeba zostawić ok. 25 złotych. A to dopiero początek.

Pić też się chce, więc tłum gromadzi się przy „świętym źródełku”, do którego prowadzi wytyczona specjalnymi barierkami dróżka. Tak, aby żaden łobuz nie przedostał się do krynicy z boku.

A czemuż to? A temuż, że woda maryjna jest co prawda za darmo, ale przy kranach siedzi zażywna jejmościna i gniewnie wskazuje na wielką puchę. Na puszce napis: „Co łaska”. Nie da się nie przejść obok tego „co łaska” i nic nie wrzucić. Nasz fotoreporter próbował... Tylko próbował. Jak ktoś przesadzi z ilością błogosławionego napitku lub – co gorsza – obje się ponad miarę, to biegnie do jednej z setek toalet. Przy każdej puszka. Na puszce: „Co łaska”. Owa instytucja „co łaska” funkcjonuje tu na każdym kroku w dziesiątkach odmian. I to się nazywa łeb do interesów, bo ewentualny urząd skarbowy może w ten sposób biznesmenów w sutannach w cztery litery pocałować.

Idziemy dalej. Drogę do bazyliki zagradzają setki większych i mniejszych kramików i sklepików ze świętymi pamiątkami. Czegóż tam nie ma? Nie ma czegokolwiek gustownego. Są za to migoczące czerwonymi diodami „mateczki boskie”, papieże oraz święci rozmaitej maści z bursztynu, kamieni i plastiku; laleczki Dzieciątka Jezus z modeliny, krzyżyki i różańce, kielichy i pocztówki oraz albumy i biblie wszelkich odmian w ilościach przemysłowych. Nawet drewniany krucyfiks z bolejącym Odkupicielem można nabyć za marne 300 złotych. Nam jednak najbardziej podobał się landszaft z Chrystusem jako żywo przypominającym Brada Pitta.

Frontem do klienta widnieje też napis, że... towar w żadnym razie nie podlega zwrotowi. Kto by jednak śmiał zwracać np. Maryję zawsze dziewicę?

Zarabia się na wszystkim. Na przykład na windzie wiozącej na wieżę widokową – 5 złotych. Jak ktoś nie ma kasy, może wejść schodami... za 2 złote! Zejście jest już na szczęście za darmo.

Na miejscu są też i kościelne hoteliki. Ceny na każdą kieszeń: od 70 złotych do 140. Można tu nawet zabawić się na sylwestra, wynajmując salę bankietową. Ful serwis...

Centrum zabawowym katolickiego Disneylandu jest wielka kamienna „Golgota”, którą każdy pątnik powinien przemierzyć. Najlepiej choć częściowo na kolanach. Nikt nie zawraca sobie głowy pojawiającym się tu co krok oszustwem. Takim jak na przykład informacja, że oto przechodzimy przed głazem z Grobu Pańskiego (tym, co to przywalił wejście), z rzeki Jordan, Groty Ojcze Nasz i innych świętych miejsc z Palestyny.

Przy „Golgocie” naszą uwagę zwróciła tablica – jedna jedyna w obrębie całej bazyliki, której napis w jakiś przedziwny sposób był prawdziwy: „Uwaga na złodziei”.

Ale przecież to dopiero początek interesu o nazwie Licheń. Wtajemniczeni opowiadają, że już niedługo przywieziony tu zostanie kawałeczek JPII. Krypta już jest gotowa. To, zdaniem znawców, podwoi lub nawet potroi liczbę pątników.

I pieniędzy...

Joanna Gawłowska

Ryszard Poradowski



nr 25, 28.06.2007 r.

JP II SZANTAŻOWANY

We Włoszech dobiegł końca proces pięciu związanych z mafią podejrzanych, oskarżonych o zabójstwo „bankiera Pana Boga” – byłego dyrektora Banco Ambrosiano, Roberto Calviego.

Calviego znaleziono powieszonego pod londyńskim mostem w czerwcu 1982 r. Początkowo stwierdzono, że to samobójstwo, potem okazało się, że bankierowi ktoś pomógł rozstać się ze światem. Prokurator utrzymywał, że Calvi został zamordowany na polecenie mafiosa Pippo, a była to ponoć kara za defraudację mafijnych funduszy. Zabójstwo miało również zapobiec szantażowaniu przez Calviego wysoko postawionych osób z finansjery i świata polityki Włoch, zwłaszcza członków antykomunistycznej loży masońskiej P2, której bankier był członkiem. Ale nie tylko ich. W jego aktówce znaleziono dokumenty dowodzące, że osobiście szantażował on papieża Jana Pawła II, grożąc ujawnieniem informacji mogących skompromitować Kościół. W liście do Karola Wojtyły z 5 czerwca 1982 roku Calvi pisze: „Mogę ujawnić, że dostarczałem broni oraz innego ekwipunku pewnym południowoamerykańskim reżimom, by pomóc im w walce z naszymi wspólnymi wrogami. Mogę również wyjawić, że zaopatrywałem w fundusze »Solidarność« oraz przekazywałem pieniądze i broń innym organizacjom w Europie Wschodniej”.

Prokurator powołał na świadka mafijnego bossa Antonio Giuffrego, którego aresztowano w roku 2002. Powiedział on sądowi, że Calvi oraz szef Banco Ambrosiano, arcybiskup Marcinkus, prali pieniądze mafii Cosa Nostra. Bank Watykański aktywnie uczestniczył w walce z komunizmem. Calvi i Marcinkus blisko współpracowali w tajnych politycznych operacjach, prowadzonych przy użyciu funduszy wysyłanych na konta zamorskich firm. Inny świadek, amerykański biznesmen Terence Byrne, dyrektor firmy zbrojeniowej Allivane International, sugerował, że jedną z przyczyn upadku Banco Ambrosiano był udział w eksporcie broni dla... Saddama Husajna.

PZ



nr 25, 28.06.2007 r.

PIENIĄDZ WSZECHMOGĄCY

Podczas gdy papież Benedykt XVI jeździ po świecie i ubolewa nad spadającą popularnością katolicyzmu, w Stolicy Apostolskiej dzieją się rzeczy, które każą wątpić w wyższość Boga nad mamoną.

W płomiennej mowie do słowackich biskupów ich zaniepokojony pryncypał oświadczył, że „Słowacji i Polsce, które we wschodniej Europie są dwoma krajami o najbogatszym dziedzictwie tradycji katolickiej, grozi obecnie to, że dziedzictwo to, którego nie zdołał zniszczyć reżim komunistyczny, zostanie poważnie podważone przez fermenty typowe dla zachodnich społeczeństw: konsumpcjonizm, hedonizm, laicyzm, relatywizm”.

Słowem nie wspomniał natomiast o fermencie, jaki obiegł świat po ostatnich decyzjach watykańskich urzędników, którzy – szukając sposobów na podreperowanie kościelnych finansów – zupełnie zapomnieli o wartości niematerialnej, jaką jest człowiek.


Każdego roku do watykańskiej kasy spływa co najmniej 80 milionów euro – od kościołów (oczywiście katolickich) na całym świecie; niemal drugie tyle pochodzi z datków od wiernych. Niemałym źródłem gotówki są też wpływy od włoskich podatników, zyski z akcji, obligacji i nieruchomości. Tych ostatnich w samym Rzymie watykańczycy mają niemal 30 proc., a każdego roku wierni pozbywają się na rzecz instytucji, w którą wierzą, nawet kilku tysięcy kolejnych. Tym sposobem rozbudowuje się katolickie imperium. Według niezwykle ostrożnych – i zdecydowanie zaniżonych – szacunków Mario Staderiniego z Partii Radykalnej, włości Watykanu w samym Rzymie warte są kilka miliardów euro. Trudno wykazać ich rzeczywistą wartość, bowiem od 1929 r. (mimo że ceny nieruchomości wzrosły od tego czasu kilkukrotnie) nikt nie odważył się zmienić wyceny watykańskiej własności, dzięki czemu – według ksiąg rachunkowych Stolicy Apostolskiej – bazylika św. Piotra nie jest warta nawet... 1 euro!

Mimo to w 2003 r. Francis Butler, prezes spółki zajmującej się fundacjami i ofiarodawcami na rzecz działalności katolickiej, stwierdził, że jeśli Watykan nie znajdzie nowych źródeł pozyskiwania dochodów, wkrótce zbankrutuje... Brzmi to wprost niedorzecznie w obliczu wiedzy, jaką mamy na temat majątku i przeróżnych przywilejów, m.in. podatkowych, jakimi cieszy się kościelne państwo, szczególnie we Włoszech. Wypada wymienić choćby zwolnienie z podatku od nieruchomości (nawet tych, które są położone poza Watykanem, ale do niego oficjalnie należą) i obniżony o 50 proc. podatek od firm, jeśli są one prowadzone przez organizacje kościelne.

Nic zatem dziwnego, że włoski episkopat – jak stwierdził Eugenio Scalfari na łamach „La Repubblica” – był ślepy i głuchy wobec systemu korupcji publicznej, o której doskonale wiedział i której był często bezpośrednim beneficjentem: „(...) jak miało to miejsce przy okazji prawdziwego złupienia Rzymu – od lat pięćdziesiątych do siedemdziesiątych ub. wieku – podczas których zlecenia prac, plany regulacyjne, obszary zieleni były manipulowane na rzecz zgromadzeń religijnych, wielkich rodzin papieskich, dygnitarzy Stolicy Apostolskiej, spółek zajmujących się nieruchomościami i budowlą mieszkaniową, w sieci uprzejmości o zabarwieniu watykańskim, które oskubały miasto, jak obiera się z mięsa kości kurczaka”.


Wydawać by się mogło, że korzystający z tylu dobrodziejstw personel Boga Najwyższego zajmie się, choćby dla czystej przyzwoitości, kontemplowaniem jego słów. Na przykład takich: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie (…). Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6. 19 nn.).

Służyć jej nie mogą. Żyć bez niej – tym bardziej, o czym niedawno przekonali się mieszkańcy wynajmowanych od Watykanu tzw. tanich mieszkań w centrum Rzymu, które mają zostać przekształcone m.in. w hotele. W mieście, w którym roi się od turystów i pielgrzymów, baza noclegowa to nieprzerwany strumień pewnych pieniędzy. Z tego założenia kościelni urzędnicy wyszli w niedalekiej przeszłości, kiedy z XV-wiecznej kamienicy przy Via Giulia wyeksmitowali wszystkich lokatorów – mocno leciwych starców, którzy mieszkali tam od czasów II wojny światowej. Ich dom przebudowano na 64-pokojowy luksusowy hotel St George, w którym doba kosztuje – bagatela! – 400 euro, co akurat rozumiemy, bo obiekt położony jest „w najstarszym i najbardziej czarującym zakątku historycznego centrum Rzymu, niedaleko Watykanu”, a każdy pokój wyposażony w dźwiękoszczelne okna z podwójnymi szybami, klimatyzację, minibar, telewizor z ekranem LCD, kanałami satelitarnymi i filmami na życzenie, elektroniczny sejf oraz alabastrową łazienkę z wanną lub prysznicem.

Attilio Nicory, kardynał od watykańskich nieruchomości, postanowił w podobny sposób wykorzystać inne należące do Kościoła kamienice. Szkopuł w tym, że i one dotąd wynajmowane były ludziom, których trzeba się było jakoś pozbyć. I tu Nicory wykazał się iście katolickim miłosierdziem. Nie wyrzucił ludzi z mieszkań, za to podyktował tak zaporowe czynsze (prawie trzykrotna podwyżka), że dla lokatorów stało się to jednoznaczne z eksmisją.

Nie mamy aż tak wielkich pieniędzy, aby zaspokoić ten permanentny głód pieniądza. W ten sposób zmuszono nas do opuszczenia lokali – twierdzą rozgoryczeni.

Zapewniano mnie, że będę tu mieszkał do końca życia za stały czynsz. Dlatego kilka lat temu wyremontowałem całkiem zdewastowane mieszkanie – mówi Franco Lattughi. Jego czynsz z 700 euro wzrósł do ponad 2000 tysięcy. W podobnej sytuacji znaleźli się inni lokatorzy kościelnych kamienic. Większość – zgodnie z założeniem kardynała – opuściła zajmowane lokale. Ci, którzy jeszcze się opierają, bo nie mają dokąd pójść, założyli stowarzyszenie i wspólnie protestują przeciw woli Watykanu. Mają nadzieję, że kiedy złączą głosy w krzyku rozpaczy, zmięknie serce katolickiego zarządcy. Nadzieja...

Julia Stachurska



nr 27, 12.07.2007 r.

KRAJOBRAZ PO HALBERDZIE

Wielomilionowe straty, setki oszukanych ludzi i firm – to krajobraz po bitwie, czyli działalności ks. Halberdy. Choć od oszustw sutannowego minęło już piętnaście lat, Kościół wciąż nie wyraża chęci naprawienia szkód swojego kapłana.

Na szczęście robi to wreszcie Temida, choć tempo osądzania winnych jest iście żółwie.

Ksiądz prałat Jan Halberda – dyrektor ekonomiczny i szara eminencja diecezji elbląskiej, bohater wielu naszych artykułów (m.in. „FiM” 4/2001) – za wiedzą swojego pryncypała, bpa Andrzeja Śliwińskiego, napożyczał od ludzi i instytucji 32 miliony złotych, za które zbudował i zmodernizował wiele obiektów sakralnych. Gdy przyszło do zwrotu kasy, wypiął się na wszystkich, podobnie zresztą jak jego biskup. Ten ostatni zasłynął w kraju nie tylko udziałem w pożyczkowej aferze i pisaniem modlitewników. W swoim czasie głośno było o jego alkoholowych wyczynach na lotnisku w Moskwie i za kierownicą swojej limuzyny.

Procesy wytoczone przez oszukanych toczą się nadal, ale dzieje się coś, co w Katolandzie może szokować – ludzie zaczynają wygrywać z Kościołem! Doszło nawet do tego, że idąc śladem Dalikowa, komornik zabrał się do licytacji świątyni.


Umarł ze zgryzoty

Andrzej W. pożyczył ks. Halberdzie, legitymującemu się wszelkimi pełnomocnictwami biskupa, sporą kwotę pieniędzy. Było to w 1992 r. Właśnie powstawała nowa diecezja, a operatywny ksiądz potrzebował kasy na realizację licznych inwestycji, m.in. na budowę kościoła, hospicjum, domu samotnej matki i seminarium duchownego.

Obiecywał, że niedługo otrzyma kredyt i natychmiast zwróci zaciągniętą pożyczkę – mówi p. Mirosława, małżonka Andrzeja W. – Opowiadał też o swoich planach sprowadzenia ze Szwecji rewelacyjnych pieców ekologicznych do spalania śmieci, na czym miał robić niebotyczną kasę. Nie było jeszcze powodu, by powątpiewać w prawdziwość tych słów. Gdy jednak po pewnym czasie zaczęliśmy domagać się zwrotu pieniędzy, stosunek ks. Halberdy i biskupa Śliwińskiego do nas zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Obydwaj zaczęli nas traktować jak powietrze. Nie chcieli nawet słyszeć o zwrocie długu.

Andrzejowi W. nie pozostało nic innego, jak oddać sprawę do sądu. Tak też uczynił, ale Temida przez długi czas wyraźnie trzymała stronę biskupa i jego poplecznika. Andrzej W. popadł w finansowe tarapaty, a w końcu w 1999 roku zmarł ze zgryzoty na zawał, choć miał zaledwie 40 lat.

Nie mogłam tej sprawy tak pozostawić, choćby ze względu na pamięć męża – wspomina Mirosława W. – A sprawa nie była łatwa, bo traktowano mnie tak, jakbym to ja okradła biskupa. Musiałam też udowodnić, że mąż pożyczył pieniądze, bo ksiądz Halberda temu zaprzeczał. Przyciśnięty do muru przyznał się wreszcie do pożyczki.

Sąd nakazał, żeby parafia prałata zwróciła Mirosławie W. prawie 600 tys. zł. Ostatecznie sprawa trafiła do komornika, który zawiadomił nowego proboszcza parafii św. Jerzego o wszczęciu postępowania egzekucyjnego. Parafia długo jednak rżnęła głupa i nie reagowała na liczne monity komornika.

Prawdopodobnie dojdzie do licytacji kościoła – mówiła przed paroma laty Mirosława W. – Po tym okresie walki z Kościołem rozpatruję to bardziej w aspekcie moralnym niż finansowym. Jeśli jednak nie będzie innego wyjścia, wezmę kościół i wydzierżawię go.

Choć mamy już rok 2007, Mirosława W. nie otrzymała jeszcze nawet złotówki. Kościoła nikt nie chciał kupić.


Pokrzywdzeni, oszukani

Ile osób i instytucji naciągnął świątobliwy duet Halberda-Śliwiński? Temida dysponuje listą prawie 50 wierzycieli, choć nie ulega wątpliwości, że jest ich więcej. Wielu oszukanych wolało bowiem przełknąć gorzką pigułkę i uniknąć sądzenia się z czarnymi.

Wśród poszkodowanych przez wspomniany duet znalazł się także jeden z mieszkańców Elbląga, któremu należy się zwrot od parafii ponad 8 mln zł (wyrok prawomocny). Na liście pokrzywdzonych widnieje również bank Pekao S.A. w Sopocie, któremu nie spłacono 650 tys. zł kredytu. Na skutek pożyczki (pieniądze przeznaczone były na wypłatę „trzynastki”) udzielonej Halberdzie, w fatalnej sytuacji znalazła się również Barbara S. – księgowa Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, której sąd nakazał zwrócić prawie 190 tys. złotych. Kiedy Adolf S., człowiek blisko 90-letni, dowiedział się, że nie może liczyć na odzyskanie od Halberdy 26 tys. dolarów, wylądował w szpitalu. Jedna z firm z Grudziądza straciła 900 tys. zł. Do gdańskiego Sądu Okręgowego trafiła też sprawa mieszkanki Wybrzeża, której parafia w Elblągu winna była prawie 460 tys. zł. Towarzystwo Wspólnego Inwestowania w Elblągu pożyczyło na potrzeby kościelne sporą kwotę. Oczywiście, nie było mowy o ich zwrocie i w konsekwencji firma upadła, a 400 osób straciło sporą kasę. Dyrektor TWI Sławomir Porzycki usiłuje teraz odzyskać część zaległej kwoty z majątku Kościoła. W czerwcu br. Sąd Rejonowy w Elblągu przyznał TWI dwie nieruchomości przy ul. Kopernika, w których mieści się hospicjum. Wcześniej obiekty te usiłował zlicytować komornik, ale znów nie było chętnych.

Przejęcie wspomnianych budynków nie będzie jednak sprawą prostą. Choćby z tego powodu, że budowa nowego hospicjum potrwa jeszcze długo – przyznał sędzia Mariusz Gregorowicz, który prowadził sprawę.

Czy winni oszustw na tak wielką skalę ponieśli jakiekolwiek konsekwencje? Nie – biskup Śliwiński przeniesiony został co prawda na emeryturę, ale z innego powodu (głośny przed kilku laty wypadek drogowy po pijaku) i włos mu z głowy nie spadł, choć dobrze wiedział o wszystkich finansowych machlojkach swojego podwładnego. I akceptował je...

Jeśli zaś idzie o ks. Halberdę, na pewien okres odsunięto go od pracy na parafii, ale potem wszystko wróciło do stanu pierwotnego. Wbrew opiniom, które być może sam rozpuszczał, nie był kozłem ofiarnym. Obdarzony tytułem Kapelana Jego Świątobliwości nadal ma się dobrze. Jeździ wypasioną limuzyną i unika dziennikarzy jak diabeł święconej wody. Wyrzutów sumienia chyba nie ma, bo Biblię traktuje do bólu (nie swojego) dosłownie: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych (...) dobrze czyńcie tym i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. (...) A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego” (Mt 5, 38–48).

Barbara Sawa



nr 30, 02.08.2007 r.

LIZANIE SPIŻU

Inicjatorom stawiania pomników zmarłego papieża nie chodzi o oddawanie mu czci – bo jest wiele sposobów, by zrobić to piękniej i taniej – a podlizanie się czarnej, „przewodniej sile narodu”.

Siedemnastotysięczne Olecko. Tutaj tak zwana polska transformacja gospodarcza zamiast rozwoju przyniosła stagnację i bezrobocie, które w woj. warmińsko-mazurskim jest szczególnie bolesne. Dlatego wielu mieszkańców wkurzyła wiadomość, że w tych dniach radni podjęli decyzję o przekazaniu z tegorocznego budżetu miasta 88 tys. zł na budowę pomnika JPII.

To zaskakująca decyzja, bo były radny Stanisław Rekść, skarbnik Urzędu Miejskiego Cecylia Domel, a także ks. infułat Edmund Łagód i ks. Cezary Rozmus w imieniu Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Jana Pawła II zwrócili się o dotację w wysokości tylko 36 tysięcy złotych – mówi mieszkaniec Olecka, znany apostata Zbigniew Kaczmarek.

Podczas sesji radna Grażyna Obuchowska proponowała wykreślenie dotacji z projektu uchwały, z kolei radny Zdzisław Mioduszewski proponował, by radni przekazali na pomnik część swoich diet. Oczywiście, nie spotkało się to z aplauzem, podobnie zresztą jak i wniosek Mariusza Miłuna, dotyczący przeprowadzenia referendum w tej sprawie.

Kilka miesięcy wcześniej kruchtowy burmistrz Wacław Olszewski z własnej inicjatywy przekazał 25 tys. zł na przygotowanie terenu pod monument, choć jeden z miejscowych przedsiębiorców gotów był wykonać te prace kilkakrotnie taniej. Teraz, za sprawą Olszewskiego, budowa pomnika stała się zadaniem własnym gminy, bo przecież, jak twierdzi burmistrz, nie chodzi o papieża i religię, a wielkiego człowieka, którego wszyscy kochamy.

Takim szastaniem publicznym groszem powinni się zainteresować dyspozycyjni stróże Kaczorowo-Ziobrowego prawa – mówi jeden z mieszkańców Olecka. – Miasto jest bardzo biedne i pieniądze przydałyby się na przykład na łatanie dziur w jezdniach i chodnikach.


Zbigniew Kaczmarek z kolei podkreśla, że miasto co miesiąc płaci 6 tysięcy złotych za oświetlenie kościoła w centrum, co w skali roku kosztuje podatników 72 tys. zł. Za taką kwotę można by zapewnić wakacyjny wypoczynek kilkudziesięciu biednym dzieciom.

Z powodzeniem można było zrezygnować z tego pomnika, bowiem już prawie dwa lata temu uczczono papieża nadaniem jego imienia Szkole Podstawowej nr 3 – mówi Kaczmarek.

W krakowskiej pracowni rzeźbiarskiej powstaje już model spiżowego JPII, który stanie na oleckim pl. Wolności, czyli w samym centrum miasta. Według wstępnego kosztorysu, pomnik ma kosztować 120 tys. zł, ale wtajemniczeni twierdzą, że dobrze będzie, jeśli sprawa zamknie się kwotą 160–180 tysięcy. Oznaczać to bowiem będzie, że i tak do tej inicjatywy miejscowego prałata Edmunda Ł. miasto dołoży jeszcze sporo złociszy. Ludziska, co prawda, same miały sfinansować monument sługi bożego, ale jakoś nie kwapiły się do sypania groszem i – jak wszędzie – trzeba było sięgnąć do publicznej kasy.

Odmówili ludzie datków, to weźmiemy z ich podatków – trafnie skwitował powstałą sytuację olecczanin, Waldemar Bereśniewicz.

Opisywane przez nas skandaliczne przypadki finansowania papieskich pomników z publicznych pieniędzy, np. w Zduńskiej Woli, niczego nie nauczyły Polaków. Gdy piszę te słowa, jedna z Czytelniczek donosi nam o kolejnym „świętym monumencie”. Tym razem stanie on w podkrakowskiej Skawinie, gdzie wycięto już drzewa przy ulicy... Świętego Jana Pawła II, nr 5. Pod 5-tką właśnie na 2 minuty zatrzymał się papamobil, co teraz upamiętni monument papieża.

Barbara Sawa



nr 30, 02.08.2007 r.

STOP HIPOKRYZJI!

Naród polski znany jest ze swej pobożności i hołdowania posągom. Lokalni politycy dopatrzyli się w tym szaleństwie metody na utrzymanie wygodnych stołków.

Szaleństwo pomnikomanii związane jest, oczywiście, z osobą Jana „Sancto Subito” Pawła II. Nie ma już chyba w Polsce ani jednego miasteczka, ani jednej wioski, w której czegoś nie poświęcono by Karolowi Wielkiemu. Im więcej – tym lepiej, bo liczba pomników JPII w danym mieście jest odzwierciedleniem pobożności mieszkańców i... lokalnych polityków. Ci traktują pomniki JPII jako inwestycje w swą polityczną przyszłość – mówi jeden z łódzkich radnych.

A inwestycje te (ceny monumentów) są doprawdy niemałe. Popatrzmy: Dzierżoniów – 130 tys. zł; Zielona Góra – 160 tys. zł; Piła – 330 tys. zł; Kościan – ok. 100 tys. zł; Suwałki – 250 tys. zł; Zduńska Wola – 204 tys. zł; Katowice – 190 tys. zł; Zambrów – co najmniej 240 tys. zł; Racibórz – 80 tys. zł („Poczet króla”, „FiM” 46/2006). I listę można by uzupełniać w nieskończoność.

--------------------------------------------------------------------------------

Ale pojawiają się i tacy, którzy Papamanii i marnotrawieniu na nią publicznych pieniędzy mówią głośno: dość! W połowie lipca w Toruniu stała się rzecz bez precedensu.

W biały dzień, w samym sercu miasta, przy pomniku Mikołaja Kopernika, zebrała się grupa ludzi, którzy postanowili zaprotestować przeciwko hipokryzji. Inspiracją do zorganizowania tej prekursorskiej akcji stało się odsłonięcie w mieście (30-procentowe bezrobocie) trzeciego pomnika Jana Pawła II. Pomnika wartego 500 tys. zł (!), na który miasto z publicznych pieniędzy dorzuciło 200 tysięcy.

Jako osoby reprezentujące środowisko anarchistyczne sprzeciwiamy się, żeby pieniądze publiczne przekazywane były na podobne inicjatywy, które nie wpływają bezpośrednio na poprawę warunków bytowych najbiedniejszych mieszkańców naszego miasta” – napisali w oświadczeniu organizatorzy protestu. Żeby zademonstrować swoje niezadowolenie, na wieży miejskiego ratusza rozwiesili więc transparent.

Po co zadali sobie tyle trudu, tym bardziej że ochrona ratusza dość szybko uporała się z niepoprawnym polityczno-religijnie kawałkiem materiału?

Biorąc pod uwagę obecną sytuację służby zdrowia oraz finansowy poziom świadczeń socjalnych państwa, uważamy za bezzasadne wydawanie publicznych pieniędzy na budowę kolejnych pomników w imię „katolickich wartości” – twierdzą organizatorzy. – Zaniedbywany sektor świadczeń publicznych w imię pokazowych działań tzw. porządnych katolików nie poprawi sytuacji bytowej biednych rodzin i głodnych dzieci, o które tzw. katolickie elity troszczą się podczas swoich licznych wystąpień – dodają.

Ludzie zadzierali głowy, robili zdjęcia, przyglądali się. Miejmy więc nadzieję, że protest skłoni ich do myślenia.

Na wszelki wypadek przypominamy im słowa abpa Józefa Życińskiego, który starał się swego czasu jakoś naród opamiętać (niestety, bezskutecznie): „Piękniej uczcimy pamięć zmarłego Papieża przez tworzenie kuchni dla ubogich, świetlic dla dzieci, hospicjów dla chorych, czy młodzieżowych ośrodków kultury im. Jana Pawła II. Zrezygnujmy z chorych ambicji, które sugerują wybudowanie kolejnego pomnika szybciej, niż uczyni to sąsiednie miasteczko”.

Gdyby tak słowo stało się ciałem...

Julia Stachurska



nr 30, 02.08.2007 r.

KAMIEŃ W WODĘ

W niebywałym tempie i niezwykłych okolicznościach sprowadzono z Włoch opieczętowaną trumnę oraz pochowano w Polsce człowieka, który – gdyby żył – mógłby mieć wiele do powiedzenia w słynnej aferze salezjańskiej.

Sprawa 10 zakonników z Inspektorii Towarzystwa Salezjańskiego we Wrocławiu, którzy na podstawie fałszywych dokumentów i w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, kierowanej przez ks. doktora teologii Ryszarda Matkowskiego (prezes Fundacji Pomocy dla Młodzieży im. św. Jana Bosko), wyłudzili z Kredyt Banku S.A. ponad 418 mln zł, znalazła swój finał w sądzie. Kiedy zapadnie wyrok, nie wiadomo, ale jedno jest już pewne: w ostatecznym rozrachunku bank bezpowrotnie stracił ok. 133 mln zł i nikt – włącznie z ks. Matkowskim – nie potrafi dzisiaj wyjaśnić, gdzie się te miliony zawieruszyły.

Nie jedyna to zresztą tajemnica...

--------------------------------------------------------------------------------

Gdy w 2001 r. salezjańskim aferzystom zaczęło już zaglądać w oczy widmo nieuchronnej wpadki, „boska” fundacja ks. Matkowskiego zorganizowała we Włoszech „wakacyjny obóz salezjańskiej młodzieży”. W rzeczywistości była to wycieczka kilku spokrewnionych ze sobą osób, blisko związanych z salezjanami. Uczestniczył w niej 44-letni wówczas Bogdan R., którego ksiądz Ryszard określił na toczącym się aktualnie procesie mianem swojego zaufanego kuriera, wożącego przez granicę pieniądze.

Czy ów kurier – uchodzący w Lubinie za człowieka kryształowej uczciwości – mógł świadomie uczestniczyć w przestępstwie?

Faktem jest, że w naszych wstępnych przymiarkach – gdy jeszcze oczekiwaliśmy na polityczne „zielone światło” w sprawie fundacji – zajmował jedną z czołowych pozycji na liście osób przewidzianych do zatrzymania. Niestety, nie zdołaliśmy wyjaśnić, jaką faktycznie odgrywał w nich rolę – przyznaje wrocławski policjant, specjalizujący się w rozpracowywaniu „przestępczości zorganizowanej”.

Nie zdołali, bo Bogdan R. nieszczęśliwie utonął we Włoszech podczas morskiej kąpieli, a jego ciało sprowadzono do Polski i pochowano na cmentarzu w Lubinie. Tak przynajmniej mówią dokumenty.

Problem w tym, że część owych kwitów została ewidentnie sfałszowana, a okoliczności towarzyszące identyfikacji zwłok oraz określeniu przyczyny śmierci budzą najwyższe wątpliwości. Czy Bogdan R. faktycznie umarł? Czy – jeśli umarł – to leży w mogile sygnowanej jego nazwiskiem? Czy może pod zmienionymi personaliami ukrywa się przed światem? Popatrzmy...

--------------------------------------------------------------------------------

Poniedziałek, 4 czerwca 2001 r., godziny popołudniowe, dzika i opustoszała plaża nad Morzem Tyrreńskim, nieopodal maleńkiego włoskiego miasteczka Nocera Terinese w prowincji Catanzaro. Bogdan R., mimo protestów żony Bożeny, wybiera sobie na kąpiel nadzwyczaj niebezpieczne miejsce, gdzie – według późniejszych zapewnień jego najbliższych – „nie było dnia, żeby ktoś nie tonął”. No i stało się...

Jak? Tego rodzina nie ujawnia, zatem o okolicznościach śmierci Bogdana R. wiadomo dzisiaj jedynie tyle, że ok. godz. 17 karabinierzy wyłowili z morza zwłoki człowieka, w którym jeszcze tego samego dnia Kamila J. (siostrzenica pani Bożeny) rozpoznała swojego wujka. Młoda kobieta wyznała 22 listopada 2002 r. w polskim sądzie, że miała pewien kłopot z urzędową identyfikacją, bo ciało było już bardzo opuchnięte.

Nazwijmy to zagadką nr 1, bowiem opisany wygląd zwłok jednoznacznie dowodzi, że czas ich pobytu w wodzie należy szacować nie na godziny czy pół dnia, lecz wiele dni. Gwoli ścisłości dodajmy, że Kamila J. pamiętała m.in., jakoby lekarz dokonujący wstępnych oględzin mówił coś o rozbitej głowie i połamanych kręgach szyjnych wujka.

Zwłoki topielca przewieziono do miejscowości Lamezia Terme, gdzie znajduje się siedziba prokuratury obejmującej właściwością gminę Nocera Terinese, po czym do pomocy w załatwianiu dalszych formalności włączył się z najwyższą ofiarnością włoski wspólnik ks. Matkowskiego, sterowany telefonicznie z Polski.

Wszystko potoczyło się teraz z niewiarygodną wprost szybkością, rodząc przy okazji kolejne zagadki:

* nr 2 – dlaczego przyczynę zgonu badał chirurg Rocco Pistininzi, urzędujący w miejscowości Gerocarne (prowincja Vibo Walentia), odległej od Lamezia Terme o prawie 70 km, choć lekarzy z uprawnieniami medyków sądowych jest w okolicy jeszcze jedenastu (z tego pięciu w promieniu 35 km), a już całkiem pod bokiem prokuratury pracuje w Lamezia Terme, przy Via Nicotera 117, dr Lucia Greco, która – jak sprawdziliśmy – była w czerwcu 2001 r. w pełni sprawna i gotowa do pracy?

* nr 3 – jakim cudem dr Pistininzi stwierdził u denata „utonięcie w słonej wodzie”, skoro w swoim orzeczeniu podpisanym 5 czerwca 2001 r. o godz. 16.15 (zapamiętajmy tę godzinę...) przyznał, że nie pobierał żadnych próbek z płuc, ograniczając się jedynie do „24-godzinnej obserwacji” ciała?

* nr 4 – kogo medyk faktycznie obserwował, jeśli zwłoki Bogdana R. przechowywano – wedle naszej wiedzy – w Lamezia Terme, a na „Zaświadczeniu z przeprowadzonej sekcji zwłok” widnieje zapis, że dr Pistininzi wystawił ten dokument w... Catanzaro?

A może włoski informator „FiM” coś przeoczył i wyłowione z morza ciało jednak przetransportowano dyskretnie do stolicy prowincji, dokąd udał się też dr Pistininzi? Taka ewentualność jest, oczywiście, możliwa, aczkolwiek rodzi następne zagadki:

* nr 5 – dlaczego prokurator Annalisa Marzano z Lamezia Terme (urzędująca zawsze w swoim biurze do godz. 16.30) 5 czerwca pozostała dłużej w pracy, żeby jakiś specjalny kurier (?) dostarczył jej z Catanzaro (godzina jazdy samochodem) podpisany o 16.15 oryginał zaświadczenia z oględzin Bogdana R., aby mogła jeszcze w tym samym dniu wystawić „Zezwolenie na pochowanie zwłok”, które następnie zawieziono do Nocera Terinese, gdzie tamtejszy urzędnik stanu cywilnego musiał otworzyć zamknięte już na cztery spusty biuro, celem sporządzenia i wydania z datą 5 czerwca aktu zgonu Bogdana R.?

* nr 6 – co sprawiło, że w podpisanym przez prokurator Marzano zezwoleniu na pochówek znajduje się adnotacja „ignoti”, oznaczająca „ofiarę nieznaną”, choć blankiet (nie ma nań choćby jednej pieczęci urzędowej prokuratury!) jest wypełniony najprawdziwszymi danymi Bogdana R.?

* nr 7 – z jakich kwitów urzędnik stanu cywilnego w Nocera Terinese spisywał dane R., skoro na akcie jego zgonu (obok szeregu prawidłowych danych personalnych) widzimy zupełnie inne, aczkolwiek bardzo podobne nazwisko?

¤ nr 8 – kim był ów tajemniczy urzędnik (na dokumencie znajduje się jedynie jakiś zygzak, mający uchodzić za podpis, i okrągła pieczęć „Comune di Nocera Terinese”)?

--------------------------------------------------------------------------------

Polskie przepisy powiadają, że:

* „na sprowadzenie zwłok z obcego państwa należy uzyskać zezwolenie starosty właściwego dla miejsca, w którym zwłoki mają być pochowane”, przy czym „podstawą do wydania przez starostę zezwolenia jest obowiązkowe przedłożenie” m.in. aktu zgonu;

* z kolei „do wpisania aktu zgonu sporządzonego za granicą niezbędny jest oryginalny odpis zagranicznego aktu stanu cywilnego lub kserokopia poświadczona przez organ, który przechowuje oryginały ksiąg, a dokument musi być przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego bądź polskiego konsula”.

Innymi słowy: aby trumnę z Bogdanem R. przywieźć do Lubina, należało dostarczyć do tamtejszego Urzędu Stanu Cywilnego uwierzytelniony i przetłumaczony na język polski akt zgonu wystawiony w Nocera Terinese, a uzyskane w USC zaświadczenie podpiąć do podania złożonego w starostwie powiatowym.

Zagadka nr 8 brzmi: dlaczego lubińskie starostwo wystawiło 6 czerwca 2001 r. zgodę na transport zwłok z Włoch do Polski, choć nie dostało wymaganych kwitów?

Bo do urzędu przyszedł osobiście ksiądz dziekan Wiesław Migdał (proboszcz największej w tym mieście parafii św. Maksymiliana Kolbe – dop. red.), wspierając swoim autorytetem towarzyszącego mu jakiegoś włoskiego zakonnika, który praktycznie wymusił na wicestaroście Krzysztofie Krajewskim podpisanie pisma w tej sprawie, mimo braku koniecznych dokumentów – wyjaśnia nam pewien urzędnik.

I zagadka nr 9: jakim sposobem trumna z Bogdanem R. (?) została 13 czerwca 2001 r. złożona w grobie, choć akt zgonu wystawiony przez USC w Lubinie nosi datę 17 czerwca, a dopiero 20 czerwca Wydział Konsularny Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Rzymie nadał do Polski pocztą kurierską „zalegalizowany akt zgonu Pana Bogdana R.”?

--------------------------------------------------------------------------------

Oprócz cudów zręczności w jak najszybszym pochowaniu Bogdana R. (a może tylko uznania go za zmarłego...?), natknęliśmy się również na ewidentne przekłamania w dokumentach, które wynikać mogą albo z kompletnej nieudolności tłumacza przysięgłego (nazwisko znane redakcji), albo – nie bójmy się tego słowa – ordynarnego fałszerstwa. Oto w przetłumaczonym na język polski:

1. „Zezwoleniu na pochowanie zwłok” (Nulla-osta per il seppellimento del cadevere), podpisanym przez prokurator Marzano, pominięto wspomnianą wyżej adnotację „ignoti” (nieznany), choć stoi ona jak byk w sygnaturze rzeczonego dokumentu;

2. „Informacji dotyczącej zmarłego” (Indicazioni relative al cadevere) czytamy, że obok podpisu prok. Marzano znajdują się jeszcze inne pieczęcie i podpisy, których nawet pod mikroskopem dopatrzyć się tam nie sposób – patrz skan;

3. „Akcie zgonu” (Certificato di morte), wystawionym przez urzędnika w Nocera Terinese, tłumacz na własną rękę rozwiązał zagadkę nr 7, bezprawnie usuwając w polskiej wersji aktu błąd w zapisie nazwiska R.

--------------------------------------------------------------------------------

I co z takim pasztetem zrobiono? Nic! Kładziemy na karb ludzkiej zawiści uporczywie krążące po Lubinie pogłoski, że rodzina Bogdana R. opływa dzisiaj w dostatki, silnie odbiegające od uzyskiwanych oficjalnie dochodów. Ale z całą stanowczością musimy, panie ministrze Zbigniewie Ziobro, podkreślić, że z dobrze na ogół poinformowanego źródła słyszeliśmy, jakoby ukradzione przez salezjanów 133 mln zł skutecznie zniechęcały ludzi, mających wpływ na wszczynanie i prowadzenie śledztw, do zajmowania się takimi „drobiazgami” jak śmierć kuriera ks. Matkowskiego, którego zeznania mogłyby doprowadzić do zaginionej, ogromnej fortuny.

Anna Tarczyńska



nr 31, 09.09.2007 r.

O(…)Y

Potrzeba było dwóch lat, żeby opisywany przez nas senator aferzysta trafił wreszcie do pudła...

Na czołówkach wielkonakładowych dzienników i w newsach agencji informacyjnych pojawiły się niedawno sensacje opatrzone tytułami „Były senator zamieszany w pranie brudnych pieniędzy”, „Były senator poszukiwany”, „Areszt dla byłego senatora J.S.” itp.

Cechą wspólną wszystkich publikacji było twierdzenie (zapamiętajmy je przez chwilę...), że tytułowy J.S. (na zdjęciu) reprezentował w Senacie minionej kadencji kolejno Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Socjaldemokrację Polską, a zdecydowana większość autorów – z wyjątkiem Rydzykowego „Naszego Dziennika” – ujawniała, że prokuratura wpadła na trop wielomilionowych machlojek byłego senatora, dokonywanych z pomocą tarnowskiego zakonnika.

¤ ¤ ¤

Uważny Czytelnik zapewne przypomni sobie, że ponad dwa lata temu czytał na naszych łamach o jakimś ówczesnym senatorze J.S., który urządził sobie w Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri (księża filipini) w Tarnowie pralnię pieniędzy, czyniąc jej kierownikiem księdza Pawła P.

Czy „dzisiejszy” J.S. to ten sam, o którym „Fakty i Mity” napisały („Postawa na S.” – nr 20/2005): „Senator z Ligi Polskich Rodzin zapragnął »wyprać« kilka milionów złotych. Zaprzyjaźnionym zakonnikom zaproponował prosty układ: daję »melona« darowizny, zwracacie do ręki 900 tysięcy”, obszernie opisując w ciągu dalszym mechanizm procederu oraz współdziałających w nim – wymienionych z imienia i nazwiska – złoczyńców?

Ktoś powie: Niemożliwe, bo przecież wszystkie media zapewniają, że „dzisiejszy” J.S. należał do PSL-u, a później do Socjaldemokracji, zaś „FiM” przypisały go do drużyny Romana Giertycha. No, chyba że mój tygodnik fatalnie się pomylił...

Odpowiadamy: to dokładnie ten sam były senator J.S., a w sprawie jego przynależności parlamentarnej w okresie gdy afera wybuchła, mylą się wszyscy dookoła, ale nie my!

A może ci „wszyscy” z premedytacją manipulują więzami partyjnymi J.S., „zapominając” o jego błyskotliwej karierze w LPR?

Wszak każdy dziennikarz z łatwością dowie się z parlamentarnego archiwum, że J.S. – po zdobyciu w 2001 r. mandatu senatora z ramienia PSL – należał do Koła Senatorów Ludowych i Niezależnych, po czym 11 sierpnia 2004 r. wstąpił do Koła Senatorskiego Ligi Polskich Rodzin, obejmując tam funkcję wiceprzewodniczącego.

W LPR czytają „FiM” uważnie i 31 maja 2005 r. (tuż po ujawnieniu przez nas szczegółów funkcjonowania pralni u księży filipinów), J.S. został senatorem niezrzeszonym, a dopiero w samej końcówce kadencji (od 15 czerwca 2005 r.) przytulił się na niespełna trzy miesiące do SdPl.

¤ ¤ ¤

Przechodząc do sedna sprawy...

Skoro J.S. wylądował wreszcie za kratkami, można się spodziewać, że przez dłuższy czas pozostanie na medialnym topie. Przedstawiamy zatem – nie publikowaną wcześniej – genezę jego upadku, żywiąc przy okazji nadzieję, że ta krótka ściągawka dotycząca wydarzeń z okresu, gdy J.S. był senatorem LPR, uchroni czytelników gazet codziennych od robienia im wody z mózgów:

¤ 8 października 2004 r. – Generalny Inspektor Informacji Finansowej składa Prokuraturze Okręgowej w Tarnowie zawiadomienie o przestępstwie. W dokumencie tym czytamy m.in., że ks. Paweł P., będący pełnomocnikiem do konta bankowego Kongregacji Oratorium im. św. Filipa Neri, a także senator J.S., prowadzący działalność gospodarczą w ramach firmy „Tarel” z siedzibą w Woli Rzędzińskiej, i jego dwaj synowie M. i J. S. „mogli swym zachowaniem naruszyć przepisy art. 299 par. 1 k.k. oraz 56 par. 1 kodeksu karnego skarbowego” (odpowiednio: pranie brudnych pieniędzy

i oszustwo podatkowe);

¤ 29 października 2004 r. – prokurator Włodzimierz Kumorowski wszczyna śledztwo (sygn. III Ds. 31/04/S), by wkrótce zgromadzić materiały bezspornie dowodzące, że „ksiądz Paweł P. przywłaszczył na szkodę Kongregacji Oratorium im. św. Filipa Neri środki finansowe w łącznej kwocie około 2,5 mln złotych, które pochodziły z wpłat od firmy »Tarel« J.S., oraz od M. i J. S. będących udziałowcami Przedsiębiorstwa Usługowego »Smoler« w Woli Rzędzińskiej”. W papierach wpłat tych dokonywano na „działalność charytatywno-opiekuńczą”. Gdy śledczy upewnili się, że „ksiądz Paweł P. nie finansował tego rodzaju działalności przy wykorzystaniu tak znacznych środków finansowych”, a kasa wyparowała z parafialnego konta, postawili wielebnemu zarzuty kradzieży i ukrycia pieniędzy pochodzących z przestępstwa (w domyśle: z senatorskiej pralni);

¤ 11 kwietnia 2005 r. – ks. Paweł P. zostaje zatrzymany, a po przedstawieniu zarzutów (poszedł w zaparte, twierdząc, że pieniądze wydał na „działalność charytatywną”, której wszakże w żaden sposób nie potrafił udokumentować) Sąd Rejonowy w Tarnowie postanawia o jego tymczasowym aresztowaniu, uzależniając uchylenie tego środka zapobiegawczego od wpłaty kaucji w kwocie 70 tys. zł oraz „poręczenia osoby godnej zaufania”;

¤ 13 kwietnia 2005 r. – konfratrzy ks. Pawła P. wpłacają wyznaczoną przez sąd kaucję, a przełożony tarnowskiego klasztoru ks. superior Stanisław Jura składa osobiste poręczenie, dzięki czemu podejrzany wychodzi na wolność (prokuratura zatrzymuje mu paszport, sąd zakazuje wyjazdów za granicę).

¤ ¤ ¤

Takie były początki afery. W toku dalszego (dziwnie długiego...) śledztwa wyszło na jaw, że ks. Paweł P. wyprowadził z kościelnej kasy dużo więcej, niż sądzono, bo ponad 4,5 mln zł. Znaczna część tej kwoty (3 mln 255 tys. zł) pochodziła od firmy J.S., która dzięki „darowiznom” uzyskiwała wielkie odpisy podatkowe. Prawie trzy miliony złotych wypranych u księży filipinów wróciło – zdaniem prokuratury – do kieszeni tego byłego senatora Ligi Polskich Rodzin, modlącego się dziś w areszcie o to, żeby ks. Paweł P. (jego proces toczy się obecnie przed Sądem Okręgowym w Tarnowie) wziął cały przekręt na siebie...

Anna Tarczyńska



nr 32, 16.08.2007 r.

IMPERIUM RYDZYKA

Tygodnik „Wprost” próbował ustalić, ile warte są instytucje kontrolowane przez księdza Rydzyka – Radio Maryja, Telewizja Trwam i „Nasz Dziennik”. Dziennikarzom wyszła kwota 294 mln złotych. Gdyby te firmy medialne były jego prywatną własnością, wymieniona kwota sytuowałaby Rydzyka na 87 miejscu w rankingu najbogatszych Polaków.

AC



nr 32, 16.08.2007 r.

PRIORYTETY

Podczas tych nieznośnych upałów miałem wątpliwą przyjemność ulec wypadkowi. W trakcie zszywania sporej rany na skórze nie mogłem w spokoju ducha poddać się zabiegowi, gdyż co chwilę dochodziło do awantur pomiędzy pacjentami a dyżurującym personelem oddziału urazowego szpitala w Krakowie.

Zrozpaczeni pacjenci, nawet z dość poważnie wyglądającymi urazami, byli odsyłani z jednego szpitala do drugiego (często po raz kolejny), gdyż tłumaczono im, że to nie ich rejon.

Problem dotyczył mieszkańców Podgórza, gdyż ta chyba największa, prawie trzystutysięczna, dzielnica Krakowa do dziś nie posiada swojego szpitala, a jej mieszkańcy zdani są na łaskę innych krakowskich placówek, co przy strajku służby zdrowia nie wyglądało zbyt ciekawie. Czy w dzisiejszych czasach, w cywilizowanym kraju, jest możliwe, aby tak liczna rzesza ludzi była pozbawiona rzetelnej opieki medycznej?

Problem ten próbowano rozwiązać już dawno – w latach siedemdziesiątych.

Ta „gorsza” władza, kierując się potrzebami społecznymi, postanowiła wybudować szpital dla Podgórza, a wkrótce przystąpiono od słów do czynów i zaczęto budować duży nowoczesny kompleks na osiedlu Kurdwanów.

Kiedy jednak przyszedł ten długo oczekiwany i utęskniony rok 1989, zmieniły się priorytety. Nowi przywódcy narodu wiedzieli lepiej, czego społeczeństwo naprawdę potrzebuje.

Wkrótce, z przyczyn finansowych, prace budowlane ustały. Do dziś pozostał tam szkielet nieukończonej budowli – niemy pomnik wielomilionowego marnotrawstwa publicznych pieniędzy. Powstałe tam ruiny stały się ulubionym miejscem spotkań narkomanów

i elementu różnej maści. Za to dosłownie obok doszło do realizacji innej potężnej inwestycji, ochoczo współfinansowanej przez władze miasta – to sanktuarium Faustyny i Wojtyły w Łagiewnikach.

Dziś ta ogromna i wyjątkowo szpetna budowla (z wieżą przypominającą niedopałek papierosa) wznosi się dumnie nad Podgórzem, a jej mieszkańcom, zamiast leczyć się w nowoczesnym szpitalu, pozostało tylko modlić się o swoje zdrowie. I może jeszcze

o mądrzejsze władze Krakowa i całej Polski...

Paweł z Krakowa



nr 35, 06.09.2007 r.

SREBRNIKI

Ksiądz Rydzyk ma krótką pamięć i nienasycony apetyt...

Jest w Polsce taka prywatna uczelnia, która w środowisku akademickim uznawana jest za całkiem niepoważną pod względem naukowym, od kandydatów na studia wymaga świadectwa moralności wystawionego przez księdza proboszcza, a w rankingach szkół wyższych wlecze się w samym ogonie (w 2006 r. na 55 miejscu wśród 58 objętych klasyfikacją niepaństwowych szkół niebiznesowych, w 2007 r. – 65 miejsce wśród 70 uczestników rankingu). Przed referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej właściciel tej uczelni apelował i ostrzegał publicznie: „Rolnicy, którzy będą brać unijne dotacje, będą judaszami, którzy za eurosrebrniki sprzedają matkę Ojczyznę!”.

Zdawać by się mogło niemożliwe, żeby tego sortu człowieka i jego lichą uczelnię Unia Europejska – dzięki staraniom i rekomendacji polskiego rządu – wspierała milionami euro. A jednak...

¤ ¤ ¤

Zgodnym wysiłkiem Ministerstw: Rozwoju Regionalnego oraz Nauki i Szkolnictwa Wyższego, o. Tadeusz Rydzyk dostanie co najmniej 15 mln euro (ok. 60 mln złotych) na „rozwój nowoczesnych ośrodków akademickich, przede wszystkim kształcących specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii” w jego toruńskiej Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej. Za tym nic niemówiącym określeniem kryje się faktycznie rozbudowa usytuowanego nad Wisłą kompleksu akademickiego o jeszcze mniej mówiącej nazwie Inkubator Nowoczesnych Technologii na rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

Nasza opinia była pozytywna, bo projekt jest zgodny z celami programu, który ma promować kształcenie w kierunkach technicznych, informatycznych i nauk podstawowych” – zapewnia minister rozwoju Grażyna Gęsicka, zdecydowanie odcinając się od pojawiających się tu i ówdzie spekulacji, że w obliczu wyborów PiS po prostu chciało zrobić o. Rydzykowi dobrze.

Ktoś powie: Co mnie obchodzi interes Unii, skoro pieniądze płyną do Polski i tylko to powinno się liczyć. Rzecz w tym, że Polska płaci składki do wspólnej unijnej kasy i znaczna część pieniędzy, które trafią do o. Rydzyka, pochodzi z naszych, podatników, portfeli.

Rzecz również w tym, że renomowane uczelnie i placówki badawcze (np. Wydział Fizyki Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu) nawet nie mogą marzyć o podobnym zainteresowaniu i poparciu polskiego (?) rządu...

Dominika Nagel



nr 35, 06.09.2007 r. PATRZYMY IM NA RĘCE

RAJ NA ZIEMI

PIĘTNAŚCIE MILIARDÓW ZŁOTYCH! O taką mniej więcej kwotę wzbogacą się watykańczycy w ostatecznym bilansie prac Komisji Majątkowej ds. zwrotu mienia Kościoła katolickiego. A miliony wciąż płyną do „czarnej dziury”...

Kościół kat. właśnie dostał od IV Rzeczypospolitej kolejny, wspaniały prezent: 10,2 ha gruntu po byłej zajezdni trolejbusowej i autobusowej w podwarszawskim Piasecznie, przy łączącej to miasto ze stolicą ul. Puławskiej. Wartość? Jedna z lokalnych gazet oszacowała nieruchomość na ok. 40 mln zł. Ludzie z branży deweloperskiej twierdzą, że księża zainkasują za nią wkrótce ponad 400 mln zł...

Formalnie rzecz biorąc, obdarowano Zakon Szpitalny św. Jana Bożego (bonifratrzy) i – w ułamkowej części – Zgromadzenie Sióstr Dominikanek, a reprezentującym wszystkich Polaków sponsorem jest Komisja Majątkowa ds. zwrotu mienia Kościoła katolickiego, działająca przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Patent jest od kilkunastu już lat niezmienny: rekompensowanie Watykanowi strat poniesionych z tytułu upaństwowienia kościelnych włości za wczesnej komuny. Uprzytomnijmy sobie zatem, że:

¤ działająca na mocy Ustawy z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Krk w Rzeczypospolitej Polskiej Komisja Majątkowa może (w praktyce musi!) „przywrócić kościelnym osobom prawnym własność nieruchomości lub ich części” bądź „przyznać odpowiednie nieruchomości zamienne, gdyby przywrócenie własności natrafiało na trudne do przezwyciężenia przeszkody”, a w ostateczności „przyznać odszkodowanie”;

¤ Komisja nosi pewne cechy sądu kapturowego, bo jej „wyroki” są ostateczne i nie podlegają zaskarżeniu, a opinia publiczna dopiero post factum dowiaduje się o decyzjach podejmowanych w zamkniętym gronie 14 stałych członków (wyznaczonych w równej liczbie przez ministra spraw wewnętrznych i administracji, pobierających z tego tytułu w 2007 r. co miesiąc „zryczałtowane diety” w kwocie 5,5 tys. zł (brutto), zaś w przypadku dwóch współprzewodniczących – po 7,5 tys. zł;

¤ w kolejce do rozpatrzenia oczekuje jeszcze ok. 250 kościelnych wniosków (z 3063 wszystkich zgłoszeń), realizowanych według uzgodnionej w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu zasady: „stan mienia na dzień jego utraty, wartość – według cen aktualnie obowiązujących”. Taka zasada daje kościółkowym milionowe zarobki;

¤ uwzględniając rekordy (np. grunty plus 84 mln zł odszkodowania dla krakowskich cystersów czy zajezdnia w Piasecznie dla bonifratrów) i drobnicę (np. parafia św. Stanisława Biskupa w Ostrowie Wielkopolskim, która wzięła grunt oszacowany na 1,8 mln zł, a wciąż walczy o więcej), średnia wartość przekazywanych sutannowym majątków mieści się w granicach 4–5 mln zł. Tak więc, gdy Komisja zakończy wreszcie swoje prace, polski kat. Kościół będzie bogatszy o około 15 miliardów złotych; za taką sumę można by np. postawić na nogi (podwyżki + inwestycje) całą służbę zdrowia albo załatwić inne roszczenia wobec państwa, np. Kresowiaków czy Żydów;

¤ rzucenie gruntów na wolny rynek i do deweloperów natychmiast pomnaża owo 15 mld zł co najmniej czterokrotnie.

¤ ¤ ¤

Wróćmy do najnowszej daniny. „Szpital św. Jana Bożego przy ulicy Bonifraterskiej, który w czasie wojny podzielił tragiczny los miasta, nie został po wojnie odbudowany. Na należącym do braci placu wzniesiono osiedle mieszkaniowe” – wyliczają swoje wojenne straty (czemu nie zwrócili się do rządu Niemiec?) zakonnicy na stronie internetowej.

Dostali w zamian (bez wiedzy i zgody zainteresowanych samorządów!!!) grunt kluczowy dla realizacji strategii rozwoju Warszawy, zakładającej m.in. budowę linii szybkiego tramwaju łączącej stolicę z Piasecznem.

Na tę nieruchomość już od kilku lat ostrzyli sobie zęby rozmaici inwestorzy, bowiem w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego jest zapis, że teren byłej zajezdni może być wykorzystany komercyjnie w ramach „technicznej obsługi” naszego miasta. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że zakonnicy sprzedadzą swoją zdobycz, pozostaje jedynie pytanie, kiedy i za ile. Gdyby uczynili to dzisiaj, znam kontrahentów gotowych zapłacić za nią nawet 150 milionów złotych. Ale braciszkowie prawdopodobnie poczekają. Gdy emocje ucichną, załatwią sobie zmianę planu zagospodarowania pod wielorodzinną „mieszkaniówkę” i zainkasują od deweloperów grubo ponad 400 mln zł – ocenia radny z Piaseczna.

¤ ¤ ¤

Dlaczego ślubujący ubóstwo mnisi mieliby biednieć, skoro lokalne samorządy aż duszą się od nadmiaru pieniędzy? Oto inne, jeszcze „ciepłe” przykłady:

¤ „Wykaz zadań i realizujących je podmiotów, którym udziela się dotacji z budżetu Województwa Pomorskiego” (załącznik nr 1 do Uchwały Nr 158/XI/07 Sejmiku Województwa Pomorskiego z 30 lipca 2007 r.) zawiera 30 pozycji. Wszystkie dotyczą parafii kat. Kościoła. Łączna kwota wsparcia to 2 mln 66 tys. 439 zł;

¤ Analogiczny projekt w województwie podkarpackim liczy sobie 117 pozycji i kosztować będzie podatników okrągłe 2 mln zł. Na liście znajdują się wyłącznie placówki kat. Kościoła.

Poza wszelką konkurencją znalazł się natomiast Sejmik Województwa Mazowieckiego, którego marszałek Adam Struzik (PSL) wsławił się w nieodległej przeszłości wypłatą 20 mln zł z publicznej kasy na glempową Świątynię Opatrzności Bożej.

Oto w niewinnie – zdawać by się mogło – brzmiącej Uchwale nr 101/07 Sejmiku z 25 czerwca 2007 roku czytamy, że specjalna komisja rozpatrująca wnioski składane przez właścicieli zabytkowych nieruchomości o udzielenie im dotacji finansowych „podjęła decyzję na zasadzie consensusu i zaopiniowała 145 wniosków pozytywnie i 57 negatywnie”.

Dotarliśmy do wykazu szczęśliwców, między których rozdysponowano 4 mln 615 tys. 500 zł. Dowiedzieliśmy się, że na Mazowszu jedynymi zabytkami są kościoły i plebanie, klasztory oraz... kuria biskupia.

¤ Biedny jak mysz kościelna ordynariusz warszawsko-praski arcybiskup Sławoj Leszek Głódź otrzymał od Struzika 80 tys. zł na „wymianę okien” w swojej rezydencji, choć rok wcześniej dostał już 500 tys. zł na remont kurii;

¤ Wyższe Seminarium Duchowne w Płocku zasilono 25 tys. zł na „kontynuację remontu elewacji oraz wymianę okien”;

¤ Nawet złotówką nie wsparto remontu niezwykle cennego zabytku w Szydłowcu (zachowana we fragmentach „Szydłowiecka Zośka” z XVII w. – rzeźba mieszczki na renesansowej kolumnie) czy zespołu pałacowo-parkowego w Giżycach (XVIII w.), w którym mieści się obecnie Dom Dziecka.

¤ ¤ ¤

A może przebogaci ojcowie bonifratrzy przyłączą się do pomnażania majątku Caritasu? Ta akcja zdaje się nie mieć końca. Oto tylko w ostatnich paru miesiącach:

¤ „Rada Miasta Gdańska wyraża zgodę na udzielenie przez Prezydenta bonifikaty do wysokości 99 proc. dla Caritas Archidiecezji Gdańskiej z siedzibą w Sopocie, od ceny sprzedaży nieruchomości stanowiącej własność Gminy Miasta Gdańska, położonej w Gdańsku-Wrzeszczu przy ul. Jesionowej 6A, obejmującej działkę obszaru 664 mkw., zabudowaną budynkiem jednokondygnacyjnym (...)” – czytamy w Uchwale nr XI/250/07 z 28 czerwca 2007 r. Innymi słowy: za nieruchomość oszacowaną przez rzeczoznawcę majątkowego na 589,8 tys. zł Caritas zapłaci niespełna 6 tys. zł;

¤ „Rada Miejska w Dąbrowie Górniczej, na wniosek Prezydenta Miasta, wyraża zgodę na przeznaczenie do sprzedaży w drodze bezprzetargowej na rzecz Caritas Diecezji Sosnowieckiej w Sosnowcu z zastosowaniem bonifikaty w wysokości do 99 proc. ceny sprzedaży nieruchomości zabudowanej o pow. 1161 mkw. położonej w Dąbrowie Górniczej przy Alei Zwycięstwa 6” – czytamy w Uchwale nr XIV/196/07 z 12 lipca 2007 r., o sprezentowaniu Caritasowi obiektu wycenionego na 800 tys. zł za jedną setną jego wartości;

¤ „Wyraża się zgodę na zbycie nieruchomości zabudowanej położonej w Zagórzu Śląskim przy ul. Głównej 13 (...) o powierzchni 4,9980 ha w drodze bezprzetargowej, z zastosowaniem 10 proc. bonifikaty od ceny, na rzecz Caritas Diecezji Świdnickiej” – zadecydowali (Uchwałą nr VI/52/07) radni Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Za położony na 5-hektarowej działce obiekt byłego sanatorium dziecięcego (nieruchomość wyceniona na 948 tys. 434 zł) Caritas zapłaci jedną dziesiątą wartości.

¤ ¤ ¤

Kat. Kościół ma w Polsce ponad 10 tys. parafii. Przy większości z nich działają rozmaite wspólnoty, organizacje i stowarzyszenia, regularnie wygrywające konkursy (czytaj: inkasujące z kasy publicznej wielotysięczne kwoty) na realizację tzw. zadań publicznych gmin polegających na prowadzeniu świetlic dla dzieci i młodzieży, przytulisk dla ubogich, doradzanie bezrobotnym itp. Dochodzi przy tym – głównie z powodu braku kontroli – do bardzo wielu nadużyć

Parafii św. Franciszka w Świebodzicach przekazano z budżetu miasta środki w kwocie 15 tys. zł w roku 2005, a w roku 2006 – 25 tys. zł. Nadmienić należy, że większość zakupionych materiałów i usług nie była związana z działalnością i potrzebami świetlicy środowiskowej »Oaza«, o czym świadczą przedłożone faktury, dotyczące m.in. zakupu różnych artykułów spożywczych (w ilościach detalicznych) i przemysłowych, ponadto z tytułu dostawy gazu, wody i energii elektrycznej dla plebanii” – czytamy w protokole kontroli przeprowadzonej przez Regionalną Izbę Obrachunkową we Wrocławiu.

Proboszcz ze Świebodzic miał pecha, bo Izba nie lubiła tamtejszego burmistrza. Gdyby w Polsce rzetelnie skontrolowano wszystkie przepływy pieniędzy na zadania publiczne gmin, okazałoby się, że co najmniej jedna trzecia środków, czyli w skali kraju około 50 mln zł rocznie, wykorzystywana jest niezgodnie z przeznaczeniem na potrzeby wewnątrzkościelne – szacuje specjalista z Najwyższej Izby Kontroli.

Anna Tarczyńska



nr 39, 04.102007 r.

KTOKOLWIEK WIDZIAŁ...

Policjanci z całego kraju poszukują ks. Franciszka Augustyńskiego z Łowicza, który w maju ubiegłego roku zniknął w tajemniczych okolicznościach (ostatnio widziano go w Londynie), pozostawiając olbrzymie długi. Kapłan wyłudził od parafian, księży i banku łącznie około pół miliona złotych. Prawdopodobnie sporo pieniędzy przegrał w karty. Nie można wykluczyć – usłyszeliśmy w łowickiej prokuraturze – iż niedługo w sprawie ks. Augustyńskiego, byłego wikariusza generalnego diecezji, wystosowany zostanie międzynarodowy list gończy. Łowicka kuria, która długo nie chciała w tej sprawie współpracować z organami ścigania, odmawia wszelkich komentarzy dotyczących skandalu, co zapewne ma związek m.in. z nielegalnym poświadczeniem przez bp. Józefa Zawitkowskiego kredytu zaciągniętego przez oszusta w sutannie.

BS



nr 39, 04.102007 r. PATRZYMY IM NA RĘCE

CHŁOPCY Z FERAJNY

PIS RZĄDZI I „RZĄDZI”. W TYM PIERWSZYM PRZYPADKU TONĄ MILIONY ZŁOTYCH, W DRUGIM – LUDZIE...

Zygmunt Cholewiński jest jednym z najbardziej znaczących działaczy Prawa i Sprawiedliwości na Podkarpaciu. W latach 1992–2006 sprawował nieprzerwanie urząd wójta gminy Pysznica (9 tys. mieszkańców), a po ubiegłorocznych wyborach samorządowych został wybrany przez partyjnych kolegów samym głównym marszałkiem Sejmiku Województwa Podkarpackiego.

Coś nam się wydaje, że uciekł do przodu przed... prokuratorem. Popatrzmy:

* 11 września 2003 r. Rada Gminy Pysznica podjęła na wniosek wójta decyzję o rozpoczęciu wieloletniego programu inwestycyjnego, obejmującego trzy kosztowne i priorytetowe zadania, wśród których znalazło się rychłe zakończenie trwającej już od 1998 r. budowy nowego gimnazjum – obok już istniejącego i całkowicie zaspokajającego potrzeby wsi – kosztem 15 mln zł (14,6 mln z budżetu gminy, 400 tys. zł z kasy państwa). W tym samym dniu radni podjęli jeszcze uchwałę nakazującą definitywne zakończenie inwestycji w roku 2007 oraz określającą harmonogram najbliższych na ten cel wydatków (2003 rok – 640 tys. zł, 2004 r. – 1 mln zł). Wykonanie obu uchwał powierzono wójtowi Cholewińskiemu;

* Kolejne pieniądze włożone przez gminę w nadzorowaną przez Cholewińskiego budowę gimnazjum to: 1 mln 62 tys. zł w 2005 r. i 400 tys. zł w roku ubiegłym. Na wypadek, gdyby jakiś organ śledczy chciał przyjrzeć się sprawie, podajemy, że zapisano te wydatki odpowiednio w uchwałach Rady Gminy z 9 lutego 2005 r. oraz 28 kwietnia 2006 r.;

* 16 lutego 2007 r. – gdy Cholewiński był już marszałkiem, a posadę wójta objął jego partyjny kolega i długoletni zastępca Tadeusz Bąk – stał się cud. Oto w gminnej uchwale budżetowej na 2007 r. czytamy, że zakończenie budowy gimnazjum planowane jest na... 2013 r., zaś wartość inwestycji zmalała z 15 do 7,8 mln zł. Radni (w zdecydowanej większości wywodzący się z PiS-u) podsumowali dotychczasowe wydatki i wyszło im 3,1 mln zł, po czym – spełniając życzenie Bąka – postanowili brnąć dalej, zaciągając 0,5 mln zł na kontynuację budowy.

--------------------------------------------------------------------------------

Mieszkańcy wsi długo nie mogli się nadziwić, po jaką cholerę potrzebny im jest gigantyczny obiekt (4200 mkw. powierzchni dydaktycznej i hala sportowa z zapleczem – 1600 mkw.), skoro w istniejących trzech gminnych gimnazjach pobierało w 2004 r. naukę 410 uczniów i nic nie wskazywało, żeby ta liczba miała raptownie wzrosnąć.

Wszystko wyszło na jaw wiosną 2006 r., kiedy to w Pysznicy zarejestrowała się fundacja „Signum Temporis”, kierowana przez księdza prezesa Jana Zimnego, będącego też szefem Instytutu Teologicznego – kościelnej szkoły zawodowej diecezji sandomierskiej. Okazało się, że fundacja zamierza ulokować u Cholewińskiego siedzibę Europejskiego Centrum Edukacyjnego im. Świętych Cyryla i Metodego – uczelni powołanej dekretem biskupa sandomierskiego Andrzeja Dzięgi „do współpracy kulturowo-duszpasterskiej w Europie Środkowej”.

A gdzie konkretnie owo Centrum miałoby się mieścić? Oczywiście w... nowiusieńkim obiekcie nikomu już niepotrzebnego gimnazjum, budowanego za ciężkie publiczne miliony!

Pojawienie się szkoły wyższej na terenie naszej gminy to olbrzymia szansa na rozwój. Byłoby olbrzymim błędem z naszej strony, gdybyśmy nie spróbowali wykorzystać tej okazji” – robił radnym wodę z mózgu wójt Cholewiński.

Mocno zadłużona (2,3 mln zł deficytu) gmina robi bokami, więc rozbabrana – jak widać na zdjęciu – inwestycja długo jeszcze nie zostanie ukończona. Ci od Cyryla i Metodego trochę się już niecierpliwią, ale zapewne poczekają na gotowe, bo i po cóż sięgać do kasy kościelnej, skoro można doić naiwniaków.

A zresztą żaden to już dzisiaj kłopot dla marszałka Cholewińskiego. Ma inny...

Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego podczas kontroli w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Podkarpackiego ujawnili nieprawidłowości w realizacji wykonania portalu internetowego »Wrota Podkarpacia« (kosztował 2,8 mln zł, pochłonie kolejne 1,3 mln zł, a wciąż nie spełnia projektowanych parametrów – dop. red.). (...) Do nieprawidłowości dochodziło na poszczególnych etapach procesu realizacji zamówienia: od nieuprawnionych zmian w budżecie województwa podkarpackiego, poprzez zatwierdzenie odbioru zleconych prac, zlecenie rozbudowy portalu w 2006 r. i również odbioru wykonanych prac” – czytamy w komunikacie z 17 kwietnia 2007 r., w którym CBA obiecało natychmiastowe wszczęcie śledztwa, o którym do dzisiaj nic nie słychać.

Czyżby dlatego, że to właśnie Cholewiński podpisał 8 stycznia 2007 r. protokół końcowego odbioru spartaczonych „Wrót Podkarpacia”, zapewniając, że „Realizacja projektu i wdrożenie zostały przyjęte bez zastrzeżeń”? (...)

Anna Tarczyńska



nr 40, 11.10.2007 r. ŚLUBY UBÓSTWA

W SŁUŻBIE BOGU I MAMONIE

Marmury, eksponaty, pozłacane meble, kryształowe cacka... Pałac monarchy? Nie, to tylko ośrodek charytatywno-opiekuńczy Caritasu dla wiejskiej biedoty – jaja sobie robi kościelny hierarcha.

Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, o którym pisaliśmy wielokrotnie i nie zawsze ciepło, zaprosił nas, żebyśmy wpadli do niego z wizytą.

Uczynił to w sposób bardzo zawoalowany (by nie rzec pokrętny...), ale jako ludzie umiejący czytać między wierszami, bez trudu rozszyfrowaliśmy intencję ekscelencji.

Wyraził ją 23 września w warszawskim kościele św. Krzyża podczas specjalnej mszy dla dziennikarzy, odprawionej z okazji obchodów 41. Światowego Dnia Środków Społecznego Przekazu (arcybiskup jest przewodniczącym Rady ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski).

Swoją homilię zaczął od połajanek, wytykając ludziom mediów, że w rozrachunku z przeszłością „nie sprostali wyzwaniu, goniąc za sensacją, za odkrywaniem bulwersujących elementów w życiorysach ludzi, także ludzi Kościoła”. „Nie możecie służyć Bogu i mamonie” – przestrzegał, grożąc mękami piekielnymi dziennikarzom „fałszującym obraz Kościoła”, niedostrzegającym, że jest to przecież „charyzmatyczna” instytucja, służąca cierpiącym i ubogim, nieustannie w tym dziele „doświadczana męczeństwem” kapłanów.

Później abp Głódź nieco się udobruchał, uprzejmie zapewniając, że jest absolutnie „za” wolnym słowem – oczywiście, o ile „służy wartościom i prawdzie” oraz „nie kłania się okolicznościom”.

W zakończeniu można go już było do rany przyłożyć, gdy serdecznie zapraszał żurnalistów do pokazywania wszelkiej, także kościelnej, „codzienności we właściwych proporcjach i kolorach”.

Nie musiał nam tego dwa razy powtarzać...

--------------------------------------------------------------------------------

W przekonaniu, że ekscelencji sprawi szczególną przyjemność, jeśli właśnie na jego przykładzie pokażemy, jak krzywdzące bywają nieroztropne opinie „fałszujące obraz Kościoła”, pognaliśmy na Podlasie. Do pałacu w Bobrówce (rodzinna wieś arcybiskupa), którą to nieruchomość – „służąc mamonie” wypłacanej nam co miesiąc przez Jonasza – opisywaliśmy w przeszłości jako dowód nieposkromionej pychy i nieprzebranego bogactwa kościelnego hierarchy („Muzeum Flaszki”, „Jaśniepan Głódź” – „FiM” 13/2006, 11/2007).

Przypomnijmy, że okropnie się wówczas nad nim pastwiliśmy, ponieważ:

* za swój nabytek (kompleks budynków po zlikwidowanej szkole z działką o powierzchni 4,5 tys. mkw.) zapłacił zaledwie 60 tys. zł, choć wcześniej – kosztem ok. 50 tys. zł – gmina wymieniła w obiekcie więźby dachowe oraz zainstalowała nowoczesne ogrzewanie;


* wobec tego, co widzieliśmy na własne oczy, kłamliwą zdawała się deklaracja arcybiskupa, że w byłej szkole zamienionej w pałac urządzi skromną izbę pamiątek, a resztę pomieszczeń przeznaczy na potrzeby leczniczo-rehabilitacyjne swoich 390 sąsiadów, których „głównym źródłem utrzymania jest prowadzenie gospodarstwa rolnego oraz różnego typu świadczenia socjalne” – jak czytamy w gminnym planie rozwoju wsi.

Jadąc do Bobrówki, sumienie nas po drodze gryzło, bowiem słyszeliśmy z łódzkiej oddali, że 14 kwietnia, czyli tuż po naszej ostatniej publikacji, w pałacu abpa Głódzia i „dzięki jego wsparciu” uroczyście otwarto Centrum Charytatywno-Opiekuńcze:

Osoby starsze, chore i niepełnosprawne znalazły fachową pomoc. W placówce znajduje się gabinet fizykoterapii i kinezjoterapii (proste ćwiczenia ruchowe usprawniające pracę umysłu, zwane też „gimnastyką mózgu” – dop. red.). Przygotowano również dwie pracownie Warsztatów Terapii Zajęciowej, a dla niepełnosprawnych dzieci salę doświadczania świata. Ponadto w centrum powstały

sale komputerowe oraz pokoje dla potrzeb rehabilitacji społecznej i zawodowej. Dzienną opieką zostaną objęci nie tylko mieszkańcy wsi, ale również osoby z sąsiednich miejscowości” – przeczytaliśmy w komunikacie Caritasu Archidiecezji Białostockiej, powielonym później we wszystkich lokalnych mediach.

Kupiłem starą szkołę, gdzie sam się kiedyś uczyłem. Za własne pieniądze wyremontowałem ją, wyposażyłem i przekazałam Caritasowi. Chciałem, żeby ludzie nie tylko się modlili, ale mieli też miejsce dla polepszenia doczesnego bytu” – sprawozdawały gazety okolicznościowe wystąpienie abpa Głódzia do śmietanki towarzyskiej Podlasia, reprezentowanej przez duchowieństwo, starostów, wójtów, prokuratorów, komendantów wojewódzkich i powiatowych policji, szefów straży pożarnej, kierowników państwowych instytucji, biznesmenów...

--------------------------------------------------------------------------------

W Bobrówce na nas nie czekano, o co pretensji nie mamy, bo jak te ćwoki ostatnie przyjechaliśmy bez zapowiedzi. Udało nam się wszakże sforsować rozliczne przeszkody, by – zachowując „właściwe proporcje i kolory” – sfotografować „codzienność” we wnętrzach rzekomego Centrum Charytatywno-Opiekuńczego mieszczącego się w pałacu abpa Głódzia.

Podziwialiśmy meble ze złotymi okuciami, generalski uniform wiszący w specjalnej

gablocie, obrazy w pozłacanych ramach, przeglądaliśmy się w kryształowych lustrach i ślizgaliśmy po marmurowych podłogach...

Ba, nawet do sypialni ekscelencji zajrzeliśmy i do dzisiaj dręczy nas pytanie, po cóż arcybiskupowi dwie puchowe poduchy w łożu i tyleż samo stolików nocnych...

Zwróćmy uwagę na istotne szczegóły, których na zdjęciach nie widać. Otóż:

* wspominane wyżej i szumnie reklamowane Centrum – funkcjonujące jakoby pełną parą od 1 maja – to usytuowany w jednym skrzydle pałacu (z odrębnym wejściem)

gabinet fizykoterapii.

Przyjeżdżają tu na zabiegi ze 3–4 osoby w tygodniu, a czasem nawet tyle nie

ma. Z wyglądu to księża albo biskupy, bo każdy eleganckim wozem parkuje – ujawnił nam pewien tubylec.

Obok gabinetu znajduje się salka z przyrządami do ćwiczeń gimnastycznych oraz pokój z kilkoma komputerami.

Zajrzeliśmy tam w każdy kąt i gotowi jesteśmy iść o zakład, że nikt z Bobrówki nie korzystał dotychczas z wyposażenia tych pomieszczeń; zresztą pytaliśmy wielu, a ci w odpowiedzi tylko pukali się w czoło...;

* bardzo wiele wskazuje na to, że zagrywka z Caritasem była abp. Głódziowi potrzebna do wyciągnięcia publicznych pieniędzy na utrzymanie pałacu.

Białostocki Caritas wystąpił do starostwa powiatowego z propozycją utworzenia w tym obiekcie warsztatów terapii zajęciowej. Grają o prawie 300 tys. złotych rocznie, bo taką właśnie kwotą Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych finansuje u nas owe warsztaty – ujawnił „FiM” jeden z urzędników;

* przebudowa szkoły na pałac pochłonęła setki tysięcy złotych.

Wiemy ponad wszelką wątpliwość, że część tych pieniędzy wyłożyły instytucje i osoby, którym wydawało się, że wspomagają charytatywne dzieło Caritasu.

Skąd wiemy? Dotarliśmy do właściciela sklepu, u którego zaopatrywała się jedna z ekip pracujących u arcybiskupa. Materiały kazali sobie dostarczyć do Bobrówki, ale faktury brali na Caritas...

--------------------------------------------------------------------------------

W zakończeniu przypomnijmy fragment naszej niedawnej publikacji „Raj na ziemi” („FiM” 35/2007):

Biedny jak mysz kościelna ordynariusz warszawsko-praski abp Głódź otrzymał od marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika (PSL) 80 tys. zł na wymianę

okien w swojej rezydencji, choć rok wcześniej dostał już 500 tys. zł na remont

kurii”.

I raz jeszcze spójrzmy na zdjęcia „skromnej izby pamiątek” duchowego

speca od pouczania dziennikarzy...

Anna Tarczyńska



nr 40, 11.10.2007 r. NA KLĘCZKACH/PIĄTA KOLUMNA

KOSZTOWNY KOŚCIÓŁ

Włoski dziennik „La Repubblica” obliczył, że tamtejszy Kościół rzymskokatolicki kosztuje podatnika... 4 miliardy euro rocznie (ok. 15 miliardów złotych). Jeden miliard euro pochodzi z podatku kościelnego obliczanego jako 0,8 proc. od dochodu każdego płatnika. 650 mln to pensje 22 tys. nauczycieli religii katolickiej, 700 mln płynie z budżetu na utrzymanie kościelnych szkół i szpitali, a 250 mln na organizowanie kościelnych uroczystości (sic!). 400–700 mln euro nie wpływa do budżetu gmin z powodu zwolnień od podatku komunalnego, jakimi cieszy się Kościół. Dziennikarze włoskiego dziennika przypominają, że mimo takiego państwowego poparcia finansowego nad Tybrem nieustannie spada frekwencja na mszach oraz liczba chrztów i ślubów kościelnych.

AC



nr 41, 18.10.2007 r.

POŁÓW W MĘTNEJ WODZIE

(...) – Około 40 tysięcy złotych. Plus pięć tysięcy na tablice o zakazie kąpieli.

Czy wiadomo, ile z tej kwoty poszło na kościół? Mamy nadzieję, że obliczy to prokuratura.

Zdumiały nas bowiem okrutnie liczby podane przez wójta, gdyż efekt „remontu” widzieliśmy na własne oczy i choć dokładnie spenetrowaliśmy okolicę basenu, to oprócz jednego spłowiałego napisu „Zakaz kąpieli” na wieżyczce do skoków, nie dostrzegliśmy ani jednego znaku ostrzegawczego.

Wolałbym, żebyście zapytali o szczegóły radnego Góździa, bo to Rada Osiedla realizowała basenową inwestycję w ramach przyznanego im limitu środków, a my tylko sprawdziliśmy faktury pod względem formalnym i wypłaciliśmy należność – tłumaczył Monkiewicz.

Ja nie jestem w tej sprawie kompetentny, bo to przecież gmina akceptowała faktury. Zapłacili wykonawcy, więc widocznie uznali, że tyle mu się należy – odbił piłeczkę Góźdź.

45 tys. zł na kolana nie powala, ale nasz informator zapewnia, że numer z basenem to nie pierwszy przypadek wygospodarowywania z kasy publicznej „działki” na rzecz parafi i w Skarbimierzu.

A propos działki – taką prawdziwą, w centrum miasteczka, wartą około ćwierć miliona złotych, gmina „sprzedała” niedawno ubogiemu proboszczowi. Z 98-procentowym opustem...

Dominika Nagel



nr 43, 01.11.2007 r. POLSKA PARAFIALNA

PŁAĆ I ZGRZYTANIE ZĘBÓW

Finansowanie Kościoła ze środków publicznych to temat rzeka. Rzeka naszych pieniędzy wpływających do „czarnej dziury”...

W Polsce jest 16 województw, 379 powiatów, 2478 gmin, 10200 parafii i... tylko jedne „Fakty i Mity”. Nie mamy ochoty zwariować przy obliczeniach, jakimi – w skali całego kraju – kwotami i metodami wspierany jest niemiłosiernie nam panujący Kościół. Garść najnowszych przykładów wymownie ilustruje zjawisko:

1. Nysa (woj. opolskie)

30 września odbyły się w tym mieście obrzędy związane z beatyfikacją Marii Luizy Merkert – założycielki Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek. Na organizację kościelnej imprezy Rada Miasta wydała 200 tys. zł, kolejne 100 tys. zł wyłożył Sejmik Województwa Opolskiego. Nieznany jest koszt zaangażowania funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji, zastępów Straży Pożarnej, personelu medycznego czy wreszcie utrudnień wynikających z 2-dniowego zamknięcia dla ruchu centrum miasta.

Spory ciężar finansowy wzięły też na siebie siostry elżbietanki, które na koszt zgromadzenia przyjęły i wyżywiły duchownych gości”– frasowały się lokalne media.

Wyjaśnijmy, że chodziło o kilkudziesięciu hierarchów kościelnych, bo najznakomitszy z „cywilnych” gości – Ryszard Kaczorowski (niegdysiejszy tzw. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie) – już się nie załapał na poczęstunek u zakonnic. I dobrze.

W ramach obchodów beatyfikacji odbył się też koncert „gwiazdy muzyki chrześcijańskiej”, bo tak określono w komunikatach Urzędu Miasta niejaką Magdę Anioł.

Przybyła nań również burmistrz Nysy Jolanta Barska, która była pomysłodawczynią koncertu i współorganizatorem. Scena Nyskiego Domu Kultury wypełniła się po brzegi (bilet kosztował zaledwie 2 zł – dop. red.), a rytmy muzyki chrześcijańskiej rozbudziły publiczność, która włączyła się do wspólnego śpiewania radosnych pieśni” – radował się magistrat, dodając, że „burmistrz Nysy już zapowiada rozpoczęcie przygotowań do obchodów I Rocznicy Beatyfikacji Marii Merkert”.

Oprócz „dyżurnych” entuzjastycznych komentarzy, dały się słyszeć i takie:

Pani burmistrz Barska zapowiadała wielkie „halo” i promocję dla naszego miasta, a w rzeczywistości nic nadzwyczajnego się nie działo. Oprócz władz kościelnych, samych elżbietanek i ludzi starszych wiekiem, mało kto zainteresował się tym wydarzeniem. Taka uroczystość jest przede wszystkim dla wiernych, a tymczasem do kościoła wchodziły tylko VIP-y. Dobrze, że chociaż pogoda dopisała, bo w przeciwnym wypadku nikogo nie byłoby pod kościołem.

Miało być około 30 tysięcy przybyszów – chyba z kosmosu. Faktycznie pojawiło się ze 2–3 tysiące ludzi, choć w telewizji gadali, że kilkanaście tysięcy. Prawdopodobnie policzyli tych przed ekranami odbiorników.

To skandal, że miasto mające najwyższy w powiecie nyskim, prawie 30--procentowy wskaźnik bezrobocia wywala setki tysięcy złotych na jakieś wewnątrzkościelne rytuały.

Często bywam w Czechach. Nasi południowi sąsiedzi nie kryją zdumienia, że oddajemy w Polsce honory facetom przebranym w śmieszne ciuszki i dziwne czapeczki. A to, że spowiadamy się „na ucho” komuś, kto prowadzi podwójne życie z panienkami, libacjami i nocnym internetem, powala ich całkowicie.


W oficjalnym liście zapowiadającym beatyfikację burmistrz Barska napisała do mieszkańców Nysy: „Zapraszam wszystkich Państwa do udziału w tej odbywającej się raz na 850 lat uroczystości”.

Nie wiadomo, który szaman jej to wywróżył, ale tubylcy, a zwłaszcza bezrobotni i miejscowi nędzarze, z góry radują się, że nieco wcześniej będą jeszcze wybory samorządowe...

2. Olsztyn

W stolicy Warmii i Mazur chcą za 14 mln zł wybudować najdroższą w Polsce umieralnię. Ma nosić imię Jana Pawła II – jakżeby inaczej – i być „symbolem wdzięczności za pontyfikat Papieża Polaka”. Za przygotowanie dokumentacji przyszłego hospicjum miasto zapłaci 800 tys. zł.

Inicjatywa – za podszeptem kurii biskupiej – wyszła od radnego Ligi Polskich Rodzin Janusza Prucnala, ale pomysł natychmiast kupił prezydent Olsztyna Czesław Małkowski (były aparatczyk nieboszczki PZPR, później działacz SLD, obecnie bezpartyjny).

Według pierwotnej koncepcji, hospicjum miało kosztować podatników ok. 18 mln zł. Gdy to i owo ucięto, stanęło na 14 mln zł. Problem w tym, że w budżecie miasta zarezerwowano kwotę trzy razy mniejszą.

Miejscowego kleru, który już przymierza się do zarządzania obiektem, pierdoły dotyczące miejskiej kasy nie interesują.

Nie ulega wątpliwości, że nasze miasto potrzebuje placówki z prawdziwego zdarzenia – twardo stawia sprawę dyrektor Caritasu Archidiecezji Warmińskiej ks. Roman Lompa.

Jego współpracownica – Irena Telesz-Burczyk – uspokaja, że 14 mln złotych „to jest kwota z uwzględnieniem wyposażenia, którego część już Caritas posiada”.

3. Ełk (woj. warmińsko-mazurskie)

Zarząd Powiatu postanowił „sprzedać” Caritasowi diecezji ełckiej z 99-procentową bonifikatą dwa atrakcyjnie położone budynki przy szpitalu miejskim. Za nieruchomości oszacowane na ok. 650 tys. zł, Caritas zapłaci mniej więcej 7 tys. zł.

Nie mieliśmy żadnych planów co do wykorzystania tych obiektów, dlatego zdecydowaliśmy o ich sprzedaży – wyjaśnia starosta ełcki Krzysztof Piłat (Platforma Obywatelska).

4. Mszana Dolna (woj. małopolskie)

W finansowanym ze środków publicznych „Programie Rewitalizacji Miasta na lata 2007–2022” przewidziano takie oto – dochodzące do 2 mln zł, według wstępnych szacunków – beneficja „dla parafii św. Michała Archanioła:

l adaptacja nieruchomości parafii na potrzeby kulturalno-rozrywkowe mieszkańców Miasta;

l kapitalny remont Orkanówki wraz z adaptacją na salę widowiskową;

l adaptacja pomieszczeń gospodarczych na muzeum sakralne oraz regionalne, a także na salę wystawową;

l urządzenie na gruntach parafialnych ogrodu rekreacyjnego (plac zabaw, spacerniak, ogród różańcowy);

l remont kościoła parafialnego”.

5. Leszno (woj. wielkopolskie)

Radni miejscy, niedawną uchwałą nr X/104/2007, postanowili o udzieleniu dotacji: „(...) parafii św. Jana Chrzciciela w kwocie 300 tys. zł (...) i parafii Świętego Krzyża w kwocie 200 tys. zł (...)”.

Przeznaczenie? Drobne remonty warsztatów pracy sutannowych biznesmenów, mających przecież duże wydatki na rzecz utrzymania stopy życiowej na przyzwoitym poziomie...

Nawiasem mówiąc, Leszno mogłoby posłużyć za przykład dla władz województwa dolnośląskiego, które w 2007 r. wysupłały dotychczas z budżetu zaledwie 4,3 mln zł na potrzeby 76 parafii, czyli po ok. 56,5 tys. zł na głowę jednego proboszcza, biednego – jak powszechnie wiadomo – niczym mysz kościelna.

Anna Tarczyńska



nr 45, 15.11.2007 r. PIĄTA KOLUMNA/NA KLĘCZKACH

MILIONER NA WAKACJACH

Joseph Ratzinger znany jest od dawna z zamiłowania do produktów najdroższych światowych marek – butów, zegarków – wszystkiego. We Włoszech nie milknie krytyka pod adresem papieża w związku z kosztami jego tegorocznych wakacji w Dolomitach. Trwający 18 dni wypoczynek pochłonął ponad milion euro, w tym 400 tys. z kasy miejscowego samorządu, 300 tys. z kasy rządowej, m.in. na remonty dróg. Listy protestacyjne w tej sprawie wysyłają do Rzymu nawet katoliccy duchowni, którzy stawiają papieżowi za przykład ubogiego Jezusa...

MaK



nr 45, 15.11.2007 r.

DUCHOWNI W BIZNESIE

Idee wolnego rynku i związanego z nim cwaniactwa przeniknęły do mas kleru. W ubiegłym roku przymknięto dwóch sędziwych, irlandzkich księży katolickich – Johna Skehana (80 lat) i Francisa Guinana (64 lata).

Oskarżono ich o defraudację 8,6 mln dolarów należących do Kościoła.

Okazało się, że afera ma wymiar międzynarodowy: dwaj kapłani irlandzcy kradli w porozumieniu z księdzem z Florydy, Michaelem Hickeyem, dobrze znanym organom ścigania z notorycznych jazd po pijaku (po piątym zatrzymaniu w 1999 r. odebrano mu prawo jazdy na dobre). Prócz wydatków na dziewczyny, hazard, podróże zagraniczne i wykwintne życie trójka postanowiła łupy zainwestować. W tym celu utworzyła korporację o nazwie Shag Inc., która miała przynosić dochody, udzielając pożyczek na zakup nieruchomości.

Niestety, Shag Inc. zbankrutował. Duchownych irlandzkich zatrzymano, a teraz są na wolności za kaucją i czekają na rozprawę. Rozgrzeszanie i prowadzenie owieczek do Królestwa Niebieskiego jest jednak łatwiejsze niż prowadzenie dochodowej firmy.

PZ



nr 47, 29.11.2007 r.

RADNI OŚWIECENI

Jednym z priorytetów budżetu miasta Białystok na przyszły rok jest podświetlenie kościoła św. Ducha i pomnika-grobu Nieznanego Sybiraka w sąsiedztwie świątyni. Radny Nikitorowicz z PO złożył już wniosek o wyłożenie na ten cel 300 tysięcy zł. Gorąco poparli go radni PiS, co dziwić nikogo nie powinno. Oczywiście, oprócz sfinansowania samej instalacji oświetleniowej, miasto będzie też płaciło za rachunki z elektrowni. Podświetlanie kościołów przez samorządy stało się normą Katolandu.

RK



nr 47, 29.11.2007 r.

PIENIĄDZE NIE ŚMIERDZĄ

BYŁ CZAS, WCALE NIEDAWNY, KIEDY POLSKI KOŚCIÓŁ KATOLICKI PRZEDSTAWIAŁ UNIĘ EUROPEJSKĄ JAKO SZATANA WCIELONEGO. DZIŚ, MIMO ŻE NIE UDAŁO SIĘ UNII NAWRÓCIĆ, RELACJE ZNACZNIE SIĘ OCIEPLIŁY. WSZYSTKO ZA SPRAWĄ MAGICZNEGO SŁOWA: DOTACJE.

Watykańskie pijawki przyssały się bowiem do polskiego Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego (ZPORR), w ramach którego dostają morze kasy na renowację zabytków. Ma się to, oczywiście, przełożyć na rozwój turystyki i kultury w danym regionie. Teoretycznie...

Nie ukrywają więc sutannowi, że przeklinana wcześniej Unia stała się nieoczekiwanie ich złotym cielcem. W dodatku bezwstydnie ubóstwianym.

Ksiądz Zbigniew Walkowiak z Chełmna dostał na remont pięciu budynków należących do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 0,5 mln euro (ok. 2 mln złotych).

Na matuszkę Unię nie mogą też narzekać jego koledzy po fachu:

* Trzeci etap renowacji archikatedry św. Jana i organizację Muzeum 200-lecia Archidiecezji Lubelskiej Unia wspomogła kwotą 6 mln 72 tys. 535 zł. Przydało się – jak przyznaje beneficjent – m.in. na wyeksponowanie bezcennych zabytków sztuki sakralnej – szat liturgicznych i obiektów złotnictwa;

* W marcu br. zarząd województwa śląskiego wybrał projekty w ramach działania 1.4 ZPORR (rozwój turystyki i kultury). Uchwałą nr 291/30/III/2007 przyznał 3 mln 820 tys. 812 złotych parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Katowicach na rewitalizację kościoła.


Dzięki unijnym funduszom spełniają się powoli także marzenia Jana Szkoca, proboszcza parafii św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu. 75-letni, ale wciąż pełen energii pleban, postanowił ustawić na swoim kościele... 46-metrowe wieże: „To będzie perełka architektoniczna, atrakcja dla turystów. Obie kolumny ze szkła zostaną wypełnione światłem, dlatego w nocy będą widoczne jako rozświetlone smugi. Szczyty wież zwieńczą krzyże wysokie na 4,5 metra. Światło jest tu symboliczne, bo kieruje nas ku Światłości Wiekuistej, czyli do Pana Boga” – taką wizją podniecał swoich parafian. Ich skromne datki nie sprostały jednak oczekiwaniom księdza Szkoca. Z pomocą przyszła Unia, od której proboszcz dostał 3 mln 217 tys. zł. A kiedy i tego mu było mało, hojnością popisał się były rząd. Marek Kuchciński (PiS), Wojciech Wierzejski (LPR), Krzysztof Sikora (Samoobrona) oraz pomysłodawca akcji i wierny przyjaciel księdza proboszcza Antoni Sosnowski z LPR złożyli zamaszysty podpis pod poprawką do

budżetu, dzięki której na fanaberie plebana powędruje 2 mln zł. Jakoby „na remont zabytkowego kościoła pw. św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu”. Oczywiście, żaden z panów nie pofatygował się, żeby sprawdzić, iż... świątynia zabytkiem nie jest!;

* Województwo mazowieckie. W ramach działania 3.3 ZPORR (zdegradowane obszary miejskie, poprzemysłowe, powojskowe) Caritas Archidiecezji Warszawskiej zgarnął prawie całą pulę funduszy strukturalnych przydzielonych na realizację stołecznych projektów. Dostał bowiem ponad 2 mln 90 tys. zł na modernizację własnego ośrodka opieki, a więc kompleksu budynków przy Krakowskim Przedmieściu, w tym zabytkowego Pałacu Kazanowskich;

* Nie gorzej mają duchowni w Małopolsce. Tutejsza Kongregacja Eremitów Kamedułów Góry Koronnej na modernizację i adaptację dawnego Domu Fundatora i Infirmerii w klasztorze oo. Kamedułów w Krakowie dostała 4 mln 225 tys. złotych. Długo w niepewności żyli benedyktyni z Tyńca. W końcu szczęście uśmiechnęło się i do nich. Na rewitalizację zabytkowego opactwa dostali 3 mln 246 tys. zł, choć koszt inwestycji wyliczyli na ponad 10 mln zł.

W ramach programu „Tarcza” sponsorowanego przez Unię zainstalowano z kolei systemy ochronne i przeciwpożarowe w 40 obiektach sakralnych z diecezji krakowskiej, tarnowskiej i bielsko-żywieckiej. Na ten cel minister kultury i dziedzictwa narodowego Ujazdowski (Opus Dei) wyłożył dodatkowe 771 tys. 857 zł;

* Na zabezpieczenie obiektów sakralnych dziedzictwa kulturowego archidiecezji poznańskiej przeznaczono 4 mln 309,5 tys. zł unijnych środków, które rozdzielono na 58 kościołów. Archidiecezji przyznano jeszcze 5 mln 194 tys. zł na modernizację i adaptację zabytkowych budynków Muzeum i Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu;

* W województwie opolskim poszczęściło się m.in. braciom mniejszym, którzy na remont i modernizację infrastruktury zabytkowej na Górze św. Anny dostali 5 mln 101,5 tys. złotych;

* Z kolei na wyrychtowanie Domu Opatów Świętokrzyskich, stacje drogi krzyżowej, remont kościoła w Nowej Słupi, prace renowacyjno-konserwatorskie klasztoru na Świętym Krzyżu, drogę prowadzącą do kościoła w Bielinach i remont tegoż zarząd woj. świętokrzyskiego przeznaczył 3,5 mln zł z unijnych funduszy.

Oczywiście, podmioty kościelne otrzymują dotacje unijne na tak masową skalę tylko dlatego, że kwoty te i decyzje o ich przyznaniu są podejmowane przez polskie władze, obecnie jeszcze z nadania PiS. Zwykli śmiertelnicy nie mogą liczyć na taką przychylność. Należy też pamiętać, że każda złotówka przejęta przez Watykańczyków oznacza złotówkę mniej dla inwestycji Polaków, którzy do Unii weszli...

--------------------------------------------------------------------------------

Nic zatem dziwnego, że polskie duchowieństwo już się na Unię nie obraża. Całą swą energię skupia raczej na wyszukiwaniu okazji do zdobycia coraz to nowych dotacji. Purpuraci z województwa warmińsko-mazurskiego przypomnieli sobie na przykład, że mają na stanie letnią rezydencję biskupów z XVIII wieku, położoną w Smolajnach. Szkopuł w tym, że budynek od 1961 r. zajmuje (na podstawie umowy użyczenia do 2029 r., podpisanej przez ówczesnego biskupa Edmunda Piszcza w 1994 roku) Zespół Szkół Rolniczych – jedna z lepszych tego typu szkół w Polsce.

Dyrektor Michał Bukowski do dziś nie poznał decyzji nowego biskupa. Stan niepewności, sugestie, aby budynek opuścić, a także blokowanie jakichkolwiek inwestycji każą mu jednak myśleć o najgorszym.

Ksiądz Artur Oględzki, rzecznik warmińskiej kurii, nie ukrywa z kolei, że kuria rozpoczęła przygotowania do tego, by odrestaurować letni pałac biskupów. Rzecz jasna – za pieniądze z Unii. A żeby je dostać, najpierw muszą się pozbyć dzieciarni. W to, że nie będą się specjalnie wahać – akurat nie wątpimy.

Kierunek jest już wyznaczony i droga przetarta, bo przecież sam kanclerz archidiecezji wrocławskiej ks. Leon Czaja, tuż po tym, jak ta ostatnia wyszarpnęła 3,2 mln złotych na upiększenie i renowację Pałacu Arcybiskupiego we Wrocławiu, stwierdził: „Skoro jesteśmy w Unii Europejskiej, to musimy z niej wydobyć wszystko, co się tylko da”…

Wiktoria Zimińska


Rozpoczęła się kolejna runda walki o unijne dotacje na lata 2007–2013. Już teraz wiadomo, że w większości województw kościoły oraz związki wyznaniowe będą mogły zostać beneficjentami m.in. takich priorytetów jak: wykorzystanie i promocja potencjału turystycznego i uzdrowiskowego, poprawa stanu środowiska naturalnego, zachowanie i ochrona dziedzictwa kulturowego, rozwój kultury, rozbudowa i modernizacja infrastruktury edukacyjnej, modernizacja infrastruktury ochrony zdrowia, odnowa zdegradowanych obszarów miejskich. Jest więc w czym wybierać.



nr 49, 13.12.2007 r. PATRZYMY IM NA RĘCE

OSTATNIA KRUCJATA IV RP

U schyłku kaczyzmu biedny polski Kościół otrzymał gwarancję stałego dofinansowywania swoich inwestycji w krajach Trzeciego Świata. Pieniądze popłyną z bogatego budżetu naszego państwa.

W preambule „Deklaracji współpracy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Komisji Episkopatu ds. Misji w sprawie pomocy i edukacji rozwojowej”, podpisanej 6 czerwca 2007 roku przez minister Annę Fotygę i przewodniczącego Komisji, biskupa Wiktora Skworca, czytamy, że „MSZ w uznaniu ogromnej roli, jaką od wielu lat pełnią polskie misje w świadczeniu pomocy humanitarnej i rozwojowej na świecie, a w szczególności w krajach objętych wojnami, klęskami żywiołowymi i dotkniętych skrajnym ubóstwem, deklaruje wolę szczególnego wykorzystania aktywności Komisji ds. Misji Konferencji Episkopatu Polski dla realizacji polskiego programu pomocy zagranicznej, finansowanego z budżetu Państwa”.

Z cytowanego dokumentu dowiadujemy się ponadto, że:

* każdego roku MSZ „określi wysokość dofinansowania projektów i działań rekomendowanych przez Komisję Episkopatu ds. Misji”;

* misjonarze „będą otaczani przez polskie placówki zagraniczne szczególną opieką i troską”.

Ministerstwo, jako organ publiczny, nie może wspierać działań związanych bezpośrednio z misją ewangelizacyjną. Misjonarze mogą natomiast liczyć na finansowanie szeregu innych projektów związanych ze swoją działalnością – sumitowała się Olga Zawadzka-Kucharska z MSZ podczas Wakacyjnego Spotkania Polskich Misjonarzy, które odbyło się w czerwcu w Warszawie.

Oczekujemy od was dobrego mówienia o Polsce, a przede wszystkim modlitwy – wyjaśnił misjonarzom obecny na ich spotkaniu ówczesny wiceminister, a dziś poseł PiS-u, Paweł Kowal.

--------------------------------------------------------------------------------

Strona kościelna twierdzi, że misjonarze są swoistymi ambasadorami Rzeczypospolitej, więc „pomoc ze strony rządu jest nieodzowna, bo często są oni jedynymi przedstawicielami zagranicznymi na danym terenie” – jak to określa ksiądz Marcin Iżycki, szef autoryzowanego przez Komisję Episkopatu ds. Misji Dzieła Pomocy „Ad Gentes”.

Ks. Iżycki docenia „zmiany w traktowaniu polskich misjonarzy przez państwo”, ale wyraża głęboką dezaprobatę, że „nie dokonują się w takim stopniu, jak oczekiwalibyśmy”.

Wygląda na to, że w kwestii kasy nie ma takiej tendencji wzrostowej

(w 2006 r. misjonarze dostali 2 mln zł z kasy publicznej, a w roku bieżącym mają zagwarantowane 3 mln 340 tys. zł), która by mogła usatysfakcjonować wielebnych...

A na czym polega owa kościelna „dyplomacja” i jakie są priorytety jej przedstawicieli? Czy rzeczywiście reprezentują Rzeczypospolitą, czy może inne, oszałamiająco bogate mocarstwo?

Odpowiedzi znajdujemy w:

* orędziu papieża Benedykta XVI na tegoroczny 81. Światowy Dzień Misyjny (12 października): „Praca misyjna pozostaje podstawową posługą, którą Kościół winien zapewnić dzisiejszej ludzkości, aby nadawać kierunek i ewangeliczny wymiar przemianom kulturowym, społecznym i etycznym”;

* oficjalnym informatorze Komisji Episkopatu ds. Misji: „Zasadniczym celem Komisji jest budzenie i rozwój świadomości oraz gorliwości misyjnej wśród wszystkich katolików polskich, popieranie wszelkich inicjatyw podejmowanych na rzecz misji oraz ich koordynowanie dla dobra Kościoła powszechnego i lokalnego”.

Możecie być pewni, że afrykańskie dzieci są niesłychanie wdzięczne za żywność, lekarstwa, czy szkolne podręczniki. Możecie być również pewni, że otrzymywane dary kojarzą się wyłącznie z reprezentowanym przez misjonarzy Kościołem, a nie jakimś egzotycznym plemieniem o nazwie Polska – mówi „FiM” świecki wolontariusz, który spędził kilka lat na misjach.

Finansowane przez MSZ dzieła pomocy nie mają charakteru ewangelizacyjnego. Nie pozwalają na to przepisy. Z pieniędzy polskich podatników nie powstają więc kościoły ani seminaria, lecz szpitale, ochronki, przychodnie i szkoły” – czytamy w tygodniku „Idziemy”, wydawanym pod nadzorem arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. Czy rzeczywiście?

Dotarliśmy do sprawozdania Dzieła Pomocy „Ad Gentes” za 2006 r., gdzie – oprócz niezwykle chwalebnego dożywiania głodnych Afrykańczyków, zakupu dla nich leków, tudzież prowadzenia przez naszych misjonarzy akcji edukacyjnych – widzimy takie oto pozycje:

* „zakup drzwi do kościoła w Tivoune (Senegal)”;

* „wyposażenie nowej plebanii w Mwenge (Dar - Tanzania)”;

* „dofinansowanie budowy seminarium w Deressia (Czad)”;

* „zakup cementu na budowę i dokończenie kaplic oraz wyposażenie plebanii w Yokadouma (Kamerun)”;

* „wsparcie finansowe w organizacji pieszej pielgrzymki młodzieży w Kigali (Rwanda)”;

* „dokończenie budowy kościołów w dwóch ośrodkach misyjnych w Mansie (Zambia)”;

* „budowa sali katechetycznej w Sangmelima (Kamerun)”;

* „utworzenie działów formacji religijnej przy bibliotece Duszpasterstwa Akademickiego w Tamataue (Madagaskar)”;

* „pomoc dla działalności Apostolatu Bożego Miłosierdzia w Ayos (Kamerun)”;

* „dofinansowanie budowy centrum katechetycznego w Deressi (Czad)” i kilkanaście jeszcze – bliźniaczo podobnych do wyżej wymienionych – przedsięwzięć charytatywnych promujących Polskę na kontynencie afrykańskim...

--------------------------------------------------------------------------------

Wnioski misjonarzy o finansowanie projektów pomocowych składane są w polskich ambasadach, a następnie oceniane pod względem merytorycznym przez ekspertów z Departamentu Współpracy Rozwojowej MSZ. Rozliczenie projektów również następuje poprzez właściwe ambasady – wyjaśnia nam Magdalena Węgleńska z MSZ.

Tyle teorii. Już widzimy, jak pracownicy polskich ambasad jeżdżą po buszu i sprawdzają prawidłowość wydatków, skoro np. placówka w Senegalu obsługuje 8 państw, zaś w tzw. Afryce Subsaharyjskiej (obejmującej 48 krajów) jest 9 polskich przedstawicielstw dyplomatycznych.

Chyba uczciwiej byłoby otwarcie powiedzieć, że płacimy watykańskie rachunki za „nadawanie kierunku i ewangelicznego wymiaru przemianom kulturowym”, czyli po prostu powiększanie katolickich statystyk.

Anna Tarczyńska



nr 49, 13.12.2007 r.

HOJNI RADNI

W Stalowej Woli miejscowi radni podarowali Kościołowi całe gimnazjum, bo hierarchia zażyczyła sobie stworzenia w tym budynku zespołu szkół katolickich. Na nic się zdały protesty rodziców i uczniów – budynek, mimo wielkich nakładów na jego remont ze strony miasta, powędrował w poświecone i namaszczone, czyli godne ręce.

MaK



nr 50, 20.12.2007 r. POLSKA PARAFIALNA

NIENASYCENIE

Nie ma takiej kwestii społecznej, na którą watykańczycy nie mieliby lekarstwa z działaniem ubocznym: coraz więcej wpływów i pieniędzy dla Kościoła...

Zakon salezjanów ma w Polsce 6 szkół podstawowych, 23 gimnazja, 25 liceów ogólnokształcących i techników oraz 4 ośrodki wychowawcze. Korzystanie z usług owych placówek (współfinansowanych przez państwo) jest dobrowolne, więc wara nam od tego, że młodzież poddawana jest z woli rodziców „nowatorskiemu systemowi wychowania świętego Jana Bosko” – jak to określają zakonnicy.

A jednak salezjanie mają duży i wciąż niezaspokojony apetyt, czego dowodzi np. fakt, że zapragnęli, aby władze Poznania oddały im Pogotowie Opiekuńcze pozostające dotychczas we władaniu samorządu, reprezentowanego przez Wydział Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miasta. Wszystko wskazuje na to, że lada dzień zapadnie pozytywna dla mnichów decyzja. O tym milczeć nie wolno...


Pogotowie Opiekuńcze to nie jest klasyczna szkoła czy internat, lecz półzamknięta placówka interwencyjna „przeznaczona dla dzieci i młodzieży wymagających zapewnienia doraźnej całodobowej opieki” w przypadku ciężkich kłopotów z zaniedbującymi swoje pociechy rodzicami. Do pogotowia dziecko lub nastolatek trafia najczęściej na mocy decyzji sądu i przebywa tam tak długo, aż – po okresie obserwacji – zostanie zakwalifikowane do odpowiedniej placówki opiekuńczo-wychowawczej lub rodziny zastępczej.

Innymi słowy: liczący sobie od 3 do 18 lat pensjonariusze pogotowia opiekuńczego (niebędącego wszak quasi-poprawczakiem czy schroniskiem dla nieletnich przestępców) nie mają żadnego – poza ucieczką z zakładu – wyboru, a ich rodzicom jest na ogół obojętne, co z synem czy córką się dzieje.

Czy neutralnemu światopoglądowo państwu też może to być obojętne?


Poznańskie Pogotowie Opiekuńcze odwiedziliśmy w ubiegłorocznym Dniu Dziecka. Opisaliśmy później („Poemat pedagogiczny” – „FiM” 23/2006) nieciekawą atmosferę panującą w placówce, przypisując ów stan rzeczy nagannym obyczajom jej ówczesnego dyrektora Sławomira S. i biernej postawie Marii Remiezowicz – szefowej Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych. Przypomnijmy, że chodziło o zjawiska przemocy dyrektora wobec podopiecznych oraz terroru psychicznego wobec kadry pedagogicznej i pracowników.

Nie wiem, jak jest w więzieniu, ale chyba podobnie. Jak nie ma co robić, to się bijemy. Wydaje mi się, że kiedy tu przyszedłem, byłem jeszcze w miarę normalny. Ale po dwóch czy trzech tygodniach człowiek staje się podobny do wszystkich. To się chyba nazywa „zdemoralizowany”? – zastanawiał się w rozmowie z naszym dziennikarzem 12-letni Piotrek.

Dyrektor nie zgadza się na terapię indywidualną z dziećmi, bo one wtedy opowiadają opiekunowi o tym, że są bite. Po którejś takiej rozmowie chciał się pozbyć człowieka, któremu dzieci najbardziej ufały – opowiadali nam wychowawcy z pogotowia.

Wkrótce po naszej publikacji dyrektor S. wyleciał z roboty, a 17 października 2006 r. jego miejsce zajął (wygrawszy konkurs) Piotr Michalak – specjalista pełną gębą, kierujący dotychczas Ośrodkiem Wspomagania Dziecka i Rodziny w Kołaczkowie koło Wrześni.

Michalak szybko zintegrował kadrę pogotowia i rozpoczął realizację swojego autorskiego programu restrukturyzacji. Zdawać by się mogło, że dalej będzie już miał z górki: dobra atmosfera, obiekt pięknie wyremontowany (za ponad 300 tys. zł), rozumiejący dzieci wychowawcy, psychologowie i pedagodzy.

Niestety, wokół pogotowia zaczęli krążyć „ratownicy” w sutannach...


A później – 10 maja 2007 r. – było brzemienne w skutki posiedzenie Komisji Polityki Społecznej i Zdrowia Urzędu Miasta, kiedy to:

* radni intensywnie „zastanawiali się nad formułą dalszej działalności Pogotowia i sposobem jego prowadzenia – przez Miasto albo organizację pozarządową” – czytamy w protokole z posiedzenia;

* Remiezowicz poinformowała zebranych o „nowym projekcie przygotowanym przez Towarzystwo Salezjańskie, Inspektorię pw. św. Wojciecha w Pile”;

* Michalak wołał na puszczy, „podkreślając w czasie dyskusji, że program zmian w placówce został też opracowany przez obecnych jej pracowników”;

* wybrańcy ludu jednomyślnie przyjęli „stanowisko skierowane do Prezydenta Miasta, w którym wypowiedzieli się pozytywnie odnośnie rozpoczęcia prac nad zmianą formuły działalności Pogotowia Opiekuńczego”.

O dzieciach nie dyskutowano...

Gdy wkrótce ogłoszono konkurs na projekt poprowadzenia pogotowia przez organizację pozarządową, okazało się, że pomysł salezjanów jest absolutnie najlepszy. Propozycji Michalaka w ogóle nie rozpatrywano.

Zaproponowaliśmy między innymi wprowadzenie nowatorskiego systemu wychowania świętego Jana Bosko i zorganizowanie oratorium dla młodzieży. Mamy też pomysł, żeby pogotowie, oprócz funkcji interwencyjnych, spełniało dodatkowo rolę hostelu” – ujawnił salezjanin ksiądz Leszek Zioła, widzący się już na posadzie nowego dyrektora Pogotowia Opiekuńczego w Poznaniu.

Jaki będzie los prawie sześćdziesięciorga dzieci oddanych zakonnikom, trudno powiedzieć. Jeśli zaś chodzi o pracowników, to wiadomo już, że w pogotowiu dostanie pracę kilku księży oraz ich zauszników, a nam zostaną przedstawione zmienione warunki pracy i płacy. Nie mam wątpliwości, że będą tak sformułowane, aby pozbyć się osób „czarnym” niewygodnych. Powiedzmy otwarcie: to jest skandal z pogranicza najczystszego w swojej formie skur...twa – ocenia sytuację pedagog Pogotowia Opiekuńczego.

Jesteśmy gotowi do współpracy z każdą osobą, która jest kompetentna i kocha młodzież. Stawiamy jeden warunek: nasza musi być dyrekcja” – uspokaja ksiądz inspektor Zbigniew Łepko z Towarzystwa Salezjańskiego w Pile.


Według stanu na dzień dzisiejszy, wszystko jest jeszcze w rękach Rady Miejskiej, która może nie zgodzić się na oddanie pogotowia salezjańskiej „organizacji pozarządowej”. Rajcom dedykujemy zatem fragmenty dzieła „System prewencyjny w wychowaniu młodzieży”, w którym ks. Jan Bosko precyzyjnie wyłuszcza, o co chodzi z tym nowatorskim systemem wychowania:

* „Częsta spowiedź, częsta Komunia św., codzienna Msza św. – to filary, na których powinno się wznosić dzieło wychowania, jeśli chce się trzymać z dala od niego groźbę i rózgę (...). W rekolekcjach, triduach, nowennach, kazaniach i w katechezie należy uwydatniać piękność, wzniosłość i świętość tej religii, która podaje środki tak łatwe, tak pożyteczne dla społeczeństwa, dla uspokojenia serca i zbawienia duszy, jakimi są właśnie sakramenty św. W ten sposób chłopcy samorzutnie polubią te praktyki pobożności i będą z nich korzystali z ochotą, przyjemnością i pożytkiem”. – Czekamy na „czarne” porządki z niecierpliwością – zapewniają podopieczni Pogotowia Opiekuńczego (na zdjęciu);

* „Należy unikać jak zarazy zapatrywania tych, którzy by chcieli pierwszą Komunię św. odłożyć do wieku późnego, kiedy to szatan najczęściej zawładnął już sercem chłopca z nieobliczalną szkodą dla jego niewinności. (...) nie trzeba zważać na wiek, lecz pozwolić Niebieskiemu Królowi zawładnąć tą niewinną duszą”;

* „Wychowawca, pozyskawszy sobie raz zaufanie wychowanka, będzie mógł wywierać na niego wielki wpływ: doradzać mu, upominać go i strofować nawet wtedy, gdy wychowanek dorośnie i znajdzie się na stanowisku”;

* „Trzeba jak najbardziej czuwać, żeby nie dopuścić do zakładu złych książek, kolegów lub innych osób, które by prowadziły gorszące rozmowy. Dobry odźwierny jest skarbem dla domu wychowawczego”.

Warto też pamiętać, że salezjanie to dokładnie ten sam zakon, którego przedstawiciele – z ks. Ryszardem M. na czele – byli sprawcami „skoku stulecia” na Kredyt Bank w Legnicy, łupiąc go na 133 miliony złotych...


We wsi Witkowo (gm. Stargard Szczeciński), nad rzeką Mała Ina była kiedyś szkoła podstawowa. Gdy placówka oświatowa została zlikwidowana, gmina przekazała budynek wraz z przyległą doń działką i ogrodem Kościołowi, w celu utworzenia ośrodka opiekuńczego dla obłożnie chorych.

Chałupą zajął się Caritas Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej. Pięknie ją wyremontował za pieniądze ze zbiórek publicznych i 6 października 2001 r. arcybiskup Zygmunt Kamiński uroczyście pokropił obiekt, oddając społeczeństwu Dom Pielęgnacyjno-Opiekuńczy św. Józefa.

Dysponujemy 15 miejscami dla osób potrzebujących pełnej obsługi opiekuńczej i 16 miejscami dla osób poruszających się, zdolnych do pokonania bariery schodów, wymagających częściowej obsługi. Opiekę nad mieszkańcami sprawują siostry orionistki, pielęgniarki i opiekunki przygotowane do posługi w hospicjum oraz wolontariusze. Mieszkańcy Domu objęci są prywatną opieką lekarską” – reklamował swoje usługi Caritas, inkasujący (częściowo od państwa) ok. 2200 zł miesięcznie od jednego pensjonariusza.

Interes się kręcił, aż tu nagle...

Od 3 grudnia 2007 r. trwa likwidacja placówki. Dom św. Józefa zostanie zamknięty 31 marca 2008 r.” – ten suchy komunikat oszołomił pensjonariuszy ośrodka i ich najbliższych.

Opieka nad schorowanymi ludźmi jest coraz bardziej kosztowna i finansowo nie dajemy już rady, a nie wszystkie rodziny będzie stać na to, żeby płacić więcej niż dotychczas – usprawiedliwia się dyrektor szczecińskiego Caritasu ks. Maciej Szmuc.

A co mają zrobić niedołężni starcy i beznadziejnie chorzy?

Poinformowaliśmy rodziny naszych podopiecznych odpowiednio wcześniej, żeby mogli znaleźć dla swoich bliskich miejsca w innych domach – wyjaśnia ks. Szmuc.

Znajomy ksiądz powiedział mi, że planują tu jakiś ośrodek rekolekcyjno-wypoczynkowy i skoro już mają odpicowany obiekt, chorzy nie są im potrzebni – dowiadujemy się od córki jednej z pensjonariuszek.

Dominika Nagel




2008 r.:


nr 2, 17.01.2008 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE

KONIEC MORSKIEJ GWIAZDY

Po „płotkach”, które wpadły w sieci i stanęły już przed obliczem sądu, przyszła wreszcie pora na najgrubsze ryby z archidiecezjalnego wydawnictwa „Stella Maris”, piorącego przez lata brudne miliony.

W tych dniach do sądu trafi akt oskarżenia dotyczący ks. Zbigniewa B. (były kapelan abp. Tadeusza Gocłowskiego), Tomasza W., (pełnomocnik wydawnictwa „Stella Maris”), Józefa A., głównego księgowego tej firmy, a także właścicieli firm konsultingowych – Janusza B. i Konrada K. Będą oni odpowiadać za współudział w przywłaszczeniu mienia ok. 20 spółek handlowych (ponad 60 mln zł) i kilkunastomilionowe uszczuplenia podatkowe na szkodę Skarbu Państwa. Grozi im do 10 lat odsiadki.

Afera „Stella Maris” wybuchła kilka lat temu, gdy okazało się, że archidiecezjalne wydawnictwo (powołane w 1989 r. dekretem abp. T. Gocłowskiego), a kierowane przez księdza B., stało się gigantyczną pralnią brudnych pieniędzy.

W złodziejskim procederze, w którym kluczową rolę grały lewe faktury, nie mające pokrycia w wykonywanych usługach, uczestniczyło wiele firm z Wybrzeża. Organy ścigania przez kilka lat krok po kroku odsłaniały kulisy machinacji w kościelnym wydawnictwie.

W wyniku prowadzonych w tym okresie blisko 20 postępowań postawiono zarzuty ponad czterdziestu osobom – mówi Zbigniew Niemczyk, prokurator Wydziału II Prokuratury Krajowej. – Śledztwa te umożliwiły postawienie zarzutów ludziom zarządzającym wydawnictwem. Akt oskarżenia, jaki w tych dniach trafi do gdańskiego Sądu Okręgowego, ukazuje pranie pieniędzy i uszczuplenia podatkowe na olbrzymią skalę.

Stella Maris” jako instytucja kościelna była zwolniona z podatków i właśnie to stanowiło sens złodziejskiego mechanizmu finansowego. Dzięki firmom konsultingowym, np. wykonującym usługi doradcze, do archidiecezjalnego wydawnictwa trafiały olbrzymie pieniądze za fikcyjne czynności. Potwierdza to ponad 200 faktur, które stały się przedmiotem drobiazgowych analiz biegłych i prokuratorów.

Na fikcyjnych rachunkach i usługach przewiozło się już wiele firm nie tylko w kraju, ale nasi rodzimi biznesmeni w koloratkach przez lata byli przekonani o swej bezkarności i nie dopuszczali nawet myśli, że kontrolerzy ze „skarbówki” oraz policji kiedykolwiek wkroczą na grunt kościelny. Stało się jednak inaczej.

Główny bohater afery, ks. Zbigniew B. (lat 60, obdarzony licznymi tytułami i zaszczytami, m.in. szefujący niegdyś Fundacji im. Brata Alberta i gdańskiemu Radiu Plus, odpowiadał za przygotowanie papieskiej wizyty na Wybrzeżu), stanął już wcześniej przed obliczem Temidy w związku z przywłaszczeniem maszyn gdańskiego wydawnictwa. Był aresztowany (styczeń 2003 r.), a potem wypuszczony po prawie 2 miesiącach dzięki temu, że zdecydował się na współpracę z prokuraturą. Wraz z nim za kratki trafił też wspomniany Tomasz W. (syn znanego prawnika, niegdyś sekretarz miasta Gdańska, udziałowiec wielu spółek, m.in. kolporterskiej „Dat-Press”, upadłej w 1995 r., zwykle zwalał całą winę na szefa, czyli księdza dyrektora, mawiając: „Ja byłem jednym z podległych mu dyrektorów”), wypuszczony na wolność dzięki kaucji.

Inni oskarżeni w tej kompromitującej Kościół aferze czekają na wyroki, jako że wciąż toczą się liczne procesy karne.

W jednym z nich odpowiada m.in. znany na Wybrzeżu biznesmen i działacz polityczny z SLD, Jerzy J.

O skali procesu świadczy m.in. liczba ponad pół tysiąca świadków, których musi przesłuchać sąd.

Co na to wszystko kuria gdańska? Generalnie rżnie głupa i milczy jak zaklęta, udając, że nic się nie stało. Jedynie abp T. Gocłowski prosił przed laty o wyrozumiałość i niewyciąganie zbyt pochopnych wniosków... O przeprosinach podatników, których kościelna firma okradała przez wiele lat, nikt dotąd nie usłyszał. Ani o zwrocie wszystkich pieniędzy zagrabionych państwu...

Piotr Sawicki



nr 2, 17.01.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

OJCOWIE RZĄDZĄ

Stary Prokocim. Jedna z niewielu zacisznych i urokliwych dzielnic Krakowa. Dominuje tu cisza, zieleń i spokój. Ale już wkrótce to się zmieni. Za sprawą bogobojnych zakonników.

Główną atrakcją Prokocimia jest piękny XVII-wieczny park z unikatowymi w skali kraju dębami szypułkowymi oraz magnacki pałacyk, zawdzięczający swą świetność Erazmowi Jerzmanowskiemu – właścicielowi majątku od 1896 r. To o nestorze rodu Jerzmanowskich mówiono: „Człowiek, który oświetlił Amerykę”, bo przebywając na emigracji, dorobił się największej w USA fabryki gazu, a amerykańskie metropolie jemu właśnie zawdzięczają pierwsze oświetlenie ulic.

Niestety, choć rozjaśnił pół Ameryki, nie udało mu się oświecić żony – Anny Jerzmanowskiej, która do końca życia pozostała zdewociałą babą.

Kiedy została samotną wdową z ogromnym majątkiem odziedziczonym po mężu, okazała się łakomym kąskiem dla pobliskich zakonników.

Augustianie do spółki z bonifratami roztoczyli nad podstarzałą i zabobonną kobietą swą duszpasterską opiekę, przypominając wciąż wizję bliskiej śmierci i mamiąc szczęściem wiecznym w katolickim niebie.

Ich zabiegi nie poszły na marne, gdyż jeszcze przed śmiercią dziedziczki zakonnicy zostali właścicielami całego majątku. Rządy rozpoczęli od przerobienia stajni na kościół i zyskownej sprzedaży części posiadanych areałów, na których państwo planowało rozbudowę infrastruktury kolejowej.

W 1950 r., w myśl ustawy o przejęciu dóbr martwej ręki, Skarb Państwa przejął majątek augustianów. W pałacu utworzono Państwowy Dom Dziecka, a ogród pałacowy przekształcono w ogólnodostępny park miejski.

Nadszedł rok 1989 i wszystko zaczęło stawać na głowie. Augustianie, mimo że dostali pokaźne dobra na krakowskim Kazimierzu, to wzorując się na haśle TKM, przypomnieli sobie i o Prokocimiu. Błyskawicznie odzyskali majątek, doprowadzili do likwidacji Domu Dziecka i usunięcia sierot, a w pałacu urządzili sobie podmiejską rezydencję.

Teraz, gdy trwa potężny boom na budownictwo, zwietrzyli i na tym interes. Planują – ku rozpaczy mieszkańców i wściekłości obrońców przyrody – na skraju zabytkowego parku budowę apartamentowców.

Już sprzedali firmie deweloperskiej przylegające do parku ogródki działkowe i dalej przygotowują następne tereny pod inwestycje budowlane.

Zrozpaczeni działkowicze muszą do 10 grudnia br. opuścić swoje ogródki, które uprawiali przeszło 40 lat, pozostawiając nań majątek szacowany na ok. 800 tys. złotych.

Następnie pod młotek ma pójść pobliski stadion klubu sportowego ,,Prokocim”. Klubu wielce zasłużonego dla dzielnicy (wkrótce będzie obchodził 90-lecie istnienia) i zrzeszającego wielu sportowców w różnym wieku.

Władze miasta starają się blokować zapędy braciszków, którzy angażują w to przedsięwzięcie coraz lepszych prawników.

W 1998 roku nad Prokocimiem przeszła wichura, która powaliła w parku 12 bardzo starych, zabytkowych drzew. Okazało się, że to był tylko lekki wietrzyk przed burzą, która nadeszła teraz.

PP



"FAKTY I MITY" nr 2, 17.01.2008 r.

BETON OPATRZNOŚCI

Kościół ma za punkt honoru postawienie w stolicy kupy cegieł i betonu, jakoby wotum narodu za odzyskanie niepodległości. To łgarstwo. Żadne to wotum – chcą nam postawić pomnik fałszu i obłudy, a nawet hańby! Jedyny obecny tam symbol to beton.

Podciąganie budowy kolejnego centrum wyłudzania kasy pod uchwałę Sejmu Wielkiego to fałsz. Po pierwsze dlatego, że świątynia miała być podzięką wobec Opatrzności za to, że „nie utraciliśmy tej szczęśliwej dla ocalenia narodu pory...”. A przecież wkrótce potem utraciliśmy nie tylko „szczęśliwą porę”, ale i niepodległość, do czego walnie przyczynił się Kościół rzymskokatolicki. W finale zaś – 2/3 terytorium państwa. Wyraźnie widać, że Opatrzność sprzyjała schizmatykom – prawosławnej Rosji, luterańskim Prusom, a także „bratniej”, arcykatolickiej Austrii. Opatrzność, dopuszczając rozbiór Polski, wypięła się na katolicki kraj.

Po drugie, świątynia miała być wotum wszystkich stanów, czyli całego narodu. To znaczy, że źródłem finansowania ma być zrzutka Polaków, a nie dojenie budżetu państwa. Jakie to wotum narodu, jeśli dla wyłudzenia kasy obchodzi się prawo, zamieniając kościół w muzeum?

Po trzecie, skoro wotum wszystkich stanów, to kasę mają dać także... biskupi i księża! Ale numer! To byłby cud – ksiądz inwestuje w swoje miejsce pracy! Księży jest w Polsce ok. 30 tys. Wychodzi 1000 zł od kiecki, nie stać ich?

Po czwarte, uchwała Sejmu Wielkiego mówi wprost i bez wątpliwości: TO MA BYĆ KOŚCIÓŁ, nie żadne centrum czy muzeum. A więc mamy kolejny fałsz!

Po piąte, gdy Sejm Ustawodawczy w 1921 r. podjął uchwałę o wypełnieniu zobowiązania Sejmu Wielkiego, Opatrzność... ponownie zdecydowała, że Niemcy i Ruscy zrobili nam kolejny rozbiór! Wychodzi, że co wrócimy do tego pomysła, to Opatrzność się na nas wypina! Wyraźnie chce nam powiedzieć, że „Bóg nie mieszka w świątyniach ręką ludzką zbudowanych” (Dz 17. 24). Ferdek Kiepski by pojął.

Reasumując, ten kościół będzie Polakom przypominał nie odzyskanie niepodległości, ale rozbiory i okupację – to będzie pomnik hańby! Jasno widać, że czarnym pasożytom nie chodzi o żadne wotum ani opatrzność, ale o kolejną wyciskarkę kasy; nie o świątynię, ale o złotego cielca. Już się mówi, że za nieliche tysiące złotych będzie sobie można kupić w ŚOB-ie kryptę lub tablicę pamiątkową. Stołeczni pasterze pozazdrościli Jasnej Górze, Licheniowi, Łagiewnikom i też chcą mieć podobny punkt poboru danin.

Będzie to Świątynia Fałszu i Obłudy. Bo jak logicznie wytłumaczyć, gdzie była Królowa Nasza i Opiekunka, Żydówka Miriam, gdy zaborcy bestialsko, żywcem rozrywali powierzone „jej opiece” Królestwo? Co robiła, gdy ufny w Jej opiekę naród, wyznający jedynie słuszną katolicką wiarę, jęczał pod butami prawosławnych i luterańskich siepaczy? Gdzie była, gdy katolicki naród ginął w powstaniach, tracił najlepszych synów, wylewał krwawy pot i łzy na Sybirze? Co robiła, gdy Polaków katolików zaborcy rusyfikowali i germanizowali?

Kościół sam daje Polakom dowód, że z tą „opieką” to zwykłe oszustwo. Bo plagami, jakie spadły na Polskę po powierzeniu jej opiece Najświętszej Marii Panny, można obdzielić pół Europy! Wszak dowodami „opieki” mogą być nadzwyczajne sukcesy, ale nigdy pasmo klęsk, z utratą niepodległości na czele. Wspomnijmy też smutny los jej poprzednich podopiecznych – zakonu krzyżackiego, bo przecież NMP była patronką krzyżackich morderców.

Dzięki też klerowi za uświadomienie narodu, że JPII to dla nich wytrych do sejfu Skarbu Państwa. Pomnikomania niedługo przebije leninowską; jak kraj długi i szeroki rosną instytuty i ośrodki myśli, nauczania, badań nad myślą. Jak je tam zwał, doją nasze podatki lub zaraz będą po nie sięgać. To jaskrawy brak zaufania do KUL-u i UKS Wyszyńskiego, które już finansujemy. Czy tam nie potrafią „zbadać myśli”?

Ten nachalny kult jednostki budzi nadzieję. Polacy nienawidzą przesady i bałwochwalstwa. A w tym Kościół przebił nieboszczkę komunę. Przeto ducha nie gaście! Nadchodzi duch i odmieni oblicze ziemi! Tej ziemi! „Wybrańcom narodu” liżącym klesze tyłki na oczach zniesmaczonych wyborców podaliśmy chyba dosyć argumentów, żeby zgraję pasożytów pogonić na drzewo. „Nadejszła wiekopomna chwila”! Zwracamy uwagę na sondę „Superstacji”: 99 proc. telewidzów uważa, że Kościół doi Polskę.

Jako ostateczność mówimy „wybrańcom”, jak wygrzebać się z szamba. Podnieśli sobie diety o 3 tys. zł na miesiąc, niech przeznaczą tę podwyżkę na budowę Świątyni Fałszu i Obłudy! Jest ich 460 + 100 = 560. Minus 54 skąpców z LiD = 406. Rachunek prosty: 406 x 3 tys. zł x 25 miesięcy = 30.450.000 zł.

Co oznacza, że zrobią dobrze klechom w zaledwie 25 miesięcy i będzie jeszcze na pokropek! Nie wkurzając przy tym wyborców złodziejską ekwilibrystyką prawem, którą można nazwać glempizacją.

Lux Veritatis



nr 5, 01-07.02.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

PARK WATYKAŃSKI

W samym centrum Krakowa jest park – ładne, duże drzewa, zaciszne alejki, liczne ławeczki. Jednak park jest wyjątkowy, gdyż jego brama od przeszło pół roku jest stale zamknięta dla ludzi spragnionych zieleni i zmęczonych zgiełkiem wielkiego miasta.

Kto wpadł na tak głupi i nieludzki pomysł, by zabronić dostępu do jedynej w tej części miasta zielonej oazy? Sprawcami tej całej nikczemnej farsy są ci, którzy oficjalnie ślubowali miłość, ubóstwo, troskę o bliźnich i wszelką dla nich pomoc, a w życiu codziennym okazują się tylko bezdusznymi i głuchymi na ludzkie prośby egoistami, dla których liczy się wyłącznie martwy pieniądz.

Zakon salwatorianów, czyli „zbawicielców”, bo to o nich mowa, zakupił od rodziny Tarnowskich prawa do roszczenia zwrotu od Skarbu Państwa kilku nieruchomości wraz z gruntami przy ul. Szlak w centrum Krakowa.

W ich skład wchodzi piękny pałacyk i przyległy doń park im. Jana Kurka. W wkrótce po objęciu rządów nad tymi terenami o bajońskiej, trudnej do oszacowania wartości braciszkowie usunęli z pałacyku działające tam od lat Radio Kraków, a bramę parku zamknęli na kłódkę, gdyż nie mogli zdzierżyć widoku spacerujących ludzi, z których nie mieli żadnych korzyści. Na tacę zbierać w parku bowiem nie wypada, a strach ustawić skrzynki na datki, bo może ktoś ukradnie.

Nie pomogły liczne prośby okolicznych mieszkańców, że jest to jedyny w okolicy skrawek zieleni, a nieopodal ma miejsce największa małopolska budowa Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego. Zdesperowani mieszkańcy wiele razy organizowali różne protesty – chcieli nawet komisyjnie otworzyć bramę parku, ale salwatorianie wysyłali wtedy przeciw nim policję, która straszyła ludzi. Oczywiście, salwatorianie nigdy publicznie nie zabierali głosu w tej bulwersującej sprawie, sprawiając na co dzień wrażenie rozmodlonych, skromnych i oderwanych od otaczającego świata. W ich imieniu wszelkie sprawy załatwiają pozbawieni skrupułów prawnicy.

A mieszkańcom Kleparza pozostaje nadal wątpliwa przyjemność oglądania parku przez kraty oraz dalsze fundowanie ze swoich podatków różnych dotacji, dofinansowań, emerytur i świadczeń medycznych dla próżniaczej klasy darmozjadów.

P.P.



nr 5, 01-07.02.2008 r.

NAJPOTĘŻNIEJSZE PAŃSTWO ŚWIATA

PKB miliony razy przekraczające dochody Abu Dabi, skarbiec zasobniejszy niż Fort Knox, galerie bardziej oszałamiające niż Prado, Ermitaż i Luwr razem wzięte, dochody z turystyki większe niż Riwiery, Costa Brava i Florydy; nieustanna, lenna danina płynąca z ponad 170 państw, przedstawicielstwa dyplomatyczne w każdym kraju i filie (spełniające funkcje urzędów skarbowych) w każdym miasteczku, wsi... i tylko 546 oficjalnie zarejestrowanych obywateli. Ech, ludzie... mieć paszport Watykanu!

MarS



nr 5, 01-07.02.2008 r.

KULt pieniądza

Państwo nader chętnie wyręcza Kościół w jego wydatkach. Ale czasem to już doprawdy przesadza...

Katolicki Uniwersytet Lubelski deklaruje w swoim statucie, że jest „kościelną szkołą wyższą podległą Stolicy Apostolskiej”. Z rzeczonego dokumentu dowiadujemy się dalej, iż „opieka i nadzór nad Uniwersytetem oraz troska o jego podstawy materialne należą do Konferencji Episkopatu Polski”, a zasadnicza misja uczelni polega na „kształceniu i wychowywaniu inteligencji katolickiej oraz współtworzeniu chrześcijańskiej kultury”.

Charakterystyczne dla KUL-u jest również to, że:

¤ przyjęcie na niektóre kierunki warunkuje ocena z religii na świadectwie ukończenia szkoły średniej i opinia księdza proboszcza;

¤ mocą ustawy z 14 czerwca 1991 r. „otrzymuje dotacje i inne środki z budżetu państwa na zasadach określonych dla uczelni publicznych (wysokość dotacji wyznaczana jest według kryteriów uwzględniających m.in. liczbę studentów, samodzielnych pracowników naukowych, ilość nadanych stopni naukowych, koszty działalności dydaktycznej i badawczej – dop. red.), z wyjątkiem finansowania kosztów realizacji środków trwałych w budowie służących procesowi dydaktycznemu”.

Innymi słowy: państwo dokłada tej stricte kościelnej uczelni ok. 12 mln zł rocznie, a w budżecie na 2008 r. przewidziano dodatkowe 25 mln zł do podziału między KUL i Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Z budżetu, czyli z naszych kieszeni, dokładamy tam do pensji personelu, stypendiów i bieżącego funkcjonowanie z remontami włącznie, ale – o zgrozo! – KUL nie ma prawa przeznaczyć nawet złotówki na inwestycje budowlane.

Pan prezydent Lech Kaczyński postanowił ulżyć biednemu Episkopatowi. Uznał obowiązujący porządek prawny za rażąco niesprawiedliwy i 21 grudnia 2007 r. złożył w Sejmie projekt ustawy rozszerzającej zakres finansowania KUL-u z kasy publicznej (por. „FiM” 1/2008.

Zróżnicowanie sytuacji prawnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w stosunku do innych publicznych szkół wyższych nie znajduje uzasadnienia” – zauważył pan prezydent, zatroskany o „podniesienie poziomu bazy edukacyjnej dla ok. 22 tys. (KUL oficjalnie przyznaje się do 18,5 tys. – dop. red.) studentów”.

Dodajmy, że głowa państwa zareagowała w ten sposób na wniosek rektora uczelni, ks. prof. Stanisława Wilka, który ma duży ból głowy, bowiem KUL potrzebuje 15 mln zł, żeby sfinalizować plany rozbudowy swojej filii w Stalowej Woli (Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nieopatrznie skreśliło tę uczelnię z listy beneficjentów funduszy unijnych, a sprawa jest właśnie „odkręcana”). Ale to wszystko ujawniliśmy już miesiąc temu. Tymczasem udało nam się dowiedzieć, że w 2007 r. KUL dostał od IV RP cud piękności „diament” wymagający niezwykle kosztownego szlifu... Co to za podarek?


Dębówka (gmina Jastków) to wieś bezpośrednio granicząca z północno-zachodnim Lublinem, położona przy trasie wylotowej na Warszawę. Blisko miasta, dużo zieleni, dogodny dojazd... – miejsce tak idealne pod zabudowę, że ceny niektórych działek przekraczają tam już 120 zł za metr kwadratowy. W Dębówce jest kawał lasu, którego znaczną część (trzy działki o łącznej powierzchni 12 hektarów) użytkowała do niedawna Jednostka Wojskowa 4819, czyli stacjonująca w Lublinie 3. Brygada Zmechanizowana. Mieli tam w sumie kilkanaście rozrzuconych po lesie budynków (magazynowe oraz mieszkalne dla strzegących obiektu żołnierzy). Dodajmy, że nieruchomość jest uzbrojona (prąd, woda, kanalizacja) i ogrodzona (na zdjęciu), oraz skomunikowana z Lublinem całkiem przyzwoitą drogą.

W 2005 r. wojsko stwierdziło, że już nie potrzebuje magazynów.

Resort obrony narodowej zgłosił rezygnację z tych gruntów, a Nadleśnictwo Świdnik wyraziło zgodę na rozwiązanie umowy i przekazanie terenu pod warunkiem usunięcia naniesień i rekultywacji terenu na koszt wojska” – wyjaśnił nam rzecznik prasowy MON.

Wkrótce hektary z położonymi nań budynkami wróciły do Skarbu Państwa reprezentowanego przez Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” (PGL LP).

Odnotujmy w tym miejscu, że:

¤ ministrem środowiska sprawującym wówczas nadzór nad PGL LP był niejaki Jan Szyszko z PiS – powszechnie znany z robienia dobrze o. Tadeuszowi Rydzykowi (vide sprawa 27 mln zł na poszukiwanie wód geotermalnych mających ogrzewać uczelnię ojca dyrektora);

¤ Generalnym Dyrektorem Lasów Państwowych był Andrzej Matysiak – człowiek, który podczas wprowadzania go na urząd przez Szyszkę, znajomego z okresu studiów, stwierdził, że poprawi politykę kadrową swojego poprzednika, bowiem „związani z prawicą leśnicy mają uzasadnione pretensje, iż zostały im złamane kręgosłupy”. Stosunkowo najlepiej wyszło mu z własnym kręgosłupem: Matysiak zaczepił się w okresie sprawowania funkcji Generalnego Dyrektora na członka rad nadzorczych Banku Ochrony Środowiska SA (od 16 października 2006 r.) oraz komunalnej spółki Wodociągi Miejskie Radom (od 1 lipca 2007 r.) i obie te fuchy ma do dzisiaj (w grudniu 2007 roku został odwołany z posady oberleśnika);

¤ obowiązująca Ustawa o lasach z 28 września 1991 r. pozwalała Matysiakowi na przekazanie nieruchomości w Dębówce w użytkowanie „jednostce organizacyjnej wskazanej przez zainteresowanego ministra lub organ wykonawczy samorządu terytorialnego”, m.in. na cele „nauki lub dydaktyki” oraz „ochrony przyrody” (art. 40 ustawy);

¤ według par. 11 Statutu PGL LP, Matysiak miał zasmarkany obowiązek swoją decyzję dotyczącą ewentualnego przekazania komuś Dębówki ujawnić w urzędowym Biuletynie Informacyjnym Lasów Państwowych.


Pojechaliśmy do Dębówki na wizję lokalną, gdy otrzymaliśmy od miejscowych „krasnali” sygnał, że w powojskowym kompleksie kręcą się jacyś księża, którzy coś tam oglądają, mierzą i obliczają, czyli – najogólniej rzecz ujmując – kombinują.

Stwierdziliśmy, co następuje:

¤ decyzją Generalnego Dyrektora Matysiaka z lipca 2007 r. nieruchomość (oszacowana dla nas przez lubelskiego specjalistę na ok. 15 mln zł) została nieodpłatnie i bezterminowo „przekazana w użytkowanie na cele nauki, dydaktyki i ochrony przyrody Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu”;

¤ fakt ów nie został ujawniony w Biuletynie Informacyjnym Lasów Państwowych ani w żadnej innej ogólnodostępnej publikacji PGL LP;

¤ jedynym warunkiem nałożonym na KUL było „bezpośrednie przejęcie przez Uniwersytet od Rejonowego Zarządu Infrastruktury w Lublinie urządzeń i obiektów kubaturowych, co zwalniało stronę wojskową z kosztów rekultywacji terenu i rozbiórki budynków” – dodaje rzecznik armii;

¤ KUL poszukuje pieniędzy na inwestycje remontowo-budowlane w Dębówce, co wyraźnie oznacza, że głęboko zapuści tam korzenie.

Wniosek?

Państwo dało grunty, wkrótce też da – dzięki rozumnej inicjatywie pana prezydenta Kaczyńskiego – kasę na ich zagospodarowanie.

Anna Tarczyńska



nr 5, 01-07.02.2008 r.

Zdaniem prokuratury, na 2 miliony złotych płocki Caritas rąbnął Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Fundusz miał płacić za kursy, których nie było, i za sprzęt, który nie został zakupiony. Winnym przekrętów grozi do 5 lat więzienia. A kto jest winny? Na razie nie wiadomo, ale podpowiadamy prokuratorom, że płocki biskup Roman Marcinkowski na zbity pysk wypieprzył z pracy w Caritasie księdza Zająca.



nr 6, 8-14, 2008 r. BYŁEM ZAKONNIKIEM (2)

PRZEDSIONKI SANKTUARIUM

Przeciętnemu katolikowi wydaje się, że paulini to tylko Jasna Góra. Tymczasem zakon jest jak nowotwór. Ma przerzuty...

(...) Pamiętam każde słowo, każdy akcent w zdaniu przeora, gdy mówił, że kibicuje w wyborach lewicy, bo z nią można więcej załatwić. Prawica bała się łatki klerykalizmu, więc była ostrożna w kontaktach z paulinami, a jej przedstawiciele we Włodawie nie grzeszyli zbytnią inteligencją.

Miejscowa zaś lewica grupowała wielu przydatnych zakonowi biznesmenów (potencjalni dobrodzieje).

Efekt był taki, że prawicowego burmistrza szef przyjmował na klatce schodowej, a np. jeden z liderów włodawskiej SLD przyznał mi się po pijaku, że wstąpił do tej partii, bo go... nasz przeor namówił.


Paulini „kresowi” z Włodawy, mimo otrzymywania wysokich dotacji z Jasnej Góry, nie zaniedbywali możliwości zarobku we własnym zakresie. Jak?

Najbardziej lukratywne było i jest głoszenie misji oraz rekolekcji, podczas których za trzydniową „pracę” można zainkasować nawet kilkanaście tysięcy złotych. Ale że większość włodawskich paulinów miała państwowe etaty w szkołach i ciężko było wyrwać się im na „wagary”, konieczny był układ z dyrektorami.

Zakonnicy urywali się więc na rekolekcje, a po powrocie wpisywali do dzienników tematy, których nie przerobili i... wszystko grało. Gdy nadchodził „Paweł Pustelnik” – patronalne święto paulinów – przeor o. Leon Ch. udawał się do dyrekcji, gdzie „załatwiał” ojcom wolne. Potem – tradycyjnie już – wpisywaliśmy tematy w rubryki i potwierdzaliśmy wykonaną pracę własnoręcznym podpisem, żeby nauczycielskiej pensji nie ubyło.

Część niewtajemniczonych wychowawców klas dokonywała jednak adnotacji, że katecheta był nieobecny.

I gdyby komuś zechciało się dzisiaj zerknąć do archiwów Zespołu Szkół we Włodawie, to zauważy w dokumentach, że np. na pierwszej godzinie lekcyjnej nauczyciel religii był obecny, na drugiej już nie, na trzeciej i czwartej nagle się pojawił, by na kolejnych raz jeszcze zniknąć.

No, ale jeśli dyrektor szkoły Marian Ś. był jednocześnie radnym parafialnym, to czyż jakiś wychowawca ośmieliłby się podnieść głowę?


Ilość rekolekcji płatnych na boku była czasem tak duża, że nawet usłużny dyrektor szkoły nie mógł pomóc bez narażenia się na donos jakiegoś nieprzychylnego Kościołowi pedagoga.

A jakaś podkładka powinna być. Na szczęście byli jeszcze katoliccy lekarze...

Zdarzały się przypadki, że ojcowie nawet nie fatygowali się do medyka, wysyłając doń brata zakonnego, który przynosił do szkoły L-4. Przeor o. Jan B. wysłał mnie kiedyś na misje i polecił załatwić zwolnienie, więc – jako posłuszny mnich – poszedłem.

Nie owijałem lekarzowi w bawełnę.

Zapytał, czy tydzień wystarczy, i bez skrupułów wystawił zaświadczenie, że dogorywam... Tak, niektórzy paulini traktują państwo jak wielką krowę, którą doi się bez opamiętania.

Ciekawie wyglądały relacje zakonników z miejscową policją. Wspomniany wcześniej przeor o. Leon Ch. odwiedził kiedyś komendanta i zostawił samochód w niedozwolonym miejscu. Funkcjonariusz – nieświadomy z czyim autem ma do czynienia – wypisał mandat i włożył go za wycieraczkę.

Po chwili przeor wyszedł, śmiejąc się w twarz policjantowi podarł kartkę i bez żadnych późniejszych konsekwencji odjechał.

Innym razem patrol zgarnął o. Leona, bo nie zatrzymał się przed znakiem „Stop”. Przeor odsunął szybkę, oświadczył policjantowi, że „nigdy się nie zatrzymuje, jak nic nie jedzie”, i wcisnął gaz do dechy.

Paulin o. Marcin K. przejechał kobietę na przejściu dla pieszych.

Stało się to w Cycowie, niedaleko Włodawy. Jedyną karą, jaką poniósł, była rekompensata zapłacona połamanej ofi erze i hektolitry wódki, które wypił z policjantami.

Nawiasem mówiąc, popijawy ze stróżami prawa bardzo mu się później przydały. Osobiście siedziałem obok niego w samochodzie, gdy rozwinął 160 km/godz. w terenie zabudowanym.

Gdy zatrzymała nas policja, powiedział, że śpieszymy się na ślub ich kolegi. Puścili...

Innym razem kilku księży (m.in. o. Jan B., dziekan włodawski i gwardian kapucynów z Orchówka) wybrało się na popijawę do swojego kolegi w pobliskiej Różance. W drodze powrotnej zatrzymała ich policja i okazało się, że ksiądz wyznaczony wcześniej na kierowcę – najtrzeźwiejszy ze wszystkich – zapomniał prawa jazdy.

Nie widzisz, że duchowieństwo jedzie!” – ryknął na funkcjonariuszy jeden z pijanych pasażerów. To wystarczyło, żeby odstąpili od niepokojenia wielebnych.

Zdarzyło się latem 2004 r., że policjant zażądał wprost, abym natychmiast przedstawiał się, ilekroć wpadnę im w ręce. Bo gdy popełnię jakieś przewinienie, nieszczęśnik, który mnie złapał, zacznie wypisywać mandat i zdąży już zgłosić przez radio na komendę numery auta, a tu nagle ja przedstawiam mu się, że jestem klechą. I jak to wszystko pan władza ma odkręcić?! Skończyło się na pouczeniu... żebym od razu mówił, kim jestem z zawodu.

Czasem zachodziła konieczność wyciszenia jakiejś grubszej brudnej sprawy z paulinem w roli głównej.

Cela przeora otwierała wtedy swe gościnne podwoje przed prokuratorami i komendantami. Przy koniaczku, w przyjaznej atmosferze, szefowie paulinów potrafili skutecznie załatwić każdą sprawę, a gdy wybuchła afera z pijanym o. Pawłem za kierownicą, przeor B. poświęcał więcej czasu na rozmowy z prokuratorami niż z Panem Bogiem.


Paulini nie stronili także od kontaktów mniej urzędowych. Zwłaszcza z okolicznymi parafiankami. Przeor Ch. zapisał kiedyś na kartach włodawskiej kroniki znamienne zdanie:

Jest noc, znowu jestem sam w klasztorze”.

I coś w tym było...

Gdy mnisi zmuszeni byli do nazbyt długiego pozostawania w klasztorze, bywali tak dalece poirytowani, że dochodziło nawet do rękoczynów.

Ot, jak choćby pobicie podczas wspólnego posiłku sędziwego o. Józefa G. przez młodego o. Michała S. za krytyczny pod adresem młokosa komentarz.

Wyjścia z naszego zakonnego domu miały niekiedy charakter ściśle edukacyjny. Było mianowicie regułą, że o. Symplicjusz B. (wcześniej administrator generalny i wieloletni przeor) oraz o. Anzelm F. zapraszali nowych współbraci na krajoznawcze spacery po Włodawie. Instruowali ich, gdzie mieszka kurwa, gdzie złodziej, pedał albo babka, co męża otruła. O. Anzelm został później jasnogórskim egzorcystą. To był dobry wybór – miał tak bogaty repertuar przekleństw, że nie zniosłyby ich najstraszniejsze moce piekielne.


Do niezwykłych wydarzeń dochodziło też w innych paulińskich domach, zarówno w kraju, jak i za granicą. Przykładowo:

Podczas pobytu na placówce w Republice Południowej Afryki o. Nikodem K. zbuntował się przeciwko swoim przełożonym za ich jawnie homoseksualne praktyki z tubylczą ludnością. Efekt był taki, że to o. Nikodem, a nie jego szefowie, wrócił ciupasem do Polski. Na otarcie łez i dla zamknięcia buzi mianowano go podprzeorem jasnogórskim;

W adaptowanych na klasztor pomieszczeniach po byłej plebanii przy kościele w Błotnicy przeor o. Marian P. zamykał się ze swoją gosposią już o godz. 20. Pech pozostałych ojców polegał na tym, że za zaryglowanymi drzwiami znajdowała się też kuchnia. Gdy któryś wracał wieczorem głodny ze spotkania duszpasterskiego, nie miał wyjścia – musiał przez telefon zamawiać pizzę.

Tym razem bunt „białego personelu” z Błotnicy nie chybił celu i proboszcz został odwołany po wizytacji klasztoru przez rewizora przysłanego przez naczelne władze paulinów;

Księgowa” wieruszowskiego przeora o. Karola O. permanentnie dyscyplinowała o. Łukasza B., że ten wydaje więcej pieniędzy, niż zarabia.

Kobieta miała dostęp do ksiąg rachunkowych, ale też bez skrupułów łamała święte zakazy, wstępując za drzwi z napisem „klauzura”. Czuła się za nimi swobodniej niż niejeden zakonnik. Mimo wszystko przeor B. był człowiekiem zabobonnie pobożnym.

Ilekroć przyśnił mu się ktoś zmarły, biegł – nawet w nocy – do kaplicy, by odprawić za niego mszę.

Zdarzyło mu się kiedyś, że po drodze, waląc pięścią w drzwi, przypominał imprezującym podwładnym, iż właśnie zaczął się Popielec – czas pokuty i wyciszenia;

Mieszkańców Bachledówki (Czerwienne) koło Zakopanego zelektryzował konflikt przeora o. Janusza K. z parafi aninem, który po uzyskaniu w urzędach niezbędnych pozwoleń wybudował sobie dom.

Niestety, zasłonił nim widok góralskiego kościółka. Przeor negocjował, a gdy nic nie wskórał – rzucił klątwę na nieboraka. Jakiś czas później na jego rodzinę zaczęły spadać nieszczęścia.

Ktoś umarł, ktoś inny coś złamał, trzeciemu lekarze nie wróżyli szczęścia. Ośmielony przychylnością niebios, kolejną anatemę rzucił br. Janusz Ź. na policjanta – za to, że funkcjonariusz zatrzymał go prowadzącego po pijaku auto, i na dodatek nie dał się wykpić. Tym razem ekskomunika nie podziałała, a policjant odwiedził na drugi dzień braciszka... w izbie wytrzeźwień, aby udowodnić, że jest odporny na czary.

Czy podobna klątwa zadziałałaby na Jasnej Górze? O tym już za tydzień.

o. Pius


KARD. JÓZEF GLEMP, PRYMAS POLSKI, O PAULINACH:

Wierność i zaufanie, jakie istnieją między Episkopatem Polski a zakonem paulinów, są wzorcowe dla całej Europy, bo nigdzie nie znajdziemy takiej współpracy, takiego zrozumienia, takiego oddania sprawie Bożej, jak właśnie tutaj, przy Matce Najświętszej i przy stróżach, jakimi są ojcowie paulini






nr 6, 8-14, 2008 r. KOŚCIÓŁ POWSZEDNI

KLEROMONARCHIA

Przed pięciu laty Kościół katolicki w USA nawiedziło tsunami, którego konsekwencje odczuwane są do dziś, i to w katolicyzmie na całym świecie.

13 grudnia zmuszono do rezygnacji i praktycznie ucieczki do Watykanu, pod skrzydła Jana Pawła II, kardynała z Bostonu, Bernarda Lawa. Naczelny prokurator stanowy oskarżył go, że „użył każdego dostępnego fortelu i manewru, by utrudnić kryminalne dochodzenia” przeciw jego podwładnym – pedofilom.

Wkrótce potem, pod gradem krytyki mediów i naciskiem opinii publicznej, biskupi USA na konferencji w Dallas zmuszeni zostali do podjęcia kroków zaradczych w celu ratowania resztek reputacji. Jednym z nich było powołanie Krajowej Rady Rewizyjnej, złożonej ze świeckich luminarzy związanych z Kościołem, która miała kontrolować, jak wciela się w życie postanowienia z Dallas. Rada nie miała łatwego zadania. Jeden z jej przewodniczących protestacyjnie ustąpił, nazywając Kościół „watykańską mafią”. Również inni uskarżali się na brak kooperacji i obstrukcje biskupów.

Obecnie rada wydała raport podsumowujący swe pięcioletnie działania. Stwierdzono, że w tym czasie wysunięto ponad 13 tys. oskarżeń przeciw księżom, a tytułem odszkodowań jak dotąd wypłacono ofiarom przestępstw seksualnych 2,2 mld dolarów. Z kas kościelnych pieniądze wypływały nie tylko w ten sposób. W 85 proc. diecezji USA wykryto defraudację funduszy przez duchownych. W 11 proc. spraw łupem złodziei padły kwoty powyżej pół mln dolarów. (...)

ZW



nr 6, 8-14, 2008 r.

O MAMMA MIA!

Włoska policja ujawniła, że obchody największego katolickiego święta i uroczysta procesja na Sycylii przynajmniej przez 7 lat były kontrolowane przez mafię. Jeden z największych sycylijskich klanów – Santapaola – kontrolował cały handel na imprezie ku czci świętej Agaty, w której zwykle uczestniczy około miliona wiernych. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie 8 osób, w tym członków katolickiego stowarzyszenia świętej Agaty – organizatora imprezy.

AC



nr 8, 22-28.02.2008 r.

ŁASKA PAŃSTWA

Hitem styczniowych pomysłów na finansowanie Kościoła z pieniędzy publicznych jest „kształtowanie dominanty przestrzennej” oraz inwestycja w „wieżę widokową”. Cóż oznaczają? W pierwszym przypadku oświetlenie, w drugim – budowę dzwonnicy...

Przed wiekami kat. Kościół żył tylko z jałmużny, dzisiaj jest bajecznie bogatym koncernem. Ale tak im jakoś te zaszłości weszły w krew, że wciąż biorą bez opamiętania, o ile tylko znajdą chętnych do dawania. A tych doprawdy nie brakuje, bo ze świecą szukać samorządu lokalnego tudzież państwowego przedsiębiorstwa, które by się oparły przemożnemu urokowi i sile przekonywania facetów w sukienkach. Popatrzmy na pierwsze – ograniczone do kwot idących w dziesiątki i setki tysięcy złotych – tegoroczne objawy owej epidemii. A to przecież tylko niektóre jej przejawy...


¤ Sosnowiec – 190 tys. zł przeznaczyła Rada Miejska na sfinansowanie remontu kościoła parafialnego Najświętszej Maryi Panny Anielskiej. 180 tys. zł dostanie franciszkańska parafia św. Antoniego w Gołonogu;

¤ Brzeg (woj. opolskie) – na wniosek prawicowego burmistrza Wojciecha Huczyńskiego radni przyznali (stosunkiem głosów 7:5) miejscowej parafii św. Mikołaja 850 tys. zł. W 2007 r. parafia dostała z publicznej kasy 500 tys. zł;

¤ Stargard Szczeciński – w ubiegłym roku radni ofiarowali 48 tys. zł na iluminację kościoła św. Jana, jednak okazało się, że księdzu proboszczowi Jarosławowi Staszewskiemu wciąż jest zbyt ciemno. Zainkasuje więc jeszcze 100 tys. zł z kasy miejskiej i 50 tys. zł od starostwa powiatowego;

¤ Jarosław (woj. podkarpackie) – w tegorocznym budżecie samorządowcy przeznaczyli 735 tys. zł na dofinansowanie lokalnych parafii oraz Ośrodka Kultury i Formacji Chrześcijańskiej. Tylko 50 tys. zł więcej przewidziano na „wydatki inwestycyjne”;

¤ Kalisz – 95 tys. zł otrzymają z kasy publicznej trzy tamtejsze parafie. Ekstradotację w kwocie ok. 100 tys. zł z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji mają zagwarantowaną miejscowi franciszkanie, tyle samo z Ministerstwa Obrony Narodowej dostanie proboszcz parafii garnizonowej;

¤ Zator (woj. małopolskie) – władze miasta uchwaliły udzielenie 130 tys. zł symbolicznie (0,525 proc.) oprocentowanej „pożyczki” na budowę domu parafialnego. Proboszcz ks. Czesław Puto obraził się, bo chciał darowiznę, niestety – nie pozwalają na nie przepisy. Pożyczka jest jeszcze wątpliwa, bo uchwałę zakwestionowała Regionalna Izba Obrachunkowa, ale burmistrz Zbigniew Biernat i przewodniczący Rady Miasta Stanisław Orlicki zgodnie zapowiadają, że będą walczyć o pieniądze dla plebana, aż do ostatniej instancji odwoławczej;

¤ Męcikał (woj. pomorskie) – tu dosyć podobny problem. Samorządowcy dali parafii 50 tys. zł na budowę wieży kościelnej. Ponieważ nie ma pozycji, pod którą można by te pieniądze legalnie zaksięgować, wymyślono, że zostaną wydane na „wieżę widokową”;

¤ Warszawa – Zarząd Dzielnicy Wilanów przeznaczył 288 tys. zł na oświetlenie kościoła i dzwonnicy parafii w Powsinie. „Świątynia jest obiektem służącym lokalnej społeczności, a iluminacja bryły kościoła wykreuje dominantę przestrzenną” – czytamy w uzasadnieniu uchwały;

¤ Przykładem zaś na to, że państwowe firmy dają jak dawały, niech będzie Kopalnia Soli „Wieliczka”, która dyskretnie wsparła kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy kwotą 50 tys. zł, a proboszcz gapa, ks. Wiesław Popielarczyk, nie omieszkał pochwalić się tą wziątką w parafialnej gazetce „Bogurodzica” (1/2008). Ilu jest takich, którzy wcale się nie chwalą i biorą, biorą, biorą...


Czysta żywa gotówka ma swój urok, ale wiadomo, że najlepszą lokatą są nieruchomości. Wiadomo o tym również wielebnym:

¤ Szczecinek (woj. zachodniopomorskie) – ks. Bogusław Matusik, proboszcz parafii św. Krzysztofa, zażyczył sobie, by miasto przekazało (nieodpłatnie) parafii działkę w pobliżu nowo budowanego kościoła. Oświadczył, że postawi tam budynek, który służyć będzie „prowadzeniu działalności wychowawczej, poradnictwa i pomocy rodzinie”. Pech chciał, że grunt przewidziano do sprzedaży w przetargu. 28 stycznia radni obradowali, jak uratować pieniądze, a jednocześnie nie obrazić Pana Boga, czyli plebana. Burmistrz Jerzy Hardie-Douglas ośmielił się zauważyć, że ks. Matusik „dostał niedawno dwie działki za symboliczną złotówkę, więc ta trzecia to może już być pewne przegięcie”. Ponieważ radni PiS stanowczo zażądali sprezentowania ziemi proboszczowi, sprawa będzie roztrząsana podczas najbliższej sesji;

¤ Białystok – kolejna, trzydziesta szósta już w tym mieście parafia powstanie na osiedlu Sady Antoniukowskie w okolicach ul. Wiatrakowej. Na wniosek kurii biskupiej Urząd Miejski rozpoczął intensywne prace nad planem zagospodarowania okolicy, a przekazanie Kościołowi ok. 2 hektarów gruntu jest kwestią tygodni. Nowy obiekt oddalony będzie o niespełna kilometr od powstałej niedawno przy ul. Ordonówny parafii św. Floriana;

¤ Zielona Góra – ks. Jan Romaniuk, proboszcz parafii św. Brata Alberta, zgłosił życzenie posiadania 1,5 ha gruntu pod budowę „Centrum formacyjnego i rekreacyjno-sportowego im. Jana Pawła II”. Daje też do zrozumienia, że pomoc finansowa z Urzędu Marszałkowskiego będzie mile widziana. Przez wzgląd na patrona, ma tę ziemię i forsę zaklepane;

¤ Olsztyn – do parafii św. Jakuba przylega kawał komunalnego gruntu. Znajduje się w samym centrum starówki, jego wartość jest trudna do oszacowania. „Zamienimy się: wezmę tę działkę na starówce, a dam wam za nią łąkę w Gutkowie (peryferyjna dzielnica Olsztyna – dop. red.)” – zaproponował prezydentowi Czesławowi Małkowskiemu ks. proboszcz Andrzej Lesiński. Propozycja została przyjęta z wdzięcznością, bo Małkowski jest głównym bohaterem seksafery w urzędzie i szuka na gwałt sojuszników.


Organizacje przykościelne też psu spod ogona nie wypadły. Przykładowo:

¤ w budżecie Zielonej Góry znajdujemy 75 tys. zł dotacji dla stowarzyszenia „Nauczycielskie Warsztaty w Drodze”, przeforsowane przez radnych PiS-u. Zdumiało nas okrutnie, że ludzie Kaczyńskich walczyli niczym lwy o nauczycieli. Wszystko się wyjaśniło, gdy dotarliśmy do komunikatu Biura Prasowego Jasnej Góry z 12 sierpnia 2007 r.: „Warsztaty w Drodze to jest pielgrzymka nauczycieli i wychowawców. Podczas drogi doskonalimy duchowość, ale przede wszystkim rozwijamy się intelektualnie, mamy bardzo dużo wykładów, konferencji. Prowadzę tę wspólnotę w zastępstwie ks. Eugeniusza Jankiewicza, twórcy tych warsztatów” – zwierzył się paulińskiemu kronikarzowi przewodnik sponsorowanych pielgrzymów, ks. Michał Zielonka.


Dla odmiany słów kilka o kapłanie, który – chapeau bas! – daje...

Ksiądz kanonik Witold Jaworski – bo o nim tu mowa – jest proboszczem parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Żyrardowie (diecezja łowicka) oraz kapelanem tamtejszej Komendy Powiatowej Policji. Uchodzi za „Richelieu miejscowej sceny polityczno-towarzyskiej, który zawsze jest tam, gdzie być powinien” – jak charakteryzuje go lokalny tygodnik „Życie Żyrardowa”.

Ale czy aby na pewno zawsze tam, gdzie powinien...?

Jeżdżę codziennie z kolegami do pracy w Warszawie i gdy remontowano most na drodze do Radziejowic, musieliśmy podróżować objazdem przez (...). Bardzo się zdziwiłem, gdy przypadkowo zobaczyłem mojego proboszcza ks. Jaworskiego uwijającego się w tej wsi (sąsiadująca z Żyrardowem urokliwa enklawa, której nazwy nie wymienimy, żeby nie przyciągać pątników od Wniebowstąpienia Pańskiego – dop. red.) przy budowie domu” – napisał do „FiM” Andrzej K.

Oczywistym wydało nam się, że proboszcz nie tyra na budowie własnej chałupy, skoro ma mieszkanie na plebanii, więc pojechaliśmy zobaczyć, komu tak pomaga, aby charytatywny wysiłek kapłana uhonorować.

Objawiła się naszym oczom śliczna rezydencja (fot. poniżej) usytuowana na leśnej polanie; stwierdziliśmy, że roboty są już na ukończeniu i do lata z pewnością będzie tam można zamieszkać...

Trochę nas zdumiało, że skromny i prawdopodobnie nieszukający rozgłosu ksiądz proboszcz czmychnął na widok obcych, choć – niestety – stojącego przed bramą samochodu (grafitowy volkswagen jetta) czapką niewidką przykryć nie zdołał.

Popytaliśmy więc tubylców...

Ksiądz wybudował ten dom dla jakiejś doktorki z Żyrardowa. Pewnikiem jego siostra, bo sam zwoził materiały i doglądał codziennie, a przecież dla obcego by tyle nie robił – przytomnie zauważył jeden z sąsiadów.

Inny rzucił w odpowiedzi stekiem brzydkich słów, których nie powtórzymy. Ściślej rzecz ujmując, nie pod naszym adresem skierowanych, ale... tak to już w Polsce jest, że zazdrośnicy potrafią najporządniejszemu człowiekowi przypisać skubanie parafii z pieniędzy zebranych na złocenie ołtarza w kościele, żeby wymościć gniazdko zaprzyjaźnionej kobiecie. Skandal.

Jakby nie było, ciepło kibicujemy ks. Jaworskiemu, bo – wedle naszego rozeznania – żyje tylko z wiernych i na żadną większą dotację z kasy publicznej ostatnio się nie załapał.

Anna Tarczyńska



nr 8, 22-28.02.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

UWIERZYŁAM KSIĘDZU

Ponad 2500 arów ziemi i dom nad jeziorem, zaledwie kilkanaście kilometrów od centrum Olsztyna. Takiej okazji się nie przepuszcza. A już na pewno nie wtedy, gdy jest się katolickim księdzem.

Misjonarze saletyni to kameralny zakon. Na świecie jest ich niespełna tysiąc, w Polsce – ponad dwustu. Zajmują się – jak czytamy w ich regule – pracą na misjach, głoszeniem rekolekcji oraz misji parafialnych, a przede wszystkim – posługą w podstawowych wspólnotach chrześcijańskich na rzecz pojednania.

Smaku owej „posługi” wciąż doświadczają 68-letnia Jadwiga Klimorowska i jej 88--letni mąż.


W Miodówku, wsi nieopodal Olsztyna, przepięknie położonej nad jeziorem i otoczonej lasem, Jadwiga Klimorowska mieszkała ponad 30 lat. W jesieni życia postanowiła poszukać kogoś, kto by się nią zaopiekował. Nią i jej schorowanym mężem Romanem. Wtedy pojawił się ksiądz Jan G., saletyn.

Szybko zorientował się w sytuacji. Załamana kobieta z niepełnosprawnym mężem, obydwoje chorzy i doświadczeni życiem, a w tle smakowity majątek to układanka, której ułożenie nie stanowi specjalnej trudności. Ksiądz Jan zaczął więc przyjeżdżać do Miodówka. Okolica nie mogła mu się nie spodobać – cała wieś to zaledwie kilkanaście domków, czyste jezioro, dwie plaże. Cisza, spokój i miasto w zasięgu ręki.

Przez kilka miesięcy oswajał ich i przekonywał.

Był ujmujący i miły, jak prawdziwy syn. Obiecywał, że księża będą się nami opiekować, wozić do lekarza, że będzie nam z nimi lepiej, jak z rodziną – opowiada pani Jadwiga.

Uwierzyła w dobre intencje, w końcu komu wierzyć, jeśli nie księdzu. Liczyła, że w zamian za przepisany na zakon dom nad jeziorem obydwoje wraz z mężem będą mieli opiekę do ostatnich chwil życia.

Dziś zbiera owoce swojej naiwności.


¤ Maj 2003 r. – ksiądz Jan zabrał Klimorowskich do notariusza. Na miejscu czekał już uśmiechnięty od ucha do ucha sam przełożony prowincjalny, ksiądz Lesław P., który zjechał aż z Rzeszowa, żeby „w imieniu reprezentowanego Zgromadzenia oświadczyć, że darowizny wymienionych nieruchomości przyjmuje na cele kultu religijnego” – jak zapisano w akcie notarialnym.

Tym sposobem saletyni zainkasowali dwie działki niezabudowane i jedną zabudowaną. Całość kosztowała ich zaledwie ułamek rynkowej wartości – 28 261,43 zł tytułem spłaty należności za jedną z działek, którą w 2000 r. Jadwiga Klimorowska wygrała w przetargu ogłoszonym przez Agencję Własności Rolnej i nie zdążyła jeszcze spłacić. Nie ukrywa przy tym, że wówczas nie miała za co, ucieszyła ją więc pomoc zgromadzenia. Tym bardziej że w zamian darczyńcy mieli się spodziewać nieodpłatnej służebności „polegającej na prawie zamieszkania w dwóch pokojach położonych na lewo od wejścia głównego po wschodniej stronie budynku mieszkalnego i korzystania z pomieszczeń w budynku gospodarczym, o powierzchni 11 mkw.”.

W akcie darowizny odpisano też na rzecz Klimorowskich dożywotnie użytkowanie działki o powierzchni 2 arów, stanowiącej ogródek i położonej w pobliżu budynku mieszkalnego. Innymi słowy – sielanka. Tym bardziej, jeśli dodać do tego zapewnienia księdza Jana G. na temat dożywotniej opieki. Bo praniem, sprzątaniem, leczeniem itp. czynnościami pani Jadwiga miała sobie już nigdy nie zaprzątać głowy.

¤ Ksiądz Jan w Miodówku nigdy jednak na stałe nie zamieszkał. Przywoził tam jedynie grupki młodzieży ze Szkoły Nowej Ewangelizacji, aż w końcu zakwaterował w wyremontowanym domku cztery kobiety – osoby świeckie, które swoje życie poświęciły dziełu ewangelizacji prowadzonemu przez zgromadzenie saletynów – jak wyjaśnił Klimorowskim. „W maju Zgromadzenie Księży Misjonarzy Saletynów otrzymało w darowiźnie nieruchomość w Miodówku, miejscowości położonej kilkanaście kilometrów od Olsztyna. Ks. Prowincjał przekazał ją w użytkowanie Szkole z przeznaczeniem na dom dla wspólnoty życia. Dla nas była to odpowiedź Pana Boga na pragnienie życia poświęconego Bogu i ewangelizacji, jakie zrodziło się w sercach kilku sióstr z naszych wspólnot” – tak ów fakt odnotowano w kronice wydarzeń Szkoły Nowej Ewangelizacji w Olsztynie.


W pięknie przebudowanym i dostosowanym do potrzeb „zgromadzenia” domku intrygują dwa obskurne drewniane okna (pozostałe zostały wymienione na plastikowe), bez firanek czy kwiatów na parapetach. To dwa pokoje należące do Klimorowskich. Wewnątrz skutecznie oddzielone murem od reszty budynku. Żeby staruszkowie nie przeszkadzali i nie kręcili się po wyrychtowanym przedpokoju, wybito dla nich oddzielne drzwi wejściowe. O korzystaniu z toalety czy łazienki nie ma więc mowy. Pozostałe „luksusy” to zimna woda, całkowity brak ogrzewania i beton na podłodze.

Gdybyśmy potrzebowali pomocy, nie ma nawet jak powiadomić mieszkających przez ścianę kobiet – mówi pani Jadwiga.

Do bramy wjazdowej, zazwyczaj zamkniętej na kłódkę, oczywiście, nie dano im klucza. O jakiejkolwiek opiece, jak można się domyślać, nie ma nawet mowy.


W kwietniu 2006 roku staruszkowie postanowili odwołać darowiznę. „Pomimo trzykrotnego wzywania do wykonania swych obowiązków, wynikających z ustanowienia służebności mieszkania, reprezentujący Zgromadzenie Księży Misjonarzy Saletynów ks. Jan G. nie podjął żadnych czynności zmierzających do zaspokojenia naszych roszczeń i nie doprowadził pomieszczeń poznaczonych dla nas do stanu umożliwiającego zamieszkanie w nich” – napisali do prowincjała w Warszawie. Ponieważ – jak należało się spodziewać – pismo pozostało bez żadnej odpowiedzi, o unieważnienie darowizny zwrócili się do olsztyńskiego sądu. Od 2007 roku toczy się przed nim nierówna walka, a żadna z trzech spraw, które się dotąd odbyły, nie przyniosła rozwiązania.

Sytuacja wygląda beznadziejnie, bo saletyni twierdzą, że z chęcią oddadzą Klimorowskim ich dom, ale za 300 tysięcy złotych. Na tyle wycenili koszy, jakie ponieśli w związku z remontem. To zresztą i tak blef, bo dobrze wiedzą, że staruszkowie nie mają pieniędzy. Dziś wielki krzyż zawieszony na frontowej ścianie budynku oraz tabliczka z napisem: „Własność Zgromadzenia księży misjonarzy saletynów”, nie pozostawiają wątpliwości co do tego, kto jest górą.

I nawet jeśli – jak wyjaśnia ksiądz Jan – w ostatnich latach pani Jadwiga stała się bardzo uciążliwa, czy nie po chrześcijańsku byłoby udzielić wsparcia ludziom, którzy na „boże dzieło” oddali wszystko, co mieli?


Katolicka Szkoła Nowej Ewangelizacji – odpowiedź na wezwanie Jana Pawła II do nowej ewangelizacji w Kościele – to specjalność saletynów. Także tych olsztyńskich. Mieszkanki byłego domu pani Jadwigi – siostry z Miodówka, Sylwia i Marzenka, jak zwykło się je nazywać we wspólnocie – bez zająknienia głoszą więc Słowo Boże na tzw. kursie Filipa, którego uczestnicy rozpoczynają Nowe Życie w Duchu Świętym, doświadczają osobistego spotkania z Jezusem Zmartwychwstałym jako Jedynym Zbawicielem i Panem dającym nowe życie. Tyle teoria. Czy myślą w tym czasie o parze staruszków, którzy w zamian za dorobek życia dwa razy w roku (na Wielkanoc i Boże Narodzenie) dostają od księży saletynów małą paczkę z mąką, cukrem, kaszą, ryżem i olejem?

Jesteśmy już starzy, schorowani, obydwoje z pierwszą grupą inwalidzką. Mnie chodzi najbardziej o ciepło – ciepłą wodę, ciepłe mieszkanie, odrobinę pomocy, choćby przy pielęgnacji męża. Nic więcej – mówi pani Jadwiga.

Klimorowscy znaleźli azyl w komunalnym, niewielkim i zimnym mieszkanku w Olsztynie. Pani Jadwiga dochodzi stamtąd do dziennego domu opieki społecznej. Tam się kąpie, stamtąd też każdego dnia przywozi obiady przykutemu do łóżka mężowi.

Na pytanie, dlaczego właśnie Kociołowi postanowiła przekazać swoje mienie, odpowiada bez zastanowienia: Wierzyłam księżom!

Wiktoria Zimińska

wiktoria@faktyimity.pl


Darowizny na rzecz Kościoła są tak stare jak on sam. Większość obecnego majątku Krk pochodzi właśnie z nich. Szacuje się, że rocznie dochodzi w Polsce do ok. pięciuset darowizn na kościelne osoby prawne od osób fizycznych. Darowizn ze strony państwa, urzędów marszałkowskich, powiatów i gmin nikt nie jest w stanie policzyć. Według art. 55 ust. 6 ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, „nabywanie i zbywanie rzeczy i praw majątkowych przez kościelne osoby prawne w drodze czynności prawnych oraz spadkobrania, zapisu i zasiedzenia jest zwolnione od podatku od spadków i darowizn oraz opłaty skarbowej”.



nr 8, 22-28.02.2008 r.

MADE IN PIS

PiS – odstawiony od cycka władzy – obrzydza życie swoim następcom i wciska kit, iż za jego rządów było super. Jak było, zobaczmy na przykładzie Przemyśla, którym PiS niczym ruski car rządzi od 2002 roku.

Chociaż matecznik Marka „Członka” Kuchcińskiego (na zdjęciu) przoduje na Podkarpaciu pod względem bezrobocia (16,7 proc. – najwyższe wśród dużych miast regionu), to bije rekordy budownictwa. Sakralnego. Jego dorobek jest imponujący: 6 wielkich nowych budów rozpoczętych, już oddanych lub wykańczanych po 2000 r. (harują nawet robole z hiszpańskiej i angielskiej Opus Dei!). Sztandarową, wartą około 3 mln zł inwestycję roku 2007 w postaci pomnika JPII (wraz z odpicowanym placem) odsłonił sam Lech Kaczyński (francowaty, usuwisty grunt nie pozwolił dodatkowo uświęcić kapliczką NMP górującego nad grodem Kopca Tatarskiego). Dba się o wizerunek miasta, a najlepszym tego dowodem była odprawiona w katedrze pod przewodem abpa Michalika msza w intencji NBP oraz... monety 2-złotowej z wizerunkiem grodu nad Sanem.

Z wydarzeń politycznych i epizodów z „życia partii” można jeszcze wspomnieć całkiem nieistotne drobiazgi, wręcz głupstwa... Na przykład takie: prezydent miasta – TW „Krzysiek” – figuruje w aktach IPN, jego zastępca (oskarżony o płatną protekcję) to klient aresztu śledczego, prokuratury i sądu. Podobnie jak zaufany człowiek Kuchcińskiego, radny klubu PiS, podejrzany o łapówki i kooperację z grupą przemytników kręcących milionowe lody. No i te krążące po kraju paszkwile na „Członka”, że podejrzanie tanio kupuje państwowe hektary, że od 14 lat ciepłym moczem olewa skazujący go wyrok sądowy, że za kasiorę weteranów PZPR i SB (jako członkowie Niezależnego Forum Prywatnego Biznesu wspierali PC Kaczyńskich) gościł i wianował w latach 90. chałturzących nad Sanem polityków (prelegentów) z najwyższej dziś PiS-owskiej półki, w tym samego Jarosława „wielkiego”.

Bylibyśmy jednak niesprawiedliwi, gdybyśmy nie odnotowali sukcesu PiS w łagodzeniu skutków bezrobocia w Przemyślu, i to... bez tworzenia nowych miejsc pracy. Nie dość, że tysiące młodych ludzi musiało wyjechać w świat za chlebem, to jeszcze dzięki rekordowemu bezrobociu w rejonie i działaniom przemyskiego PUP bezrobotni mogą teraz pobierać zasiłek aż przez 12 miesięcy. No i co, zatkało kakao? Nie „dotrzymaliśmy słowa”?

J. Adamski



nr 10, 7-13.03.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

ARCYKONFLIKT W ARCYBRACTWIE

Kraków. Wielki konflikt pomiędzy organizacją świecką a skleconą przez Kurię organizacją kościelną. Stawką jest gigantyczny majątek (500 milionów złotych), o który walczy miejscowa polityczno-kościelna wierchuszka.

Spór toczy się już kilkanaście lat i dotyczy przejęcia majątku dawnego stowarzyszenia o nazwie Arcybractwo Miłosierdzia i Banku Pobożnego. Była to świecka organizacja założona z inicjatywy księdza Piotra Skargi w 1584 roku. Zajmowała się usługami bankowymi, lombardowymi i lichwą oraz – dla uspokojenia sumień – w jakimś stopniu działalnością charytatywną. Należeli do niej m.in. królowie Zygmunt III Waza i Michał Korybut Wiśniowiecki. Świecki charakter był tylko sprytnym posunięciem Kurii, która zawsze w pełni kontrolowała owoc pracy organizacji, czyli wielką, ogromną wprost KASĘ, jednak nie chciała być utożsamiana z niektórymi pokrętnymi jej interesami. Kryptokościelna firma dorobiła się gigantycznego wręcz majątku, w skład którego wchodzi m.in. 17 kamienic w centrum Krakowa, trudny do oszacowania ziemski areał oraz pokaźna suma pieniędzy i papierów wartościowych.

Bractwo działało w spokoju aż do wybuchu II wojny światowej. Wtedy to władze niemieckie położyły kres tej sielance, twierdząc, iż ten Bank Pobożny ma tyle wspólnego z działalnością charytatywną, co Führer z filosemitą. Po wyzwoleniu podejmowane były różne dziwne próby reaktywowania bractwa, ostatecznie jednak w 1960 roku Gomułka definitywnie zrobił porządek, likwidując organizację, której majątek upaństwowiono.

Wydawać by się mogło, że o Bractwie Miłosierdzia dowiemy się jedynie, przeglądając stare kroniki miejskie. Jednak tam, gdzie jest do wyrwania gruba kasa, zawsze znajdzie się chętny. Nadszedł rok 1989, kiedy to sprytny biznesmen i działacz „Solidarności” mec. Zbigniew C., adwokat Jan R. oraz prokuratorzy A. i Leszek G. dobrali sobie kilkoro zaufanych kompanów i wspólnie postanowili reaktywować zdelegalizowane bractwo. Ich działania poszły w iście ekspresowym tempie, bo już 4 grudnia tegoż roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak unieważnił decyzję z 1960 roku, co de facto przywracało organizację do życia. Teraz tylko sprytnym biznesmenom pozostało odzyskać upaństwowiony majątek i z dnia na dzień stali się multimilionerami. O skali przedsięwzięcia niech świadczy fakt, że szacowana dziś wartość jednej kamienicy wraz z gruntem w ścisłym centrum Krakowa to kilkadziesiąt milionów złotych, a Ch. wraz z kompanami przejęli ich aż 17 – m.in. piękną kamienicę na krakowskim rynku, nie mniej okazałe na ul. Siennej, Floriańskiej, Szpitalnej, Sławkowskiej, a także pałac, w którym mieścił się konsulat rosyjski. W pałacu znajduje się dziś Wyższa Szkoła Europejska, której rektorem jest nadzieja Platformy – poseł Jarosław Gowin.

Gdy już przedsiębiorczy panowie sprytnym ruchem stali się zarządcami majątku, którego przykościelna organizacja dorabiała się kilkaset lat, zatarli rączki i rozpoczęli biznes polegający głównie na wynajmie atrakcyjnych lokali. Ich klientami stały się m.in.: Okręgowa Rada Adwokacka, Wyższa Szkoła Europejska im. ks. Tischnera, luksusowe sklepy i restauracje. Oni również siedziby swoich własnych firm ulokowali w budynkach należących do Bractwa Miłosierdzia (którym zarządzali), płacąc czynsz bardzo symboliczny.

Pomysłowy C. zadbał również o ośmioro swoich dzieci, które w różnym czasie pełniły rozmaite funkcje w reaktywowanej instytucji. Dziś po jego śmierci (zmarł 5 marca 2005 roku) jeden z jego synów, Piotr, przewodzi Arcybractwu, natomiast zięć, Stanisław K., pełnił funkcję skarbnika do czasu, aż został wyrzucony za malwersacje finansowe, jednak do dziś wynajmuje od Bractwa lokal na Rynku Głównym w Krakowie, płacąc śmiesznie niski czynsz. Oczywiście, aby postępować zgodnie ze statusem, Bractwo prowadzi działalność charytatywną, pomaga ubogim rodzinom, finansuje kolonie dla dzieci itd. Weźmy teraz kartkę, ołówek i policzmy... Dochód, jaki – według ekspertów – powinno uzyskiwać Arcybractwo z prowadzonej działalności komercyjnej, wynosi co najmniej 5 mln złotych rocznie, a na pomoc charytatywną (jak sami deklarują) przeznaczają średnio... jeden milion zł w ciągu roku. Jakkolwiek by liczyć, zostają 4 duże bańki do podziału na kilka osób – żyć, nie umierać!

Myli się jednak ten, kto sądzi, że ta sielanka będzie trwać wiecznie. Prędzej czy później Kuria musiała zainteresować się tą żyłą złota. Ówczesny metropolita krakowski, Franciszek Macharski, wprowadził w struktury organizacji konia trojańskiego w postaci swego brata Władysława oraz Krystynę S., przewodniczącą Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Krakowie. Pani Krystyna to bardzo ciekawa postać – w czasach komuny żona doradcy handlowego przy polskiej ambasadzie w Moskwie, a dziś – ulubienica biskupów. Jej rodzina jest bardzo zaangażowana w różne przedsięwzięcia dotyczące krakowskich nieruchomości – syn jest kuratorem sprzedaży kamienic, a zięć został niedawno aresztowany w związku z aferą budowlaną.

Mając swoich ludzi w zarządzie Bractwa, kardynał mógł skrupulatnie przygotować intrygę – wystarczyło tylko poczekać na odpowiedni moment. Ten niebawem nadszedł, bo Zbigniew C. (starszy Bractwa) ciężko zachorował i wszystko wskazywało na to, że jego dni są policzone. Wyszło też na jaw, że jego zięć zaczął tajne negocjacje ze znanym krakowskim deweloperem Chmurą w sprawie sprzedaży terenów w okolicy Młynówki Królewskiej. Jest to atrakcyjna krakowska dzielnica willowa, w której mieści się konsulów ambasadorów USA i miejscowa siedziba Opus Dei. Okazało się też, że bony żywnościowe przeznaczone dla ubogich można było realizować tylko w sklepach przy ul. Basztowej i Szpitalnej, w których udziały miał... prezes C. Mając już punkt zaczepienia, sprytny kardynał postanowił zaatakować nieco mocniej i wysłał na misję swojego zaufanego i najlepszego człowieka od zadań biznesowo-specjalnych, czyli Bronisława Fidelusa – proboszcza bazyliki Mariackiej. Ten poinformował członków Bractwa, że na prośbę umierającego C. został przyjęty do spóły jako asystent kościelny. W organizacji zawrzało, zaczęto obwiniać prezesa o tajemnicze kontakty z Kurią. Wtedy to znów pojawił się Chmura, tym razem z rekomendacji ks. Fidelusa, i znów namawiał do sprzedaży wspomnianych terenów. Plan kardynała niespodziewanie pokrzyżował sam C., który nagle ozdrowiał, pojawił się na walnym zebraniu i zaklinał się, że nie prowadził z Kurią żadnych targów i nic nie wie o funkcji Fidelusa. Skoro więc kardynałowi nie udało się rozsadzić Bractwa od środka, postanowił zadać decydujące uderzenie i nagle, w 2004 roku, powołał bliźniacze stowarzyszenie o nazwie Arcybractwo Miłosierdzia pw. Bogurodzicy Najświętszej Maryi Panny Bolesnej (BK). A żeby było śmieszniej, na jego czele stanęła znana nam już pani Krystyna S., która od razu zaczęła obwiniać BŚ (dotychczasowe bractwo) o niegospodarność, choć sama była przecież w jego zarządzie. Następnym posunięciem kardynała był wniosek złożony w Sądzie Rejonowym dla Krakowa-Śródmieścia o wykreślenie z Krajowego Rejestru Sądowego Świeckiego Bractwa jako uzurpatora.

Kuriewni zacierali ręce z radości, zupełnie lekceważąc fakt, iż C. ma za sobą miejscową palestrę. Adwokaci BŚ powoływali się na bardzo istotny szczegół, który mówił, iż Kuria to nic innego jak zwyczajny sekretariat biskupa, więc nie może występować jako podmiot prawny.

Sąd Rejonowy odrzucił wniosek Kurii, ale apelacja wniesiona do Sądu Okręgowego odniosła skutek, gdyż tenże Sąd wyrejestrował pierwotne stowarzyszenie. Następnie Sąd Najwyższy skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia do Sądu Rejonowego, i tak dalej... Dla doświadczonych wilków palestry to żaden problem, doskonale wiedzą, jak działać, aby sprawa ciągnęła się latami. Dopóki nie zapadnie prawomocny wyrok, prawowitym właścicielem całego majątku będzie ekipa C. W międzyczasie Kuria popełniła błąd, który powinien okazać się brzemienny w skutkach. Otóż Arcybractwo kościelne zaczęło posługiwać się adresem i numerem NIP stowarzyszenia świeckiego... Wszystko na pozór takie samo oprócz, oczywiście, numeru konta bankowego. Osoby związane z BK zaczęły zlecać najemcom lokali spłatę czynszu na swoje konto. Najemcy, oczywiście, szybko zorientowali się w podstępie i pieniądze wpłacali tam, gdzie zgodnie z prawem wpłacać powinni, czyli do C. Wydawałoby się, że z podstępu nici, a jednak od czego jest poseł Jarosław Gowin... Według władz świeckiego arcybractwa, stworzył dziwny twór o nazwie Europejskie Centrum Certyfikacji. Współzałożycielami oprócz niego byli: Tadeusz Pomianek – założyciel szkół biznesu w Rzeszowie i Zamościu, pani Henryka Bochniarz oraz – uwaga – dominikanin ojciec Maciej Zięba. Właśnie to stowarzyszenie podpisało umowę z BŚ na wynajem budynku po dawnym konsulacie, a następnie wynajęło go szkole Gowina. Ale Gowin pieniądze za wynajem zaczął wpłacać na konto BK (50 tys. miesięcznie) za pośrednictwem ECC.

Widząc to, BŚ nie chciało już bawić się w jakieś mediacje i sądy papieskie, tylko zgłosiło zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa polegającego na wyłudzeniu 50 tys. zł przez Kurię.

Jednak w tym przypadku prokuratura odmówiła wszczęcia dochodzenia. Poseł Gowin tłumaczył, że pieniądze zaczął wpłacać na konto wskazane przez S., dlatego że kardynał Dziwisz wyraził taką wolę (sic!).

Kanclerz Kurii Piotr Maier z wielką pewnością stwierdził, że BŚ jest nielegalne i zostanie wykreślone z KRS, gdyż... tak mu obiecał sąd.

Tak więc Kościół stał się ofiarą własnego krętactwa, które teraz próbuje naprawić, stosując wszelkie środki. Gdyby od samego początku było jasne, że właścicielem stowarzyszenia założonego przez Piotra Skargę jest de jure krakowska kuria, dziś nie byłoby całego problemu.

A tak powierzchowne odżegnywanie się od jego przyziemnych interesów i mydlenie oczu społeczeństwu o rzekomym świeckim profilu stowarzyszenia doprowadziło do tego, iż nie da się dziś jednoznacznie stwierdzić, kto ma przejąć schedę po dawnej organizacji.

Ale na razie BŚ ma w ręku nakaz eksmisji ze swojego budynku szkoły posła Gowina, w której rok akademicki trwa w najlepsze. W międzyczasie Gowin instaluje tam Marcinkiewicza ze swoją nową Szkołą Liderów Politycznych, a wykładać mają m.in.: Jarosław Kaczyński, Adam Bielan, Jarosław Gowin, Grzegorz Schetyna, Radosław Sikorski, Jan Rokita i o. Maciej Zięba. Czyli rację miał chyba kanclerz Kurii, że los BŚ jest już przesądzony... Tylko kto w tym kraju jest od orzekania wyroków?!

Marek Pawłowski



nr 10, 7-13.03.2008 r.

WIĘCEJ ŚWIATŁA

Rzeszów zafunduje doświetlenie siedzibom najbogatszych instytucji w mieście – kurii rzymskokatolickiej i oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Magistrackie. Luksy będą zainstalowane na elewacji budynków i na chodniku przed nimi. Na początek rzeszowski magistrat zarezerwował na ten cel 100 tysięcy zł, a o rachunkach za prąd też nie zapomni. To pocieszenie dla biskupa Górnego, któremu znów nadepnął na odcisk ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Tym razem uparty „Ormiaszka” (ujawnił już kontakty biskupa z SB) w nowej książce „Moje życie nielegalne” pisze, że wśród obrońców biskupiej cnoty bryluje TW „Łukasz”.

Jad



nr 11, 14-20, 03.2008 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE

I PO CHEŁMIE

Zaraz udowodnimy, że PO to taka sama kruchta, jak nie przymierzając PiS czy LPR.

Stowarzyszenie Budowy Pomnika Ojca Świętego w Chełmie powstało po śmierci „Karola Wielkiego” w 2005 roku. Na prezesa wybrano ówczesnego prezydenta miasta – Krzysztofa Grabczuka z PO. Okazało się jednak, że z zebraniem funduszy na pomnik są problemy. Władze grodu umyśliły więc, że na budowę zrzucą się chełmskie spółki komunalne, czyli takie, nad którymi prezydent ma władzę. Po 20 tys. złotych na konto stowarzyszenia wysupłało Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej oraz Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. To ostatnie znane jest skądinąd z urządzenia we wrześniu 2006 roku wystawnego bankietu (z okazji jubileuszu swego istnienia) w miejscowym ośrodku Caritasu, na który Grabczuk chuchał i dmuchał, aż skończyło się to dlań postawieniem zarzutów prokuratorskich („FiM” 3/2008). Gdyby ktoś z chełmian dziwił się, dlaczego płaci tyle za wodę i ścieki – odpowiedź ma gotową...

Ostatecznie pomnik papieża wzniesiono. Stoi przed gmachem na pl. Niepodległości – tym samym, w którym w roku 1944 ogłoszono Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.

Stowarzyszenie miało jednak i inne zadania. Mianowicie wydzieliło „papieski” fundusz stypendialny dla zdolnych uczniów chełmskich szkół ponadgimnazjalnych. Szczytny to cel, bo bieda w wielu tutejszych rodzinach aż piszczy, a edukacja jest dla masy młodych ludzi jedyną szansą na wyrwanie się z marazmu lokalnej rzeczywistości. I owszem, w roku szkolnym 2006/2007 stypendiami obdarowano

kilkanaście osób, które otrzymały po 200 złotych. I na tym się skończyło, bo w kolejnych semestrach nikt ze stowarzyszenia nie odezwał się więcej do żadnej szkoły. Mało tego, dyrektorzy placówek, których uczniowie mieli przyznane stypendia, nie wiedzą, gdzie mogliby zaciągnąć w tej sprawie języka. Pisma, które niegdyś dostali, poza podpisem prezesa nie zawierały ani żadnej pieczątki z adresem, ani choćby numeru telefonu kontaktowego... Ciężko też o rozmowę z Grabczukiem, bo w Chełmie ostatnimi czasy rzadko bywa. Wprawdzie prezydentem miasta już nie jest, bo przegrał ostatnie wybory z kandydatką lewicy Agatą Fisz, ale przesiadł się na inny miękki stołek – marszałka województwa lubelskiego.

O podobnych pobożnych inicjatywach Grabczuka można by pisać i pisać. Swego czasu stworzył publikację naukową zatytułowaną „Wpływ katolickiej nauki społecznej na funkcjonowanie samorządu terytorialnego w Polsce”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa KUL. Obecnie też noszącego imię Jana Pawła II.

Kazimierz Ciuciurka



nr 17, 01.05.2008 r. POLSKA PARAFIALNA

KOŚCIÓŁ UBOGICH... OBŻERA

Wałbrzych. Wyrzucone z pustostanów kobiety z małymi dziećmi protestują i głodują. „Cóż mogę zrobić – bezradnie rozkłada ręce prezydent Piotr Kruczkowski (PO). W budżecie miasta nie ma pieniędzy na lokale komunalne dla bezdomnych”. Otóż, k..., są. I dobrze wiesz, bucu, gdzie!

Zamiast brać roczną premię w wysokości 10 tysięcy złotych (i takież miesięczne pobory) z UM plus kasę z rad nadzorczych spółek, w których zasiadasz – 79 tysięcy rocznie, powinieneś, koleś, do tego budżetu zajrzeć.

Głodówka trwa. Dwudziestu wielodzietnym rodzinom (pełnym i niepełnym), które zajęły niezamieszkane od pięciu lat pustostany rudery, miasto odcięło wodę i prąd. I kazało się wynosić. Na bruk albo choćby i do diabła. Bo jak nie...

Sytuacja tych ludzi jest tragiczna, a wcale nie zasłużyli na taki los. Na przykład państwo Andrzej i Barbara (trójka dzieci) – oboje pracują. Chcieli wynająć mieszkanie, ale przytrafiła się kolejna ciąża, urlop wychowawczy i... zabrakło pieniędzy. Starali się o lokal socjalny. Odesłano ich z kwitkiem.

W końcu znaleźli dziesięciometrowy pokój w pustostanie niezamieszkanym od 10 lat.

Z grzybem na ścianach. Gdy wyremontowali pomieszczenie i zaczęli jako tako żyć, miasto przypomniało sobie o niepotrzebnej ruderze, która z dnia na dzień nagle stała się niezbędna. Dostali nakaz eksmisji.

Pani Monika K. straciła prawo do mieszkania górniczego (po ojcu) i z trójką dzieci wylądowała na ulicy. W końcu znalazła maleńką ruinę. Też pustostan straszący od niepamiętnych czasów. I też dostała nakaz eksmisji.

Czy w Wałbrzychu rzeczywiście nie ma pieniędzy na dach nad głową dla uczciwych, choć biednych ludzi? Ależ są. A raczej były, bo zostały lekką rączką oddane Kościołowi. Przyjrzyjmy się miejskim darowiznom i dotacjom na rzecz Watykanu z ostatnich tylko miesięcy.

Oto Rada Miejska Wałbrzycha uchwałą nr VIII/74 dofinansowała parafię rzymskokatolicką Zmartwychwstania Pańskiego kwotą 40 tysięcy złotych (na remont kościoła). 20 tysięcy dostały siostry niepokalanego poczęcia (uchwała VIII/75) na remont prowadzonej przez siebie prywatnej szkoły. Później na remont dachu dorzucono im jeszcze 4 tysiące.

10 tysięcy złotych nagrody za osiągnięcia na polu krzewienia kultury chrześcijańskiej dostało od miasta Stowarzyszenie „Civitas Christiana”.

Siostry elżbietanki też wzięły, co swoje: 800 metrów kwadratowych budowlanej działki w najatrakcyjniejszej dzielnicy Wałbrzycha. O wycenę gruntu nikt nawet się nie pokusił. Podobno chodzi o 3 miliony złotych.

56 tysięcy złotych capnął od miasta księżulo ze św. Barbary – na budowę drogi dojazdowej do kościoła. Następnie 100 tysięcy Wałbrzych wybulił na remont kościoła parafii Aniołów Stróżów. Ale z pewnością nie tych aniołów, co to chyba właśnie opuścili bezdomnych.

Podczas najbliższej sesji Rady Miasta Wałbrzycha na sto procent klepnięta zostanie dotacja dla dwóch parafii: kasy na gwałt potrzebuje Najświętsze Serce Jezusowe oraz proboszcz od Zmartwychwstania. Każda wziątka po 25 tysięcy złotych.

Zsumujmy te pieniądze. Co by za nie można pożytecznego zrobić? Zapewne wiele, ale na pewno i bez trudu wybudować nie jeden, ale trzy bloki po 20 mieszkań każdy dla wałbrzyskiej biedoty. I otrzeć łzy polskich matek, zamiast tuczyć i tak grubych proboszczów.

Powyższe kwoty to tylko kropelka w rzece forsy, która płynie do Krk via wałbrzyski ratusz, bo budżet Wałbrzycha jest tak sprytnie skonstruowany, że nie widać w nim adresatów dotacji celowych. Wiadomych adresatów... Ale my ich jeszcze odnajdziemy. Cdn.

Marek Szenborn

Ryszard Poradowski



nr 17, 01.05.2008 r.

SMRÓD WE FRANCJI

W katolickich środowiskach polonijnych we Francji wybuchł skandal, kiedy okazało się, że ksiądz infułat Stanisław Jeż, rektor Polskiej Misji Katolickiej w tym kraju, zbierał pieniądze na... podarowany już pomnik JPII. Jeż sprzedawał „świadectwa udziału w budowie” (m.in. po 100 euro) pomnika, który został zaprojektowany i wykonany za darmo przez Czesława Dźwigaja, słynnego w Polsce twórcę niezliczonych podobizn JPII.

MaK



nr 17, 01.05.2008 r.

GNÓJ ZIEMI CZARNEJ

Gdańska kuria metropolitalna za 1,65 mln zł sprzedała prywatnemu inwestorowi grunt o wartości 57 mln zł!!! Byłby to wyłącznie ich problem, gdyby nie fakt, że abp Gocłowski na odchodnym oszukał przy okazji rolnika, a Skarb Państwa stracił na tej transakcji górę pieniędzy...

Józef Hoppa jest z dziada pradziada rolnikiem. Rolnikami są również jego synowie, a pewnie będą też i wnuki, bo miłość do ziemi karmicielki oni wszyscy mają po prostu we krwi. Ot, taka chłopska natura...

Rodzinne gospodarstwo Hoppów znajduje się w Nowym Tuchomiu pod Chwaszczynem, na terytorium objętym duszpasterską jurysdykcją arcybiskupa metropolity gdańskiego. Pan Józef – głęboko wierzący i praktykujący katolik – nigdy nie opuścił żadnego wydarzenia ani ceremonii religijnej w swojej parafii św. Szymona i Judy Tadeusza. Ofiarnie – kwotami idącymi częstokroć w tysiące złotych – łożył na wszelkie jej potrzeby, a za gdańskich biskupów oraz chwaszczyńskiego proboszcza księdza kanonika Czesława Jakusz-Gostomskiego jeszcze przed kilkoma tygodniami dałby sobie – jak powiada – „nie tylko rękę, ale nawet głowę obciąć”. Dzisiaj nie zaryzykowałby za nich choćby paznokcia. Powód? Okazuje się, że biskupi wespół z księdzem kanonikiem oszukali go i zdradzili, po czym sprzedali za worek srebrników. Widać taka ich judaszowa natura...


Umową z 21 grudnia 1994 r. parafia w Chwaszczynie reprezentowana przez ks. Jakusz-Gostomskiego wydzierżawiła rodzinie Hoppów na 10 lat prawie 48 hektarów gruntu. Słabej ziemi z przewagą IV i V klasy, w którą – zanim zaczęła dawać przyzwoite plony – trzeba było włożyć ogromną pracę i nie mniejsze pieniądze. Aby zaś owe nakłady nie poszły w przyszłości na marne, w umowie – akceptowanej przez gdańską kurię metropolitalną – zastrzeżono, że „dzierżawcy przysługiwać będzie prawo pierwokupu, w przypadku zbycia przedmiotowej nieruchomości” przez właściciela.

Podkreślmy, bo wkrótce okaże się to niezwykle istotne, że owym uprawnionym „dzierżawcą” były dwa odrębne podmioty: pan Józef z małżonką Eugenią oraz ich syn Marek Hoppa. Oni też wszyscy podpisali i solidarnie przyjęli na siebie zobowiązania umowy, której jakakolwiek późniejsza zmiana wymagała formy pisemnej pod rygorem nieważności.

Rodzina Hoppów tyrała w polu, ale też zbierała obfite plony, które wkrótce uczyniły Józefa laureatem rozmaitych nagród (dwukrotnie otrzymał prestiżową Perłę Kaszub). Umówiony czynsz płacili proboszczowi terminowo, a w grudniu 2004 roku podpisali z parafią aneks przedłużający czas trwania dzierżawy o kolejne pięć lat (do 21 grudnia 2009 r.) – z zachowaniem wszystkich dotychczasowych warunków, w tym m.in. prawa do pierwokupu.


Gdy pan Józef odwiedził niedawno Urząd Gminy w Żukowie, aby zapłacić należny podatek gruntowy, urzędniczka sięgnęła do ksiąg i... oniemiała. Chwilę później zasłabł jej petent.

Poczułem się, jakby mnie ktoś uderzył siekierą w głowę, gdy stwierdziła, że nie może przyjąć ode mnie pieniędzy, bowiem parafia nie jest już właścicielem ziemi. Popędziłem do proboszcza. Tłumaczył, że to nie on sprzedał, lecz kuria biskupia, która miała jakieś kłopoty finansowe i pilnie musiała spłacić długi – opowiada Hoppa senior.

Choć ksiądz dobrodziej zobowiązał go do milczenia, pan Józef nie wytrzymał i podzielił się fatalną wiadomością z rodziną.

Syn postanowił zbadać, o co w tym wszystkim chodzi, i 17 marca obaj pojechaliśmy do proboszcza. Kręcił, że parafia była właścicielem tylko na papierze, podczas gdy ziemia rzekomo należała do biskupa. W końcu wziął telefon, zadzwonił do kogoś ważnego w kurii i oddał mi słuchawkę.

Rolnik usłyszał, że zamiast pyskować, powinien okazać wdzięczność proboszczowi, który – mimo stanowczych poleceń władz kościelnych – odmówił podpisania się pod natychmiastowym wypowiedzeniem Hoppom dzierżawy. Ba, oni są wręcz w czepku urodzeni – prawił rozmówca – bowiem dzięki łaskawości kurii będą mogli na nie swojej ziemi zasiać i zebrać plony jeszcze w roku 2009.

A co z zagwarantowanym w umowie prawem pierwokupu?

Prawdę powiedziawszy, sam się go pozbawiłem, przez nieograniczone zaufanie, jakim darzyłem księdza proboszcza – przyznaje pan Józef.

Opowiada, jak w połowie ubiegłego roku ks. Jakusz-Gostomski wezwał go pilnie do kancelarii parafialnej i podstępnie nakłonił do skreślenia w umowie dzierżawy paragrafu o pierwokupie. Ksiądz kanonik przekonywał wówczas, że to zaledwie kosmetyczna zmiana, która absolutnie nie wpłynie na sytuację prawną i przyszłość Hoppów, a przeprowadzić ją dla świętego spokoju trzeba, bo kuria chce mieć porządek w papierach.

Podpisałem deklarację, że rezygnuję, bo podpisałbym mojemu księdzu nawet akt zrzeczenia się całego majątku, gdyby mi powiedział, że to tylko tak na niby, a dokument zaraz unieważnimy, gdy załatwi jakieś swoje sprawy, do których byłby mu taki papierek potrzebny – mówi ze łzami w oczach pan Józef.

Dzisiaj już wie, że został oszukany i sprzedany, aczkolwiek dopiero dziennikarz „FiM” uzmysłowił mu, że wielebni handlarze nieruchomościami popełnili gruby błąd. Zapomnieli, że:

¤ w umowie dzierżawy zapisano, iż oprócz małżonków Józefa i Eugenii uprawnionym do pierwokupu jest również ich syn Marek;

¤ pomijając okoliczności, w jakich pan Józef zrezygnował ze swojego prawa, pozostaje faktem, że tylko on złożył taką deklarację;

¤ art. 602 par. 2 kodeksu cywilnego powiada, że „jeżeli jest kilku uprawnionych, a niektórzy z nich nie wykonywają prawa pierwokupu, pozostali mogą wykonać je w całości”.

Jeśli strona kościelna sprzedała nieruchomość, nie wywiązując się z obowiązku zawiadomienia wszystkich uprawnionych do pierwokupu o treści aktu kupna-sprzedaży, to taki dokument sąd powinien uznać za bezskuteczny w stosunku do pokrzywdzonych osób, które mogą dochodzić odszkodowania od sprawcy – wyjaśnia adwokat, specjalista w dziedzinie prawa cywilnego.

Józef Hoppa nie wiedział, jak nam dziękować za pomoc. Jego pisma procesowe są już w drodze do kompetentnych instytucji...


Sprawa ziemi w Chwaszczynie to nie tylko kwestia jednej oszukanej rodziny, lecz gigantyczny kilkudziesięciomilionowy przekręt. W skrócie rzecz ujmując, polega na tym, że:

¤ sprzedane przez Kościół hektary stanowią grunt rolny i nie są jeszcze objęte żadnym planem zagospodarowania przestrzennego.

To bardzo atrakcyjny, graniczący z Gdańskiem teren i już dzisiaj trzeba w tamtej okolicy zapłacić około 120 zł za metr kwadratowy. 48 hektarów to w sumie ponad 57 mln zł, tak więc kuria – zakładając, że działała z jakichś powodów w pośpiechu – nie mogła zainkasować za tę ziemię mniej niż 25–30 mln zł – oblicza dla „FiM” trójmiejski rzeczoznawca;

¤ z absolutnie wiarygodnego źródła wiemy, że w umowie kupna-sprzedaży (wstępnej z 28 czerwca i definitywnej z 15 października 2007 roku) między parafią w Chwaszczynie a Bronisławem Sz. z Rumi strona kościelna przyjęła cenę zapłaty za przedmiotowe grunty w kwocie... 1 mln 650 tys. zł. Jak to rozumieć? – Odrzucając hipotezę, że biskupi są szaleni, pozostają dwie możliwości: albo ktoś bardzo ważny w gdańskim Kościele chciał zrobić dobrze owemu Bronisławowi Sz. albo – co najbardziej prawdopodobne – wzięli resztę „pod stołem” – tłumaczy nam doświadczony w handlu z wielebnymi specjalista od nieruchomości;

¤ państwowa Agencja Nieruchomości Rolnych nie skorzystała

z okazji przejęcia działki w Chwaszczynie, choć ma zasmarkany statutowy obowiązek „tworzenia oraz poprawy struktury obszarowej gospodarstw rodzinnych”, który może m.in. realizować, wykorzystując swoje uprawnienie do pierwokupu gruntu rolnego (zwłaszcza w przypadku podejrzanych cenowo transakcji), aby rozdysponować go później zgodnie z przeznaczeniem, albo sprzedać po cenie rynkowej, zarabiając dla państwa godziwe pieniądze.

Pytamy zatem:

¤ jak to się stało, że Oddział Terenowy ANR w Gdańsku (oficjalnie zawiadomiony 3 lipca 2007 r. o planowanej transakcji) nie zauważył rażącej dysproporcji między wartością ziemi a umówioną przez kontrahentów ceną i zrezygnował z pierwokupu? Wszak – zgodnie z przepisami – Agencja mogła im zrobić kuku i przejąć tę ziemię za 1,65 mln zł, czyli właściwie za darmo, po czym wystawić na przetarg ograniczony, zaspokajając potrzeby okolicznych rolników, lub sprzedać w przetargu nieograniczonym (a chętnych nie brakuje) za kilkadziesiąt razy więcej;

¤ czy na decyzję ANR miał jakiś wpływ fakt, że z kurią handlował (prawdopodobnie tylko na papierze) staruszek ojciec Grzegorza Sz., byłego (1998–2002) starosty wejherowskiego, a dzisiaj wyjątkowo dobrze ustosunkowanego biznesmena wykonującego w wolnych chwilach skromny zawód lekarza pediatry?

Agencja nie była w stanie udzielić nam sensownej odpowiedzi. Również ks. Jakusz-Gostomski nie chciał udzielić żadnych wyjaśnień. „Ja tylko wykonywałem polecenia kurii i podpisałem dostarczone mi gotowe dokumenty” – tłumaczył swoją rolę „słupa”. Poczekamy zatem na prokuraturę...

Anna Tarczyńska, S.T.



www.faktyimity.pl NEWSY 11.09.2008 r.

ZIELONA ŚWIĘTA GÓRA

Blisko 3,5 miliona złotych wydało w ciągu ostatnich 8 lat miasto Zielona Góra na cele związane z działalnością religijną katolików. To bardzo ostrożne obliczenia, a już wywołują niedowierzanie.

Sprawą miejskich wydatków na cele kościelne w Zielonej Górze zajęło się lokalne koło RACJI Polskiej Lewicy. Dzięki nieustępliwości Marcina Targowickiego, przewodniczącego partii w województwie lubelskim, i jego ciągłemu domaganiu się konkretnych danych, dziś już wiemy, na co i w jakim wymiarze finansowym szły miejskie pieniądze. Z ostrożnych obliczeń wynika, że miasto w ciągu 8 lat mogło wydać na kościoły i cele religijne nawet 3,5 miliona złotych! A wiadomo już, że nie wszystko wliczono – np. dotacji na budowę kolejnych pomników. Jeden pomnik Jana Pawła II kosztował miasto 400 tysięcy złotych. Na jakie konkretne cele poszły publiczne pieniądze? Przyjrzyjmy się. Dane udostępnili naczelnicy poszczególnych wydziałów Rady Miasta Zielona Góra.


Oddawanie działek za faktyczne zero złotych, dofinansowywanie imprez kościelnych, wspieranie remontów budynków czy obrazów i rzeźb religijnych to standard w polskich gminach. I choć w poszczególnych urzędach można uzyskać aż tak szczegółowe dane jak w Zielonej Górze, to oszacowanie całości pieniędzy pochłanianych przez Kościół będzie raczej niemożliwe. Tego jest po prostu tak dużo, że aż za dużo. Suma 5 miliardów złotych przeznaczanych rocznie na Kościół jest prawdopodobnie wyższa. I to znacznie.

DP






NIE” nr 9, 01.03.2001 r.

TAŃCZ I PŁAĆ

Kościół kat. bez nadmiernego rozgłosu zmienił treść przykazań kościelnych normujących oczekiwania tej instytucji wobec swoich owieczek.(...)

Dotąd przykazanie piąte brzmiało: W czasach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać. Obecnie brzmi: Potrzebom materialnym Kościoła zaradzać. (...)

Starszym dzieciom dyktuje się nowe przykazania na lekcjach religii, prowokując przy okazji dyskusje, czy i jak wielkim grzechem jest zakup pączka, skoro przeznaczona na ten cel złotówka lepiej czułaby się w kościelnej skarbonce.

H.Z.

NIE” nr 9, 28.02.2002 r. (To fragmenty tylko jednego, i nie pierwszej świeżości, numeru – red.)

ZAROBKI PANA BOGA

ZASILAJĄCA KOŚCIÓŁ KAT. RZEKA PIENIĘDZY SKŁADA SIĘ Z TRZECH STRUMIENI. PIERWSZY TWORZĄ OFIARY OD WIERNYCH, DRUGI – ŚRODKI WYSYSANE OD PAŃSTWA, TRZECI – DOCHODY Z BIZNESU. PODCZAS GDY PIERWSZY KURCZY SIĘ I WYSYCHA, DRUGI I TRZECI NIOSĄ CORAZ WIĘCEJ SZMALU.

(...) Rachunek zysków

Posługując się rocznikiem statystycznym roczne wpływy z samych tylko chrztów, ślubów, pogrzebów, pierwszych komunii, tacy i kolędy oszacowaliśmy na 1 mld 594 mln zł („Co łaska plus VAT”, „NIE” nr 25/2000). (...)

W każdej diecezji działa sąd biskupi, rozpatrują one ok. 20 tys. spraw – głównie o unieważnienie małżeństwa – rocznie; za każdą z nich wierny wnosi opłatę w wysokości jednorazowych poborów. Daje to lekko licząc, 40 mln zł rok w rok. W sumie, uwzględniając znaną jedynie panu B. „ciemną liczbę”, wpływy muszą sięgać 2 mld zł rocznie.

(...) Sutannę lub habit nosi w Polsce 56 607 osób płci obojga i cała ta armia nie płaci normalnego podatku dochodowego. Jest to ewidentnie sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości obywateli wobec prawa. (...)

Religia w szkołach

Kościół propaguje swą doktrynę na koszt podatników. W szkołach publicznych pracuje 38 538 nauczycieli religii wszystkich wyznań z katolickim na czele (5,3 proc. ogółu nauczycieli). Mimo niżu demograficznego i zamknięcia wielu szkół, katechetów z roku na rok przybywa. (...) ... zżerają miesięcznie 20 mln zł z budżetu samorządów. (...) Katecheci w 20 tysiącach przedszkoli także są na utrzymaniu gmin.

Uczelnie

Kościołowi udało się obciążyć podatników kosztami kształcenia swojej kadry. Konkordat zmusza państwo polskie do finansowania Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ale Pomroczna okazała się tak hojna, że łozy również na Uniwersytet Stefana Wyszyńskiego i niekatolicką Chrześcijańską Akademię Teologiczną. Mimo żałosnej mizerii budżetowej w roku 20001 dotacje dla PAT, KUL, CHAT i Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego wyniosły łącznie 86,5 mln zł. Dodać do tego należy wydziały teologii sprytnie wmontowane w państwowe uniwersytety.

Korpus kapelanów

(...) Głoszenie Słowa Bożego wśród szwejów jest nieźle płatne: ok. 2 tys. zł dla klechy w randze majora, 3,5 tys. dla pułkownika plus różne dodatki i dostatki.

W roku 2001 całe duszpasterstwo wojskowe łyknęło 15,4 mln zł, z czego 12,8 mln przypadło katolikom.

O zbawienie dusz chorych troszczy się 1,5 tys. kapelanów szpitalnych, z tego około tysiąca na etatach opłacanych przez szpitale.

Kapelani są w policji, straży pożarnej i granicznej, w sanatoriach MSWiA, w PKP, na lotnisku Okęcie (na wypadek katastrofy samolotu?), w klubach sportowych, harcerstwie, a nawet w Kancelarii Prezydenta.

Na kapelanów w tym 32 etatowych z pensją ok. 1,3 tys. zł, natkniecie się w każdym ze 156 zakładów karnych i aresztów.

Fundusz Kościelny

Podatnicy składają się na Fundusz Kościelny, którego istnienie woła o pomstę do nieba. (...) Ten relikt stalinizmu istnieje do dziś i pożera coraz większe pieniądze (w roku 20001 - 92,2 mln zł, w budżecie na rok 2002 - blisko 96 mln), choć przecież Kościół dawno już odzyskał nieruchomości, których utratę Fundusz miał mu zrekompensować!

Komisja Majątkowa

Ustawa o stosunku państwa do Kościoła kat. nakazuje oddać mu tylko nieruchomości bezprawnie przejęte przez państwo. Zajmuje się tym Komisja Majątkowa przy MSWiA, w której zasiadają pół na pół przedstawiciele strony rządowej i kościelnej. Od orzeczeń Komisji Majątkowej nie ma odwołania, nie podlegają one też kontroli sądowej. Co ciekawe, termin składania wniosków o odzyskanie kościelnych nieruchomości minął 31 grudnia 1992 r. Mimo to w roku 1999 wniosków było 3038, a w 2001 r. - już 3200! (...) W brew ustawie ziemie dostają także parafie miejskie, które nie zamierzają bawić się w rolnictwo. (...) Kwitnie też spekulacja ziemią. (...)

W efekcie wszystkich tych operacji Kościół kat. zdobył 160 tys. ha gruntów - o 5 tys. ha więcej, niż miał przed wojną!

Jak Polska długa i szeroka, gminy oddają Kościołowi cenne grunty praktycznie za darmo, bez przetargu. (...)

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nie jest w stanie ustalić, ile daje licznym fundacjom i stowarzyszeniom przykościelnym. Ministerstwo Edukacji Narodowej zasiliło Caritas kwotą 2 373 680 zł dotacji celowych w roku 2000 i 1 133 499 zł w roku 2001.

Dla porządku odnotujmy jeszcze, że w roku 2001 generalny konserwator zabytków dał 29 405 390 zł na zabytki sakralne należące do związków wyznaniowych, głównie do Kościoła kat.

Dotacje rozdają także władze samorządowe.

Setki gmin pod pretekstem wspierania działalności charytatywnej czy walki z alkoholizmem pompują forsę do kościelnej kasy. W Rzeszowie np. w ciągu czterech lat czarni łyknęli 5 mln zł żywej gotówki. W warszawskiej dzielnicy Praga Płd. ponad 70 proc. środków na cele społeczne poszło do kieszeni sutannowo-

-habitowyh.

Udało nam się ustalić, że w roku 1999 Kościół i związane z nim organizacje pochłonęły 1mld zł dotacji („Mysz kościelna”, NIE nr 46/99).

Nad wydawaniem tych kwot państwo nie ma kontroli, choć nie traci jej, gdy subwencjonuje organizacje niekościelne.

Przywileje podatkowe

Osoby prawne kościołów i związków wyznaniowych zwolnione są z podatku dochodowego z tytułu przychodów z działalności niegospodarczej (ślubów, pogrzebów itd.). Wolne od podatku są także przychody z działalności gospodarczej, jeśli przeznacza się je na cele kultu religijnego, wychowawcze, charytatywne, opiekuńcze, na konserwację zabytków oraz niektóre inwestycje.

Ponieważ finanse Kościoła są tajne, wolne od kontroli władz skarbowych - przyjmuje się automatycznie, że cały kościelny biznes służy wyłącznie szlachetnym celom religijnym i dobroczynnym. Tymczasem pod hasło „kult” podciągnąć można wszystko, łącznie z pałacem i Mercedesem dla biskupa, przyjęciami, utrzymywaniem rodzin kleru i co się komu podoba.

Jakby tego było mało, Kościół załatwił sobie zwolnienie z podatku od nieruchomości używanych na cele niemieszkalne, np. kościołów, oraz przeznaczonych na cele mieszkalne, jeśli są to internaty przy szkołach (płatne przecież) lub seminariach, domy zakonne, domy księży emerytów, wpisane do rejestru zabytki itp.

Jeśli dewotka zapisze Kościołowi dom, czarni nie muszą zawracać sobie głowy podatkiem od spadku czy darowizny, a nawet opłatą skarbową, sądową lub notarialną (z wyjątkiem kancelaryjnej). Teoretycznie nabywanie i zbywanie rzeczy i praw majątkowych jest wolne od podatków i opłat, jeśli nabyte mienie nie służy do działalności gospodarczej. Ewentualnie przeznaczone jest do działalności gospodarczej związanej z poligrafią (maszyny drukarskie, papier itp.). W praktyce wielebni korzystają z tych zwolnień automatycznie, cokolwiek dostaną lub kupią. Niezależnie od tego, ile na tym potem zarobią.

Darowizny na kościelną działalność charytatywno-opiekuńczą wyłączone zostały z podstawy opodatkowania darczyńcy. Dało to pole do popularnych przekrętów: dajesz proboszczowi jakąś sumkę, w zamian dostajesz zaświadczenie, że wpłaciłeś grubo więcej, w nagrodę masz ulgę podatkową. (...)

Import bezcłowy

Zwolniono również z opłat celnych dary na cele kultowe, charytatywno-opiekuńcze i oświatowo-wychowawcze, a także maszyny, urządzenia i materiały poligraficzne z papierem włącznie. Kościelna prasa może być więc tańsza od niekościelnej.

Bezcłowy import samochodów stał się procederem przestępczym na wielką skalę. W 1998 r. w Lublinie stanęło przed sądem 18 księży oskarżonych o oszustwa


celne: sprowadzali z zagranicy samochody, które od razu trafiały do autokomisów. Według poufnego raportu Głównego Urzędu Ceł auta importowała co ósma parafia katolicka. Jedna tylko parafia Jadwigi Królowej w Piasecznie zaopatrzyła się w 30 bryk - wszystkie oczywiście do celów kultowych! (...)


Nawet banki traktują Kościół kat. ulgowo - np. Bank Pekao SA podpisał z Episkopatem umowę o obsłudze kościelnych osób prawnych, dzięki czemu nie płacą one prowizji od operacji bankowych.

Imperium medialne

Oficjalnie deklarując obrzydzenie do materialistycznego kapitalizmu, Kościół przejmuje udziały w spółkach giełdowych. (...)

Kościół ma również duże, prężne domy wydawnicze („Pallotinum”, jezuickie „Apostolstwo Modlitwy”, „Loretanum” ss. Norbertanek, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Wyszyńskiego) i około setki małych wydawnictw. Około stu tytułów prasy katolickiej. Tani czas reklamowy proponuje ponad 60 stacji radiowych. Ogromnymi środkami mętnego pochodzenia dysponuje Rydzykowe Radio „Maryja”. Franciszkanie są udziałowcami Telewizji Familijnej, w której utopiły ogromne miliony rządzone przez AWS spółki skarbu państwa.

Kościół handluje prawem do używania znaków i symboli, np. Jasnej Góry. Udostępnia wieże kościelne dla operatorów telefonii komórkowej. Prowadzi liczne biura podróży pod szyldem „punktów pielgrzymkowych”, szpitale, apteki, fermy, tuczarnie, firmy budowlane i transportowe.

I cholera wie co jeszcze.

Baza lokalowa

Po przeniesieniu nauki religii do szkół na plebaniach lub w osobnych budynkach parafialnych zwolniło się ok. 10 tys. sal katechetycznych. Zasoby lokalowe czarnych wciąż zaś rosną

Dzięki hojności Komisji Majątkowej i samorządów. W kościelnych obiektach mieszczą się dziś prywatne uczelnie, szkoły i przedszkola, sklepy, hurtownie, kwiaciarnie, restauracje, kawiarnie, smażalnie kurczaków, biura różnych firm, banki, a niekiedy nawet instytucje państwowe, np. Konferencja Episkopatu Polski wynajmuje część swego budynku Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji.

Wielki szmal tłucze dla Kościoła słynna zakopiańska „Księżówka”. Nieźle radzi sobie ekskluzywny pensjonat ojców pallotynów w Konstancinie, z basenem i terenem rekreacyjnym. Luksusowy hotel „Wit Stwosz” otworzył w Krakowie proboszcz parafii mariackiej, ks. Bronisław Fidelus. Na Żoliborzu w Warszawie działa parafialny Dom Pielgrzyma „Amicus”: 44 łóżka , restauracja, kawiarnia , sala konferencyjna na 300 osób.

Od geszeftu do geszeftu

W Krakowie augustianie sprzedali ziemię, na której stanął supermarket HIT. Do kościoła należy kamienica przy Floriańskiej, w której mieści się McDonald’s. W Kielcach na odzyskanej przez czarnych działce powstała stacja Statoil. W Grudziądzu ks. Piotr Neumann prowadzi największą w mieście drukarnię. Archidiecezja


katowicka czerpie zyski z Wydawnictwa i Księgarni św. Jacka wraz z siecią sklepów oraz ze spółki Ars Catholica (pracownia konserwacji zabytków, introligatornia , zakład pogrzebowy), 100-hektarowego gospodarstwa w Kokoszycach, agencji reklamowej itp. (...) Ekspansji kościelnej przedsiębiorczości oparły się chyba już tylko agencje towarzyskie [Być może. Ale za dawnych, jeszcze bardziej katolickich czasów takie przybytki były otwierane (a nie tylko odwiedzane) przez sługi boże. – red. ] co zresztą smuci pobożne panienki.

Jaki zysk to wszystko przynosi, wie jedynie Najwyższy Szef, zwany Stwórcą.

Dorota Zielińska Współpraca Patrycja Bielawska



MIEDZIANY CIELEC KOŚCIOŁA

(...) Solidarnościowy watażka to gość z tupetem. I łże. W KGHM nie ma zysku, bo w latach 1999-2001 za pośrednictwem KGHM i podległych mu spółek wypompowano państwową kasę do kieszeni hierarchii kościelnej i do kasy związku „Solidarność”.(...)

Wówczas kombinat przynosił jednak zyski. Na miejsce złego zarządu przyszedł nowy – bardzo dobry, bo z nadania AWS. Na jego czele stanął prezes zarządu Marian Krzemiński. Kierowca służbowego BMW nowego jaśnie pana prezesa zarabiał 40 tys. zł. (...)

Te trzy pakty zawarte między hierarchami Kościoła katolickiego a przedstawicielem zarządu państwowej spółki mają identyczną treść. KGHM od 2001 do 2003 r. ma płacić biskupom po 50 tys. miesięcznie każdemu. (...)

Tylko na podstawie tych trzech umów zarząd Polskiej Miedzi przekazał klerowi 5,4 mln zł.

Szmal wypływał wartko nie tylko z centrali. W kilkunastu podległych spółkach z nie mniejszym wysiłkiem pracowano nad jego transferem. (...)

Do koryta dopchały się również stowarzyszenia rodzin katolickich, różne organizacje świecko-kościelne, Salezianie, Caritas oraz zwykłe parafie i rady parafialne. Setki darowizn od 100 zł do 50 tys. zł. Dysponujemy datami przekazania szmalu i opisami przeznaczenia darowizn. Na przykład: (...)

Zabrakłoby tego numeru „NIE” na przytoczenie całej listy bożych dotacji KGHM. A i to zaledwie mała część miedziowej dobroczynności dla czarnych. [A pżecież to tylko jedno mse w Polsce!! – red.]

Dodać do tego trzeba jeszcze zakup blisko 12 proc. akcji katolickiej Telewizji Familijnej (teraz Puls). To praktycznie strata 52 mln zł, pół w gotowiźnie, pół w obligacjach.

Przez dwa i pół roku trwoniono państwową kasę. Zarząd Polskiej Miedzi realizował w ten sposób wolę swoich politycznych mocodawców i prezesa Krzemińskiego, który okazał się być człowiekiem wielce dobroczynnym, szczodrym i pobożnym. Szkoda tylko że nie za swoje pieniądze. A wy, robole z Polskiej Miedzi, nie dajcie sobie robić wody z mózgów! Jak jeszcze raz działacze „S” będą chcieli wywołać strajk, to na Postępowania prokuratorskie przy współpracy CBŚ dotyczące fundacji Pomocy dla Młodzieży im. św. Jana Bosko - podejrzane związki finansowe z KGHM, wyłudzenia kredytów z kilku banków, morderstwo Jacka Dębskiego i tajemniczy zgon pracownika fundacji Bogdana Rz. taczki z nimi i do kościoła. (...)

Andrzej Rozenek


ŻEBRACZA MICHA MNICHA

Ojczulkowie salezjanie mają łeb do interesów: tu wyłudzą 100 mln, tam wyszarpią ziemię za 4 miliony. I jakoś się wiedzie zakonny żywot. Tylko czasem klasztorną celę przychodzi zamienić na więzienną. [Po pierwsze – to z powodu Żydów, masonów i komunistów. Po drugie – walki z Chrystusem (...). Po trzecie – jest za mało służących sprawie chrystusowej katolików wśród policjantów, prokuratorów i sędziów – co powinno być warunkiem przyjęcia. Po czwarte – autorzy takich artykułów nie lądują na stosie kierowani tam przez Przenajświntszom Jinkwizycje! Wtedy w celach siedzieliby tylko bezbożnicy. A ludzie znaliby wyłącznie prawdę katolicką. – red.]


(...) Salezjanie przysporzyli prokuraturze wiele pracy. [Takie bezrobocie, a oni narzekają! – red.] Toczą się cztery postępowania w sprawie: zabójstwa ministra Jacka Dębskiego, tajemniczego zgonu Bogdana Rz. – świeckiego pracownika Fundacji Pomocy dla Młodzieży im. św. Jana Bosko, wyłudzenia przez prezesa fundacji kredytów z kilku banków i kombinacji finansowych fundacji z KGHM. Salezjańska fundacja robiła prawdopodobnie za pralnię pochodzącego z przestępstw szmalu. Co wyjaśnia obecność dwóch truposzy w sprawie. [Ach ci policjanci - na pewno nie katolicy - zamiast się cieszyć, że poszli do nieba to robią dochodzenie! Wywalić ich z roboty to się nawrócą! – red.]

Ksiądz M. działał nie tylko w imieniu domów zakonnych Towarzystwa Salezjańskiego.


Salezjanie ciągną forsę nie tylko wyłudzając kredyt z banków czy uzyskując je od spółek skarbu państwa. Wyrywają, co się da, także od samorządów terytorialnych.

Podajemy nowiutki tego przykład.

18 lutego tego roku prawicowy samorząd Zabrza, pod przewodnictwem prezydenta Romana Urbańczyka, obdarował Towarzystwo Salezjańskie nieruchomością (budynki wraz z gruntem) przy ulicy Kruczkowskiego 31, którą rzeczoznawca majątkowy wycenił na potrzeby miasta dokładnie na 4 209 000 zł.

Od 1997 r. gmina Zabrze przeznaczyła nieruchomość na działalność państwowego liceum ogólnokształcącego. (...)

Rada Miejska uchwaliła przekazać na własność Towarzystwu przedmiotową nieruchomość za cenę obniżoną, tj. 100 zł. (...)

Bogusław Gomzar, Andrzej Rozenek


KUREWSKIE ŻYCIE

Od kilku miesięcy prawicowe tytuły prasowe larum grają: naszych biją, ze stołków wypierdalają, ze spółek na bruk spuszczają! Żal za odwołanymi prezesami i zarządami nie wydaje się jednak bezinteresowny. Na przykładzie działań poprzedniego zarządu KGHM POLSKA MIEDŹ S.A. zobaczymy, że miłość prawicowych gazetek ma charakter płatny, i to wysoko. W języku polskim płatna miłość zwana jest też kurestwem.

Hojnym sponsorem prawicowej prasy jest lub było wiele spółek skarbu państwa. Opisane tu dupodajstwo tylko obrazujemy na przykładzie Kombinatu Miedzi i jego prasowych utrzymanek. (...)

Za wykonanie zlecenia Art.-Media, czyli gazeta prawicowa „Życie”, otrzymała wynagrodzenie w niebagatelnej kwocie 300 tys. zł. (...) Jest to przykład sprzedajności prasy. Niezależnie - jak się przedstawia - „Życie” za forsę zobowiązuje się kształtować swe publikacje zgodnie z interesem płacącego. A może mamy tu do czynienia z prostym przekazaniem pieniędzy „Życiu” przez nic nie znaczącego pośrednika? (...)

W 2000 r KGHM POLSKA MIEDŹ zamieściła także serię kolumn sponsorowanych w „Gazecie Polskiej” - tygodniku równie prawicowo zajadłym. Publikacje na zamówienie kosztowały łącznie ponad 140 tys. zł. (...) Ciekawy jest za to fakt, że KGHM drukował w tym czasie sponsorowane kolumny jedynie w „Gazecie Polskiej”, która cieszyła się mikroskopijną poczytnością (3 promile udziału w rynku czytelnictwa tygodników w maju 2000 r. - dane za miesięcznikiem „Press”). W takim kontekście nie ulega raczej wątpliwości, że pieniądze te miały charakter czysto politycznej daniny kosztem skarbu państwa.

Nieco późniejsza (22 czerwca 200 r.) jest umowa, którą KGHM zawarł ze spółką Tysol Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie. Tysol jest wydawcą „Tygodnika Solidarność” - organu tego związku. Treść umowy jest niemal powtórzeniem kontraktu z „Życiem”. (...)

Za 18 kolumn w wydaniach z 2001 i połowy 2002 r. poświęconych wspomnianej w umowie tematyce „Tygodnik Solidarność” zainkasować miał 162 tys. zł. Czytelnictwo tygodnika wynosiło w maju 2001 r. - 0,2 proc. (dane: „Press”). Później wyniki czytelnictwa stały się niemierzalnie małe i pismo w ogóle zniknęło z rankingu.

Ostatnia rata płatności dla „Tygodnika Solidarność” przypada dopiero na czerwiec 2002 r.

Mimo zmiany zarządu KGHM „Tysol” dostanie całą umówioną kwotę. (...)

Całość pokazuje wyraźnie, jak z państwowych pieniędzy rządząca AWS za pośrednictwem firm państwowych finansowała prasę chwalącą prawicę, zwalczającą lewicę.

Maciej Wełyczko



NIE” nr 14/2008

MARZENIA O CUCHNIĘCIU

(...) W kiosku kupuję „Dziennik Stargardzki” (z datą 5–7.02.2008). Nie wierzę własnym oczom! Prezydent Stargardu zaprasza do składania ofert na realizację zadań własnych miasta w zakresie krajoznawstwa, wypoczynku, kultury i sztuki i upowszechniania sportu. W zakresie kultury i sztuki rywalizować można o organizację: koncertu z okazji Dni Papieskich – miasto daje na to 3 tys. zł; Misterium Męki Pańskiej – 13 tys. zł; przeglądu pieśni religijnej – 3 tys. zł; wyeksponowanie i iluminację kościoła św. Jana – 150 tys. zł. Razem wydatki na cele katolicko-kościelne 169 tys. zł!!! Dla porównania w zakresie oświaty i wychowania: organizacja obozu dla dzieci polskich z Kazachstanu i Jakucji – 2 tys. zł. Za takie pieniądze to nawet wirtualnie nie da się go zrobić!


Z przerażeniem zauważam, że jestem w mieście, gdzie budżet dzielą katoliccy bałwochwalcy. Bez żadnych zahamowań przeznaczają ciężko wypracowane przez ludzi pieniądze na realizację żenujących pomysłów i nie wstydzą się tego. Wysługują się Kościołowi wbrew społeczności, która ich wybrała. O dziwo, uspokoiłem się. Ryba (symbol chrześcijaństwa przywłaszczony przez urzędników Kościoła katolickiego) gnije od głowy. Skoro zgnilizna ogarnia już płetwy i łuski, to wkrótce zupełny rozkład doprowadzi do odnowy w europejskim stylu: wprowadzi się podatek kościelny, aby dokładnie wiedzieć, ilu jest w Polsce katolików, a nieopodatkowane wycieczki pielgrzymkowe będą tylko dla parafian; w pełni ujawni się przychody i wydatki instytucji kościelnych, które teraz rozmywa się lub ukrywa, wyprowadzi się religię z przedszkoli, szkół i uczelni, a w zamian będzie etyka i wychowanie rodzinne, oddzieli się wyraźnie Kościół od państwa, dzięki czemu młodzież przestanie masowo uciekać z naszego pięknego kraju... (...)

Tadeusz Boszko, Szczecin



PRZEGLĄD” nr 32, 0.6.08.2001 r.

PÓŁ MLN ZŁOTYCH DLA FUNDACJI „KSIĘGA DZIESIĘCIOLECIA POLSKI NIEPODLEGŁEJ”, AUDI DLA KURII METROPOLITALNEJ...

Z KGHM POLSKA MIEDŹ WYPŁYWA RZEKA PIENIĘDZY

(...) Jedyne, na co trzeba zwracać uwagę, to umiejętne stwarzanie pozorów niezbędności takich wydatków - w KGHM najczęściej używa się pretekstu reklamowo-promocyjnego lub charytatywnego.(...)

Fundacja Gospodarcza NSZZ „Solidarność” - za prowadzenie akcji reklamowej w czasie działalności statutowej - 100 tys. zł (w ślad za tą umową podpisano jeszcze aneks na kolejne 50 tys. zł);

Fundacja Pomocy Społecznej im. Św. Antoniego w Warszawie - za prowadzenie akcji reklamującej KGHM Polska Miedź SA. podczas festynu „Unieś mnie do góry”

- 300 tyś. zł;

Parafia pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w Głogowie - darowizna na odbudowę kolegiaty - 450 tyś. zł.;

Parafia św. Brygidy z Gdańska

- darowizna na cele opiekuńczo-charytatywne - 450 tyś. zł.;

Fundacja „Księgi Dziesięciolecia Polski Niepodległej”

- „za przeprowadzenie działań promocyjnych na rzecz KGHM POLSKA MIEDŹ SA. podczas prac związanych z przygotowaniem i publikacją >Księgi<”- 500 tys. zł;

- Zarząd Regionu Słupskiego NSZZ „Solidarność” - na turniej brydżowy - 30 tys. zł;

Diecezje: legnicka, zielonogórsko-gorzowska i archidiecezja wrocławska - na prowadzenie działalności charytatywnej - po 50 tys. zł miesięcznie. (Umowa obowiązuje od kwietnia br., co oznacza, że na potrzeby Kościoła na tych terenach KGHM Polska Miedź SA wyłożyła już ponad 600 tys. zł): (...)

Katolickie Radio Plus z Legnicy - 8100 zł miesięcznie;

(...)

Katolickie Radio Głogów - 5000 zł miesięcznie;

Kuria Metropolitalna we Wrocławiu - umowa darowizny samochodu audi A8 o wartości 196.918 zł (bez VAT)

Salezjańska Organizacja Sportowa Rzeczypospolitej Polskiej z Warszawy - za promocję KGHM POLSKA MIEDŹ S.A. podczas XII Światowych Igrzysk Młodzieży Salezjańskiej - 150 tys. zł. (...)

Na liście jest także Jarosław Pawlik uchodzący w czasach Emila Wąsacza za działającego w imieniu Mariana Krzaklewskiego komisarza Ministerstwa Skarbu Państwa. W grudniu 2000 r. KGHM POLSKA MIEDŹ S.A. podpisał z Pawlikiem umowę-zlecenie na „wykonywanie czynności doradcy do spraw finansowych” za 12 tys. zł miesięcznie. (...)

W ostatnich tygodniach trafił do więzienia były wiceprezes KGHM POLSKA MIEDŹ SA - Marek S. Prokuratura zarzuca mu oszustwa na wielką skalę. (...)

Marcin Pietrzak



www.onet.pl / PAP, PG | 28.10.2008

PROBOSZCZ UKRADŁ PONAD PÓŁ MLN ZŁ

Na 4 lata i 2 miesiące pozbawienia wolności został skazany przez Sąd Rejonowy w Gliwicach były proboszcz tamtejszej parafii ormiańsko-katolickiej, ksiądz Józef K., za zagarnięcie ponad 600 tys. zł ze sprzedaży należącej do parafii kamienicy w centrum miasta oraz udziałów w spółce.



Klechy rabują stolicę!

Chodzi o kilka atrakcyjnych działek położonych w centrum Warszawy – w sumie ok. 4 ha w okolicach Krakowskiego Przedmieścia oraz ulic Traugutta i Czackiego. Teren ten jest własnością skarbu państwa; stoją tam m.in. budynki Ministerstwa Finansów i Uniwersytetu Warszawskiego. Kościelny rzeczoznawca wycenił parcele na ponad 238 mln zł.

http://www.nie.com.pl/44-2013/klechy-rabuja-stolice



www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek [06.08.2009, 20:57] 3 źródła

WATYKAŃSKI BANK PRAŁ BRUDNE PIENIĄDZE

Wynika tak z opublikowanych dokumentów.

Skandal związany z Bankiem Watykanu (czyli Instytutem Dzieł Religijnych) z lat 70. miało zakończyć odsunięcie ówczesnego szefa tej instytucji abp Paula Marcinkusa. Okazało się jednak, że nic się nie zmieniło - nadal prowadzono ciemne interesy tuż bokiem Stolicy Apostolskiej. Tak przynajmniej wynika z opublikowanych w ubiegłym tygodniu archiwaliów kolejnego szefa Banku - prałata Renato Dardozziego - informuje "Gazeta Wyborcza".

Bank Watykanu, czego dowodzą archiwa Dardozziego, tkwił w centrum włoskich afer korupcyjnych, które na początku lat 90. zmiotły wszystkie poważne partie polityczne we Włoszech. Głośne śledztwo prowadzone wówczas w ramach operacji "Czyste Ręce" dotyczyło przekształceń własnościowych w koncernie chemicznym Enimont - czytamy w gazecie.


Wylicza się, że łapówka Enimontu, która prawdopodobnie trafiła w ręce chadeków i socjalistów sprzyjających połączeniu koncernu z firmami państwowymi, mogła wynieść 300 mln dolarów. Jednak - wynika z archiwaliów prałata - pieniądze te zostały przekazane przez Bank Watykański, poza zasięgiem włoskiego wymiaru sprawiedliwości i nadzoru bankowego tego kraju.


Watykański bank nigdy zaś nie ujawnił, ile pieniędzy, kto i komu przekazał za jego pośrednictwem. Winni uniknęli więc kary.


Archiwalia prałata Dardozziego opublikował w swojej książce "Watykan sp. z o.o." włoski dziennikarz Gianluigi Nuzzi. Wynika z nich między innymi, że w latach 80. i 90. bank nadal prowadził rachunki kilku mafiosów.


Przez konta Instytutu Dzieł Religijnyh miały też płynąć nielegalne dotacje dla chadeckiej partii (ich odbiorcą miał być m.in. były włoski premier Giulio Andreotti).


Nie wiadomo, jaką kwotą obraca Bank Watykanu. Mówi się o 3 mld euro rocznie. Jakie są jego dochody? Nie wiadomo. Przeznaczane są one na Fundusz Charytatywny, którym dysponuje papież - przypomina gazeta.| WB



www.o2.pl / www.hotmoney.pl | Piątek, 10.02.2012 09:04

WOJSKOWI DUCHOWNI ZARABIAJĄ NAWET 8 TYS. ZŁ.

Jednak już niedługo.

Resort obrony ma już dość finansowania parafii garnizonowych tam, gdzie nie ma wojska. Szef MON Tomasz Siemoniak potwierdza, że trzeba ich liczbę dostosować do wielkości zawodowej armii - wynika z ustaleń "Gazety Wyborczej".

Nowy biskup polowy Józef Guzdek od razu wziął się do pracy. Likwidacji uległo pięć dekanatów, obniżono stopnie i pensje pięciu dziekanom i jednemu wikariuszowi biskupiemu.

Poza tym ze służby odeszło dziesięciu kapelanów. Zmniejszono też liczbę etatów oficerskich w kurii polowej.

Jednak to kropla w morzu, bo MON wciąż utrzymuje ponad 140 katolickich kapelanów, w tym około 20 pułkowników, którzy zarabiają miesięcznie ok. 8 tys. zł - podaje PAP.

Emilia Masoń

emilia.mason@hotmoney.pl


www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek 11.08.2011, 12:07

CBA: KOŚCIÓŁ BEZPRAWNIE ZAJĄŁ CENTRUM WARSZAWY

Afera korupcyjna w Komisji Majątkowej.

Zdaniem Centralnego Biura Śledczego przy przekazaniu Kościołowi katolickiemu nieruchomości w Warszawie, Żorach, Nysie, Bytomiu i Kętach naruszono prawo.

Szef CBA - Paweł Wojtunik przesłał do prokuratora generalnego zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w sześciu sprawach rozpatrywanych przez Komisję Majątkową.– informuje polskatimes.pl.

W Warszawie chodzi o przekazanie działki o pow. 2 tys. m kw. w samym centrum (u zbiegu ulic Świętokrzyskiej i Jasnej). Archidiecezja Warszawska nie udowodniła, że należy się jej ta działka. Teraz stoi tam biurowiec zarządzany przez spółkę założoną przez Archidiecezję.

W Nysie na Opolszczyźnie oraz w Kętach w Małopolsce CBA podejrzewa zawyżenie wartości nieruchomości. Z tymi sprawami jest powiązany były funkcjonariusz SB Marek P. Pełnomocnik instytucji kościelnych ma już zarzuty dotyczące korupcji i oszustw w innych regionach kraju.

Z kolei w Żorach na Śląsku Kościół miał dostać nieruchomość o pow. 360 ha, choć wnioskował tylko o 42 ha. Podobnie było w Bytomiu – tam wnioskodawca chciał zwrotu 40 ha, a dostał aż 200 ha nieruchomości zamiennych.

Od października 2010 roku wskazaliśmy prokuraturom 22 przypadki, w których mogło dojść do przestępstw - w tym do niegospodarności, przekroczenia uprawnień, oszustw i poświadczenia nieprawdy w dokumentach – mówi rzecznik CBA Jacek Dobrzyński. | AJ


[To jest tylko wierzchołek wierzchołka innych spraw... – red.]


www.o2.pl / www.sfora.pl | Czwartek 22.10.2009, 18:20

KOŚCIÓŁ ZANIŻAŁ WARTOŚĆ PRZEJMOWANYCH GRUNTÓW

Prokuratura jest gotowa do postawienia zarzutów.

Od wielu lat Kościół odzyskuje atrakcyjne grunty i nieruchomości w całej Polsce. Teraz okazało się, że wiele z nich zwrócono mu bezprawnie. Ich wartość zaniżano bowiem cztero- lub pięciokrotnie - informuje RMF FM.

Przykład? Jedna z działek na Śląsku została wyceniona na ok. 2 mln złotych. Według opinii biegłych powołanych przez prokuratorów ziemia ta warta jest ponad 8 mln zł.

Prokuratorzy w Gliwicach są gotowi postawiać zarzuty w aferze korupcyjnej związanej z pracami Komisji Majątkowej Państwo Kościół - dowiedzieli się reporterzy RMF FM.

Kto ma usłyszeć zarzuty? Według RMF FM biegli powołani przez pełnomocnika zakonów, którzy zaniżali wartość gruntów.

Ale śledztwo jest o wiele szersze i zarzutami mogą być objęte kolejne osoby. Dotyczy bowiem czterech wątków.

Nieprawidłowości przy podejmowaniu decyzji przez Komisję Majątkową, czyli przekroczenie bądź niedopełnienie obowiązków, wątku korupcyjnego, a także wątku dotyczącego wyceny nieruchomości a następnie sprzedaży tych nieruchomości - wyjaśnia RMF FM rzecznik prokuratury okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński. | WB


www.o2.pl / www.sfora.pl | Piątek 17.02.2012, 06:24

TAK KOŚCIÓŁ ŻEROWAŁ NA POLSCE. CUDA KOMISJI MAJĄTKOWEJ

Księża zdobyli fortunę.

Raport o działalności Komisji Majątkowej, zajmującej się zwrotem Kościołowi utraconego mienia, jest porażający - informuje "Gazeta Wyborcza", która dotarła do przygotowanego przez prawników z działu kontroli kancelarii premiera.

Wynika z niego, że wielokrotnie rozpatrywano te same sprawy - rekord to 15 rozstrzygnięć w jednej sprawie. Niechlujnie prowadzono dokumentację, co prowadziło do przyznawania podwójnych odszkodowań.

Przykład? Zakon cystersów otrzymał w 1994 roku grunty w Krakowie. W dokumentacji nie wpisano jednak, że to odszkodowanie wyczerpuje roszczenia. W 2004 roku zakon znów złożył wniosek. Otrzymał 66 mln odszkodowania.

Akta 57 spraw zaginęły.

Przez 22 lata nie skontrolowano działań Komisji ani razu. Nikt nie sprawdzał czy działający w niej członkowie (12 powołanych przez rząd i 12 powołanych przez Kościół) mają odpowiednie kompetencje, czy nie dochodzi do konfliktu interesów - czytamy w "Gazecie Wyborczej".

Przedstawiciele Komisji robili więc co im się podobało: nawet nie sprawdzali, jaki jest status prawny gruntów, o które upominał się Kościół. Efekt? Przynajmniej w jednym przypadku Kościół dostał tereny, które od pięciu lat były już w rękach prywatnych.

Komisja nie weryfikowała także wyceny gruntów przedstawianej przez pełnomocników Kościoła, mimo że miała środki finansowe, by powołać własnych biegłych.

Z raportu wynika, że przedstawiciele Kościoła złożyli 3063 roszczenia. Co ciekawe Komisja wydała aż 3593 decyzji. 142 przypadki nie doczekały się rozstrzygnięcia. Przyznano Kościołowi łącznie 143 mln zł odszkodowań i 66,5 tys. ha gruntów, których wartości nie sposób obecnie określić. | WB


www.nowyekran.pl / http://newsne.nowyekran.pl/post/46102,akt-oskarzenia-ws-nieprawidlowosci-w-komisji-majatkowej | 30.12.2011 16:12

AKT OSKARŻENIA WS. NIEPRAWIDŁOWOŚCI W KOMISJI MAJĄTKOWEJ

Byli członkowie Komisji Majątkowej i pełnomocnik instytucji kościelnych w toczących się przed tą komisją sprawach odpowiedzą przed sądem.

Gliwicka prokuratura zarzuca im nieprawidłowości w związku ze zwrotem Kościołowi ziemi za mienie zagarnięte w czasach PRL.

Akt oskarżenia w tej sprawie, obejmujący 9 osób, w piątek po południu został przesłany do Sądu Okręgowego w Gliwicach - poinformował PAP rzecznik gliwickiej prokuratury okręgowej Michał Szułczyński. Śledztwo toczyło się od 2008 r.


Głównym oskarżonym jest Marek P. - były funkcjonariusz SB - który był pełnomocnikiem instytucji kościelnych w sprawach toczących się przed komisją. Został on zatrzymany i aresztowany we wrześniu ub. roku. W czerwcu tego roku opuścił areszt po wpłaceniu kaucji w wysokości 1 mln zł.


Inni oskarżeni to byli członkowie Komisji Majątkowej - z których jednemu prokuratura zarzuca przyjęcie od Marka P. korzyści majątkowych, a pozostałym narażenie na szkody Skarbu Państwa i poświadczanie nieprawdy w dokumentach. O to ostatnie przestępstwo została także oskarżona była protokolantka komisji. Oskarżeni nie przyznają się do winy.


Marek P. jako pełnomocnik instytucji kościelnych składał wnioski o zwrot ziemi odebranej Kościołowi w czasach PRL. Słynął z wyjątkowej skuteczności w odzyskiwaniu gruntów. Zgodnie z ustaleniami śledztwa miał też wyszukiwać rzeczoznawców, którzy wydawali fałszywe opinie na temat wartości ziemi, której zwrotu domagał się Kościół. Odzyskiwane atrakcyjne grunty były później sprzedawane w prywatne ręce.


Prokuratura zarzuca mu m.in. korumpowanie członka komisji i działanie na szkodę podmiotów kościelnych, które starały się o zwrot majątku zagarniętego w PRL. Według śledczych P. nadużył swych uprawnień jako pełnomocnik starającego się o rekompensatę Towarzystwa Pomocy dla Bezdomnych im. św. Brata Alberta. Z przedstawionej przez P. wyceny przekazanych Towarzystwu gruntów w Zabrzu wynikało, że nieruchomości są warte ok. 6 mln zł, ale rzeczywista wartość ziemi to 34 mln zł. Nabywcą była firma należąca do multimilionera Tomasza D.


Do zaniżenia wartości działek w Zabrzu przyznał się rzeczoznawca Karol Sz., który dobrowolnie poddał się karze. W kwietniu tego roku sąd skazał go na półtora roku więzienia w zawieszeniu, 20 tys. zł grzywny i dwuletni zakaz wykonywania zawodu.


Inne zarzuty wobec P. dotyczą narażenia na straty zakonu norbertanek z Krakowa i przywłaszczenie około 300 tys. zł parafii pw. św. Marcina w Radziechowach oraz oszustwo na szkodę dawnego współpracownika. Do odrębnego postępowania zostały wyłączone pozostałe stawiane Markowi P. zarzuty, dotyczące oszustw podatkowych.


Kolejnym oskarżonym jest b. członek komisji Piotr P., który według prokuratury był korumpowany przez Marka P. Jedną z korzyści miał być remont i wyposażenie jego kancelarii na koszt kontrolowanej przez Marka P. spółki Żywieckie. Koszty tych prac oszacowano na 167 tys. zł. Inną korzyścią miało być zatrudnienie w spółce Żywieckie sekretarki Piotra P. - Ewy K., co kosztowało 17 tys. zł, mimo że Ewa K. w rzeczywistości nie świadczyła tam pracy. Za pośrednictwem współpracownika Marka P. Piotr P. miał też przyjąć 20 tys. zł w gotówce.


Następnym oskarżonym jest inny były członek komisji ks. Mirosław P., któremu prokuratura zarzuca działanie na szkodę Skarbu Państwa i poświadczenie nieprawdy w dokumencie. Zdaniem śledczych w 2008 r. P. brał udział w przyznaniu Towarzystwu Pomocy dla Bezdomnych im. św. Brata Alberta 44 ha w


Zabrzu-Mikulczycach, mimo że operat szacunkowy (określający wartość nieruchomości na ok. 6 mln zł) nie został przez pełnomocnika Towarzystwa przedłożony komisji, co uniemożliwiło weryfikację prawidłowości wyceny. Zdaniem prokuratury Skarb Państwa stracił na tym blisko 28 mln zł, ponieważ operat był nierzetelny, a rzeczywista wartość nieruchomości wynosiła ponad 34 mln zł.


Inny zarzut wobec ks. P. dotyczy przyznania Towarzystwu 14 ha w Zabrzu-Rokitnicy. W operacie wartość tej nieruchomości została wyliczona na 407 tys. zł. Szkodę Skarbu Państwa w tym przypadku prokuratura ocenia na 5,5 mln zł.


Kolejny b. członek komisji, Krzysztof W., jest oskarżony o trzy przestępstwa. Dwa dotyczą też wyrządzenia szkody majątkowej w sprawie przekazania ziemi w Rokitnicy i Mikulczycach oraz poświadczenia nieprawdy w dokumencie. Kolejni b. członkowie komisji Zbigniew F. i Andrzej M. mają zarzuty wyrządzenia szkody majątkowej przy wydaniu orzeczenia ws. nieruchomości w Rokitnicy oraz poświadczenia nieprawdy w dokumencie.


Kolejny b. członek komisji Rajmund J. został oskarżony o wyrządzenie szkody w związku z przekazaniem gruntów w Mikulczycach. Taki sam zarzut ciąży na innym b. członku komisji Marcinie Ż. Bożena K., która była w niej protokolantem, odpowie za poświadczenie nieprawdy w dokumencie.


To kolejny akt oskarżenia związany z działalnością Komisji Majątkowej, przesłany do sądu przez gliwicką prokuraturę. W listopadzie tego roku oskarżyła ona nieprawidłowości związane z zakupem ziemi zwróconej Kościołowi jednego z najbogatszych Polaków Jacka D. i członków jego rodziny. Zostali oskarżeni o wyłudzenie poświadczenia nieprawdy i pranie pieniędzy.


W prokuraturze w Gliwicach toczy się jeszcze jedno śledztwo dotyczące Komisji Majątkowej. Dotyczy przekazania nieruchomości w Żorach (Śląskie) i Jastrzębiu Zdroju. W tym postępowaniu nikomu nie przedstawiono dotychczas zarzutów.


Komisja Majątkowa, która przestała istnieć na początku marca tego roku, przez przeszło 20 lat decydowała o zwrocie Kościołowi katolickiemu nieruchomości Skarbu Państwa. Od jej orzeczeń nie przysługiwały odwołania. W trakcie swej działalności komisja przekazała stronie kościelnej ponad 65,5 tys. ha oraz 143,5 mln zł. Według mediów wartość zwróconego majątku sięgała 5 mld zł.


Decyzja o likwidacji komisji miała związek m.in. z krytyką jej działalności. Media donosiły, że nie weryfikowano wycen gruntów przedstawianych przez rzeczoznawców Kościoła; miały być one zaniżane. W sprawie Komisji Majątkowej wypowiedział się też 8 czerwca Trybunał Konstytucyjny. Nie zakwestionował on zasad zwrotu Kościołowi katolickiemu przez komisję mienia zagrabionego mu w PRL. Orzekł, że tylko jeden zapis ustawy o Komisji Majątkowej był niezgodny z konstytucją. Chodzi o to, że to ustawa powinna określać, z mienia których jednostek Skarbu Państwa lub samorządu komisja mogła przekazać majątek Kościołowi; tymczasem ustawa o komisji stanowiła, że ma to zrobić rząd w rozporządzeniu.


PAP, DO

kon/ itm/




----------------------------------------------------------------------------------------------------------



[I mógłbym tak przytaczać i przytaczać przykłady. Czy katoczytelnicy już wiedzą dlaczego w Polsce brak pieniędzy wszystkim tym, którzy nie noszą kiecek, krzyżyków, nie przewracają oczami w stronę chmurek itp.?! Tak, tak! Naprawdę to Polskę okradają: Żydzi, masoni i komuniści na spółkę z tą bezbożną (...) Unią

Europejską, a nie specjaliści od krwawiącego serca Chrystusowego, dzieciątka Jezus (o Przenajświntszej Trójcy nie wspominajondz). A ujawnianie działalności sług bożych przez media , to atak na Jezusa Chrystusa , a nawet Kościół katolicki!! Smoła i siarka (jakby zaszły jakieś zmiany w wyposażeniu wiadomego msa to proszę o kontakt specjalistów – napiszę sprostowanie) czekajom na takich bezbożników!!

Chętnie wezmę udział w jakimś bezkarnym, czyli wielomilionowym, przekręcie. Jestem fotogeniczny, ładnie klękam, modlę się , wywracam oczami i do twarzy mi z krzyżem. Potrafię też przekonywująco zawoływać o ataku na Kościół katolicki czyli na Chrystusa itp.. Jako dodatkowy atrybut dodam brak kłopotów z wyrzutami sumienia, oraz skrupułów, zmiana poglądów też nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Oferty proszę kierować... – red.]




www.wolnyswiat.pl





































































FAKTY I MITY” nr 32, 18.08.2005 r.

ZDRADZONA REWOLUCJA

Trwa właśnie festiwal hipokryzji o nazwie „25 rocznica powstania „>Solidarności<”. Powody do radości mają niektórzy związkowi liderzy i ich doradcy; powody do płaczu ma większość tych, którzy wówczas strajkowali.

Czy strajki sierpniowe w 1980 roku były w jakimkolwiek stopniu rewolucją robotniczą? Zdania na ten temat są podzielone. Jedni twierdzą, że był to słuszny bunt przeciwko zakłamanej, partyjnej biurokracji – bunt, który jednak później wynaturzył; inni uważają, że „Solidarność” od początku była manipulowana. Nie miejsce


tu, aby to rozstrzygać. Jedno jest pewne: nawet jeżeli była to rewolucja w imię „samorządnej Rzeczypospolitej”, to nic z niej nie wyszło. Została zdradzona przez większość swoich przywódców, a ci, którzy oprzytomnieli na początku lat 90. (Małachowski, Bugaj, Bujak, częściowo Kuroń) opamiętali się jednak zbyt późno i przegrali.

Obok przywódców związkowych, ich doradców i niektórych członków byłej nomenklatury partyjnej głównym beneficjentem solidarnościowej rewolty jest Kościół. Można swobodnie zaryzykować tezę, że rzymski katolicyzm jest jednym pełnym zwycięzcą tego politycznego i gospodarczego przewrotu. Elity


solidarnościowe i postpezetpeerowskie muszą się dzielić władzą i pieniędzmi, a rządy sprawują w systemie rotacyjnym – co cztery lata następuje wymiana. Co ciekawe, każda ze stron jest sfrustrowana: ludzie PZPR, bo w 1989 r. stracili władzę i od tamtej pory są w defensywie – nawet wtedy, gdy przejściowo wracają do rządów. Ludzie „Solidarności”, bo ich zwycięstwo nigdy nie było ani pełne, ani ostateczne.


Kościół tymczasem triumfuje. Dostał wszystko, czego chciał, a nawet znacznie więcej. Jego władza i profity niczym nie są zagrożone. Najpierw grał rolę mentora „Solidarności”, potem jej bastionu obrony. Jednocześnie ciągle flirtował z postkomunistami, stroił się w pióra rozjemcy pomiędzy partyjnym rządem i opozycją.


Taką też rolę odgrywał przy Okrągłym Stole. Wreszcie zadbał o kawałek tortu dla siebie: restytucję pradawnych majątków z nawiązką, przerzucenie na barki państwa finansowania znacznej części swoich potrzeb materialnych i działalności propagandowej, wreszcie rząd dusz i wyłączność na dostarczanie „wartości” dla nowego ustroju. Jak widzimy, każde jego nowe żądanie (patrz „FiM” 31/2005) jest natychmiast zaspokajane przez władzę, niezależnie od jej koloru i pochodzenia.


W zamian za przywileje – Kościół usprawiedliwia obecny niesprawiedliwy system społeczny i swoją propagandą monopolu na świętość zatyka gęby protestującym. A wszystko w imię sprawiedliwości, która przyjdzie na innym świecie i w imię zbawczych wartości, jakie rzekomo tkwią w doczesnym cierpieniu. To, prawdę mówiąc niewielka praca za raj na ziemi.

Adam Cioch


ANGORA” nr 37, 1109.2005 r.

KORONACJA

(...) Po 25 latach od powstania „Solidarności” nie ma żadnych wątpliwości, kto tu jest faktycznym wygranym. Kościół katolicki w Polsce ma pieniądze i władzę, niekoniecznie tylko nad duszami. Jest bezwzględny, bezkarny, i nieustannie narzucający swą wolę. Kościół katolicki w Polsce robi, co chce, ale za nic nie odpowiada, od tego są świeccy rządzący (z panem agnostykiem na czele), panicznie bojący się tegoż Kościoła.

Sobczak i Szpak

PS

Jak ten wielki przepych, niepohamowana próżność i buta hierarchów Kościoła katolickiego mają się do nauk Jezusa Chrystusa i Jego samego? Nijak!!!


[A do tego bez przerwy narzekają że mają za małą władzę, niedobory pieniędzy oraz że są prześladowani (przez manię prześladowczą i pazerność)... – red.]

DO KOR

ZAWIERZANIE

Skoro wierzycie w zawierzanie, to dlaczego zamiast czekać aż pieniądze spadną z nieba wyłudzacie je od omamionych ludzi...

DEFINICJE

LUDZI DZIELIMY M.IN. NA: WIEZONCYCH W PŁACENIE , BYŁYCH PŁACĄCYCH, I NIGDY (TFU!) NIE PŁACĄCYCH.

BYŁYCH WIERZĄCYCH DZIELIMY NA: WCZEŚNIEJ PŁACĄCYCH I AKTUALNIE BIORĄCYCH – CZYLI CZŁONKÓW KOR


Ateiści i byli wierzący to b. często zupełnie różni ludzie. Psychika tych ostatnich została okaleczona i głębsze, wyższe uczucia (do tej pory przeznaczone dla bóstwa, a nie normalnie dla ludzi) zastępuje im bezwzględność, brak skrupułów – pazerność (wynikła też już z lenistwa, przyzwyczajenia do życia w luksusie bez wysiłku, szczególnego traktowania, szacunku, poważania, znacznej bezkarności; z braku talentu, kwalifikacji do uczciwego, z pożytkiem dla innych, życia; strachu, że minął czas zdolności do nauki, możliwości innego ułożenia życia). Sami zostali oszukani - kor została obnażona , zdemaskowana - więc odwdzięczają się tym samym otoczeniu (odgrywają się na społeczeństwie za to, co przeszli jako tzw. wierzący) tym bardziej, iż jest to b. podatny grunt, a ludzie są na ogół podatni na pokusy! Z czegoś trzeba żyć, a z prawdy to można zdechnąć z głodu (ot taki choćby red. „WŚ”, sprzedał mieszkanie, bo chcę z nią dotrzeć do ludzi, a teraz się buja po pustostanach z bezdomnymi, którzy regularnie chcą pożyczyć 5 zł do jutra...).


Były ksiądz, a obecnie redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity” szacuje , iż co najmniej 90% członków kor to byli wierzący, bądź od początku biznesmeni.


FAKTY I MITY” nr 24, 19.06.2003 r.

SZANOWNY PANIE PREMIERZE RAKOWSKI!

Z jakim trudem przychodzi mi

owo „Szanowny” dowie się Pan

z dalszej treści listu.

Mam 52 lata, nigdy nie należałem

do żadnej partii, przybudówki

młodzieżowej ani innej atrapy politycznej,

co skutkowało ostracyzmem

zarówno w szkole, jak i w

pracy zawodowej. Moja młodość

i aktywność zawodowa przypadła

na późnego Gomułkę i wczesnego

Gierka. Obserwowałem ten cały

cyrk z pozycji wewnętrznego emigranta,

który żadnymi wyborami się

nie splamił, bo były one farsą. Beczkę

miodu gospodarczego rozkwitu

PRL-u psuła przysłowiowa łyżka

dziegciu partyjniackiego woluntaryzmu,

dozgonnych zapisów przyjaźni,

tony wazeliny towarzyszące włazidupstwu

władz partyjnych i państwowych

wobec ZSRR.

Przez cały ten czas obserwowałem

Pańskie orbitowanie wokół stołu

władzy. Pogadanki polityczne,

czynne uczestnictwo w „propagandzie

sukcesu”. Wystąpienie w Stoczni,

którego słuszność poznałem dopiero

wtedy, kiedy soliduractwo pokazało,

że „polskie dno” ma niezliczoną

ilość warstw i każda jest do

osiągnięcia... W końcu został Pan

premierem.

Nie rozumiem do dziś jednego

i proszę o dogłębne wyjaśnienie

na łamach „FiM” – dlaczego

w schyłkowym momencie PZPR-u

aż tak głęboko weszliście w dupę

Kościołowi, wydając tzw. ustawę Rakowskiego

(ustawa o stosunku państwa

do Kościoła katolickiego

w PRL z 17.05.1989 r. – przyp. red.),

choć nie było po temu żadnych ideologicznych

ani innych przesłanek?

Przecież straszliwe, niszczące skutki

tego dokumentu można było chyba

przewidzieć? Na mocy tejże haniebnej

ustawy do dziś trwa intensywny,

kościelny rozbiór Polski i jak

na razie końca tego procederu nie

widać. To Pan ponosi winę za ten

stan rzeczy! Prawie codziennie na

jaw wychodzą afery z przejmowaniem

całych połaci kraju dokonywanym

właśnie na mocy tej kuriozalnej,

kontrolowanej jedynie przez

tzw. Komisję Wspólną Rządu do

Przyklepywania Wszelkich Fanaberii

Episkopatu. Prym w demaskatorskim

ujawnianiu bezczelnego złodziejstwa

z przyzwoleniem prawa

wiedzie tygodnik „Fakty i Mity”. Jak

w ogóle Pan śmie przedstawiać swój

periodyk „Dziś” jako miesięcznik

myślącej (sic!) lewicy?! A gdzie była

Pańska lewicowość i myślenie,

gdy dokonywał Pan szerokiego

otwarcia granic prawa na rozgrabianie

biednego kraju przez czarnego

okupanta? Przecież 14–15 lat temu

był Pan mniejszym tetrykiem

niż dziś, kiedy ponoć znowu zdominowało

Pana „myślenie lewicowe”.

Nie czuje Pan do siebie odrazy, że

ostatni lewicowy sekretarz i premier

tak się na odchodnym rzucił w czarne

odchody – śmierdzące na tej

umęczonej ziemi już z górą tysiąc

lat, chociaż długi okres PRL-u to

był wyśmienity czas, by je definitywnie

posprzątać?! Pan doprowadził

swoim niecnym postępkiem do rozlania

się czarnego szamba po całym

kraju! Ma Pan dziś czelność stać na

czele „myślącej lewicy”, gdy zawiódł

Pan na całej linii w czasach, w których

lewicowe myślenie” straszliwie

zaczęło drożeć na rzecz taniejącego

w Polsce włazidupstwa, gdy

postawa wyprostowana zaczęła wstydliwie

przegrywać z klęczną i wymagała

sporej dozy odwagi. Wtedy

to miejsce wyprowadzonych sztandarów

zajmować zaczęły chorągwie

kościelne, wnoszone jakże często

przez tych, którzy wyprowadzali te

pierwsze. Czy jako „myślący lewicowiec”

nie czuje Pan dyskomfortu,

gdy Pana współtowarzysze – Miller,

Kwaśniewski, Oleksy i rzesza

innych, którzy autentycznie odzyskali

wiarę – nie wstają z kolan,

a po wskazówki latają teraz do Watykanu?

Gdy bezwstydnie włażą

w tyłek każdemu przemądrzałemu

kmiotowi, byle tylko miał na sobie

sutannę, koloratkę, a na łbie torbę

po cukrze? Czy stać Pana na krytykę

tego lokajstwa panoszącego się

wśród „lewicowych” zarządców coraz

bardziej kościelnej, a coraz mniej

Rzeczpospolitej Polski? Czy „o take

lewice” Pan walczył?

A co z Polską, towarzysze? Rozumiem,

że gdy ona upadnie, to

wy będziecie już dawno w Brukseli,

z pensyjkami po 20 000 euro...

Ale co dalej? Czy w podzięce

za taki fart padniecie na kolana

jak J. „Wazelina”-Oleksy, kontrkandydat

Kwaśniewskiego i Millera

na Naczelnego Kapelana

SLD? W prounijnej nachalnej propagandzie

mówicie: „...będziemy

mieli możliwości; będziemy swobodnie

podróżowali po Europie;

nasze dzieci będą miały możliwość

kształcenia się w najlepszych europejskich

uczelniach...”. Tak, WY

rzeczywiście będziecie mogli! Wy

i Wasze dzieci – będziecie mieli.

Gdy widzę, jak mówi to Prezydent

Wszystkich Katolików oraz reszta

urządzonych do końca życia kolesi,

to muszę się z nimi zgodzić.

Mówią szczerą do bólu prawdę.

Będą mogli! Będą mieli!

Leon Bod Bielski



"FAKTY I MITY" nr 40, 11.10.2007 r. PATRZYMY IM NA RĘCE

"FiM" ZASKARŻAJĄ DO KOMISJI EUROPEJSKIEJ

WSTĘP, czyli czego boi się Kościół?

Kościół we Włoszech – hojnie obdarowany przez Berlusconiego zwolnieniami podatkowymi – czeka na kontrolę Komisji Europejskiej („FiM” 36/2007), która w tego rodzaju przywilejach widzi złamanie prawa do wolnej konkurencji pomiędzy podmiotami gospodarczymi. Dwa lata temu kłopoty z tych samych powodów miał Kościół w Hiszpanii.

A czy polscy hierarchowie mogą spać spokojnie?

Kilka tygodni temu prawicowa gazeta „Dziennik” przekonywała, że „postępowanie UE przeciwko włoskim kuriom Polsce nie grozi”. Ta diagnoza wydaje się nam nie tylko zbyt optymistyczna (dla Kościoła), ale także błędnie sformułowana, bo to nie Polska padłaby ofiarą ewentualnego postępowania Komisji Europejskiej, ale raczej Kościół watykański musiałby się pożegnać z określonymi przywilejami ku pożytkowi Polaków.

Przewertowaliśmy więc krajowe przepisy prawne i znaleźliśmy te, które, naszym zdaniem, uprzywilejowują Krk kosztem innych podmiotów gospodarczych i dzięki pomocy naszych prawników sformułowaliśmy skargę (patrz: tekst poniżej) do Komisji Europejskiej. Chcemy zapytać Unię o to, czy zdaniem jej specjalistów, polskie prawo nie jest w tym względzie sprzeczne z prawem wspólnotowym. Kto pyta, nie błądzi!

Nasze wątpliwości budzi przede wszystkim zapis Ustawy o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego w RP, nadający kościelnym osobom prawnym przywilej zwolnienia z opłat skarbowych oraz podatków od spadków i darowizn sprowadzanych z zagranicy maszyn, urządzeń i materiałów poligraficznych oraz papieru. Obdarowane nimi kościelne drukarnie publikują za ich pomocą nie tylko książki do nabożeństwa, ale wszystko, co nadaje się do sprzedaży.

W związku z takim uprzywilejowaniem proponują zleceniodawcom niższe ceny druku. Drukarnie świeckie pozostają w znacznie trudniejszej sytuacji i trudno taki układ nazwać konkurencją sprawiedliwą.

Uwagę przykuwa także pomoc publiczna udzielona Kościołowi w postaci dotacji na budowę Świątyni Opatrzności Bożej, finansowanie z budżetu państwa prywatnych uczelni kościelnych, dotowanie z Funduszu Kościelnego ubezpieczeń społecznych duchowieństwa oraz samo jego istnienie jako formy pomocy publicznej dla związków wyznaniowych. Wyjaśnianie przez władzę i Kościół, że fundusz jest rekompensatą za zabrane w latach PRL dobra, jest wręcz śmieszne w obliczu zwrócenia ich wszystkich z nawiązką po roku 1989.

Prawo do swobodnej konkurencji narusza także działalność Komisji Majątkowej, która uprzywilejowuje Kościół przy zwrocie majątków skonfiskowanych w czasach PRL, oraz zwolnienie kościelnych osób prawnych z przepisów prawa pierwokupu.

Nie można zapominać także o przywilejach związanych ze zwolnieniami od podatku od nieruchomości oraz od podatku dochodowego, gdy osoby kościelne deklarują wydatkowanie zysków na cele kultu religijnego lub działalność charytatywno-opiekuńczą. Zdziwienie budzi możliwość objęcia osób prawnych Kościoła specjalnymi, preferencyjnymi taryfami opłat za energię elektryczną. Naszym zdaniem, aktywność zarobkowa, niezależnie od tego, kto ją prowadzi i na co wydatkuje zyski, winna być prowadzona na tych samych zasadach dla każdego.

I jeszcze na koniec przytoczmy opinię Mirosława Szypowskiego, prezesa Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości, który na łamach „Dziennika” twierdzi, że w Polsce „nie znajdą się raczej odważni”, którzy zaskarżą przywileje kościelne. No właśnie my się znaleźliśmy – „Fakty i Mity”.

Marek Krak

Michał Charzyński


SKARGA DO KOMISJI EUROPEJSKIEJ

Działając w trybie art. 21 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską (dalej: TWE), zwracamy się o podjęcie postępowania celem wyjaśnienia zgodności z prawem wspólnotowym następujących działań polskich władz publicznych, polegających na wspieraniu i uprzywilejowywaniu Kościoła katolickiego w Polsce:


1. Udzielenie z budżetu państwa pomocy publicznej w kwocie 40.000.000 złotych w roku 2007 (na podstawie zał. 2, cz. 83, poz. 71 ustawy budżetowej na rok 2007) na wsparcie budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie – co do zgodności z art. 2 i 3 rozporządzenia Rady (WE) 659/1999 ustanawiającego szczegółowe zasady stosowania art. 93 TWE (DzU UE z 1999 roku, L 83, s. 1 z późn. zm.);

2. Objęcie zwolnieniem z tytułu podatku od nieruchomości polskich kościelnych osób prawnych w zakresie nieruchomości lub ich części przeznaczonych na cele mieszkalne duchownych i członków zakonów (na podstawie art. 55 ust. 4 i 5 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności z art. 90 TWE;

3. Objęcie zwolnieniem z tytułu podatku dochodowego od osób prawnych i podatku dochodowego od osób fizycznych przychodów z działalności niegospodarczej osiąganych przez polskie kościelne osoby prawne (na podstawie art. 55 ust. 1 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności z art. 90 TWE;

4. Pokrywanie części wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na świadczenia z tytułu ubezpieczeń społecznych duchownych oraz konserwację i remonty obiektów sakralnych i kościelnych o wartości zabytkowej (na podstawie par. 1 rozporządzenia Rady Ministrów z dn. 23 sierpnia 1990 roku w sprawie rozszerzenia zakresu celów Funduszu Kościelnego w zw. z art. 9 ustawy z dn. 20 marca 1950 roku o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego – co do zgodności z art. 2 i 3 rozporządzenia Rady (WE) 659/1999 ustanawiającego szczegółowe zasady stosowania art. 93 TWE (DzU UE z 1999 r., L 83, s. 1 z późn. zm.);

5. Sprzedaż albo oddawanie w użytkowanie wieczyste gruntów polskim kościelnym osobom prawnym na preferencyjnych zasadach, nie po cenie rynkowej, lecz za zapłatą ceny ustalanej uchwałą odpowiedniej rady albo sejmiku jednostki samorządu terytorialnego i wyłącznie na podstawie wniosku kościelnej osoby prawnej (na podstawie art. 42 ust. 2 i 3 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności z art. 56 TWE;

6. Wyłączenie nieruchomości polskich kościelnych osób prawnych z zakresu stosowania prawa pierwokupu – na zasadach określonych w przepisach o gospodarowaniu nieruchomościami (na podstawie art. 54 ust. 1 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności art. 56 TWE;

7. Zwolnienie polskich kościelnych osób prawnych od podatku od spadków i darowizn oraz opłaty skarbowej i opłat sądowych oraz notarialnych w przypadku nabywania i zbywania przez nie rzeczy i praw majątkowych w drodze czynności prawnych oraz spadkobrania, zapisu i zasiedzenia, jeżeli ich przedmiotem są sprowadzane z zagranicy maszyny, urządzenia i materiały poligraficzne oraz papier (na podstawie art. 55 ust. 6 pkt. 2 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności z art. 2 i 3 rozporządzenia Rady (WE) 659/1999 ustanawiającego szczegółowe zasady stosowania art. 93 TWE (DzU UE z 1999 r., L 83, s. 1 z późn. zm.) i art. 90 TWE;

8. Ustanowienie Komisji Majątkowej – w oparciu o art. 62 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej – decydującej o zwrocie przywrócenia własności upaństwowionych na szkodę polskich kościelnych osób prawnych nieruchomości lub ich części, w sytuacji gdy podmioty z innych państw członkowskich zmuszone są, będąc w analogicznej sytuacji, wystąpić na drogę sądową – co do zgodności z art. 43 TWE;

9. Udzielenie przez władze publiczne finansowej pomocy publicznej zakłócającej konkurencję poprzez zwolnienie z danin publicznych – obowiązku ponoszenia podatku dochodowego od osób prawnych – polskich kościelnych osób prawnych i spółek, których udziałowcami są wyłączenie kościelne osoby prawne, prowadzących działalność gospodarczą, w przypadku przekazywania osiąganych przez nie przychodów w części przeznaczonej na cele kultu religijnego, charytatywno-opiekuńcze, edukacyjne, naukowe oraz realizację inwestycji kościelnych (art. 55 ust. 3 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności z art. 2 i 3 rozporządzenia Rady (WE) 659/1999 ustanawiającego szczegółowe zasady stosowania art. 93 TWE (DzU UE z 1999 r., L 83, s. 1 z późn. zm.) i art. 90 TWE;

10. Zwolnienie z obowiązku rejestracji w Krajowym Rejestrze Sądowym albo wpisu do ewidencji działalności gospodarczej kościelnych jednostek organizacyjnych, o których mowa w art. 7 i 8 oraz art. 9 ust. 1 pkt. 7 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (art. 13 ust. 1 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej) – co do zgodności z art. 43 TWE;

11. Praktyka polegająca na tym, że podmioty kontrolowane przez władze publiczne działające w sektorze energetycznym (spółki skarbu państwa) stosują wobec polskich kościelnych jednostek organizacyjnych, o których mowa w art. 7 i 8 oraz art. 9 ust. 1 pkt. 7 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, preferencyjne pozataryfowe i pozaumowne obniżki cen za dostarczaną energię elektryczną lub cieplną – co do zgodności z art. 2 i 3 rozporządzenia Rady (WE) 659/1999 ustanawiającego szczegółowe zasady stosowania art. 93 TWE (DzU UE z 1999 r., L 83, s. 1 z późn. zm.) i art. 43 TWE.


UZASADNIENIE

Kościół rzymskokatolicki w Polsce cieszy się wieloma przywilejami. Jakkolwiek regulacja stosunków pomiędzy państwami członkowskimi i kościołami oraz związkami wyznaniowymi w tychże państwach nie podlega kompetencji Wspólnoty (art. 6 ust. 3 Traktatu o Unii Europejskiej; ponadto: deklaracja nr 11 do Traktatu Amsterdamskiego), stanowiąc obszar kompetencji wyłącznej państw członkowskich, nie ulega wątpliwości, że niektóre aspekty tej regulacji nie są obojętne z punktu widzenia prawa wspólnotowego (sprawa 196/87 Steymann, Zb. Orz. 1988, s. 6159).

Należy przy tym podkreślić, że praktyka organów państwa, pozostających pod silnym nieformalnym wpływem Kościoła rzymskokatolickiego, pozwala niejednokrotnie na nadużywanie i tak daleko idących przywilejów udzielonych temuż Kościołowi.

Sytuacja ta wielokrotnie oznacza uprzywilejowanie polskiego Kościoła katolickiego (precyzyjnie: kościelnych osób prawnych) nie tylko wobec polskich osób fizycznych, prawnych i jednostek organizacyjnych nieposiadających osobowości prawnej, ale również wobec takich podmiotów z innych państw członkowskich. To ostatnie oznacza, że mamy do czynienia z naruszeniem prawa wspólnotowego (sprawa C-274/96 Bickel i Franz, Zb. Orz. 1998, s. I-7637).

Przechodząc do szczegółowego omówienia zarzutów, jakie stawiamy władzom Rzeczypospolitej Polskiej, pragniemy zauważyć, co następuje:

1. W ustawie budżetowej na rok 2007 po raz kolejny (podobnie było w 2006 r.) ustawodawca przeznaczył na wsparcie budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie kwotę 40.000.000 złotych. Oficjalnie wsparcie ma dotyczyć nie samej budowy kościoła (czego zabrania polska konstytucja), lecz budowy muzeum poświęconego byłemu papieżowi, które ma stanowić jedną z części kościoła.

W przekonaniu skarżących, wsparcie zostało udzielone mimo braku zgody (a nawet powiadomienia) Komisji Europejskiej, zgodnie z powołanymi przepisami rozporządzenia wspólnotowego. Działanie Rzeczypospolitej Polskiej nosi więc znamiona naruszenia prawa wspólnotowego.

Domagamy się niezwłocznego podjęcia działań celem wstrzymania wydatkowania i zwrotu kwot wsparcia ze środków publicznych, które dokonane zostało z naruszeniem prawa wspólnotowego;

2. Skarżącym znane są przypadki wykorzystywania budynków, teoretycznie przeznaczonych na cele mieszkalne katolickich duchownych i członków zakonów, do celów komercyjnych, m.in. wynajmu. Tymczasem, zgodnie art. 55 ust. 4 i 5 ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego, nieruchomości polskich kościelnych osób prawnych są zwolnione od podatku od nieruchomości, jednak tylko w zakresie nieruchomości lub ich części przeznaczonych na cele mieszkalne duchownych i członków zakonów. Sytuacje takie nie spotykają się z odpowiednią reakcją władz państwowych, w szczególności organów odpowiedzialnych za ustalanie wymiaru i egzekucję podatku od nieruchomości. Uważamy, że stwarza to polskim kościelnym osobom prawnym uprzywilejowaną pozycję konkurencyjną względem podmiotów z innych państw członkowskich, zajmujących się prowadzeniem działalności gospodarczej związanej z korzystaniem z nieruchomości. Stąd wynikają nasze obiekcje co do zgodności wskazanej ustawy (a w istocie – praktyki jej stosowania) z prawem wspólnotowym (art. 90 TWE). Analogiczną argumentację pragniemy powołać odpowiednio w zakresie trzeciego z podniesionych zarzutów;

3. Czwarty z zarzutów dotyczy pokrywania z budżetu państwa (środków tzw. Funduszu Kościelnego) składek na ubezpieczenie społeczne duchownych (ZUS) oraz kosztów konserwacji i remontów obiektów sakralnych i kościelnych o wartości zabytkowej. Należy podkreślić, że żaden inny podmiot w Polsce, w tym – w szczególności – podmioty z innych państw członkowskich obecne lub prowadzące działalność gospodarczą na terytorium RP, nie korzystają z tego rodzaju istotnego uprzywilejowania. Sądzimy, że uprzywilejowanie to pozwala na osiągnięcie przez kościelne osoby prawne przewagi konkurencyjnej nad przedsiębiorcami z innych państw członkowskich. W naszej ocenie wskazane w czwartym zarzucie przepisy stanowią naruszenie prawa wspólnotowego;

4. Piąty zarzut odnosi się do przepisu ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, zgodnie z którym organy stanowiące jednostek samorządu terytorialnego są zobligowane do sprzedaży albo oddania w użytkowanie wieczyste nieruchomości przeznaczonych na cele kultu religijnego w planach zagospodarowania przestrzennego na wniosek polskiej kościelnej osoby prawnej. Należy zauważyć, że w każdym innym przypadku, w tym w sytuacji, gdy z propozycją nabycia na własność albo wzięcia w użytkowanie wieczyste nieruchomości zwraca się podmiot niebędący polską kościelną osobą prawną (w tym w sytuacji, gdy jest to osoba fizyczna albo przedsiębiorca z państwa członkowskiego UE), organ stanowiący jednostki samorządu terytorialnego nie jest zobligowany takim wnioskiem. Nadto, omawiany przepis wprowadza wyjątek od zasady, że nabycie rzeczy (w tym przypadku – nabycie nieruchomości) odbywa się zgodnie z zasadą swobody umów, a więc po cenie rynkowej. Otóż gdy nabycia ma dokonać polska kościelna osoba prawna, sprzedaż dokonywana jest po cenie ustalonej przez organ stanowiący jednostki samorządu terytorialnego, a zwykle jest to cena stanowiąca ułamek wartości zbywanej nieruchomości (np. 1 proc. wartości rynkowej). Uważamy, że przepis ten stawia podmioty z innych państw członkowskich w gorszej pozycji konkurencyjnej, gdy chodzi o możliwość nabycia nieruchomości, aniżeli pozycja przyznana polskiej kościelnej osobie prawnej;

5. Polskie kościelne osoby prawne nie są obciążone konsekwencjami obowiązywania prawa pierwokupu, zgodnie z art. 109 ustawy o gospodarce nieruchomościami, podczas gdy podmioty z innych państw członkowskich UE, będąc w sytuacji analogicznej do tej, w jakiej znajdują się polskie kościelne osoby prawne, są nimi obciążone. Stoimy na stanowisku, że sytuacja ta jest równoznaczna z naruszeniem swobody przepływu kapitału, albowiem przepływ ten (inwestycje w nieruchomości w Polsce) odbywa się na mniej korzystnych zasadach w przypadku podmiotów z innych państw członkowskich UE, niźli w przypadku polskich kościelnych osób prawnych;

6. Zwolnienie polskich kościelnych osób prawnych, konkurujących na rynku publikacji prasy, czasopism i książek z podmiotami z innych państw członkowskich UE, z obowiązku ponoszenia podatku od spadków i darowizn, opłaty skarbowej, opłat sądowych i notarialnych, nie znajduje żadnego uzasadnienia i stanowi zarówno naruszenie przepisów zakazujących pomocy państwa dla przedsiębiorstw, jak i zakazu stosowania dyskryminacyjnego i preferencyjnego opodatkowania;

7. Tzw. Komisja Majątkowa, działająca w oparciu o przepisy ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, składa się w jednolitej mierze z przedstawicieli państwa, jak i Kościoła katolickiego. Podejmuje ona decyzje w zakresie tzw. rekompensat z tytułu upaństwowienia kościelnych nieruchomości po drugiej wojnie światowej. Jest to osobliwa sytuacja, w której Kościół katolicki decyduje o zasadności przyznania i wielkości rekompensat za mienie utracone przez tenże Kościół katolicki, działając jako sędzia we własnej sprawie. Nie trzeba dodawać, że Komisja Majątkowa w takim składzie na ogół przychyla się do wniosków o przyznanie rekompensat i zwrotów nieruchomości. Niestety, w tak korzystnej sytuacji nie znajdują się podmioty z innych państw członkowskich, które utraciły, względnie są następcami prawnymi podmiotów, które utraciły nieruchomości wskutek powojennej nacjonalizacji. Podmioty z innych państw członkowskich UE muszą, będąc w analogicznej sytuacji do polskich kościelnych osób prawnych, korzystać ze zwykłej procedury sądowej, która jest długotrwała i uciążliwa. Nie mają też możliwości współdecydowania we własnej sprawie, którym to przywilejem cieszą się polskie kościelne osoby prawne. W naszej ocenie, taka regulacja tego zagadnienia stanowi niczym nieuzasadnione ograniczenie zasady swobody działalności gospodarczej, zgodnie z którą podmioty z innych państw członkowskich UE, prowadząc w Polsce działalność gospodarczą (z czym wiąże się prowadzenie sporów sądowych) winny być traktowane nie gorzej, aniżeli podmioty polskie (np. polskie kościelne osoby prawne). Uzasadnia to kwalifikację prawną postawionego zarzutu;

8. Uprawnienie przyznane polskim kościelnym jednostkom organizacyjnym, o którym mowa w art. 55 ust. 3 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, jest często nadużywane, nadto przekazywanie środków na cele wymienione w powołanym przepisie odbywa się w praktyce poza kontrolą państwa. Prowadzi to do istotnej, a sprzecznej ze wspólnotową zasadą niezakłóconej konkurencji, przewagi konkurencyjnej tych podmiotów nad innymi uczestnikami obrotu gospodarczego, w tym – nad podmiotami z innych państw członkowskich UE. Uzasadnia to, w przekonaniu skarżących, wskazaną kwalifikację prawną zarzutu nr 9;

9. Obowiązek rejestracji (albo zgłoszenia do ewidencji) działalności gospodarczej stanowi uzasadnione obiektywnymi względami ograniczenie zasady swobody działalności gospodarczej. Nie może być jednak tak, jak wynika z art. 13 ust. 1 ustawy z dn. 17 maja 1989 roku o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, że polskie kościelne jednostki organizacyjne biorące udział w obrocie gospodarczym zwolnione są ze wspomnianego obowiązku rejestracyjnego, podczas gdy ze zwolnienia takiego nie korzystają inne podmioty podejmujące działalność gospodarczą, w tym podmioty z innych państw członkowskich. Dla przykładu – rejestracja spółki z ograniczoną odpowiedzialnością to w Polsce koszt ok. 4000 złotych, na który składają się: taksa notarialna i opłaty związane z rejestracją (opłata sądowa za rejestrację oraz koszty publikacji informacji o zarejestrowaniu spółki). Kosztów tych nie ponoszą polskie kościelne osoby organizacyjne, które – tak jak spółki z o.o. zakładane przez podmioty z innych państw członkowskich – również trudnią się działalnością gospodarczą. Uzasadnia to zarzut wskazany w pkt. 10 petitum skargi;

10. Zarzut wskazany w pkt. 11 petitum skargi jest oparty na znanych skarżącym informacjach wynikających z obserwacji praktyki. Z wiedzy tej wynika, że wielokrotnie polskie kościelne jednostki organizacyjne korzystają ze szczególnego, preferencyjnego traktowania przez podmioty zajmujące się produkcją i dystrybucją energii elektrycznej, podczas gdy z tego rodzaju udogodnień nie korzystają inne podmioty, w tym podmioty z innych państw członkowskich UE. Uzasadnia to, w przekonaniu skarżących, podniesiony zarzut.

Prosimy o zawiadamianie o dalszym toku postępowania. Z uwagi na potrzebę powiadomienia opinii publicznej o przebiegu procedowania Komisji w zakresie złożonej skargi, prosimy o prowadzenie korespondencji w języku polskim, zastrzegając, że będzie ona publikowana na łamach czasopisma „Fakty i Mity”.

Redakcja tygodnika „Fakty i Mity”


PS Tekst skargi i uzasadnienia w tłumaczeniu na język angielski przesyłamy do Komisji Europejskiej.

Redakcja



"FAKTY I MITY" nr 3, 24.01.2008 r. NA KLĘCZKACH / PIĄTA KOLUMNA

WSPÓLNA, CZYLI KOŚCIELNA

Tygodnik „NIE” ujawnił historię relacji Kościoła i państwa polskiego. Cokolwiek NIEkompletną...

NIE” podaje, że Komisja Wspólna Przedstawicieli Rządu i Konferencji Episkopatu Polski pojawiła się w ustawie z 17 maja 1989 roku. Otóż przypominamy („FiM” 36/2007), że początki tego tworu są datowane na rok 1945. Było to wspólne dziecię Bieruta i prymasa Wyszyńskiego. Późniejsze losy Komisji Wspólnej zależały od bieżącej polityki partii. Jej rozkwit zaczął się za czasów Jaruzelskiego. To generał chciał stałych roboczych spotkań z biskupami. Wiosną 1989 roku to jego przedstawiciele w KW zgodzili się na totalny zwrot mienia kościelnego. Wówczas też Komisja Wspólna zaproponowała, aby w ustawie znalazła się regulacja... dotycząca Komisji Wspólnej. W swojej historii dzielnie broniła interesów Kościoła. Przegapiła tylko zniesienie pod koniec lat 90. ulg celnych należnych duchownym i parafiom przy imporcie alkoholi i samochodów.

W marcu 2006 r. na pogawędkę z biskupami stawił się nie Kaczyński Jarosław – jak twierdzi tygodnik „NIE” – lecz wysłannicy premiera Marcinkiewicza. Biskupi załatwili (obok przyrzeczenia religii na maturze) znacznie ważniejsze sprawy. Komisja nakazała zwracać parafiom i zakonom mienie kościelne położone na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Panowie Dorn, Ziobro, Seweryński uznali – jak zwykle na szkodę państwa polskiego – że to, co było własnością niemieckiego Kościoła katolickiego, nigdy nie stało się własnością Polski. Ponadto Ziobro (prawnik!) uznał, że sędziowie państwowych sądów nie mają prawa badać legalności działania instytucji kościelnych. Dzięki temu ofiary biskupiego sądownictwa nie mogą się starać o odszkodowania od sprawców ich niedoli.

MiC


FAKTY I MITY” nr 34, 01.09.2005 r. LISTY OD CZYTELNIKÓW

PACHOŁKI WATYKANU

Nie ma dnia, abym się nie dowiedział, jak za sprawą naszych (?) rządzących zostaliśmy okradzeni. Mówimy i piszemy o zachłanności Krk. Tylko że okazja czyni złodzieja. Ktoś klechom tę okazję i warunki do rozwoju zachłanności stwarza. Proponuję tworzyć poczet sprzedawczyków polskich. Niech nie będą bezimienni.

Moi kandydaci na poczesne miejsca to:

    1. Hanna Suchocka – za konkordat;

    2. Tadeusz Mazowiecki – za wprowadzenie tylnymi drzwiami religii do publicznych szkół;

    3. Leszek Miller – za całokształt twórczości, ze szczególnym uwzględnieniem koncesji bursztynowej.

Niech każdy dorzuci swego kandydata, a „FiM” mogą układać listę rankingową.

Czytelnik


BARDZO DOBRY POMYSŁ. A OTO KOLEJNE KANDYDATURY (LISTA BĘDZIE STALE UZUPEŁNIANA):

    1. Premier Rakowski – za tzw. ustawę Rakowskiego (ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w PRL z 17.05.1989 r.). Na mocy tejże haniebnej ustawy do dziś trwa intensywny, kościelny rozbiór Polski i jak na razie końca tego procederu nie widać!

    2. Prezydent Aleksander Kwaśniewski – za podpisanie konkordatu, ciągłe umizgi, występy z członkami kor, bierność podczas rozkradania i pogrążania naszego kraju, społeczeństwa przez tą organizację!

    3. Prezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński – za sprzyjanie, w tym zwiększenie bezkarności członków kor, kontynuacji kościelnego zaboru Polski, oraz pogłębianie religijnego ogłupiania dzieci i młodzieży, społeczeństwa!

red.



FAKTY I MITY”: [Pospolici – red.] Złodzieje coraz częściej przebierają się w... sutannę. 73-letnia kobieta z Kraśnika (woj. Lubelskie) spotkała na schodach swojego domu młodego księdza. Powiedział jej, że przyszedł do sąsiadki zaprosić ją do kancelarii parafialnej po odbiór pomocy finansowej dla ubogich, ale nie ma jej w domu. Staruszka zaprosiła księdza do mieszkania, aby tam zaczekał na sąsiadkę. Ugościła go herbatą i ciasteczkami. Już po wyjściu gościa zorientowała się, że skradł jej odłożone na czarną godzinę pieniądze, cztery złote pierścionki, kolczyki i łańcuszek. Fałszywi księża za wszelką cenę chcą dorównać prawdziwym.

[Eee. Muszą się przejść z mistrzem tj, księdzem. Przecież wystarczy tylko powiedzieć coś o krwawiącym sercu Chrystusa, przenajświętszach, czy że jest potrzebna „ofiara” (- w żadnym razie forsa, bądź pieniądze!) na Kościół, a same dadzą i jeszcze w rękę pocałują. A poza tym, to tylko drobnica! Najlepiej się przejść w sutannie np. do Banku. Tylko warunek: dyrektor musi być prawdziwym katolikiem... – red.]





http://forum.gazeta.pl/forum/w,28,58368 ... ienia.html | 03.03.07
Uwaga na Caritas - złodzieje bez sumienia
Cuchnie wokół Caritasu coraz bardziej. Uprzywilejowanie i brak kontroli nad kościelnymi fundacjami to okazja do gigantycznych i bezkarnych przekrętów.
Można ich dopaść tylko wtedy, gdy kradną forsę państwową.

W październiku 2005 roku prokuratura w Ciechanowie wszczęła śledztwo dotyczące rozliczeń Caritasu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Kościelna organizacja miała wyłudzić pieniądze za usługi pielęgniarskie.
Tygodnik „Wprost” ujawnił w piątek, że Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych wykrył w płockim Caritasie nadużycia na sumę co najmniej 1,7 mln zł. Mają one dotyczyć wydatkowania pieniędzy z PFRON.

Do wyjaśnienia zarzutów w połowie ubiegłego roku płocka kuria powołała specjalną komisję. - Wykryliśmy szereg nieprawidłowości - przyznaje jej przewodniczący ks. Kazimierz Dziadak. Dlaczego więc dyrektora płockiego
Caritasu zdymisjonowano dopiero w ubiegłym tygodniu? Na to pytanie Dziadak nie potrafił odpowiedzieć „Rzeczpospolitej”.


Złodziejskie praktyki Caritasu
https://prawda2.info/viewtopic.php?t=14589
Krótki filmik obrazujący, jak działa Caritas w Polsce. Naiwniacy oddają nieruchomości na szczytny cel, a Caritas sprzedaje je znajomym z zarządu po śmiesznej cenie.
[Niestety film został usunięty z internetu... - red.]


http://strajk.eu/funkcjonariusze-carita ... skarzenia/ | 10.01.2016 r.
Funkcjonariusze CARITAS-u oficjalnie postawieni w stan oskarżenia
Kolejna kryminalna historia z polskim kościołem w tle. Tym razem chodzi o CARITAS i potencjalne wielomilionowe malwersacje.

CARITAS to przykościelna korporacja działająca na prawach organizacji pozarządowej, której jednym ze statutowych celów jest ogólnie pojęta działalność charytatywna. Ekstremistyczna prawica chętnie przeciwstawia tę instytucję Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy jako krystalicznie uczciwą zarzucając Owsiakowi rozmaite przestępstwa finansowe i defekty moralne. Tymczasem okazuje się, że to właśnie kadra CARITAS-u Diecezji Płockiej musi zmierzyć się z oficjalnymi zarzutami prokuratorskimi.

Chodzi o umowy podpisane w latach 2006-2008 z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dotyczyły one finansowania czterech programów związanych z aktywizacją inwalidów. Ówczesnemu dyrektorowi płockiego CARITAS-u zarzuca się niegospodarność, fałszowanie dokumentów, wymuszenie na podwładnych czynów zabronionych prawem (fałszowanie podpisów i dat). Pieniądze przeznaczone na realizację programu trafiać miały do osób, które nie były faktycznie zatrudnione. Prokuratura sformułowała zarzut wyrządzenia szkody majątkowej na kwotę nie mniejszą niż 3,4 mln zł.

Inny ksiądz wdrażał zaś tzw. plan naprawczy w 2007 r., lecz podjęte przez niego działania miały skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego – PFRON zażądał zwrotu blisko 14 mln złotych. Obu księżom grozi 10 lat więzienia, zaś piątka pracowników, którzy wykonywali polecenia fałszowania dat i podpisów na dokumentach jest zagrożona karami pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

Na stronie internetowej diecezji płockiej można przeczytać, iż wykonany w 2010 r. audyt wykazał, że zarządzający płockim CARITAS-em zawierali umowy z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych bez wymaganej zgody organów nadrzędnych, czyli właściwego biskupa i Watykanu. Obaj oskarżeni przez prokuraturę księża zostali zwolnieni z zajmowanych stanowisk.



http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-oneci ... dim/yhzcnb | 21.03.2016 r.
Rachunek sumienia [WYWIAD]
Autor książki „Avarizia” („Chciwość”) ujawnił szereg skandali związanych z malwersacjami finansowymi w Watykanie, który, jak się okazuje, ma posiadłości nie tylko w Rzymie, ale także w Paryżu, Londynie czy Szwajcarii o łącznej wartości czterech miliardów euro. Dodatkowo – według Fittipaldiego - wysocy dostojnicy kościelni mieli remontować swoje apartamenty za setki tysięcy euro z kasy fundacji utworzonej przy watykańskim Szpitalu Pediatrycznym Dzieciątka Jezus, która na co dzień zajmuje się leczeniem chorych dzieci.
| Kamil Turecki Redaktor Onet Wiadomości



Prawie 11 mln zł pochodzących ze sprzedaży działek zniknęło z kont Zgromadzenia Ducha Świętego w Bydgoszczy.
Duchowni mieli wydawać pieniądze na podróże i drogie sprzęty
Zakonnik, który przekazał raport nt. nieprawidłowości do Rzymu, został zawieszony.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title, ... aid=117b95 | 13.09.2016

[Chyba powieszony, tzn. sam się powiesił za zdradę... - red.]



Majątek o. Tadeusza Rydzyka opiewa na ponad 55 mln zł. "Wprost" dotarł do sprawozdań finansowych kluczowych biznesów zakonnika. Majątek dałby mu 83. miejsce na liście najbogatszych Polaków.

http://www.wp.pl / http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/majatek-rydzyka-lista-najbogatszych-polakow,88,0,2265944.html | 20.02.2017


www.wp.pl / http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/pieniadze-ojca-tadeusza-rydzyka-fundacja-lux,136,0,2314376.html | 09.05.2017

Finanse ojca Tadeusza Rydzyka. Fundacje z Torunia nie ujawnią od kogo i na co dostały pieniądze

Z rocznego sprawozdania finansowego partii wynika, że Fundacja Lux Veritatis co miesiąc dostawała od PiS spore pieniądze, m.in. comiesięczne przelewy na ok. 40 tys. zł



MS: POLSKIE KOŚCIOŁY MAJĄ 138 000 HEKTARÓW

Ogólne statystyki na temat kościelnych gruntów, prezentuje tylko Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP). Z danych MSP wynika, że pod koniec 2014 roku, polskie kościoły i związki wyznaniowe posiadały działki stanowiące 0,44 proc. całej powierzchni naszego kraju.

Nieruchomości należące do kościołów zwykle są wolne od podatku

http://biznes.interia.pl/nieruchomosci/news/polskie-koscioly-maja-138-000-hektarow,2400939,4206 | 10.10.2016


[Byłoby tego znacznie więcej, ale ci biznesmeni sprzedali część podarowanych im działek, nieruchomości... Po odjęciu powierzchni rzek, zbiorników wodnych, wysypisk śmieci, gór wyjdzie jeszcze ciekawszy obraz sytuacji... Oprócz tego otrzymali 100-200 kilkadziesiąt mld zł... - red.]





Pamiętajcie: Antyklerykalizm to obrona - WALKA - przed-, z KLERYKALIZMEM, czyli zawłaszczaniem państwa, podporządkowywaniem społeczeństwa, jego kosztem, dla własnych (i pomocnych w tym celu klerykałów) korzyści!



"FAKTY I MITY" nr 23, 14.06.2007 r.

POCZTYLION APOKALIPSY

Czy publicznie deklarujący się ateista może zarobić na religii? To z pozoru niewykonalne zadanie udaje się 24-letniemu mieszkańcowi Orlando na Florydzie – Joshui Witterowi.

Część chrześcijan – zwłaszcza konserwatywni protestanci w USA – opierając się na Biblii, wierzy, że przed końcem świata będzie miała miejsce akcja zwana rapture – Bóg z nagła i bez zapowiedzi zabierze (porwie) do nieba wszystkich praktykujących i wierzących w Chrystusa. Reszta pozostanie, by obserwować drugie zstąpienie Jezusa, Armagedon i Sąd Ostateczny. Ci, którzy się opamiętają, nawrócą i wyrażą skruchę, dokooptowani będą do zabranych w niebiosa. Reszta zasmakuje piekła. Witter na swej stronie internetowej Post-Rapture-Post ogłasza uruchomienie prywatnej poczty szczególnego przeznaczenia. Każdy z nieskazitelnych wiernych przed katapultowaniem do nieba napisze list do bliskich, którzy na niebo szans nie mają, zdeponuje list u „pocztyliona Apokalipsy”, a ten niezwłocznie doręczy przesyłkę adresatowi. Za marne 4,99 dolara. „Czy naprawdę chcesz, by ludzie, których kochasz i którzy zostali na ziemi, cierpieli, nie wiedząc, jak się czujesz?!” – reklamuje swe usługi Witter. Gwarantuje rzetelność usług firmy: „My nie pokutujemy za grzechy i nie wierzymy w zbawienie. Na liście naszych grzechów jest pijaństwo, herezja, bluźnierstwo, obżarstwo, lenistwo. Nie ma mowy, byśmy kiedykolwiek zniknęli w niebie”.

Witter sprzedał na razie 11 listów. Tych najtańszych, bo są jeszcze bardziej wytworne wersje za 9,99 i 799 dolarów. To nie za wiele, ale inne towary, które oferuje, idą jak woda. Upłynnił 300 podkoszulek z napisem „Rapture” oraz wiele poradników przetrwania końca świata, kubków itp.

Dostaje moc korespondencji. „80 proc. to e-maile z groźbami i wyzwiskami” – konstatuje. Ich nadawcy nieświadomie zaprzepaszczają szansę na szybką podróż do nieba... | PZ



DRODZY... CZŁONKOWIE KATOLICKIEJ ORGANIZACJI SKROMNOŚCI I SAMOWYSTARCZALNOŚCI...

Podobno: prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego! Nie tutaj jest wasze oczekiwane królestwo. Więc dlaczego zaprzepaszczacie pójście do niego m.in. swoją bezwzględną pazernością...





















Rys. z „FiM”


Kiedy członkowie kor pochylają się nad ubogimi? – Wtedy, jak ktoś dobrze zapłaci za ich pogrzeb.../jak dają kasę...

Czym się różni kor od pospolitych mafii? Tym, iż straszą torturami po śmierci i że działają - w tym straszą - legalnie, oraz wielkością haraczu... .

Czym się różni mafia np. pruszkowska od katolickiej? Tym, że bierze mniej za ochronę... i nie owija w bawełnę o co jej chodzi...

W jakich rybach gustuje kler? – W dużych sumach.

















Rys. z „FiM”





PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...


www.wolnyswiat.pl WBREW ZŁU!!!

PISMO NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII, UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH ROZWIĄZANIA (RACJONALNE MYŚLI, ANALIZY, WNIOSKI, POMYSŁY, POSTULATY, I ICH ARGUMENTACJA, CAŁE I FRAGMENTY ROZSĄDNYCH, INTERESUJĄCYCH MATERIAŁÓW Z PRASY I INTERNETU)


OSOBY CHCĄCE WESPRZEĆ MOJE PISMO, DZIAŁANIA PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński

Skr. 904, 00-950 W-wa 1

BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą.

ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat od 2000 r. do 2016 r.: 5­00 zł.



17. ELEKTRONICZNE ZBIERANIE PODPISÓW (pod

inicjatywami ustawodawczymi, moją kandydaturą na prezydenta)

http://www.wolnyswiat.pl/17.php


21. WPŁATY I WYDATKI

http://www.wolnyswiat.pl/21.html


22. MOJA KSIĄŻKA

http://www.wolnyswiat.pl/22.html