www.wolnyswiat.pl

 

[Ostatnia aktualizacja: 08.2009 r.]

 

 

PRAWIDŁOWY TRYB ŻYCIA (M.IN. ODŻYWIANIE SIĘ)

 

 

 www.o2.pl | Wtorek [24.03.2009, 17:49] 2 źródła

NIEZDROWY TRYB ŻYCIA KOSZTUJE POLAKÓW 20 MLD ROCZNIE

Tyle trzeba wydać na leczenie chorób związanych z otyłością i nadwagą.

Jeśli chcemy żyć długo i w dobrej formie, musimy prowadzić zdrowy tryb życia. To on odpowiada za 56 proc. naszego zdrowia, podczas gdy medycyna naprawcza - jedynie za 10-15 proc. Zdrowy tryb życia gwarantuje lepszą jakość życia - uważa Andrzej Wojtyła, główny inspektor sanitarny i przewodniczący Rady ds. Diety, Aktywności Fizycznej i Zdrowia.

 

W Polsce problemy z nadwagą i otyłością ma 13 proc. dzieci i młodzieży. Niestety, jedynie 30 proc. uczestniczy w zajęciach sportowych w czasie wolnym od zajęć. Wśród dorosłych sytuacja jest jeszcze gorsza. Sport uprawia zaledwie 5 proc. z nich.

 

Odżywiamy się bardzo źle. Jemy nie to, co trzeba, i w nieodpowiednich ilościach. Na domiar złego ciągle, zwłaszcza w kolorowych czasopismach, pojawiają się rozbieżne informacje o tym, co jest zdrowe, a co nie - powiedział wiceprezes Polskiego Towarzystwa Technologów Żywności prof. Krzysztof Krygier. | G

 

 

www.o2.pl | Poniedziałek [18.05.2009, 14:47] 1 źródło

CHCESZ SCHUDNĄĆ? ŚPIJ WIĘCEJ

Niedobór snu sprawia, że chcesz więcej jeść.

Badania lekarzy z centrum medycznego Walter Reed Army w Waszyngtonie pokazały, że osoby, które mają chroniczne problemy ze snem wykazują fizjologiczną skłonność do obżarstwa, co z kolei skutkuje nadwagą i otyłością.

Badania na grupie 14 ochotników cierpiących na bezsenność wskazały, że równowaga hormonalna jest u tych osób wyraźnie zachwiana. Wynikający z braku wystarczającej ilości snu niedobór leptyny, tzw. hormonu głodu powoduje, że jedzą oni więcej - czytamy w serwisie dziennika "Daily Mail".

Na tę zależność wskazują także dane statystyczne.

Wynika z nich, że u osób  - tłumaczy dr Arn Eliasson - które śpią za mało, średni wskaźnik masy ciała BMI (ang. Body Mass Index) wynosił 28,3, czyli znamionował nadwagę. U osób, które wysypiały się, wynosił on 24,5, czyli mieścił się w granicach normy. | AB

 

 www.o2.pl | Piątek [10.07.2009, 10:12] 2 źródła

JEDZ MNIEJ. BĘDZIESZ... ŻYŁ DŁUŻEJ

Spektakularne rezultaty eksperymentu na małpach.

Eksperymenty przeprowadzone początkowo na myszach wskazują, że te, które otrzymywały o 30 proc. kalorii mniej w posiłkach, żyją prawie o połowę dłużej niż odżywiające się normalnie - podaje "New York Times".

Czy ten sam mechanizm może zadziałać u ludzi? Naukowcy sprawdzili to poddając podobnym testom małpy z gatunku rezusów.

Spodziewamy się, że małpy na diecie będą żyć co najmniej 10-20 proc. dłużej. Jednak badania nie są jeszcze zakończone - zastrzega Ricki J. Coleman nadzorująca eksperyment w University of Wisconsin.

Taka dieta, według naukowców, chroni również przed cukrzycą, rakiem oraz chorobami serca i mózgu. Dobitnie wskazują to badania na małpach.

Dane pokazują, że ograniczenie kalorii spowalnia proces starzenia u naczelnych - twierdzi Coleman.

Niewielu ludzi ma jednak wystarczająco silną wolę, by stosować dietę o 30 procent uboższą w kalorie niż nasze dzienne zapotrzebowanie. Dlatego naukowcy szukają leku, który mógłby imitować efekty takiej diety.

Może nim być substancja pod nazwą Resveratol. Występuje ona w bardzo małym stężeniu w czerwonym winie.

Póki co, prace są dopiero w początkowym stadium - podaje "New York Times". | JP

 

 www.o2.pl | Poniedziałek [13.07.2009, 11:26] 1 źródło

MATKA JEST OTYŁA, CÓRKA TEŻ BĘDZIE GRUBA

Nie ma to związku z genetyką.

Naukowcy z Plymouth's Peninsula Medical School przez trzy lata prowadzili badania w 226 rodzinach. Okazało się, że 41 proc. ośmioletnich dziewczynek "odziedziczyło" otyłość po swoich matkach.

Matki o normalne wadze miały o wiele mniej otyłych córek - zaledwie 4 proc.

Podobną zależność naukowcy zaobserwowali między ojcami i synami. Choć tu procent "dziedziczenia" otyłości był o wiele niższy - sięgnął 18 proc.

 

Naukowcy nie odkryli natomiast zależności pomiędzy grubą matką i grubym synem ani między córką i ojcem.

 

To wysoce nieprawdopodobne, by ten rodzaj "dziedziczenia" otyłości w ramach jednej płci był spowodowany genetycznie - mówią BBC naukowcy.

Co więc powoduje, że otyłe matki mają otyłe córki? Naukowcy sądzą, że wpływ na to ma naśladowanie stylu życia ojca lub matki przez ich potomstwo. Córki jedzą i prowadzą tryb życia podobny do swoich matek. Synowie naśladują ojców w tym zakresie.

Naukowcy apelują więc o zmianę podejścia w kwestii zapobiegania otyłości wśród dzieci. Ich zdaniem należy większą uwagę przyłożyć do "wychowywania" dorosłych, tłumacząc im, że ich otyłość "odziedziczą" córki i synowie. | WB

 

 www.interia.pl

Ponad 2 mln Polaków cierpi na cukrzycę, a nadwagę i otyłość, które są czynnikami ryzyka cukrzycy typu II, stwierdza się u ponad połowy naszych rodaków - alarmują diabetolodzy.

 

Mężczyźni z rodzin, w których kobiety chorowały na raka piersi, mają czterokrotnie wyższe szanse na to, że zachorują na raka prostaty, mówią najnowsze badania.

 

 www.onet.pl | 21.09.2008 r.

MILIONY POLAKÓW ZAGROŻONE PRZEZ CUKRZYCĘ

W Polsce 2,5 mln ludzi choruje na cukrzycę, a co najmniej jedna trzecia z nich nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest chora. Drugie tyle osób wkroczyło w tzw. stan przedcukrzycowy - alarmuje serwis wprost.pl.

Z każdym pokoleniem obniża się też wiek, w którym ta choroba się rozwija. Teraz występuje już u osób po czterdziestce; zaczyna także coraz częściej atakować dzieci.

W żadnych kraju nie udało się jeszcze zahamować wzrostu zachorowań na cukrzycę - informuje serwis wprost.pl.

Więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"

 

 www.o2.pl | Wtorek [07.04.2009, 08:31] 4 źródła

PÓŁ MILIONA 4-LATKÓW W USA CIERPI NA OTYŁOŚĆ

Problem dotyczy 20 procent dzieci.

Jeszcze gorzej jest wśród potomków amerykańskich Indian. Na otyłość cierpi prawie jedna trzecia z nich.

Częściej cierpią na nią także dzieci amerykańskich Latynosów oraz Afroamerykanów.

Naukowcy są zaskoczeni. Wyniki badań uznali za szokujące.

To bardzo niepokojące - ostrzegają lekarze. - Otyłość może wywołać u dzieci inne poważne choroby- dodaje. | TM

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [09.08.2009, 09:15] 3 źródła

NIEMOWLĘTA NIE BĘDĄ JUŻ PŁAKAĆ?

Lekarze wiedzą już, co wywołuje u nich kolkę.

To bakterie z gatunku Klebsiella występujące w ustach, na skórze i w jelitach - ustalili naukowcy z University of Texas Medical School at Houston.

Bakterie te wywołują reakcję zapalną, a w konsekwencji zapalenie jelit - profesor Marc J. Rhoads.

Jak pisze „Journal of Pediatrics" przez wiele lat poszukiwano przyczyno występowania kolki, która wywołuje u dzieci niekontrolowany krzyk i płacz. Ustalono jedynie, że cierpią na nią rzadziej niemowlęta karmione piersią.

Kolka jest bardzo niebezpieczna. Płacz dziecka często doprowadza matki do frustracji i depresji - powiedział profesor Rhoads. | TM

 

 

 

 

"FAKTY I MITY" nr 47, 29.11.2007 r.

SEN ALBO SADŁO

Chcecie mieć tłuste dzieci? No to pozwólcie im zarywać nocny wypoczynek. Taka jest konkluzja badań dr Julie Lumeng z Uniwersity of Michigan, których wyniki publikuje pismo „Pediatrics”.

Zapewnienie dzieciom odpowiedniej dawki snu zmniejsza ryzyko otyłości. Każda dodatkowa godzina – o 40 procent. W przypadku trzecioklasisty idealna dawka snu wynosi 9 godz. 45 minut. Należy przestrzegać godziny udania się na spoczynek, nie pozwalać wieczorem na napoje z kofeiną (np. coca-cola) i warto usunąć telewizor z pokoju dziecka. Brak snu zaburza funkcjonowanie dwu hormonów: niewyspane osoby mają nadprodukcję hormonu głodu i zbyt małą produkcję innego, który daje poczucie sytości. Poza tym zmęczone i niewyspane dzieci unikają wysiłku fizycznego, mają tendencję do tego, by siedzieć na kanapie i jeść cukierki. | CS

 

ŚPISZ, NIE TYJESZ

Nie chcesz mieć nadwagi, śpij dłużej – przekonują amerykańscy specjaliści z Uniwersytetu Columbia. Skuteczność rady potwierdzają badania na 18 tysiącach pacjentów w wieku od 32 do 59 lat. Wynika z nich, że kto śpi 4 godziny na dobę lub mniej, jest średnio o 73 procent bardziej narażony na otyłość. Śpiący po 5 godzin na dobę mają o 50 procent większe szanse stać się grubasami, a pozostający w ramionach Morfeusza po 6 godzin – już tylko o 23 procent. Tylko oddający się nocnemu wypoczynkowi przez optymalny czas (8 godzin) nie są zagrożeni otyłością. Badacze mają na to wytłumaczenie – niedobory snu zakłócają wydzielanie hormonów łaknienia (np. leptyna i grelina) i powodują zaburzenia w połączeniach nerwowych, regulujących apetyt i przemianę materii. Mówiąc prościej – krótszy sen organizm odczytuje jako sygnał do odkładania tłuszczu. | WOG

 

 

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Sobota [03.10.2009, 08:49] 1 źródło

PIŁEŚ? NIE WYŚPISZ SIĘ

Nawet jeśli już nie tykasz alkoholu.

Wychodzący z nałogu alkoholicy mają większe problemy ze snem niż osoby, które nigdy nie miały problemu z napojami wyskokowymi - pisze Reuters.

Jednak to nie wszystko, bezsenne noce mogą ciągnąć się miesiącami i latami nawet po udanej kuracji odwykowej.

Ludzie, którzy piją za dużo, często narzekają na bezsenność i inne problemy ze snem, nawet po długim okresie abstynencji - mówi dr Ian M. Colrain z Kalifornii prowadzący badania.

Naukowcy porównali aktywność mózgu w czasie snu u 2 grup: alkoholików oraz osób nie uzależnionych od alkoholu. Członkowie pierwszej grupy byli na różnych etapach odstawienia. Wcześniej pili ok. 4 litrów whisky tygodniowo.

Badaniom podlegała długość faz snu wolnofalowego (slow-wave sleep) oraz fazy REM (Rapid Eye Movement). W trakcie pierwszej mózg przetwarza informacje oraz systematyzuje pamięć, w czasie drugiej pojawiają się sny - pisze Reuters.

Wyniki badań pokazały, że alkoholicy spędzają o ok. 1-5 proc. mniej czasu w fazie wolnofalowej (co może być wyraźnie szkodliwe dla funkcji mózgu) oraz minimalnie więcej (o ok. 4 proc.) czasu w fazie REM. | JP

 

 

 www.o2.pl / www.gazeta.pl | 2009-08-14 20:40

DLACZEGO NIEKTÓRZY MOGĄ SPAĆ TYLKO 6 GODZIN NA DOBĘ?

Dlaczego niektórzy z nas po dziewięciu godzinach snu chętnie pospaliby jeszcze trochę, a inni budzą się rześcy i wypoczęci po sześciu godzinach. Okazuje się, że wszystko zależy od genów. Naukowcy ogłosili właśnie, że odkryli gen, który decyduje, ile snu na dobę potrzebujemy, aby być wyspanymi i wypoczętymi.

Naukowcy twierdzą, że zidentyfikowali gen regulujący optymalną ilość snu dla każdego człowieka. Odkrycie pozwala zrozumieć, dlaczego niektórzy po 6 godzinach snu czują się jak nowo narodzeni, a inni jak zombie.

W magazynie "Science", który publikuje wyniki badań, opisano przypadek matki i córki, które potrzebują znacznie mniej niż zalecane przez lekarzy 8 i pół godziny snu na dobę, aby czuć się dobrze. Wystarcza im 6 godzin snu na dobę.

69-letnia matka i jej 44-letnia córka przeważnie kładą się spać ok. 10 wieczorem. Matka wstaje o 4 rano, a jej córka ok. 4.30. Reszta rodziny wykazuje już typowe zwyczaje, jeśli chodzi o godziny snu.

Badania krwi wykazały mutację w genie DEC2, który wcześniej powiązano z zegarem biologicznym i regulacją dobowego rytmu.

Teraz działanie zmutowanego genu będzie testowane na genetycznie zmodyfikowanych myszach i muszkach owocówkach. | us, AP

 

 

„WPROST” nr 23, 12.06.2005 r.

ZA WCZEŚNIE NA NAUKĘ

Kiedy nastolatki rozpoczynają zajęcia szkolne, ich mózgi pracują najgorzej, a wczesne wstawanie skraca ih sen przeciętnie o dwie godziny na dobę – wyliczyli uczeni z Northwestern University. Ich zdaniem, szkoły powinny rozpoczynać lekcje najwcześniej o godz. 9.00, a wszystkie ważne testy i sprawdziany należy przeprowadzać w godzinach popołudniowych, gdy uczniowie są w lepszej kondycji intelektualnej. „Wielu młodych ludzi uważa się za leniwych czy aspołecznych, a oni, po prostu są niewyspani”- mówi prowadząca badania dr Martha Hansen. | (JAS)

 

„WPROST” nr 3(1206), 22.01.2006 r.

ROZBUDZENIE MÓZGU

Budząc się po ośmiu godzinach snu, jesteśmy w gorszym stanie niż po nieprzespanej nocy! Taki stan trwa przez kilka minut po przebudzeniu, kiedy nasza pamięć krótkotrwała i zdolność liczenia są upośledzone w takim stopniu jak u osoby pijanej, ale niektóre efekty mogą się utrzymywać nawet przez dwie godziny. "Dzieje się tak, ponieważ nasza kora przedczołowa potrzebuje więcej czasu na >>rozruch<< niż inne części mózgu" - tłumaczy dr Thomas Balkin z Walter Reed Army Institute of Research. To odkrycie ma duże znaczenie dla lekarzy, strażaków czy żołnierzy, którzy często muszą podejmować ważne decyzje tuż po przebudzeniu. | (JAS)

 

 www.o2.pl | Sobota [18.04.2009, 12:26] 1 źródło

SYPIANIE Z PARTNEREM SZKODZI NA ZDROWY SEN

Szczególnie kobietom - ostrzegają lekarze.

Aż 25 procent brytyjskich par śpi osobno, a 7 procent sprawiło sobie oddzielne łóżka. Dlaczego? Bo sypialniane nawyki partnerów przeszkadzają im wzajemnie w spokojnym śnie - donosi "Times Online".

Jak udowadnia dr Neil Stanley z University of Surrey:

Historycznie rzecz biorąc, ludzie nie byli nigdy przystosowani do wspólnego sypiania. To jedynie efekt romantycznego myślenia.

Problem w szczególności dotyczy kobiet, które - jak pokazały badania naukowców ze Sleep Council w Skipton - zażywają znacznie lepszego snu, kiedy leżą w łóżku same. I nie chodzi tylko o to, że statystycznie mężczyźni częściej chrapią:

Według założeń biologii ewolucyjnej, kobiecy sen jest lżejszy, niż męski. Powód? Kobiety zostały "zaprogramowane" do szybkiego wybudzania się i bycia w ciągłym stanie gotowości do wykarmienia swoich dzieci - tłumaczy dr Neil Stanley, ekspert od zaburzeń snu z Uniwersytetu w Surrey. | AB

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa [09.09.2009, 17:01] 2 źródła

DZIELISZ ŁÓŻKO Z PARTNEREM? TO BŁĄD

Lepiej wyśpisz się sam.

Specjalista do spraw snu dr Neil Stanley uważa, że dzielenie łóżka z partnerem stanowi przyczynę kłopotów ze snem. Jego zdaniem spanie w jednym łóżku nie jest zgodne z naszą naturą. Zwyczaj ten upowszechnił się dopiero w czasach rewolucji przemysłowej, gdy ludzie zaczęli przeprowadzać się do miast i nie mieli odpowiednio dużo przestrzeni w swoich mieszkaniach, by wygospodarować miejsce na drugie łóżko.

Chrapanie partnera, zabieranie kołdry, to wszystko sprawia, że zaczynamy się spierać o drobiazgi i marnujemy cenny czas na sen - twierdzi dr Stanley. Jego zdaniem aż 50 proc. par dzielących łóżko ma problem ze snem.

Najważniejsze jest to - zdaniem dr Stanleya - byśmy czuli się szczęśliwi. Jeśli dzielenie łóżka sprawia, że czujemy się doskonale, nie zmieniajmy tego. Lecz jeśli wiercący się w nim partner denerwuje nas, nie bójmy się przenieść na inne posłanie.

Brak snu jest częstym powodem depresji, chorób serca, udarów mózgu, chorób płuc, wypadków drogowych i przy pracy - tłumaczy dr Stanley.

Wszyscy przecież wiemy, że gdy skończymy się przytulać, często mówimy: "Dobranoc, idę spać" i odsuwamy się na drugi koniec łóżka. Dlaczego więc nie mielibyśmy wstać i przejść na drugie posłanie - pyta specjalista do spraw snu. | WB

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl

CHRAPANIE

Co czwarty dorosły człowiek zwykle chrapie każdej nocy, a ponad połowa tylko czasami. Częściej chrapią starzy niż młodzi, mężczyźni niż kobiety. Podobno każdy mężczyzna po czterdziestce chrapie. Kobietom przed przekwitaniem rzadko zdarza się chrapać, ale to one najbardziej cierpią z powodu męskich hałasów w sypialni.

 

Głośność chrapania może dochodzić niekiedy do 70 decybeli. Prawie takie natężenie dźwięków wydobywa się z pracującego traktora lub młota pneumatycznego. W Stanach Zjednoczonych badano pary małżonków, z których jedno chrapało. Żony zazwyczaj twierdziły, że odgłosy mężów wcale im nie przeszkadzały. Tymczasem, choć nie pamiętały tego rano, kilka razy budziły się w nocy i traciły średnio godzinę snu.

 

Chrapaniu winna jest ewolucja, a dokładniej wyprostowana pozycja człowieka. Z tego powodu ludzkie drogi oddechowe zakrzywiają się na poziomie gardła, zwłaszcza gdy leży się z głową na poduszce. Wdychane i wydychane powietrze napotyka zwiększony opór i musi przedzierać się pod większym ciśnieniem. Przy ułożeniu ciała na wznak język cofa się i następuje zwężenie gardła. Powietrze przeciska się trudniej do płuc. Równocześnie w czasie snu rozluźniają się mięśnie podniebienia miękkiego wraz z stanowiącym jego zakończenie tzw. języczkiem (języczek ten widać u krzyczących postaci z filmów rysunkowych). Podczas oddychania pęd powietrza sprawia, że podniebienie miękkie i języczek zaczynają wibrować - trzepotać i furkotać jak żagiel na wietrze. Wywołuje to znany wszystkim charakterystyczny efekt. Tak powstaje odgłos chrapania.

 

Niekiedy zdarza się też, że ludzkie drogi oddechowe są z natury zwężone. Przyczyną chrapania może byś wówczas źle skonstruowane lub długie podniebienie miękkie albo przerośnięte migdałki podniebienne (to ostatnie jest jedną z głównych przyczyn rzadkiego chrapania u dzieci). Podobne efekty wywołuje skrzywienie przegrody oddzielającej nozdrza oraz nadmiar tkanki, czyli tzw. polipy wewnątrz nosa. Oddychanie wymaga także większego wysiłku, jeżeli wyściełająca nos błona śluzowa na skutek alergii lub zaziębienia jest obrzęknięta i pokryta wydzieliną. Dlatego tak często chrapią osoby przeziębione albo cierpiące na katar sienny.

 

Silne zmęczenie fizyczne lub psychiczne sprzyja chrapaniu. Zwiotczenie mięśni tworzących ściany gardła oraz podtrzymujących podniebienie i języczek powiększa się również pod wpływem substancji rozluźniających, alkoholu oraz leków uspokajających i nasennych. Osoby chrapiące powinny wystrzegaś się picia alkoholu oraz przyjmowania leków potęgujących ich dolegliwość w wypadku zachorowania na nieżyt oskrzeli i katar. Mogą się wówczas dusić!

 

Od dolegliwości do choroby

Chrapanie jest nie tylko niemiłym hałasem, dokuczającym śpiącym w pobliżu. Jest również zdecydowanie niezdrowe. Jeżeli ciągłe chrapanie systematycznie przerywają okresy ciszy, świadczy to o chorobie, którą lekarze nazywają Zespołem Snu z Bezdechami (ZSzB). Występuje on u 10% chrapiących. Chorzy na bezdech chrapią w każdej pozycji, zarówno śpiąc na wznak, jak i na boku. Choroba pojawia się zwykle razem z tyciem między 30 a 40 rokiem życia. Bezdechem dotkniętych jest około 2% kobiet i 4% mężczyzn w średnim wieku. Wśród młodszych chorych przewaga mężczyzn sięga 20 do 1. Szacunkowo ocenia się liczbę chorych na ZSzB w Polsce na około 100 tysięcy osób.

 

Podczas snu chorego na Zespół Snu z Bezdechami zwiotczałe na skutek wieku mięśnie gardła i podniebienia miękkiego zapadają się tak głęboko, że czasami całkiem blokują dopływ powietrza do płuc. Przerwy w chrapaniu odpowiadają właśnie bezdechom. Pozbawiony powietrza chory budzi się całkowicie lub częściowo i rozpoczyna normalne oddychanie, po czym znowu zasypia. Następnie chrapanie nasila się aż do ponownego wystąpienia bezdechu i cykl się powtarza. Zaniki dostępu powietrza są zwykle krótkotrwałe, ale powodują ciągłe niedotlenienie organizmu. Przy ciężkim stanie choroby w ciągu godziny może nastąpić nawet kilkadziesiąt bezdechów trwających ponad 10 sekund każdy.

 

Zespół Snu z Bezdechami doprowadza do niewydolności oddechowej i gwałtownego spadku poziomu tlenu we krwi tętniczej do poniżej 80% normy. W czasie bezdechu występuje również podwyższenie ciśnienia tętniczego krwi o około 25-30%. Trwałe niedotlenienie i wzrost ciśnienia grożą zaburzeniami rytmu pracy serca, chorobą wieńcową, a w końcu zawałem. Razem ze wzrostem nadciśnienia zwiększa się ryzyko udaru mózgu. Następuje przyspieszenie procesów starzenia się organizmu.

 

Chory na bezdech ma koszmary, wielokrotnie budzi się w nocy, gwałtownie chwytając powietrze. Nadmiernie się poci i kilka razy musi oddawać mocz. Rano wstaje zmęczony i przygnębiony, z bólem głowy i gardła. Potrafi nagle zasnąć podczas dnia. Ma poważne kłopoty z koncentracją i pamięcią. Obniża się jego sprawność intelektualna i fizyczna. A nawet potencja. Zaczyna popełniać coraz więcej błędów. Pojawiają się zaburzenia emocjonalne i psychiczne.

 

Odchudzanie albo operacja

Chorzy cierpiący na bezdech rzadko decydują się na leczenie sami. Najczęściej wiążą problemy zdrowotne z procesem starzenia się. Zaburzenia oddychania podczas snu obserwuje zazwyczaj współmałżonek, który przyprowadza chorego do lekarza. Pierwszą przyczyną szukania porady lekarskiej bywa chrapanie.

 

Diagnozy Zespołu Snu z Bezdechami można dokonać w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie oraz w klinikach pneumonologii regionalnych akademii medycznych. Badanie śpiącego pacjenta trwa około sześciu godzin. W tym czasie sprawdza się stopień ewentualnego niedotlenienia organizmu. Następnie poszukuje się nieprawidłowości w górnych drogach oddechowych i decyduje o właściwym leczeniu.

Wyleczyć osobę chrapiącą można stosunkowo łatwo, jeżeli dolegliwość ma tylko jedną przyczynę. Lekarze najpierw zalecają kuracje odchudzające, aby zlikwidować warstwy tłuszczu w okolicach gardła. Zmniejszenie wagi o 10% leczy aż połowę przypadków chrapania.

 

Jeżeli odchudzenie nie pomaga, można zastosować specjalny aparat, który wspomaga oddychanie. Dzięki niemu 90% pacjentów przestaje chrapać.

 

Aparat zwany w skrócie CPAP generuje stałe dodatnie ciśnienie w drogach oddechowych. Przez maskę podawane jest powietrze pod nieznacznie podniesionym ciśnieniem, co zapobiega zapadaniu się gardła podczas wdechu. Jest to leczenie skuteczne, ale wyłącznie objawowe i oznacza dożywotnie stosowanie drogiego sprzętu, co ogranicza swobodę i możliwości chorego. Tańszą, ale również dokuczliwą i mniej skuteczną metodą jest użycie rozmaitego typu przyrządów, które zabezpieczają przed zapadaniem się języka albo cofaniem żuchwy.

 

Trwałą poprawę albo wyleczenie chorego daje jedynie chirurgiczna korekta drożności dróg oddechowych. Ponieważ u większości chorych stwierdza się zmniejszoną drożność nosa, leczenie rozpoczyna się zazwyczaj od wyprostowania przegrody między nozdrzami i usunięcia polipów. Później usuwa się przerośnięte migdałki podniebienne. Jeżeli wynik tych operacji nie jest zadowalający, konieczne jest poszerzenie kanału gardła przez korekcję podniebienia miękkiego i języczka. W ostateczności zmniejsza się język. Rezultatem jest znaczna poprawa oddychania u wszystkich operowanych, ale całkowite wyzdrowienie uzyskuje się tylko u 30-50% chorych.

 

Amerykańscy naukowcy z Kalifornii wymyślili ostatnio nową metodę zapobiegania chrapaniu. Mała elektroda wszczepiona w okolicach języczka na podniebieniu wysyła impulsy, dzięki którym języczek nie blokuje dostępu powietrza i przez to nie powoduje powstawania dźwięków chrapania. W Stanach Zjednoczonych opatentowano ponad 300 podobnych wynalazków, ale żaden nie uzyskał dotąd powszechnego uznania lekarzy. Podobno jeżeli któreś z tych urządzeń jest skuteczne, to tylko dlatego, że nie pozwala zasnąć.

 

 www.o2.pl | Wtorek [21.04.2009, 18:55] 1 źródło

CHRAPANIE MOŻE ZRUJNOWAĆ CI ŻYCIE

Nie tylko seksualne.

To, niestety, nie jest powód do śmiechu. Aż 60 proc. brytyjskich par wyeksmitowała swojego partnera do innego pokoju tylko dlatego, że chrapał. A to oznacza, że uprawiają seks nie częściej niż raz w miesiącu - informuje "The Times".

Chrapanie rujnuje jednak nie tylko życie seksualne. Może być przyczyną zawałów serca i udarów mózgu, a także problemów z ciśnieniem krwi. Powoduje, że jesteśmy gorzej wyspani, a więc trudniej się koncentrujemy, jesteśmy senni w ciągu dnia i bardziej drażliwi.

Brytyjscy lekarze uważają, że chrapanie to poważny problem społeczny. Nie należy go lekceważyć. Tym bardziej, że da się to leczyć. | WB

 

 

"FAKTY I MITY" nr 50, 20.12.2007 r.

CMENTARNA SZYCHTA

TAK AMERYKANIE NAZYWAJĄ PRACĘ NA NOCNEJ ZMIANIE. NAUKA WŁAŚNIE DOSTARCZYŁA DOWODU SŁUSZNOŚCI TEGO OKREŚLENIA.

Jeszcze w roku 1987 Richard Stevens, profesor onkologii w University of Connecticut, wywołał poruszenie w środowisku. Jego badania wykazały nagły wzrost zachorowań na raka piersi w latach 30., gdy powszechnie wprowadzono pracę na nocną zmianę, uważaną wówczas za synonim postępu. Spostrzeżenie zostało zignorowane, ale ostatnio związek między rakiem a pracą

w nocy wykazało kilka studiów badawczych. Kobiety pracujące długo na trzeciej zmianie rzeczywiście częściej zapadają na nowotwory piersi. Mężczyznom zaś bardziej zagraża nowotwór prostaty.

Wyjaśnienia tej korelacji na razie brak, lecz naukowcy przypuszczają, że chodzi głównie o zakłócenie rytmu biologicznego organizmu. Hormon melatonina, który hamuje rozwój guzów, produkowany jest w organizmie w nocy – światło wstrzymuje jego wydzielanie. Niższy poziom melatoniny u pracujących w nocy podwyższa ryzyko wystąpienia raka. Wprawdzie hormon ten można przyjmować w tabletce, ale lekarze tego nie polecają, bo po dłuższej terapii kompletnie rozregulowuje się naturalna produkcja melatoniny.

Innym powodem zwiększonego zagrożenia jest niedobór snu. Pracujący nocą na ogół nie dosypiają w dzień, bo pragną jego część mieć dla siebie. Brak snu osłabia układ immunologiczny i nie może on skutecznie zwalczać komórek nowotworowych.

Jeszcze gorsze od pracy na nocną szychtę są częste zmiany dzień-noc. Naukowcy zalecają, by pracujący na trzecią zmianę spali w dzień w zaciemnionym pomieszczeniu. Istotny jest kolor światła, przy którym pracuje się nocą. Najzdrowszy jest czerwony – niestety, trudny do zastosowania w halach fabrycznych.

W przyszłym miesiącu Światowa Organizacja Zdrowia ONZ włączy nocną pracę do listy czynników rakotwórczych. | JF

 

 

"WPROST" Numer: 16/2009 (1371)

SCHIZOFRENIA SNU

Zaburzenia snu są jednym z pierwszych objawów depresji, ale mogą też do tej choroby doprowadzić. Z badań specjalistów Harvard University wynika, że kłopoty ze snem mogą wywołać także inne poważne zaburzenia psychiczne. Niektóre symptomy schizofrenii mogą wynikać z problemów ze snem.

 

Zła jakość snu może wywołać epizody manii u osób z chorobą afektywną dwubiegunową (zaburzenia charakteryzującego się cyklicznymi epizodami depresji, manii i pozornej stabilności) – wskazują badania przeprowadzone przez Davida T. Plante’a i Johna W. Winkelmana z Harvard University. Zaburzenia snu mogą też doprowadzić do ADHD. Naukowcy z University of Louisville w Kentucky wykazali, że 25 proc. dzieci, u których zdiagnozowano łagodną formę ADHD, cierpi jednocześnie na nocny bezdech. W innych badaniach, po usunięciu migdałków stosowanym jako leczenie chrapania i problemów z oddychaniem, połowę dzieci, u których wcześniej zdiagnozowano ADHD, uznano za zdrowe. Niektórym z nich niepotrzebnie podawano leki takie jak ritalin, zamiast leczyć zaburzenia snu.

 

Niedobór dobrego snu zmienia działanie mózgu. Matt Walker z University of California w Berkeley wykazał, że im dłużej nie śpimy, tym bardziej aktywne staje się ciało migdałowate odpowiadające za emocje. Zaburza się komunikacja między tą strukturą a kontrolującymi jej działanie płatami przedczołowymi. To dlatego brak snu powoduje, że czujemy się rozdrażnieni i trudniej nam kontrolować emocje. Inne badania dowiodły roli fazy snu REM w przetwarzaniu uczuć. W czasie tej fazy mózg utrwala istotne wspomnienia, usuwając związane z nimi negatywne emocje. Jeśli nie doświadczamy snu REM, ten proces jest zaburzony. Dlatego takie zaburzenia snu mogą doprowadzić do tzw. stresu pourazowego (PTSD) objawiającego się ciągłym przeżywaniem pełnych emocji wspomnień.

Badania specjalistów z University of California dowiodły, że dobry sen pozytywnie zmienia sposób postrzegania świata. Biorące udział w doświadczeniu wyspane osoby były mniej wrażliwe na zdjęcia przedstawiające twarze wyrażające negatywne emocje niż grupa pozbawiona snu. Jednocześnie mocniej reagowały na zdjęcia twarzy osób przeżywających szczęście.

Warunkiem dobrego snu jest spokojny umysł, co trudno osiągnąć w wypadku problemów psychicznych – twierdzi prof. Jim Horne, dyrektor Sleep Research Centre w Loughborough University. Według niego, bezsenność jest objawem zaburzeń psychicznych, które mają złożone przyczyny. Według Matta Walkera, kolejnym krokiem w ustaleniu roli snu w zaburzeniach psychicznych jest zbadanie, jaki procent przypadków chorób i dysfunkcji jest efektem nieprawidłowego snu, a ile ma inne podłoże.

 

Coraz więcej badań wskazuje na to, że należy zadbać nie tylko o dobry sen nocą, ale warto także korzystać z drzemki w ciągu dnia. Może ona znacznie zwiększyć naszą wydajność. Wiedział o tym m.in. Winston Churchill, który nie szczędził czasu na codzienną popołudniową drzemkę.

 

Dr Michał Skalski

z Kliniki Psychiatrycznej Akademii Medycznej w Warszawie

Przewlekła bezsenność może być powodem wielu chorób psychicznych i somatycznych. Większość psychiatrów nadal uważa, że bezsenność jest tylko objawem depresji czy zaburzeń lękowych. Nie dostrzegają, że ta zależność może działać w obie strony. Jeśli leczymy pacjenta z bezsennością przewlekłą i towarzyszącą jej inną chorobą psychiczną (depresja, lęk) czy somatyczną (nadciśnienie, stany zapalne, bóle), nie będziemy w stanie wyleczyć tej drugiej dolegliwości, jeśli nie poprawimy snu chorego. W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, jedynym sposobem leczenia bezsenności jest podawanie leków nasennych, co nie leczy, a jeszcze bardziej utrwala bezsenność. Prowadzi też do uzależnienia, co nierzadko jeszcze bardziej nasila objawy towarzyszące tej chorobie.

Autor: Marek Matacz

 

 

„WPROST” nr 47(1300), 2007 r.

GWAŁT PORANNY

NASZE FUNKCJONOWANIE ZALEŻY OD ŚWIATŁA

Typowa sowa, czyli osoba aktywna do późnych godzin wieczornych, jest wytworem współczesnej cywilizacji. Czy wobec tego jest tylko kwestią czasu, gdy z populacji zniknie typ rannego ptaszka? Im większa metropolia, tym mniej w niej mieszkańców, którzy wcześnie wstają z łóżek – dowodzi badacz ludzkiego zegara biologicznego prof. Till Roenneberg z Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium.

– To, że ludzie w wielkich miastach wstają coraz później, nie ma nic wspólnego z genami czy ewolucją. To jedynie efekt braku światła – wyjaśnia „Wprost" prof. Roenneberg. Skowronki nie wymrą, ale będą coraz rzadsze w miejskim środowisku.

 

DOBA 25-GODZINNA

W biologiczny zegar są wyposażone wszystkie organizmy na Ziemi. To fizjologiczna konsekwencja ruchu obrotowego naszego globu. Zmienność okresów światła i ciemności w ciągu doby dostarcza wielu sygnałów (takich jak światło, temperatura i dostępność pokarmu), które mogą nastawiać wewnętrzny zegar. Z czasem, gdy w życiu ludzi zapanowały zegary mechaniczne, doszedł jeszcze trzeci wymiar – czas socjalny. Człowiekiem rządzi więc, poza słonecznym, także zegar socjalny, który dyktuje nam, kiedy iść do pracy albo oglądać wieczorne wiadomości.

Zegar biologiczny najbardziej daje o sobie znać podczas dalekich podróży samolotem, pracy zmianowej albo po sezonowej zmianie czasu. Zegar słoneczny „ustawia" zaś zegar biologiczny. Jeśli odetniemy się od zegara słonecznego, jego biologiczny odpowiednik zaczyna chodzić we własnym rytmie, tzw. okołodobowym, który według badań trwa 25 godzin. Wymaga więc stałego regulowania, byśmy mogli prawidłowo funkcjonować. W przeciwnym wypadku budzilibyśmy się coraz później. Głównym wyznacznikiem czasu, do którego dostraja się nasza fizjologia, jest światło. Najlepiej świadczą o tym badania na osobach niewidomych. Mimo że regularnie o tej samej porze zaczynały i kończyły pracę (co powinno nastawiać ich zegar, gdyby te zachowania były najważniejsze w tym procesie), wiele z nich cierpiało na zaburzenia snu. Powodem jest to, że ludzie ci – nie odbierając świetlnych bodźców – żyją w rytmie okołodobowym. Podanie im przed wieczorem dawki melatoniny – hormonu, którego produkcja rusza po zmroku – wystarczyło, by spali zdrowo w nocy i sami budzili się w pełni sił rano.

 

SYNDROM NOCNEJ ZMIANY

Pracownicy nocnej zmiany, którzy śpią w ciągu dnia (ale nie są w stanie zupełnie uciec przed naturalnym cyklem światła i ciemności, doświadczając go w drodze do pracy i podczas weekendu) nie mają szans na przystosowanie się do rozkładu zajęć. Konsekwencje życia wbrew naturze nie kończą się na złym samopoczuciu. Po kilku latach takiej pracy lub intensywnych dalekich podróży pogarsza się pamięć krótkotrwała i wydłuża czas reakcji. Ludzie mają stałe problemy ze snem, częściej zapadają na chorobę wrzodową i choroby serca i muszą się liczyć z podwyższonym ryzykiem zachorowania na cukrzycę. Łatwiej się przystosować do pracy zmianowej, gdy udaje się całkowicie odciąć od światła. Jest to możliwe na przykład wśród pracowników stacji badawczych na Antarktydzie i platform wydobywczych na Morzu Północnym. Ci, którzy przez długi okres nie wychodzą na zewnątrz, nie cierpią z powodu pracy w nocy. Ogromne znaczenie w regulacji naszego zegara biologicznego mają: intensywność światła podczas dnia, to, jak ciemno jest w nocy, a także to, jak długo i kiedy wystawiamy się na działanie światła. Od późnej nocy do rana jasność przyspiesza wewnętrzny chronometr, a po południu i wieczorem go opóźnia. W środku dnia zaś nasz zegar reaguje na światło nieznacznie lub wcale nie jest na nie wrażliwy. Jako gatunek w pewnym stopniu zmieniliśmy swoje naturalne środowisko, chroniąc się we wnętrzach domów. W pomieszczeniach intensywność oświetlenia nie przekracza 400 luksów, a na zewnątrz wynosi od 15 tys. do 100 tys. luksów.

 

PRZEKLEŃSTWO FRANKLINA

Jeśli ludzie będą wstawać coraz później, konieczna stanie się modyfikacja harmonogramu działań większości z nas. Ustalone urzędowo godziny pracy faworyzują mniejszość. Z punktu widzenia fizjologii chybionymi decyzjami są także zmiany czasu na zimowy lub letni. Większości osób trudno się po nich pozbierać. Te powszechne odczucia znalazły naukowe potwierdzenie. Rytuał przestawiania zegarków ma niezamierzone skutki – zaburza nasz zegar biologiczny – dowiódł niedawno prof. Till Roenneberg. Do takich wniosków doprowadziły go obserwacje rytmu snu mieszkańców Europy Środkowej. Ale problem ma większy zasięg, bo boryka się z nim dwukrotnie w ciągu roku jedna czwarta globalnej populacji. Jako praktyczny powód wprowadzenia czasu letniego i zimowego podaje się dostosowanie szczytu aktywności społeczeństwa do długości dnia oraz wiążące się z tym oszczędności w zużyciu energii. Pomysł tej zmiany podsunął Benjamin Franklin, który w 1784 r. zaproponował, by w ten prosty sposób oszczędzać na świecach.

Wpływ przestawiania zegarków na naszą fizjologię jest nadal słabo poznany. Niektórzy badacze twierdzą, że nie ma to żadnego wpływu na nasze funkcjonowanie, inni zaś próbują się nawet doszukać związku między gorszym samopoczuciem a liczbą wypadków drogowych czy stratami na giełdach w poniedziałki po zmianach czasu. Prof. Timothy Monk, dyrektor Clinical Neuroscience Research Center w University of Pittsburgh, jeszcze w latach 70. dowiódł, że na zgranie się z nowym czasem potrzebujemy do pięciu dni. Z obserwacji przeprowadzonych na Kubie wynika, że u niektórych osób proces przystosowania może trwać nawet dwa tygodnie. Zespół fińskich psychologów udowodnił z kolei, że zmiana czasu na letni może być szczególnie uciążliwa dla ludzi, którzy śpią krótko i są typem sowy. Prof. Roenneberg przeprowadził obserwacje rytmu snu na grupie liczącej 55 tys. osób. Nie tylko potwierdził wyniki Finów, ale też dowiódł, że trudniej przejść nam do porządku nad wiosenną niż nad jesienną zmianą czasu. Różne chronotypy (to naukowe określenie preferowanego okresu aktywności w ciągu dnia) odmiennie reagują na zmiany czasu – napisał niemiecki badacz w artykule opublikowanym w „Current Biology". Większość ludzi, poza ekstremalnymi skowronkami, lepiej znosi zwłokę niż przesunięcie czasu do przodu, stąd łatwiej im podróżować na zachód niż na wschód. Podobna zależność jest widoczna podczas zmiany czasu. Uczestników eksperymentu zaopatrzono w mierniki aktywności. Po porównaniu skrajnych chronotypów okazało się, że skowronki przesunęły swój szczyt aktywności o 40 minut, natomiast sowy nie potrafiły się przystosować do nowego rytmu. Stopień trudności, z jakim adaptujemy się do nowych warunków, zależy od predyspozycji genetycznych, płci, wieku i ilości czasu spędzanego pod gołym niebem.

 

SOWA MIEJSKA

Od czasów rewolucji przemysłowej światło słabiej nakręca nasz biologiczny zegar. A to z kolei powoduje, że coraz bardziej różnimy się pod względem preferowanej pory aktywności. Jak bardzo rytm dni roboczych jest dla większości z nas sztuczny, widać w ciągu weekendu. To, ile wtedy przesypiamy, zależy od tego, ile spaliśmy w ciągu tygodnia. Wielkie znaczenie ma także przebywanie na świeżym powietrzu. Im więcej czasu spędzamy na dworze, tym wcześniej wstajemy. Z kolei ci, którzy spędzają na wolnym powietrzu mniej niż 10 godzin w tygodniu, kładą się spać później. Prof. Roenneberg twierdzi, że każda dodatkowa godzina na zewnątrz może przesuwać nas w dobowym rytmie o 30 minut. I jest to wyłącznie efekt działania światła, a nie wzmożonej aktywności fizycznej.

Sowa jest typowym mieszczuchem. Wstaje wtedy, kiedy musi; socjalny zegar dominuje u niej nad środowiskowym, sterowanym przez światło. Sowy zwiększają niedobory snu podczas roboczych dni i próbują nadrobić braki w weekend. Skowronki zaś narzekają na niewyspanie po dniach wolnych od pracy, kiedy partner pozostaje do późna w nocy aktywny i oczekuje dotrzymywania mu towarzystwa. Prof. Roenneberg przestrzega, że od prawie stu lat większość ludzi permanentnie się nie wysypia, a to wpływa na zdolność do nauki, pamięć, wydajność w pracy, refleks i jakość życia. W świetle najnowszej wiedzy należałoby się bardziej liczyć z naszym indywidualnym dobowym rytmem, bo jest on o wiele ważniejszy niż ten wskazywany przez zegarki.

Z badań przeprowadzonych wśród mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej wynika, że czas snu w dni robocze i weekendy znacznie się różni. W dni, kiedy pracujemy, 21% z nas śpi 7-7,5 h, 41% śpi krócej, a 38% – dłużej. W czasie weekendu 15,5% badanych śpi 7,5-8 h, a 50% dłużej. Tylko ci, którzy śpią – nie zmuszeni okolicznościami – zwykle między 23.00 a 6.00, przesypiają taką samą ilość czasu we wszystkie dni tygodnia.

Ewa Nieckuła

 

 

"WPROST" Numer: 43/2006 (1245) 

BUDZIK ZABÓJCA!

Chcesz długo żyć, żyj zgodnie ze swoim zegarem biologicznym

Niedobór ciemności

Badania dr. Masacha Yanagisawy z uniwersytetu w Teksasie wykazały, że przyzwyczajenia żywieniowe uaktywniają geny ośrodka SCN w mózgu, co powoduje, że organizm oczekuje jedzenia o określonej porze dnia. Światłoterapia po wstaniu z łóżka przyspiesza wybudzenie, szczególnie zimą, gdy rano jest jeszcze ciemno. Pomaga też melatonina i ćwiczenia fizyczne, ale są to jedynie półśrodki. Niektórzy specjaliści uważają, że powodem kłopotów z zegarem biologicznym jest nadmiar światła! Dawniej kładliśmy się spać, gdy zapadał zmrok. Teraz niemal przez całą dobę korzystamy ze sztucznego oświetlenia i cierpimy na niedobór ciemności! Nawet gdy śpimy, do sypialni wpada światło z ulicy - alarmuje International Dark-Sky Association. Prof. George Brainard, neurolog z Uniwersytetu Thomasa Jeffersona w Pensylwanii, uważa, że sztuczne światło wpływa na procesy biologiczne organizmu, na przykład na wydzielanie melatoniny, i zakłóca nasz zegar wewnętrzny.

 

Chcesz długo żyć, żyj zgodnie ze swoim zegarem biologicznym

Trudności w zasypianiu, senność, złe samopoczucie i kłopoty z koncentracją w ciągu dnia mają nie tylko podróżni, którzy nagle zmienili kilka stref czasowych. Podobne dolegliwości, nazywane syndromem jet lag, występują u co drugiego mieszkańca miejskich aglomeracji! Wiele osób przez lata musi funkcjonować tak jak pasażerowie samolotów transkontynentalnych potrzebujący kilku dni, by się dostosować do nowego rytmu snu i czuwania. - Nasze badania nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że u wielu osób indywidualny zegar biologiczny jest całkowicie niedostosowany do ich codziennego harmonogramu - powiedział w rozmowie z "Wprost" prof. Till Roenneberg z Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium, badacz rytmów biologicznych.

Niemiecki uczony przebadał ponad 40 tys. mieszkańców Austrii i Niemiec od 8. do 90. roku życia. Okazało się, że u wielu osób cierpiących na tzw. społeczny jet lag zegar biologiczny jest przesunięty w stosunku do ich codziennego rytmu snu, pracy lub edukacji co najmniej o godzinę lub dwie, a u niektórych nawet o sześć godzin! To tak jakby przebywający w Nowym Jorku mieszkaniec Warszawy musiał ciągle funkcjonować w środkowoeuropejskiej strefie czasowej. Takie osoby, nazywane sowami, są aktywne do późna w nocy. Wolą wstawać z łóżka nie wcześniej niż o dziesiątej rano, tymczasem muszą być aktywne od wczesnych godzin porannych.

 

Chronometr życia

Podobnych badań nikt jeszcze nie prowadził w Polsce, ale również w naszym kraju wiele osób cierpi na społeczny jet lag. Z naszego sondażu wynika, że tylko Irena Eris jest skowronkiem i funkcjonuje zgodnie z własnym chronotypem. Pozostałe pytane przez nas osoby niedosypiają i wolałyby działać w innym rytmie dobowym.

Sową w piórach skowronka jest Jan Rokita. Poseł Platformy Obywatelskiej wolałby się budzić o 10 rano, ale musi wstawać o 7 lub wcześniej. Najchętniej przesypiałby 8-10 godzin na dobę, rzadko jednak zasypia przed północą. Również Tomasz Lis kładzie się spać bardzo późno. - Chętnie spałbym długo, ale ze względu na liczne obowiązki nie mogę. Przesypiam zwykle mniej niż osiem godzin i jestem permanentnie zmęczony - mówi dziennikarz. Zbigniew Hołdys, choć jest skowronkiem w piórach sowy, woli pracować w nocy. - Wtedy piszę opowiadania, teksty piosenek i komponuję. Rano z kolei załatwiam wszystkie sprawy, bo wtedy mam dużo energii - wyznaje. Ma jednak nieco mniejszą potrzebę snu - wystarczy, że przesypia 6-7 godzin na dobę.

Zegary biologiczne ludzi odliczają sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące i lata. Chronometry w mózgu, komórkach i narządach decydują o tym, kiedy się budzimy i kiedy jesteśmy najbardziej aktywni. Do niedawna nie było jednak dowodów, że biorytmy i pora dnia mają tak istotny wpływ na nasze samopoczucie, aktywność i wydajność. Dopiero wyniki badań na muszkach owocowych, opublikowane przez prof. Elżbietę Pyzę z Uniwersytetu Jagiellońskiego, pierwszy raz wykazały, że funkcjonowanie mózgu zależy od zegara biologicznego.

Neurony zmieniają kształt, wielkość i liczbę połączeń synaptycznych zarówno w ciągu całego życia, jak i w cyklu dobowym. - Wcześniej nie podejrzewano, że mózg jest tak bardzo plastyczny - mówi prof. Pyza. W nocy, gdy śpimy, niektóre komórki mózgu się kurczą i mają mniej wypustek. Rano m.in. pod wpływem światła uruchamiane są niektóre geny zegara biologicznego. Zlokalizowane są one w niewielkiej grupie neuronów tzw. jądra nadskrzyżowaniowego (SCN). U skowronków pierwszy okres aktywności przypada na godzinny poranne. O ósmej mózg pracuje na najwyższych obrotach. Regres następuje około południa, gdy pojawia znużenie i pierwsze objawy zmęczenia. Po 14, najpóźniej 16, serce znowu zaczyna pompować więcej krwi. Na skutek większego ukrwienia mózgu i mięśni poprawia się zarówno sprawność umysłowa, jak i fizyczna.

 

Tykanie genów

Wszystkie narządy pracują zgodnie z własnym rytmem dobowym. Kości rosną głównie w nocy, gdy wydzielana jest największa ilość hormonu wzrostu (szczególnie na dwie godziny przed wybudzeniem). Seks najlepiej uprawiać o ósmej rano, kiedy jest najwyższy poziom testosteronu u mężczyzn. Serce bije najsilniej do 10 przed południem, dlatego rano częściej zdarzają się zawały serca. Płuca najgorzej funkcjonują około południa (najbardziej wydajne są między 15 i 17). Z kolei nerki najwięcej moczu wytwarzają po 18. Podobnie zmienia się temperatura ciała, ciśnienie krwi i częstotliwość oddechów - są największe między 14 i 16. Około 15 największa jest sprawność ruchowa i odporność na ból (o tej porze najlepiej poddawać się wszelkim zabiegom, szczególnie u stomatologa).

Są to jednak tylko dane statystyczne, wynikające z obserwacji wielu ludzi z różnymi biorytmami. W rzeczywistości zegar biologiczny bije inaczej u każdego człowieka. Osoby, które śpią dłużej, gdy tylko mogą sobie na to pozwolić, mają przesunięty harmonogram dnia w stosunku do ich naturalnego chronotypu co najmniej o dwie godziny. Wiele z nich to sowy w piórach skowronka. Tak jest w wypadku Otylii Jędrzejczak, która śpi dłużej, gdy tylko ma okazję. - Jestem w stanie zasnąć w kilka minut w dowolnym miejscu i w jakiejkolwiek pozycji - mówi złota medalistka olimpijska.

Osoby z tzw. rodzinnym zespołem przyspieszonej fazy snu zasypiają już o dziewiętnastej. Choć śpią normalnie, budzą się o trzeciej w nocy gotowe do działania. Inni ludzie nie mogą oprzytomnieć przed południem, a chodzą spać o drugiej w nocy. Powodem tego nie jest wcale przyzwyczajenie, jak sądzą niektórzy specjaliści. Przyspieszoną fazę snu wywołuje mutacja jednego genu o nazwie per. Tykanie całego zegara biologicznego ustala prawdopodobnie kilkadziesiąt genów, spośród których kilka ma kluczowe znaczenie (o tym, kto jest skowronkiem, decyduje gen per3).

 

Strefa czasowa nastolatków

Najbardziej niedostosowany do codziennego życia jest zegar biologiczny nastolatków. Wszyscy młodzi ludzie są sowami - wolą kłaść się późno w nocy, nawet po 24, ale nie mogą się rozbudzić przed ósmą rano. Większość z nich cierpi na chroniczny jet lag. Co czwarty uczeń w wieku 11-17 lat przynajmniej raz w tygodniu zasypia na lekcji, a co drugi narzeka na niedobór snu i ciągłe zmęczenie - wykazały przeprowadzone w tym roku badania US National Sleep Foundation. Ponieważ tylko co piąty nastolatek przesypia zalecane w tym wieku dziewięć godzin na dobę, aż połowa z nich wykazuje objawy podobne do narkolepsji, tzw. snu napadowego. Typowe dla tego zaburzenia jest nagłe, trudne do opanowania zasypianie polegające na przechodzeniu od razu do fazy REM, czyli marzeń sennych. Dr Mary Carskadon z Brown Medical School w Providence taki właśnie sposób zasypiania w godzinach przedpołudniowych zaobserwowała u nastolatków poddanych badaniom w laboratorium.

Dorośli tego nie rozumieją, często wydaje się im, że młodzież jedynie symuluje zmęczenie, tymczasem należałoby ich traktować jak ludzi z innej strefy czasowej. Martin Ralph z University of Toronto uważa, że zajęcia w szkołach i na uczelniach powinny się zaczynać nie wcześniej niż o dziesiątej, a nawet jedenastej rano, szczególnie zimą. Nastolatki o tej porze roku mają tak duże kłopoty z rozbudzeniem się rano, że pierwsze lekcje i wykłady są dla nich stracone. Na razie jedynie w Wielkiej Brytanii i Australii lekcje zaczynają się o dziewiątej. W USA i w większości krajów europejskich, także w Polsce, dąży się raczej do przyspieszenia zajęć. Coraz częściej uczniowie muszą być w szkole już o siódmej. Trzynastoletnia córka Beaty Kozidrak, Agata, zaczyna lekcje o 7.45, więc musi się budzić o 6.30. - Wstaje rano, chociaż wolałaby spać dłużej, co najmniej do dziewiątej lub nawet do dziesiątej - mówi piosenkarka.

 

Cukiernik w głowie

Zegar biologiczny nie jest ustawiony raz na całe życie. Małe dzieci są skowronkami, które często wybudzają się wcześnie rano i przy okazji wybijają ze snu rodziców, a nastolatki począwszy od 10., najpóźniej 14. roku życia, zaczynają funkcjonować w rytmie o dwie godziny późniejszym. Najlepiej się czują, gdy wstają później, a największą wydajność i zdolność koncentracji wykazują po południu i wieczorem. Dopiero wtedy ich organizm jest przygotowany do większego wysiłku.

Biorytm nastolatków zmienia się po wkroczeniu w wiek dorosły - najczęściej około 20. roku życia (u kobiet nieco wcześniej niż u mężczyzn). W tym wieku niewielkie przesunięcie tego cyklu następuje tylko u tych osób, które są nadal sowami i lepiej funkcjonują po południu i wieczorem. Tak jest do skończenia 60 lat, gdy większość ludzi, podobnie jak we wczesnym dzieciństwie, znowu staje się skowronkami (albo wstaje jeszcze wcześniej niż zwykle). Wyjątkiem są osoby cierpiące na chorobę Alzheimera, które na skutek uszkodzenia neuronów jądra SCN często stają się sowami aktywnymi do późna w nocy.

Wielu specjalistów lekceważy zegar biologiczny i przekonuje, że każda osoba może się dostosować do rytmu dobowej aktywności. Z sowy nie da się jednak zrobić skowronka. Badania na muszkach owocowych wykazały, że znacznie łatwiej jest przeszczepić nowy zegar wewnętrzny wraz z neuronami SCN, niż go zmienić! Niektóre osoby nigdy nie będą w stanie pracować przed południem lub na nocną zmianę. - O tym, jak silnie genetyka wpływa na nasz chronotyp, świadczy przykład nauczycielki, która zasypiała najwcześniej o trzeciej nad ranem - mówi prof. Krystyna Skwarło-Sońta z Uniwersytetu Warszawskiego. W szkole nie mogła pracować. Na lekcjach była tak zmęczona i niewyspana, że prawie nie była w stanie prowadzić zajęć. Lekarze nie mogli jej pomóc. Zaczęła dobrze funkcjonować dopiero, gdy zmieniła zawód i została cukiernikiem.

 

Biologiczna deregulacja

Skutki nieliczenia się z działaniem zegara biologicznego mogą być opłakane. Badania Davida Goldsteina, psychologa z University of Toronto, wykazały, że ludzie, którzy funkcjonują niezgodnie ze swym biorytmem, gorzej niż inni wypadają w testach na inteligencję (średnio uzyskują o 6-7 punktów mniej). Z kolei obserwacje prof. Tilla Roenneberga sugerują, że niewyspane i przemęczone nastolatki wykazują mniejszą odporność i są bardziej podatne na depresje, zaburzenia lękowe i otyłość. Częściej nawet palą papierosy. Jego zdaniem, młodzi ludzie z przesuniętym chronotypem częściej sięgają po papierosy, by szybciej się przebudzić, a nie tylko po to, by poczuć się dorosłymi.

Z badań uczonego wynika, że papierosy pali jedynie co dziesiąta osoba nie wykazująca społecznego jet lagu. Ten odsetek wzrasta do 30 proc. wśród osób, które muszą wstawać o dwie godziny wcześniej, niż wskazuje ich zegar wewnętrzny. Wśród osób z chronotypem przesuniętym o cztery godziny jest aż 60 proc. palaczy! Zaburzenia w pracy zegarów biologicznych powodują nadpobudliwość i depresję sezonową, zwiększają też ryzyko nowotworów i choroby Parkinsona. Badania przeprowadzone w Japonii sugerują, że mężczyźni pracujący w systemie zmianowym częściej, niż inni chorują na raka prostaty.

Zmieniając rozkład zajęć i typ aktywności, można jedynie w ograniczonym zakresie opóźnić lub przyspieszyć zegar wewnętrzny. Na ile to możliwe, powinniśmy raczej dostosować swą dobową aktywność do własnego chronotypu, niż zmieniać przyzwyczajenia. - Najlepiej czujemy się wtedy, gdy rzadko przestawiamy wewnętrzny zegar - mówi prof. Elżbieta Pyza. Gdy robimy to zbyt często, może się on całkowicie rozregulować, tak jak u osób, które ciągle zmieniają strefy czasowe.

 

SOWA CZY SKOWRONEK

Sprawdź swój dobowy rytm snu i czuwania

 

O której kładziesz się spać?

przed godz. 24 - 2 pkt

po godz. 24 - 1 pkt

 

O której zwykle wstajesz?

o 7 lub wcześniej - 2 pkt

po 7 - 1 pkt

 

Ilu minut potrzebujesz,

by się obudzić?

1-5 min - 3 pkt

10-15 min - 2 pkt

więcej niż 15 min - 1 pkt

 

Budzisz się przed budzikiem? Ile minut wcześniej?

10-15 min - 2 pkt

więcej niż 15 min - 1 pkt

nie budzę się

przed budzikiem - 0 pkt

 

Jak długo po dźwięku budzika pozostajesz w łóżku?

ok. 5 min - 3 pkt

ok. 15 min - 2 pkt

30 min i więcej - 1 pkt

wstaję razem z dźwiękiem budzika - 4 pkt

 

Ile godzin chciałbyś spać, by się czuć komfortowo?

6-8 godz. - 3 pkt

8-10 godz. - 2 pkt

10-12 godz. - 1 pkt

 

O jakiej porze dnia najlepiej ci się pracuje?

rano - 4 pkt

rano i wczesnym wieczorem - 3 pkt

w południe i późnym wieczorem - 2 pkt

w nocy - 1 pkt

 

Czy jeśli masz możliwość, korzystasz ze sjesty?

nie - 2 pkt

tak - 1 pkt

 

Jeśli tak, jak długo wtedy śpisz?

5 min - 3 pkt

15-30 min - 2 pkt

dłużej niż 30 min - 1 pkt

 

Czy po drzemce w ciągu dnia źle się czujesz i długo nie możesz dojść do siebie?

tak - 2 pkt

nie - 1 pkt

 

O której chciałbyś się budzić, gdyby do wstania nie zmuszały cię obowiązki?

o godz. 8.00 - 3 pkt

o godz. 10.00 - 2 pkt

o godz. 12.00 - 1 pkt

 

O której idziesz spać przed dniem wolnym od pracy?

wcześniej niż zwykle - 3 pkt

o zwykłej porze - 2 pkt

później niż zwykle - 1 pkt

 

Ile czasu potrzebujesz od chwili położenia się do łóżka, żeby zasnąć?

1-5 min - 3 pkt

15-30 min - 2 pkt

co najmniej 1 godz. - 1 pkt

 

Czy najlepiej ci się śpi w całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu?

nie - 3 pkt

nie ma to znaczenia - 2 pkt

tak - 1 pkt

 

Łatwiej się budzisz, kiedy za oknem jest widno?

tak - 3 pkt

nie ma to znaczenia - 2 pkt

nie - 1 pkt

 

Ile czasu w ciągu dnia spędzasz na powietrzu, przy świetle dziennym?

więcej niż 1 godz. - 3 pkt

ok. 1 godz. - 2 pkt

mniej niż 1 godz. - 1 pkt

 

Czy lubisz przebywać w dobrze oświetlonych pomieszczeniach?

tak - 3 pkt

nie ma to znaczenia - 2 pkt

nie - 1 pkt

 

17-24 pkt - Sowa

Twój okres aktywności zwykle jest dłuższy niż 24 godziny, a rytm dobowy charakteryzują dwa szczyty aktywności fizycznej i umysłowej: po południu i późnym wieczorem lub nocą. Wtedy działasz najefektywniej. Dobrze znosisz pracę zmianową. Krótkie dni w zimie nie wpływają na twój nastrój. Łatwo adaptujesz się do opóźnienia czasu i jego zmiany przy podróżach samolotem ze wschodu na zachód.

 

25-33 pkt - Sowa w piórach skowronka

Jesteś sową, ale z powodu obowiązków funkcjonujesz w rytmie dobowym skowronka. Dlatego wstając wcześnie, odczuwasz zmęczenie. Twój wewnętrzny rytm snu i czuwania w stosunku do dobowego rytmu dnia i nocy jest przyspieszony o 2-4 godziny.

 

34-42 pkt - Skowronek w piórach sowy

Jesteś skowronkiem. Nieefektywnie funkcjonujesz w późnych godzinach wieczornych, ale z powodu obowiązków późno zasypiasz. Twój wewnętrzny rytm snu i czuwania w stosunku do dobowego rytmu dnia i nocy jest opóźniony o 2-4 godziny.

 

43-51 punktów - Skowronek

Wcześnie wstajesz i wcześnie kładziesz się spać. Twój rytm dobowy charakteryzują dwa szczyty aktywności umysłowej i fizycznej - rano i wczesnym wieczorem. Źle znosisz pracę na zmiany. Zimą możesz miewać stany depresyjne wynikające z krótkiego dnia. Chętnie przebywasz w jasnych, dobrze oświetlonych pomieszczeniach. Łatwo adaptujesz się do przyspieszenia czasu oraz jego zmian przy podróżach samolotem z zachodu na wschód.

 

Test opracowany przez prof. Elżbietę Pyzę z Zakładu Cytologii i Histologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

 

ILE POTRZEBUJESZ SNU

Jak długo śpisz w nocy?

mniej niż 6 godzin - 0 pkt

6-8 godzin - 1 pkt

9 godzin i więcej - 3 pkt

 

Jak długo chciałbyś spać?

mniej niż 6 godzin - 0 pkt

6-8 godzin - 1 pkt

9 godzin i więcej - 3 pkt

 

Chciałbyś w weekend spać dłużej?

nie - 0 pkt

tak - 2 pkt

 

Jak długo śpisz podczas weekendu?

krócej lub podobnie

jak w tygodniu pracy - 0 pkt

dłużej niż w dni pracy - 1 pkt

 

Jak się czujesz w ciągu dnia, gdy śpisz krócej niż zwykle?

dobrze mimo niewyspania - 0 pkt

zmęczony - 2 pkt

 

Jak oceniasz swą potrzebę snu?

raczej niewielka - 0 pkt

przeciętna - 1 pkt

raczej duża - 2 pkt

 

0-3 pkt Masz wyjątkowo małą potrzebę snu. Wystarczy, że przesypiasz 6 godzin na dobę, pod warunkiem jednak że w ciągu dnia faktycznie czujesz się wypoczęty i w dobrej kondycji. Jeśli nie, może to oznaczać, że niedosypiasz i cierpisz na zaburzenia snu.

4-5 pkt Masz mniejszą niż przeciętnie potrzebę snu. Wystarczy, że przesypiasz 6-7 godzin. W ciągu dnia czujesz się wypoczęty nawet wtedy, gdy śpisz nieco krócej lub trochę dłużej.

6-7 pkt Masz przeciętną potrzebę snu, od 7 do 8 godzin. Jeśli tylko możesz, wolisz spać nieco dłużej. Gdy śpisz krócej, możesz odczuwać niedosyt snu.

8-11 pkt Musisz przespać co najmniej 8 godzin, a podczas weekendu wolisz dłużej pozostać w łóżku. Mimo to w razie potrzeby jesteś w stanie spać krócej, nie odczuwając zmęczenia.

12-13 pkt Masz wyjątkowo dużą potrzebę snu, przekraczającą nawet 9 godzin. Wolisz spać dłużej, jeśli tylko pozwalają na to obowiązki zawodowe i domowe.

 

Źródło: prof. Jürgen Zulley "Mein Buch vom guten Schlaf"

 

Zbigniew Wojtasiński

Monika Florek-Moskal

 

 

"NEWSWEEK" nr 29, 21.07.2002 r.

W POGONI ZA SNEM

Na bezsenność cierpią miliony ludzi. Postęp nauki daje jednak nadzieję, że pewnej nocy przestaniemy wreszcie przewracać się bezradnie z boku na bok.

(...) I nie bardzo pociesza mnie fakt, że - jak twierdzi dr Carl E. Hunt, dyrektor Krajowego Ośrodka Badań nad Zaburzeniami Snu - wraz ze mną cierpi aż 70 milionów Amerykanów, którzy nie mogą spać. W Polsce kłopoty z zasypianiem ma 13 milionów osób.

(...)

Dr Hunt uważa, że bezsenność wielu ludzi to w dużym stopniu wina wszechobecnego światła elektrycznego, kablówki, Internetu, poczty elektronicznej i podróży odrzutowcami - świata, który nigdy nie zasypia. Przeciętny Amerykanin, podobnie jak Europejczyk, w tym także Polak, śpi dziś ok. 7 godzin - prawie półtorej godziny krócej niż sto lat temu. Niedospani ludzie powodują coraz więcej wypadków na drogach.

 

Nieleczone zaburzenia snu zwiększają ryzyko nadciśnienia, choroby wieńcowej, niewydolności serca i udaru. Brak snu może prowadzić do otyłości i wywoływać cukrzycę. Ale kłopoty mają nie tylko osoby cierpiące na jedno z wielu rozpoznanych przez lekarzy zaburzeń snu. Na bezsenność mogą skarżyć się także ci, którzy piją napoje z kofeiną lub alkohol, palą papierosy, prowadzą nieregularny tryb życia, mają za mało ruchu, niewygodne łóżko lub płaczącego za ścianą potomka. Niektóre nawyki związane ze stylem życia wydają się tak banalne, że wielu ludzi po prostu je lekceważy, nie zdając sobie sprawy, że - tak jak w przypadku innych kłopotów zdrowotnych - sprawcami problemów ze snem jesteśmy my sami.

(...)

W rezultacie u osób mających problemy ze snem bardzo często błędnie rozpoznaje się zaburzenia psychiatryczne, takie jak depresję, lub też lekceważąco radzi im się, by pojechali na długi urlop i odpoczęli.

(...)

W ostatnich latach naukowcom udało się zidentyfikować część mózgu, którą harvardzki neurolog Clifford Saper i jego zespół pracujący w bostońskim centrum medycznym nazwali przełącznikiem snu. Owo centrum sterowania snem to grupa komórek w przedniej części podwzgórza (nazywanego mózgiem mózgu), które są aktywne w czasie snu, a "uśpione" w czasie czuwania. Komórki te komunikują się za pomocą substancji chemicznych z innymi komórkami odpowiedzialnymi za utrzymywanie stanu czuwania zarówno u zwierząt, jak i ludzi.

 

"Przełącznik" nie działa jednak samotnie, ale dostosowuje się do rytmu okołodobowego, odmierzanego przez nasz zegar biologiczny. Aby funkcjonować, potrzebujemy w ciągu doby określonej ilości snu. Największa senność ogarnia nas pod koniec nocy. To dlatego wtedy najczęściej dochodzi do groźnych wypadków. Najmniejszą senność w ciągu dnia odczuwamy natomiast tuż przed godziną, o której zwykle kładziemy się spać. Jeśli np. zwykle idziemy do łóżka około 23.00, nasz wewnętrzny "napęd" czuwania o 22.00 wciąż jest silny - w przeciwnym wypadku usnęlibyśmy godzinę za wcześnie. Dr Saper tłumaczy, że ten trwający około godziny okres jest "strefą zakazaną" - o tej porze ciało nie pozwala sobie na sen.

 

(...) Lekarze przebadali w laboratoriach wiele tysięcy pacjentów - część z nich spała normalnie, część specjalnie pozbawiano odpoczynku. Wyniki raczej nie są zachęcające dla osób, które przechwalają się, że wystarcza im cztery-pięć godzin spania. - Można powiedzieć, że takie osoby tylko "przegryzają" sen, tak jak przegryza się chipsy czy hamburgery - mówi David Dinges, profesor psychiatrii akademii medycznej Uniwersytetu Pensylwania. Ludzie, którzy regularnie co noc "okradają się" z godziny lub dwóch snu, zaczynają zachowywać się podobnie jak ci, którzy nie spali przez ostatnie 40 godzin. A to oznacza, że działają tak, jakby byli pod wpływem alkoholu.

 

Jeśli kogoś trzeba specjalnie zachęcać, by pospał dłużej niż zwykle, warto wspomnieć niedawno opublikowane wyniki badań harvardzkich naukowców. Otóż ludzie wyspani zapamiętują nowe zadanie wyuczone poprzedniego wieczoru lepiej niż ci, którzy zarwali noc. Uczeni odkryli też, że krótka, najwyżej godzinna drzemka w ciągu dnia doskonale regeneruje.

(...)

Niektórzy badacze twierdzą, że podczas snu zostają wymazane z naszej pamięci niepotrzebne informacje, zebrane przez cały dzień i magazynowane w komórkach nerwowych mózgu. Dzięki temu następnego dnia pojawia się wolne miejsce, które znów można zapełnić cząsteczkami neuroprzekaźników - nośników informacji. - Potrzeba też czasu, by wszystkie te informacje zostały przekształcone w coś trwałego - tłumaczy dr Saper. I wygląda na to, że właśnie to robią komórki w czasie naszego snu. Jeśli owa teoria jest prawdziwa, oznaczałoby to, że sen jest jeszcze ważniejszy, niż dotychczas przypuszczaliśmy.

 

(...) Nie powstrzymało mnie to jednak - od dawna mam zwyczaj pijać trzy, cztery kawy dziennie.

(...)

Barbara Kantrowitz

Współpraca: Claudia Kalb, Karen Springen, Mary Carmichael, Dorota Romanowska

 

 

 www.o2.pl | Niedziela [05.04.2009, 09:11] 1 źródło

ZBYT DŁUGIE SPANIE KOŃCZY SIĘ DEMENCJĄ

Groźne jest już ponad 9 godzin snu dziennie.

Neurolodzy zachęcają do spania, bo to odpoczynek dla mózgu. Ale, jak ze wszystkim, co za dużo, to nie zdrowo.

Ci którzy śpią zbyt długo są dwukrotnie bardziej zagrożeni utratą pamięci, demencją i Alzheimerem niż ci, którzy śpią względnie krótko. Jednym pocieszeniem jest to, że przypadłości te grożą nam w późnym wieku - wyniki badań opublikowano w ostatnim numere pisma European Journalof Neurology.

 

Wyniki badań, uwzględniające inne szkodliwe czynniki jak palenie papierosów, pokazują, że ponad 9 godzin snu dziennie zwiększa szanse na wystąpienie degenerujących mózg przypadłości o 2.18 raza.

 

Lekarze zwracają uwagę, że zbyt długi sen może być pierwszym wskaźnikiem nie zdiagnozowanej demencji - donosi "The Daily Mail". | JS

 

 www.o2.pl | Sobota [25.04.2009, 10:40] 2 źródła

RANNE PTASZKI WCALE NIE SĄ MĄDRZEJSZE

Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje?

To czy jesteśmy sową - czyli osobnikiem, który kładzie się spać nad ranem i wstaje po południu, czy też skowronkiem - który zrywa się z łóżka o świcie, zależy od naszych genów. Walka z tym nie ma więc sensu. Tym bardziej, że jak dowiedli naukowcy, sowy wcale nie są głupsze i mają taką samą szansę na stanie się bogatym, jak skowronki.

 

Naukowcy z Belgii, Francji i Szwajcarii przebadali grupę ochotników - sów i skowronków. Pozwolono im kłaść się spać o wybranej przez siebie godzinie i wstawać zgodnie z własnym rytmem dnia. A potem jednej i drugiej grupie kazano rozwiązywać testy.

 

I co się okazało? Poranne badania, czyli wykonywane zaraz po wstaniu z łóżka nie wykazały żadnych różnic między skowronkami i sowami. Ale gdy to samo badanie przeprowadzono 10 godzin później okazało się, że sowy wykonały je o wiele lepiej. Skowronki były senne i nie potrafiły się już skupić nad wykonywana pracą. | WB

 

 

 

 

"WPROST" Numer: 21/2006 (1224)

PRACA JEST ZDROWA

Pracujące matki i żony, które pozostają w stabilnym związku, cieszą się najlepszym zdrowiem wśród kobiet - wynika z badań brytyjskich naukowców. Kobiety, które przez większość życia lub całe swoje życie zajmowały się tylko domem, najczęściej określały swój stan zdrowia jako zły. Udane połączenie aktywności zawodowej z macierzyństwem i związkiem z partnerem chroni też kobiety przed otyłością. Cierpi na nią tylko około 23 proc. pań z grupy najbardziej aktywnych. Wśród pozostałych kobiet odsetek ten sięga 38 proc. Naukowcy wykorzystali program, który monitoruje stan zdrowia Brytyjczyków urodzonych w 1946 r.

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [30.08.2009, 21:24] 1 źródło

NIE ĆWICZ ZA DUŻO, TO NIEBEZPIECZNE

Ostrzegają brytyjscy naukowcy.

Od dawna wiadomo, że w pogoni za piękną sylwetką można stracić zdrowie, jednak gdzie przebiega granica, której nie wolno przekroczyć?

Według ostatnich badań naukowców, spalanie więcej niż 3 tys. kalorii tygodniowo w trakcie ćwiczeń może być szkodliwe dla zdrowia - mówi dr Jason Gill z British Association of Sport and Exercise Sciences.

Jedyne wyjątki od tej reguły to profesjonalni sportowcy, którzy w ten sposób zarabiają na życie, ale też znajdują się pod ciągłym nadzorem lekarza.

Najprostszą regułą, którą powinniśmy stosować, żeby nie przekroczyć tej granicy to przejście, bieg lub przejechanie na rowerze nie więcej niż 5 - 8 km dziennie, zależnie od naszego stanu zdrowia.

Poza tym limitem ćwiczenia po prostu nie przynoszą żadnych korzyści - mówi dr Gill.

Co gorsza, jeśli przy okazji rygorystycznych ćwiczeń narzucimy sobie niskokaloryczną dietę, poziom tłuszczu w organizmie może zaniżyć się tak drastycznie, że naruszona zostanie konstrukcja mięśni. | JP

 

 

"WPROST" Numer: 33/34/2006 (1236)

PLEMNIKI Z HORMONAMI

Mężczyźni przyczyniają się do poczęcia dziecka nie tylko przez zapłodnienie. Uczeni ze State University of New York w Oswego wykryli w spermie hormon luteinizujący, hormon folikulotropowy (FSH) oraz estradiol, które pobudzają jajeczkowanie, stymulują dojrzewanie pęcherzyków jajowych i wydzielanie estrogenów, podtrzymując ciążę. "To zakorzeniony w biologii mechanizm związany z zachowaniem gatunku. Ponieważ owulacja u kobiet jest ukryta, mężczyzna nie wie, które zbliżenie zagwarantuje mu przekazanie materiału genetycznego potomstwu. Obecność w spermie hormonów ułatwiających zapłodnienie daje mu na to większą szansę" - mówi prowadząca badania dr Rebecca Burch. Jej hipotezę potwierdza fakt, że podobne zjawisko nie zachodzi u zwierząt naczelnych, których samice manifestują jajeczkowanie nabrzmiałymi i zaczerwienionymi pośladkami. Badania samców szympansów wykazały, że ich sperma zawiera znacznie mniej FSH niż sperma mężczyzn i nie zawiera hormonu luteinizującego. | (MF)

 

www.o2.pl | Piątek [12.06.2009, 19:15] 1 źródło

PRZEZ LAPTOPA BĘDZIESZ BEZPŁODNY

Najbardziej zagrożeni są młodzi mężczyźni.

Tak przynajmniej wynika z ustaleń Stritch School of Medicine przy chicagowskim uniwersytecie. Pracujący tam eksperci od endokrynologii reprodukcyjnej stworzyli listę czynników obniżających płodność mężczyzn.

Ciepło wydzielane przez trzymane na kolanach przenośne komputery obniża poziom plemników w spermie i ich prawidłowy rozwój. W konsekwencji zbyt częstego obcowania z laptopem zmniejsza się szansa na zostanie ojcem - donosi serwis PhysrOrg.com

 

Rozwiązanie problemu jest banalnie proste, wystarczy laptopa trzymać nie na kolanach, a na biurku. Do tego, mężczyźni, którzy chcą zostać ojcami powinni zastosować się do innych zaleceń z listy:

- unikać gorących kąpieli

- nosić luźne bokserki

- oszczędzać spermę i w okresie owulacji kochać się co drugi dzień

- ćwiczyć przez godzinę od trzech do pięciu razy w tygodniu

- unikać ćwiczeń które mogą dokonać szkód w okolicach krocza

- dobrze się odżywiać

- przyjmować suplementy witaminowe

- przesypiać w nocy osiem godzin

- pić wodę i najwyżej dwie filiżanki kawy dziennie

- unikać palenia

- unikać narkotyków i nie przesadzać z alkoholem

- unikać nagłych wahań wagi

 

JS

 

 

„WIEDZA I ŻYCIE” LUTY, 2005 r.

LAPTOP KONTRA MĘSKA PŁODNOŚĆ

Okazuje się, że przenośne komputery – wbrew angielskiej nazwie – nie powinny być trzymane na kolanach. Zwłaszcza jeśli użytkownik chce zwiększyć swoje szanse na ojcostwo.

BOISZ SIĘ NIECHCIANEJ CIĄŻY swojej partnerki? Być może wystarczy częściej korzystać z laptopa... Jak wynika z badań zespołu dr. Yefima Sheykina ze Stanowego Uniwersytetu Nowojorskiego w Stony Brook, już godzinne trzymanie włączonego przenośnego komputera na kolanach podnosi temperaturę moszny

przeciętnego młodego mężczyzny o blisko 2,7 stopni C. Jak wykazały badania na 29 ochotnikach w wieku 21-35 lat, efekt ten wiąże się z rozgrzewaniem

komputera podczas pracy, ale jeszcze bardziej z niewygodną pozycją ze ściśniętymi kolanami, jaką odruchowo przyjmują korzystający z laptopów panowie.

Wiadomo, że już wzrost temperatury jąder o 1 stopień C upośledza produkcję nasienia i stanowi poważne zagrożenie dla męskiej płodności. Panom starającym się o dziecko odradza się korzystanie z gorących kąpieli, sauny i noszenie obcisłych slipek. Tymczasem w miastach codziennie widuje się młodych mężczyzn

pogrążonych w pracy nad trzymanym na kolanach laptopem i nieświadomych zagrożenia – zauważają uczeni, którzy wstępne wyniki swoich badań publikują w grudniowym numerze pisma „Human Reproduction”. Dalsze badania mają wyjaśnić, jaka częstość i długość pracy z laptopem na kolanach jest bezpieczna dla zdrowia. Wydaje się jednak, że nie tylko najbezpieczniej, ale i najwygodniej jest postawić komputer na... stole.

W ciągu ostatnich stu lat przeciętna liczba plemników w męskim nasieniu spadła ze 100 do zaledwie 20mln/ml. Czy rozpowszechnienie laptopów pogłębi tę niekorzystną tendencję?

(POL)

 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Środa [09.09.2009, 16:01] 1 źródło

NIE MASZ ORGAZMU? TO PRZEZ...

Naukowcy wiedzą już, jak to zmienić.

Hiperlipidemia oraz podwyższony poziom cholesterolu we krwi wywołują zanik podniecenia seksualnego u kobiet - twierdzą naukowcy z University of Naples.

To dlatego, że podniecenie seksualne u kobiet związane jest ze zwiększonym napływem krwi do narządów płciowych.

Kobiety z hiperlipidemią wykazały znacznie mniejsze podniecenie, rzadziej przeżywały orgazmy i czerpały mniejszą satysfakcję z seksu niż kobiety z prawidłową ilością lipidów we krwi - pisze "New Scientist".

Włoscy naukowcy twierdzą również, że zaburzenia seksualne znacznie częściej występują u kobiet cierpiących na cukrzycę, otyłość i niedoczynność tarczycy.

Istnieją silne związki pomiędzy podnieceniem seksualnym kobiet i chorobami organicznymi - powiedział Geoffrey Hackett z Holly Chata Clinic. | TM

 

 

 www.o2.pl | Niedziela [22.03.2009, 19:34] 1 źródło

DZIECI BIORĄ SIĘ Z DZIKIEGO SEKSU

A nie z planowania - twierdzą eksperci.

Orgazm obu partnerów i dużo namiętności kluczem do sukcesu. Przynajmniej tak twierdzą naukowcy, na których powołuje się "The Guardian".

Pary które starają się o dziecko, często narzekają, że seks staje się nużącym obowiązkiem. Czymś mechanicznym i rutynowym. Tak postępować nie należy. Seks powinien być równie namiętny i gorący jak w dniu, gdy partnerzy poznali się i ostatnie, o czym myśleli, to produkcja dzieci - twierdzi dr Allan Pacey, androlog z uniwersytetu w Sheffield i sekretarz Brytyjskiego Towarzystwa Płodności.

Średnia produkcja plemników w trakcie stosunku to około 250 mln. Jednak u maksymalnie podnieconego mężczyzny ta liczba może wzrosnąć o 50 procent.

Równie dobrze, jak podniecenie, działa przeciąganie wspólnej zabawy. Dodatkowe pięć minut stymulacji przed wytryskiem to dodatkowe 25 mln  plemników i to lepszej jakości. To razem czyni szansę na zapłodnienie znacznie większą - twierdzi Pacey.

Jego słowa potwierdza dr Joanna Ellington, ekspertka w fizjologii reprodukcyjnej.

Mężczyźni nie zdają sobie sprawy, że im bardziej są podnieceni, tym głębiej do zasobów plemników w jądrach sięgają. Spędzając razem więcej czasu i będąc bardziej podnieconym sprawia, że w ejakulacie jest więcej plemników i są one zdrowsze - tłumaczy w telewizyjnym programie "The Great Sperm Race" pokazywanym na brytyjskim kanale Channel 4. | JS

 

 www.o2.pl | Wtorek [30.06.2009, 14:40] 2 źródła

CHCESZ MIEĆ DZIECKO? CODZIENNIE UPRAWIAJ SEKS

Naukowcy zachęcają do tygodniowego maratonu.

Codzienny seks poprawia jakość spermy i zwiększa szanse na upragnioną ciążę. Naukowcy z Australii stwierdzili, że po tygodniu codziennego uprawiania seksu spada liczba plemników z błędami w kodzie DNA - donosi BBC.

Dr David Greening z Sydney przebadał blisko 120 mężczyzn, którzy uskarżali się na problemy z płodnością. Po tygodniu u 80 procent uczestników badania zanotowano 12-proc. spadek uszkodzeń kodu DNA zawartego w plemnikach. Co prawda w spermie badanych było mniej plemników, ale były bardziej ruchliwe i zdrowsze.

Lekarze przypuszczają, że plemniki pozostające w jądrach przez dłuższy czas mogą ulegać uszkodzeniom. Wpływać ma na to ciepło ciała oraz wolne rodniki niszczące komórki.

Dr Greening poleca parom starającym się o potomstwo jak najczęstsze uprawianie seksu w czasie owulacji, ale przestrzega, że po dwóch "aktywnych" tygodniach jakość spermy znów będzie niższa. | AJ

 

 

„POLITYKA” - nr 7 (2542) z dnia 18-02-2006; s. 74

NAJPIERW DIETA

Otyłość kobiet ciężarnych jest takim samym zagrożeniem dla płodu jak palenie papierosów, picie alkoholu lub niedobór kwasu foliowego. Autorzy raportu, który ukazał się w USA, wymieniają wiele powikłań mogących przytrafić się dzieciom: uszkodzenia cewy nerwowej, wady genetyczne, nadciśnienie, cukrzyca. Naukowcy jednak przestrzegają przed odchudzaniem podczas ciąży, gdyż radykalne diety i głodówki jeszcze bardziej pogarszają stan płodu, który jest wtedy źle odżywiany. Zalecenie: o odpowiednią sylwetkę (wskaźnik BMI poniżej 30), należy zadbać wcześniej.

 

 www.o2.pl | Piątek [29.05.2009, 08:59] 2 źródła

ILE MOŻE PRZYTYĆ KOBIETA W CIĄŻY?

Kobiety otyłe i z niedowagą rodzą chore dzieci - twierdzą lekarze.

W czasie ciąży otyłe kobiety nie powinny przybierać na wadze pomiędzy 4 a 7 kg. To zwiększy ich szanse na urodzenie zdrowego dziecka - zalecają eksperci z National Research Council.

To o połowę mniej niż wynoszą zalecenia dla kobiet o normalnej wadze. Zdaniem amerykańskich lekarzy otyłość znacznie zwiększa ryzyko powikłań przy porodzie, ale jest też groźna dla zdrowia dziecka i matki w późniejszym okresie.

Dzieci urodzone przez otyłe kobiety częściej zapadają na choroby serca i chorują na cukrzycę - twierdzi dr Patrick M. Catalano z Western Reserve University.

Problemy mają także kobiety z niedowagą. Zdaniem medyków, w czasie ciąży ich waga powinna się zwiększyć o 14 do 19 kg. | TM

 

 

„WPROST” nr 24(1277), 17.06.2007 r.

DIETA PANNY MŁODEJ

Chcesz schudnąć? Zbadaj, jak twój organizm wydziela insulinę!

Aby schudnąć, nie wystarczy unikać tłustych potraw i ograniczyć liczbę dostarczanych w pożywieniu kalorii. To zalecenie, choć słuszne, nie każdemu pozwala się pozbyć zbędnych kilogramów. Trzeba przede wszystkim zbadać, jak nasz organizm wydziela insulinę.

Z najnowszych badań dr. Davida Ludwiga ze Szpitala Dziecięcego w Bostonie wynika, że najistotniejszym czynnikiem wpływającym na skuteczność diet odchudzających jest ilość insuliny wytwarzanej w odpowiedzi na dostarczaną organizmowi glukozę. - Przetwarzanie tego cukru w organizmie wpływa na cały metabolizm. Dlatego restrykcyjne diety, nawet połączone z dużą aktywnością fizyczną, nie przyniosą oczekiwanych efektów, jeśli nie będą dostosowane do fizjologii naszego organizmu - mówi „Wprost" dr David Ludwig.

--------------------------------------------------------------------------------

Uczony przebadał 73 młode, dorosłe osoby. Część z nich stosowała dietę niskotłuszczową, a pozostali byli na diecie niskoglikemicznej, pozbawionej łatwostrawnych węglowodanów. Okazało się, że u osób, których organizm wytwarza dużo insuliny, dieta ograniczająca ilość tłuszczu spowodowała w ciągu 1,5 roku tylko nieznaczny spadek masy ciała - o 1,2 kg. Ci badani jednak aż pięciokrotnie bardziej schudli, kiedy przestali ograniczać tłuszcze, a limitowali jedynie węglowodany. Co więcej, nawet po roku od zaprzestania diety nie wrócili do poprzedniej wagi (w odróżnieniu od osób na diecie niskotłuszczowej, które odzyskały aż połowę utraconych kilogramów).

- Węglowodany powodują nagły skok insuliny, hormonu wytwarzanego w trzustce. Substancja ta m.in. przyspiesza odkładanie się tkanki tłuszczowej. Dlatego u osób produkujących nadmiar insuliny dieta, która nie ogranicza węglowodanów łatwo przyswajalnych, sprzyja tyciu - wyjaśnia dr Magdalena Białkowska z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie. Figura takich osób przypomina kształt jabłka (tkanka tłuszczowa odkłada się u nich głównie w talii), w odróżnieniu od gruszkowatej sylwetki osób, których trzustka nie wytwarza nadmiaru insuliny.

 

SZYBKIE TRAWIENIE

Podwyższony poziom insuliny najczęściej występuje u osób otyłych. Ich komórki tłuszczowe, adipocyty, są powiększone, bo muszą zmagazynować nadmiar energii dostarczanej do organizmu. Im są większe, tym trudniej przyswajają glukozę. W efekcie cukier ten w nadmiernej ilości pozostaje we krwi. Aby go przetworzyć, trzustka musi wytwarzać dodatkowe ilości insuliny. To sprzyja magazynowaniu tłuszczu i zwiększa apetyt. Co więcej, trzustka nieustannie zmuszana do nadprodukcji insuliny w pewnym momencie wyczerpuje się i zaczyna pracować wolniej. Wówczas produkuje zbyt mało insuliny, a to prowadzi do cukrzycy.

 

U wielu osób trzustka naturalnie wytwarza dużo insuliny, nawet po spożyciu niewielkiej ilości węglowodanów. - Podejrzewamy, że jedną z przyczyn są predyspozycje genetyczne. Osoby, których organizm wytwarza dużo insuliny, prawdopodobnie odziedziczyły po przodkach najbardziej pierwotny wariant „insulinowych genów". Geny te były związane z wysoką produkcją insuliny, która umożliwiała magazynowanie zapasów w postaci tkanki tłuszczowej na długie okresy głodu - mówi dr Ludwig.

U takich osób spożycie węglowodanów decyduje o przybieraniu na wadze w największym stopniu. Często takie osoby, chcąc schudnąć, drastycznie ograniczają w diecie tłuszcze, a nie zwracają uwagi na łatwo przyswajalne węglowodany. Dlatego zamiast chudnąć, mogą przytyć. Podwyższony poziom insuliny utrzymuje się w ich krwi zwykle przez kilka godzin. To hamuje wydzielanie glukagonu, innego trzustkowego hormonu, niezbędnego do uruchomienia spalania tłuszczu z własnych zapasów. Takie osoby, spożywając pokarm obfity w węglowodany, podwójnie blokują spalanie zapasów tłuszczu.

W każdej z diet niedobór jednego składnika odżywczego musi być uzupełniany innymi. - Wiele osób stosujących diety niskotłuszczowe rekompensuje brak energii z takich produktów, jak mięso, masło czy jaja, kaloriami z łatwostrawnych węglowodanów. Tymczasem są one szybko trawione i szybko podnoszą poziom glukozy we krwi, a to sprzyja dodatkowemu wydzielaniu się insuliny - tłumaczy dr Białkowska.

 

WOLNE WĘGLOWODANY

Przemianę składników pokarmowych w organizmie człowieka zaczęto badać w 1777 r. Wtedy Francuz Antoine Lavoisier odkrył, że pożywienie w organizmach ludzi ulega spalaniu i w procesie tym wytwarza się ciepło. Od tamtej pory udoskonalano normy żywieniowe. Błędnie próbowano jednak ustalić jednakowe zasady odżywiania dla wszystkich. W USA i Europie Zachodniej od lat 70. XX wieku za największego wroga zdrowia uważano tłuszcz. Udowodniono wtedy, że tłuszcz zwierzęcy przyczynia się do chorób serca. Powszechny był pogląd, że najlepsza dla zdrowia jest dieta o małej zawartości tłuszczu i dużej zawartości węglowodanów, bo w Japonii i Chinach, gdzie spożywano mało tłuszczu, a dużo ryżu, liczba zawałów serca była najniższa na świecie. O ile jednak w diecie tych krajów energię z tłuszczów zastępowano energią z węglowodanów ciężko strawnych, zawierających błonnik, na Zachodzie zaczęto wytwarzać produkty niskotłuszczowe, ale z dużą zawartością lekkostrawnych węglowodanów, takie jak białe pieczywo czy ciastka. Tego rodzaju produkty zaczęły wypierać wolniej trawione węglowodany - warzywa czy ziarna zbóż.Tymczasem przetworzone węglowodany mają wysoki tzw. indeks glikemiczny - szybko podnoszą poziom cukru we krwi. Wywołują uczucie sytości, ale jedynie na krótko. Dlatego wkrótce po zjedzeniu białego pieczywa, pierogów czy słodyczy pojawia się uczucie głodu. To prowadzi do przejadania się i otyłości. Dlatego chociaż mieszkańcy krajów zachodnich na ogół jedzą mniej tłuszczów niż dawniej, przybywa osób otyłych i chorych na cukrzycę. Węglowodany łatwo przyswajalne w większym stopniu niż niektóre tłuszcze mogą się także przyczyniać do nadciśnienia tętniczego. Uczeni z Texas State University zauważyli, że osoby, których dieta obfituje w te substancje, mają wyższe ciśnienie krwi niż ludzie, którzy spożywają produkty bogate w jednonienasycone kwasy tłuszczowe.Wysokie stężenie glukozy przyczynia się do intensywnej produkcji insuliny. Ona zaś nasila aktywność współczulnego układu nerwowego i zwiększa wchłanianie sodu w nerkach, a to podnosi ciśnienie krwi.

 

BOCZEK KRÓTKOTRWAŁY

Błędem byłoby stosowanie przez osoby z wysokim poziomem insuliny niskowęglowodanowej diety Atkinsa (w Polsce znanej jako dieta Kwaśniewskiego). Jej podstawą są tłuste mięsa, sery i jajka. Efekt diet wysokotłuszczowych jest bowiem krótkotrwały. Anastassios Pittas z Tufts University School of Medicine poleca dietę Atkinsa jedynie puszystym pannom młodym, które muszą zmieścić się w obcisłą suknię ślubną. Dzięki tej diecie szybko chudniemy, ale jeszcze szybciej ulegamy efektowi jo-jo. Aż 60 proc. dostarczanej energii w tej diecie pochodzi z tłuszczu, ponad dwa razy więcej niż zalecają kardiolodzy dla zdrowej pracy serca. Znajduje się w niej także ponaddwukrotnie większa od dopuszczalnej dawka cholesterolu, powyżej 550 mg. Tak nie powinny się odżywiać nawet te osoby, które mają wysoką tolerancję na cholesterol.

Osoby z nadprodukcją insuliny mogą spożywać tyle tłuszczu, ile wynoszą przeciętne zalecenia dotyczące tego składnika - powinno z niego pochodzić około 30 proc. dostarczanej energii. Znacznie większy wpływ na utrzymanie szczupłej sylwetki u takich ludzi ma ograniczenie węglowodanów, do 120-180 g dziennie. Schudną oni nawet wtedy, kiedy będą spożywać tłuste morskie ryby. Produkcja insuliny bowiem zostanie ograniczona i organizm nie będzie tak intensywnie odkładał tkanki tłuszczowej.

Monika Florek-Moskal

 

 www.o2.pl | Sobota [11.07.2009, 16:20] 1 źródło

OTO NAJZDROWSZE JEDZENIE NA ŚWIECIE

Sprawdź co jeść, żeby długo żyć.

Nie ma jednej, najbardziej przyjaznej organizmowi człowieka diety. Dawniej ludzie z różnych kontynentów jedli produkty o zupełnie innej zawartości białka, tłuszczu i węglowodanów, a mimo to udawało im się zachować zdrowie. Dlaczego?

Bo jedli bardzo mało przetworzonych produktów. Taka żywność jest najzdrowsza niezależnie od tego czy jest tłusta czy chuda - twierdzą eksperci "Forbes".

I przygotowali taką listę 12 najzdrowszych produktów na świecie.

 

Jagody zawierają naturalny przeciwutleniacz, który nie pozwala na powstanie w organizmie komórek rakowych i podwyższa poziom dobrego cholesterolu, obniżając ten zły.

 

Fasola zawiera bardzo dużo błonnika, który pomaga kontrolować wagę, zapobiega cukrzycy, rakowi okrężnicy i chroni przed chorobami serca.

 

Orzechy - Naukowcy stwierdzili, że ich jedzenie kilka razy w tygodniu obniża o połowę ryzyko zawału serca i chorób układu krążenia.

 

Ryby - Prawie wszystkie gatunki ryb zawierają tłuszcze omega-3, które chronią mózg i serce, poprawiają nastrój i obniżają ciśnienie krwi.

 

Mleko, ale takie prosto od krowy karmionej trawą, zawiera wysoki poziom kwasów linolowych, które zwalczają komórki rakowe. Mleko zawiera również bogaty zestaw witamin, minerałów i pożytecznych dla przewodu pokarmowego bakterii.

 

Mięso, ale także pochodzące od zwierząt karmionych w naturalny sposób. Takie mięso ma zupełnie inne składniki od tego z supermarketów: antyrakowe tłuszcze omega-3, białko i witaminę B12 zamiast sterydów i hormonów obecnych w mięsiwach zwierząt z chowu przemysłowego.

 

Jajka są bogate w białko i nie dostarczą zbyt wielu kalorii. Żółtka zawierają najbardziej odżywcze substancje dla mózgu i oczu.

 

Kapusta, brukselka i brokuły zawierają związki pozwalające zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka. Oprócz witamin i minerałów posiadają składniki, które pomagają organizmowi wydalić szkodliwe związki.

 

Jabłka chronią przed rakiem płuc, cukrzycą i astmą. Jedno jabłko zawiera 5 gramów błonnika i liczne składniki odżywcze - w tym ważną dla kości witaminę K. Nie ma też lepszego sposobu na kontrolę apetytu niż jabłko zjedzone pół godziny przed właściwym posiłkiem.

 

Cebula i czosnek - Badania wykazały, że chronią przed chorobami przewodu pokarmowego i prostatą. Zmniejszają też ryzyko zawału o 20 procent.

 

Sok z granatów jest nazywany „naturalną Viagrą" bo poprawia potencję. Bogaty także w przeciwutleniacze spowalnia rozwój nowotworów, obniża również ciśnienie krwi.

 

Zielona herbata jest najzdrowsza ze wszystkich herbat bo posiada unikalny zestaw substancji, które przeciwdziałają rozwojowi raka: pęcherza moczowego, jelita grubego, przełyku, trzustki, żołądka i odbytnicy. | AJ

 

 

 

 

"NEWSWEEK" nr 29, 23.07.2006 r.

CIĘŻKI WYROK

Koniec naśmiewania się z tuszy Ronaldo. Naukowcy odkryli, że można trenować jak galernik i odżywiać się jak wróbelek-anorektyk, a mimo to mieć nadwagę.

Rosnąca popularność niezdrowej żywności, tłustej, słodkiej i jedzonej w pośpiechu oraz brak czasu na wysiłek fizyczny były dotychczas wymieniane przez lekarzy jako główne czynniki otyłości. Przyczyn jest jednak więcej. Tak przynajmniej wynika z artykułu zespołu uczonych z University of Alabama w Birmingham opublikowanego w ostatnim numerze "International Journal of Obesity" ("IJO"). Uczeni przekonują, że wszelkie zmiany cywilizacyjne wyjątkowo sprzyjają otyłości.

 

Zacznijmy od zmiany tempa naszego życia. Żyjąc w kulturze wydajności, pracujemy coraz więcej. W efekcie nie tylko dłużej siedzimy na krześle, ale też stale kurczy się czas, jaki przeznaczamy na nocny odpoczynek. Jak pokazują amerykańskie badania, obecnie śpimy średnio siedem godzin na dobę, podczas gdy 20 lat temu - dziewięć godzin. Niedobory snu powodują podwyższenie się poziomu dwóch hormonów odpowiadających za nasze apetyty: leptyny i greliny. Im jest ich więcej, tym większa chęć na małe co nieco.

 

Ciekawe badania na mysich mózgach przeprowadzili w zeszłym roku uczeni z Yale School of Medicine. Dowiodły one, że stres zwiększa produkcję hormonu o nazwie oreksyna, co prowadzi do bezsenności i wzrostu apetytu. Być może więc coraz częściej zaglądamy do lodówki nie tylko dlatego, że dłużej pracujemy, ale też z powodu większego narażenia na stres.

 

Częściowo łagodzą go komfortowe warunki, w jakich przebywamy. W większości nowoczesnych biur klimatyzacja i ogrzewanie pozwalają utrzymać optymalną temperaturę i skoncentrować się na wykonywanych zadaniach. Jednak tu także kryje się pułapka. Jak wykazują badania fizjologów, nasz organizm jest zmuszony do intensywnego spalania kalorii wówczas, kiedy temperatura otoczenia jest albo bardzo wysoka, albo zbyt niska. Ponieważ jesteśmy stałocieplni, utrzymanie 36,6 stopnia wymaga pewnego wysiłku. Kiedy jednak nie musimy go podejmować, kalorie odkładają się w postaci tłuszczu. Jako że coraz częściej instalujemy urządzenia klimatyzacyjne także we własnych domach i samochodach, możemy przeżyć lato, nie doświadczając upału. To odbija się na naszej tuszy.

 

Zdaniem naukowców efekt ten może potęgować fakt, że w ostatnich latach zarówno w pracy, jak i w domu coraz rzadziej sięgamy po papierosy. W powszechnym odczuciu palenie tytoniu ma działanie odchudzające i pojedyncze badania, jak to przeprowadzone w 2004 roku Shin Yi Chou z Lehigh University, wykazują, że jest tak w istocie.

 

Podobny paradoks obserwujemy w przypadku części leków, które mają nas leczyć, a dostarczają dodatkowych centymetrów w pasie. Do takich medykamentów należą preparaty antypsychotyczne, pozwalające leczyć schizofrenię, stany lękowe czy depresję. Dr Richard Bergman z University of Southern California zaobserwował, że szczury, którym podawano takie leki, w czasie sześciotygodniowych eksperymentów niemal podwoiły swoją wagę. Bergman rozpoczął swoje badania po tym jak firmy farmaceutyczne zwróciły się do niego z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego niektórzy pacjenci przyjmujący ich specyfiki skarżą się na gwałtowny przyrost wagi.

 

Tego typu efekt uboczny towarzyszy także przyjmowaniu leków zwalczających nadciśnienie, niektórych sterydów czy choćby hormonalnych środków antykoncepcyjnych. Kiedy kobieta stosuje tę formę zapobiegania ciąży, spowalnia się jej metabolizm. Nie je więcej niż zwykle, a jednak jej organizm odkłada więcej tkanki tłuszczowej.

 

Zagrożone nadwagą są nawet kobiety, ktore nie stosują hormonalnej antykoncepcji. Coraz częściej bowiem do środowiska dostają się substancje zanieczyszczające, swoim składem przypominające żeńskie hormony płciowe. Badania wykazały, że obecność w wodzie pitnej tzw. sztucznych estrogenów może prowadzić do zmiany płci u niektórych gatunków żab. U ludzi spożycie takiej skażonej wody powoduje otyłość.

 

Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że zmiany w naszym otoczeniu, sprzyjające tyciu, będą coraz silniej oddziaływały na następne pokolenia. Badania przeprowadzone przez Lee Elisa z Minot State University wykazały, że mechanizm doboru naturalnego preferuje ludzi grubszych, co oznacza, że ludzie z nadwagą mają po prostu więcej dzieci. Otyłe matki mają średnio od trojga do pięciorga dzieci, natomiast te, których waga pozostaje w normie - dwoje-troje dzieci. Elis, próbując wyjaśnić to zjawisko, spekuluje, że hormony uwalniane przez komórki tłuszczowe mogą stymulować płodność lub wręcz popęd seksualny.

 

Z kolei fakt, że z pokolenia na pokolenie rodzi się więcej ludzi otyłych, można tłumaczyć późnym macierzyństwem. Dzieci 30-40-letnich matek są cięższe niż dzieci 20-latek. Co więcej, różnica wagi utrzymuje się w późniejszym życiu. Ponieważ odsetek szczupłych osób w populacji stale się zmniejsza, otyłe kobiety dobierają się w pary z otyłymi mężczyznami, co jeszcze bardziej zwiększa szanse na narodziny dzieci z nadwagą.

 

Wygląda na to, że cywilizacja sprzysięgła się przeciw nam. - Dotychczas tego nie dostrzegaliśmy, jednak te nowe, coraz częściej zauważane przez naukowców przyczyny otyłości mogą być równie istotne, jak brak ruchu czy zła dieta - zauważa David B. Allison, jeden z autorów artykułu w "IJO". Oczywiście nie przyczyniają się one do zwiększania liczby ludzi otyłych w równym stopniu. Ponadto trudno jeszcze ustalić znaczenie niektórych czynników, ponieważ naukowe dowody są słabe. Jednak zbadanie i przeanalizowanie wszystkich być może pozwoli w przyszłości zapobiegać dodatkowym kilogramom.

Paweł Górecki

 

 

 www.o2.pl | Środa [04.03.2009, 22:57] 3 źródła

CHCESZ SCHUDNĄĆ? PRZESTAŃ UFAĆ DIETOM

Jedz mniej kalorii niż spalasz - to wystarczy.

Brytyjscy naukowcy doszli do wniosku, że rodzaj diety nie ma żadnego wpływu na to, ile chudniemy. Przypomnieli, że diety bardzo różnią się od siebie zaleceniami - niektóre każą uważać na tłuszcze, inne zalecają natomiast ograniczenie pokarmów bogatych w węglowodany.

Jednak najważniejsze w odchudzaniu jest odrzucenie modnych diet gwarantujących szybkie efekty. Motywem odchudzania nie powinna być wyłącznie chęć, by ładnie wyglądać ale troska o zdrowie - informują naukowcy z Harvard School of Public Healh.

 

Badania trwały dwa lata, wzięło w nich udział 800 osób z nadwagą. Zostali podzieleni na grupy. Pierwsza była na diecie ubogiej w węglowodany i bogatej w tłuszcze, druga na odwrotnej. Część badanych zaś miała nie zwracać uwagi na rodzaj składników, które spożywali. Okazało się, że wszyscy schudli dokładnie tyle samo - około 6 kilogramów po pierwszym roku i 3,5 kilograma po drugim. Badania zostały opisane na łamach pisma "New England Journal of Medicine". | TM

 

 www.o2.pl | Sobota [27.06.2009, 20:34] 4 źródła

ZBĘDNYCH KILOGRAMÓW NIE ZRZUCISZ NA SIŁOWNI

Także samo bieganie nie pomoże ci schudnąć.

Mordercze ćwiczenia w siłowni nie wpłyną na zmianę naszego metabolizmu i nie pomogą nam w zmniejszeniu wagi, jeśli nie będziemy przestrzegać odpowiedniej diety - wynika z ostatnich badań. 

Naukowcy ustalili, że w ciągu doby liczba spalanych kalorii u osób, które ćwiczyły jest taka sama jak u tych, które spędziły dzień na kanapie.

Owszem, podczas ćwiczeń tracą trochę kalorii, ale gdy tylko wychodzą z siłowni ich metabolizm wraca do równowagi.

Uprawianie sportów i aktywność fizyczna nie uprawniają nas do jedzenia wszystkiego. Najważniejsza jest odpowiednia dieta. Najskuteczniejszą metodą odchudzania pozostaje zachowanie równowagi energetyczne - uważa Edward Melanson z University of Colorado. 

Specjaliści podkreślają jednak, że nie należy lekceważyć korzyści jakie dla naszego zdrowia wynikają z ruchu. | TM

 

 

http://www.eioba.pl/a103313/najskuteczniejsza_i_najprostsza_metoda_odchudzania

Najskuteczniejsza i najprostsza metoda odchudzania

Naukowcy już kilkanaście lat temu odkryli, że spanie nago nocą jest jedną z najlepszych form aktywnego spalania zbędnych kalorii, którymi zgrzeszyłaś w trakcie dnia.

Ponieważ Twoje ciało zmuszone jest wtedy podjąć aktywny - choć pozostający poza Twoją świadomością - wysiłek, aby utrzymać stałą ciepłotę ciała. A przez to Twój organizm musi spalić więcej energii niż... podczas kilkunastominutowego joggingu.

Zresztą, zauważ. Kiedy śpisz w pidżamie, koszuli nocnej, czy nawet w koszulce i majtkach, kiedy przykryjesz się kołdrą, albo potem odkryjesz się, musi minąć dłuższa chwila, zanim poczujesz znaczącą różnicę w ciepłocie.

Ma tu miejsce pewna bezwładność. Schłodzić musi się nie tylko Twoja skóra, ale także - wcześniej - Twoje okrycie.

Kiedy śpisz nago, czujesz całą skórą każdy powiew, odkrycie choćby fragmentu skóry. Całe Twoje ciało jest jak jeden czuły termometr.

Dlatego - śpij nago, kiedy tylko możesz.

To niewiarygodne, że tak niewiele kobiet stosuje ten prosty i nie wymagający żadnego wysiłku zabieg odchudzający!

 

Spanie nago ma zresztą także inne dobroczynne skutki, które warto wziąć pod uwagę.

Oswaja Cię z własnym ciałem.

Zdziwiona?

Wiele kobiet nie akceptuje swojego ciała. W grę wchodzą różnego rodzaju kompleksy. Skazy. Prawdziwe lub wyobrażone. Niektóre kobiety nie lubią patrzeć na siebie bez ubrania. Choć często są to - obiektywnie rzecz biorąc - atrakcyjne kobiety. Zawsze coś na siebie narzucają. Koszulkę. Szlafrok. Cokolwiek.

 

Śpiąc nago, zaczynasz przyzwyczajać się do swojego ciała. I niezależnie, jak dziwnie to brzmi, pozwala Ci to w większym stopniu zaakceptować siebie samą.

 

Po prostu przyzwyczajenie zwiększa akceptację.

 

I jeszcze jedno. Dr Bissoon, propagator mezoterapii, także zaleca paniom spanie nago jako formę... walki z cellulitem, "pomarańczową skórką", tym prawdziwym utrapieniem wielu kobiet.

 

Dlaczego?

Obcisła bielizna, gumki majtek, powodują utrudnienia w cyrkulacji systemu limfatycznego, zaburzając usuwanie toksyn i produktów przemiany materii. Jeśli weźmiesz pod uwagę, że cały proces jest szczególnie intensywny w nocy, jasne się staje, dlaczego tak prosta rzecz jak spanie nago, przeciwdziała powstawaniu cellulitu i łagodzi jego objawy.

 

A poza tym, spanie nago może być całkiem przyjemne.

To jak powrót do natury.

Sprawdź dobroczynne działanie spania bez ubrania. Kto wie, może już nigdy więcej nie włożysz koszuli nocnej?

Autor: Marsen s.c. Źródło: http://www.marsen.com.pl . Przedruk dokonany za zgodą autora.

 

Odnośnik do oryginalnej publikacji:  http://www.marsen.com.pl/prosta_kuracja_odchudzajaca/prosta_kuracja_odchudzaj_ca9.htm

 

„NEWSWEEK” nr 16, 22.04.2007 r.

NADWAGA SPRZYJA ASTMIE

(...) I to aż o 50 proc. wyższe w porównaniu z osobami z wagą prawidłową – donoszą naukowcy z National Jewish Medical and Research Center w Denver. Uczeni doszli do takiego wniosku na podstawie analizy wyników badań, które przeprowadzono z udziałem ponad 333 tys. chorych na astmę. – Otyłość może upośledzić pracę płuc, bo zmniejsza ich pojemność – tłumaczy kierujący badaniami dr E. Rand Sutherland.

ajrccm.atsjournals.org.

 

 

 

 

"ANGORA: ANGORKA" nr 9, 04.03.2007 r.

CHEMIKALIA PRZYCZYNĄ OTYŁOŚCI?

Otyłość dzieci mogą powodować chemikalia

stosowane do wytwarzania plastikowych

butelek i puszek, w których sprzedawane

są napoje – takie przypuszczenie wysunęli

naukowcy z USA podczas konferencji

Amerykańskiego Stowarzyszenia na

rzecz Rozwoju Nauki (AAAS Meeting)

w San Francisco. Sprawa jest o tyle poważna,

że związki te znajdują się praktycznie

wszędzie. Zdaniem uczonych, mniej więcej

tysiąc znanych obecnie chemikaliów przemysłowych

może mieć wpływ na przemianę

materii w ludzkim organizmie i powstawanie

otyłości. Wpływają one na aktywność komórek

ciała, powodując rozrost tkanki i programując

człowieka do nieustannego gromadzenia

zapasów tłuszczu – dlatego zostały

nazwane nadwagogenami. Według

badaczy, najniebezpieczniejszy z nich jest

bisfenol A. Stosuje się go nawet przy produkcji

butelek do karmienia niemowląt.

TEK na podst. „Dziennika”

 

 

„NEWSWEEK” nr 49, 09.12.2007 r.

ALBO ŁADNA CERA, ALBO SŁODYCZE

Nadmiar słodyczy może powodować trądzik. naukowcy z Instytutu Badań nad dzieckiem i Rodziną na University of British Columbia odkryli, że nadmiar zjadanych cukrów prostych powoduje wzrost produkcji tłuszczu w wątrobie. To prowadzi do wyłączenia produkcji białka SHBR, kontrolującego poziom testosteronu i estrogenów we krwi. Efektem jest rozregulowanie równowagi hormonalnej w organizmie, co objawia się m.in. wykwitem trądziku. | (JC)

www.sciencedaily.com

 

„WPROST” nr 40(1192), 09.10.2005 r.

GRANAT PRZECIWRAKOWY

Sok z granatów leczy raka prostaty! Uczeni z University of Wisconsin odkryli, że te owoce zawierają znacznie więcej substancji przeciwutleniających (m.in. antocyjanów i tanin) oraz przeciwzapalnych niż czerwone wino czy zielona herbata. Badania na myszach, którym wszczepiono komórki raka prostaty człowieka, wykazały, że ekstrakt z granatów nie tylko niszczy już istniejące ogniska nowotworu, ale też zapobiega tworzeniu się nowych. Im większą dawkę soku spożyły myszy, tym więcej komórek rakowych ginęło. Teraz uczeni zamierzają sprawdzić, jak granaty działają na raka w organizmie człowieka. | (MF)

 

"FAKTY I MITY" nr 51/52, 03.01.2008 r.

ŻURAWINA TO JEST TO

Naukowcy z licznych uniwersytetów w USA doszli do zgodnego przekonania, co jest najzdrowsze na świecie. Okazuje się, że tytuł ów przysługuje dość pospolitej żurawinie.

Na Uniwersytecie w Scranton stwierdzono, że ma ona największą koncentrację antyutleniaczy i redukuje ryzyko raka, udaru mózgu i chorób wieńcowych. Zdaniem specjalistów z University of Massachusetts, żurawina zawiera składnik przeciwdziałający przerzutom nowotworów, poprawia też skuteczność chemioterapii, zwłaszcza w przypadku raka jajników. Według naukowców z St. Francis College, czerwone borówki zmniejszają zagrożenie infekcji moczowych i trawiennych, a w University of Rochester wykryto, że zwalczają bakterie powodujące psucie zębów. Żurawina zmniejsza także rozmiary szkód po wylewie krwi do mózgu (to efekt dociekań w University of Massachusetts), a Worcester Polytechnik Institute ogłosił, że działa ona jak antybiotyk na bakterie coli, powodujące infekcje trawienne i nerkowe.

Na jakiej zasadzie i z jakiego powodu żurawina ma tak cudowne właściwości, na razie dokładnie nie wiadomo. Ale już ludzie w XVII wieku stosowali ją jako środek leczniczy.| CS

 

"POLITYKA" nr 25(2509), 25.06.2005 r. ; s. 112 Społeczeństwo / Środowisko

WEGETARIAŃSKIE ŁOWY

JEDZ CHWASTY

Wraz z młodą marchewką, ziemniaczkami i cebulką dorastają także pospolite zielska. Odkrywamy je na nowo, gdyż mają właściwości zdrowotne, oryginalne smaki, a ich zbieranie może być równie przyjemne jak wyprawa na grzyby.

Większość z omawianych roślin znajdziemy w dwóch środowiskach: bliskim naturalnemu w dolinach rzek oraz na terenach użytkowanych rolniczo. To pierwsze jest matecznikiem nowalijek wiosennych, a latem zasobne w dojrzewające zielska. To drugie obfituje w chwasty, które możemy zbierać w myśl maksymy: Niszczmy chwasty, jedząc je.

 

Znad rzeczki

W zaroślach i na łąkach kwitną właśnie okazałymi baldachami (kwiatostanami rozłożonymi na podobieństwo parasola) dzikie włoszczyzny. I one, i ich jednoroczne, niekwitnące rodzeństwo wydają wciąż młode liście, ale jadalne są i pozostałe części – pąki, ogonki liściowe, kwiaty, owoce – wszystkie o specyficznym smaku.

 

Ogonki liściowe barszczu (fot. 1) służą jeszcze teraz na Syberii do pędzenia alkoholu, a uszatkowane liście, łodygi i kwiatostany, lekko posolone i zmoczone oraz mocno dociśnięte, kiszą się w dwa dni na kwaśną alkoholową breję, uważaną po ugotowaniu za pyszną zupę piwną. W ostrym świetle pogodnego dnia barszcze, szczególnie gatunków olbrzymich, stają się przejściowo parzące. Rękawiczki do zbioru nie zaszkodzą. Barszcz ma owłosioną łodygę i wielkie, złożone, mięsiste liście nieco podobne do klonowych. Ale uwaga na niebezpiecznie parzący barszcz Sosnowskiego, odznaczający się wielkimi rozmiarami, przewyższającymi wzrost człowieka! (POLITYKA 21/03).

 

Ogonki liściowe dzięgla leśnego (fot. 2) kandyzuje się, a jednorocznym korzeniem zaprawia alkohole. Małe listki składające się na wielkie liście są drobno ząbkowane – przy skośnym świetle można zobaczyć świetlistą obwódkę wyróżniającą tę roślinę. Żółto kwitnący pasternak (fot. 3) jest dotąd uprawiany w cieplejszych krajach dla smacznego korzenia – u nas, choć smaczny, jest zbyt łykowaty, za to ziele, kwiaty i owoce są niezwykle aromatyczne.

 

Wymienione wyżej należą do wielkiej rodziny selerowatych (baldaszkowatych) obejmującej kilkadziesiąt gatunków. Są wśród nich trujące, a dwa śmiertelnie: szczwół plamisty, czyli pietrasznik, o ciemnoplamistej łodydze, pietruszkopodobnych liściach i mysim zapachu, rosnący przy śmietniskach, oraz szalej jadowity, o seleropodobnych liściach i kłączach – tych tkwiących w bagnie, a wewnątrz charakterystycznie komorowatych. W średniowieczu to jego uważano za sprawcę śmierci Sokratesa i nadano nazwę rodzajową Cicuta! W rzeczywistości greckiego filozofa otruto pietrasznikiem. Tak czy siak, obie rośliny są trujące. Tym ciekawsze więc, że do tej samej z nimi rodziny należą uprawne i na co dzień przez nas spożywane, np. pietruszka i marchew (ta u nas występuje też jako dzika).

 

Pod olbrzymami rosną niższe zioła. Na skrajach dróg i suchych łąkach trzy babki: lancetowata, średnia i wielka (fot. 4) – obok mniszka i pokrzywy najwartościowsze z naszych. W babkach ważne są m.in. śluzy osłaniające układ pokarmowy i oddechowy. Młode liście jadalne na surowo, starsze po kilku minutach gotowania – jak szpinak.

 

Z uwagi na masowe występowanie bardzo wydajna jest koniczyna łąkowa i biała. Gdy rośnie w gęstym skupieniu, liście przed kwitnieniem zrywa się garściami na surówki lub zupy, a potem kwiaty do ozdoby potraw.

 

Popularne jest zbieranie i przyrządzanie szczawiu na zupę. Wszystkie szczawie o strzałkowatych liściach dają podobny produkt. Nie poleca się ich dzieciom, gdyż szczawiany wiążą w jelitach jony wapnia z pożywienia. Delikatniejsze są szczawiki – zajęczy z lasów i żółty (fot. 5) z nieużytków.

 

Polecane wiosną młode pędy pokrzyw teraz też można tu i tam odnaleźć, ale stare liście nie są już wskazane do jedzenia ze względów dietetycznych (w liściach pojawiają się kamienne twory).

 

Krewniak buraka

Zazwyczaj potencjał żywieniowy chwastów zdobyty kosztem roślin uprawnych marnuje się, wykorzystywany jest co najwyżej w kompoście. Tymczasem pospolite, a więc i masowo rosnące, są jadalne i nawet powinny być wybierane spomiędzy uprawnych.

 

Komosa biała (lebioda, fot. 6) jest łatwo rozróżnialna dzięki mączystemu nalotowi na liściach, lecz inne gatunki komos są podobne do siebie. Jeśli pozostają gorzkawe lub niesmaczne mimo obgotowania w słonawej wodzie – nie warto jeść. Ich krewniakami są burak i szpinak. Wszystkie zawierają małe ilości szczawianów.

 

Krewniaczki kapusty o ostrym smaku – żółto kwitnąca gorczyca polna zwana ognichą (fot. 7) oraz białokwiatowa rzodkiew świrzepa (fot. 8) mogą być dodatkiem do zup i surówek. Inne kapustne, charakteryzujące się podobnym smakiem i czterema płatkami kwiatów (dlatego dawniej zwane krzyżowymi), można jeść w małej ilości.

 

Wszystkie osty i ostrożenie są w całości jadalne! Z powodu kłopotliwych kolców ziele użytkuje się jako bardzo młode, a kolce odcina. U starszych pozostaje do jedzenia korzeń, u niektórych łodyga, a z wielkokwiatowych – jak popłoch lub ostrożeń lancetowaty (fot. 9) – młode kwiatostany na wzór karczochów. Do tej ostatniej potrawy potrzeba narzędzi – imadełek, szczypczyków, nożyków.

 

Kilka chwastów przywleczono z obu Ameryk. Szarłaty (fot. 10), obie żółtlice – owłosiona (fot. 11) i drobnokwiatowa, oraz przymiotno kanadyjskie (fot. 12) mają jadalne liście i młode pędy. Podobnie jak komosę zbiera się je masowo na zupy.

 

W rejonach dawnych majątków (np. w warszawskim Wilanowie) pozostały jako chwasty zdziczałe mlecze, niegdyś uprawiane. W odróżnieniu od mniszka, dopiero z końcem lata nadają się do zbioru, a kwitną do mrozów (fot. 13). Są chrupkie i bardzo smaczne na zimno i na gorąco, można je kisić, a zbiór jest bardzo łatwy i wydajny.

 

I wreszcie znienawidzony perz! Jego kłącza i młodziutkie, podziemne pędy są słodkie – po wypłukaniu – surowe lub ugotowane do surówek, sałatek, zup i na jarzynę.

 

Na ugorze

Te i inne chwasty upraw, nawet łanami, zasiedlają także ugory. Bylica pospolita (fot. 14) – krewniaczka piołunu i bożego drzewka – ma ostry smak nadany przez terpeny oraz goryczki i za młodu w niewielkich ilościach nadaje się jako przyprawa do tłustych mięs. Umasowił się wiesiołek (fot. 15) – sałata Indian. Ci jedzą z niego wszystko – od korzenia przez liście, zielone owoce i nasiona. W pierwszym roku pod rozetą liści zimuje wielki smaczny korzeń – najłatwiejszy do pozyskania z gleb piaszczystych; gotuje się go lub piecze w folii przy ognisku. Kwiaty są ozdobą potraw, zaś nasiona panaceum antystresowouczuleniowym. W nich znajduje się bowiem wielonienasycony olej – prekursor prostaglandyn antyzapaleniowych. Zamiast drogiej kapsułki zjada się łyżkę stołową nasion namoczonych np. w mleku. Pozyskuje się je z owoców-torebek, ścinając fragmenty łodyg i umieszczając szczytami w dół w kuble.

 

Mniej masowo rosną różne ślazy (fot. 16) – krewniacy ogrodowej malwy. To rośliny śluzodajne, porównywalne co do wartości dietetycznej z babkami i podbiałem. Liście (jak i malwy) na surówki, zupy i szpinaki, a kwiaty do ozdoby.

 

W wazie, a nie w wazonie

W naszej kuchni kwiaty traktuje się jako nieprzydatne. Tymczasem jest to surowiec zarówno dekoracyjny, jak i smakowy oraz zdrowotny. Poza znanymi powszechnie trującymi roślinami jak wawrzynek, tojad, naparstnica, konwalia, większość kwiatów zarówno dzikich, jak i ogrodowych jest jadalna. Używa się całych kwiatów bądź tylko płatków. Te ostatnie odcina się nożyczkami u ich nasady. Jest to szczególnie ważne u astrowatych (złożonych), jak np. mniszek, u których szybko w kielichu powstaje puch.

 

Im większe kwiaty, tym bardziej dekoracyjne, jak np. bratki, ślaz i malwa, dzwonki, róże, dziewanny, wiesiołki, wierzbówka (dziewanny mają kwiaty pięciopłatkowe, a wiesiołki i wierzbówka – czteropłatkowe). Mniejsze kwiaty (ale i jadalne liście) ma krwawnica (fot. 17), głowienki (fot. 18), bławatek i inne chabry, groszki itp. Z ogrodowych wyróżniają się nasturcja z witaminowymi liśćmi, nagietek, a nawet chryzantemy i słoneczniki. Sałatki, surówki, chłodnik posypuje się nawet pełnymi garściami, w ostatniej chwili, aby nie straciły dobrego wyglądu.

 

Dania specjalne

Wierzbówka (fot. 19) – okazała roślina czerwono kwitnąca na skrajach lasów – daje trzy produkty: młode, jeszcze ostro zakończone pędy je się jak szparagi, kwiatów używa się do ozdoby sałatek, a dolne zeschłe liście dają smaczny napar – bezkofeinową herbatkę.

 

Wonne kwiatostany przytulii (fot. 20) – żółto lub biało kwitnącej, oraz kwiaty róży, a wiosną fiołka, czeremchy, akacji zalane ciepłą wodą są smacznym napojem na upały.

 

Pospolity krwawnik (fot. 21) oraz pokrewny mu kichawiec stosować można jako przyprawę. Drobne listki ściąga się palcami ze szczytów w dół – trzeba nabrać wprawy, aby szypułka nie urywała się. Ziela tego używa się na surowo, w małych dawkach z powodu dużego stężenia olejków. Dodaje się do sałatek i zup, a oryginalnym daniem jest zaprawiona nim jajecznica.

 

Kto lubi gorycz, ten pojada skubnięte cząstki liści piołunu (fot. 22) – srebrnoszarej, aromatycznej rośliny ugorów. Podobny smak ma wrotycz (fot. 23) – do jeszcze bardziej skąpego pojadania, a w wiązkach – do odstraszania moli.

 

Wiązówka błotna (fot. 24) to żywa aspiryna. Przedawkować ją jednak trudno, gdyż pachnie jodoformem, czyli apteką. Suszonymi kwiatami i zielem wprost lub w osobnym woreczku można aromatyzować np. herbatę.

 

Dzika witamina

Niektóre nasze dzikie rośliny są bogatsze w witaminę C niż owoce południowe. Poza chronionym rokitnikiem przodują róże – łyżka stołowa owoców zawiera dawkę dzienną tej witaminy. Bogate też są owoce berberysu oraz liście wielu roślin. Problemem jest nie tyle pozyskanie surowca, co zachowanie składników w czasie przechowywania. Dobrym sposobem jest szybkie zamrożenie owoców – u róży (najwydatniejsza – pomarszczona Rosa rugosa u nas już dziczejąca) po usunięciu ze środka orzeszków – właściwych owoców wraz z kłującymi włoskami. Inną metodą, dostępną raczej na wsi, jest włożenie surowca do kiszonej kapusty – w przypadku owoców prezentują się one pięknie potem na talerzu. Natomiast unikać należy suszenia (z powodu utraty witaminy C).

 

Poza owocami witaminowymi są i kolorujące – wymiatające wolne rodniki. Dziki bez czarny (fot. 25) jest najłatwiej dostępny. Je się tylko gotowane przetwory, bezwzględnie po uprzednim usunięciu jeszcze z baldacha niedojrzałych owoców (!!!). Czeremcha późna, tzw. amerykańska (fot. 26), to niespodziewanie ekspansywny gatunek. Owoce jadalne na surowo i dobre na sok. Ptaki zjadają je jeszcze szybciej niż owoce dzikiego bzu.

 

Około trzydziestu przedstawionych jadalnych roślin to garstka z ponad 200, których się doliczył się dr Łukasz Łuczaj, surwiwalowiec smakujący rośliny i bezkręgowce. Podobnie jak w przypadku grzybów potrzebne są atlasy, doświadczenie własne i cierpliwość powolnego poznawania poszczególnych gatunków.

Wiktor Pawłowski

 

 

 www.o2.pl | Czwartek [18.06.2009, 13:42] 1 źródło

PIZZA ZDROWSZA OD GOTOWANEJ MARCHEWKI?

Wszystko zależy od sposobu przygotowania.

Okazuje się, że pizza z pomidorami może dostarczyć organizmowi więcej karotenu niż świeża marchewka. Natomiast mrożony groszek zawiera więcej substancji odżywczych niż świeży. O wpływie sposobów przygotowywania warzyw do spożycia na nasze zdrowie pisze "Daily Mail".

 

Dziennik przekonuje, że po podgrzaniu pomidory tracą co prawda dużo witaminy C, ale wzrasta w nich zawartość karotenu. Jeżeli do pizzy dodamy dużo tłuszczu, który zwiększa przyswajanie korzystnych substancji, to może okazać się, że to danie zdrowsze od tartej marchewki.

Bowiem, aby skorzystać z dobrodziejstwa tego warzywa trzeba je zjeść gotowane w całości. Inne sposoby przygotowywania marchwi powodują, że traci ona większość substancji odżywczych - także tych chroniących przed rakiem.

 

"Daily Mail" donosi także, że najzdrowsza jest kukurydza prażona, a nie w zalewie czy gotowana. Warzywo zawiera witaminy B i C, mangan i błonnik, a te substancje najłatwiej organizm wchłania właśnie po tym jak kukurydza „wybuchnie". Tu też jest jedno ale... Dodawana do pop-cornu sól, cukier i tłuszcz czynią z niego bombę kaloryczną.

 

Dziennikarze z działu naukowego brytyjskiej gazety zauważają również, że paradoksalnie więcej zyskamy jedząc groszek z mrożonki, a nie świeży ze sklepu. Warzywo jest zamrażane już po 2 godzinach od zerwania, a świeże strąki do sklepu mogą „wędrować" przez hurtownie nawet kilka dni, tracąc wiele z cennych witamin. | AJ

 

 www.o2.pl | Czwartek [25.06.2009, 16:53] 2 źródła

RYBY I OWOCE MORZA NIE PRZEDŁUŻĄ CI ŻYCIA

Sprawdź, jaka dieta zapewni ci długowieczność.

Nie wszystkie pozycje z diety śródziemnomorskiej są równie korzystne dla naszego zdrowia. Greccy naukowcy stwierdzili, że warzywa i oliwa z oliwek może przedłużyć życie, ale krewetki niekoniecznie - donosi healthday.com.

Badacze z Uniwersytetu w Atenach przez 10 lat analizowali zwyczaje żywieniowe ponad 23 tysięcy Greków. Okazało się, że długowieczność zapewnia dieta bogata w warzywa, owoce, orzechy, rośliny strączkowe przy jednoczesnym unikaniu mięsa i sporadycznym piciu alkoholu.

Według naukowców, jedzenia tylko ryb i owoców morza - nawet w dużych ilościach nie przyniesie takich samych efektów. Dlatego ważne jest, aby mieszkańcy południa Europy pamiętali o urozmaiceniu swojego menu. | AJ

 

 www.o2.pl | Czwartek [02.07.2009, 17:03] 1 źródło

WEGETARIAŃSKA DIETA SZKODZI ZDROWIU

Łatwiej doznać ciężkiego urazu.

Choć w badaniach onkologów dieta wegetariańska okazała się być zbawienną, inne badania zwracają uwagę na łamliwość kości.

Osoby pozostające na wegetariańskiej diecie mają słabsze kości niż ich mięsożerni koledzy i koleżanki - udowadniają naukowcy z Australii i Wietnamu.

Badania przeprowadzono na 2,7 tys. osób. Okazało się, że kości wegetarian miały gęstość o 5 procent mniejszą niż mięsożerców. W najgorszym stanie były kości wegan. Ich kości miały gęstość mniejszą o 6 procent.

Nie było żadnej różnicy w grubości kości tych osób, które rezygnowały z jedzenia mięsa i owoców morza, ale jadły jajka i produkty mleczne - twierdzą naukowcy, których badanie opublikowano w piśmie American Journal of Clinical Nutrition.

Badacze z Garvan Institute for Medical Research z Sydney i wietnamskiego uniwersytetu Pham Ngoc Thach z miasta Ho Chi Minha są zdania, że ilość wegetarian na świecie i wysoka częstotliwość przypadków osteoporozy czynią tą kwestię wartą dalszych badań. | JS

 

 www.o2.pl | Czwartek [02.07.2009, 13:46] 1 źródło

LUBISZ SOK POMARAŃCZOWY?

Zobacz, co z nimi robi zawarty w nim kwas.

Wiele osób nie wyobraża sobie śniadania bez szklanki soku pomarańczowego. Niestety, jak stwierdzili naukowcy z Instytutu Zdrowia Jamy Ustnej z University of Rochester Medical Centre w Nowym Jorku, jest on bardzo szkodliwy dla naszych zębów.

Kwas zawarty w soku pomarańczowym dosłownie zmywa z nich szkliwo, które chroni zęby na przykład przed próchnicą - twierdzi dr Yan-Fang Ren.

Od dawna wiadomo, że kwaśne napoje szkodzą zębom. Jednak wynik tych badań zaskoczył naukowców. Okazało się, że ich picie może zmniejszyć twardość szkliwa aż o 84 proc.

Nie tylko sok pomarańczowy jest szkodliwy dla zębów. Szkliwo "wymywają" z niego również inne kwaśne soki owocowe, napoje gazowane i energetyczne.

Im dłużej trzymamy w ustach napój, delektując się jego smakiem, tym bardziej narażamy nasze zęby - twierdzi dr Ren.

Jej zdaniem tylko odpowiednia higiena jamy ustnej i stosowanie pasty z fluorem może ustrzec nas przed negatywnymi skutkami zawartych w napojach kwasów. | WB

 

„WPROST” nr 41(1294), 14.10.2007 r.

WAGA ŻYCIA

Czterdziestolatek powinien ważyć tyle samo, ile ważył wtedy, gdy był dwudziestolatkiem. Może przytyć nie więcej niż 2,25 kg i to pod warunkiem, że w wieku 20 lat nie miał nadwagi. Wtedy ma szansę się uchronić przed chorobami serca, cukrzycą, nowotworami, zapaleniem stawów i zaćmą. Epidemiolodzy z Harvard University dowiedli, że osoby, które między 20. a 40. rokiem życia przytyły więcej niż 2,25 kg, są bardziej narażone na przedwczesną śmierć niż te, którym udało się utrzymać stałą wagę. Większość czterdziestolatków waży aż o 30 proc. więcej niż przed 20 laty. | (MF)

 

 

ODŻYWIANIE SIĘ:

 

TRZY ELEMENTARNE ZASADY ŻYWIENIOWE:

1. Jemy tylko produkty gotowane, np. knedle, pierogi leniwe, kopytka, ryż, kaszę gryczaną, ziemniaki, fasolę, jajka. (Nie jemy produktów wysokoprzetworzonych, konserwowanych, pieczonych, smażonych, wędzonych (np. chleba, konserw, wędlin)).

2. Mięso jemy wyłącznie z warzywami i tylko pochodzące z zwierząt swobodnie pasących się. (Nie jemy z chlebem, ziemniakami, ryżem, bo zwiększa to czas przyswajania, zużytą do tego celu energię, zmniejsza przyswajanie składników oraz zatruwa organizm).

3. Po mięsie nie jemy owoców, gdyż szybko zostaną przesunięte w przewodzie pokarmowym (są szybko przyswajane), połączą i zmieszają się z mięsem (będą też z nim zalegać), a następnie powstaną szkodliwe substancje.

 

Dodam jeszcze, że najlepiej pić WODĘ. By łatwiej przejść na picie wody, zamiast wynalazków, można przez 2-3 dni nic nie pić, po tym czasie woda smakuje jak napój.

 

 

Lepiej unikać odżywiania się w obecnych publicznych jadłodajniach i u innych osób. Są to podstawowe źródła chorób zakaźnych i innych, związanych z niezdrowym odżywianiem. Obecna, dzika, gospodarka rynkowa spowodowała funkcjonowanie firm kosztem zdrowia klientów.

 

Produkty spożywcze poddane wysokim temperaturom są szkodliwe dla zdrowia, w tym rakotwórcze.

Nie należy jeść produktów wysoko przetworzonych (w tym wędlin).

Gazowane chemikalia (zwane napojami) są b. szkodliwe dla zdrowia.

Produkty spożywcze najlepiej spożywać z upraw ekologicznych. Taka żywność nie tylko zapobiega chorobom, ale niektóre wręcz leczy. Po za tym w ten sposób sprzyja się rozwojowi takich gospodarstw pokazując pozostałym producentom właściwy, opłacalny kierunek, co wpłynie na obniżkę cen.

 

ZUPY:

– najlepiej jeść ciepłe, a nie gorące (które niszczą szkliwo zębowe i florę bakteryjną przewodu pokarmowego, oraz zmuszają organizm do usuwania nadmiaru ciepła);

– przecier np. z ogórków czy pomidorów najlepiej dodać po ugotowaniu np. ziemniaków, czy ryżu i częściowym ich ostygnięciu, by nie niszczyć składników odżywczych w dodawanych warzywach;

– zamiast tłuszczu zwierzęcego (np. do zupy warzywnej) najlepiej dodać olej tłoczony na zimno (np. rzepakowy)(ok. 1 łyżkę na litr) (najlepiej do przecieru, by m.in. spowolnić rozkład jego składników).

 

 

 www.o2.pl | Piątek [27.03.2009, 11:31] 3 źródła |

JUŻ NIGDY NIE PIJ GORĄCEJ HERBATY

Bo zachorujesz na raka przełyku - ostrzegają irańscy naukowcy.

Według najnowszych badań opublikowanych w "British Medical Journal" picie herbaty o temperaturze 70 stopni C i wyższej zwiększa ryzyko nawet ośmiokrotnie, picie chłodniejszego napoju o temperaturze 56-69 stopni C już tylko dwukrotnie - twierdzą naukowcy z uniwersytetu w Teherani. - Najbezpieczniejsza jest herbata o temperaturze poniżej 65 stopni C - dodają.

Ważne dla zdrowia jest również tempo spożywania naparu. Wypicie filiżanki w czasie dwóch minut po zaparzeniu jest pięć razy bardziej niebezpieczne, niż spożycie jej o dwie minuty później.

Należy po prostu poczekać kilka minut, aż napar wystygnie - radzi doktor David Whiteman z Queensland Institute of Medical Research.

Każdego roku na świecie ta odmiana nowotworu zabija ponad pół miliona ludzi. TM

 

 

PRODUKTY MIĘSNE W SOSIE WŁASNYM,

najlepiej gotować (np. z cebulą, kapustą) i jeść z dodatkiem warzyw. Połączenie mięsa np. z chlebem, makaronem czy ziemniakami jest nieprawidłowe: organizm nie przyswoi w pełni składników, czas trawienia przedłuży się dwukrotnie i powstaną toksyny.

Zamiast pieczywa lepiej jeść gotowane produkty mączne, robiąc np. knedle, kopytka, pierogi. Jeśli jednak ktoś je pieczywo to najlepiej razowe i na zakwasie (bez drożdży).

 

NIE NALEŻY ZMUSZAĆ DZIECI DO JEDZENIA (I SPANIA)

bo gdy podrosną będą to odreagowywać. Jest to czynnik sprzyjający anoreksji, nocnym imprezom (stąd taką popularnością cieszą się nocne imprezy. Jakby niemożna tego było robić w ciągu dnia). Zaspokajanie tych potrzeb natura skutecznie reguluje od mln lat.

 

WSTRĘT DO OKREŚLONEJ GRUPY POKARMÓW (np. owoców) może być spowodowany długą przerwą w ich spożywaniu, i w wyniku tego oduczeniem narządów swojego przewodu pokarmowego, flory bakteryjnej w przewodzie pokarmowym, od ich przetwarzania. By ułatwić akceptację takich produktów przez organizm należy spożywać je w łatwo przyswajalnej postaci i stopniowo.

 

 

"NEWSWEEK" nr 4, 29.01.2006 r. NAUKA ZDROWYM BYĆ

SUPERDROBINY

Sprawdź, czy w twojej diecie nie brakuje witamin, minerałów i kwasów tłuszczowych.

Zdawałoby się, że skoro kości potrzebują wapnia, to u osób, które jedzą dużo produktów mlecznych, bogatych w ten składnik mineralny, kości powinny być supermocne. Dlaczego więc w Singapurze, gdzie ludzie dorośli w ogóle nie piją mleka, nie dochodzi do złamań szyjki kości udowej? A w Skandynawii - gdzie mleka pije się dużo - złamań tych jest mnóstwo? Specjaliści zjawisko to nazywają wapniowym paradoksem.

 

Naukowcy znają blisko 40 witamin i soli mineralnych, potrzebnych organizmowi do najróżniejszych zadań, od wzmacniania kości po wspieranie układu odpornościowego. Ale - jak wskazuje wapniowy paradoks - ich wpływ jest mniej jednoznaczny niż działanie leków. Substancje te łączą się ze sobą niezwykle subtelnie, a mechanizmy ich działania dopiero zaczynamy poznawać.

 

- Jednak już dziś wiadomo, że nie wystarczą tabletki z witaminą E, jeśli człowiek odżywia się deserami lodowymi - twierdzi dietetyczka Alice Lichtenstein z Uniwersytetu Tuftsa.

 

Oto najnowsze wyniki badań, które pokazują, jak należy się odżywiać, aby być zdrowym.

 

Wapń

Wiadomo, że to przede wszystkim od tego składnika mineralnego zależy, czy ma się mocne kości. Naukowcy odkryli jednak, że sam wapń nie wystarczy. Jeśli kości mają być zdrowe, muszą otrzymywać także fosfor i magnez, i to w stosownych proporcjach. Potrzebują również odpowiednich ilości białka, witaminy K, która wspomaga te białka, oraz jeszcze dwóch innych czynników: witaminy D (umożliwiającej przyswajanie wapnia) oraz ćwiczeń fizycznych (które są konieczne do pobudzania aktywności komórek tworzących kości). Wydaje się, że biorąc to wszystko pod uwagę, można wyjaśnić wapniowy paradoks. Wprawdzie naukowcy podkreślają, że nie bez znaczenia są także różnice genetyczne, ale bez witaminy D się nie obejdzie. Pamiętajmy, że w większości powstaje ona w organizmie pod wpływem światła słonecznego, które dociera do skóry. Nic zatem dziwnego, że ludzie, którzy mieszkają bliżej równika, gdzie nasłonecznienie jest duże, lepiej wchłaniają wapń i są mniej narażeni na złamania.

 

Wapń odgrywa też zasadniczą rolę w przekazywaniu impulsów nerwowych i utrzymywaniu regularnego rytmu serca. Pobudza wydzielanie hormonów i aktywuje enzymy. Prawdopodobnie chroni też przed rakiem jelita grubego.

 

Większość z nas powinna zjadać więcej produktów bogatych w wapń. Jak szacuje prof. Marek Naruszewicz z Akademii Medycznej w Warszawie, aż 40 proc. Polaków ma niedobór tego pierwiastka.

 

Witamina D

Mieszkańcy stanów południowych USA w latach 70. XX w. o połowę rzadziej umierali na nowotwór jelita grubego niż mieszkańcy północnego wschodu. Czyżby przyczyną była "słoneczna" witamina D? Od tamtych czasów pojawiło się wiele badań wskazujących, że witamina D obniża ryzyko zachorowania na raka i to nie tylko jelita grubego, lecz także piersi, gruczołu krokowego i jajników. Osoby, którym jej nie brakuje, są mniej narażone na choroby autoimmunologiczne, m.in. cukrzycę typu I i stwardnienie rozsiane. Niewykluczone też, że witamina D chroni przed schorzeniami układu krążenia i usprawnia pracę płuc. - Nie należę do maniaków medycyny alternatywnej, którzy twierdzą, że jakaś jedna odżywka to panaceum. Niemniej witamina D na coś takiego wygląda - mówi Reinhold Vieth z Uniwersytetu Toronto.

Na pewno jej działanie nie ogranicza się do wspomagania wchłaniania wapnia. Witamina D aktywizuje układ odpornościowy i zmienia jego sposób funkcjonowania (to wyjaśnia jej wpływ na choroby autoimmunologiczne). Zapobiega powstawaniu nowotworów - gdy komórki się "uzłośliwiają", wspiera w nich procesy autodestrukcji. Naukowcy podejrzewają, że witamina D ma jeszcze inne, niepoznane działania. - Komórki najróżniejszych tkanek w organizmie zostały wyposażone w receptory witaminy D. Nie miałyby ich, gdyby to czemuś nie służyło - zwraca uwagę dr Michael Holick z Uniwersytetu Bostońskiego.

 

To, ile witaminy D potrzebujemy, jest wciąż kwestią dyskusyjną. Specjaliści zalecają od 200 do 600 jednostek międzynarodowych (j.m.) dziennie, ale coraz więcej naukowców twierdzi, że to za mało. Na przykład Garlandowie uważają, że dawka 1000 j.m. dziennie może zmniejszyć zagrożenie rakiem jelita grubego o połowę, a rakiem piersi i jajników o jedną czwartą. Inni są zdania, że latem wystarczy samo wystawienie rąk i nóg na słońce na 5-10 minut 2-3 razy dziennie, bez smarowania ich kremami z filtrem UV. Jedynie zimą - kiedy słońca brakuje - można sięgnąć po tabletki z witaminą D3 lub jeść więcej tłustych ryb i produktów wzbogacanych w witaminę D

 

Sprawdź, czy w twojej diecie nie brakuje witamin, minerałów i kwasów tłuszczowych.

(niektóre gatunki mleka i soków pomarańczowych oraz mleczka sojowego).

 

Kwasy tłuszczowe omega-3

Jest ich dużo w rybich tłuszczach, wpływają korzystnie nie tylko na układ krążenia, lecz także chronią przed wieloma schorzeniami psychicznymi i neurologicznymi, od choroby afektywnej dwubiegunowej i schizofrenii po depresję, nadpobudliwość psychoruchową (ADHD), alzheimera i pograniczne zaburzenie osobowości. Jest tak dlatego, że mózg w 60 proc. składa się z tłuszczu - co może zdumiewać - a kwasy tłuszczowe omega-3 są mu potrzebne do prawidłowego działania. Z badań wynika, że kwasy te wspomagają budowę błon komórkowych, zwiększają stężenie w mózgu serotoniny i sprzyjają tworzeniu połączeń między neuronami. - To coś w rodzaju nawozu użyźniającego układ nerwowy. Komórki w mózgu, które mają pod dostatkiem kwasów omega-3, tworzą więcej synaps - mówi dr Joseph Hibbeln, psychiatra z National Institutes of Health.

 

Niewykluczone też, że kwasy omega-3 wpływają korzystnie na kości. Bruce Watkins, dietetyk z Purdue University, ustalił, że pobudzają one do działania komórki okostnej, rozrodczej błony okrywającej kości.

 

W pokarmach znajdujemy dwie podstawowe odmiany kwasów omega-3: krótkołańcuchowe (zwane ALA), obecne w orzechach włoskich, siemieniu lnianym, oleju rzepakowym i zielonych warzywach liściowych, oraz długołańcuchowe (EPA i DHA), które możemy znaleźć w owocach morza. Odmiany długołańcuchowe działają, jak się wydaje, najkorzystniej - zwłaszcza na mózg. Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne zaleca, by tłuste ryby morskie jeść co najmniej dwa razy w tygodniu. A ci, którzy już mają kłopoty z układem krążenia, powinni przyjmować 1 g EPA i DHA dziennie - w postaci tłustych ryb morskich lub tabletek.

 

Chrom

Świat zmierza ku wielkiej epidemii cukrzycy typu II. Według Światowej Organizacji Zdrowia w 2025 r. będzie na nią chorować 300 milionów ludzi na świecie (w 1997 roku było ich 143 mln). By uniknąć tych kłopotów, trzeba zacząć mniej jeść białej mąki i cukru. Coraz więcej danych wskazuje jednak, że należałoby jednocześnie zwiększyć spożycie chromu. Naukowcy od dawna wiedzą, że pierwiastek ten bierze udział w metabolizmie cukru. Organizm wykorzystuje go za każdym razem, gdy uruchamia zgromadzony zapas glukozy. Najnowsze badania sugerują, że chrom zwiększa wrażliwość na insulinę u cukrzyków oraz u osób w stadium przedcukrzycowym.

 

Ponieważ chromu potrzebujemy w ilościach śladowych, wydawałoby się, że powinniśmy otrzymywać go pod dostatkiem. Badania dowodzą jednak, że wiele osób ma go za mało. Specjaliści zalecają zatem by jeść więcej brokułów, jabłek, innych warzyw i owoców, bo one dostarczają chromu, natomiast ograniczyć spożycie cukru, który obniża zawartość tego pierwiastka w organizmie. W ostateczności można przyjmować tabletki zawierające związek chromu. Preparaty wielowitaminowe także zawierają ten pierwiastek, ale nie jest on łatwo przyswajalny.

 

Potas

Bardzo skutecznie obniża ciśnienie krwi, a nawet 1-, 2-procentowa obniżka zmniejsza ryzyko udarów. Potas chroni przed kamieniami nerkowymi i reguluje pracę serca. Prawdopodobnie sprzyja także kościom, bo zobojętnia kwasy w krwiobiegu, które wypłukują wapń odłożony w kościach. - Jeśli ma się zdrowe nerki, to z potasem jest jak z miłością i pieniędzmi - nigdy za wiele - mówi David B. Young, fizjolog z Uniwersytetu Missisipi. Specjaliści zalecają minimum 4700 miligramów potasu dziennie. W Polsce co trzeci z nas ma niedobór tego pierwiastka - warto przyjmować wraz z pokarmami 8 tys. mg potasu dziennie; jest to ilość, do której przystosowała nas ewolucja.

 

Do zdrowia nie ma drogi na skróty. Zdumiewające jest jednak, że dobry jadłospis chroni przed wszystkim, od raka po choroby układu krążenia i cukrzycę.

 

„WPROST” nr 1049, 05.01.2003 r.

MÓZG NA TALERZU

Jak jeść z głową

Od kilkunastu tygodni uczniom szkoły podstawowej w Hampstead w Wielkiej Brytanii nie wolno spożywać hamburgerów, słodyczy i kolorowych napojów gazowanych. Zdaniem nauczycieli, efekty tego zakazu są już widoczne. Dzieci stały się łagodniejsze i bardziej skore do nauki. Wzbogacenie diety pensjonariuszy jednego z brytyjskich domów poprawczych o zestaw witamin i minerałów znacznie zmniejszyło liczbę aktów agresji. Coraz więcej badań dowodzi, że nieodpowiednio dobrana dieta może wywoływać uczucie poirytowania, złości oraz osłabienie pamięci i sprawności intelektualnej. Często przyczynia się też do nasilenia objawów chorób psychicznych. Nasze zdrowie psychiczne w ogromnej mierze zależy od tego, co jemy.

 

Dietetyka kryminalna

Przez dziewięć miesięcy połowa z 230 młodocianych przestępców z domu poprawczego w Aylesbury w Wielkiej Brytanii otrzymywała suplementy pokarmowe w postaci 28 pigułek zawierających witaminy A, D, C i E oraz witaminy z grupy B, minerały, takie jak wapń, żelazo, magnez i cynk, oraz kwasy tłuszczowe. Druga połowa dostawała 28 pigułek placebo. Ani więźniowie, ani strażnicy nie wiedzieli, którzy osadzeni biorą substancje odżywcze, a którzy nie. Wyniki testu były zaskakujące. Ci, którzy przyjmowali suplementy, mieli na swym koncie aż o 37 proc. mniej aktów agresji. "Niewykluczone, że wielu przestępstw można by uniknąć tylko dzięki zmianie diety" - twierdzi Bernard Gesch, fizjolog z Oxford University, kierujący badaniami. Przykłady potwierdzające wpływ diety na funkcjonowanie mózgu można mnożyć.

 

Jeść bez pamięci

Po trzech miesiącach eksperymentu przeprowadzonego przez uczonych z University of Toronto szczury karmione jedzeniem o wysokiej zawartości tłuszczu - w porównaniu z gryzoniami pozostającymi na diecie niskotłuszczowej - miały poważne problemy z uczeniem się nowych zadań. Osłabieniu uległa ich pamięć długotrwała i krótkotrwała. Zdaniem uczonych, mechanizm ten u ludzi funkcjonuje w podobny sposób.

Niedobory choliny, substancji odżywczej obecnej na przykład w jajkach, mięsie i orzechach, w okresie ciąży prowadzi do wolniejszego podziału komórek mózgowych płodu w obszarach odpowiadających za poprawne funkcjonowanie pamięci - wynika z kolei z badań przeprowadzonych na szczurach przez uczonych z University of North Carolina.

Niedobór witaminy PP, której najlepszym źródłem jest mięso, ryby, rośliny strączkowe, otręby pszenne, kasza jęczmienna i pieczarki, również może powodować słabsze funkcjonowanie pamięci.

 

Winowajca na stole

Testy przeprowadzone w październiku przez Food Commission, niezależną brytyjską organizację zajmującą się badaniem jakości pożywienia, wykazały, że sztuczne dodatki do żywności wywołują u dzieci nadpobudliwość i napady złości. Uczeni z Asthma and Allergy Research Center, współpracujący z Food Commission, przebadali 277 trzylatków, podając im napoje zawierające takie dodatki, jak tartrazyna (E 102) czy benzoesan sodu (E 211). U dzieci tych zaobserwowano większą aktywność, ale także tendencję do nieposłuszeństwa i krnąbrności, zwłaszcza w godzinach popołudniowych.

Inne badania wykazały, że nadmiar soli, cukru, tłuszczu, alkoholu i kofeiny zwiększa podatność na wystąpienie tzw. zespołu napięcia przedmiesiączkowego u kobiet.

Z kolei z powodu spożywanych w godzinach południowych obfitych posiłków oraz drobnych przekąsek i napojów pracownicy na całym świecie cierpią na tzw. popołudniową apatię, charakteryzującą się brakiem energii i znacznym obniżeniem sprawności intelektualnej. Ziemniaki, hamburgery, czekolada oraz słodzone napoje gazowane to - zdaniem brytyjskich uczonych - główni winowajcy.

 

Komfort psychiczny w menu

Cukier, kofeina, alkohol, czekolada, produkty zbożowe z pszenicy, dodatki do żywności, nasycone tłuszcze zwierzęce - to pokarmy, których spożycie w niekorzystny sposób zmienia funkcjonowanie mózgu. Czy jest jednak sposób, by za pomocą diety je usprawnić?

Zdecydowanie tak - przekonują specjaliści ds. zdrowego żywienia. Podczas badań przeprowadzonych w ramach tegorocznej edycji projektu Food and

Mood wspieranego przez Mind, brytyjską organizację promującą troskę o własne zdrowie psychiczne, 88 proc. badanych odczuło wyraźną zmianę samopoczucia i sprawności umysłowej po zmianie diety, 26 proc. twierdziło, że zmiana sposobu odżywiania pomogła się im pozbyć huśtawki nastrojów. Około 25 proc. badanych zauważyło, że nowa dieta znacznie ograniczyła liczbę ataków paniki i lęku oraz depresji. Jak osiągnąć taki wynik? Śniadanie składające się z porcji ziaren, jednego

 

świeżego owocu i jednego niskotłuszczowego produktu nabiałowego może zwiększyć energię na cały dzień, zapobiegając zmęczeniu, poprawiając nastrój i koncentrację. Spożywanie do sześciu mniejszych posiłków dziennie zmniejsza ryzyko pojawienia się zmęczenia, bezsenności i niezadowolenia. Specjaliści zalecają też ograniczenie spożycia słodyczy i śmietany do jednego razu dziennie, a także ograniczenie dziennej dawki tłuszczów do około 25 proc. wszystkich kalorii, przy jednoczesnym zwiększeniu ilości węglowodanów złożonych, błonnika, witamin i minerałów. Innymi słowy, zalecają jedzenie większej ilości owoców i warzyw.

 

Morska apteka

Poprawę samopoczucia gwarantuje także jedzenie ryb morskich. Badania przeprowadzone przez Sylvię de la Presa Owens i Sheilę Innes z University of British Columbia udowodniły, że osiemnastodniowe prosięta, których pokarm zawierał tłuszcze rybne, miały dwukrotnie więcej serotoniny w czołowych płatach mózgowych niż prosięta żywione tradycyjnie.

Tłuszcze rybne mogą mieć także działanie terapeutyczne w leczeniu chorób psychicznych. Andrew Stoll i jego współpracownicy z Harvard University wykazali skuteczność tłuszczów rybnych w łagodzeniu objawów choroby dwubiegunowej (w schorzeniu tym na przemian występują stany depresyjne i maniakalne).

 

Malcolm Pett z Sheffield University podawał duże dawki występujących w rybach kwasów omega-3 siedemdziesięciu pacjentom, u których kuracja prozakiem okazała się nieskuteczna. Po dwunastu tygodniach zaobserwował, że stan zdrowia 69 proc. pacjentów przyjmujących tłuszcze rybne poprawił się. Podobną poprawę odnotował jednak zaledwie u 25 proc. pacjentów przyjmujących placebo. Obecnie prowadzi się kilkanaście testów klinicznych, których celem jest sprawdzenie zastosowania kwasów tłuszczowych omega-3 do leczenia schorzeń psychicznych, między innymi schizofrenii i ADHD - zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi.

 

Wino zamiast piwa

O tym, że picie piwa i wina zmienia nastrój, nie trzeba nikogo przekonywać. Jak się jednak okazuje, spożywanie tych trunków wpływa na funkcjonowanie mózgu także w dłuższej perspektywie czasowej. Ludzie pijący wino od czasu do czasu mają mniejsze szanse na pojawienie się demencji w podeszłym wieku, ale u osób sięgających po piwo szanse te wzrastają - przekonują uczeni z Instytutu Medycyny Prewencyjnej w Kopenhadze.

Kofeina zawarta w kawie, herbacie czy napojach gazowanych zapewnia szybkie zwiększenie energii. Efekty jej działania są jednak krótkotrwałe. Zbyt duża jej ilość może wywołać zmęczenie, ospałość i pogorszenie nastroju. Zdecydowanie najlepszym dla zdrowia psychicznego napojem jest woda.

 Paweł Górecki

 

"NEWSWEEK" nr 47, 24.11.2002 r.

DOBROCZYNNA BAKTERIA

Kiszone ogórki i kapusta chronią przed chorobami serca i nowotworami. Ale tylko, gdy są ekologicznie kwaszone.

Kiedy trzy lata temu szwedzcy uczeni z uniwersytetu w Lund przyjechali do Polski i zaproponowali współpracę prof. Markowi Naruszewiczowi z Pomorskiej Akademii Medycznej, poczuł się niemal dotknięty. Profesor jest wybitnym specjalistą od badań nad miażdżycą, od lat zajmuje się m. in. wpływem cholesterolu na nasz organizm. Wraz ze szwedzkimi kolegami miał ocenić wpływ bakterii Lactobacillus plantarum na rozwój choroby niedokrwiennej serca.

 

- Nie sądziłem, że ta dobrze znana bakteria może kryć jeszcze jakieś tajemnice - mówi prof. Naruszewicz. Jednak nie wypadało odmówić współpracy. Badania te - jak dziś mówi - mogą okazać się "dziełem jego życia".

 

Z analiz prof. Naruszewicza wynika, że Lactobacillus plantarum chroni nie tylko przed chorobą niedokrwienną serca, ale też przed nowotworem jelita grubego. Profesorowi udało się wyjaśnić, na czym polega jej dobroczynny wpływ na nasz organizm. Pierwsza część badań dotycząca serca właśnie została przyjęta do druku w "American Journal of Clinical Nutrition". Będzie to pierwsza publikacja polskiego uczonego w tym czasopiśmie od 30 lat.

 

Bohater pracy profesora Naruszewicza - bakteria Lactobacillus plantarum często pojawiała się w naszym menu wraz z kiszonymi ogórkami, kapustą i marynowanymi oliwkami. Żyła w przewodzie pokarmowym niemal każdego z nas. Dziś pozbawionych jest jej 70 proc. mieszkańców krajów rozwiniętych. Wszystko przez to, że teraz do kiszenia warzyw coraz częściej używamy enzymów niszczących te drobnoustroje. Bakterię Lactobacillus plantarum zabija też stres, nadmiar antybiotyków i dodawane do żywności konserwanty.

 

Dziś musimy uzupełniać niedobór Lactobacillus plantarum, która zmniejsza poziom złego cholesterolu i fibrynogenu - związku odpowiadającego za zlepianie się komórek krwi. Obniża też poziom leptyny, która być może stanie się jednym z podstawowych wskaźników - obok badanego dziś cholesterolu i trójglicerydów - świadczącym o zaburzonym metabolizmie. - Likwiduje też stany zapalne, które zapoczątkowują rozwój miażdżycy - wylicza prof. Naruszewicz.

 

Bakteria żywi się błonnikiem dostarczanym wraz z warzywami i owocami. Podczas tego procesu uwalniane są kwasy tłuszczowe, które wnikają do jądra komórkowego. Gdy wykryją wadę w DNA, nie dopuszczają do jego powielenia. Komórki, które mogłyby zapoczątkować rozwój nowotworu, nie namnażają się.

 

By ostatecznie ustalić, w jakich ilościach i komu - czy także ludziom chorym - zalecać kurację bakteriami, uczeni muszą przeprowadzić jeszcze wiele badań. Sprawa jest pilna. Bank Światowy szacuje, że za kilka lat co drugi człowiek po czterdziestce będzie musiał brać leki regulujące metabolizm. Kosztów nie wytrzyma budżet nawet najbogatszych krajów.

 

- Szwedzi od lat interesują się żywnością funkcjonalną, czyli chroniącą przed chorobami.

 

- Wyliczyli, że na profilaktykę chorób serca trzeba wydać 2 tys. euro, a na leczenie pięć razy więcej - mówi prof. Naruszewicz. I dodaje: - Opłaca się zatem, również z punktu widzenia budżetu państwa, zadbać o zdrowie. Na razie uczeni zalecają jedzenie produktów bogatych w Lactobacillus plantarum. W Szwecji można kupić specjalnie wzbogacane soki i lody. W Polsce pozostaje nam na razie szukanie ekologicznie kiszonych ogórków i kapusty.

Dorota Romanowska

 

 

"NEWSWEEK" nr 4, 29.01.2006 r.

NASZE KOCHANE BAKTERIE

Nawet po umyciu rąk płynem antybakteryjnym nasz organizm będzie się roił od zarazków. I całe szczęście.

Czy tego chcemy, czy nie, w naszym przewodzie pokarmowym żyje 750 bilionów bakterii. Gdyby lekarze nauczyli się sprawować kontrolę nad tymi drobnoustrojami, mogliby zyskać nowego sprzymierzeńca w walce z chorobami. Okazuje się bowiem, że utrzymanie odpowiedniej równowagi mikroorganizmów poprzez właściwą dietę to najprostszy sposób na zdrowie. Nasza flora bakteryjna pomaga odpierać ataki niebezpiecznych drobnoustrojów, rozkłada składniki odżywcze, a nawet wpływa na sposób magazynowania tłuszczu przez organizm.

 

Dotąd naukowcy zidentyfikowali jedynie 10 procent wszystkich drobnoustrojów. Te, które żyją w przewodzie pokarmowym, pomagają nam w trawieniu. Bez jednokomórkowców nie poradzilibyśmy sobie. Trzy lata temu Mark Schell, mikrobiolog z University of Georgia, odkrył, że np. Bifidobacterium longum mają kilkaset genów, co umożliwia im rozkładanie cukrów. Gdyby nie było tych bakterii w naszym przewodzie pokarmowym, nie czerpalibyśmy korzyści ze zjadanych cukrów, a tak mamy doskonałe źródło kalorii. Flora bakteryjna w przewodzie pokarmowym współdziała też z układem odpornościowym. Myszy pozbawione sztucznie flory bakteryjnej są podatne na infekcje i źle reagują na alergeny, które u pozostałych zwierząt nie powodują żadnych problemów.

 

Jeffrey Gordon, szef Center for Genome Sciences przy Washington University w St. Louis, twierdzi, że dieta bogata w ciężkostrawne pożywienie, serwowane w restauracjach typu fast food, sprzyja rozwojowi tylko niektórych mikroorganizmów zasiedlających nasz przewód pokarmowy. Wyniki badań prowadzonych przez Schella sugerują, że wegetarianie mają dużo bakterii B. longum, które pomagają trawić składniki roślinne. Natomiast dieta bogata w mięso może hamować rozwój tego szczepu bakterii. Niektóre składniki pokarmowe sprzyjające rozwojowi mikrobów - takie jak błonnik, skórki warzyw i owoców, niektóre przyprawy i zioła - są rzadkością w codziennej diecie wielu z nas. Zabójcze dla flory bakteryjnej jest nadużywanie antybiotyków.

 

Na szczęście istnieje kilka sposobów na przywrócenie naturalnej równowagi w przewodzie pokarmowym. Najprostszy to zażywanie probiotyków (preparatów zawierających dobroczynne bakterie). Łagodzą one objawy przeziębienia i skracają jego przebieg. Probiotyki mogą nawet pomagać w zwalczaniu tak zjadliwych zarazków, jak Clostridium difficile, która wywołuje infekcję okrężnicy.

 

Aby uniknąć zakażeń Clostridium difficile, czasem lekarze podają chorym preparaty zawierające bakterie, które rozwijają się w przewodzie pokarmowym. Nie wszystkie jednak probiotyki zawierają wystarczająco dużo bakterii, by mogły się zadomowić w naszych jelitach na stałe. Należy zatem wybierać takie produkty, które zawierają w jednej dawce przynajmniej miliard jednostek tworzących kolonię.

 

Dobroczynne bakterie można znaleźć w jogurtach. Żywność, która uległa fermentacji, sprzyja bowiem rozwojowi Lactobacillus i Bifidobacterium - najdokładniej zbadanych szczepów bakterii, mających korzystny wpływ na nasze zdrowie. I jeszcze jedna ważna rzecz - dieta bogata w błonnik, warzywa i owoce sprzyja rozwojowi flory bakteryjnej i pomaga zachować dobrą kondycję.

 

 

 www.o2.pl |1 źródło

SPRAWDŹ, JAK USPRAWNIĆ UMYSŁ

Według naukowców, dzięki odpowiedniej diecie, mózg można zregenerować.

Badania prowadzone w Krajowym Instytucie Gerontologii i Johns Hopkins University School of Medicine, wykazały, że ograniczenie kalorii, spożywanie dużej ilości witamin i składników mineralnych ma dobroczynny wpływ na zdrowie.

 

Nie tylko zwiększa odporność na choroby i wydłuża życie, ale także stymuluje komórki macierzyste do produkcji neuronów.

 

To właśnie układ nerwowy przetwarza miliony informacji i wpływa na sprawność umysłu. Dzięki rozbudowanej sieci neuronów człowiek myśli, mówi, słucha, czyta oraz pisze.

 

Inny raport, przygotowany przez Burnham Institute Medical Research i Iwate University, udowadnia, że niezwykłe właściwości dla naszego umysłu może mieć także rozmaryn.

 

Roślina zawiera kwas karnozowy, który walczy z wolnymi rodnikami i zmniejsza uszkodzenia w mózgu. Aktywny składnik rozmarynu może uchronić przed udarem mózgu, chorobą Alzheimera, a przede wszystkim spowolnić starzenie się mózgu.

 

Na sprawność umysłową mogą też wpływać ćwiczenia fizyczne. Intensywny trening spala kalorie, poprawia elastyczność mięśni i odpręża, a to właśnie stres niszczy neurony odpowiedzialne za uczenie się, pamięć i nastrój. | AH

 

„NEWSWEEK” nr 3, 23.01.2005 r.

OLIWKĄ W RAKA

Oliwa z oliwek może być skuteczną bronią w walce z rakiem piersi – wykazali uczeni Northwestern University. Obecne w niej tzw. jednonienasycone kwasy tłuszczowe poprzez wpływ na gen o nazwie Her 2/neu zmniejszają produkcję szkodliwych białek odpowiedzialnych za wyjątkowo złośliwe przypadki nowotworów piersi aż o 46 procent. Jednocześnie zwiększają skuteczność niektórych leków, np. herceptyny. Badania te wyjaśniają także, dlaczego bogata w oliwę z oliwek dieta śródziemnomorska jest powszechnie uważana za doskonały sposób zapobiegania nowotworom.

 

„WPROST” nr 3(1308), 2008 r.

PLACEBO NA TALERZU

DIETA WZBOGACANA SUBSTANCJAMI LECZNICZYMI TO IDEALNA OFERTA DLA PACJENTÓW, KTÓRYM BRAKUJE PIENIĘDZY NA LEKARSTWA.

Tak twierdzą producenci tzw. żywności funkcjonalnej. Takie produkty mają działać jak leki – obniżać ciśnienie krwi, poziom cholesterolu, uśmierzać migrenę, a także chronić przed cukrzycą, nowotworami i chorobami serca. Kłopot w tym, że badania kliniczne nie potwierdzają leczniczego działania większości takich produktów.

Ekspertyzy dowodzą, że jedynie 5-10 proc. znajdujących się na rynku spożywczych produktów leczniczych zasługuje na miano żywności funkcjonalnej. Dr Sri Komanduri, gastroenterolog z Rush University Medical Center w Chicago, obserwował, czy produktami probiotycznymi zawierającymi żywe wyselekcjonowane szczepy bakterii można wyleczyć dolegliwości układu pokarmowego, takie jak biegunka i tzw. zespół jelita drażliwego. Jego zdaniem działanie tych produktów to jedynie efekt placebo.

 

ZUPA NA PRZEZIĘBIENIE

Ponad połowa Europejczyków i Amerykanów wierzy, że dieta może zastąpić leki. Prawie 80 proc. z nich spożywało w ostatnim roku produkty wzbogacane substancjami aktywnymi. Niemal połowa Amerykanów sięga po wodę z przeciwutleniaczami, a 20 proc. regularnie jada zupę z echinaceą (jeżówka), która ma zapobiegać przeziębieniom. Dla producentów żywności funkcjonalnej to złoty interes. Ten sektor rynku rozwija się tak dynamicznie, że za dwa lata żywność prozdrowotna będzie stanowiła co najmniej 20 proc. wszystkich sprzedawanych produktów spożywczych. W Polsce liczba takich produktów od 1995 r. wzrosła z 30 do 500, a ich sprzedaż stale się zwiększa.

W ostatnich latach pojawiły się płatki zbożowe i jogurty z dodatkiem kwasu foliowego oraz batoniki z wapniem i L-karnityną. Nie zaskakuje już pieczywo z witaminami, probiotyczne masło czy czekolada wzbogacana „starannie wyselekcjonowanymi szczepami bakterii Lactobacillus i Bifidobacterium". Nawet producenci napojów typu cola prześcigają się w dodawaniu prozdrowotnych suplementów, żeby przyciągnąć coraz bardziej dbających o dietę konsumentów. Firma Nestlé wprowadziła napój gazowany na bazie zielonej herbaty – jego jedna porcja ma zwiększać spalanie organizmu o 60-100 kalorii w porównaniu z liczbą kalorii spalonych bez wypicia napoju. – Coraz więcej osób chce się chronić przed chorobami cywilizacyjnymi i przedwczesnym starzeniem. Niestety, zwykle ślepo wierzą producentom, którzy nadużywają określenia „żywność prozdrowotna" bądź bezprawnie przypisują jej takie działanie. Na etykiecie produktu każdy może napisać to, co chce, bo wciąż nie ma uregulowań prawnych dotyczących żywności funkcjonalnej – mówi Aneta Czerwonogrodzka, dietetyk z Zakładu Żywienia Człowieka Akademii Medycznej w Warszawie.

 

LEK Z MARGARYNY

Za jeden z niewielu skutecznych nośników prozdrowotnych dodatków jest uważana margaryna. Ma ona konsystencję emulsji i można do niej wprowadzić zarówno składniki rozpuszczalne w wodzie, jak i w tłuszczach. Sterole i stanole redukują cholesterol LDL. Bardzo słabo na obniżenie poziomu cholesterolu wpływają natomiast jajka czy pieczywo wzbogacane kwasami omega-3. Takich produktów żadną miarą nie można zaliczać do żywności funkcjonalnej, bo jej zadaniem jest nie tylko odżywianie, ale także poprawianie stanu zdrowia.

Substancje aktywne, takie jak probiotyki, błonnik pokarmowy, oligosacharydy, alkohole wielowodorotlenowe, fosfolipidy, polifenole, białka, peptydy, wielonienasycone kwasy tłuszczowe czy witaminy, są dodawane do produktów, które bez prozdrowotnych dodatków miałyby minimalną wartość odżywczą. To tzw. designer food, produkty, do których zostają dodane nietypowe dla nich składniki (na przykład błonnik do białego pieczywa czy bakterie do batoników).

Firma Danone wprowadziła na rynki zachodnie jogurt Essensis wzbogacony ekstraktami z zielonej herbaty i witaminą E, który ma działać ochronnie na skórę. Wygładzające zmarszczki napoje z przeciwutleniaczami oferują także producenci wód mineralnych. „Nie ma wątpliwości, że przeciwutleniacze są korzystne dla zdrowia. Trzeba je jednak podać we właściwy sposób. W wypadku napojów dotychczas dostatecznie nie udowodniono ich odmładzającego wpływu na skórę. Większość badań prowadzono na zwierzętach lub kulturach komórkowych in vitro, a w najlepszym wypadku – na niewielkich grupach ludzi, zbyt małych, by dowieść, że napój z przeciwutleniaczami ujędrnia skórę" – mówi prof. Joel Gelfand, dermatolog z University of Pennsylvania.

– Włączając do diety żywność prozdrowotną, łatwo przekroczyć bezpieczne dla zdrowia dawki aktywnych związków, bo ich spożycie nie jest tak ściśle kontrolowane jak w lekach, a ich przedawkowanie może być niezauważalne – mówi Aneta Czerwonogrodzka. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych sugerują, że nadmiar kwasu foliowego maskuje niedobór witaminy B12 i u starszych osób może spowodować nieodwracalne uszkodzenie mózgu. Z kolei stosowany przez długi czas i w zbyt dużych ilościach beta-karoten może spowodować zniszczenie wątroby i stać się przyczyną rozwoju nowotworu. Rodzice, nie wiedząc o tym, pozwalają małym dzieciom na wypijanie nieograniczonych ilości soków marchwiowych, bogatych w tę substancję.

 

Nawet jeśli wpływ substancji czynnych zawartych w poszczególnych produktach jest znikomy, mogą one wchodzić w interakcje z innymi substancjami i zaburzać wchłanianie niektórych z nich. Błonnik pokarmowy, którym wzbogaca się coraz więcej produktów, zmniejsza wchłanianie żelaza. Podobnie działa wapń dodawany obficie do przetworów mlecznych. Pokarmy takie jak soja, bogate w fityniany, utrudniają wchłanianie żelaza oraz cynku i wapnia.

Efektem interakcji niektórych aktywnych dodatków do żywności mogą być groźne skutki uboczne. Tak jest z witaminą A. Wbrew dotychczasowym przekonaniom nie ma ona znaczącego wpływu na poprawę stanu zdrowia. Nie chroni przed nowotworami i chorobami krążenia. W połączeniu z witaminą E i beta-karotenem nawet o 30 proc. może jednak zwiększyć ryzyko wystąpienia nowotworu.

Niewykluczone, że spożywaniu substancji leczniczych w pożywieniu będzie towarzyszył tzw. efekt odbicia, tak jak w wypadku niektórych leków. Przyjmowany lek działa tylko przez pewien czas, a potem powoduje nasilenie objawów chorobowych. Przykładem są niektóre krople do nosa: długo stosowane przestają udrażniać drogi oddechowe i przyczyniają się do zapalenia śluzówki nosa. Podobnie jest z kortykosteroidami stosowanymi w leczeniu chorób zapalnych skóry – początkowo zmniejszają stan zapalny, powodując skurcz naczyń krwionośnych. Przy dalszym stosowaniu jednak naczynia ponownie się rozszerzają. Podobnego efektu nie można wykluczyć w wypadku margaryny obniżającej poziom cholesterolu.

 

EKSPERYMENT NA LUDZIACH

W Stanach Zjednoczonych wzbogacanie żywności w substancje biologicznie czynne zapoczątkowano w latach 30., ale do tej pory nie ustała dyskusja na temat sensowności takich działań. – Dodawanie substancji aktywnych do żywności to eksperymentowanie na ludziach – uważa dr David A. Kessler z Food and Drug Administration. Przykładem są probiotyki. Niektórzy producenci chwalą się, że ich produkty zawierają więcej dobrych bakterii. – Nie ma jednak pewności, czy w większej ilości te mikroby nie są szkodliwe – twierdzi dr Gary Huffnagel z University of Michigan, autor książki „The Probiotics Revolution".

W wypadku kwasu foliowego dodawanego do żywności, mleka z witaminą D, mąki z żelazem i fluoru w wodzie mineralnej najlepiej udowodniono jedynie to, że mało prawdopodobne jest wystąpienie skutków ubocznych. Nawet dobrze udokumentowany wpływ przeciwutleniaczy i kwasów omega-3 na spowalnianie postępów choroby Alzheimera ma mniejsze znaczenie niż dieta uboga w cukry i produkty o niskim indeksie glikemicznym, wspomagana aktywnością umysłową i fizyczną. – W zapobieganiu chorobom cywilizacyjnym najważniejsze jest stosowanie zbilansowanej diety złożonej z produktów naturalnie bogatych w składniki odżywcze, jak pieczywo z pełnego przemiału, ziarna zbóż, ryby czy warzywa. Dopiero w wypadku wystąpienia zaburzeń fizjologicznych można stosować produkty prozdrowotne, ale tylko z zalecenia lekarza i jako uzupełnienie zrównoważonej diety i aktywnego trybu życia – mówi Aneta Czerwonogrodzka. Taką dietę miał na myśli noblista Carl Linus Pauling, gdy przekonywał, że właściwe odżywianie będzie medycyną jutra. 

 

1. Soki, pieczywo, jogurty wzbogacone witaminami

Zagrożenie: zbyt duże spożycie witamin. Błędny jest powszechny pogląd, że im więcej witamin, tym lepiej. W produktach świeżych i nieprzetworzonych witaminy i składniki mineralne występują w sposób naturalny i w wystarczających ilościach, prawidłowo skomponowana dieta nie wymaga więc uzupełnień.

2. Mleczne napoje i desery wzbogacane wapniem

Zagrożenie: takie produkty zawierają dużo cukru i tłuszczu, mają wysoką wartość energetyczną. Spożywanie ich przyczynia się m.in. do otyłości, cukrzycy i chorób serca. W niektórych produktach znajduje się mniej wapnia niż w wielu naturalnych przetworach mlecznych.

3. Płatki śniadaniowe z błonnikiem i witaminami

Zagrożenie: zawierają dużo cukrów prostych: sacharozy, fruktozy i glukozy. Energia dostarczana organizmowi z cukrów powinna być ograniczana do 10 proc. bilansu kalorycznego. W niektórych przetworach zbożowych znajduje się utwardzony tłuszcz roślinny, który jest źródłem niekorzystnych dla zdrowia nasyconych kwasów tłuszczowych i izomerów trans.

Monika Florek-Moskal, dziennikarka działu Nauka i Zdrowie

 

 

 www.o2.pl | Niedziela [26.04.2009, 14:46] 1 źródło

WSPANIAŁA SOJA? NIEKONIECZNIE.

Rośnie lista dowodów, że może bardziej szkodzić niż pomagać.

Eksperci z uniwersytetów w Edynburgu i St. Andrews wskazują, że zawierające soję produkty zmniejszają poziom testosteronu u mężczyzn, zakłócają pracę tarczycy, powodują przyrost masy tłuszczowej i naruszają balans hormonalny - donosi gazeta.

 

Pod różnymi postaciami soja trafia do ponad 60 proc. przetworzonej żywności.

Płatki śniadaniowe, herbatniki, serki, serniki, produkty mleczne, sosy, makarony, wypieki, zupy, kiełbaski, sosy i wszelkie smarowidła zawierają soję - informuje "The Daily Mail".

 

Soja zawiera dużą ilość fitoestrogenów które w działaniu przypominają endogenny estrogen. 100 gram tofu zawiera prawie 13 miligramów fitoestrogenów, 100 gram mleka sojowego zawiera jeden miligram mniej. Choć znacznie słabszy niż naturalny estrogen i zbawienny dla zdrowia kobiet (szczególnie w średnim wieku), fitoestrogen może szkodzić - czytamy w "DM".

W najnowszym numerze "Journal of Nutrition" opisano przykład szkodliwego działania dziecięcej mieszanki na bazie soi. Problemy po jej podaniu pojawiły się u noworodków płci męskiej. Małp, co prawda, ale efekt na ludziach powinien być, wedle naukowców z Edynburga, taki sam.

Dorośli mężczyźni częściej mogą mieć problemy z potencją i płodnością. Dodatkowe badania w Japonii wskazały na zły wpływ soi na pracę tarczycy - tłumaczy gazeta. | JS

 

 

 

 

"FAKTY I MITY" nr 5, 01-07.02.2008 r.

MAGNES NA RANY

Czy wkrótce w domowej apteczce znajdzie się miejsce na magnes? Niewykluczone.

Wiara w uzdrowicielskie właściwości magnesu kultywowana jest od czasów starożytnej Grecji. Dziś napędza światowy biznes o obrotach rzędu 5 mld dolarów. Wedle zapewnień sprzedawców, magnes jest dobry na wszystko, od reumatyzmu po nowotwory, schorzeń psychicznych nie wykluczając.

Nowe badania na Uniwersytecie Wirginii przynoszą dość interesujące rezultaty. Okazuje się, że magnesy poprawiają przepływ krwi, dostarczając tlen i substancje odżywcze tkance, co jest pożyteczne przy leczeniu ran. Słabe pole magnetyczne łagodzi stany zapalne. Przyłożenie magnesu na 15–20 minut redukuje obrzęki o połowę, na razie u szczurów. Czy z ludźmi będzie podobnie? Naukowcy są pełni optymizmu.

Dawka pola magnetycznego jest uzależniona od rozmiarów rany czy powagi schorzenia. Namagnesowane cząsteczki leków chemoterapeutycznych są elektrostatycznie utrzymywane w guzie nowotworowym i niszczą jego komórki, a nie zdrową tkankę. Cenne jest prześwietlenie przy użyciu rezonansu magnetycznego. | CS

 

 

 

 

"WPROST" nr 42/2006 (1244) NAUKA I ZDROWIE

DOPALACZ Z PIERSI

Karmienie piersią jest niezwykle ważne dla rozwoju motorycznego dziecka - twierdzi Yvonne J. Kelly z University College London, która przebadała 18 tys. dzieci w wieku 8-11 miesięcy. Wśród badanych niemowląt 9 proc. później niż ich rówieśnicy zaczynało siadać, raczkować i wstawać, a 6 proc. wolniej osiągało kolejne etapy koordynacji ruchowej, jak przekładanie przedmiotów z ręki do ręki czy efektywny chwyt palcem wskazującym i kciukiem. Wśród dzieci karmionych piersią co najmniej przez cztery miesiące było o połowę mniej przypadków opóźnień rozwojowych niż wśród tych, które nie otrzymywały naturalnego pokarmu. | (en)

 

 

 

 

 www.interia.pl | Czwartek, 14 sierpnia (10:58)

MITY NA TEMAT ĆWICZEŃ FIZYCZNYCH

Codziennie jesteś zarzucana mnóstwem porad, jak szybko schudnąć, jak zyskać nową, zgrabną sylwetkę, jak ćwiczyć, jak się odżywiać? Twoja wiedza na temat diety i ćwiczeń fizycznych najczęściej jest wypadkową wielu różnych, często sprzecznych ze sobą informacji zasłyszanych w radio, telewizji, przeczytanych w kolorowych czasopismach. Przeczytaj, co jest prawdą, a co nie. Być może dowiesz się, dlaczego nie chudniesz pomimo morderczych treningów i dlaczego głodówka nie jest najlepszym sposobem na zgrabną sylwetkę?

 

Najlepszym sposobem na schudnięcie jest drastyczna dieta połączona z wyczerpującymi ćwiczeniami.

Nie tędy droga. Jeśli w taki sposób podejdziesz do sprawy, pierwsze co zrobi twój organizm, to w geście obrony przestawi się na czerpanie energii z tkanki mięśniowej, zostawiając zapasy tłuszczu "na później". Owszem, stracisz na wadze, ale kosztem mięśni, a nie zbędnych "wałeczków". Poza tym osłabniesz i nie będziesz mieć siły na ćwiczenia. Dodatkowo rygorystyczna dieta spowoduje frustrację, bo nie możesz jeść tego, co lubisz. Jak to się kończy? Porzuceniem diety i rzuceniem się na niedozwolone smakołyki. A to, jak nietrudno zgadnąć, prowadzi do efektu jo-jo.

 

Jeśli będę robić codziennie "brzuszki", szybko pozbędę się "wałeczków".

Nieprawda. Brzuszki rozwiną tkankę mięśniową, ale nie spalą tłuszczu. Aby go zlikwidować, potrzebna jest odpowiednia dieta i tzw. ćwiczenia aerobowe (czyli np. ćwiczenia na bieżni, marszobieg, jazda na rowerze). Dzięki "brzuszkom" zyskać możesz jednak jędrny, umięśniony brzuszek i smuklejszą sylwetkę. Pamiętaj, że jeśli będziesz wykonywać je byle jak, w nieodpowiednim tempie, bez odpowiedniego napinania mięśni, możesz sobie tylko zaszkodzić. Dlatego zanim rozpoczniesz ćwiczenia, zapytaj trenera bądź instruktora fitness, w jaki sposób ćwiczyć prawidłowo.

 

Najlepszym sposobem na schudnięcie jest aerobik.

Nieprawda. Aerobik wbrew swojej nazwie nie jest wysiłkiem aerobowym - a tylko taki spala tkankę tłuszczową. Aby organizm skutecznie spalał tłuszcz, potrzebne jest stałe, umiarkowane tempo wysiłku, które gwarantuje stałe tętno. Zajęcia aerobiku z reguły tego nie zapewniają, bo prowadzone są w zmiennym, raz szybkim, raz wolnym tempie. Efektem tego jest wciąż zmieniające się tętno, które sprawia, że organizm czerpie energię nie z zapasów tkanki tłuszczowej, lecz z mięśni.

 

Najlepszym sposobem na odchudzanie jest basen.

I tak i nie. Pływanie to wspaniała i zdrowa forma ruchu, podczas której pracują niemal wszystkie mięśnie. Znakomicie modeluje sylwetkę, rozwija mięśnie. Poza tym relaksuje i odpręża. Może pomóc w odchudzaniu, ale... Czy zauważyłaś, że po wyjściu z basenu masz wilczy apetyt? Aby zauważyć efekty, pływać musisz regularnie, przynajmniej 2-3 razy w tygodniu, przez minimum pół godziny.

 

Im bardziej się pocisz podczas ćwiczeń, im szybsze tętno osiągasz, tym więcej kalorii spalasz i szybciej chudniesz.

To mit. Bardzo intensywny wysiłek, któremu towarzyszy szybkie tętno, buduje twoją wytrzymałość i wydolność, ale - uwaga - nie spala tłuszczu! Intensywny trening sprawia, że organizm czerpie energię z tkanki mięśniowej, a nie z tkanki tłuszczowej.

 

Spalanie tkanki tłuszczowej zachodzi na poziomie 65-80 procent tętna maksymalnego. Jak obliczyć tętno maksymalne? Od liczby 220 odejmij swój wiek. Czyli jeśli na przykład masz 25 lat, twoje tętno maksymalne wynosi 195. Aby więc efektywnie spalać tkankę tłuszczową, szybkość bicia twojego serca powinna utrzymywać się w granicach 126 - 156 uderzeń na minutę. Serce nie powinno bić wolniej, niż wynosi dolna granica przedziału (126 uderzeń na minutę) i nie szybciej, niż wynosi granica górna (156 uderzeń na minutę). Utrzymanie tętna w wytyczonych ryzach to warunek efektywnego wysiłku.

 

Jeszcze jednym, bardzo ważnym warunkiem skutecznego spalania zapasów tłuszczu jest odpowiednia długość trwania ćwiczeń - nie może być on krótszy, niż pół godziny, gdyż spalanie tłuszczu uruchomi się dopiero po 20 minutach ciągłego ruchu.

 

Regularne spacery lub prace w ogrodzie w zupełności wystarczą mi do utrzymania zdrowia i dobrej formy.

Niekoniecznie. Według najnowszych doniesień najskuteczniejszym sposobem na utrzymanie dobrej formy i zachowania zdrowia jest regularne bieganie. Według badań, osoby, które biegają, są zdrowsze, niż te, które tylko maszerują. Mają też większe szanse na dłuższe życie.

 

 

MITY NA TEMAT ODCHUDZANIA

Twoja wiedza na temat diety i ćwiczeń fizycznych najczęściej jest wypadkową wielu różnych, często sprzecznych ze sobą informacji zasłyszanych w radio, telewizji, przeczytanych w kolorowych czasopismach. Przeczytaj, co jest prawdą, a co nie. więcej »

 

Aby utrzymać dobrą formę i efektywnie chudnąć, trzeba ćwiczyć codziennie, niezależnie od pogody i samopoczucia.

Nieprawda. Trening wykonywany wbrew sobie jest pozbawiony sensu. Gdy źle się czujesz lub jesteś w słabszej formie - odpuść. Prawdą jest natomiast, że lepsze efekty daje regularne uprawianie sportu 2-3 razy w tygodniu - ale konsekwentnie i regularnie, niż krótkotrwały, np. miesięczny zryw, kiedy trenuje się dzień w dzień. Jeśli jednak wolisz trenować codziennie, nie odczuwasz nadmiernego zmęczenia i zniechęcenia, przynajmniej jeden dzień w tygodniu daj sobie wolne.

 

Intensywny wysiłek przynosi natychmiastowe efekty w postaci spadku wagi.

Nieprawda. Fakt, że zaraz po intensywnym wysiłku ważysz mniej, nie oznacza, że tak szybko schudłaś dzięki ćwiczeniom. Mniejsza waga to po prostu wynik utraty wody, która "ucieka" wraz z potem. Spadku wagi możesz oczekiwać dopiero po dłuższym, na pewno nie jednorazowym, wykonywaniu ćwiczeń.

 

Nie mogę ćwiczyć na siłowni, bo zyskam męską, rozbudowaną sylwetkę.

Fałsz. Ćwiczenia siłowe dla kobiet są dobierane tak, by zmniejszać obwody problematycznych części ciała. Jeśli ćwiczenia dobierze ci trener, który zna możliwości kobiecego ciała i kobiece oczekiwania, nie ma takiego zagrożenia. Po pewnym czasie indywidualnie dobranych ćwiczeń mięśnie się wzmocnią i delikatnie zarysują, ale nie dodadzą ci męskich kształtów. Dzięki treningom na siłowni twoje ciało stanie się jędrne i sprężyste. O sylwetce kulturysty nie ma mowy.

Maja Hawryluk

 

 

 

 

„WPROST” Numer: 48/2006 (1250) NAUKA I ZDROWIE

DOBRY DOTYK

Człowiek do pełni zdrowia potrzebuje fizycznego kontaktu z innymi ludźmi

Wózek to narzędzie tortur dla dziecka, gdyż pozbawia je dobroczynnego dotyku matki" - pisze amerykańska antropolog prof. Nina Jablonski w książce "Skin: a natural history". Uczona powołuje się na lekarzy i pedagogów z Nairobi w Kenii, gdzie na ulicach pojawia się coraz więcej wózków. Do tego poglądu w krajach rozwiniętych przekonują się też specjaliści wyposażeni w nowoczesny sprzęt do badania fizjologii organizmu.

Angielscy badacze z University of Warwick dowodzą, że niemowlęta w wieku poniżej szóstego miesiąca lepiej śpią i mniej płaczą, gdy są odpowiednio masowane. Poza tym mają niższy poziom kortyzonu, hormonu stresu. - Jeśli masaż jest stosowany o stałej porze dnia, wieczorem, szyszynka zaczyna produkować więcej melatoniny, hormonu regulującego zegar biologiczny i pomagającego w zasypianiu. Odpowiednio dozowany dotyk ułatwia relaks i powstawanie fal mózgowych alfa, które występują w pierwszej fazie snu NREM, bardzo rzadkiej u noworodków - mówi w rozmowie z "Wprost" dr Sari Goldstein-Ferber z Haifa University w Izraelu.

 

Pobudzanie neuroprzekaźników

Masowane dzieci nie cierpią na kolkę brzuszną, łatwiej przechodzą ząbkowanie, mają także lepsze krążenie krwi i trawienie. Wzrasta również ich zaufanie i przywiązanie do rodziców. Z masażu korzystają zresztą obie strony - matki mające depresję poporodową dzięki intensywniejszemu kontaktowi z noworodkiem szybciej z niej wychodzą, ale przede wszystkim mają dużą szansę na lepiej przespaną noc!

Przytulanie i głaskanie zwiększa aktywność genów kodujących białko NGFI-A, przynajmniej u szczurów. Dzięki większej ilości tego białka zwierzęta stają się bardziej odważne i spokojne. Autor tego odkrycia prof. Moshe Szyf z McGill University w Kanadzie przypuszcza, że podobne mechanizmy mogą działać u ludzi. Dzieci, które doświadczają tak objawianej matczynej miłości, mają wyższy poziom neuroprzekaźników i wyrastają na optymistów. Z kolei ci, którzy w dzieciństwie doświadczyli za mało czułości, są introwertykami, neurotycznymi pesymistami i boją się nowych wyzwań.

Masaż wspaniale działa na dzieci urodzone przedwcześnie. W amerykańskich szpitalach stosuje się go już w 38 proc. oddziałów neonatologii. Dzięki terapii dotykowej zwiększa się wydzielanie hormonów wzrostu, więc dzieci szybciej przybierają na wadze i przechodzą kolejne etapy rozwoju. Średnio o sześć dni krócej pozostają w szpitalu, co w każdym przypadku daje prawie 3 tys. dolarów oszczędności - twierdzi prof. Tiffany Field kierująca Touch Research Institute w Miami.

Masowane powinny być także dzieci przychodzące na świat przez cesarskie cięcie. Nawet dzieci autystyczne, które mają nadwrażliwą skórę i zwykle nie lubią być dotykane, dobrze znoszą pewien typ mocnego nacisku. W Stanach Zjednoczonych świeżo upieczeni rodzice chętnie zapisują się na kursy masażu, są one już niemal tak popularne jak szkoły rodzenia.

 

Uśmierzanie bólu

Podczas choroby lub rekonwalescencji dotyk ma nieocenioną wartość u każdej osoby bez względu na wiek. Nie przypadkiem uzdrowiciele w wielu kulturach kładli ręce na chorym miejscu. Korzyści z takiego dotyku udaje się zmierzyć: zmniejsza się ból u chorych na raka i reumatyzm, powiększa przepływ powietrza w płucach astmatyków, u nosicieli HIV i chorych na AIDS wzrasta liczba limfocytów NK (tzw. naturalnych zabójców). Te korzyści są efektem całego łańcucha reakcji fizjologicznych: pobudzenia receptorów dotyku i ucisku znajdujących się w skórze właściwej, stymulacji centralnego układu nerwowego i wydzielania endorfin - substancji, które sprawiają, że czujemy się dobrze. Dzięki masażowi obniża się też poziom kortyzonu (nawet o 31 proc.), odczuwamy ulgę i przyjemność, lepiej zaczyna funkcjonować system odpornościowy, którego działanie było hamowane przez hormon stresu.

Z dotyku czerpią korzyści także ludzie w podeszłym wieku. W uprzemysłowionych społeczeństwach starsze osoby często żyją w izolacji, pozbawione jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Dzięki masażowi ci ludzie mają więcej sił witalnych i są w lepszym humorze.

 

Masaż zastępczy

Kontakt fizyczny jest jedną z podstawowych, głęboko zakorzenionych potrzeb człowieka. Tymczasem "w społeczeństwach zachodnich fizyczny kontakt, choćby najmniejszy dotyk między obcymi sobie osobami, jest co najmniej niewskazany. Społeczne przyzwolenie mamy tylko na dotyk w ściśle określonych sytuacjach. I słono płacimy za wychowanie w kulturze dopuszczającej wyrażanie emocji jedynie przez mimikę i słowa. Jako dorośli jesteśmy zakłopotani i czujemy się niezręcznie, gdy mamy fizycznie demonstrować bliskie relacje z innymi. życie w bańce prywatności naraża nas na ataki depresji, niepokoju i poważniejsze formy społecznej patologii" - pisze prof. Nina Jablonski. Jej zdaniem, to z powodu ograniczenia dotyku wziął się popyt na takie usługi, jak strzyżenie włosów z masażem głowy, masaż karku w pracy (coraz popularniejszy na Zachodzie) i bogata oferta zabiegów w gabinetach odnowy biologicznej i SPA. Wszystkie te zabiegi mają zaspokoić głód bycia dotykanym.

 

Nauka dotyku

Z punktu widzenia prymatologa (naukowca badającego naczelne) korzeni mody na masaż trzeba szukać w małpich społecznościach. Małpy wiele czasu spędzają na kontaktowaniu się przez dotyk. Iskanie jest sposobem na rozładowanie agresji, demonstracją przyjaznych zamiarów, cementowaniem starych i nawiązywaniem nowych znajomości. Nie przypadkiem więc firmy szkoleniowo-konsultingowe, zatrudniane w celu zbudowania zaufania między pracownikami, próbują tworzyć dobre relacje przez dotyk. Prowadzą ćwiczenia, w czasie których ludzie muszą się wzajemnie podtrzymać, objąć lub wesprzeć. Na podobnej zasadzie odbywają się także grupowe terapie psychologiczne. Człowiek okazuje się typowym przedstawicielem naczelnych - do pełni zdrowia potrzebuje fizycznego kontaktu.

 

NA CO POMAGA MASAŻ

Według badań Touch Research Institute w USA trudności w skupianiu się, depresja, niepokój, agresja, zespół nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), bulimia, cukrzyca, astma, mukowiscydoza, alergiczne zapalenie skóry, nowotwory, AIDS, chroniczny ból, rozszczep kręgosłupa.

Ewa Nieckuła

 

 

 

 

„WPROST” nr 49(1302), 2007 r.

CHOROBOMORGANA

25 MITÓW ZDROWIA I MEDYCYNY

Czy choroba nowotworowa jest zaraźliwa, podobnie jak AIDS, gruźlica i syfilis? Wydawałoby się, że w czasach największego rozwoju medycyny i edukacji zdrowotnej samo postawienie takiego pytania jest niedorzeczne. Niestety, takie niedorzeczności wcale nie należą do rzadkości. Podatni na mity i przesądy

Z badań Reader’s Digest Europe Health wynika, że aż 78 proc. Polaków uważa się za osoby dobrze i bardzo dobrze poinformowane w sprawach zdrowia oraz chorób i ich leczenia. Jednocześnie większość badanych nie potrafi powiedzieć, jaka jest różnica między rakiem a nowotworem (rak to złośliwy nowotwór, nie każdy nowotwór jest rakiem powodującym przerzuty). Dość powszechne jest też przekonanie, że rak jest chorobą nieuleczalną i mogą go wywołać stresy.

Co czwarty Polak nie słyszał o żadnej chorobie, której można byłoby zapobiegać szczepieniami ochronnymi. Pozostali wymieniają jedynie grypę i żółtaczkę. Co czwarta osoba uważa, że tzw. preparaty wieloskładnikowe, chroniące „za jednym ukłuciem" przed różnymi zakażeniami, są mniej skuteczne od jednoskładnikowych. Jednocześnie większość badanych słyszała o tym, że wszelkie szczepionki są szkodliwe i zamiast chronić przed chorobami mogą je wywoływać. Coraz więcej wiemy na temat zdrowia, ale wciąż jesteśmy podatni na mity i przesądy. Najbardziej rozpowszechnione jest przekonanie, że witamina C chroni przed przeziębieniami, choć nie ma na to dowodów. Co trzeci Polak chętniej wydaje pieniądze na nieskuteczne preparaty witaminowe niż na tańszą od aptecznych zakupów szczepionkę przeciw grypie. Coraz więcej osób ulega magii tajemniczo brzmiących nazw terapii odnowy biologicznej i słono płaci za swą naiwność. Ekonomiści twierdzą, że najbardziej kosztowna jest głupota. W chorobie za głupotę można zapłacić zdrowiem.

 

1. CIAŁO CZŁOWIEKA TO BIOLOGICZNY MAJSTERSZTYK

Nieprawda. Tchawica jest tak fatalnie skonstruowana, że łatwo może dojść do śmiertelnego zadławienia na skutek skrzyżowania dróg oddechowych i przewodu pokarmowego. Układ odpornościowy chroni przed wieloma chorobami, ale jest bezbronny wobec raka. Guz nowotworowy jest paradoksem ewolucji. To zbuntowane komórki, które wypracowały nadzwyczajne mechanizmy przetrwania, ale na własną zgubę niszczą swego żywiciela. Są w gorszej sytuacji niż wirusy, które zabijają swe ofiary, ale potrafią się rozprzestrzenić w całej populacji.

 

2. WYROSTEK ROBACZKOWY JEST BEZUŻYTECZNY

Nawet wielu lekarzy sądzi, że wyrostek można usuwać bez szkody dla organizmu. Niezupełnie. Z badań specjalistów z Duke University wynika, że ten narząd jest fabryką bakterii niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania jelita grubego i odtworzenia flory bakteryjnej w razie biegunki lub cholery, szczególnie w tych regionach świata, gdzie często dochodzi do takich zakażeń. Wyrostek trzeba usunąć, gdy dojdzie do grożącego śmiercią zapalenia tego narządu. Nie jest to jednak błahy zabieg.

 

3. TRANSFUZJA KRWI RATUJE ŻYCIE

Krew nie powinna być przetaczana pochopnie. Niektórzy chorzy po transfuzji czują się gorzej, a ich szansa na przeżycie się nie zwiększa. W czasie zabiegu zdarzają się nawet zawały serca i udary mózgu. Wiedziano o tym od dawna, ale dopiero badania specjalistów z Duke University wykazały, że krew magazynowana w bankach ma nieco inne właściwości niż ta znajdująca się w krwiobiegu. Już po jednej dobie od pobrania zanika aż 70 proc. tlenku azotu, po kilku dniach – nawet 90 proc. Bez tego gazu nie może przeniknąć do komórek tlen przenoszony przez czerwone krwinki. Transfuzja może zatem spowodować, że komórki pobierają tlenek azotu z innych tkanek, w których może dojść do niedotlenienia na skutek zwężenia naczyń krwionośnych. Gdy zdarzy się to w mięśniu sercowym, może dojść do zawału.

 

4. CESARSKIE CIĘCIE JEST BEZPIECZNIEJSZE NIŻ PORÓD NATURALNY

Coraz więcej kobiet domaga się takiego zabiegu, bo utarła się opinia, że jest on bezpieczniejszy i dla matki, i dla dziecka. W Polsce już co trzecie dziecko przychodzi na świat dzięki cesarskiemu cięciu. Tymczasem jest to jeden z najpoważniejszych zabiegów wykonywanych w obrębie jamy brzusznej. Badania 100 tys. porodów w Ameryce Łacińskiej wykazały, że śmiertelność noworodków po „cesarce" jest o 70 proc. większa niż po porodzie naturalnym. Dwukrotnie większa jest też śmiertelność kobiet. Matce – niezależnie od wieku – grozi przepuklina i zakażenia, niedrożność przewodu pokarmowego, kłopoty z oddawaniem moczu. Niektóre kobiety po „cesarce" wymagają transfuzji krwi lub usunięcia macicy.

 

5. MIGDAŁKI LEPIEJ JEST USUNĄĆ

Tylko wtedy, gdy na skutek nawracających infekcji dochodzi do patologicznego przerostu migdałków. U dzieci z łagodnymi i umiarkowanymi zakażeniami usunięcie migdałków jest bardziej kosztowne niż leczenie zachowawcze i nie daje oczekiwanych efektów. Maluchy, których nie poddano zabiegowi, rzadziej mają gorączkę, zapalenie gardła i zakażenia dolnych dróg oddechowych. Nie należy zaś lekceważyć anginy, często mylonej z zapaleniem gardła. Angina to ciężkie ropne zapalenie migdałków podniebiennych, wywołane przez bakterie, które atakują organizm i zatruwają krew toksynami. W efekcie chore jest nie tylko gardło, ale cały organizm – może nawet dojść do uszkodzenia zastawek serca.

 

6. ŻYWNOŚĆ ORGANICZNA JEST ZDROWSZA NIŻ NIEORGANICZNA

Producenci ekologiczni przekonują, że choć tzw. żywność naturalna wygląda mniej apetycznie, ma więcej walorów odżywczych. Nie ma na to jednak dowodów. Zawartość cennych składników odżywczych, takich jak przeciwutleniacze, często bardziej zależy od zbiorów i gatunków warzyw oraz owoców niż od metod upraw. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że biożywność nie służy ochronie środowiska. Chroni glebę, ale przyczynia się do zanieczyszczenia atmosfery, bo musi być transportowana z odległych rejonów.

 

7. MARGARYNA JEST ZDROWSZA OD MASŁA

Masło obfituje w cholesterol i mniej korzystne dla zdrowia nasycone kwasy tłuszczowe pochodzenia zwierzęcego. Margaryna nie jest jednak pozbawiona wad. Oprócz chroniących przed zawałami serca nienasyconych kwasów tłuszczowych zawiera też kwasy tłuszczowe trans. Tego rodzaju związki, powstające na skutek uwodornienia olejów roślinnych, są równie szkodliwe jak tłuszcze nasycone. Najwięcej jest ich w twardych margarynach, przeznaczonych do smażenia i pieczenia oraz dodawanych do ciastek.

 

8. AZOTANY SĄ RAKOTWÓRCZE

Zużycie sztucznych nawozów z roku na rok wzrasta, a mimo to liczba przypadków raka żołądka stale maleje. Azotany nie wywołują raka. Są wręcz niezbędne dla naszego zdrowia. Te związki są wytwarzane w komórkach ludzkiego ciała w odpowiedzi na infekcje oraz podczas większego wysiłku fizycznego. Aż 80 proc. przyjmowanych azotanów pochłaniamy wraz z warzywami, szczególnie ziemniakami. 70 mg azotanów dziennie produkuje nasz organizm – prawie tyle, ile wchłaniamy, spożywając warzywa. Bardziej szkodliwe mogą być azotyny, wykorzystywane do konserwacji wędlin. Badania dr Anny Lankoff z Instytutu Biologii Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach wykazały, że spożywanie dużych ilości azotynów zwiększa ryzyko wystąpienia raka żołądka i przełyku. Gdy te związki w nadmiarze są wchłaniane przez kobiety w ciąży, mogą narazić ich dzieci na guza mózgu. Są jednak stosowane w niewielkich ilościach. To właśnie azotyny nadają wędlinom czerwone zabarwienie i chronią przed jadem kiełbasianym.

 

9. RYBY SĄ ZATRUTE METALAMI CIĘŻKIMI

Śledzie, łososie i szproty odławiane w Bałtyku mogą zawierać rakotwórcze dioksyny. Błędem byłoby jednak zrezygnowanie ze spożywania ryb. Badania uczonych z Harvard School of Public Health przekonują, że korzyści związane ze stosowaniem diety bogatej w ryby są większe niż zagrożenie spowodowane zanieczyszczeniem dioksynami. Spośród dioksyn, które trafiają do naszego organizmu z pokarmem, jedynie 6,6 proc. pochodzi z ryb. Pozostałe substancje toksyczne zjadamy z wyrobami mlecznymi, mięsem i jajami.

 

10. NIE MA SKUTECZNEJ DIETY ODCHUDZAJĄCEJ

Nie chodzi o to, jaka dieta jest najskuteczniejsza. Kluczowe znaczenie mają wytrwałość i konsekwencja, bez względu na to, jaką metodę stosujemy. Wskazują na to badania czterech najbardziej popularnych diet: Atkinsa (dużo białek, minimum węglowodanów), strażników wagi (pilnowanie porcji i kalorii, grupy wsparcia), Ornisha (mało tłuszczów, dużo warzyw) i Zone (zachowanie proporcji składników: białek, węglowodanów, tłuszczów). Obojętnie, którą z tych diet zastosujemy, efekty uzyskają jedynie te osoby, które są w stanie dotrwać do zakończenia programu – wykazały badania prof. Michaela Dansingera z Tufts-New England Medical Center w Bostonie. Głównym powodem przerwania diety przez badane osoby była zbyt wolna utrata wagi lub zbyt trudne do przestrzegania zasady żywieniowe.

(...)

12. NAPOJE NIE SĄ TUCZĄCE

Napoje to koń trojański kalorii, nawet jeśli są reklamowane jako niskosłodzone. Zawartość cukru w 250 g produktu wynosi co najmniej 10 g. Nic dziwnego, że aż 21 proc. spożywanej energii pochodzi z napojów, jak wykazały badania American Academy of Pediatrics. Małowartościowe są również soki owocowe, nawet te tzw. 100-procentowe. Podobnie jak napoje zawierają one głównie cukier. Dr David Ludwig z Children’s Hopsital w Bostonie twierdzi, że choć soki są reklamowane jako najlepsze źródło witamin, są niewiele bardziej wartościowe niż zwykła woda. Wartościowe są jedynie soki mętne. Opublikowane w tym roku badania prof. Jana Oszmiańskiego z Wrocławia wykazały, że klarowne soki są prawie całkowicie pozbawione pektyn, witaminy C i polifenoli. Warto pić owocowe drinki, czyli owoce z dodatkiem alkoholu. Są bardziej wartościowe niż jedzenie samych truskawek czy jeżyn. Zawarte w nich przeciwutleniacze dzięki dodatkowi alkoholu działają skuteczniej co najmniej o 30 proc.

 

13. GŁODÓWKI OCZYSZCZAJĄ ORGANIZM

Nie trzeba stosować głodówek, by oczyścić organizm. Eliminacja toksyn jest naturalną funkcją zdrowego organizmu. Głodówki mogą być szkodliwe. Wiele osób narzeka później na tzw. zespół jelita nadwrażliwego i osteoporozę. Równie niekorzystne są drastyczne ograniczenia diety – mogą wywołać efekt odwrotny od zamierzonego. Organizm pozbawiony energii dostarczanej z pożywieniem spowalnia procesy metaboliczne i zaczyna magazynować energię w postaci tkanki tłuszczowej. Aż 80 proc. osób po głodówkach odchudzających wraca do poprzedniej wagi. Tyjemy nawet wtedy, gdy serwujemy sobie wyłącznie sałatki i potrawy niskokaloryczne. Prof. Brian Wansink, psycholog z Cornell University, ostrzega, że działa wtedy tzw. efekt halo. Osoby, które zdrowo się odżywiają, przekonane o swym higienicznym trybie życia częściej sięgają po tuczące przystawki, desery i napoje.

 

14. OPTYMIZM MOŻE POKONAĆ RAKA

Wpływ pozytywnego nastawienia na stan zdrowia chorych jest przeceniany, bez względu na to, jak bardzo choroba jest zaawansowana. Niewątpliwie optymizm i duch walki poprawiają samopoczucie i pozwalają łatwiej znieść trudy terapii. Wykazano nawet, że pacjenci w lepszym stanie emocjonalnym mają więcej komórek odpornościowych. Takie zmiany fizjologiczne nie zwiększają jednak szans przeżycia ani nie przedłużą życia chorych na nowotwory złośliwe. Wykazały to badania, które specjaliści z University of Pennsylvania przeprowadzili na ponad tysiącu pacjentów cierpiących na raka szyi i głowy. Błędem jest zatem obwinianie chorych o to, że przegrywają walkę z chorobą, bo niedostatecznie z nią walczą. Wprawdzie lęk nie skraca życia chorego na raka, co również wykazały badania, ale jest dla niego dodatkowym obciążeniem. Dlatego wszyscy pacjenci, którzy nie radzą sobie z chorobą, powinni mieć zapewnioną pomoc psychologiczną.

 

15. WZRASTA SKUTECZNOŚĆ LECZENIA RAKA

Onkolodzy są w stanie wyleczyć coraz więcej chorych. To prawda. Według badań Eurocare-4, w Polsce w latach 2000-2002 skuteczność leczenia raka zwiększyła się do 43,5 proc. Jest to jednak głównie zasługa wcześniejszego wykrywania nowotworów złośliwych. Jeśli guz nie zostanie wykryty i usunięty, zanim powstaną przerzuty, szanse na wyleczenie chorego są niemal takie same jak na początku lat 70. Jedynie u dzieci skuteczność leczenia nowotworów złośliwych wzrosła z 30 proc. do ponad 70 proc. U dorosłych dobre efekty daje tylko leczenie farmakologiczne białaczek, chłoniaków i ziarnicy złośliwej. Ale w tych chorobach podstawowym warunkiem wyleczenia jest ich wczesne rozpoznanie.

 

16. WARZYWA I OWOCE CHRONIĄ PRZED RAKIEM

Badania tego nie potwierdzają. Obserwacje 520 tys. Europejczyków sugerują, że warzywa i owoce nie mają wpływu na to, czy zachorujemy na raka żołądka, prostaty lub nerek. Także sosy pomidorowe jedynie w ograniczonym stopniu mogą chronić przed różnymi rodzajami raka. Na pewno żadnego wpływu na ryzyko zachorowania nie ma zażywany w tabletkach likopen, główny przeciwnowotworowy składnik pomidorów. Warzywa i owoce nie są nawet pomocne w leczeniu chorych na raka. Badania 3 tys. pacjentek, przeprowadzone przez dr. Johna Pierce’a z University of California, wykazały, że spożywanie pięć razy dziennie skrajnie dużych ilości warzyw i owoców nie zmniejsza ryzyka nawrotu choroby. Wiadomo za to, co sprzyja nowotworom. Z badań Cancer Research w Wielkiej Brytanii wynika, że najbardziej szkodliwy jest hedonistyczny styl życia. Objadanie się, szczególnie słodyczami, palenie papierosów i nadużywanie alkoholu to przyczyny aż dwóch trzecich wszystkich przypadków nowotworów złośliwych.

 

17. GRYPA PRZESTAŁA BYĆ GROŹNA

Grypa co roku zabija więcej osób, niż wykazują statystyki (umiera na nią od 500 tys. do 1 mln ludzi). To ukryta epidemia, gdyż jako przyczynę zgonu często wpisuje się powodowane przez grypę powikłania, takie jak zapalenie płuc czy uszkodzenie serca. Grypa osłabia organizm i jest groźniejsza niż przeziębienie, z którym często bywa mylona. Sprzyja jej zimne i suche powietrze (temperatura poniżej 5oC i wilgotność w granicach 20-25 proc.). Lepiej się na nią szczepić, niż polegać na lekach. Niestety, z tej ochrony korzysta jedynie 14 proc. Polaków. Podobnie jest w całej Unii Europejskiej. W USA co roku szczepi się ponad 100 mln osób i w każdym sezonie brakuje szczepionek.

 

18. KATAR TRWA ZAWSZE SIEDEM DNI

Do niedawna sądzono, że zarazki przeziębienia są mało groźne i utrzymują się w organizmie najwyżej kilka dni. Teraz podejrzewa się, że niektóre z nich mogą się ukrywać w płucach wiele miesięcy. Wirusy paragrypy i RSV (odpowiedzialne za infekcje dróg oddechowych) mogą powodować powikłania w postaci zapalenia oskrzeli czy nawet niewydolności serca. Wciąż pojawiają się nowe zarazki. Centrum Kontroli Chorób w USA alarmuje, że w USA pojawiła się nowa, wyjątkowo niebezpieczna mutacja adenowirusów powodujących przeziębienia. Zarazki na razie atakują sporadycznie, ale podobnie jak Ebola (wirus gorączki krwotocznej) już po trzech dniach mogą doprowadzić do zgonu chorego. Zarazki są oporne na leki i środki dezynfekujące, giną w temperaturze powyżej 56oC. Mogą się rozprzestrzeniać drogą kropelkową i na skutek braku higieny.

 

19. GORĄCZKA POMAGA ZWALCZYĆ INFEKCJĘ

Gorączka i ból sygnalizują rozwój choroby, ale po jej rozpoznaniu przestają mieć znaczenie i stają się niepotrzebnymi dolegliwościami. – U małych dzieci gorączka może wywoływać drgawki, powodować zbędny wydatek energetyczny i prowadzić do odwodnienia – twierdzi dr Piotr Albrecht, pediatra z Akademii Medycznej w Warszawie. Gdy temperatura ciała w odbytnicy wynosi co najmniej 38oC, w ustach ponad 37,8oC, a pod pachą więcej niż 37,2oC, najszybszym i najprostszym sposobem obniżenia gorączki jest kąpiel w wodzie o temperaturze o 1-2oC niższej niż ciepłota ciała, przetarcie ciała zwilżoną gąbką, zawinięcie w mokry ręcznik, przyłożenie lodu na głowę lub w okolice pachwin. Przed tymi zabiegami, najlepiej 30-40 minut wcześniej, należy zażyć paracetamol lub ibuprofen, by uniknąć dreszczy.

 

20. ZIMĄ NALEŻY JEŚĆ DUŻO I TŁUSTO

Nic bardziej błędnego. Taka dieta nie zwiększa odporności. Nasze zapotrzebowanie na kalorie zimą jest identyczne jak latem. Według zaleceń American Dietetic Association, zimą – tak jak przez cały rok – podstawą pożywienia powinny być warzywa i owoce. Jeśli się objadamy, tkanka tłuszczowa zaczyna się odkładać jak słoje na pniu drzewa. Z każdą zimą jest jej więcej, bo wiosną i latem większości ludzi nie udaje się pozbyć zbędnych kilogramów. Aż 90 proc. otyłych osób przybiera na wadze zimą. Nawet srogą zimę można przetrwać, nie jedząc mięsa. Wystarczy spożywać więcej ryb. Lepiej też jeść pieczywo razowe i gruboziarniste kasze. Ciasta i białe pieczywo oszukują głód (zawarta w nich glukoza szybko wchłania się do krwi, a kiedy jest jej za dużo, jest przekształcana w tłuszcz i magazynowana w komórkach tłuszczowych).

(...)

22. SEPSA TO NOWA DŻUMA

Takie wrażenie można odnieść, oglądając relacje telewizyjne. Sepsa nie jest jednak nową chorobą i nie występuje częściej niż dawniej. To ogólne zakażenie organizmu, które zawsze było groźne, teraz jest jedynie bardziej nagłaśniane. Powoduje niewydolność narządów wewnętrznych i może przebiegać gwałtownie, prowadząc nawet do śmierci. Nie jest to jednak epidemia. Sepsą nie można się zarazić. Mogą ją wywołać zarazki, które na ogół powodują inne choroby, na przykład zakażenie dróg oddechowych. Niektóre bakterie, wirusy, grzyby i pasożyty stale są obecne w organizmie. Przykładem są powodujące zapalenie opon mózgowych meningokoki (ich nosicielem jest co druga osoba w wieku 11-24 lat). Takie drobnoustroje stają się groźne dopiero wtedy, gdy przenikną do krwiobiegu i doprowadzą do ogólnego zakażenia organizmu. Może to być skutek urazu lub zabiegu chirurgicznego albo nie leczonych zębów.

 

23. SZCZEPIONKI SĄ NIEBEZPIECZNE

Oskarża się je o to, że osłabiają odporność organizmu i powodują choroby jelit i autyzm u dzieci. Nie ma na to dowodów. Jedynym „powikłaniem" szczepienia może być miejscowy ból, krótkotrwała gorączka lub zaczerwienie, uczucie rozbicia. Poważniejsze skutki uboczne należą do wyjątków. Wielu przeciwników szczepień wciąż jednak przytacza przypadki powikłań, które się nie potwierdziły lub zdarzały się przed ponad stu laty. W czasach współczesnych strach przed chorobami zakaźnymi zamienił się w lęk przed szczepieniami. Może to doprowadzić do wybuchu dawno wygasłych epidemii chorób zakaźnych. W Niemczech 1720 osób zachorowało na odrę podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w 2006 r. Zakażone osoby nie były zaszczepione.

 

24. STARSZE OSOBY GORZEJ ŚPIĄ

Wysypianie się zależy od stanu zdrowia i przyjmowanych leków, a nie od wieku. Przekonują o tym badania dr. Michaela Vitiello z University od Washington. Twierdzi on, że ludzie tym gorzej śpią, im więcej mają kłopotów i dolegliwości, szczególnie bólowych. Z jego badań wynika, że krócej (o 30-60 minut) śpią osoby w średnim wieku, które też w nocy częściej się wybudzają i mają płytszy sen. Zdrowe osoby po 60. roku życia śpią tak samo jak w młodości. W starszym wieku mogą się pojawić jedynie nieco większe kłopoty z zasypianiem. 80-latki potrzebują na to 10 minut więcej niż 20-latki.

 

25. KOBIETY WOLĄ MACHO

Tylko na jedną noc. W roli stałego partnera kobietom bardziej odpowiadają mężczyźni mniej zmaskulinizowani. Panowie o typowych męskich cechach są postrzegani jako dominujący, chłodni i mniej lojalni. Co więcej, starsze twarze odbierane są przez kobiety lepiej niż młode. Nawet umięśniona sylwetka nie decyduje o atrakcyjności. Najbardziej podobają się panowie, którzy sprawnie się poruszają (ich talia nie powinna być jednak węższa niż biodra). Liczy się też poczucie humoru.

Zbigniew Wojtasiński

 

 

 

 

„NEWSWEEK” nr 02, 2006 r., strona 75

PRZYJ Z UMIAREM

Parcie porodowe nie jest dobre dla przyszłej matki. Eksperyment przeprowadzony przez naukowców z University of Texas Southwestern Medical Center dowiódł, że może ono prowadzić do kłopotów z pęcherzem. Chociaż regularne parcie zgodne z zaleceniem lekarza skraca czas rodzenia, to jednak matki mają później problemy z oddawaniem moczu. Wcześniej ustalono, że napinanie mięśni może spowodować zniszczenie tkanek dna miednicy.

 

„WPROST” nr 47(1147), 2004 r.

PŁACZ NAD INTELIGENCJĄ

Płaczliwe niemowlęta mogą mieć w późniejszym życiu trudności z koncentracją. Dzieci, które w niemowlęctwie często i bez wyraźnego powodu długo płakały, w wieku pięciu lat osiągały w testach inteligencji wyniki średnio o dziewięć punktów niższe od innych przedszkolaków, gorzej radziły sobie z nauką i były mniej zręczne. Aż 14 razy częściej niż u pogodnych dzieci rozwijał się u nich zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD). Zdaniem uczonych, ścisłe przestrzeganie codziennego rytmu (na przykład pory karmienia i snu) oraz częste przytulanie przez rodziców mogą temu zapobiec. | (MF)

 

 www.o2.pl | Środa [24.06.2009, 18:29] 1 źródło

WCZEŚNIAKI MAJĄ NIŻSZE IQ

Naukowcy przestrzegają przed wcześniejszym wywoływaniem porodu.

Nowe badania wykazały, że dotychczasowa wiedza lekarska o prawidłowym terminie porodu nie była pełna. Okazuje się, że noworodek, który przyjdzie na świat w 37. czy 38. tygodniu ciąży może mieć iloraz inteligencji niższy o 2 punkty od tego, który spędził w brzuchu matki pełne 40 tygodni - informuje "Glob and Mail".

 

Na całym świecie za pełną ciążę uznaje się taką, która trwa od 37 do 41 tygodni. Ostatnio lekarze często decydowali się nawet na wywoływanie porodu właśnie w 37. tygodniu, tłumacząc to strachem przed powikłaniami i zagrożeniem dla życia matki. Dlatego zdecydowano się zbadać, jak ta praktyka wpływa na rozwój dziecka.

 

Po przebadaniu 18 tysięcy maluchów okazało się, że te urodzone wcześniej mają niższy współczynnik ilorazu inteligencji oraz są minimalnie bardziej zagrożone "śmiercią łóżeczkową" czyli nagłym bezdechem.

 

Naukowcy z kanadyjskiego Instytutu Zdrowia odnotowali, że w przypadku noworodków urodzonych w 37. tygodniu wskaźnik śmiertelności wynosił 0,66 przypadków na 1000 dzieci, a wśród urodzonych trzy tygodnie później - 0,34.

 

Stwierdzone przez nas różnice są stosunkowo niewielkie, ale poddają w wątpliwości sens wywoływania wcześniejszych porodów. A lekarze decydują się na ten krok coraz częściej - stwierdza dr Michael Kramer, z McGill University. | AJ

 

 www.o2.pl | Niedziela [28.06.2009, 16:16] 1 źródło

DZIECI MASOWO DOKONUJĄ ABORCJI

Skandal na Wyspach. Ciąże przerywają nawet 12-latki.

Pomiędzy 2005 a 2008 roku prawie pół tysiąca dziewczynek młodszych niż 14 lat, w tym aż 23 dwunastolatki z Anglii i Walii, poddały się aborcji.

Ponad pół setki dzieci poddawało się aborcjom aż czterokrotnie - takie szokujące dane ujawnił właśnie brytyjski Departament Zdrowia.

To straszne i tragiczne. Dziewczynki często dokonują wielokrotnych aborcji. To po prostu nie powinno mieć miejsca - mówi Andrew Lansley, sekretarz zdrowia z opozycyjnego gabinetu cieni Partii Konserwatywnej.

Winą za ten stan rzeczy obarczył rządzącą Partię Pracy. Według Lansleya rząd powinien zadbać o wsparcie dla nastolatków i możliwość stosowania przez nieletnie dziewczynki zastrzyków antykoncepcyjnych.

W roku 2008 dokonano w sumie 64,715 aborcji. Oznacza to wzrost o 22 proc. w ciągu dekady. Aż 46 kobiet przerwało ciążę ośmiokrotnie - zauważa gazeta.

Brytyjski rząd zainwestował w tym samym roku w programy edukacji seksualnej młodzieży 50 mln funtów. | JS

 

 

RODZENIE W NATURALNEJ POZYCJI KUCZNEJ

REGUŁKA INFORMACYJNO-PRZYGOTOWAWCZO-MOBILIZUJĄCA DLA CAŁEJ TWEJ ISTOTY, JESTESTWA, PRZED-, DLA PORODU

Wypełnia się twoje przeznaczenie; po to zostałaś urodzona, przygotowywana, osiągnęłaś dojrzałość, by zwabić, skusić samca, zajść w ciążę, a następnie zrobić to, co twoja matka: URODZIĆ DZIECKO. Twój organizm został do tego stworzony, w czasie ciąży przygotowany, teraz Twoja kolej (przekaż zdrowe informacje - geny - w tym na temat NATURALNEGO porodu swojemu dziecku, by nie miało problemów, i nie przekazało ich swojemu potomstwu).

 

 http://www.apz.pl/

POWRÓT DO NATURY

Polki mogą już korzystać ze spionizowanej metody rodzenia, z wykorzystaniem specjalnego fotela umożliwiającego przyjęcie właściwej, kucnej pozycji ciała. Fotel przygotowany został na podstawie antycznych rycin, stanowiących inspirację dla konstruktorów. Uwzględnili oni również opinie ciężarnych pacjentek i doświadczonych położnych z całej Polski. Jak dotąd trafił do ośmiu szpitali.

 

Wertykalna metoda rodzenia jest obecnie jedną z najpopularniejszych na świecie. Przez wieki była używana w Persji, Chinach, Indiach, Ameryce Południowej oraz Europie. Dopiero w XVII wieku arystokracja poddała się „modzie” metody horyzontalnej, która powoli zaczęła wypierać zalecaną przez ówczesnych medyków pozycję spionizowaną. Dziś wracamy do natury, szukając nie nowych, a na nowo odkrytych metod rodzenia, czyniąc te najbardziej intymne chwile bardziej komfortowymi i bezpieczniejszymi.

 

Nowatorski fotel umożliwia naturalne, kucne ułożenie ciała podczas porodu. Dzięki delikatnie profilowanemu i miękkiemu oparciu pozwala na właściwe podparcie lędźwi oraz zapewnia wytchnienie w chwilach odpoczynku między skurczami. Oparcie jest mobilną częścią fotela, z możliwością demontażu, gdy wymaga tego pozycja rodzącej. Fotel wyposażony jest w boczne uchwyty na ręce, dające szansę mocnego parcia. Ma też materacyk umożliwiający położnej szybki i bardziej komfortowy dostęp do dziecka, a rodzącej wygodne ułożenie stóp. Baza fotela jest szeroka i stabilna.

 

Zdaniem wielu specjalistów, metoda wertykalna jest korzystna dla rodzącej, gdyż: szyjka macicy rozwiera się szybciej, bo główka dziecka mocniej na nią naciska niż w pozycji leżącej (dlatego poród na wznak wymaga większego wysiłku, zarówno ze strony matki, jak i dziecka); zmniejsza lęk i ułatwia odpoczynek między skurczami, co powoduje większe stężenie endorfin na korzyść wzrostu poziomu endogennej oxytocyny; skurcze macicy są bardziej regularne, silniejsze, częstsze – czas porodu w porównaniu z tradycyjnym skraca się nawet o 35%; łożysko jest lepiej ukrwione, a więc dziecko otrzymuje więcej tlenu; przy pionowym ułożeniu ciała kobieta może wykorzystać swobodny i głęboki oddech do zmniejszania bólu. Łatwiej jej zapanować na rytmem porodu. W czasie leżenia na plecach oddech staje się na tyle płytki, że wykorzystanie przepony jest praktycznie niemożliwe; parcie jest łatwiejsze. Gdy kobieta stoi, kuca lub siedzi, kanał rodny skierowany jest do dołu, na przesuwające się dziecko działa więc dodatkowa siła grawitacji. Podczas leżenia na plecach kanał rodny skierowany jest skośnie do góry, mięsień macicy musi pokonać dodatkowy opór, siła grawitacji przyciska dziecko do kręgosłupa matki; mniejsze jest ryzyko pęknięć krocza, bo tkanki wokół niego naciągają się równomiernie w trakcie wyłaniania się główki dziecka. W pozycji na wznak jego główka najmocniej napiera na krocze w okolicach odbytu, rośnie ryzyko pęknięcia ściany pochwy; zmniejsza konieczność stosowania środków rozkurczowych i przeciwbólowych.

źródło: Medycyna dla Ciebie

 

 

 http://dziecko.interia.pl/ | Czwartek, 13 października 2005 (07:48)

PORÓD AKTYWNY - NIE DAJ SIĘ POŁOŻYĆ

Coraz więcej kobiet wybiera poród aktywny

Leżąca pozycja w czasie porodu jest najgorszą z możliwych. Nie ma nic wspólnego z fizjologią.

Ani matce, ani rodzącemu się dziecku nie ułatwia tego trudnego zadania. Często też wydłuża poród.

Tymczasem wciąż wiele kobiet rodzi leżąc na łóżkach, nie znając zalet porodu w pozycji pionowej. Rodząca jest zwykle bezradna, zdana zupełnie na pomoc medycznego personelu. Zresztą to właśnie położne i lekarze często wymuszają na rodzącej pozycję leżącą, bo taka jest dla nich wygodna, ale nie dla samej matki. Leżąca kobieta, a dawniej dodatkowo przywiązywana do łóżka, jest bardziej "posłuszną" pacjentką i łatwiej się przy niej pracuje. Nie wymaga też dodatkowego wysiłku ze strony personelu, który byłby potrzebny wtedy, gdy kobieta chce zmieniać pozycje w czasie porodu i wcale nie zamierza kłaść się do łóżka.

 

Na szczęście coraz więcej kobiet wybiera poród aktywny, który nie ma nic wspólnego z bezradnym cierpieniem na łóżku. Matki rodzą w pozycji kucznej, klęczącej lub stojącej, a wcześniej starają się jak najdłużej być w ruchu - spacerują, wchodzą pod prysznic, kręcą biodrami, siedzą na piłce, balansują ciałem opierając się o drabinki lub osobę towarzyszącą, a nawet tańczą. Ruch pełni bardzo ważną rolę szczególnie w początkowej fazie porodu, gdyż ułatwia dziecku prawidłowe wejście w kanał rodny. W późniejszych fazach łagodzi ból rodzącej.

 

Pozycja pionowa ma wiele zalet. Kanał rodny skierowany jest wtedy do dołu - na przesuwające się dziecko działa dodatkowo siła grawitacji, która wzmacnia siłę skurczy. Główka dziecka mocniej naciska na szyjkę macicy, przyspieszając jej rozwieranie. Gdy kobieta stoi, kuca lub klęczy skurcze są bardziej regularne, silniejsze i częstsze, a poród bardziej efektywny. Przy pionowej pozycji łożysko jest lepiej ukrwione, a dziecko otrzymuje dzięki temu więcej tlenu. Taka pozycja ułatwia też swobodny i głęboki oddech rodzącej, a ten z kolei pozwala zmniejszyć ból. Zachowanie pionowej pozycji w czasie parcia zmniejsza ryzyko pęknięć krocza i potrzeby nacinania go, gdyż tkanki wokół krocza są naciągnięte równomiernie.

 

Ostatnio coraz więcej szpitali proponuje rodzącym pozycję półsiedząca w łóżku. Jeśli rodzisz w takiej właśnie pozycji (a niestety nie jest ona też najlepsza), to nogi powinny być podciągnięte, mocno zgięte z kolanach, stopy ułożone na oparciu, ale nie uniesione wyżej pośladków, a plecy podparte jak najbardziej pionowo. Aby wzmocnić siłę parcia, złap dodatkowo poręcz łóżka.

 

Zanim pozwolisz się jednak ułożyć w takiej pozycji, zapytaj w swoim szpitalu, czy będziesz mogła urodzić swoje dziecko w kucki lub klęcząc na łóżku porodowym.

 

źródło informacji: INTERIA.PL

 

 

 http://www.poradnikzdrowie.pl/ | aktualizacja: 31.03.2009

WARTO RODZIĆ PO SWOJEMU

Tak naprawdę nie ma jednej, idealnej pozycji do rodzenia. Chodzi jednak o to, by kobieta miała możliwość jej poszukania, mogła przybierać różne pozycje, by znaleźć tę najwygodniejszą i najmniej bolesną dla siebie. Okazało się, że kobiety, które mają wybór, zwykle wybierają pozycję wertykalną, to znaczy taką, gdy tułów jest w pionie, a narządy rodne są skierowane w dół. Rodzenie w pionie (na stojąco, w kucki, na kolanach) jest najbardziej naturalne i fizjologicznie najkorzystniejsze dla kobiety.

 

Zalety pozycji pionowych

    * poród postępuje szybciej – dzięki sile grawitacji główka dziecka silniej naciska na szyjkę macicy, w efekcie szybciej się ona rozwiera, poza tym skurcze macicy są wtedy silniejsze i częstsze

    * mniejsze ryzyko niedotlenienia dziecka – brzuch nie uciska głównych naczyń krwionośnych, lepsze jest więc krążenie krwi, a zatem także ukrwienie łożyska

    * szerszy otwór dolny miednicy – w pionie kość guziczna może odchylać się do tyłu (podczas gdy w pozycji leżącej jest unieruchomiona), dzięki temu główka ma więcej miejsca niż w ułożeniu na wznak

    * łatwiejsze parcie, bo dziecka nie trzeba wypychać pod górę; kanał rodny jest tak zbudowany, że podczas leżenia (zwłaszcza przy uniesieniu nóg), jego ujście jest skierowane skośnie do góry; znacznie łatwiej przeć, gdy kanał rodny jest skierowany w dół, bo wtedy rodzącej (i dziecku) pomaga siła ciążenia

    * lepsza ochrona krocza – w pozycji leżącej główka podczas parcia najmocniej napiera na krocze w okolicy odbytu – i dlatego, by zapobiec jego pęknięciu, wykonuje się rutynowe nacięcie; natomiast gdy ciało jest w pionie, tkanki krocza wokół główki napinają się równomiernie z każdej strony, a zatem pęknięcia (i nacięcia) łatwiej uniknąć.

 

Jak widać, zalet jest wiele, warto więc spróbować rodzić aktywnie. Oczywiście, nic na siłę, ale jeśli rodząca ma dużo energii i chce być aktywna, nie powinno się jej tego zabraniać.

 

Ruch w I fazie porodu

W I okresie porodu, czyli do pełnego rozwarcia szyjki macicy, chodzenie, kucanie, kręcenie biodrami mogą zdziałać wiele dobrego – pomóc główce wstawić się w kanał rodny, przyspieszyć akcję porodową, zmniejszyć odczuwanie bólu. Warto też wykorzystać znajdujące się w sali porodowej sprzęty: dużą piłkę, drabinki, worek sako.

 

    * na piłce (rys. 1) – ćwiczenie to jest korzystne zarówno na początku porodu (patrz opis), jak i pod koniec okresu rozwierania – wtedy zmniejsza odczuwanie bólu. Na piłce można też podskakiwać – to z kolei rozluźni mięśnie krocza. Gdy nie masz piłki, możesz kręcić biodrami, klęcząc i opierając ręce na biodrach.

    * stojąca, przy partnerze (rys. 2) – w tej pozycji mocno działa siła grawitacji, ułatwiając opuszczanie się dziecka, co przyspiesza rozwieranie szyjki. W czasie skurczu możesz kręcić biodrami, by złagodzić ból. Jeśli jesteś sama, możesz przyjąć taką pozycję, chwytając się drabinek lub mocno opierając ręce o ścianę.

    * na piętach – pod koniec I fazy, gdy skurcze są bardzo silne, uklęknij i usiądź na piętach, szeroko rozstawiając kolana, a rękami podeprzyj się o podłogę (lub łóżko, jeśli na nim jesteś), pochylając ciało do przodu. Taka pozycja sprzyja szybkiemu rozwieraniu szyjki, a jeśli podczas skurczu będziesz kołysać się w przód i w tył, złagodzisz nieco ból.

    * klęczenie na łóżku (rys. 3) – pozycja bardzo pomocna w tzw. fazie przejścia, kiedy czujesz już skurcze parte, ale nie ma jeszcze pełnego rozwarcia. Wtedy położna prosi, żeby jeszcze nie przeć, ale bardzo trudno się od tego powstrzymać. Pozycja ta zmniejsza siłę skurczów partych.

 

Parcie inaczej niż zwykle

    * na czworakach – klęczenie, ale już z podparciem górnej części ciała na łokciach (pozycja kolankowo-łokciowa) jest także bardzo korzystne do parcia, gdyż sprzyja poszerzaniu kanału rodnego. Klęcząc, trzeba szeroko rozstawić nogi, wypinając biodra i pośladki do tyłu. Jeśli kobieta klęczy na łóżku porodowym, może trzymać się rękami jego bocznych uchwytów. Pozycja bardzo korzystna, gdy dziecko jest duże.

    * pozycja kuczna (rys. 4) – najbardziej fizjologiczna i najefektywniejsza pozycja do porodu – skraca kanał rodny i rozszerza kości miednicy, ułatwiając wypieranie główki. Jest kilka jej wariantów. Jeśli rodzisz z mężem, najlepszy będzie ten przedstawiony na rys. 4. Jeśli nie towarzyszy ci partner, ukucnij przodem do drabinki, rękami mocno chwytając się szczebelka. Pozycję kuczną możesz też przyjąć na łóżku, jeśli są dwie osoby (np. mąż i położna), na których barkach możesz oprzeć ramiona. Pozycje kuczne dobrze jest ćwiczyć już w ciąży, aby wzmocnić mięśnie nóg.

Autorka: Agnieszka Roszkowska (miesięcznik "M jak mama")

konsultant: dr Paweł Kubik, ginekolog położnik

 

 

"WPROST" Numer: 23/2009 (1378)

RODZIĆ PO DOMOWEMU

Większość ginekologów reaguje oburzeniem na sam pomysł urodzenia dziecka poza szpitalem. Czy słusznie? Z najnowszych badań wynika, że przy prawidłowo przebiegającej ciąży oraz dobrym stanie zdrowia matki poród w domu jest tak samo bezpieczny jak w warunkach szpitalnych.

Holenderscy badacze wzięli pod uwagę ponad pół miliona kobiet, które rodziły w latach 2000-2006. Część z nich miała zaplanowany poród domowy, część szpitalny. – Liczba dzieci, które zmarły albo zostały przyjęte na oddział intensywnej terapii, była taka sama w obu grupach i wynosiła siedem na tysiąc urodzeń. Kobiety mogą zatem w pełni bezpiecznie wybierać miejsce rodzenia – twierdzi prof. Simone Buitendijk,szefowa Programu Zdrowia Dziecka przy Holenderskiej Organizacji Stosowanych Badań Naukowych (TNO) w Leiden.

 

– W wypadku porodu domowego wyższe ryzyko dotyczy przede wszystkim sytuacji, kiedy akcja porodowa zaskoczyła kobietę nieplanującą rodzenia w domu, nie było przy niej położnej i zabrakło czasu na przewiezienie jej do szpitala – mówi „Wprost" Kenneth Johnson z Public Health Agency of Canada.

Gdy kobieta jest zdrowa, znajduje się pod opieką lekarza i ma pomoc położnej, poród w domu zwykle nie wymaga interwencji medycznych. Rzadziej nacina się krocze i stosuje leki przeciwbólowe. – Wynika to z poczucia bezpieczeństwa rodzącej, bo jest ona u siebie. Również położna jest wyłącznie do jej dyspozycji, dzięki czemu szybko może rozpoznać wszelkie niebezpieczne sygnały – mówi Katarzyna Oleś, położna, szefowa stowarzyszenia Niezależna Inicjatywa Rodziców i Położnych „Dobrze Urodzeni", która odbiera porody domowe od 17 lat. – Od 17 lat nie było wypadku śmierci dziecka ani matki w porodzie domowym. Ponad 80 proc. dzieci rodzi się z punktacją Apgar 9-10, czyli w wyśmienitym stanie – podkreśla Katarzyna Oleś. Mimo to w 2008 r. w Polsce na 400 tys. porodów tylko 200 odbyło się w domu.

Jeśli pozwolić kobiecie dokonać wyboru, prawie nigdy nie wybierze pozycji leżącej przy porodzie. – Tymczasem wybór pozycji rodzenia jest możliwy jedynie w dwudziestu szpitalach w Polsce, choć w deklaracjach wygląda to inaczej – mówi Katarzyna Oleś. Z badań opublikowanych w „The Cochrane Library" wynika, że przybieranie wszelkich innych pozycji poza leżącą podczas pierwszej fazy porodu skraca poród o godzinę i zmniejsza odczuwanie bólu.

Pozycja pionowa pomaga dziecku, pozostawiając mu więcej miejsca na przepychanie się w dół, bo nieznacznie zwiększa się obwód miednicy. To z kolei zmniejsza nacisk na nerwy wzdłuż kręgosłupa, redukując ból odczuwany przez kobietę. – Kiedy matka pozostaje w pionie i w ruchu, na dziecko działa siła grawitacji. Dziecko szybciej przyjmuje najlepszą pozycję do porodu – wyjaśnia Annemarie Lawrence, położna z Institute of Women’sand Children’s Health przy Townsville Hospital w Australii. Fizjologii pomagają też względy psychologiczne. Kobieta ma poczucie kontroli i aktywnego udziału w porodzie.

 

Zdaniem prof. Krzysztofa Preisa, kierownika Katedry Perinatologii i Kliniki Położnictwa Akademii Medycznej w Gdańsku, poród powinien się odbywać w pozycji wybranej przez rodzącą. – Upieranie się przy jakiejś wersji jest błędem. Jeżeli chce wisieć czy kucać, to dobrze, ale znam też takie kobiety, które chcą po prostu leżeć i wyganianie ich z łóżka dla jakiejś doktryny jest nieludzkie – mówi prof. Preis.

 

Dr Wojciech Puzyna, dyrektor szpitala św. Zofii w Warszawie, uważa, że poród domowy w Polsce jest mniej bezpieczny niż w szpitalu. – Poród domowy jest bardziej intymny, ale wiąże się z wydłużeniem czasu na udzielenie pomocy i większym stresem w razie nagłych komplikacji – mówi dr Puzyna. Atmosfera w szpitalu zależy głównie od personelu. – Zamiast robić „religię" z porodów w domu, należy stworzyć domową atmosferę w szpitalu – podkreśla prof. Preis.

Porody domowe powinni przyjmować

lekarze i położne o wyjątkowych kwalifikacjach. Powinni być afiliowani przy regionalnym szpitalu, ich kwalifikacje powinien znać ordynator, a oni sami powinni pozostawać w kontakcie z oddziałem. Ale tak, niestety, nie jest. Jedynie kobiety, u których ciąża przebiega prawidłowo, a ryzyko okołoporodowe jest niskie, mogą się starać o poród w domu.

Autor: Aleksandra Postoła

 

 

 www.onet.pl | 2 lip 2009

JAK WYGLĄDA WASZA RELACJA Z PARTNEREM PO WSPÓLNYM PORODZIE?

Chciałam Was spytać jak wygląda wasza relacja z partnerem po wspólnym porodzie?

U nas jest trudno i to raczej ja mam problem. Nie radzę sobie ze świadomością, że mój mąż widział mnie w tamtych chwilach. Wstydzę się na wspomnienie tego co się działo. Nie potrafię zapomnieć o bólu, o tym jak nie panowałam nad sobą, jak krzyczałam . Nie uprawiamy seksu chociaż minęły już 4 miesiące i  sama bardzo tego chcę. Mam wrażenie, że moja intymność, kobiecość została pogrzebana gdzieś tam na porodówce. Dodam, że poród wspominam jako porażkę, mam poczucie, że zawiodłam. Nie radze sobie z tym. Jednocześnie wiem, że mąż bardzo mi wtedy pomógł, wspierał mnie ogromnie, zadbał o mnie i o naszego synka gdy ja w szoku słabo kontaktowałam. Tak mi wstyd. Widzę też, że mąż mnie bardzo pragnie. Twierdzi, że dla niego nic się nie zmieniło a nawet, że kocha mnie bardziej. A ja? Mam jakoś blokadę. W sytuacjach intymnych natychmiast pojawiają się obrazy z porodu i każda próba zbliżenia kończy się płaczem. Co mam zrobić? Mój mąż jest fantastycznym człowiekiem, mam cudownego synka tylko sama jakoś pozbierać się nie potrafię. I to poczucie wstydu, zażenowania…

 

KOMENTARZ

3 lip 2009

 

Bo głupie te kobiety i naiwne!

Poród to bardzo intymne i KOBIECE wydarzenie. Wiec jeśli już to towarzyszyć powinna druga kobieta- mama, siostra, przyjaciółka, teściowa... Plecy pomasują? Pomasują. Za rękę potrzymają? Potrzymają. Dodadzą otuchy? Dodadzą. Itd. A mogą pomóc jeszcze bardziej gdy same wcześniej rodziły. I nie byłoby wtedy takich problemów jak wyżej. Ale nie. Bo niech wie jak się poświęcam. Ale PO CO?! Jak zobaczył jak cierpię to zaczął mnie bardziej kochać i szanować?! No na litość Boską! A wczesniej nie szanował? Nie kochał? To ja dziękuję za takiego męża, który kocha i sznuje tylko jak zobaczy jak żona cierpi.  Poród nie może być wyznacznikiem miłości i szacunku. Być może mówią, ze nic się nie zmieniło, wszystko jest ok, ale mówić sobie mogą ale co tak naprawdę myśla... wiedzą tylko oni. ja też prawdopodobnie na ich miejscu bym się nie przyznawała wiedząc jak reagują na to kobiety:) I nie ma co tu pisać ze jak się zraził to znaczy że niedojrzały itd. Facet to facet. Ma inną psychikę i myśli innymi kategoriami. Ja się w zasadzie nie dziwię ze mogą się zrazić bo byłam z moją siostrą gdy rodziła i wiem jak to wygląda z drugiej strony. Niech czeka na korytarzu jeśli chce od pierwszych chwil być z dzieckiem. Niech się wykaze dojrzałoscią, szacunkiem i miłością  podczas opieki nad dzieckiem. To dopiero wyczyn! Ale na porodówkę wstęp powinien być mężczyznom wzbroniony. Takie jest moje skromne zdanie w tej kwestii. Pozdrawiam. | TezMama 

 

 www.o2.pl / www.sfora.pl | Niedziela [18.10.2009, 21:15] 5 źródeł

OJCIEC NIE POWINIEN BYĆ OBECNY PRZY PORODZIE

Czym grozi jego wejście na salę porodową.

Ojcowie, którzy przetrwali to wydarzenie bez omdlenia z pewnością mają co wspominać. Lekarze-położnicy nie mają jednak wątpliwości, że moda na rodzinne porody nie jest dobra. Ani dla dziecka, ani dla rodziców - przestrzega "The Daily Mail".

Obecność mężczyzny dodatkowo denerwuje kobietę, co może doprowadzić do komplikacji podczas porodu. Z pewnością jednak opóźnia cały proces.

Organizm rodzącej produkuje wtedy więcej adrenaliny, która z kolei obniża poziom oksytocyny - hormonu niezbędnego podczas porodu. Narodziny dziecka trwają więc dłużej, co jest niebezpieczne dla noworodka jak i matki - mówi dr Michael Odent.

W jego opinii poród rodzinny może wpłynąć także na późniejsze relacje w małżeństwie, co w skrajnych przypadkach skończy się rozwodem.

Dr Odent twierdzi, że znane są przypadki unikania seksu przez mężczyzn, a nawet depresji - nazwanej już nawet przez lekarzy „poporodową". | FC

 

 

 

 

„POLITYKA” - nr 31 (2565) z dnia 05-08-2006; s. 84 SPOŁECZEŃSTWO / ZDROWIE

CO CZYHA W WODZIE

KĄP SIĘ Z GŁOWĄ!

Przestróg nigdy dosyć. Letni kontakt z wodą jest przyjemny, ale też niesie ze sobą liczne niebezpieczeństwa. Nie zawsze oczywiste.

Akurat ten alarm był przedwczesny i niepotrzebny. Warszawiacy nie na żarty przerazili się doniesień prasowych, że w Jeziorku Czerniakowskim – popularnym kąpielisku stolicy – grasują zarazki cholery. Co prawda, we krwi wyłowionego z jeziora topielca rzeczywiście wykryto przecinkowce tej groźnej choroby, jednak nie należały do odmiany mogącej wywołać epidemię.

 

Smutne jednak jest to, że zwolenników plenerowych kąpieli odstrasza niebezpieczeństwo mało prawdopodobne (ryzyko pojawienia się cholery w Warszawie, mimo fali upałów, pod naszą szerokością geograficzną jest wciąż znikome), a na co dzień bagatelizujemy faktyczne zagrożenia. To nie choroby tropikalne powinny powstrzymywać nas przed szukaniem ochłody w dzikich kąpieliskach, lecz panujący wokół nich brud i lekceważenie przez współplażowiczów podstawowych zasad higieny. Na brzegu wspomnianego Jeziorka Czerniakowskiego już od kilku tygodni powiewała czerwona flaga z uwagi na obecne w nim bakterie coli i salmonelli, ale mało kogo odstraszało to od kąpieli.

 

Zarazki też lubią pływać

Lista drobnoustrojów, które mogą się przedostać do organizmu z wody, jest długa i liczy kilkadziesiąt pozycji. Ich źródłem nie muszą być wcale ścieki komunalne, które niejednokrotnie trafiają tam, gdzie kąpią się ludzie. Przecież nigdy nie zdołamy całkowicie pozbyć się zarazków z wody, ich nosicielami mogą być choćby dzikie zwierzęta.

 

Na niewiele zdają się upomnienia, by mimo upałów od kąpieli zechcieli odstąpić rekonwalescenci, którym w ciągu ostatniego tygodnia przydarzyła się jakaś choroba. Jak przyznają pracownicy sanepidów, w badanych próbkach wody wielokrotnie przychodzi im latem wykrywać zarazki, które trafiają do niej wyłącznie za sprawą niewłaściwej higieny i naszej bezmyślności. Poczucia odpowiedzialności i rozsądku brakuje zwłaszcza rodzicom, którzy nie bacząc na częste zatrucia pokarmowe swoich dzieci nie zabraniają im wejścia do publicznych kąpielisk, a nawet lubią w takich miejscach myć swoje pociechy. Bakterie takie jak Cryptosporidium, Esherichia coli, Shigella, Salmonella wysunęły się w ostatnim dwudziestoleciu na pierwsze miejsce w rankingu najczęstszych zakażeń, których źródłem jest korzystanie ze wspólnych kąpielisk. Ich konsekwencje to najczęściej rozstrój żołądka oraz biegunka. Lepiej się mieć na baczności i albo w ogóle nie moczyć ciała, albo pływając nie otwierać ust, by nie napić się brudnej wody.

 

Za to amatorzy kąpieli w Bałtyku, którzy powrócili z urlopu z podrażnieniami skóry, już wiedzą, że powinni wystrzegać się przy brzegu niebezpiecznych sinic. Na stronie internetowej wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Gdańsku (www.wsse.gda.pl) na bieżąco można śledzić wyniki kontroli wód w kąpieliskach morskich tego regionu pod kątem zakwitu sinic, które w odróżnieniu od bakterii widać w potężnych skupiskach gołym okiem. Związki białkowe tych jednokomórkowych organizmów wywołują, przy kontakcie ze skórą, stan zapalny, pokrzywkę i wypryski; w razie dostania się do oczu może dojść do zapalenia spojówek.

 

Nie wszystko, co czyha w wodzie, przedostaje się do organizmu przez skórę lub usta. Źródłem zakażenia bakterią Legionella pneumophila jest rozpylony w powietrzu aerozol pochodzący ze starych klimatyzatorów, zardzewiałych pryszniców oraz jacuzzi i tzw. wanien perełkowych, modnych w sanatoriach i ośrodkach spa. Każdy zamknięty obieg z ciepłą wodą sprzyja rozwojowi tej bakterii, która najlepiej czuje się w temperaturze 20–50 stopni Celsjusza.

 

W dostępnych w Polsce oficjalnych statystykach zachorowań można zaleźć raptem kilka potwierdzonych przypadków legionelozy (nazwa choroby i wywołującego ją zarazka wzięła się od amerykańskiej organizacji American Legion, której kombatanci ulegli w 1976 r. masowemu zakażeniu w czasie pobytu w filadelfijskim hotelu, gdzie działał przestarzały system klimatyzacyjny). Jak mocno zaniżone mogą być te dane, niech świadczy porównanie z innymi krajami europejskimi, gdzie odnotowuje się w ciągu roku po kilkadziesiąt zachorowań. A objawy zakażenia są niespecyficzne: ostre zapalenie płuc z wysoką gorączką, kaszlem, rzadziej bólami mięśni i biegunką, które wymagają pogłębionej diagnostyki (zarówno hodowli zarazków na specyficznym podłożu, jak i badań wykrywających obecność przeciwciał w surowicy krwi lub antygenów Legionelli w moczu chorych). U nas rutynowo się ich nie wykonuje, wobec czego większość nieujawnionych ofiar legionelozy leczy się po prostu z powodu zapalenia płuc. I bez świadomości, co było jego przyczyną.

 

Chlor pomaga i szkodzi

Źle utrzymane baseny i instalacje wodne (w których mogą się zagnieździć niebezpieczne bakterie) to niewątpliwie wciąż niedoceniane wyzwanie dla ich właścicieli. A dla nas nie jedyne zagrożenie. Wszędzie, gdzie panuje wilgoć, mnożą się chorobotwórcze grzyby zwane dermatofitami, które z łatwością przenoszą się na stopy, jeśli po drewnianych podestach i niedezynfekowanych matach chodzimy bez klapek.

 

A propos dezynfekcji: takie środki jak chlor, tlen aktywny czy ozon zabijają w basenowej wodzie drobnoustroje, glony i grzyby. Ale oczywiście nie wszystkie są dla nas obojętne. Chlor nie służy ludziom z częstymi chorobami zatok (podrażnia ich śluzówkę), może być przyczyną zapalenia spojówek, a w dodatku – jak właśnie przekonują belgijscy naukowcy z uniwersytetu w Louvain na łamach internetowego wydania pisma „Occupational and Environmental Medicine” – kryte baseny z chlorowaną wodą sprzyjają coraz liczniejszym przypadkom astmy. Zespół prof. Alfreda Bernarda ustalił, że liczba potwierdzonych zaburzeń oddychania u dzieci w Europie wzrastała o 3,4 proc., a astmy o 2,7 proc. z każdym dodatkowym basenem krytym z chlorowaną wodą. „Powodem tych problemów jest nie tyle samo chlorowanie, co niszczący płuca związek o nazwie trójchlorek azotu, który powstaje z połączenia chloru z moczem lub potem” – wyjaśnia prof. Bernard, dając do zrozumienia, że pływanie pod dachem byłoby bezpieczne, gdyby wszyscy przed wejściem do wody posłusznie odwiedzali toaletę i brali prysznic (i to najlepiej właśnie w tej kolejności!).

 

Wynurzaj się powoli

Laryngolodzy odradzają osobom nękanym częstymi katarami i zapaleniem zatok pływanie zarówno w basenach, jak i w zimnym Bałtyku. Ale zachęcają do wyjazdów nad ciepłe morza, gdzie panuje stosowna wilgotność, a woda w temperaturze zbliżonej do powietrza łagodnie wypłukuje zalegającą wydzielinę. Oby tylko rekreacyjne kąpiele, dobre dla nosa, nie zamieniły się w zbyt intensywne eksploatowanie morskiego dna – nieumiejętne nurkowanie może uszkodzić słuch i przysparza gabinetom laryngologicznym coraz więcej pacjentów.

 

– Ta coraz bardziej popularna w letnich kurortach atrakcja sprawia, że podczas lata nie ma dnia, by ktoś nie zgłosił się do nas z zatkanym uchem – mówi prof. Henryk Skarżyński, dyrektor warszawskiego Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu. Wszystko z winy urazu ciśnieniowego, niestety bardzo często nieodwracalnego, do którego dochodzi podczas zbyt gwałtownego zanurzania lub wynurzania na powierzchnię wody. Najczęstszą przyczyną tego typu kłopotów jest zatkana trąbka słuchowa, która powinna wyrównywać ciśnienie po dwóch stronach błony bębenkowej oddzielającej ucho zewnętrzne od środkowego. – Każda infekcja górnych dróg oddechowych pogarsza otwieranie trąbki słuchowej i w konsekwencji grozi u amatorów nurkowania utratą słuchu – ostrzega prof. Skarżyński. – Od zakończenia infekcji do zejścia pod wodę powinno upłynąć minimum 1–2 tygodnie, by oszczędzić sobie tego typu powikłań.

 

Osoby po operacjach uszu lub przebytych nawet w dzieciństwie uszkodzeniach błony bębenkowej nie powinny nurkować wcale. Ich błona bębenkowa może być pokryta bliznami, zesztywniała i już na głębokości metra pojawi się narastający w uchu ucisk, przechodzący w przejmujący ból. – Wielu pacjentów zapomina, że w przeszłości miało już kłopoty ze słuchem, doświadczyło wielu infekcji uszu i niedrożności trąbek słuchowych – dodaje nasz ekspert. – Przed podjęciem decyzji o nurkowaniu radziłbym przypomnieć sobie tamte problemy z dzieciństwa, bo będą one bardzo utrudniać swobodne wyrównywanie ciśnienia pod wodą.

 

Dotyczy to zresztą w równym stopniu amatorów nurkowania i skoków do wody. Pomijając podstawowe niebezpieczeństwo tego typu zabaw (rocznie, po skokach na głowę do zbyt płytkiej wody, przybywa w Polsce 200 ofiar urazów kręgosłupa; patrz www.plytkawyobraznia.pl), błona bębenkowa może nie wytrzymać gwałtownej zmiany ciśnienia przy skoku na głębokość 2 m. Nagłe przebicie błony grozi przedostaniem się wody do ucha środkowego i podrażnieniem narządu równowagi, co skutkuje zawrotami głowy. Taki skok może więc okazać się dużo bardziej niebezpieczny od wielu czyhających w wodzie bakterii.

Paweł Walewski

• Noś klapki na basenie i na pomostach – unikniesz grzybicy.

 

• Pływaj z zamkniętymi ustami – unikniesz kłopotów żołądkowych.

 

• Nie nurkuj gwałtownie i głęboko – nie uszkodzisz błony bębenkowej.

 

• Nie kąp się w stawach i oczkach z kwitnącą wodą – unikniesz chorób skóry.

 

• Pamiętaj, że im większa susza, tym większe zagrożenie w zamkniętych akwenach.

 

 

 

 

 www.o2.pl | Wtorek [07.07.2009, 19:31] 1 źródło

PODRÓŻUJESZ NA DŁUGIE DYSTANSE? ZABIJĄ CIĘ SKRZEPY

Najbardziej zagrażają ci, gdy lecisz samolotem.

Z opublikowanego właśnie badania Harwardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego w Bostonie wynika, że długi czas spędzany w podróży potraja ryzyko tworzenia się skrzepów, szczególnie w żyłach nóg.

Jeżeli taki skrzep się oderwie i dotrze do płuc, może zakończyć się to śmiercią - ostrzegają lekarze.

Szansa na wystąpienie tromboembolizmu, problemów z krzepliwością krwi, a w konsekwencji wystąpienie zatoru płucnego jest wprost proporcjonalne do długości podróży.

Ryzyko rośnie o 18 proc. przy podróży dowolnym środkiem transportu trwającej dłużej niż 2 godziny. O 26 proc. rośnie z każdymi kolejnymi dwoma godzinami w przypadku, gdy podróżuje się samolotem - naukowcy zaznaczają w piśmie "Annals of Internal Medicine". | JS

 

 

"WPROST" nr 28, 15. 07.2007 r.

ZAKRZEPICA BIUROWA

Zbyt długie siedzenie za biurkiem może doprowadzić do zatoru płuc.

Dotychczas sądzono, że zdarza się ono u osób przewlekle chorych lub pasażerów autobusów i samolotów. Ryzyko powstania zakrzepu w żyłach zwiększa się dwukrotnie już po czterech godzinach spędzonych bez przerwy w pozycji siedzącej. Zdarza się, że do zatoru dochodzi u pracowników, którzy nie wstają zza biurka przez 3-4 godziny. (...) | (ZW)

 

 

„WPROST” nr 39(1139), 2004 r.

IMPOTENCJA CYKLISTY

Mężczyźni odbywający długie wycieczki rowerowe mogą mieć kłopoty z erekcją - uważa dr Joseph Dettori. Z jego badań (ich wyniki zaprezentowano na łamach "Journal of Urology") wynika także, że siodełka z wycięciem, które zaprojektowano, by wyeliminować tego typu dolegliwości, u niektórych mężczyzn okazują się jeszcze bardziej szkodliwe niż zwykłe siodełka. Uczony przebadał 463 mężczyzn biorących udział w wycieczkach kolarskich na długim dystansie. 4 proc. z nich narzekało na kłopoty z erekcją pojawiające się w ciągu 7 dni od zakończeniu rajdu. Najczęściej skarżyli się rowerzyści, którzy używali wyciętych siodełek. Kłopoty z erekcją były na ogół krótkotrwałe, ale uczony ostrzega, że ich nawroty mogą prowadzić do trwałej impotencji. | (PG)

 

 

 

 

„WPROST” nr 9(1212), 05.03.2006 r.

DISCO POLO MOZARTA

PIOSENKI BRITNEY SPEARS WYKORZYSTUJE SIĘ DO ODSTRASZANIA DZIKÓW, A UTWORY EMINEMA DO TORTUROWANIA TERRORYSTÓW

Kwartety Wiedeńskie łagodzą ból, koncert klarnetowy A-dur zwiększa koncentrację, a sonata D-dur KV 448 może powstrzymać nawet atak padaczki. Takie hasła reklamowe przysporzyły firmom fonograficznym wydającym płyty z muzyką Wolfganga Amadeusza Mozarta milionowych zysków. Nawet naukowcy z University of California w Irvine przekonywali, że muzyka kompozytora z Salzburga "korzystnie wpływa na układ nerwowy, ułatwia zasypianie i podnosi inteligencję".

 

HORROR METALLIKI

Moda na muzykoterapię spowodowała, że w wielu ośrodkach terapeutycznych muzyką próbuje się leczyć nie tylko nerwice i fobie, ale też uzależnienia, bulimię, anoreksję, dolegliwości urologiczne, ortopedyczne, arytmię, cukrzycę, a nawet chorobę Alzheimera. Przeznaczone dla dzieci płyty z serii "Muzyka bobasa" holenderskiego kompozytora Raimonda Lapa sprzedawane są już w ponad 60 krajach. Niestety, dajemy się oszukiwać. - Muzyka wcale nie łagodzi obyczajów, jak się powszechnie sądzi, bo nie niesie żadnej treści. Co więcej, może nawet niekorzystnie wpłynąć na nasze zdrowie - mówi Władysław Pitak, muzykoterapeuta, prezes Towarzystwa Terapii i Kształcenia Mowy Logos. Piosenki Britney Spears w Niemczech wykorzystuje się do odstraszania niszczących uprawy dzików, a utwory Metalliki i Eminema do torturowania więzionych w Afganistanie terrorystów!

Dźwięki docierają do dziecka już w okresie płodowym. Zalecanie kobietom w ciąży słuchania muzyki klasycznej w celu rozwijania niezwykłych zdolności ich dzieci to jednak zaklinanie duchów. Mitem jest przekonanie, że muzyka Mozarta zwiększa inteligencję. - Dzieci wychowywane w otoczeniu dźwięków rzadziej są nadwrażliwe i nadpobudliwe niż dzieci wychowywane bez muzyki, ale za jej pomocą nie można uczynić z dziecka geniusza ani zwiększyć jego inteligencji - mówi prof. Andrzej Zięba, psychiatra ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

 

STYMULACJA CZASZKI

Muzyka Mozarta poprawia nastrój, ale jak wykazały badania Johna Hughesa z University of Illinois Medical Center, podobnie działają utwory Chopina, Bacha, Beethovena, Straussa i melodie hinduskie. Neurochirurdzy zauważyli, że pod wpływem dźwięków półkule mózgowe lepiej z sobą współpracują. Dlatego funkcjonowanie osób z zaburzeniami psychicznymi i chorobą Alzheimera poprawia się dzięki muzyce, ale tylko podczas jej słuchania.

Muzyka klasyczna jako metoda terapii przynosi efekty jedynie w leczeniu zaburzeń głosu i mowy, na przykład jąkania. W takich sytuacjach najczęściej stosuje się metodę Tomatisa polegającą na usprawnianiu tzw. czynnego słuchania. - Odpowiednio przefiltrowany materiał dźwiękowy, na przykład chorały gregoriańskie, podaje się przez słuchawki tzw. drogą powietrzną oraz kostną - przez kości czaszki, stymulując w ten sposób korę mózgową - wyjaśnia dr Elżbieta Włodarczyk z Polskiego Centrum Tomatisa w Nadarzynie. Z tej metody korzystała Maria Callas, Romy Schneider i Gerard Depardieu.

Neurolodzy nie mają wątpliwości, że muzyka porządkuje emocje. Nie można jednak ignorować indywidualnych upodobań. Utwory Mozarta mają taki sam wpływ na samopoczucie jednych, jak disco polo czy piosenki ludowe na innych.

Monika Florek-Moskal

 

„POLITYKA” nr 47 (2325) z dnia 24-11-2001; s. 80   SPOŁECZEŃSTWO  /  ZDROWIE

POSŁUCHAJ PRZESTRÓG, PÓKI JESZCZE SŁYSZYSZ

ULŻYJ UCHU

Co piąte dziecko w wieku szkolnym i co trzeci dorosły Polak mają problemy ze słuchem. Wszystko z winy bagatelizowania infekcji górnych dróg oddechowych i hałasu, nad którym kompletnie nie potrafimy zapanować.

Liczne sondaże na temat szkodliwości hałasu dowodzą, że najbardziej przeszkadza nam zgiełk drogowy (ruch samochodów), osiedlowy (alarmy, głośne zabawy dzieci) oraz sąsiedzki (sprzęt RTV i AGD). Trudno jednak sobie wyobrazić, by w miastach (gdzie żyje 62 proc. Polaków) łatwo było ten jazgot ograniczyć. Oczywiście są desperaci, co pokazuje przykład pana Jarosława C. z Warszawy – bohatera reportażu „Na tropach ciszy” (POLITYKA 43/2000) – który swoje mieszkanie w bloku wyłożył dźwiękochłonną gąbką, obił drzwi 20-centymetrowym skajem, zasłonił dźwiękoszczelne okna grubymi kotarami, a w uszach nosił stopery z dodatkiem pszczelego wosku. Bardziej był jednak ofiarą rzadkiej patologicznej nadwrażliwości na dźwięki niż admiratorem codziennego spokoju, którego wszyscy jesteśmy spragnieni.

 

Huk na skrzyżowaniu

Większość miast w Polsce cierpi od nadmiaru decybeli i samochodów. W tegorocznym raporcie o stanie środowiska na Mazowszu można przeczytać, że natężenie ruchu drogowego w Warszawie wzrosło w ostatnich latach o ponad 50 proc. Przy Trasie Łazienkowskiej, przecinającej środek stolicy, natężenie hałasu dochodzi do 100 decybeli, choć dopuszczalna norma wynosi 60. Całe szczęście, że przed nadmiernym hałasem chroni nas odruchowe usztywnienie kosteczek słuchowych i mięśni w uchu środkowym – mechanizm ten natura uruchamia przy dźwięku powyżej 90 dB i dzięki temu może osłabić transmisję dźwięku o jedną trzecią. Ale wszystko ma swoje granice – nawet ta naturalna obrona po dłuższym czasie słabnie. Głośne impulsowe dźwięki o wyższej częstotliwości (poziom hałasu w dyskotekach sięga 120 dB – jest zaledwie o 10 dB niższy od progu bólu) mogą uszkodzić ucho wewnętrzne.

 

– Dopiero od niedawna przy wytyczaniu szlaków komunikacyjnych uwzględnia się w Polsce aspekt hałasu – mówi dr inż. Andrzej Chyla, prezes Ligi Walki z Hałasem. Coraz częściej spółdzielnie mieszkaniowe zgłaszają się do Ligi o pomoc w ustaleniach poziomu hałasu w swoich osiedlach, by móc wystąpić do gminy na przykład o fundusze na wymianę okien. W każdy czwartek w godz. 16–18 pracownicy Ligi udzielają przez telefon w Warszawie (nr 8324431) rad, jak walczyć z hałasem. – Świadomość ludzi jest coraz większa – ocenia inż. Chyla. – Mimo to Fundusz Ochrony Środowiska po raz kolejny odmówił wsparcia finansowego naszej działalności.

 

Więcej powodów do satysfakcji ma znany otolaryngolog prof. Henryk Skarżyński (jako pierwszy w Europie Wschodniej wprowadził w 1992 r. metodę wszczepiania implantów ślimakowych, a w 1998 r. dzięki niemu Polska stała się czwartym krajem na świecie, w którym zaczęto wszczepiać implanty słuchowe do pnia mózgu), gdyż założony przez niego Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu może liczyć na pomoc Ministerstwa Zdrowia. Już od roku realizowany jest Powszechny System Badań Słuchu – Słyszę (współfinansowany także przez Ministerstwo Edukacji Narodowej), od 10 lat przeprowadzane są badania noworodków (na razie w stu ośrodkach). Od 2002 r., dzięki współpracy z Fundacją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i funduszom zebranym w ostatnim finale Orkiestry ruszy program badań przesiewowych noworodków we wszystkich 440 oddziałach neonatologicznych w Polsce. – U dzieci warto wykryć niedosłuch już w pierwszych sześciu miesiącach życia – podkreśla prof. Skarżyński. – Wtedy można natychmiast rozpocząć rehabilitację i umożliwić optymalny rozwój mowy. Dzisiaj na wykrycie tych wad rodzice muszą nieraz czekać dwa lata.

 

Bój się przeziębień

Wedle specjalistów zaburzenia słuchu u dzieci biorą się z nawracających przeziębień i stanów zapalnych zatok, u dorosłych – z nadmiernego hałasu. Nie bez znaczenia są też niektóre leki: antybiotyki (gentamycyna, streptomycyna, amikacyna, wankomycyna), cytostatyki (metotreksat, cisplatyna), a nawet aspiryna po przedawkowaniu (na szczęście powoduje tylko przejściowe szumy uszne).

 

– Zaburzenia słuchu przekładają się na poważne dolegliwości społeczne – mówi prof. Skarżyński. – Osoby nimi dotknięte są bardziej drażliwe, mają kłopoty w nauce, trudniej przyswajają języki obce. Żyjąc na co dzień w hałasie nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo osłabia naszą kondycję i sprawność: męczy, wzmaga drażliwość, utrudnia skupienie uwagi, podwyższa ciśnienie krwi, ogranicza wydajność nauki (od poziomu 70 dB obniża się poziom pamięci krótkotrwałej, a przy 90 dB następuje jej zablokowanie).

 

Hałas wokół hałasu

Od wielu lat panuje pogląd, że polskie przepisy dotyczące walki z hałasem są wystarczająco restrykcyjne i zgodne z normami unijnymi. Gorzej z ich egzekwowaniem. Mimo tworzenia w miastach tzw. map akustycznych (powinny być aktualizowane co rok) wciąż brakuje stałego monitoringu hałasu. Dopiero na tej podstawie można by stworzyć hierarchię potrzeb, bo na razie większość przedsięwzięć zmierzających do ograniczenia hałasu cechuje duża przypadkowość. Ten, kto akurat dysponuje gotówką – wykłada ją na wymianę okien lub instalację ekranów wzdłuż tras komunikacyjnych, co niekoniecznie ma związek z likwidacją zagrożenia w najbardziej newralgicznych miejscach.

 

      Zdaniem prof. dr. hab. Antoniego Jaroszewskiego z warszawskiej Akademii Muzycznej, w której od 33 lat bada się słuch kandydatów na studia oraz studentów tej uczelni, rosną nam kolejne pokolenia głuchych. Po przebadaniu prawie 500 młodych muzyków i kilkuset osób starszych związanych zawodowo z muzyką okazało się, że dobrze słyszy tylko co trzeci. Przyczyną uszkodzenia słuchu wśród ludzi młodych był najczęściej udział w koncertach muzyki poprockowej, zabawa w dyskotekach, przesadne używanie przenośnych odtwarzaczy muzyki oraz długotrwałe ćwiczenia gry na instrumentach. Największym zagrożeniem są głośne dźwięki o charakterze impulsowym – zwłaszcza z instrumentów perkusyjnych i dętych blaszanych.

 

      Jeszcze gorsze są wyniki badań dzieci w wieku 7–10 lat. Tylko 13 proc. spośród 119 przebadanych miało słuch normalny, 54 proc. nie słyszało dźwięków o niskiej częstotliwości, 24 proc. miało kłopoty z dźwiękami wysokimi. Duże upośledzenie słuchu w dzieciństwie oznacza, że w wieku dojrzałym człowiek nie tylko nie będzie rozróżniać wysokości tonów, lecz także nie będzie mógł dobrze rozumieć mowy. Na stronie internetowej www. telezdrowie.pl znajduje się ogólnie dostępny program pozwalający diagnozować m.in. stan słuchu. Można tam również znaleźć informację, gdzie – w razie potrzeby – udać się po pomoc specjalisty.

Paweł Walewski

 

 

 

 

RADY REDAKTORA

 

ZĘBY

Przede wszystkim zapobiegać kłopotom.

Zdrowe zęby można mieć nawet do 40 roku życia, a leczone do końca życia. Każde zaniedbanie kończy się wieloma kłopotami i wizytami do końca życia u stomatologa! Po stokroć nie warto z tym czekać – odwlekać tego, co nieuniknione! Na zdrowiu jeszcze nikt nie zaoszczędził. Zdrowe ładne zęby to też dobre samopoczucie, większe powodzenie.

Nie ma już powodu bać się tzw. leczenia zębów (tak naprawdę to ich czasowego łatania), gdyż obecnie stosowane środki znieczulające są rewelacyjnie skuteczne.

B. korzystnie jest używać nici dentystycznych (zdecydowanie najlepiej woskowanych. Są ich różne grubości, w tym tak cienkie, iż wsuną się nawet w bardzo małe odstępy między zębami. Z tym, że nic na siłę i bez potrzeby. Generalnie należy czyścić te przestrzenie międzyzębowe gdzie gromadzą się nieczystości mimo intensywnego płukania jamy ustnej. Jeśli jednak nić gdzieś wciska się ciężko a nie gromadzą się tam nieczystości to należy te msa pominąć gdyż nić ściera szkliwo ). To wręcz konieczność, podobnie jak mycie zębów.

Z tego co się orientuję najlepsze pasty, płyny i żele do zębów ma firma ELMEX. Nie należy jednak wszystkiego stosować jednocześnie gdyż dojdzie do silnego podrażnienia jamy ustnej. Proponuję więc, po kolacji najpierw oczyścić przestrzeń międzyzębową nicią, wypłukać jamę ustną, następnie umyć zęby pastą,  po czym wypluć luźny płyn i tak robić przez kilka-kilkanaście minut i dopiero wtedy wielokrotnie (z 7-10 razy), intensywnie, dokładnie wypłukać jamę ustną i ew. po dwóch godzinach, bądź rano przepłukać płynem. Podobnie regeneracyjny żel stosujemy po ok. 2 godzinach od mycia, z tym że tego dnia i następnego nie stosujemy płynu, gdyż to będzie i tak spore chemiczne obciążenie dla jamy ustnej.

Po każdym posiłku jamę ustną powinno się przepłukać.

Implanty są drogie, mają spore skutki uboczne i nie są rozwiązaniem dla każdego!

 

„WPROST” nr 7, 20.02.2005 r.

WYSZCZOTKUJ SERCE

Mycie zębów chroni przed miażdżycą! Lekarze z Columbia University udowodnili, że bakterie pasożytujące na dziąsłach mogą uszkadzać naczynia krwionośne. U osób cierpiących na parodontozę wykryto pogrubienie ścian tętnicy szyjnej, świadczące o zaawansowanej miażdżycy. Bakterie prawdopodobnie są w stanie przeniknąć z dziąseł do krwioobiegu i sprowokować układ immunologiczny do zaatakowania tętnic także w sercu, co prowadzi do choroby wieńcowej.

(JAS)

 

 

WŁOSY

ZAROST

Nie warto golić tzw. meszku (nim później ogoli się pierwszy zarost tym lepiej). Nim się rzadziej goli tym wolniej odrasta zarost.

 

FRYZJERZY

...mają dopiero na życzenie używać suszarek - niszczarek - do włosów, perfum; powinni też używać grzebienia klienta, zamiast robić wytrzeszcz oczny, być zdumionym (rozdziawiać paszczę i przyglądać się), traktować klienta jak czuba, a przynajmniej dziwaka – że nie chce niszczyć sobie włosów, wysuszać skóry, czegoś załapać (sporo możliwości...)! Młodym chłopcom nie należy golić boków (nie, nie jestem Żydem), bo zaczną im szybko odrastać. Chłopcy zacznijcie się golić jak najpóźniej i róbcie to jak najrzadziej (ja, dzięki temu, jako dwudziestoparolatek miałem zarost przeciętnego 17-latka).

 

SIWE WŁOSY

...(gdy nie jest ich dużo) można z powodzeniem wyrywać przez kilkanaście (a może i dłużej) lat (na podstawie własnego doświadczenia).

 

 

SŁOŃCE, OPALANIE SIĘ

Opalać się należy maksymalnie do 10 minut, po każdej stronie ciała (większej dawki promieniowania słonecznego organizm nie wykorzysta, i będzie wręcz musiał walczyć z jej skutkami). Twarzy nie należy w ogóle opalać, gdyż i tak otrzymuje wielokrotnie większą dawkę promieniowania słonecznego od reszty ciała. Więc, w pozostałym czasie, ciało trzeba chronić przed słońcem, w tym głowę (szyję można np. podnosząc kołnierzyk, stosując opaskę. B. często właśnie tam mają mse, spowodowane słońcem, chorobotwórcze zmiany na skórze).

 

Używanie tzw. kremów ochronnych do opalania przynosi więcej szkody niż pożytku, bo m.in. trzeba dłużej wystawiać się na ekspozycję promieniowania słonecznego by się opalić. Do tego trzeba dodać różne interakcje z substancjami zawartymi w kremie.

 

Lepiej unikać przyciemnianych szyb, które są męczące dla oczu. O wiele lepsze są np. markizy.

Przyciemniane okulary, analogicznie, przynoszą więcej szkody niż pożytku, gdyż powodują rozszerzenie się źrenicy, więc dno oka jest bardziej wystawione na promieniowanie słoneczne.

 

Nie warto używać soczewek kontaktowych, gdyż minusów, w tym ryzyka zakażenia, uszkodzenia a nawet utraty wzroku, jest dużo więcej niż plusów takiego rozwiązania.

W czasie oglądania programu tv, korzystania z komputera trzeba korzystać z każdej okazji i dać odpocząć oczom, zamykając je (np. podczas wr, zapisywania danych) oraz pogimnastykować się.

 

 

"FAKTY I MITY" nr 32, 17.08.2006 r.

SŁOŃCE ZABIJA

ONZ-owska Światowa Organizacja Zdrowia stwierdza w swym raporcie, że 60 tys. ludzi rocznie umiera z powodu nadmiernej ekspozycji na promienie słońca.

Powodem śmierci jest najczęściej rak skóry, wywołany zbyt dużą dawką promieniowania ultrafioletowego. Oczywiście – zagrożeniu można niemal w 100 procentach zapobiec przez stosowanie odpowiednich ubrań i kremów ochronnych.

Ograniczona ekspozycja na promienie słoneczne jest natomiast korzystna, bo stymuluje produkcję witaminy D. | TN

 

www.o2.pl | Wtorek [14.07.2009, 13:59] 2 źródła

OPALANIE WCALE NIE WYWOŁUJE RAKA

Specjaliści utrzymują, że głównym czynnikiem zwiększającym ryzyko pojawienia się czerniaka złośliwego są pieprzyki na skórze.

Ilość pieprzyków to najsilniejszy czynnik ryzyka czerniaka, groźniejszy niż słońce - mówi Tim Spector profesor z londyńskiego King's College.

Naukowcy odkryli dwa ważne geny, które kontrolują liczbę pieprzyków na skórze. Te same geny odpowiadają za zwiększone ryzyko czerniaka złośliwego.

Badanie potwierdza, że osoby, które mają dużo pieprzyków, podobnie jak rudowłose lub o jasnej karnacji, są w grupie zwiększonego ryzyka wystąpienia raka skóry i powinny uważać na słońcu - mówi Sara Hiom z Cancer Research UK.

Czerniak jest uleczalny, np. poprzez wczesne usunięcie podejrzanych pieprzyków.

Występuje on rzadko, tylko w ok. 10 proc. wszystkich postaci raka skóry, jest jednak główną przyczyną śmierci z powodu nowotworów skóry - pisze timesonline.co.uk. | JP

 

www.o2.pl | Sobota [30.05.2009, 16:55] 1 źródło

PROMIENIE SŁOŃCA OCHRONIĄ NAS PRZED RAKIEM

Dzięki nim produkowana jest witamina D, która zmniejsza liczbę zachorowań o 25 proc.

Choć wydaje się to niemożliwe, to opalanie może zmniejszyć liczbę zachorowań na raka piersi i jelit.

Witamina D jest produkowana, gdy nasza skóra jest poddana działaniu promieni słonecznych. A odpowiednia ilość tej witaminy w organizmie zmniejsza liczbę zachorowań na raka piersi i jelit nawet o jedną czwartą - twierdzą naukowcy.

Jest tylko jeden warunek. Do opalania trzeba wybrać odpowiednie miejsce.

Na półkuli północnej powyżej 30. równoleżnika ilość słońca jest za mała, aby dostarczyć wystarczająco dużo witaminy D, która obroni nas przed rakiem. Dotyczy to m. in. Wielkiej Brytanii i Polski - informują naukowcy.

Jak zatem mamy chronić się się przed rakiem. Zamiast się opalać możemy po prostu spożyć odpowiednią ilość witaminy D. Ile?

Aby zmniejszyć liczbę przypadków raka piersi o 200 tys., a raka jelit o 250 tys. ludzie z całego świata powinni dziennie spożywać około 2 tys. jednostek tzw. IU (1 IU to ok. 0,000025 mg) - mówi profesor Cedric Garland z University of California. | G

 

 

OBUWIE

TZW. SZPILKI.

Jakiś idiota wymyślił taką bzdurę, a jeszcze większe idiotki w nich chodzą.

Obuwie nie powinno być narzędziem tortur, przyczyną deformacji stup, stawów, kości śródstopia, kolan, kręgosłupa, przyczyną wad postawy i tego skutków w całym organizmie (m.in. nieruchliwego trybu życia, z kolejnymi skutkami). Po za tym stopy powinny być ozdobą a nie koszmarnym widokiem.

W średniowieczu używano podobnych rzeczy jako srogą karę...

 

 

„POLITYKA” nr 30 (2308), 28.07.2001 r.; s. 80 SPOŁECZEŃSTWO / ZDROWIE

NA CZYM STOIMY

WYASFALTOWALIŚMY ŚWIAT I MAMY EPIDEMIĘ CHORÓB ŚCIĘGIEN, KOŚCI I STAWÓW

Stopa – niewielka, skomplikowana konstrukcja z kości, mięśni i ścięgien, przez kilkadziesiąt lat musi podtrzymywać cały ciężar ciała, za co płaci wysoką cenę. Wiosną i latem narażona jest na szczególne niebezpieczeństwa.

Odciski, pęcherze, bolesne guzy przytrafiają się nie tylko baletnicom, które przez wiele godzin mozolnie ćwiczą technikę tańca na pointach. Co piąta osoba w Polsce cierpi z powodu grzybicy paznokci i przynajmniej raz w życiu doświadczyła bolesnych odcisków. Gdyby wszystkich uczniów szkół podstawowych i średnich poddać badaniom ortopedycznym, okazałoby się, że większość ma zdeformowane pięty odchylone na zewnątrz i płaskostopie, które w przyszłości skutkować będzie bólami kolan i bioder.

 

Takich zniszczeń dokonuje fatalnie dobrane obuwie oraz twarde nawierzchnie ulic, szkolnych podłóg, placów zabaw i boisk. – Przy większości szkół, chyba tylko dla wygody woźnych, wylano na trawiaste i żwirowe boiska asfalt – mówi dr Zbigniew Rusin, dyrektor Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej. – Nie można pozwalać dzieciom skakać wyłącznie na twardym podłożu. Liczne mikrourazy uszkadzają więzadła i ścięgna, deformują prawidłowe ustawienie stawów skokowych.

 

Trawa amortyzuje nacisk stopy na podłoże, beton – nie. W rozpędzie cywilizacyjnym utwardziliśmy świat wokół siebie i efekty tego są już widoczne w postaci epidemii chorób ścięgien, kości i stawów. Właściwą ochronę mogłoby zapewnić odpowiednie obuwie ze specjalnie wyprofilowaną grubą podeszwą, którą mają markowe (niestety kosztowne) buty sportowe. Inną szansą na uratowanie stóp przed zniszczeniem są specjalne wkładki, które mogą zniwelować nieprawidłowe ustawienie stopy podczas chodu i zamortyzować ucisk powodowany przez twarde podłoże.

 

Ale wkładka wkładce nierówna. Dr Ryszard Szczepański z Poznania od trzech lat sprowadza do Polski nowozelandzkie wkładki Formthotics z pianki polietylenowej, które modelowane są indywidualnie dla każdego pacjenta. – Wkładka umieszczona w bucie musi być podgrzana na specjalnej maszynie, co trwa kilka minut – opowiada dr Szczepański. – Następnie zakładamy but z podgrzaną wkładką w celu uformowania jej naturalnego kształtu.

 

Zbigniew Rusin spotkał się z nowozelandzkimi wkładkami po raz pierwszy podczas medycznego kongresu w Australii, gdy prof. Jenny McConnel referowała metody likwidowania zaburzeń w stawach kolanowych. Od roku oferuje je polskim pacjentom. – Okazuje się – mówi dr Rusin – że właściwa stabilizacja stopy dzięki wkładkom może odciążać przyśrodkowe części kolan. W ten sposób można doprowadzić do wyrównania ruchów w stawie kolanowym i zredukować częste dolegliwości bólowe.

 

Ryszard Szczepański podkreśla, że wkładki ortopedyczne nie są magicznym sposobem na wszystkie schorzenia stawów. Z pewnością wielu kłopotów wywołanych nadmiernym obciążeniem stóp i kolan udałoby się uniknąć, gdybyśmy zwracali większą uwagę na swój chód i w porę dobierali właściwe obuwie. Zazwyczaj nikt jednak nie myśli o prawidłowej postawie podczas spacerów, biegania lub marszu. Nogi stawiamy niedbale, rzadko się zdarza, by pięty nie zdzierały obcasów. Niewielu kupuje buty kierując się komfortem i zdrowiem – a nie modą. Ortopedzi tłumaczą cierpliwie, choć skutek przynosi to żaden: wysokie obcasy i wąskie przody uciskające palce stóp niszczą więzadła i zmieniają punkt podparcia – cały ciężar ciała spychany jest na palce. Kobiety lubiące chodzić w szpilkach nie mają wprawdzie problemów ze ścięgnem Achillesa (napina się tylko na płaskim), ale obciążają kości śródstopia i rozciągają podeszwową część torebki stawowej. Z kolei wąskie noski sprzyjają powstawaniu koślawych paluchów (tzw. halluksów), na które kobiety skarżą się częściej niż mężczyźni.

 

Właściwe obuwie chroni nas nie tylko przed deformacją stóp – może także uchronić przed atakiem grzybów. Dermatolodzy nie doszli wprawdzie do porozumienia, jakie buty są zdrowsze: skórzane czy z plastiku, ale zgodni są w jednym – latem czeka nas nowa fala zachorowań na grzybicę, jeśli nie będziemy dbać o właściwą higienę. Nieprzepuszczające powietrza adidasy, trampki i tenisówki plus skarpetki ze sztucznego tworzywa to wymarzone siedlisko dla grzybów. Najłatwiej zarazić się nimi na basenach, wilgotnych drewnianych podestach i pod prysznicami. Grzyby lubią wilgoć, więc gdy nie wysuszymy dokładnie skóry, na mokrą stopę założymy skarpetkę i umieścimy nogę w szczelnym bucie – stworzymy grzybom fantastyczny mikroklimat!

 

Jeszcze kilka lat temu grzybicę stóp uważano za nieuleczalną. Dla wielu osób żółte paznokcie to nadal problem wyłącznie kosmetyczny, naturalny objaw podeszłego wieku, którego nikt nie zamierza leczyć. Od momentu wprowadzenia terapii doustnej nie ma potrzeby przeprowadzania drastycznych zabiegów chirurgicznych polegających na usuwaniu płytek paznokciowych. Stare leki miały podstawową wadę – trzeba było przyjmować je długo, często przez wiele miesięcy (terapia grzybicy paznokci gryzeofulwiną trwała dwa lata, ketokonazolem – rok). Obecne leczenie jest krótsze, choć również wymaga cierpliwości.

 

ZADBAJ O PODSTAWĘ:

      1. Utrzymuj stopy chłodne i suche.

 

      2. Po kąpieli wytrzyj szczególnie przestrzenie między palcami u nóg.

 

      3. Nie wkładaj skarpetek i butów na wilgotne nogi.

 

      4. Noś bawełniane skarpetki i lekkie przewiewne obuwie, stosowne do pogody.

 

      5. Zrezygnuj z butów na wysokich obcasach lub ze zbyt wąskimi przodami.

 

      6. Używaj tylko własnych ręczników, pantofli i pilników do paznokci.

 

      7. Nie stawaj gołą stopą na drewnianych podestach; miej zawsze na nogach własne klapki.

 

      8. Po wizycie na basenie lub w saunie umyj obuwie, w którym tam chodziłeś.

 

      9. Obcinaj regularnie paznokcie, ale zbyt mocno ich nie przycinaj i nie zaokrąglaj na bokach.

Paweł Walewski

 

 

"POLITYKA" nr 34(2415), 23.08.2003 r.; s. 72 Społeczeństwo / Zdrowie

NA CZYM STOIMY

W POGONI ZA JAK NAJWYŻSZĄ STOPĄ ŻYCIOWĄ WŁASNYMI STOPAMI PRZEJMUJEMY SIĘ NIEWIELE. SEZON ODKRYTYCH NÓG POWOLI SIĘ KOŃCZY. CZY ZDĄŻYLIŚMY PRZYJRZEĆ SIĘ IM DOKŁADNIE?

Po powrocie z wakacji znów wciśniemy je w obcisłe skarpetki lub pończochy i włożymy do sztywnego buta. Będzie im ciasno i gorąco, może nieraz wilgotno, co okaże się mikroklimatem dobrym dla rozwoju grzybów, które ciepło i wilgoć skóry cenią sobie ponad wszystko. Dlatego czują się najlepiej na stopach żołnierzy, hutników, sportowców, ale też wymuskanych biznesmenów, którzy podczas długiego dnia pracy znajdują czas na basen, saunę, siłownię i prysznic. W pośpiechu zapominają jednak po kąpieli dokładnie osuszyć nogi, które mimochodem stają się hodowlą niewidocznych grzybów.

 

Dopiero za jakiś czas na skórze pojawią się zmiany, które trzeba będzie leczyć maściami, pudrami, specjalnymi dezodorantami. Grzybica stóp atakuje w ciągu całego życia co trzecią dorosłą osobę, ale choć jest chorobą tak powszechną, niewielu skłonnych jest się do niej przyznać. Kto, widząc zaczerwienienie, nadmierne rogowacenie, pękanie skóry albo czując przykre swędzenie, szybko pobiegnie do lekarza? „Mam tylko drobny problem kosmetyczny” – mówią skrępowani pacjenci w gabinetach dermatologów. Pokutuje mit, że jest to choroba związana z brakiem higieny, więc rozpowiadać o niej wstyd.

 

Tymczasem nieraz właśnie zbyt częste używanie środków czystości może stopom zaszkodzić, bo mydła o zasadowym pH (ponad 7) osłabiają naturalne bariery ochronne skóry. – Wyjałowiona stopa staje się podatniejsza na zakażenie chorobotwórczymi zarodnikami grzybów – ostrzega dermatolog Monika Serafin. Dlatego warto stosować dostępne na rynku mydła, które utrzymują obojętne pH. Poza tym regularna pielęgnacja stóp, usuwanie nadmiaru zrogowaciałego naskórka, noszenie klapek na publicznych basenach, w saunach, na podestach pod prysznicami, używanie wyłącznie własnych ręczników i gąbek, a wreszcie dokładne wycieranie stóp po każdej kąpieli – to podstawowe i proste w zastosowaniu przykazania higieniczne.

 

Egipska czy grecka

Warto dbać o stopy, bo przecież na nich skupia się nacisk ciała podczas chodzenia, stania, biegania, a nawet siedzenia, gdy opieramy podeszwy o podłoże. Kiedyś poruszaliśmy się na czterech kończynach, dziś tylko dwie muszą przenosić kilkadziesiąt, a nieraz więcej kilogramów. Czy nasze nogi są ewolucyjnie przygotowane do takich ciężarów? Raczej nie, skoro większość ludzi ma płaskostopie, koślawe paluchy (tzw. halluksy), zdeformowane pięty, zniekształcone stawy skokowe, cierpi na bóle kolan i bioder. – Nawet dolegliwości kręgosłupa mogą powstawać w wyniku nieprawidłowego ustawiania stóp podczas chodzenia – mówi ortopeda dr Robert Świerczyński. – Na tę cywilizacyjną epidemię zapracowujemy sobie sami, skazani na wyasfaltowane otoczenie i nie przykładając wagi do noszonego obuwia.

 

Dla inżyniera stopa stanowi skomplikowaną konstrukcję złożoną z 26 kości, 33 stawów, więzadeł, mięśni, nerwów i naczyń krwionośnych – podobnie jak maszyna zbudowana jest z wielu mogących popsuć się podnośników, pomp, dźwigni i zawiasów. Jej złożoność pogłębiają subtelne różnice w długości palców, zależne od typu stopy: w tzw. modelu egipskim (62 proc. populacji) najdłuższym palcem jest najgrubszy paluch, w modelu stopy rzymskiej (27 proc. ) pierwszy i drugi palec są równe, w stopie greckiej (11 proc.) najdłuższy jest palec drugi. Nie są to informacje bez znaczenia, gdyż w odmianie egipskiej i rzymskiej 40 proc. obciążenia podczas chodu przenosi się przez pierwszą kość śródstopia i paluch, natomiast w stopie greckiej największe obciążenie spoczywa na drugim palcu. Odciski i pęcherze nie biorą się znikąd – ich powstawaniu sprzyja wzmożony nacisk na przednią część stopy, więc warto, poznając jej kształt, dobrać odpowiednio wygodne obuwie.

 

Zdecydowanie najistotniejszym elementem stopy jest staw skokowy, który pochłania całą energię ruchu przenoszonego z bioder i kolan, ale również pełni rolę amortyzatora dla energii przekazywanej od dołu, gdy stopa zderza się z podłożem. W stawie skokowym górnym (gdzie kość skokowa łączy się z kośćmi podudzia) odbywają się główne ruchy podczas chodzenia i biegania, staw skokowy dolny (połączenie kości skokowej z piętą) amortyzuje nacisk na twarde podłoże. Liczne mikrourazy na wyasfaltowanych boiskach i chodnikach po wielu latach uszkadzają więzadła i ścięgna, deformując prawidłowe ustawienie stawu skokowego, co odbija się niekorzystnie w górnych partiach ciała: w stawach kolanowych i biodrowych.

 

Zemsta halluksów

Największą krzywdę nogom wyrządza obuwie – brzmi zgodna opinia ortopedów, którą potwierdza ponura codzienność. Buty na wysokim obcasie lub zwężane w szpic. Szpilki stymulują przykurcz ścięgna Achillesa, ale również deformują stopę od przodu, wykoślawiając pierwszy najgrubszy palec. Ta przypadłość zdarza się kobietom aż sześciokrotnie częściej niż mężczyznom. – W Polsce na halluksy zapada rocznie 100 tys. osób – ocenia dr Świerczyński. – Do leczenia zgłasza się co dziesiąta.

 

Oby jeszcze było to leczenie właściwe! Niestety większość sądzi, że ścięcie narośli, która uwypukla się pod wpływem zgiętego palucha na bocznym brzegu stopy na wysokości śródstopia, jest najlepszym rozwiązaniem problemu. To błędne rozumowanie – zbyt oszczędna ingerencja chirurga lub pedicurzystki sprawia, że po pewnym czasie deformacja znów się odtwarza. Trwać to może nieraz kilka lub kilkanaście lat, ale po przekroczeniu momentu krytycznego zmiany następują bardzo szybko. Wykrzywienie palucha przypomina bowiem otwieranie scyzoryka – najpierw powoli, bo opór tkanek jest duży, ale gdy w końcu zostanie przełamany, pierwszy palec szybko zmienia swoje położenie i zachodzi pod drugi, ustawiając się niemal w poprzek. Odtąd na nogę nie pasuje żaden but!

 

Spośród 160 metod operacyjnych halluksów 30 przynosi dobry efekt – przywraca stopie dawną geometrię. Właściwa korekcja nie powinna ograniczać się jedynie do spiłowania narośli, lecz musi również obejmować: likwidację przykurczu mięśnia przywodziciela palucha, odtworzenie optymalnej długości pierwszej kości śródstopia i właściwe ustawienie kąta między nią a drugą kością (powyżej 9 stopni). Taka operacja trwa od półtorej do trzech godzin, nie jest więc zwykłym zabiegiem, który można wykonać w gabinecie pedicurzystki. Dopiero po 6 tygodniach będzie można wrócić do codziennego obuwia, ale broń Boże tego samego, które przyczyniło się do powstania deformacji.

 

Spiłuj obcas

Ortopedzi, generalnie niezadowoleni z kształtu butów noszonych przez pacjentów, radzą również, by obcasy nie były wyższe niż 3–4 cm. Ze szpilek zdecydowanie należałoby zrezygnować, ale nawet koturny – jeśli mają nie uszkadzać stopy – nie powinny być zbyt wysokie, by pięta nie była mocno uniesiona w stosunku do palców. Chodząc kilka godzin dziennie na wysokich obcasach kobiety muszą przez cały czas napinać mięśnie, co grozi ich przykurczem. Pojawia się wzmożony nacisk na palce, sprzyjający ich nienaturalnemu zgięciu, nie mówiąc już o powstawaniu pęcherzy i stwardnień zwanych modzelami.

 

Czy taka ma być cena przywiązania do modnych pantofli? Starożytni mieszkańcy Egiptu czy Mezopotamii chodzili 3 tys. lat p.n.e. w samych sandałach, ale żyli w klimacie, który im na to pozwalał. Jak chronili stopy myśliwi w erze paleolitu – tego żadne źródła niestety nie podają. Dziś szansą na ochronę stóp są różnego rodzaju wkładki, które amortyzują ucisk na twarde podłoże i niwelują nieprawidłowe ustawienie stopy podczas chodu, ale nie w każdym bucie można je umieścić. Zresztą wkładki spełniają swoją rolę wtedy, gdy stopa się zmęczy i jej mięśnie nie są w stanie podtrzymywać jej misternej konstrukcji.

 

Trzeba więc dbać o to, by mięśnie stóp nie były słabe. Jak? Oczywiście je ćwicząc, bo – jak w całej medycynie – najistotniejsza jest profilaktyka, która najskuteczniejsza może być zwłaszcza latem. To krótki w Polsce sezon, kiedy można nosić niekrępujące stóp sandały, nie mówiąc już o chodzeniu po piasku lub brodzeniu w płytkiej wodzie. Ortopedzi zalecają skakanie na palcach na skakance (w ten sposób zmusimy do pracy małe mięśnie stóp) albo ćwiczenia polegające na chwytaniu palcami małych przedmiotów (na przykład kredek lub monet). Po kilkunastu minutach takiej zabawy poczujesz bóle i drętwienie! To znak, że do tej pory twoje stopy nie miały dla ciebie żadnego znaczenia.

Paweł Walewski

 

 

 www.o2.pl | Wtorek [07.07.2009, 16:12] 1 źródło

NIE ROZCIĄGAJ MIĘŚNI PRZED WYSIŁKIEM. NABAWISZ SIĘ KONTUZJI

Na przykład licznych rozdarć ścięgien i więzadeł.

Po sprawdzeniu ok. 360 wyników badań, amerykańskie Centre for Disease Control and Prevention nie potrafiło potwierdzić, że rozciąganie przed ćwiczeniami chroni przed kontuzjami, czy bólem mięśni.

A dr William Meller, internista z Kalifornii, uważa, że łatwo sprawdzić, czy rozciąganie jest nam potrzebne. Wystarczy spojrzeć na  przodków z epoki kamienia łupanego.

Trudno sobie wyobrazić jaskiniowa, który - zanim wyruszy na polowanie - rozciąga mięśnie - mówi Meller.

Niektórzy naukowcy dodają nawet, że takie rozciąganie przed wysiłkiem może szkodzić.

Jego efektem są rozdarcia ścięgien, wiązadeł i mięśni. Zalecamy rozciąganie dopiero po wysiłku. Przed nim mięśnie możemy rozgrzać biegiem lub przez wykonywanie ćwiczeń z bardzo małym obciążeniem -- mówi dr Herbert Haupt z Orthopedic Associates. | JP

 

 

 

 

"NEWSWEEK" nr 47, 24.11.2002 r.

CHORE POKOLENIE

Polska młodzież wejdzie do Europy z krzywymi kręgosłupami i sprawnością fizyczną najgorszą od 20 lat.

Brak ruchu jest dziś częstszą przyczyną zgonów niż palenie papierosów, stres czy atak serca - przekonuje prof. Jonathan Myers z Uniwersytetu Stanforda. Tymczasem ulubionym sportem polskich dzieci stała się żonglerka pilotami. Raport NIK z tego roku ujawnił, że zajęcia sportowe są lekceważone nawet przez nauczycieli i dyrektorów szkół; część zajęć odbywa się na korytarzach, a w skrajnych przypadkach uczniowie na godzinach wf. sprzątają szkoły. W Europie młodzież mająca kłopoty ze sprawnością fizyczną uczęszcza na specjalne zajęcia dodatkowe. W Polsce takie dzieci zwalnia się z lekcji wf.

 

Mamy już 4,5 mln rencistów. Zakład Ubezpieczeń Społecznych co roku przyznaje 20 tys. rent osobom cierpiącym na choroby układu kostno-stawowego. Niestety, wszystko wskazuje na to, że przyszłość będzie jeszcze gorsza. Już dziś przynajmniej co drugie dziecko ma wady postawy. Co trzeci Polak do 18. roku życia przynajmniej raz miał objawy rwy kulszowej. Co roku lekarze wykonują kilkaset operacji kręgosłupa u dzieci i młodzieży.

 

O poprawę sprawności starają się tylko nieliczni, i to przeważnie mieszkańcy dużych miast oraz osoby z rodzin inteligenckich i dobrze sytuowanych. Rodzice zapisują dzieci na karate, wożą na basen, kupują drogie rowery. Ale nawet ta grupa dała się złapać w pułapkę. Prof. Janusz Charzewski, antropolog z warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, zwraca uwagę, że rodzice, którzy chcąc zadbać o przyszłość dzieci, kupują im komputery i posyłają na dodatkowe lekcje angielskiego, bezwiednie poświęcają ich zdrowie. Wielu polskich uczniów nie ma dziś czasu na grę w piłkę, pływanie lub jazdę na rowerze. Są przykuci do biurek.

 

Ewelina Krakowska, 16-letnia uczennica z Osin koło Torunia, nie uprawia żadnych sportów. Bo i kiedy: przez siedem godzin dziennie siedzi w szkolnej ławce, po powrocie do domu co najmniej dwie godziny spędza za biurkiem przy lekcjach, a resztę dnia - przed telewizorem. Ogląda wszystkie seriale: od "Klanu" po "Na dobre i na złe". Od miesiąca nie chodzi do szkoły, bo leczy swój kręgosłup w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu.

 

Joanna Kaczmarek, jej rówieśniczka z Rawy Mazowieckiej, leczy skoliozę od sześciu lat. Sportu nie uprawia, czasem tylko jeździ na rowerze i gra w siatkówkę, ale większość czasu poświęca nauce. Tydzień temu rodzice wysłali ją na sześciotygodniowy turnus rehabilitacyjny w Centrum Zdrowia Dziecka.

 

11-letnia Marianna Jakobielska z Otrębusów ma boczne skrzywienie kręgosłupa. Na rehabilitacji spędziła ostatnie półtora miesiąca. - Od czwartej klasy nosiłam w tornistrze sześć książek, dwa zbiory zadań, pięć zeszytów. Tornister ważył co najmniej pięć kilogramów. Lekcji wychowania fizycznego nie lubiła, teraz jej rodzice za godzinę prywatnej lekcji ćwiczeń płacą 50 zł.

 

Nasze dzieci są jednak nie tylko krzywe, ale też mniej sprawne. Prof. Ryszard Przewęda z Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, który bada kondycję fizyczną polskiej młodzieży, dowodzi, że w ostatnich 10 latach nastąpiło niepokojące pogorszenie się wyników w przeprowadzanych testach ruchowych. Jeszcze w latach 80. obserwowano niewielki wzrost poziomu sprawności fizycznej. Później sytuacja zaczęła się zmieniać. Dziś młodzież wolniej biega, słabiej skacze, ma coraz mniej siły w rękach.

 

Dlaczego tak się dzieje? Polacy lubią sport, ale wolą go oglądać niż uprawiać. Takiemu stereotypowi nie poddaje się zaledwie 7 procent naszego społeczeństwa. Rodzice na ogół nie dają swoim dzieciom przykładu, nie przyzwyczajają do systematycznego ruchu. Efekt? Co trzeci nastolatek nie umie pływać lub pływa słabo, a prawie połowa nigdy nie uprawiała żadnego sportu zimowego. Tymczasem w krajach skandynawskich aż 70 proc. osób ćwiczy regularnie, a w Stanach Zjednoczonych każdy, kto nie przeznacza czasu na aktywność ruchową, uznawany jest za potencjalnego chorego.

 

Tymczasem w Polsce wciąż oszczędza się na sporcie i jego promocji. W ubiegłym tygodniu Sejm dyskutował o kolejnym zawieszeniu na rok czwartej godziny wychowania fizycznego w szkołach. Chciano w ten sposób zaoszczędzić 100 mln zł. Ostatecznie posłowie zdecydowali o jej przywróceniu, ale tylko w czwartych klasach podstawówki (od września 2003 r.). Dopiero w 2004 r. miałaby wrócić do klas piątej i szóstej, a w 2005 r. do gimnazjów. Uczniowie klas 1-3 - zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu - powinni ćwiczyć codziennie, łącznie 3 godziny w tygodniu. Ale jak wykazał raport NIK, niektórzy wychowawcy nie wypełniają nawet tego minimum, przeznaczając czas zarezerwowany na ćwiczenia na kilkuminutowe przerwy.

 

Państwo wciąż zmniejsza dotacje na sport: w projekcie budżetu na przyszły rok zarezerwowano na ten cel zaledwie 120 mln zł. Jeszcze w 1997 r. przyznano na sport 0,17 proc. budżetu, w 2002 r. zaledwie 0,06 proc. Szkoły i lokalne władze lekceważą wychowanie fizyczne - w 300 polskich gminach wciąż nie ma ani jednej sali gimnastycznej. W co piątej szkole brakuje sprzętu sportowego.

 

Tymczasem zainteresowanie sponsorów sportem zaczyna się dopiero tam, gdzie kończy się jego zbawienny, zdrowotny wpływ, czyli tam, gdzie zaczyna się zawodowstwo.

 

Dziś nie tylko Polacy mają kłopot z wadami postawy i sprawnością fizyczną. Amerykanie wydają od 50 do 70 mld dolarów rocznie na diagnozowanie i leczenie bólów kręgosłupa. W Anglii co roku pracownicy nie pracują z powodu bólu pleców 13 mln dni. Co zatem zachodnie społeczeństwa różni od Polaków? Świadomość wagi problemu. My zamiast bronić się przed zagrożeniem dyskutujemy w najlepsze, który z przedmiotów szkolnych jest ważniejszy, komu należy zabrać godzinę, a komu dodać. Zapominamy, że zaległości z matematyki lub chemii możemy nadrobić w dowolnym momencie życia. Zaległości w prawidłowym rozwoju fizycznym dzieci nie nadrobimy nigdy.

Krzysztof Olejnik, Izabela Leszczyńska

 

 

KRĘGOSŁUP

Zamiast osłabiać, deformować kręgosłup w pozycji siedzącej (np. czekając na śr. transportu) można go wzmocnić – ćwicząc np. na poniżej przedstawionym stojaku (powinny być ustawiane w msh publicznych, przed szkołami itp.), podpórkach mocowanych przy ławkach (osobiste - jak na rysunku - ustawiając na ławkach):

 

STOJAK Z DRĄŻKAMI DO ĆWICZEŃ

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

         PODPÓRKI DLA DŁONI

           DO ĆWICZEŃ NA RĘKACH

                   WIDOK Z BOKU 

 

 

                  WIDOK Z PRZODU

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


SPANIE

Najlepiej spać na prostym i niezapadającym się podłożu, przy uchylonym oknie (nawet zimą), nago (mężczyźni z odsłoniętym napletkiem). [Mam parę pomysłów na łóżka, które mogłyby zmniejszać wady postawy i inne kłopoty z kręgosłupem, ale w Polsce zainteresowanie jest tylko klęcznikami itp... .]

Zamiast na łóżku można spać na miękkich kulkach rozłożonych w ramce.

Proszę nie zmuszać dzieci do spania, gdyż natura sama zadbała o realizowanie tej potrzeby i nie ma na to mocnych. Zmuszaniem do spania, jedzenia itp. wywołuje się tylko urazy, które potem ( i przy każdej okazji już teraz) będą odreagowywane – bo m.in. co zakazane to staje się atrakcyjniejsze. Stąd m.in. jest później takie zainteresowanie młodzieży, a nawet dorosłych późnym tzw. imprezowaniem, lekceważeniem głodu.

 

 

UNIKAĆ NIEZDROWYCH RZECZY, SYTUACJI

Lepiej nie oglądać twarzy ludzi chorych psychicznie, fizycznie, emanujących złem. Gdyż wywołuje to urazy, lęki (wpływa negatywnie na tok myślenia) i koduje pewne wzorce, które mogą się pojawić u oglądającego w niesprzyjających okolicznościach.

Podobnie ma się sprawa z oglądaniem tzw. horrorów, w tym łączących seks z przemocą, agresją, mordem, innymi drastycznymi widokami, filmami emanującymi religijnością, fanatyzmem itp. (mamrotaniem, modleniem się, bredniami, niedorzecznościami).

 

Proszę absolutnie unikać ryzykownych eksperymentów seksualnych, zboczeń, np. seksu pod wpływem narkotyków, alkoholu, z wykorzystywaniem zwierząt, kału, lodu, innych przedmiotów, podczas oglądania tzw. horrorów, w tym łączących seks z przemocą, agresją, itp. Tą drogą dochodzi do, często z skutkami na całe życie, urazów psychicznych, kompleksów, leków, uszkodzeń fizycznych, zarażeń, co negatywnie zdeterminuje całe życie!

 

„WPROST” nr 37, 16.09.2007 r.: GROŹNE ZWIERZĘTA Ponad 70 proc. nowych chorób u ludzi wywołują zwierzęta – wynika z najnowszego dorocznego raportu Światowej Organizacji Zdrowia, opublikowanego pod hasłem „Bezpieczna przyszłość”. Najbardziej niebezpieczny dla ludzi jest wciąż wirus H5N1 wywołujący ptasią grypę. (PB)

 

 

HIGIENA

Po korzystaniu z toalety tylnią cześć ciała można umyć (jeśli ktoś nie ma bidetu) prysznicem, siadając na krawędzi wanny.

 

SKÓRA

Mazidła służą przede wszystkim do zarabiania na nich producentom i realizatorom wypłocin reklamowych itp., kosztem skóry – zdrowia.

Skóra musi m.in. oddychać (60% tlenu dostarcza skóra), wydalać produkty przemiany materii. Jak będzie wyglądać po latach maskowania - niszczenia - jej, m.in. zatykając pory?! Pielęgnacja skóry to m.in. prawidłowe odżywianie, czyli dostarczanie jej substancji odżywczych, a nie toksyn, higiena – umożliwienie jej normalnego funkcjonowania.

 

 

OSŁANIANIE PRZED ZIMNEM TWARZY CZAPKĄ

Czy skóra twarzy jest gorsza, mniej ważna niż skóra np. brzucha... i czy związku z tym nie zasługuje na co najmniej taką samą ochronę!

„Niundzia (hyyy)!”, „Napad idzie (hyyy)!” –  Tak codziennie pewni... osobnicy przeżywają czapeczkę (no przecież też możecie sobie taką kupić, ubrać i przeżywać przed lustrem). Czyja twarz, czapka – sprawa  (ściągnij ubranie i chodź zimą nago – bo inaczej jesteś tekstylny-pruderyjny)...

Po upowszechnieniu się takiej ochrony większość przygłupów przestanie je przeżywać.

A warto to robić. Bo koszt tylko jednego zabiegu usunięcia zmian naczyniowych (pękniętych naczyń) na twarzy może wynieść nawet 700 zł. A czasami trzeba dokonać ich kilka. Po za tym te naczynia krwionośne, z tym że nie popękane, są  potrzebne do prawidłowego funkcjonowania skóry, więc ich usunięcie jest związane jest z skutkami ubocznymi!

 

 

 

CHOROBY ZAKAŹNE

KASZEL = ZAKAŻENIE

Co roku - całe życie - zarażałem się grypą. Jednak od kiedy zacząłem unikać grypowców (m.in. podczas przejazdu śr. komunikacji przesiadać się z wagonu do wagonu, przechodzić do innej części pojazdu, oddychać - gdy ktoś kasłał - przez czapkę czy szalik (a to przecież hoży powinni się zasłaniać...) nie zaraziłem się ani razu. Niestety coś za coś. Otóż takie postępowanie przyuważy zaraz psychopactwo (co najmniej kilkanaście procent społeczeństwa), i wtedy już po wsze czasy będą specjalnie kaszleć na widok takiej osoby (w tym w plecy), oraz przekazywać wieść innym przedstawicielom tej grupy... (podobnie jest z wypaczonymi nikotynowcami, też nie chcą sami chorować, umierać (...))

 

 

AEROZOLE

Należy ich całkowicie unikać (dla dzieci są niekiedy zabójcze).

 

 

ODPOCZYNEK

Warto w ciągu dnia dać odpocząć (również w pracy) organizmowi, w tym sercu, kręgosłupowi, i położyć się na kilkanaście-kilkadziesiąt minut, np. po posiłku. Oczy, by również i je odciążyć, warto zasłonić.

 

 

WSZYSTKIE PRZEJŚCIA, WYDARZENIA, I NIEKIEDY B. SZYBKO, OPROCENTUJĄ W PRZYSZŁOŚCI – ODPOWIEDNIO JAKO NAGRODA/KARA, NP. ZA:

– spanie na ziemi;

– niedbanie o zęby (np. otwieranie nimi butelek, ściąganie izolacji z przewodów elektr.);

– wystawianie się na oddziaływanie ludzi głupich, chorych psychicznie, złych (w tym urazy z relacji z rówieśnikami);

– wystawianie się na oddziaływanie szkodliwych czynników chemicznych, fizycznych (chemikalii, hałasów, promieniowania, szkodliwego światła);

– nieodpowiednie odżywianie;

– nieodpowiednie spanie;

– skakanie do wody (m.in. dochodzi do uszkodzeń błony bębenkowej w uhu, urazów serca);

I wiele innych.

Postępowanie może być korzystną inwestycją, kapitałem, w siebie lub autodestrukcją w dodatku sumującą i potęgującą się z wynikłymi z tego konsekwencjami w tym biologicznego starzenia się.

Ku przestrodze dla wszystkich przed beztroską, bezmyślnością, złośliwością, agresją itp.

 

 

 

 

PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

 www.wolnyswiat.pl   WBREW ZŁU!!! 

PISMO NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII, UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH ROZWIĄZANIA (RACJONALNE MYŚLI, ANALIZY, WNIOSKI, POMYSŁY, POSTULATY, I ICH ARGUMENTACJA, CAŁE I FRAGMENTY ROZSĄDNYCH, INTERESUJĄCYCH MATERIAŁÓW Z PRASY I INTERNETU)

 

OSOBY CHCĄCE WESPRZEĆ MOJE PISMO, DZIAŁANIA PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński

Skr. 904, 00-950 W-wa 1

BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą.

ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat od 2000 r. do dnia 01.08.2009 r.: 100 zł.

 

 

17. ELEKTRONICZNE ZBIERANIE PODPISÓW (pod

inicjatywami ustawodawczymi, moją kandydaturą na prezydenta)

 http://www.wolnyswiat.pl/17.php

 

21. WPŁATY I WYDATKI

 http://www.wolnyswiat.pl/21.html

 

22. MOJA KSIĄŻKA

 http://www.wolnyswiat.pl/22.html