www.wolnyswiat.pl

 

 

W ZWIĄZKU Z NIEDOBOREM WĘGLA

REAKCJĄ NA NIEDOBÓR WĘGLA W ŻADNYM RAZIE NIE POWINNO BYĆ PONOWNE OTWIERANIE STARYCH CZY BUDOWA NOWYCH KOPALŃ!, TYLKO WYKORZYSTYWANIE ODNAWIALNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII, STOSOWANIE ENERGOOSZCZĘDNYCH TECHNOLOGII, RACJONALNE TRAKTOWANIE OSÓB BEZPRODUKTYWNYCH, ZAKOŃCZENIE BEZMYŚLNEJ EKSPANSJI BUDOWNICTWA MIESZKANIOWEGO, MOTORYZACJI (...).

 

 


 


(…)

5. EKONOMIA – EKOLOGIA – ZDROWIE

MIARĄ WIELKOŚCI JEST BLISKOŚĆ DOSKONAŁOŚCI – CZYLI MAKSYMALNIE RACJONALNE, KONSTRUKTYWNE, PERSPEKTYWICZNE DZIAŁANIE, A NIE KRÓTKOWZROCZNE, BEZMYŚLNE. 

Rzeka z zdrowymi rybami, nadająca się do pływania, rekreacji, powietrze do, nie przyczyniające się do chorób, oddychania, podobnie z żywnością – czy to możliwe? Tak, tylko trzeba spełnić szereg warunków:

 

a)   Działalność chroniąca przyrodę - a więc nasze życie i zdrowie - musi odbywać się bez podatków (absurdem jest obecne dopłacanie do źródeł energii niszczących środowisko - wywołujących choroby i śmierć, więc powodujących m.in. dodatkowe ogromne wydatki - a źródła ekologiczne okłada się podatkiem i taniej kupuje energię !!).

 

   Np. produkcja energii dzięki siłowniom: wiatrowym, wodnym, słonecznym, sprzedaż i montaż wszelkich materiałów i urządzeń energooszczędnych (termoizolacyjnych, ekologicznych), skup i zbiórka surowców wtórnych (a ich zbieranie powinno być bardziej rozszerzone i selektywne, więc obejmować również odpady organiczne, które będą źródłem gazu i staną się nawozem po kompostowaniu. Przy takich pojemnikach zawsze powinien znajdować się również pojemnik na pozostałe odpady, by nie były - obecnie nagminnie - wrzucane do przeznaczonych na surowce) (pojemniki na surowce muszą być - obowiązkowo - wszędzie tam gdzie są ludzie). Zachęci to do ich szerszego stosowania, podniesie standard życiowy – zwiększy  dostępność dóbr. Wpłynie to korzystnie na całą gospodarkę obniżając koszty wszystkiego, zmniejszając jednocześnie niekorzystny wpływ naszej ściekowo, śmieciowo, spalinowo, hałasowo - chorobowej - cywilizacji na otoczenie, jeszcze w części składające się z resztek przyrody.

 

 

www.onet.pl

2008-07-01    

Laurence Caramel "Le Monde"

POZNAĆ CENĘ PRZYRODY

Ochrona środowiska to nie przejaw altruizmu, lecz działalność nastawiona na zysk. Nadszedł czas, aby wycenić, jaką finansową wartość ma dla nas natura.

(...)

Po raporcie Nicholasa Sterna z 2006 roku na temat kosztów zmian klimatycznych przyszła kolej na Pavana Sukhdeva, który podjął się misji pokazania wspólnocie międzynarodowej innego oblicza kryzysu ekologicznego. Jego raport ma zostać ukończony w 2010 roku.

 

Le Monde: Dlaczego tak pilna stała się kwestia zrozumienia wartości ekosystemu naszej planety?

Pavan Sukhdev: Stało się tak, bo tempo zanikania naszego kapitału naturalnego jest dużo szybsze niż tempo trwałego rozwoju. Nasz dobrobyt i nasze zdrowie są ściśle związane z jakością ekosystemu, z którego dobrodziejstw korzystamy dzisiaj na ogół za darmo. Pierwsze wyniki badań pokazują, że jeśli nie uczynimy nic, by zmienić obecną tendencję, w 2050 roku 11 proc. obszarów przyrodniczych zostanie zniszczone wskutek urbanizacji czy przekształcenia w ziemię rolną.

 

Nie chodzi o to, by hamować rozwój, do którego dąży wiele krajów. Musimy tylko mieć wyraźną świadomość, jakie konsekwencje pociągają za sobą niektóre nasze wybory. Koszty karczowania lasów nie ograniczają się do utraty wpływów z ich eksploatacji. Musimy dodać do tego jeszcze znikanie zasobów genetycznych wykorzystywanych w medycynie oraz kluczową rolę, jaką lasy odgrywają w regulacji klimatu i dystrybucji wody, w zapobieganiu powodziom i erozjom. Wtedy okaże się, że koszty wzrosną do setek miliardów dolarów. Trzeba znać cenę przyrody, by móc ją ochraniać.

 

Co trzeba chronić w pierwszej kolejności?

Bez wątpienia lasy. Od ich zachowania zależy przyszłość rolnictwa, czyli to, czy damy radę wyżywić ludzkość. Lasy, powtarzam raz jeszcze, grają pierwszorzędną rolę w utrzymaniu dostępu do wody. Dla ubogiego wieśniaka fakt, że przez wiele miesięcy w roku ma wodę, jest niezwykle istotny: dzięki temu dwa razy może zbierać plony. Przekonanie, że wycinając drzewa, by oddać tę ziemię pod uprawy, dany kraj zwiększa możliwości swojego rolnictwa, jest kompletnie fałszywe. Na Haiti wykarczowano lasy, a po kilku latach 40 proc. ziem uprawnych zostało zniszczonych wskutek naprzemiennych powodzi i susz. Problem w tym, że ludzie podejmujący takie decyzje nie znają ceny, jaką ma las. Dlatego chcemy zrobić wszystko, by ją poznali.

(...)

Ale jak pogodzić ekologiczne cele z naszymi ekonomicznymi kalkulacjami?

Istnieje już kilka różnych rozwiązań. W Panamie efektem wytrzebienia lasów był nieustanny brak wody w kanałach. Firmy ubezpieczeniowe i armatorzy odczuli te fatalne skutki, więc zjednoczyli się, by sfinansować przewidziany na 25 lat program ponownego zalesienia kraju. W Kostaryce rząd wprowadził specjalne podatki od paliwa na finansowanie ochrony przyrody. Ze zdobytych w ten sposób pieniędzy bezpośrednio korzystają lokalne wspólnoty. Z kolei w Stanach Zjednoczonych prawo chroni mokradła, tak więc firmy, których infrastruktura szkodzi tym obszarom, są zobowiązane kupować w specjalnych bankach „kredyty środowiskowe”. Pozyskane tak fundusze służą realizacjom projektów odnowy środowiska naturalnego.

 

W ramach rozmów dotyczących zmian klimatycznych wspólnota międzynarodowa zastanawia się nad tym, jak uruchomić globalne mechanizmy ochrony lasów tropikalnych. Jeśli zacznie działać system zwany REDD (służący redukcji emisji gazów związanych z niszczeniem lasów i degradacją ekosystemu), zyskamy silną broń w walce z globalnym ociepleniem i zanikaniem różnorodności biologicznej.

 

 

·         

Można zaoferować ekologiczną elektrownię (prąd z niej za darmo) tym, którzy podejmą się produkcji w sposób ekologiczny zdrowej żywności, i innych produktów (więc m.in. 0 palenia w piecach, stosowania trującej chemii, produkcji rzeczy zbytkowych, szkodliwych).

 

§          

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   Rzeki, jeziora i inne zbiorniki wodne nie mogą być dostępne dla jakichkolwiek rur ściekowych. Wokół takich msc musi być strefa ochronna – gdzie nie wolno by było nic budować i mieszkać.

 

   Ekologiczne usuwanie zwłok musi być bezpłatne, a przyczyniające się do skażenia środowiska (odrażające ich zakopywanie by gniły m.in. zatruwając wody gruntowe) zabronione!

 

   Zachowanie lasów tropikalnych - tzw. płuc Ziemi - jest  jednym z warunków zachowania życia na Ziemi. Są one naszą wspólną własnością. Stąd ich wycinanie jest bezmyślną zbrodnią (poprzez uduszenie) i grabieżą!!

 

 

„NEWSWEEK” nr 29/06, strona 62

ENERGETYKA.JĄDROWA

ATOMISTYFIKACJA

LOBBY ATOMOWE TWORZY MIT BEZPIECZNEJ, CZYSTEJ I TANIEJ ENERGII Z ATOMU. JAK POKAZUJE PRAKTYKA, ŻADNE Z TYCH OPTYMISTYCZNYCH STWIERDZEŃ NIE JEST PRAWDZIWE.

W górskiej wiosce Kara Agach w Kirgistanie niemal wszystko, co wyrasta z ziemi, jest promieniotwórcze. Ziemniaki, owoce, trawa. Radioaktywne jest też mięso kurcząt i kóz.

Katastrof takich jak w Kara Agach nie uwzględnia się w raportach międzynarodowych agencji atomowych. Podkreślane są zalety energii z atomu, pomijane wady. Dziś, kiedy lobby atomowe zwiastuje renesans elektrowni jądrowych, warto przyjrzeć się nie tylko zyskom, ale i kosztom.

Ziemia w Kara Agach, w Czkałowsku, w Kara Balta i w dziesiątkach innych miejsc zawiera uran. Bardzo dużo uranu. Ale to nie złoża zalegające głęboko pod powierzchnią stały się przyczyną tragedii. W dwudziestu kilku miejscowościach Kirgistanu przez 20 lat wyszarpywano z ziemi rudę uranu, mielono ją, rozdrabniano, płukano i odcedzano z tego szlamu "żółte ciasto" - główne źródło energii w elektrowniach jądrowych. Zbędne resztki to zawarte w rudzie pierwiastki niestabilne, rozpadające się z czasem, promieniotwórcze jak rad czy tor. Pierwszy z nich pozostaje aktywny przez około 3 tys. lat, drugi potrzebuje aż 150 tys. lat, aby przestał wysyłać przenikliwe promieniowanie. Z łatwością przechodzi ono przez tkanki ludzkiego ciała, od czasu do czasu siejąc spustoszenie, np. gdy trafi w któryś z genów i wywoła mutację prowadzącą do nowotworu.

--------------------------------------------------------------------------------

Wieś Kara Agach żyła wśród hałd kamieniejącego, radioaktywnego szlamu. Pasano na nim kozy, wykorzystywano jako materiał budowlany. Nikt nie mówił ludziom, że siedzą na beczce prochu. Dawka promieniowania, jaką otrzymują od lat, jest 40 razy wyższa od dopuszczalnej - policzyli belgijscy i kirgiscy naukowcy. Bank Światowy, Stany Zjednoczone, Japonia, Szwecja i kilka innych krajów pospieszyły z pomocą finansową. Co jednak zrobić ze skamieniałym szlamem, który pozostanie aktywny przez dziesiątki tysięcy lat?

Na obszarze byłego Związku Radzieckiego takich miejsc jest więcej niż gdziekolwiek na świecie. Jak powiedział niedawno jeden z szefów rosyjskiego Zarządu Odpadami Radioaktywnymi Siergiej Brykin, w tym kraju stosuje się zasadę: wyrzuć i zapomnij. Dopiero teraz Rosja przymierza się do tworzenia bezpiecznych składów materiałów radioaktywnych. Nie zacznie ich jednak budować wcześniej niż za 10-15 lat.

Podobnie jest w Chinach. Największa kopalnia uranu oznaczona numerem 792 zrzucała płynne odpady promieniotwórcze do rzeki. Zakład zamknięto w roku 2002. Oficjalny powód: wyczerpanie złóż. A naprawdę dlatego, że doprowadził do katastrofy zdrowotnej i ekologicznej. Ludzie mieszkający w pobliżu kopalni zaczęli umierać na raka. Przyczyną połowy wszystkich zgonów młodych ludzi i dzieci stały się nowotwory, najczęściej białaczki. Noworodki przychodzą na świat z wadami wrodzonymi. Często zdarzają się poronienia. Kwitnący region zmienił się w jałową ziemię, kompletny nieużytek. Nawet budynki są tam napromieniowane w stopniu wielokrotnie przekraczającym dopuszczalne normy. Ponure informacje utajniono. Raporty lekarzy o tym, że połowa zgonów jest wynikiem jakiejś formy raka, ukrywano jako tajemnice państwowe. Pracowników alarmujących, że skażenie otoczenia jest katastrofalne, oskarżono o działalność wywrotową. Sąd skazał ich najpierw na więzienie, a potem na areszt domowy.

Nie tylko w krajach byłego Związku Radzieckiego czy Chinach unika się informowania opinii publicznej o ryzyku związanym z energetyką jądrową. We Francji, gdzie prawie 80 procent elektryczności pochodzi z elektrowni atomowych, kolejne skandale ujawniały nie powołane do tego instytucje kontrolne, a niezależne organizacje pozarządowe. Greenpeace zorganizował kilka lat temu nocne czuwanie w pobliżu kompleksu fabryk w La Hague. Ze zużytego paliwa jądrowego odzyskuje się tam między innymi pluton, najbardziej radioaktywny pierwiastek we wszechświecie. Dla człowieka zabójczy nawet w minimalnych ilościach.

Zarządzający fabryką zaprzeczali, że płynne odpady z La Hague wpuszczane są do morza. Nurkowie Greenpeace pobrali próbki odpadów spuszczanych potajemnie do kanału La Manche nocą. Ich promieniotwórczość okazała się 17 mln razy większa niż naturalna promieniotwórczość wody morskiej. Oznacza to, że wiele stworzeń morskich zostało skazanych na zagładę, a konsumenci owoców morza na nowotwory.

Przez wiele lat zaprzeczano też, że fabryka przetwarzająca paliwo jądrowe w La Hague może stanowić ryzyko dla zdrowia mieszkańców tych okolic. Prof. Jean-Fran?ois Viel, epidemiolog, stwierdził jednak dwukrotny wzrost liczby białaczek u dzieci z tego rejonu Francji.

Kilka lat temu wykryto chroniczne skażenie promieniotwórcze wód Rodanu, nad którym działa 20 reaktorów jądrowych. W mchach nad Sekwaną znaleziono kobalt, bo przeciekał zbiornik reaktora elektrowni w Nogent, w winie produkowanym w pobliżu kompleksu nuklearnego Marcoule wykryto tryt, mleko na półwyspie Cotentin zawierało cez. Francuskie pismo popularnonaukowe "Science et Vie" zamieściło wówczas listę baronów przemysłu nuklearnego, którzy ukrywają wypadki zdarzające się w elektrowniach i blokują niezależne badania skażeń radioaktywnych.

Raport Unii Europejskiej sprzed czterech lat wymienia około 7 tysięcy starych kopalń uranu, hałd, zbiorników wodnych i elektrowni jądrowych, które wymagają oczyszczenia w 11 krajach europejskich. "To przerażający spadek po beztrosce producentów energii z atomu" - ocenia Mike Thorne, brytyjski konsultant do spraw promieniowania. Wielu ludzi otrzymuje w tych rejonach dawki promieniowania 10, 20, 30 razy wyższe niż dopuszczalne bez szkody dla zdrowia.

--------------------------------------------------------------------------------

Gdy się to wszystko podsumuje, prawdziwe zdumienie budzi najnowszy raport Agencji Energii Jądrowej (Nuclear Energy Agency). Opublikowany 1 czerwca w Paryżu, wygląda na część akcji reklamowej przemysłu atomowego. Jego autorzy twierdzą, że przemysł ten jest jedynym, który "bierze pełną odpowiedzialność za wszystkie odpady powstające przy produkcji energii elektrycznej". Ilość tych atomowych śmieci jest zdaniem agencji niewielka, a ich promieniotwórczość "zmniejsza się z upływem czasu".

Rzeczywiście, promieniotwórczość odpadów zmniejsza się z czasem. Jest to jednak czas liczony w setkach, tysiącach i milionach lat. Dlatego problem składowania tych odpadów niepokoi wszystkich, którzy mają z tym do czynienia. W maju tego roku państwa kupujące uran od Australii zażądały, aby kraj ten przyjmował wszystkie odpady z produkcji energii elektrycznej z uranu. Rząd australijski dyplomatycznie oświadczył, że nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie. Wygląda jednak na to, że będzie się musiał ugiąć przed żądaniami swoich klientów.

Jak wynika z listy Nuclear Energy Agency, trwałe zbiorniki na zużyte paliwo z reaktorów jądrowych ma zaledwie kilka krajów, wśród nich Finlandia, Francja, Niemcy, Szwecja, Wielka Brytania i Szwajcaria. W innych państwach to pieśń przyszłości. Kanada planuje budowę trwałego podziemnego zbiornika na rok 2025, Belgia i Japonia przewidują rozpoczęcie budowy na rok 2035, Hiszpania na rok 2020. Stany Zjednoczone borykają się z koniecznością przewiezienia 10 mln ton szlamu uranowego z brzegów rzeki Kolorado w stanie Utah w miejsce oddalone stamtąd o 50 km, aby zapobiec skażeniu wody pitnej dla południowej Kalifornii.

Równie prawdziwe jak mit o ekologicznej i czystej energii jądrowej jest stwierdzenie, że jest ona tania. We wszystkich krajach prąd z atomu jest o wiele droższy niż uzyskiwany z węgla czy nawet z siły wiatru. Jego cena za kilowatogodzinę wynosi w USA ponad siedem centów, tymczasem energia ze źródeł tradycyjnych jest prawie o połowę tańsza.

Rządy wielu państw radzą sobie z tym problemem w najprostszy sposób - sięgają do kieszeni podatników. Budżet dopłaca do elektryczności z atomu. Robi to, by opłata za prąd z elektrowni atomowych nie była wyższa niż z innych źródeł energii. Gdy w Wielkiej Brytanii prywatyzowano produkcję elektryczności, rząd narzucił dodatkowy podatek na paliwa kopalne, aby dochodami z niego wesprzeć energię z atomu. Subsydia dla energetyki jądrowej do 2000 roku wynosiły w Wielkiej Brytanii około 1,2 miliarda funtów rocznie. Podobnie wygląda sytuacja w Australii i w innych krajach.

Choć nikt nie zabrania prywatnym firmom budowania reaktorów jądrowych, żadne konsorcjum na świecie nie zrobiło tego bez wyciągania ogromnych sum z budżetu państwa. Nawet Bank Światowy nie chce pożyczać pieniędzy na tego rodzaju inwestycje. Bieżące koszty produkcji są wysokie, a przyszłe wydatki związane z rozmontowywaniem reaktorów i składowaniem odpadów jeszcze większe.

 

Pozostaje pytanie, co stało się powodem wzmożonej akcji reklamowej prowadzonej przez lobby atomowe? Jest nim prawdopodobnie wzrost ceny uranu. Jego wydobycie to jedna z największych gałęzi światowego przemysłu. Dotychczas 40 procent zapotrzebowania na uran pokrywały istniejące zapasy z programów militarnych i z przetwarzania raz już użytego paliwa jądrowego. Te zapasy się wyczerpują. Cena kilograma uranu poszła w górę, a jego produkcja wzrosła o kilkanaście procent w ciągu ostatnich dwóch lat. I prawdopodobnie podwoi się do roku 2010. Ale na świecie powstaje tylko jedna nowa elektrownia atomowa - w Finlandii. Żeby zarobić na sprzedaży energii, trzeba więc nakręcić koniunkturę, zachęcić do wznoszenia następnych reaktorów. Na tym polega interes właścicieli kopalń uranu i zarządzających elektrowniami atomowymi. Czy nasz interes jest zbieżny z ich celami?

Można mieć wątpliwości.

Jeśli elektrownie jądrowe nie spełniają pokładanych w nich nadziei, nie są tanie ani bezpieczne, jaka jest alternatywa? Gdzie szukać nowych źródeł energii? Coraz więcej specjalistów uważa, że powinny to być energie odnawialne: słońca i wiatru. Panele słoneczne na dachach i turbiny wiatrowe. Niewielkie bojlery wytwarzające elektryczność mają wejść na rynek europejski w przyszłym roku. Już teraz na dachach wysokościowców pojawiają się wiatraki. 50 procent elektryczności w Danii i 40 procent w Holandii produkowane jest w systemie zdecentralizowanym, nie w wielkich elektrowniach, a w mniejszych urządzeniach korzystających między innymi z ciepła słońca i z siły wiatru.

98 procent budynków w Helsinkach jest ogrzewane przez sieci lokalne. Unika się dzięki temu ogromnych strat energii podczas transportu. W przypadku energetyki jądrowej ponad 60 procent energii ucieka z elektrowni w postaci ciepła i w sieciach przesyłowych.

Czy jednak starczy rozsądku, aby oszczędzać energię, nie liczyć na węgiel i atom, a zwrócić się ku słońcu i wiatrakom?

Bożena Kastory

 

 

„WPROST” nr 43(1245), 2006 r.

ATOM DLA KAŻDEGO

JUŻ 30 PAŃSTW MOŻE SIĘ UZBROIĆ W BROŃ NUKLEARNĄ

Daniel Pearl był Amerykaninem, Żydem i dziennikarzem. Każdy z tych powodów z osobna wystarczyłby, aby pakistańscy fundamentaliści chcieli go zabić. Reporter "The Wall Street Journal" zginął jednak najpewniej z zupełnie innego powodu. W styczniu 2002 r. wszedł w drogę handlarzom najpotężniejszej broni na świecie. Teraz historia rechoce nad jego grobem: ujawnienie nazwiska zabójcy dziennikarza zbiegło się z atomowym kryzysem w Korei Północnej.

 

ŚWIATOWA TAJEMNICA POLISZYNELA

Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) w ostatnich dziesięciu latach zarejestrowała 540 prób handlu substancjami radioaktywnymi. Kolejnych 344 podejrzeń o dokonywanie tego typu transakcji nie udało się udowodnić. Jednocześnie raporty MAEA nie zawierają informacji o "źródłach radiacji", które zostały skradzione, zginęły lub zostały porzucone. Codziennie odnotowuje się co najmniej jeden taki wypadek. Nie ulega wątpliwości, że zakup na czarnym rynku uranu czy plutonu do bomby atomowej jest możliwy. Żadnego kraju nie czyni to jednak mocarstwem jądrowym. Kluczem jest umiejętność wzbogacania tych pierwiastków tak, by nadawały się do użycia przy produkcji bomby. Zdobycie wiedzy na ten temat zazwyczaj poprzedzają lata badań, których choćby z powodu liczby zaangażowanych naukowców nie da się utrzymać w sekrecie. Chyba że technologię się kupi lub ukradnie.

Ta wiedza była dotychczas jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic na świecie. Jej strażnikiem był strach, który narodził się 44 lata temu, gdy Biały Dom i Kreml podczas kryzysu kubańskiego stanęły u progu wojny atomowej. Zagrożenie, które odczuł świat, było dostateczną motywacją, by nie dzielić się wiedzą o produkcji najniebezpieczniejszej broni. Doktryna wzajemnego trzymania się w szachu wizją zagłady (Mutually Assured Destruction - MAD) była jednak daleka od szaleństwa. Zimnowojenne mocarstwa, świadome konsekwencji odpalenia bomy A, zachowywały się nadzwyczaj racjonalnie (to między innymi z powodu obaw o impulsywne zachowanie Nikity Chruszczowa koledzy z Kremla podczas kryzysu kubańskiego dyskretnie odsunęli go na boczny tor). Sześć lat później, w 1968 r., wydawało się, że świat znalazł rozwiązanie problemu - traktat o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej (NPT). Od tego czasu tylko pięć państw miało prawo legalnie posiadać broń A (USA, Chiny, Wielka Brytania, Francja, ZSRR, a później Rosja). Przez kolejne dekady tylko dwa kraje, Indie i Pakistan, odważyły się jawnie złamać zakaz. Prawdopodobnie uczynił to też Izrael, choć nigdy oficjalnie tego nie potwierdził.

John F. Kennedy, przeciwnik Chruszczowa w atomowej rozgrywce i jeden z pomysłodawców traktatu, powtarzał, że myśl o świecie, w którym 20 lub więcej państw mogłoby posiadać broń jądrową, napawa go przerażeniem. Choć traktat, którego sygnatariuszami jest 187 państw (przed trzema laty wycofała się Korea Północna), wciąż obowiązuje, sytuacja niebezpiecznie zbliża się do czarnych wizji KennedyŐego. W ubiegłym tygodniu Mohamed ElBaradei, dyrektor generalny MAEA, poinformował, że nawet 30 państw można uznać za "wirtualnie nuklearne", czyli takie, które w ciągu kilku miesięcy mogą zmienić swe programy nuklearne służące pozyskiwaniu energii jądrowej w programy zbrojeń. Sekretna wiedza okazała się tajemnicą poliszynela. Strażnik, którym był strach, że bomba A wpadnie w niepowołane ręce, zniknął. Koreański reżim, przeprowadzając test nuklearny, rozpoczął nową erę zbrojeń.

(…)

EFEKT DOMINA

W wypadku programu nuklearnego Saddama Husajna wiadomo, że Khan niewiele mógł mu zaoferować, bo iracki dyktator wolał polegać na własnych naukowcach. W wypadku Libii MAEA wciąż prowadzi dochodzenie. Co dokładnie Khan sprzedał Irańczykom, nie wiadomo. Nie jest też jasne, co przekazał reżimowi Kima. Jasne jest, co z tego wynika. Iran może się wkrótce stać mocarstwem nuklearnym, którego - podobnie jak Korei Północnej - nikt do klubu nie zaprasza. - Irańskie elity polityczne są przekonane, że nastał najlepszy moment, aby kontynuować pracę nad programem jądrowym. Nawet sankcje wymierzone w Koreę Północną nie zmienią zamiarów Teheranu - mówi "Wprost" Ian Anthony ze Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem.

Uzbrojony w bombę A szyicki Iran byłby zbyt dużym zagrożeniem dla Egiptu i Arabii Saudyjskiej, by i one nie chciały się zbroić. Zresztą Egipt i Arabia prowadzą już programy nuklearne do celów pokojowych. Nuklearne domino po teście Phenianu rozsypuje się też w Azji. Mimo zapewnień o przestrzeganiu zobowiązań Japonia wobec rosnącego zagrożenia ze strony nieobliczalnego reżimu Kima byłaby w stanie szybko stać się państwem nuklearnym. Tokio przed dwoma laty przyznało się do posiadania zapasów plutonu wystarczających do wyprodukowania bomby. Atomowy wyścig zbrojeń dotarł też do Ameryki Południowej. W maju fabrykę wzbogacania uranu uruchomiła Brazylia. Podobne plany ma Argentyna.

 

KONIEC ILUZJI

Czy dziennikarz "The Wall Street Journal" odkrył tajemnicę powiązań pakistańskiej ISI, terrorystów i państw uważanych za zbójeckie? Francuski pisarz i filozof Bernard-Henri Lévy przez ponad rok podróżował jego śladami, próbując odkryć prawdę. W książce "Kto zabił Daniela Pearla" odpowiada na to pytanie. Skoro Pearl czy Lévy doszli do takich wniosków, to niemożliwe, by nie wiedziały o tym wywiady najważniejszych państw. Jeśli wiedziały, kto i jak łamie traktat NPT, i nie podniosły alarmu albo go podniosły, ale rządzący tymi państwami nie mieli dość determinacji, by zatrzymać błędne koło, to znaczy, że system bezpieczeństwa międzynarodowego się rozsypał. I to nie w chwili, gdy wybuchła koreańska bomba nuklearna. I nie wtedy, gdy dr Khan dokonywał śmiertelnie niebezpiecznych transakcji. Jeśli nie można było z powodu nieudolności szpiegów lub braku woli polityków zapobiec rozprzestrzenianiu broni nuklearnej, to system bezpieczeństwa był jedynie zbiorową iluzją. Nie jest pewne, czy to dobrze, że świat się jej pozbył, jeśli efektem ma być nowy nuklearny wyścig zbrojeń.

Agata Jabłońska

Współpraca Paweł Białobok

 

 

§          

348 kg  emitowanych pyłów przypada rocznie na jednego człowieka. Źródło: dr Joyce E. Penner z Uniwersytetu Michigan

 

99 mld puszek aluminiowych rocznie wyrzucają Amerykanie Źródło: EPA

 

3 tys. ton farmaceutyków wyrzucają do śmieci Polacy. Źródło: aktualne.pl

 

71 kg odpadów nuklearnych przypada na mieszkańca USA. Źródło: EEC

 

„PRZEKRÓJ” nr 41, 12.10.2006 r.: Waste Isolation Pilot Project (WIPP) to otwarte w 1999 roku składowisko odpadów radioaktywnych. Stworzono je w nieczynnej kopalni soli w Carlsbad, w stanie Nowy Meksyk. Zanim przechowywane tu odpady przestaną być zagrożeniem, minie około 300 tysięcy lat.

 

1,3 mld ton odpadów rocznie powstaje w Unii Europejskiej. Źródło: EEC

 

1,6 mln ton rocznie niebezpiecznych odpadów powstaje w Polsce

 

Rolnictwo przemysłowe jest jednym z głównych źródeł zanieczyszczeń. Z tego powodu 2,5% obszaru Polski jest narażone na zanieczyszczenia azotanami.

 

 

"PRZEGLĄD" nr 47(361), 26.11.2006 r. EKOLOGIA

TRUJĄCE DOMOWE KOMINY

"Kochasz swoje dzieci? Nie pal śmieci!" - to hasło kampanii informującej o szkodliwości palenia śmieci w domowych piecach, prowadzonej przez ekologiczną Fundację Arka. Szczególnie szkodliwe jest palenie plastikowych opakowań, w wyniku spalania polichlorku winylu (PCV) bowiem powstaje chlorowodór, który w połączeniu z wodą tworzy kwas solny. W czasie procesu spalania powstają też groźne dla płuc tlenki azotu, dwutlenek siarki i dwutlenek węgla. Niebezpieczne jest też palenie starych mebli i papieru bielonego nieorganicznymi związkami chloru z kolorowym nadrukiem, gdyż jego skutkiem jest przenikanie do powietrza rakotwórczych związków, zwanych dioksynami i furanami. Stężenie dioksyn i furanów w dymie wydobywającym się z domowych kominów może wynosić 100 nanogramów/m3, podczas gdy ich dopuszczalne stężenie wynosi 0,1 nanograma/m3. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że na choroby wywołane zanieczyszczeniem powietrza umiera co roku 28 tys. Polaków.

Paulina Nowosielska, Krzysztof Kęciek i Joanna Wielgat

 

 

Sposobem na zmniejszenie bolączek nękających ludzkość, w tym z własnej winy, a niektórych usunięcie jest m.in. zmniejszenie przyrostu naturalnego, tak by było nas poniżej 1 miliarda. Trzeba też przeprowadzić migrację ludności z msc z ekstremalnymi, nieprzyjaznymi warunkami, w tym klimatycznymi, by m.in. zredukować negatywne skutki oddziaływania ludzi na przyrodę, skutki kataklizmów (jak trzęsienia ziemi, susze, powodzie, lawiny, huragany), liczbę zarażeń chorobami, by zredukować potrzebę ogrzewania, chłodzenia pomieszczeń (a więc potrzeby energetyczne), zmniejszyć koszty i skutki produkcji, w tym rolnej i inne.

 

Przejście z ropy naftowej na tzw. biopaliwa nie jest rozwiązaniem problemów tylko ich nieco zmianą, gdyż m.in. dalej będziemy truci, stresowani hałasami, a do tego dojdzie dalsze zwiększanie niedostatku wody, pustynnienie gleby gdyż rolnictwo przemysłowe polega na dostarczaniu chemii (czyli kolejnej przyczyny skażenia - trucia - w tym podczas jej produkcji) glebie, a następnie zabieraniu plonów. W normalnych warunkach rośliny ulęgają rozkładowi w msu gdzie rosną użyźniając glebę.

Wyjściem jest przejście na ekologiczne źródła energii, które są tańsze od pozostałych w których przypadku nie liczy się wszystkich rzeczywistych skutków, konsekwencji, ich wykorzystywania.

Ewentualny, czasowy..., spadek ceny ropy nie będzie dobrą wiadomością, gdyż przyspieszy to wyczerpanie tego b. ważnego surowca; będziemy dalej truci spalinami; zwiększy to prawdopodobieństwo, ew. liczbę i skalę konfliktów zbrojnych o ropę; spowolni też przejście na odnawialne, ekologiczne źródła energii.

 

 

"WPROST" nr 12(1265), 25.03.2007

BIOSEKTA

PRODUKCJA BIOPALIW DOPROWADZI PO POWSTANIA NOWEJ MAFII PALIWOWEJ

Na początku 2007 r. dziesiątki tysięcy Meksykanów wyszło na ulice miast, protestując przeciwko trzykrotnemu wzrostowi cen tortilli, podstawowego posiłku w tym kraju. Podwyżka to skutek używania kukurydzy (z której robiona jest tortilla) do produkcji biopaliwa. Rosnący popyt na biopaliwa wszędzie przekłada się na znaczny wzrost cen żywności. Tak będzie też w Polsce. Ale nie to jest najgorsze. Produkcja na masową skalę biopaliw spowoduje bowiem powstanie nowej mafii paliwowej - biomafii.

Podwyżek spodziewa się Keith Collins, główny ekonomista amerykańskiego Departamentu Rolnictwa i doradca Mike’a Johannsa, sekretarza rolnictwa USA. Wpływ produkcji biopaliw na ceny żywności będzie przedmiotem przesłuchań przed obiema izbami Kongresu USA jeszcze w marcu 2007 r. Fala podwyżek żywności już wkrótce dotrze także do Polski, gdyż zgodnie z wymogami Unii Europejskiej będziemy musieli produkować coraz więcej biopaliw. A żywność jest u nas przeciętnie dwa razy droższa (z uwagi na kosztowną politykę wspierania rolników) niż w USA.

 

BIZNES POLITYCZNY

Głośny konflikt, który w ostatnich tygodniach wybuchł między wicepremierami Andrzejem Lepperem i Zytą Gilowską o wysokość ulgi w akcyzie przy produkcji biopaliw, pokazał, że ich producentom nie wystarczy, iż nie będą płacić akcyzy. Oznacza to zresztą, że z budżetu docelowo zniknie rocznie 5,75 proc. akcyzy od paliwa, czyli 1,03 mld zł, bo taki udział biokomponenetów w paliwie jest planowany w 2010 r. Tomasz Pańczyszyn z Krajowej Izby Biopaliw uważa, że branża potrzebuje jeszcze większych zachęt, by produkcja była opłacalna. Problem polega na tym, że wysokość dopłat do produkcji biopaliw może rosnąć w nieskończoność. Cena ropy spadła z 77 USD w sierpniu 2006 r. do 61 USD obecnie i ciągle maleje. Równocześnie koszt produkcji biopaliw rośnie ze względu na wzrost cen tzw. roślin energetycznych. To oznacza, że im większa będzie różnica między ceną produkcji benzyny a biopaliw, tym więcej budżet będzie musiał dopłacać.

Europejska wspólna polityka rolna sprawiła, że żywność kosztuje obywateli UE trzy razy drożej niż w Nowej Zelandii i dwa razy drożej niż w USA. 80 proc. dotacji trafia do 20 proc. najbogatszych rolników, których interesów broni COPA-COGECA - lobby europejskich farmerów w Brukseli. To właśnie ta organizacja forsuje dziś upowszechnienie biopaliw. Także w Polsce na biopaliwach chcą zarabiać najbogatsi. Zakłady do produkcji biokomponentów budują obecnie firmy należące do osób z czołówki listy najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost", m.in. Aleksander Gudzowaty, Roman Karkosik, Grzegorz Jankilewicz i Sławomir Smołokowski, właściciele J&S, a także Zbigniew Komorowski (właściciel Bakomy). W biznesie biopaliwowym najbogatsi Polacy powiązali swój los z losem rolników. Jeżeli ceny ropy spadną, to łatwo będzie wymusić na rządzie dodatkowe dotacje, wstrzymując na przykład skup roślin energetycznych i pozbawiając rolników dochodu. W ten sposób wpływowe chłopskie partie, takie jak Samoobrona czy PSL, będą dbały o to, by strumień pieniędzy płynący z budżetu do zakładów produkujących biokomponenty nie malał. A jest się o co wykłócać. Roczna produkcja estrów metylowych będzie warta około 2,5 mld zł (z tego 250 mln zł czystego zysku będą mieli producenci biokomponentów). To połowa tego, co zarobiły w roku 2006 OFE zarządzające pieniędzmi na emerytury 12 mln Polaków.

 

REWOLUCJA SPOŻYWCZA

Za biopaliwa zapłacimy też w postaci droższych produktów spożywczych. To popyt na biopaliwa na świecie sprawił, że ceny kukurydzy wzrosły od początku 2006 r. o 100 proc. i są obecnie najwyższe od 10 lat. Także ceny pszenicy są najwyższe od 10 lat, zaś ziarna soi są najdroższe od dwu i pół roku. Globalne zapasy kukurydzy i pszenicy (w przeliczeniu na liczbę dni światowego dziennego spożycia) są obecnie najniższe od ćwierćwiecza. Ponieważ produkty te są używane do wytwarzania paszy dla zwierząt, spowoduje to wzrost kosztów produkcji mięsa, a co za tym idzie - wzrost jego cen. Jean-

-François van Boxmeer, prezes Heinekena, ostrzegł w lutym 2007 r., że ekspansja biopaliw doprowadzi do rewolucji na europejskim i amerykańskim rynku żywności. Jego zdaniem, jednym ze skutków będzie wzrost cen piwa, ponieważ koszt jęczmienia i chmielu to 7-8 proc. kosztów produkcji piwa. Ceny kontraktów terminowych na zakup jęczmienia od maja 2006 r. już wzrosły o 85 proc. (ze 125 euro do 230 euro za tonę). W tym czasie produkcja jęczmienia w USA spadła do poziomu z 1936 r. To efekt tego, że areał ziemi przeznaczony na produkcję tego zboża w USA jest najniższy od 1866 r.

„Rząd USA wydał ponad 10 mld USD w postaci ulg podatkowych i subsydiów na stworzenie przemysłu biopaliwowego, który nie zlikwidował naszej zależności od importowanej ropy naftowej i nie przyczynił się do zredukowania zanieczyszczeń" - twierdzi w raporcie amerykańska pozarządowa organizacja Podatnicy dla Zdrowego Rozsądku. Według dziennikarzy „The Wall Street Journal", ponad połowa wszystkich rządowych subsydiów do produkcji etanolu trafia do jednej firmy - Archer Daniels Midland, która za część tych pieniędzy wykupuje reklamy w czasie niedzielnych talk shows, aby wzbudzić sympatię do siebie wśród Amerykanów. Analityk James Bovard z think-tanku CATO policzył, że dolar zarobiony przez firmę Archer Daniels Midland kosztował amerykańskich podatników 30 USD. „To najgorszy rodzaj »korporacyjnego socjalu«, jaki ufundował rząd federalny.

Archer Daniels Midland ma obecnie udział w tworzeniu przemysłu biopaliwowego w UE. Należy do niej m.in. firma Oelmühle Hamburg, największy producent biopaliw w Niemczech. Gregory Page, szef Cargilla, największej na świecie firmy zajmującej się uprawą (75 mld USD przychodu w 2006 r.), oskarżył rząd amerykański, że swoją polityką doprowadził do zachwiania równowagi na rynku żywności.

 

WADY WRODZONE

Problem krajów UE z biopaliwami jest większy niż USA. Zgodnie z założeniami polityki energetycznej UE, udział biopaliw w całości sprzedawanych paliw w 2020 r. powinien wynosić 10 proc. „UE nie będzie w stanie wyprodukować takich ilości etanolu" - twierdzi Peter Tjan z Europejskiej Federacji Przemysłu Petrochemicznego. „Zamienimy uzależnienie od ropy naftowej z Arabii Saudyjskiej na uzależnienie od biopaliw z Brazylii i Malezji. Czy to naprawdę pomoże naszemu bezpieczeństwu energetycznemu?" - pyta Tjan.

Gdyby kraje UE chciały biopaliwem zastąpić tylko 10 proc. obecnego zużycia oleju napędowego, to 70 proc. ziemi obecnie przeznaczonej do produkcji żywności w UE musiałoby zostać przeznaczone na uprawę roślin energetycznych. Połączenie protekcjonistycznej polityki rolnej UE z forsowaniem biopaliw będzie skutkowało i drogą żywnością, i drogim biopaliwem. Na razie wobec zaleceń UE stosowany jest bierny opór państw członkowskich. Tylko dwa (Niemcy i Szwecja) z 27 krajów UE osiągnęły zakładany poziom zużycia biopaliw - ponad połowa w ogóle nie wprowadza u siebie biopaliw.

Gdyby traktować pomysł biopaliw w kategoriach ekonomicznych, należałoby kupować surowiec w Brazylii. Wydajność z hektara jest tam dwa razy wyższa niż w USA, a w przeliczeniu na jednostkę energii potrzebną do wyprodukowania etanolu - pięciokrotnie wyższa (w Brazylii etanol produkuje się z trzciny cukrowej, podczas gdy w USA - z kukurydzy). Rządy zarówno Ameryki, jak i Europy nie zamierzają jednak wystawiać swoich rolników na uczciwą konkurencję z brazylijskimi rolnikami, bo ci pierwsi by ją przegrali.

Europejski patent na rozwój biopaliw preferuje drogie i przestarzałe technologie (przez administracyjny nakaz dolewania biokomponentów do paliwa połączony z barierami celnymi, które uniemożliwią sprowadzanie tańszych komponentów z zagranicy). Polskie prawo stwarza nieograniczone pole do powstania nowej mafii - biopaliwowej. Nikt w Polsce nie jest przygotowany do sprawdzania, czy sprzedawane paliwo jest rzeczywiście biopaliwem, czy zwykłą benzyną. Możliwości wyłudzania ulg akcyzowych są dużo większe niż w wypadku popularnej zamiany oleju opałowego w napędowy (różniły się tylko kolorem). Ta różnica przyczyniła się do powstania tzw. mafii paliwowej, z którą organy ścigania nie mogą sobie poradzić do dziś.

 

BIOSEKTA GLOBALNA

Paradoksalnie, forsowaniu rzekomo ekologicznych biopaliw sprzeciwia się Europejska Partia Zielonych. Claude Turmes, członek Partii Zielonych w Parlamencie Europejskim, stwierdził: „W Brazylii będą wycinali lasy tropikalne, aby sadzić trzcinę do produkcji bioetanolu po to, by Europejczycy mogli jeździć na »ekologicznym paliwie«. W efekcie może to spowodować zmiany klimatyczne poważniejsze, niż powodują spaliny samochodów".

 

Produkowane obecnie biopaliwa to tzw. biopaliwa pierwszej generacji. - Niektóre z biopaliw pierwszej generacji można porównać do wilka w owczej skórze. Przy ich spalaniu emitowanych jest więcej dwutlenku węgla niż przy benzynie - powiedział w 2006 r. ówczesny szef rady nadzorczej Volkswagena Bernd Pischetsrieder. - Biopaliwa utrzymują się na rynku dzięki subsydiom. To nie jest sensowna polityka, zarówno z ekologicznego, jak i ekonomicznego punktu widzenia - twierdzi Pischetsrieder. Jim Sutton, minister rolnictwa Nowej Zelandii, uważa, że dotowanie i protekcjonizm w europejskim rolnictwie to nie polityka, ale religia. Jeżeli ma rację, to biopaliwowy interes wyrasta na kolejną niebezpieczną sektę. Jesteśmy do niej zapisywani wbrew naszej woli.

Aleksander Piński, Jan Piński

 

 

Proszę się logicznie zastanowić: Czy dzięki nieefektywnemu wydaniu, wydawaniu pieniędzy na np. pojazdy (a więc m.in. surowce, energię, fabryki je produkujące; dodatkowe drogi dla nich (by kierowcy mieli gdzie ginąć j zabijać)), paliwo (a więc m.in. na przemysł wydobywczy, rafinerie); przyczynianiu się w ten sposób do wyczerpywania surowców, co powoduje wzrost ich ceny, skażaniu środowiska, powodowaniu wypadków, angażowaniu, opłacaniu związanych z tym wszystkim ludzi, będzie dobrobyt (skoro za wielokrotnie mniejsze pieniądze, i z podobnie mniejszymi skutkami ubocznymi można zapewnić komfortowy transport publiczny (na co obecnie brakuje pieniędzy))... (analogicznie ma się sytuacja np. z budownictwem)

M.IN. BUDOWNICTWO, PRZEMYSŁ SAMOCHODOWY (W TYM BUDOWA DLA JEGO PRODUKTÓW DRÓG) GENERUJĄ OGROMNE KOSZTY, W TYM ICH UTRZYMANIA, I INNE PROBLEMY, A NIE ZYSKI, ROZWÓJ. NATOMIAST ICH EFEKTYWNE, OPTYMALNE, A WIĘC EKOLOGICZNE, ENERGOOSZCZĘDNE (NP. TRANSPORT PUBLICZNY (SZCZEGÓLNIE ELEKTRYCZNA KOLEJ)), RACJONALNE WYKORZYSTYWANIE DAJE KORZYŚCI.

 

 

„POLITYKA/WYDANIE SPECJALNE” nr 1, 12.2004 – 02.2005 r.

ARCHITEKCI, RATUJCIE PLANETĘ

NA ARCHITEKTACH CIĄŻY WIELKA ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA STAN ŚRODOWISKA – UWAŻA NORMAN FOSTER, CZOŁOWY BRYTYJSKI PRZEDSTAWICIEL TEGO ZAWODU

Kiedy piszę te słowa, media są pełne doniesień o katastrofach ekologicznych: powódź w Bangladeszu, susza w dolinie Huang-ho, rozpad lądolodu grenlandzkiego, zagłada na Karaibach. Naukowcy przewidują, że do 2100 r. atmosfera ziemska ogrzeje się o 1,4-5,8 stopni C – uważa się, że tak wielkiej zmiany temperatury nasza planeta nie zaznała od zarania ludzkości. Powszechnie przyjmuje się dziś, że wynika to w dużym stopniu z rosnącego stężenia gazów cieplarnianych, zwłaszcza dwutlenku węgla. Kto jednak zdaje sobie sprawę, że to budynki zużywają w krajach rozwiniętych połowę wytwarzanej energii i są przyczyną połowy emisji CO2 (za pozostałą część odpowiadają niemal po równo transport i przemysł)?

Już to jest przerażające. A co stanie się, kiedy kraje rozwijające się odrobią zaległości? Np. w Chinach trwa bezprecedensowy, szaleńczy boom budowlany. Wznoszenie nowego terminalu lotniczego w Pekinie ostro kontrastuje z tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Europie. Ponad milion metrów kwadratowych – to więcej niż wszystkie cztery terminale na Heathrow razem wzięte, łącznie z planowanym terminalem 5. W Chinach pracuje dziś połowa z istniejących w świecie dźwigów budowlanych. Jednak świadomość ekologicznych skutków tej sytuacji powinna nas otrzeźwić. Chiny zużywają obecnie połowę światowej produkcji cementu, a wytworzenie tony cementu to emisja tony dwutlenku węgla do atmosfery.

Aby uniknąć globalnej katastrofy ekologicznej, każde państwo musi przyjąć strategię zrównoważonego rozwoju. Taki rozwój wymaga całościowego myślenia. Lokalizacja budynku i jego funkcja; możliwość elastycznego wykorzystania i przewidywany okres użytkowania; orientacja, kształt i konstrukcja; systemy ogrzewania i wentylacji, a także użyte materiały – wszystko to wpływa na ilość energii potrzebnej do budowy, eksploatacji i konserwacji budynku. Niemal każdy nowy budynek można zaprojektować tak, by zużywał zaledwie ułamek tej co obecnie energii. Nawet jednak gdyby budynki nie zużywały w ogóle energii i nie powodowały emisji dwutlenku węgla, problemy i tak pozostają.

Kluczowe znaczenia mają też dwa inne zagadnienia: przyrost naturalny i migracja do miast. Ludność świata to obecnie 6,4 mld mieszkańców; przewiduje się, że w ciągu 10 lat osiągnie 7,5 mld. W 2015 r. będą na świecie 23 megametropolie przekraczające 10 mln mieszkańców. Z tej liczby 19 będzie znajdować się w krajach rozwijających się, w których odsetek ludności miejskiej może osiągnąć 50 proc. Miasta, które rozrastają się na dużym obszarze, mają o wiele mniej korzystny bilans energetyczny niż bardziej zwarte. Decyduje o tym ruch samochodowy. Wyobraźmy sobie, że ktoś dojeżdża codziennie do pracy 20 km samochodem. Ogrzanie jego mieszkania pochłonie rocznie 720 l. ropy, miejsca pracy 285 l., natomiast dojazdy – 900 l.

 

Monako i Kensington: gęsto ale przyjemnie

Aby ograniczyć dojazdy samochodami, powinniśmy promować zabudowę zwartą i dużą gęstość zaludnienia nowych dzielnic. Przeciwnicy dowodzą, że dzielnica o większej gęstości zaludnienia biednieje. Tak jednak nie jest. Monako i Makau – dwa obszary miejskie o największej w świecie gęstości zaludnienia – zajmują skrajne bieguny ekonomicznego spektrum. Niektóre z najgęściej zaludnionych części Londynu zapewniają najlepsze warunki życia, choć gęstość zaludnienia w dzielnicach Kensington i Chelsea jest do trzech razy wyższa niż w najuboższych regionach stolicy Anglii.

Myślenie całościowe trzeba też stosować do infrastruktury, systemów komunikacyjnych, układu ulic i przestrzeni publicznej – tego, co określa się jako spoiwo miasta. Jakość infrastruktury bezpośrednio przekłada się na jakość życia w mieście. Ponieważ w gospodarce postindustrialnej istnieje wiele rodzajów działalności czystej, miejsca pracy można lokalizować w dzielnicach mieszkaniowych, tworząc społeczności lokalne, gdzie połączenia komunikacyjne, zakłady pracy, szkoły i sklepy są dla mieszkańców w bliskim zasięgu – można do nich dotrzeć piechotą lub rowerem.

Architekci będą mieli do odegrania na całym świecie kluczową rolę jako rzecznicy zrównoważonych rozwiązań. Ale potrzebujemy też bardziej przyszłościowo myślących inwestorów i polityków. Niektóre kraje dają dobry przykład: w Niemczech od dawna rozumie się potrzebę ograniczania konsumpcji energii i korzystania z jej odnawialnych źródeł, co odzwierciedla prawo budowlane. Inne kraje pozostają bardziej lub mniej w tyle. Przeszkodą dla zrównoważonego rozwoju nie są problemy techniczne – wszystko jest kwestią woli politycznej. Jeśli chcemy uniknąć zniszczeń ekologicznych powodowanych przez odziedziczoną z przeszłości politykę niezrównoważonego rozwoju, najbogatsze jak i wschodzące gospodarki będą musiały działać wspólnie. I to szybko – w 2006 r. może być za późno.

 

[Trzeba też dodać zużycie energii przez windy, które stale rośnie.

Trzeba wprowadzić bezpłatną komunikację miejską oraz zapewnić odpowiednie warunki w niej przejazdu (ulotka: „ZACHOWANIA...”). Również pracownicy potrzebują odpowiednie warunki pracy, a jako mieszkańcy komfort zamieszkiwania (POSTULATY). – red.]

 

 

„PRZEGLĄD” nr 50, 18.12.2005 r.

WIEŻOWCE TRZĘSĄ ZIEMIĄ

Okazuje się, że olbrzymie wieżowce mogą być odpowiedzialne za niektóre trzęsienia ziemi. Dowód? Zdaniem geologów, sejsmiczna aktywność w tajwańskiej stolicy Tajpej gwałtownie wzrosła od czasu, gdy stanął tam największy i najcięższy budynek na świecie Taipei 101.

Jeszcze osiem lat temu, czyli na początku budowy tego giganta, sejsmolodzy rejestrowali znaczny wzrost tzw. mikrowstrząsów o sile około dwóch stopni w skali Richtera. Jednak już w tym roku zanotowano aż dwa ponadtrzystopniowe wstrząsy, i to bezpośrednio pod budynkiem. Geolodzy tłumaczą to zjawisko tym, że waga kolosa, bagatela 17 tys. ton, wywołała dodatkowy nacisk na skorupę ziemską i ścieranie się uskoków tektonicznych.

 

 

"FAKTY I MITY" nr 29, 26.07.2007 r.

JA JESTEM Z MIASTA!

W przyszłym roku 3,3 miliarda ludzi – ponad połowa ziemian – będzie mieszkać w miastach. Do roku 2030 do metropolii ściągnie kolejne 1,3 mld.

Tako rzecze raport ONZ. Ostrzega, że bez odpowiedniego planowania przeludnione miasta czeka pauperyzacja, zmagania z ekstremizmem religijnym, a młodzi ludzie pozbawieni zostaną szans rozwoju.

Obecna polityka władz wielu miast polega na utrudnianiu dopływu biedaków z prowincji przez hamowanie migracji. Jednak zdaniem ekspertów ONZ, to nie oni są głównym problemem: nie migracja, lecz przyrost urodzin w miastach sprawia, że pękają one w szwach. Rozwiązaniem jest więc planowanie rodzin, czyli efektywna antykoncepcja.

JF

 

 

q        

Należy stopniowo zastępować samochody spalinowe (takie źródło zasilania jest również przyczyną katastrof ekologicznych, m.in. tankowców) ekologicznymi, np. elektrycznymi. A do tego czasu montaż, sprzedaż, i produkcja (w tym instalacji zasilania gazem pojazdów oraz rowerów) musi być zwolniona z podatku. By taki

napęd był bardziej efektywny można zastosować szybkowymienne akumulatory (np. po 2 sztuki, by wymieniać ten, który jest całkowicie wyładowany), np. umieszczając je na szynach (gdy akumulator się wyczerpie, można go będzie zamienić  na  naładowany w  punkcie usługowym na trasie przejazdu). – Takie rozwiązanie można było zastosować na początku poprzedniego wieku. 

 

q        

Efektywnym sposobem ekologicznego wytwarzania energii elektrycznej jest wykorzystanie pomp napędzanych wiatrem, które przepompowują wodę ze zbiornika niżej do wyżej położonego, z którego spuszcza się wodę przez turbinę wytwarzającą prąd (jak na rysunku poniżej). Dzięki takiemu rozwiązaniu wytwarza się prąd o potrzebnych parametrach (nie trzeba dodatkowych, drogich i skomplikowanych urządzeń), a w razie potrzeby nieprzerwanie (w przypadku braku wiatru wykorzystuje się zapas wody). By woda nie zamarzała zimą: zbiornik można przykrywać czarną folią, która będzie w dni słoneczne przekazywać ciepło wodzie, a w pozostałe chronić przed jego utratą. Można też wodę przykryć folią przeźroczystą, lub oszklić zbiornik, a na jej powierzchni umieścić czarny absorber lub wyłożyć nim dno. Sam zbiornik można wykorzystać dodatkowo jako basen kąpielowy bądź do hodowli ryb. – To rozwiązanie również można było zastosować prawie wiek temu.

 

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

b)   Transport publiczny (szczególnie elektryczna kolej)(w tym przewóz rowerów, itp.)(miejski, podmiejski i międzymiastowy) powinien być bez biletowy („bezpłatny”), ale dla niepracujących tylko poza godzinami szczytu (proponuję miedzy godz. 10.00-14.00 i 20.00-06.00). Nie ma obawy, iż pracujący będą nadużywać tego przywileju, gdyż właśnie pracują (i taki ludzi dzięki temu - w tym dochodu - przybędzie). Bezrobotni będą mieli z kolei większą możliwość i motywację do podjęcia - w dodatku legalnej - pracy.  Nie jest to żaden luksus, tylko uciążliwa konieczność umożliwiająca funkcjonowanie w współczesnym społeczeństwie.

Proszę nie protestować twierdzeniem, że nie ma na to pieniędzy. To na budowę ogromnych, zatruwających środowisko fabryk produkujących samochody, kupno setek tysięcy aut (po kilkadziesiąt tys. sztuka, by większość czasu stały, zajmując mse, niszczejąc, były okradane, kradzione), koszty ich eksploatacji (miliardy litrów paliwa, koszty napraw, opłaty (w tym parkingowe), policję zajmującą się kontrolą ruchu, wykrywaniem sprawców wypadków (2,7% PKB – czyli równowartość 3 mld. dolarów (Instytut Transportu Samochodowego szacuje je na 30 mld zł), to roczne koszty wypadków samochodowych w Polsce, których w 2003 r. było 50 tys.!!! Ginie w nich rocznie około 6 tys. osób, a 50 tys. zostaje rannych, Światowa Org. Zdrowia (WHO) oraz Bank Światowy podają, iż rocznie w wypadkach samochodowych ginie na świecie ponad 1,2 mln osób, a ok. 50 mln odnosi obrażenia!!!), kradzieży pojazdów (więc i wymiar sprawiedliwości, więzienia), budowę i naprawę zwiększonej liczby i bardziej eksploatowanych dróg, autostrad, mostów, pokrywanie ogromnych kosztów leczenia i utrzymywania na rencie ofiar wypadków), skutki skażenie środowiska (w tym w wyniku katastrof ekologicznych), miliardy dolarów na wojsko, konflikty i wojny o ropę itp. – są  pieniądze?!! Takie rozwiązanie zwiększy szansę pełniejszego wykorzystania możliwości jakie daje zapewnienie środków do życia (wymienionych w pp. 4) w postaci zasiłku, a zmniejszy skutki spowodowane obecną nieefektywną (m.in. głównym zajęciem kierowców jest stanie na skrzyżowaniach, w korkach oraz szukanie msa na parkingu), drogą, wypadkowo, spalinowo (chorobowo), hałasową – rozdrobnioną komunikacją indywidualną. Zmniejszy się też zanieczyszczenie środowiska (zdrowsze powietrze, woda, żywność – a więc zmniejszą się wydatki na lecznictwo), w tym hałasem. Mniej będzie wypadków, a więcej msa dla pieszych i rowerzystów. A dopóki będą odbywać się debaty na ten temat, trzeba zakończyć pogrążanie osób najuboższych wykazujących jednak inicjatywę i wypisywać im kredytowe bilety (w tym miesięczne, kwartalne wraz z ustawowymi odsetkami), zamiast pogrążać ich m.in. karą za jazdę bez biletu – ludzi bez środków finansowych?! – Na kim państwo chce zarabiać, czy jak zdobytymi pieniędzmi pokrywać straty?!

 

§          

Przypominam: co roku 22 września jest dniem bez (indywidualnego) samochodu. Komunikacja zbiorowa jest wówczas bezpłatna. – Gratuluję pomysłu.

 

 

c)   Trzeba wymusić produkcje trwałych produktów, wydłużyć obowiązkowy okres gwarancji dla sprzętów, urządzeń, itp. by później stawały się one śmieciami. Oraz zabronić sprzedaży rzeczy nietrwałych, nie nadających się do recyklingu (poza uzasadnionymi wyjątkami).

 

  Np. każdy telefon, przenośny odtwarzacz muzyczny, aparat fotograficzny musi wytrzymać wielokrotny upadek z wysokości 2 metrów (w tym celu na obudowach  można umieszczać miękkie, amortyzujące zabezpieczenia. Można też, dodatkowo, zastosować, odpowiednie futerały).

 

– Standardem musi być stosowanie materiałów niewymagających zabezpieczania przed korozją np. farbą, lakierem (a te miliony ton materiałów na powłoki ochronne trzeba najpierw, w postaci surowców, wydobyć, przetransportować, potem przetworzyć, ponownie przetransportować itd. – cały czas trując, zużywając energię), m.in. aluminium, stal nierdzewną, szkło, tworzywa sztuczne.

 

q        

W budownictwie trzeba, tam gdzie to możliwe, stosować przewoźne, trwałe pomieszczenia z możliwością, w wielu kombinacjach, ich łączenia. Zastosować też elementy wielokrotnego użytku. np. do składania jak klocki lego, z tworzyw sztucznych, szkła, betonu, mieszane; trwałe płyty warstwowe; stosując standardy co do wymiarów elementów ich kształtów, rozmiarów pomieszczeń i budynków.

 

 

d)   W każdym mieście muszą powstać magazyny, gdzie czasowo będą przetrzymywane rzeczy, które jednym mieszkańcom są niepotrzebne, a innym mogą się przydać, np. drzwi okna, meble, AGD. Byłyby one sprzedawane za symboliczną opłatą. Obecnie trafiają one na coraz większe hałdy śmieci, zatruwając środowisko i powodując produkcję - zatruwanie - kolejnych przyszłych śmieci.

 

 

e)   Trzeba urealnić cenę produktów drewno i  ropopochodnych, oraz węgla, by obejmowały one rzeczywiste skutki ich używania dla środowiska, a więc zdrowia i życia ludzi. Te rozwiązania (pozornie droższe), które pozwalają na ich zastąpienie muszą być zwolnione z podatku (m.in. elektroniczne nośniki danych, które można wykorzystywać tysiące razy).

 

 

f)   Trzeba zachęcić (np. zwalniając z podatku), lub wymusić stosowanie technologii obiegu zamkniętego – minimum emisji substancji i odpadów szkodliwych, czyli między innymi ponowne ich wykorzystanie. Fabryki trzeba też budować w kompleksach, by łatwiej - bezpieczniej - można było dostarczać do nich materiały do produkcji i odbierać od nich odpady.

 

 

g)   Trzeba zastąpić baterie nietoksycznymi akumulatorami – a gdy są zużyte  skupować wszędzie tam gdzie są  sprzedawane. Nie będzie dochodziło do takiego skażenia środowiska ich toksyczną zawartością. Będzie to też tańsze rozwiązanie dla ich użytkowników, gdyż akumulatory można używać setki i tysiące razy, a większe upowszechnienie zmniejszy ich cenę.

Trzeba też zabronić używania ołowianych kul, kulek w broni sportowej, myśliwskiej, wędkarstwie. Obecnie ich miliardy sztuk rocznie ląduje w glebie, zbiornikach wodnych – powodując ich skażenie.

 

§          

SMOG ŚWIETLNY.

Dość uciążliwym zjawiskiem (szczególnie w miastach) jest wszechobecność światła pochodzącego od lamp ulicznych. By ten problem zmniejszyć trzeba zastosować lampy oświetlające tylko jezdnię i chodniki, a więc z odpowiednim reflektorem i płaskimi, nierozpraszającymi światła szklanymi osłonami (przy okazji można wprowadzić energooszczędne o wiele trwalsze diody świecące zamiast energochłonnych żarówek; warto też rozważyć zastosowanie - tam gdzie jest b. mały ruch, w tym o odpowiednich godzinach - czujek reagujących na ruch- włączając oświetlenie). Lampy takie muszą też być szczelne – by nie dostawały się do niej owady, które tam uwięzione giną (miliony rocznie!).

 

 

APEL DO WŁAŚCICIELI FIRM, KLIENTÓW

Oszczędzajcie papier: ziemię, lasy, wodę, energię, powietrze, przyrodę, zdrowie, pieniądze, i REZYGNUJCIE ZE ZBYTKÓW (zachęcajcie/rezygnujcie z papierowej korespondencji, prasy (a jeśli już, to strony powinny być całkowicie i dwustronnie zapełniane)(jest Internet (elektroniczne wersje pism), są b. trwałe i pojemne elektroniczne źródła zapisu, pewniejsze od papieru)(zlecajcie bankom płatności, a one niech inf. o bilansie przesyłają drogą elektroniczną na wasz adres internetowy)).

 

 

OGŁASZAM AKCJĘ OCHRONY PRZYRODY, ZDROWIA, OSZCZĘDZANIA SUROWCÓW, PIENIĘDZY

Zwracajcie WSZELKIE BUTELKI W MSH ZAKUPÓW,  a sprzedający niech oddają je dostawcom, a ci wytwórcom; wymuśmy stosowanie butelek zwrotnych zamiast jednorazowych opakowań, których produkowanie miliardów sztuk rocznie przyczynia się do ogromnego marnotrawstwa, strat, zaśmiecania i zatruwania środowiska!

 

 

h)   Musi powstać ogólnoświatowa »władza« chroniąca nasze życie, zdrowie i to, co jeszcze pozostało z przyrody - naszego wspólnego dobra - a jej decyzje muszą obowiązywać wszystkich. To ona wydawałaby zgodę na działania o znaczącym wpływie na przyrodę, czyli musi mieć m.in. możliwość wydania i wyegzekwowania nakazu przesiedlenia się ludzi z rejonów, w których ich pobyt związany jest z degradacją środowiska. Analogicznie ma się sytuacja z wydobywaniem czy sposobem transportu surowców.

 

 

„POLITYKA: NIEZBĘDNIK INTELIGENTA” - nr 25 (2509), 25.06.2005 r. s. 4

W SZPONACH RYZYKA

(...) Bardzo długo ludzie nie rozumieli, że likwidując naturalne niebezpieczeństwo zarazem tworzą ryzyko. Tak samo jak dziś nie całkiem rozumieją, że ograniczenie każdego ryzyka ma zawsze skutki uboczne powodujące jakieś nowe ryzyko. By zmniejszyć naturalne niebezpieczeństwo głodu, wymyśliliśmy przemysłowe rolnictwo, które tworzy ryzyko ekologiczne na przykład zanieczyszczając wodę. By się przed tym ryzykiem uchronić, pijemy wodę źródlaną dostarczaną w pojemnikach, które zanieczyszczają środowisko podobnie jak samochody rozwożące tę wodę. Mamy też efekt uboczny w postaci większego uzależnienia od ropy, której przetworów potrzebują rolnicy, producenci butelek i samochody dostarczające wodę. To powoduje efekt uboczny w postaci uzależnienia od sytuacji w rejonach, gdzie wydobywa się ropę, i ryzyko zaangażowania w tamtejsze kryzysy. Do tego dochodzi ryzyko bezrobocia, chemicznie skażonej żywności, nadprodukcji, napięć międzykulturowych... (...)

Z niemieckim socjologiem Ulrichem Beckiem autorem książki „Społeczeństwo Ryzyka”, rozmawiał Jacek Żakowski

 

 

q        

NAJEKONOMICZNIEJSZY ŚRODEK TRANSPORTU: MAGNETYCZNO-PRÓŻNIOWO-TUNELOWY

Zaletami takiego rozwiązania są: możliwość osiągania b. dużych prędkości, brak hałasu, minimalne wibracje, odzyskiwanie energii hamowania, małe koszty eksploatacji.

 

W przypadku zastosowania w transporcie miejskim.

Pajęczynowa sieć połączeń, składająca się z 2 niezależnych sieci, ma następujące zalety:

brak krzyżujących się, w danej sieci, połączeń – co zapewnia prostotę wykonania, obsługi, duże bezpieczeństwo i oszczędność czasu oraz ułatwia nawet pierwszy raz korzystającym szybkie zorientowania się w połączeniach a więc i dotarcie do celu. Można też zastosować pojedyncze tory do ruchu wahadłowego pojazdów

– tzn. tam i z powrotem (sieć promienista (zielona)) oraz naprzemiennie kolistego – tzn. co drugi tor w przeciwną stronę (sieć kolista (niebieska)). Zaletą zastosowania torów prostoliniowych jest brak oddziaływania siły odśrodkowej podczas przejazdu, ich prostsza konstrukcja i możliwość osiągnięcia większej prędkości. W razie modernizacji, remontu, awarii dowolnego odcinka przejazdu można dotrzeć na mse inną trasą. Takie rozwiązanie sprawdzi się szczególnie na dłuższych trasach, jako uzupełnienie innego transportu.

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

(...) WYTWARZANIE ENERGII

Można połączyć w kompleksy kilka rozwiązań ekologicznego wytwarzania energii z wykorzystaniem energii: wiatru, prądów, pływów i fal morskich, rzek (bez ich spiętrzania, tylko umieszczając pod wodą turbiny, np. na całej szerokości rzeki (z małym przesmykiem dla ryb w najgłębszym msu koryta), co zwiększy na nie napór wody), słońca (z wspomaganiem światła odbitego od umieszczonych na ziemi, orbicie luster), temperaturę akwenów morskich do nagrzewania/chłodzenia, piorunów (mam pomysł jak ją wykorzystać), hydrantów (gazów skoncentrowanych w wodzie przy dnie głębokich akwenów wodnych).

Ponieważ siłownie wiatrowe intensywnie hałasują trzeba wyznaczyć kilka efektywnych, oraz odludnych, msc do ustawienia ich w dużej ilości, czyli stawianie ich gdzie popadnie musi być zabronione.

Można też wykorzystać siłownie wiatrowe zamocowane na zakotwiczonych (z amortyzacją) balonach (w tym w kształcie skrzydła co umożliwi dodatkowo wykorzystanie siły nośnej do utrzymywania konstrukcji w powietrzu. A zastosowanie podnoszonej klapy aerodynamicznej (np. nadmuchiwanej), bądź przesuwanego balastu (by można było regulować środek ciężkości i w wyniku tego kąt natarcia) umożliwi regulację wysokości i ustawienia balonu)(można je też pokryć folią fotoogniwną). Kabel kotwiczący i będący nośnikiem prądu/mający przewody elektr. można odciążyć przytwierdzając do niego co odpowiedni odcinek dodatkowe balony. Regulować wysokość konstrukcji, ściągać ją na duł można dzięki bębnowi na ziemi/wodzie, na który nawinięty będzie dolny koniec kabla kotwicznego. Zaletą tego rozwiązania jest to, iż na dużych wysokościach zawsze wieją, w dodatku silne, wiatry i nie będzie też słychać hałasu obracających się turbin siłowni.

 

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pole tekstowe:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„NEWSWEEK” 16.03.2003 r.

SUWAK Z KUKURYDZY

Zamki błyskawiczne z przetworzonej kukurydzy można kupić w japońskich pasmanteriach. Technologia produkcji suwaków z polikwasu mlekowego została opracowana przez uczonych z Unitika Group – dużej japońskiej firmy produkującej tworzywa sztuczne. Nowe zamki włożone do kompostu rozkładają się w kilka tygodni. Są to więc pierwsze całkowicie ekologiczne suwaki, a w dodatku kosztują tyle co plastikowe.

 

 

„WPROST” 05.01.2003 r.

ZDROWA LODÓWKA

Czy można powstrzymać rozwój bakterii, mikroorganizmów, grzybów i pleśni na żywności? Chłodziarki Siemens zostały wyposażone w system antybakteryjny AgION. Ich wnętrze pokryto powłoką zawierającą jony srebra. Dzięki nim przechowywane zapasy pozostają świeże, nie tracąc przy tym cennych witamin i mikroelementów. Bakteriobójcze działanie srebra znane było już w starożytnym Egipcie. Wodę przechowywano tam w pokrytych srebrem zbiornikach, co skutecznie chroniło ją przed zepsuciem. W Chinach i średniowiecznej Europie arystokracja używała srebrnych naczyń (zmniejszało to ryzyko przenoszenia chorób).

 

 

"NEWSWEEK" nr 18, 07.05.2006 r.: Minielektrownia wiatrowa www.renewabledevices.com. Nie wymaga pozwolenia. Cena 3 tys. zł. Dzienna produkcja prądu 7000 Wh. Wymagana minimalna prędkość wiatru 10 m/s. W skład zestawu wchodzi turbina oraz przetwornica i rozdzielnica.

AR

 

 

"NEWSWEEK" nr 48, 03.12.2006 r.

CIEPŁO DOMOWEGO SŁOŃCA

ENERGIA.

(…) Klasyczne płaskie ogniwa krzemowe są drogie w produkcji i wykorzystują zaledwie 25 proc. docierającego do nich promieniowania.

W energetyce słonecznej szykuje się jednak przełom. Japoński Sharp, kalifornijska SolFocus i część koncernu Boeinga Spectrolab przygotowują baterie nowej generacji, które skupiają promienie słoneczne za pomocą soczewek i luster. Dzięki temu liczba wykorzystywanych w nich drogich półprzewodników, zamieniających promieniowanie na prąd, jest dużo mniejsza niż w klasycznych bateriach. Nowe ogniwa są też kilkakrotnie wydajniejsze od tradycyjnych. Sprawdzą się np. w krajach takich jak Polska, gdzie warunki pogodowe i wysokie ceny hamują rozwój energetyki słonecznej.

Pomysł na koncentrowanie energii słonecznej nie jest wcale nowy. W USA wykorzystywano go już w latach 80. XX wieku, wówczas jednak wklęsłe lustra koncentrujące wiązkę promieni słonecznych stosowano do ogrzewania płynącej wąskimi rurkami wody. Ta napędzała parowe turbiny generujące prąd. Baterie słoneczne bezpośrednio zamieniające światło na prąd były wówczas zbyt słabe, by poradzić sobie z zamianą wzmocnionej, skupionej wiązki promieni słonecznych na energię elektryczną.

Tamte rozwiązania wydają się dzisiaj archaiczne. Naukowcy potrafią bowiem wytwarzać znacznie bardziej wytrzymałe i wydajne ogniwa słoneczne. Wykorzystują kilka warstw półprzewodników zamieniających promieniowanie w prąd, z których każda odpowiada za zamianę w energię elektryczną innej długości fali świetlnej. Taki podział pracy sprawia, że ogniwo wykorzystuje nawet 50 proc. padającego na nie promieniowania. W tym celu wykorzystuje się nie tylko najpowszechniej stosowany do tego celu krzem, ale też inne półprzewodniki, np. egzotyczne pierwiastki, takie jak gal, ind, fosfor czy arsen, oraz krzem z rozmaitymi domieszkami.

Połączenie tej technologii z systemem skupiającym promieniowanie daje imponujące efekty. Ponieważ energia słoneczna jest bardzo rozproszona, do wygenerowania jednego gigawata prądu przy wykorzystaniu tradycyjnych ogniw potrzeba warstwy krzemu na powierzchni 6,5 km kwadratowych. W systemie, gdzie wiązki promieni słonecznych są koncentrowane, większość miejsca zajmują znacznie tańsze od krzemu szkło i plastik, konieczne do konstruowania soczewek i luster. W efekcie krzem potrzebny do zbudowania słonecznej fabryki nowej generacji zająłby obszar nie większy niż kilkaset metrów kwadratowych. A dzięki wykorzystaniu wydajniejszych ogniw całkowita powierzchnia zajmowana przez taką słoneczną elektrownię zmniejszyłaby się nawet do 4 km kwadratowych.

Z pewnością wpłynęłoby to na cenę energii. - Dzisiaj ta słoneczna jest wciąż droższa od tej z gniazdek. Nowa technologia mogłaby to zmienić, nawet w Niemczech czy Polsce, gdzie liczba pochmurnych dni jest relatywnie duża - uważa Michael Rogol, analityk rynku energii słonecznej z niemieckiej firmy Photon Consulting.

Powstają już pierwsze plany wykorzystania nowej technologii na skalę przemysłową. Przed kilkoma tygodniami rząd Australii ogłosił, że zamierza wydać 75 mln dol. australijskich (ok. 45 mln euro) na budowę największej na świecie elektrowni słonecznej, wykorzystującej skupione światło naszej gwiazdy. Fabryka ma ruszyć już w 2008 r., a pełną moc 154 megawatów osiągnie w 2013 r. Tak imponującą wydajność zapewni opracowana przez firmę Solar Systems nowatorska technologia koncentrowania promieni słonecznych. Dzięki niej ich siła wzrasta 500 razy.

Agencja Kosmiczna NASA rozważa z kolei możliwość umieszczenia na orbicie Marsa gigantycznych wklęsłych zwierciadeł, które skupiałyby światło słoneczne i przesyłały je do baterii zasilających w prąd marsjańską bazę, która ma tam powstać ok. 2030 r. Zanim te plany zostaną zrealizowane, być może nowe baterie znajdą się na dachach naszych domów, a rachunki za prąd będziemy sobie wystawiać sami.      

Paweł Górecki

 

 

  www.wp.pl

12:34 18.07.2008

 

DEWELOPERZY STAWIAJĄ NA SŁOŃCE

Wspólnoty mieszkaniowe szukają oszczędności. Są już takie, które montują na swoich budynkach kolektory słoneczne. Koszt takiej instalacji na 27-mieszkaniowym budynku waha się od 30 do 50 tys. zł. Ale dzięki temu rachunki za ogrzewanie są o 20 proc. niższe. Inwestycja zwraca się po trzech latach - pisze "Polska. The Times".

 

Zainteresowanie wspólnot energooszczędnymi budynkami zauważyli też deweloperzy. W warszawskiej dzielnicy Targówek wyrastają pierwsze w stolicy bloki, których lokatorzy będą się kąpać w wodzie podgrzewanej bateriami słonecznymi.

 

Budynki powstają na osiedlu Klonowa Aleja, przy skrzyżowaniu ulic św. Wincentego i Malborskiej. Na ośmiu blokach stawianych przez firmę Orco stanie 108 kolektorów słonecznych. Cała instalacja kosztuje około 550 tys. zł. Będzie obsługiwać 283 mieszkania. Każde z nich będzie droższe o blisko 2 tys. zł. Ta suma dzięki oszczędności energii zwróci się po dwóch, trzech latach.

 

Orco Property Group do tej pory instalowała baterie słoneczne jedynie na najbardziej luksusowych inwestycjach.

 

Zdecydowaliśmy się na zastosowanie takich rozwiązań również w budynkach mieszkalnych, bo okazało się, że wzrost kosztów na jedno mieszkanie jest niewielki - mówi Bogdan Goławski, menedżer do spraw rozwoju firmy deweloperskiej Orco Property Group.

 

Ale Orco nie jest pierwszą firmą deweloperską w Polsce, która zamontowała kolektory słoneczne.

 

Więcej na ten temat w "Polska. The Times".

 

 

http://www.ekologika.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=293

SŁONECZNY KOMIN

NAZYWANO NAS MARZYCIELAMI. ALE WIEŻA SŁOŃCA TO NIE FANTAZJA. JEŚLI RZĄD STANOWY WYRAZI ZGODĘ, W TYM ROKU ZACZNIEMY BUDOWĘ - MÓWI JEDEN Z KONSTRUKTORÓW. - PRĄD Z NASZEJ ELEKTROWNI POPŁYNIE ZA TRZY LATA

 

Od Mildury, najbliższego miasteczka w okolicy, do komina elektrowni będzie ponad 30 kilometrów. Jednak mieszkańcy osady zobaczą go jak na dłoni - kilometr wysokości to prawie dwa razy więcej niż mają najwyższe drapacze chmur na świecie. Widok z lotu ptaka zapowiada się jeszcze ciekawiej. Komin wyrośnie na środku gigantycznej szklarni w kształcie koła o średnicy siedmiu kilometrów. Lekko spadzisty dach umieszczony kilka metrów nad ziemią zasłoni powierzchnię 3800 hektarów. Szklarnia będzie otwarta, bez zewnętrznych ścian na brzegach koła, co zapewni swobodny przepływ powietrza.

 

Wiatr wieje od Słońca

Zasada działania wieży jest zdumiewająco prosta. Opiera się na tym, że ciepły gaz jest lżejszy od zimnego i unosi się ku górze. Słońce ogrzeje powietrze w szklarni do temperatury o 30-40 st. C wyższej niż na zewnątrz. To spowoduje ruch powietrza do środka, w stronę betonowego komina o średnicy 130 m, który niczym odkurzacz samorzutnie zassie je do góry. Hulający pod szklanym dachem wiatr osiągnie prędkość 50 km na godzinę. To już spora wichura - siedem stopni w skali Beauforta. Wystarczająca, aby napędzać 32 turbiny o mocy 6,5 megawata każda. Turbiny przetworzą energię mechaniczną na elektryczną.

 

Czy to cała tajemnica działania elektrowni? Niezupełnie, jest jeszcze jedna niespodzianka. Wieża Słońca będzie wytwarzać prąd przez całą dobę! Na ziemi wewnątrz szklarni rozłożone zostaną pojemniki z wodą. Za dnia woda nagrzeje się tak mocno, że ciepło oddawane przez nią w nocy wystarczy do podtrzymania pracy megaodkurzacza. Oczywiście na niższych obrotach niż w południe, ale nocą maleje zapotrzebowanie na prąd.

 

Typowe baterie słoneczne w niczym nie przypominają komina w Mildurze. Działają na zupełnie innych zasadach - promienie słońca padają na krzemowe płytki fotoelektryczne, które zamieniają energię świetlną na elektryczną. Największe baterie słoneczne mają kilkadziesiąt kilowatów mocy, więc mogą zasilać co najwyżej małe osiedle. 200 megawatów z Wieży Słońca zaopatrzy w energię 200 tysięcy domów. To sporo, ale wciąż kilka razy mniej niż duże elektrownie węglowe czy jądrowe. Jednak wśród urządzeń wykorzystujących energię odnawialną (słońce, wiatr, wodę) taka moc budzi respekt. Tylko największe elektrownie wodne są mocniejsze.

 

Wieża Słońca będzie mieć ogromną zaletę - nie wyemituje ani grama zanieczyszczeń. Entuzjaści projektu podkreślają to przy każdej okazji. Technologię początkowo nazywaną "słonecznym kominem" (ang. solar chimney) przemianowali na "wieżę słońca" (ang. solar tower), ponieważ słowo "komin" kojarzy się z dymem i spalinami. Zastąpienie elektrowni węglowej o mocy 200 megawatów przez słoneczną sprawi, że każdego roku do atmosfery dostanie się o 800 tys. ton dwutlenku węgla mniej. Z drugiej strony Wieża wcale nie będzie tak nieszkodliwa, jakby się zdawało - obciąży ją "grzech pierworodny". Żeby wyprodukować beton i stal potrzebne do jej budowy, trzeba wyemitować do atmosfery 2 mln ton zanieczyszczeń (głównie dwutlenku węgla). Dopiero po dwóch i pół roku pracy bez dymu i spalin Wieża zniweluje straty, jakie środowisko poniesie przy jej wznoszeniu.

 

Polowanie na wizjonerów

Zaraz, zaraz. Skoro to wszystko takie proste - powiedzą sceptycy - dlaczego nikt wcześniej nie wykorzystał technologii słonecznego komina? Nieprawda, próba generalna już się odbyła. Pomysł powstał pod koniec lat 70. Jego autorem jest niemiecki inżynier, profesor Jörg Schlaich. W latach 80. jego firma, przy współudziale rządu Hiszpanii, wybudowała w Manzenares w Kastylii prototyp Wieży Słońca. Komin niedaleko Madrytu jest pięć razy niższy od australijskiego, a szklarnia zajmuje "tylko" 4 hektary. To przesądza o czysto eksperymentalnym charakterze elektrowni. Osiągając śmiesznie niską moc 50 kilowatów, pracowała ona do roku 1989. Jednak eksperyment był o tyle istotny, że potwierdził teorię niemieckiego naukowca. Wielu uważało, że jego pomysł jest zupełnie niepraktyczny i słoneczny komin nie będzie działał. Tymczasem elektrownia wytwarzała prąd na okrągło, w dzień i w nocy. O tym, że świat nie zainteresował się hiszpańskim eksperymentem, przesądziły dwie sprawy - tania energia z kopalin i lekceważenie ostrzeżeń ekologów.

 

Technologia słonecznego komina jest efektywna, dopiero gdy jego rozmiary są ogromne. Co najmniej takie jak Wieży Słońca pod Mildurą. Trudno było znaleźć grupę straceńców, którzy zainwestują ogromne fundusze w pionierski projekt. Prototyp w Hiszpanii działał, to prawda, ale jak zachowa się elektrownia o powierzchni tysiąc razy większej? Proszeni o konsultację naukowcy są optymistami, ale to nie oni wykładają pieniądze. Tymczasem budowa zwykłej elektrowni węglowej o podobnej mocy jest prawie o 40 proc. tańsza. Oczywiście z biegiem lat różnica kosztów się niweluje, bo słoneczny komin prawie nie wymaga obsługi i konserwacji. No i nie trzeba dosypywać węgla. Jednak podobne zalety mają elektrownie wiatrowe (przy koszcie budowy około 70 proc. mniejszym). - Za to słońce nad Mildurą jest niezawodne, a wiatr raz jest, raz go nie ma - argumentują zwolennicy Wieży.

 

W latach 80. społeczeństwa państw rozwiniętych nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji emisji dwutlenku węgla i innych gazów przez elektrownie konwencjonalne. Koszt skażenia środowiska trudno przeliczyć na dolary. Ostatnio naukowcy coraz wyraźniej wskazują na emisję dwutlenku węgla jako przyczynę ocieplenia klimatu. A w konsekwencji - topnienia lodowców i podniesienia poziomu oceanów. Układ sił między ekologami a "ekosceptykami" zaczyna się zmieniać na korzyść tych pierwszych. Dlatego łatwiej akceptujemy większe wydatki na przyjazne dla środowiska projekty.

 

Pieniądze na stół

Rząd Australii jest szczególnie wyczulony na sprawę ochrony środowiska. Od 2001 r. skupuje energię ze źródeł odnawialnych po korzystnych dla producentów cenach i udziela im preferencyjnych kredytów. Przed rokiem 2010 dziesięć procent energii produkowanej w Australii ma pochodzić ze słońca, wiatru i wody (dziś jest to siedem procent).

 

Dlatego pomysłodawcy Wieży Słońca postanowili działać. Ze względu na zachęty ekonomiczne rządu, silne słońce i brak trzęsień ziemi, australijskie pustkowia są idealną lokalizacją. Koszt wzniesienia elektrowni szacuje się na 350 mln dol. amerykańskich. W wizjonerski projekt inwestują dwie firmy - australijska EnviroMission i niemiecka Schlaich, Bergermann und Partner (tak, tak - profesor Schlaich ma głowę do interesów). Niemcy zyskali światową renomę, budując m.in. stadion olimpijski w Sewilli i kilometrowy most podwieszany w Hongkongu. W sierpniu 2002 r. projekt poparł rząd federalny w Canberze. - Teraz zgoda leży w gestii lokalnego rządu Nowej Południowej Walii - powiedział Ian Macfarlane, minister przemysłu. Od listopada 2002 r. szczegółowy plan prac opracowuje Leighton Contractors, australijski potentat budowlany.

 

Inwestorzy przewidują, że koszty budowy Wieży Słońca zwrócą się po dziesięciu latach. Szacowanie nie uwzględnia pieniędzy, które zostawią w Mildurze turyści. A pojawią się zapewne całe tłumy. Kto nie chciałby popatrzeć z bliska, jak zaczyna się XXI wiek?

[Zamiast szklarni prościej i trwalej jest zastosować czarne (najlepiej trójkątne – 2-ma bokami do góry) rury – nagrzewające powietrze. – red.]

 

 

„ANGORA: ANGORKA” nr 30, 24.07.2005 r.

SŁONECZNA KOMÓRKA

Zasilaną energią słoneczną ładowarkę do telefonów komórkowych wymyślili Holendrzy. (...) Urządzenie wytwarzające prąd, czerpiąc moc z promieni Słońca, współpracuje z większością aparatów Motoroli, Nokii, Samsunga, Siemensa i Sony Ericssona. Niewielkie rozmiary (135x80x10 mm) oraz waga (85 g) sprawią, że nie będzie ono zbyt dużym obciążeniem dla podróżnika.                                                                                                                OZ na podst. „POLITYKI”

 

 

„SUPER EXPRESS”

NOWINKI: JEDNOŚLAD NA OGNIWACH

Ogniwa paliwowe mogą znaleźć zastosowanie nie tylko w samochodach. Firma Aprilia skonstruowała dwukołowy pojazd napędzany właśnie takim źródłem energii. Prąd wytwarzany w ogniwach paliwowych zasila silnik elektryczny o mocy 3 kW. Pozwala to jednośladowi rozwinąć maksymalną szybkość 32/godz. i przejechać na jednym zbiorniku wodoru 80 kilometrów. Ciśnieniowy zbiornik wodoru zintegrowany jest z ramą  pojazdu. Jednoślad z przyszłościowym napędem ma pojawić się na rynku w 2003 roku. Będzie kosztował około 10 tys. zł.                                                                                                                                   MF

 

 

„POLITYKA” nr 24, 18.06.2005 r.

ZIELONY MOTOCYKL

Brytyjskie firmy: Intelligent Energy (specjalizująca się w ogniwach paliwowych) oraz Seymourpowell (projektanci) zbudowały pierwszy w świecie ekologiczny motocykl ENV (Emission Neutral Vehicle). Zamiast benzyny używa wodoru, który łącząc się z tlenem daje prąd elektryczny. Nowy motor waży 80 kg, jest czysty i cichy, rozwija prędkość 80 km/godz. Bak na wodór jest odczepiany, więc łatwo można go wymienić na zapasowy.

Zatankowania do pełna, pozwalające przejechać około 160 km, kosztuje 3 funty (ok. 18 zł).

Seryjna produkcja nowego motocykla ma ruszyć w ciągu roku. Nie podano jego przewidywanej ceny.

 

 

ENERGIA WIATRAKI NA NIEBIE

Australijski inżynier Bryan Roberts z University of  Technology w Sydney chce wybudować elektrownię w chmurach. Platforma z turbinami wiatraków ma utrzymać się w powietrzu dzięki śmigłom napędzanym energią wiatrową. Będzie mogła miesiącami unosić się na wysokości 4,5 tys. m. i za pośrednictwem kabla przesyłać energię na Ziemię. Roberts otrzymał zgodę na przeprowadzenie testów nad Kalifornią. Obliczenia sugerują, że 600 latających turbin wiatrowych może dostarczyć tyle energii, co największa amerykańska elektrownia jądrowa. 

 

 

„GAZETA WYBORCZA” 26.03.2004 r.

PRĄD NA ŁAŃCUCHU

Brytyjscy inżynierowie wpadli na nowy pomysł, jak produkować energię elektryczną z pływów morskich. Zamiast turbin przytwierdzanych na stałe do dna morskiego (o takim rozwiązaniu pisaliśmy w „Gazecie” z 02.03.2004 r.) zaproponowali budowę podwodnych „młynów” swobodnie unoszących się pod powierzchnią morza. Wystarczy je tylko przyczepić do dna łańcuchami. – Największą zaletą jest to, że turbina ustawia się zgodnie z kierunkiem prądu – zachwala Ian Griffiths z firmy SMD Hydrovision, właściciela patentu na „elektrownię na smyczy”. Na razie urządzenie przetestowano w skali 1:10, ale już w przyszłym roku w Orkey w Wielkiej Brytanii zacznie działać pierwsza turbina z łopatami długości 15 metrów. Będzie miała moc 1 megawata.                                 BBC, Hold

 

 

„OZON” nr 27,  26.10.2005 r.

MORZE W SOCZEWCE

Falami morskimi można nie tylko sterować, lecz także korzystać z ich energii – dowiedli chińscy naukowcy.

Dwójka naukowców – Xinhua Hu i Che Tin Chan z Uniwersytetu w Hongkongu – wymyśliła sposób, jak skupić siłę morskich fal w jednym punkcie – donosi tygodnik „NATURE”. Za pomocą pali w bitych w dno na dużym obszarze kierują oni fale w jedno miejsce. Na pomysł wpadli, opracowując nowe urządzenia optyczne. Okazuje się, że fale zachowują się zawsze jednakowo, niezależnie od tego, czy faluje światło, czy woda. Chińscy uczeni, korzystając ze znanych praw optyki, opracowali kształt pola słupów wbitych w morskie dno, tworzącego swego rodzaju soczewki. Dzięki temu siła morskich fal z bardzo dużego obszaru może zostać skupiona w jednym punkcie. Pozwala to na zbudowanie efektywnych elektrowni wodnych z bardzo małym – więc tanim w budowie – generatorem przerabiającym na prąd fale z wielkiego akwenu.                                                                                                                                                    

(MBK)

 

 

„GAZETA WYBORCZA” 0.9-10.10.2004 r.

Z PRĄDEM POD WIATR

WSZYSTKIE ENERGETYCZNE POTRZEBY ŚWIATA MOŻE ZASPOKOIĆ... WIATR. NA POWIERZCHNI ZIEMI JEST ODPOWIEDNIO PRZESTRONNIE I WIETRZNIE, BY USTAWIĆ KILKA MILIONÓW WIATRAKÓW I Z NICH CZERPAĆ CAŁY PRĄD – WYLICZYLI HOLENDERSCY NAUKOWCY

(...) Świat zużywa co roku blisko 16 bln kilowatogodzin energii. Wypada średnio po 2500 kWh na osobę. Większość spala przemysł, a mniej więcej jedną czwartą – gospodarstwa domowe. Oczywiście największym konsumentem prądu są kraje zachodnie. Równocześnie ponad dwa miliardy ludzi, czyli jedna trzecia populacji, w ogóle nie ma dostępu do sieci elektrycznej.

Uczeni z Utrechtu oszacowali, że wiatr chwytany przez turbiny zabudowane na lądach mógłby dostarczać co roku około 96 bln kWh. To nie wszystko. Do tego należałoby jeszcze doliczyć wiatraki, które można zakotwiczyć na płytkim dnie morskim w odległości kilku kilometrów od brzegu. Ich maksymalny potencjał wyliczono na blisko 30-40 bln kWh, ale to tylko niepewne prognozy, bo – jak uważają holenderscy badacze – brak wystarczającej ilości danych na temat prędkości wiatru na morzu.

Za to na lądach takich danych nie brakuje, tu stacje meteorologiczne działają od dawna (ich sieć jest najgęstsza w Europie i Ameryce Północnej). Hoogwijk i jej koledzy wykorzystali informacje z ponad 3500 stacji pomiarowych, a za odpowiednie do budowania turbin uznali te miejsca, w których średnia prędkość wiatru na wysokości 10 m wynosi 4 m na s.

(...)

Holendrzy dowodzą, że można wyprodukować energię wiatrową w ilościach zabezpieczających wszystkie potrzeby energetyczne świata w cenie 7-8 centów za 1 kWh. – To już tylko dwa razy drożej w porównaniu z węglem czy ropą. A przecież cena tych ostatnich surowców – w miarę jak ich ubywa – rośnie, a cena wiatru – w wyniku rozwoju nowych technologii – systematycznie spada. Są już takie miejsca na Ziemi, gdzie prąd z wiatru kosztuje tylko 4-5 centów za 1 kWh – zauważa Hoogwijk.

Z jej wyliczeń wynika, że aby zaspokoić głód energetyczny świata, trzeba byłoby na najbardziej wietrznych obszarach, łącznie zajmujących 2,5 mln kw. (osiem razy więcej niż terytorium Polski), postawić około 5 mln turbin wiatrowych (każda o mocy 2 megawatów – to największe z dziś konstruowanych urządzeń).

Gdyby holenderską  propozycję zastosować do Polski, która rocznie zużywa około 150 miliardów kWh energii, to wystarczyłoby na nasze potrzeby zbudować ok. 30-40 tys. takich turbin. Zajęłyby by one 15-20 tys. km kw., czyli kilka procent powierzchni kraju. Czy to możliwe? Teoretycznie można sobie wyobrazić, że prąd pozyskujemy głównie z wiatru. Z analiz wykonanych przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że mniej więcej jedna trzecia powierzchni kraju ma korzystne lub bardzo korzystne warunki do produkcji energii wiatrowej. Najlepsze są wybrzeże Bałtyku i Suwalszczyzna, a także pas nizin centralnych od Słubic po Warszawę. Potencjał wiatru wiejącego nad Polską oszacowany został na 80-90 mld kWh rocznie, czyli aż dwie trzecie krajowego zużycia prądu. (...)

                                                                                                                                                                                                                      Andrzej Hołdys

 

 

„POLITYKA” nr 1, 08.01.2005 r.

DOŚĆ ŚMIECENIA

Zmorą cywilizowanego świata są dziś wszechobecne plastikowe torby zaśmiecające krajobraz. W samej Francji sklepy rozdają ich 18 mld sztuk rocznie! Z tego znaczny odsetek trafia na wysypiska, gdzie przeleżą prawdopodobnie setki lat, zanim natura z nimi się upora. Nie mają tej wady nowe torby francuskiej firmy Bagherra wykonane z tzw. bioplastiku Mater-Bi, wytwarzanego z kukurydzianej skrobi. Równie użyteczne jak plastikowe, rozkładają się zupełnie po trzech tygodniach, a te najgrubsze najpóźniej po dwóch miesiącach. Można je kompostować i palić bez ryzyka zatrucia środowiska. Mają jedną wadę – są droższe od tradycyjnych, ale przy wsparciu państwa, które w ciągu trzech lat chce zmniejszyć nawet o 25 proc. ilość śmieci, mogą się szybko we Francji upowszechnić.

 

 

„WPROST” nr 34, 28.08.2005 r.

EKOLOGICZNY PLASTIK

97 proc. ptaków i zwierząt żerujących nad Morzem Północnym ma w żołądkach fragmenty opakowań foliowych – alarmuje organizacja Save the North Sea. To kolejny argument ekologów w walce z tworzywami sztucznymi, które w ziemi rozkładają się nawet 500 lat. Nadzieją na redukcję śmieci aż o 30 proc. jest produkcja toreb i folii z samorozkładających się tworzyw. Takie produkty – na przykład firmy Ecoplastic – rozkładają się na związki proste całkowicie w ciągu trzech miesięcy.

 

„POLITYKA” nr 28, 13.07.02 r.

Szwecja: Nowy, ekologiczny obrządek grzebania ciał

I W KWIAT SIĘ OBRÓCISZ

W PRZYSZŁOŚCI CMENTARZE MOGĄ WYGLĄDAĆ ZUPEŁNIE INACZEJ NIŻ DZIŚ. MOŻE BĘDĄ TO WIŚNIOWE SADY ALBO PO PROSTU SKUPISKA KWITNĄCYCH KRZEWÓW.

Na cmentarzu św. Zygfryda w Boraas, przemysłowym mieście w pobliżu Goteborga , istnieje od roku eksperymentalny grób nowego obrządku: kwitnący biało rododendron. W jego korzeniach, zaledwie 20 cm pod powierzchnią, umieszczono, wykonaną z kukurydzianej skrobi, trumnę ze zwłokami, które po śmierci poddano procesowi liofilizacji, czyli odwodnieniu w ciekłym azocie, przez co straciły dwie trzecie swej pierwotnej wagi, a następnie przy użyciu ultradźwięków zmieniono je w proch.

Biolog Susanne Wiigh-Masak wynalazła metodę szybkiego przekształcania ludzkich zwłok w zasobny w składniki pokarmowe dla roślin humus. Brzmi to makabrycznie? A grzebanie ciała na głębokości 3 m., gdzie przy niedostatku bakterii tlenowych ulega ono powolnemu i brzydkiemu (oczy tego na szczęście nie widzą) rozkładowi? Substancje gnilne przenikają do wód gruntowych. Nawet kremacja w oczyszczającym ogniu nie jest tak sterylna, jak się wydaje. Wiele związków - w tym trująca rtęć z plomb zębowych - przedostaje się do powietrza, którym oddychamy. Nowa metoda to pełna ekologiczna recyrkulacja w krótkim czasie. (...) Zwłoki najwybitniejszych nawet ludzi (niedawno Astrid Lindgren) czekają całymi tygodniami na pochówek. Trzeba je balsamować, żeby mogły dotrwać do ceremonii pogrzebowej, po czym natychmiast się je spala. Środki chemiczne stosowane do konserwacji (rakotwórcza formalina) zatruwają z kominów krematoriów środowisko. Spalanie jest kosztowne i wymaga sporo energii. W mieście Kalmar na południowym wybrzeżu Szwecji piece krematorium, w którym spalano zmarłych, grzały wprawdzie także kotły komunalnej elektrociepłowni, ale spotkało się to z protestami.

Tomasz Walat z Sztokholmu 

 

 

"FAKTY I MITY" nr 6, 8-14, 2008 r.

GÓWNIANA ROBOTA

Coll Bell z Nowej Zelandii zaprezentował swój rewolucyjny projekt publicznej toalety.

Nowatorstwo polegało na zastąpieniu chemikaliów robakami rozkładającymi odchody. Skutecznie rozprawiały się one z kałem, a pozostała ciecz po przefiltrowaniu wsiąkała w grunt.

Weto postawili ekolodzy. Przecież zrzucanie odchodów na głowę biednym robaczkom może spowodować u nich stres. To nieludzkie! – zaprotestowali. „Musi pan znaleźć kogoś z odpowiednimi kwalifikacjami, kto stwierdzi, że robaki nie doznają żadnych cierpień psychologicznych” – brzmiała treść zastrzeżeń. W końcu konsultant z dziedziny psychologii robaków autorytatywnie orzekł, że te po spałaszowaniu ludzkich fekaliów rozmnażają się szczęśliwie i tryskają zdrowiem, co oznacza zielone światło dla patentu Bella.

ST

 

 

„POLITYKA”  - nr 31 (2565), 05-08-2006; s. 51 ŚWIAT

SZWECJA

KRAINA ŚWIADOMYCH ŚMIECIARZY

Szwedzi zawzięcie sortują odpadki i dostarczają je do kontenerów. Powołali nawet policję śmieciową. Segregacja stała się niemal rytuałem. Wyznacza rytm dnia i pochłania całe godziny. Zyski z recyklingu przekonują nawet najbardziej opornych.

Od kilku lat śmieci wykorzystywane są jako paliwo. I chociaż każdy Szwed wyrzuca codziennie kilogram odpadków (a dalsze 5 kg na głowę pochodzi z przemysłu), to śmieci jest wciąż zbyt mało. Dlatego nasi zamorscy sąsiedzi przodują wśród ich największych importerów. Doszło do tego, że między szwedzkimi gminami, które po wprowadzonym przed kilkoma laty zakazie składowania odpadów na wysypiskach zaczęły budować spalarnie, toczy się obecnie swoista wojna o śmieci. Stały się one surowcem energetycznym. Miasto Norrköping, na południe od Sztokholmu, podpisało długoterminową umowę z Holendrami, podobną do porozumień naftowo-gazowych, zapewniając sobie monopol na dostawy holenderskich odpadów.

 

Mając pod bokiem norweskie pola gazowe Szwecja importuje z Norwegii nie gaz, ale śmieci właśnie. To, co wyrzucają mieszkańcy norweskiej stolicy naftowej Stavanger, zjeżdża ciężarówkami do elektrociepłowni w Halmstad, na zachodnim wybrzeżu Szwecji, w myśl podpisanego na 5 lat kontraktu.

 

Szwecja zajmuje w Unii pierwsze miejsce w odzyskiwaniu energii zmagazynowanej w odpadach. 30 zakładów przystosowanych do spalania śmieci wytwarza co roku 10 TWh (terawatogodzin, 1 TWh = 109kWh) energii w formie ciepła i prądu. Jedna z największych elektrociepłowni tego typu, w Malmö, dostarcza tyle ciepła, że wystarcza do ogrzewania 50 tys. trzypokojowych mieszkań. Zamiast śmieci trzeba byłoby w niej spalić 70 tys. ton ropy naftowej. Instalowanie kotłów opalanych odpadami jest częścią narodowego programu uniezależnienia kraju od dostaw ropy naftowej i gazu, co ma nastąpić do 2020 r.

 

O spalaniu śmieci zadecydowały jednak w pierwszej kolejności względy ekologiczne. Aczkolwiek stwarza ono też problemy związane z emisją gazów i utylizacją popiołów, jednak jest łatwiejsze do opanowania i kontroli niż wysypiska, które zatruwają wody gruntowe, zajmują powierzchnię i wydzielają metan podgrzewający atmosferę. Współczesne spalarnie budowane są jak katedry i na zewnątrz wyglądają niezwykle sterylnie. Dym oczyszczany jest w elektrofiltrach albo prany w wodzie zatrzymującej trujące substancje, wiązane później w osadnikach. Katalizatory eliminują tlenki azotu. Popioły, pozbawione trujących substancji spalanych w wysokich temperaturach, używane są do budowy dróg.

 

Śmieci dają najtańszą energię i dlatego stały się prawdziwą żyłą złota dla elektrowni. Utylizacja dotychczasowymi metodami kosztuje bowiem coraz więcej i wielcy producenci śmieci gotowi są dopłacić za uwolnienie się od tego ciężaru. Koszt wytworzenia jednej kilowatogodziny energii w wielu szwedzkich elektrociepłowniach spada więc poniżej zera!

 

 

Śmieci są zbyt cennym źródłem surowców, żeby je tylko spalać pod kotłami. Na opał idzie to, czego nie można zagospodarować innymi sposobami. Szwedzi są mistrzami w odzysku surowców wtórnych. Można ich nazwać najbogatszymi śmieciarzami na świecie. Szwed sam grzebie we własnych śmieciach, sortuje je i wywozi do kontenerów rozmieszczonych na ulicach. Prasa ubolewa, że koszt dowozu tych odpadów (ponoszony przez uświadomionego obywatela) i poświęcany temu czas, są często więcej warte niż odstawione surowce. Ponad 80 proc. papieru gazetowego i prawie równie wiele opakowań, w tym także szklanych i metalowych, wraca jednak dzięki temu do produkcji.

 

Gorliwość Szwedów przy sortowaniu odpadków i dostarczaniu ich do kontenerów jest tak wielka, że przedsiębiorstwa zajmujące się recyklingiem nie nadążają z odbiorem. Dość powszechny jest więc widok przepełnionych pojemników i wysypujących się z nich na ulice odpadków, co wzbudza protesty estetów i higienistów. W dodatku nie wszyscy przestrzegają obowiązujących reguł i przy kontenerach przeznaczonych wyłącznie na surowce wtórne pozostawiają także resztki jedzenia, co ściąga ptaki i szczury.

 

Żeby utrzymać porządek wokół 6 tys. stacji odzysku surowców, powołana została niedawno policja obserwująca z ukrycia, czy odpady wrzucane są do właściwego pojemnika. Jej funkcjonariusze, przeważnie emerytowani policjanci, muszą czasem przeszukać postawioną niewłaściwie torbę ze śmieciami, żeby znaleźć dowody obciążające winowajcę. Na temat metod stosowanych przez śmieciowych szpiegów pisano w szwedzkiej prasie nie mniej niż u nas przy okazji powstawania CBA. Od słowa śmieci (sopor) nadano im nazwę sopo, co brzmi podobnie jak oficjalny skrót od szwedzkiej policji bezpieczeństwa: Säpo.

 

 

Ofiarą śmieciowych tajniaków padła 76-letnia Astrid Jornefelt z miasta Skara w pobliżu Göteborga, która obok pojemnika na opakowania metalowe zostawiła starą patelnię, bo nie mieściła się do otworu. Wytoczono jej proces, który kosztował państwo wielokrotnie więcej niż zasądzona grzywna. Uznano jednak, że będzie to miało odstraszające działanie i nauczy innych porządku. Sędziwa Astrid była przez kilka tygodni bohaterką szwedzkich środków masowego przekazu stojących po jej stronie. Nie jest wyjątkiem – szpiedzy zdążyli postawić przed sądem lub zadenuncjować policji ponad tysiąc niesfornych obywateli.

 

Prawdziwe siły policyjne chronią natomiast większe punkty segregacji, do których Szwedzi zmuszeni są ustawowo odstawiać zużyty sprzęt gospodarstwa domowego i elektronikę. Stały się one bowiem obiektem zainteresowania uzbrojonych międzynarodowych gangów, głównie z Europy Wschodniej, które forsują ogrodzenia i usiłują wyciągnąć porzucony sprzęt (głównie lodówki, komputery i telefony komórkowe), który po naprawie sprzedają pewnie z zyskiem za granicą. Ale również Szwedzi, którzy pozbywają się w stacjach starych gratów, próbują przy okazji zabrać coś innego, co może się im przydać. Według szwedzkiego prawa rzeczy dostarczone do takich składnic stają się jednak automatycznie własnością prowadzących je gmin.

 

Lynn Aakesson, docent etnologii z Uniwersytetu w Lund, pisze, że „w Szwecji sortowanie śmieci staje się rytuałem niemal religijnym, który ma uspokoić sumienia konsumentów. Ludzie nie wiedzą, co się później z przebranymi przez nich śmieciami stanie, i mimo różnych opinii ekspertów o znaczeniu tych działań dla ochrony środowiska, coraz więcej osób uczestniczy w rytuale segregacji, uważając go za moralnie słuszny”.

Tomasz Walat ze Sztokholmu

 

 

„POLITYKA” nr 35 (2618), 01.09.2007 r.

20 UPRZEJMOŚCI, KTÓRE KAŻDY MOŻE UCZYNIĆ DLA NATURY

Ekologia w dojrzałych demokracjach stała się kwestią manier. Dobrze wychowany człowiek nie wyrzuci plastikowej butelki, gdzie popadnie i nie będzie mył samochodu na brzegu rzeki. Ma nawyk sortowania śmieci, uważniej czyta etykiety i nauczył się oszczędzać wodę i prąd. To program minimum. Drobne codzienne ekodecyzje, pomnożone przez miliony, nabierają globalnego znaczenia. A u nas?

Gdy przyjeżdżam do Polski, najbardziej uderza mnie brak poczucia estetyki: śmieci porozwalane przy zsypach, porozjeżdżane trawniki, puszki i butelki w lasach – opowiada Robert Alda, plastyk, mieszkający od kilkunastu lat w Norwegii. – Oczywiście zdarza się i w Norwegii, że powstają dzikie wysypiska śmieci, ale wówczas ludzie robią potworny raban, wybucha afera w lokalnej prasie. Żeby sprawdzić, jak sprawy mają się w Polsce, wystarczy wejść do pierwszego z brzegu lasu.

 

Inna sprawa, że zachowania proekologiczne w wielu przypadkach sprowadzają się do ograniczania konsumpcji. „Żyj prosto. Konsumuj mniej. Myśl więcej” – to puenta okładkowego artykułu w amerykańskim magazynie „Time” na temat globalnego ocieplenia. Takie wezwania nie brzmią dobrze dla Polaków, którzy mają za sobą lata peerelowskiej ascezy. Nie chcą rezygnować z darmowych reklamówek w supermarketach, bo to był kiedyś towar deficytowy. Wyliczenia „Time’a”, że przejście jednej osoby na wegetarianizm ogranicza emisję gazów cieplarnianych o półtorej tony rocznie, robią wrażenie, ale mogą nie przekonać do rezygnacji z befsztyka ludzi, którzy pamiętają kartki na mięso. Jest jeszcze jeden problem.

 

– Trudno chronić środowisko w rozwarstwionym społeczeństwie – mówi Dariusz Szwed, współprzewodniczący partii Zieloni 2004. – Biednych na to nie stać, nuworysze mają potrzebę obnoszenia się ze swoim bogactwem.

 

W czasach, gdy rosną ceny benzyny, centra są szczelnie zakorkowane, a cały świat trąbi o emisji dwutlenku węgla, w Polsce wybuchła absurdalna moda na terenowe samochody używane w miastach. Przez mazurskie jeziora przepływają z rykiem potężne motorówki, a modnym sposobem spędzania czasu są leśne przejażdżki quadami i motorami crossowymi, które płoszą zwierzęta i masakrują roślinność.

 

Bardzo wiele zależy od władz, które choćby poprzez politykę podatkową mogą sprawić, że zachowania proekologiczne stają się opłacalne. Norwegia wprowadziła na przykład bardzo duże zniżki dla nabywców samochodów z silnikiem hybrydowym. W Londynie obowiązują opłaty za wjazd samochodem do centrum, o wiele wyższe dla samochodów terenowych. W Irlandii wprowadzono drobną opłatę za foliowe reklamówki i w ciągu kilkunastu tygodni ich zużycie spadło o 90 proc. Dla większości polskich polityków ekologia jest, niestety, rodzajem szkodliwej fanaberii, a odpowiednie ustawy głosują dopiero przyduszeni prawem unijnym, ale i bez nich zachowania proekologiczne mogą się na dłuższą metę opłacać. Wiadomo, sam człowiek oczyszczalni ścieków nie wybuduje. Coś jednak może zrobić.

 

1

Ociepl swój dom

 

– Zasada brzmi: im mniej energii, tym mniej emisji – mówi Dariusz Szwed. – Dlatego najlepiej zacząć od porządnego ocieplenia domu. Starsze polskie budynki są pięcio-, sześciokrotnie bardziej energochłonne niż średnia europejska. W to warto inwestować, bo to się w prosty sposób przekłada na rachunki. Istnieje Fundusz Termomodernizacyjny, do którego wspólnoty mieszkaniowe i indywidualni właściciele domów mogą zwracać się o pomoc przy wymianie okien, ocieplaniu ścian, piwnic, izolowaniu dachów czy zmianie systemu wentylacji.

 

Zgodnie z unijnym prawem, od 2009 r. każdy dom będzie musiał mieć ekoetykietę określającą zużycie energii, dołączaną do aktu notarialnego. W Europie coraz popularniejsze stają się tak zwane domy pasywne (u nas także jest już taki pod Wrocławiem), które ograniczają zużycie energii do minimum, wykorzystując nowoczesne technologie izolacyjne oraz pompy cieplne, panele słoneczne, wymienniki ciepła w wentylacji. Powstają już projekty domów zero emisyjnych, które są energetycznie całkowicie samowystarczalne. Są to drogie technologie, ale pozwalają oszczędzać na rachunkach.

 

2

Wymień żarówki

 

Prostym sposobem zmniejszenia zużycia energii jest wymiana żarówek na energooszczędne. Początkowo jest to inwestycja, bo są one kilkakrotnie droższe od zwykłych, za to zużywają czterokrotnie mniej energii i działają osiem razy dłużej. Całkowita wymiana tradycyjnych żarówek na nowoczesne w krajach Unii Europejskiej ograniczyłaby roczną emisję CO2 o 20 mln ton, a zaoszczędzona energia to mniej więcej roczna produkcja 25 elektrowni średniej wielkości.

 

3

Kupuj sprzęt z literką A

 

Zgodnie z unijnym prawem, wszystkie sprzedawane sprzęty AGD i źródła światła muszą mieć etykietę energetyczną. Są to paski w kolorach od czerwonego do zielonego, oznaczone literami od A do G. Czerwony G oznacza sprzęt najbardziej energochłonny, zielony A – najbardziej efektywny. System na tyle się sprawdził, że producenci zaczęli sami śrubować normy i pojawiły się oznaczenia A+ i A++. Oznaczona znakiem A++ lodówka może zużywać nawet czterokrotnie mniej prądu niż zwykła.

 

4

Wyłączaj komputer

 

Zużycie domowej energii w dużej mierze związane jest z nawykami. Warto wyrobić sobie zwyczaj wyłączania niepotrzebnych świateł i nieużywanych aktualnie urządzeń. Pracujące w trybie stand by komputery, telewizory czy nagrywarki mogą pochłaniać nawet 80 proc. zużywanego w domu prądu. Według wyliczeń organizacji ekologicznej WWF Polska, wyłączenie połowy urządzeń pracujących w trybie czuwania pozwoliłoby zaoszczędzić prawie 300 mln zł.

 

5

Folguj z chemią przy porządkach

 

Podobnie rzecz ma się z wodą. Jej zużycie i stopień zanieczyszczenia w dużej mierze zależy od domowych nawyków. 75 proc. cieków wodnych w Polsce nie spełnia norm czystości WHO, a jednymi z najbardziej szkodliwych substancji, które do niej trafiają, są detergenty. Reklama narzuca paniom domu presję śnieżnej bieli i usiłuje przekonać, że każda niemal czynność wymaga innego środka czystości. Dom nie musi, a nawet nie powinien być sterylny. Wiele rzeczy wystarczy po prostu umyć w ciepłej wodzie. W Holandii popularnym zwyczajem staje się używanie do zmywania tłustych rzeczy soku z cytryny. Proszki i płyny ulegające biodegradacji są w Polsce rzadkością, ale na upartego można je kupić. Są dostępne w ekologicznych sklepach, a w sieci Bomi pojawiła się ostatnio niemiecka seria Frosch oznaczona zieloną żabką. Kupując pralkę czy zmywarkę, warto zwracać uwagę na informację, ile wody zużywa ona na cykl. Włączać ją należy wtedy, kiedy jest całkowicie wypełniona.

 

6

Zakręć krany

 

Na stronach Polskiej Zielonej Sieci znajdziemy także inne rady: napraw cieknące krany, kapiący kran może w ciągu dnia zmarnować 25 l wody, bierz prysznic zamiast kąpać się w wannie, zakręcaj kran w czasie mycia zębów, pierz rzeczy, gdy są faktycznie zabrudzone, używaj sitka do zlewozmywaka, zbieraj deszczówkę.

 

7

Domagaj się zorganizowania segregacji śmieci

 

Każdy Polak produkuje około 300 kg śmieci rocznie, z czego 90 proc. kończy na źle zabezpieczonych składowiskach, mimo że 70 proc. nadaje się do recyklingu. Niby prawo unijne u nas obowiązuje, a gminy mają obowiązek uchwalania planów gospodarki odpadami, ale – jak wynika z monitoringu przeprowadzonego przez Fundację Wspierania Inicjatyw Ekologicznych – część gmin się z niego nie wywiązuje (czarna lista na stronach fundacji: odpady.eco.pl/monitoring/czarne_listy.htlm).

 

Obecnie fundacja sprawdza, czy z obowiązku wystawiania kontenerów do segregacji wywiązują się wielkopowierzchniowe sklepy. W Mazowieckiem kontrola wypadła pozytywnie w połowie sklepów. Liderami są Makro i Ikea, która ma nawet Eko Domek, centrum segregacji i system punktów za przyniesione odpady, które można wymienić np. na sadzonkę czy poczęstunek w restauracji. W Lubelskiem większość sklepów kontenerów nie miała, pozytywne wyjątki to Real i Tesco. W Łódzkiem i Małopolskiem kontenery stały w 40 proc. sklepów (liderzy to Tesco, OBI i Ikea).

 

Upomnienia wysłane przez Fundację w większości wypadków zadziałały, dyrektorzy pojemniki wystawili, a do Fundacji przysłali pisma ze zdjęciami. Sprawy tych, którzy nie zareagowali, skierowano do Inspekcji Ochrony Środowiska.

 

Warto znać swoje prawa i naciskać na gminne władze czy supermarkety, by rozwiązały tę kwestię. Od 2005 r. mamy prawo, kupując sprzęt elektryczny czy elektroniczny, uzyskać w sklepie informację o miejscach zbierania sprzętu zużytego.

 

– Problem w tym, że choć niektóre gminy rozwiązują problem segregacji śmieci, robią to w idiotyczny sposób – mówi Magdalena Mosiewicz, współprzewodnicząca Zielonych 2004. – Mieszkam na Bielanach przy ulicy, gdzie są domki jednorodzinne. Każdy mieszkaniec ma indywidualnie podpisać umowę z firmą, która odbierze posegregowane śmieci. Każdy podpisał z inną i teraz przez cały tydzień ulicą jeżdżą ciężarówki, kotłując benzynę i smrodząc. Ekologia po warszawsku. Magdalena Mosiewicz wozi swoje śmieci rowerem do odległych kontenerów, ale trudno oczekiwać, by takie rozwiązanie się upowszechniło. Tak czy inaczej, warto jakkolwiek segregować śmieci niż nie segregować ich wcale. A także wyrzucać leki do specjalnych pojemników ustawionych w aptekach. To są niebezpieczne odpady.

 

8

Kupuj rzeczy racjonalnie opakowane

 

Warto także zastanowić się, skąd się śmieci biorą. Co piąty śmieć w naszym kuble to opakowanie. Coraz bardziej kolorowe, atrakcyjne i coraz trudniejsze do utylizacji. Dochodzi do takich absurdów, że trzy marchewki zapakowane są w styropianową tackę okręconą folią, a herbata pakowana jest w torebki, karton i jeszcze folię. W opakowaniach kremów najwięcej miejsca zajmują ulotka i powietrze. Wybierajmy rzeczy opakowane w bardziej racjonalny sposób. Sięgając po kolejną foliową torebkę w supermarkecie, warto uświadomić sobie, że proces jej rozkładu potrwa tysiąc lat. W wielu sklepach dostępne są wielorazowe płócienne torby na zakupy.

 

9

Nie jedz z jednorazówek

 

Spróbujmy unikać miejsc, gdzie jedzenie podawane jest na jednorazowych, plastikowych talerzach.

 

10

Wybieraj piwo w butelce, nie w puszce

 

Jeśli chodzi o opakowania napojów, ideałem są szklane butelki zwrotne, a na drugim końcu skali – aluminiowe puszki i foliowane kartony. – Polski konsument może mieć z tym problem, bo w handlu w ogóle nie ma wody w dużych szklanych butelkach. Gdy chodzi o piwo, system sprzedaży w butelkach zwrotnych stosuje tylko jedna firma, kłopot jest także z sokami w szklanych opakowaniach, ale jakieś się zdarzają – mówi Magdalena Mosiewicz. – Osobiście całkowicie wyeliminowałam z listy zakupów napoje w puszkach, bo choć w Polsce odzysk aluminium jest bardzo wysoki dzięki zbieraczom złomu, jest to brudna technologia.

 

Produkcja szkła wymaga piętnastokrotnie mniej energii niż produkcja aluminium. Obrazowo można to ująć tak, że wyprodukowanie tony aluminium oznacza tyle energii, ile zużywa w ciągu roku 20 rodzin. Dodatkowo jest ona źródłem toksycznych emisji i odpadów.

 

11

Kupuj w pobliskim sklepie

 

Kolejna z zasad odpowiedzialnego kupowania brzmi: rób zakupy w lokalnych sklepach, oszczędzasz w ten sposób paliwo i wspierasz sąsiadów. A przede wszystkim staraj się wybierać lokalne produkty. Powstało pojęcie śladu ekologicznego, które określa, ile energii i innych zasobów trzeba było zużyć, aby dowieźć produkt na miejsce i ile zanieczyszczeń to spowodowało (petromile).

 

12

Kupuj raczej nasze jabłka niż chilijskie truskawki

 

Na przykład kilogram jabłek przywiezionych do Wielkiej Brytanii z Nowej Zelandii to kilogram wyemitowanego CO2, podczas gdy kilogram jabłek lokalnych – tylko 50 g. „Owoce, które przylatują zimą z Chile olbrzymim Boeingiem 747, to totalny żart. Pomysł, że musimy mieć truskawki w styczniu, jest diabelską głupotą” – twierdzi w rozmowie z „New York Times’em” Paul Hawken, pisarz i aktywista ekologiczny.

 

13

Kupuj produkty Fair Trade

 

– Człowiek codziennie głosuje portfelem. To potężna siła globalizacji, a wybierając konkretne produkty, jesteśmy odpowiedzialni za to, jaka to globalizacja – przekonuje Dariusz Szwed.

 

Kupując ekologiczne produkty, nie tylko chronimy środowisko, ale także wspieramy finansowo firmy, które mogą w ten sposób dalej inwestować w czyste technologie. Niestety, wybór, jaki ma w tej mierze konsument polski i zachodnioeuropejski, dzieli przepaść. Na stronie ekonsument, prowadzonej przez Polską Zieloną Sieć, publikowane są rankingi firm i produktów ocenianych według kryterium wpływu na środowisko naturalne. Większość firm przyjaznych naturze jest jeszcze w Polsce nieobecna. To się zmienia, zbyt powoli, ale jednak.

 

Od zeszłego roku są w Polsce sprzedawane produkty z certyfikatem Fair Trade. Jest to międzynarodowy ruch alternatywnego handlu, wspierający ubogich producentów z Trzeciego Świata. Wydany przez nich certyfikat gwarantuje, że producenci tworzą demokratycznie zarządzaną organizację, w której przestrzegane są prawa człowieka, obowiązują co najmniej minimalne płace, godne i bezpieczne warunki pracy, nie wykorzystuje się pracy dzieci i spełnione są standardy ekologiczne. Nietrudno się domyślić, że są to jednak produkty droższe. A w Polsce dodatkowo dostępne w niewielkiej ofercie (kawa, herbata, kakao, czekolady) i niewielkiej sieci dystrybucji (głównie internetowy sklep „sprawiedliwy handel”, sieć Bomi i sieć restauracji Green Way).

 

14

Sprawdzaj, czy marka nie jest bojkotowana przez konsumentów

 

Konsumenci są potężną siłą i wiele mogą na producentach wymusić, pod warunkiem, że są to konsumenci świadomi. W Polsce niemal zupełnie nieznanym zjawiskiem są bojkoty konsumenckie, które wybuchają na Zachodzie, gdy firma podejrzana jest o nieetyczne metody w dziedzinie praw człowieka, praw zwierząt czy ochrony środowiska. O skuteczności tej metody miały okazję przekonać się tak potężne firmy jak Nike, Shell, Unilever czy L’Oreal. W tym ostatnim przypadku jednym z inicjatorów bojkotu był Paul McCartney, który odesłał firmie wszystkie jej produkty, gdy okazało się, że są testowane na zwierzętach. Taki gigant jak Mitsubishi musiał ugiąć się dwukrotnie. Za pierwszym razem chodziło o sposoby pozyskiwania drewna z lasów tropikalnych do produkcji papieru, za drugim – o plany budowy olbrzymiej instalacji do pozyskiwania soli morskiej w rezerwacie biosfery Vizcaino w Meksyku. Gdy amerykański oddział firmy dostał 700 tys. listów z protestami, a bojkotem produktów zagroziła Kalifornia, plan zarzucono.

 

15

Nie daj się nabrać na fałszywe ekooznaczenia

 

Prawdziwych, rzetelnych ekoznaków jest w Polsce niewiele (patrz ramka). Wielu producentów używa na opakowaniach napisów ekologiczny, bio albo motywów liści, kropli czy drzewa, żeby zwabić klientów, choć za tym wizerunkiem nic nie stoi. Metka „ekologiczne skarpety” oznacza, że wyprodukowano je z bawełny, a i to nie na pewno. Należy uważnie studiować etykiety. Prawdziwym ekoznakom towarzyszy na przykład informacja, że papier wyprodukowano bez użycia chloru albo że proszek nie zawiera fosforanów. „Informacja sygnalizuje problem, który udało się rozwiązać producentowi tego konkretnego wyrobu, dzięki czemu jest on lepszy od innych i mniej szkodzi środowisku. Informacja o tym, że coś jest po prostu ekologiczne lub zdrowe, nie mówi nam zupełnie nic i jest najczęściej próbą oszustwa” – przestrzega Polska Zielona Sieć.

 

16

Jedz prawdziwie zdrową żywność

 

Od 2004 r. przepisy unijne zabraniają reklamowania żywności jako ekologicznej, organicznej czy bio, gdy producent nie posiada certyfikatu. Mimo że nazwa „zdrowa żywność” jest w ten sposób zastrzeżona, to w wielu supermarketach czy sklepach są półki z tym określeniem, na których obok towarów certyfikowanych stawia się co bądź; na przykład tzw. żywność od chłopa, choć w to, ile chłop sypnął pestycydów, nikt nie wnika (pisał o tym m.in. Piotr Stasiak, „Talerz z kantami”, POLITYKA 8/06). To, co w Polsce jest zjawiskiem marginalnym, na Zachodzie stało się potężną modą. Modą kreowaną często przez gwiazdy show-biznesu. Obecnie już 5 mln Amerykanów kupuje produkty przyjazne środowisku. Jak pisze „New York Times”, ich ekologiczność bywa mocno wątpliwa. Plastikowy pędzel jest ekologiczny, bo nie został wyprodukowany z drewna, a drewniany dlatego, że nie został wyprodukowany z plastiku. Z drugiej strony, pojawiają się tak wyrafinowane produkty jak odzież ulegająca biodegradacji, projektowana przez największych kreatorów mody, czy szminki z wosku pszczelego. Oraz krytyczne opinie, że jest to ekologia płytka, uspokajająca i dająca łatwe rozgrzeszenie. Utwierdza bowiem ludzi w przekonaniu, że wystarczy po prostu trochę zmienić styl kupowania, by być w porządku, podczas gdy prawdziwym problemem jest konsumpcja nadmierna. George Black, wydawca kwartalnika „On Earth”, nazywa to zjawisko ekonarcyzmem. No cóż, z polskiej perspektywy można powiedzieć, lepszy ekonarcyzm niż ekochamstwo.

 

17

Wsiądź na rower (albo do autobusu)

 

Transport jest odpowiedzialny za potężną część światowej emisji dwutlenku węgla. A 40 proc. spalin emitowanych jest przez ruch miejski. Przy czym niemal połowa przejazdów samochodem odbywa się na trasach poniżej 5 km, a jedynym pasażerem często jest sam kierowca. Transport jest jednak także tą dziedziną, w której indywidualny konsument, chcąc zachowywać się w sposób przyjazny dla środowiska, bywa najbardziej bezradny. Wezwania, by przesiąść się na rower lub choćby do komunikacji miejskiej, brzmią może sensownie w Londynie, Amsterdamie czy Sztokholmie, ale już nie w Warszawie, gdzie w centrum brakuje ścieżek rowerowych, komunikacja miejska jest zatłoczona, a plan metra da się przedstawić za pomocą kawałka sznurka. – Jeśli nie możemy zrezygnować z samochodu, możemy postawić na systematyczną jazdę wspólną, tak zwane car sharing. Stosuje się to głównie przy dojazdach do pracy ludzi z tej samej dzielnicy – radzi Magdalena Mosiewicz. – Porządne władze miasta w cywilizowanych krajach wprowadzają regulacje zachęcające do takich praktyk: są ulice, którymi można jeździć tylko, jeśli w samochodzie jest więcej niż jedna osoba, kiedy pojedynczy kierowca stoi w korku, grupowi jadą szybciej, bo jest dostępna tylko dla nich trasa.

 

18

Wybieraj pociąg zamiast samolotu

 

Jeden z postulatów amerykańskiego „Time’a”, mówiących o indywidualnych sposobach ograniczenia emisji dwutlenku węgla, brzmi: lataj bez przesiadek. W Polsce może on zabrzmieć nieco zabawnie, bo do wielu miejsc takich lotów po prostu nie ma. Podobnie postulat europejskich Zielonych, by zamiast samolotu czy samochodu wybierać pociąg, bo tona CO2 przekłada się na 3 tys. przelecianych kilometrów, przejazd samochodem na 7 tys., a pociągiem – 17 tys., może być dla nas trudny do realizacji, bo część połączeń jest likwidowana.

 

– Po mieście staram się jeździć rowerem, w ostateczności komunikacją miejską, a do dalszych podróży wybierać pociąg, choć przyznaję, że zwłaszcza to ostatnie zakrawa w naszych warunkach na ekstrawagancję – deklaruje Magda Mosiewicz. Będąc członkinią zarządu europejskiej Partii Zielonych została wyznaczona na koordynatorkę 35 lokalnych partii Zielonych, w związku z czym musi dużo podróżować. – Zlikwidowano nocny pociąg do Brukseli. Próbowałam jeździć z przesiadkami, ale docierałam na miejsce wykończona i nie nadawałam się do pracy. Złamałam się i wsiadłam w samolot. Perspektywy podróży do Kijowa czy Mołdawii przedstawiają się jeszcze gorzej.

 

19

Ucz dzieci nowego stylu życia

 

Nie uciekniemy od ekologii. To konieczność, potężny światowy trend. Dostrzegł go już nawet show-biznes. Świadczy o tym nie tylko Oscar dla dokumentu o globalnym ociepleniu „Niewygodna prawda”. Coraz popularniejszy staje się gatunek filmowy nazywany ekothriller. Trwają wysokobudżetowe produkcje filmów, w których Ziemia kontratakuje, czyli – jak to określa „The New York Times” – zachowuje się jak Travis Bickle, główny bohater „Taksówkarza”. Takie będą filmy „The Happening” M. Night Shyamalana, „Avatar” Jamesa Camerona czy remake „Powrotu z Czarnej Laguny”. Wątki ekologiczne obecne są nawet w animacjach, takich jak „Simpsonowie” czy filmach dla dzieci, np. „Transformers”. Niedawno międzynarodowa organizacja ekologiczna WWF stworzyła ekologiczną wyspę w popularnej internetowej grze „Second Life”. Można tam zaprzyjaźnić się z pandą, która opowie, jak chronić środowisko, obejrzeć miasto, które korzysta z energii wiatrowej, poznać problemy związane z globalnym ociepleniem, wylesianiem, niszczeniem mórz i oceanów, nauczyć się jak żyć, nie szkodząc przyrodzie.

 

Pewnie to wszystko będzie miało wpływ na rozwój świadomości ekologicznej, choć powinny się nią zajmować przede wszystkim dom, szkoła i media, zwłaszcza publiczne. Trzeba uczyć się myślenia, że indywidualne decyzje mają wpływ na środowisko naturalne, a od naszego stylu życia zależy to, w jakim stanie zostawimy je dzieciom i wnukom.

 

20

Głosuj na mądrych

 

Nie można się jednak łudzić, że to załatwi sprawę. Nawet w rozwiniętych demokracjach zachodnich głęboką ekologiczną świadomość mają nieliczni i tylko nieliczni gotowi są do naprawdę dużych wyrzeczeń. Reszcie działania przyjazne środowisku trzeba choć trochę ułatwić czy wręcz sprawić, by stały się opłacalne. I tu wiele zależy od polityków, którzy poprzez systemy dopłat czy ulg podatkowych mogą je kreować. Nie wspominając o tym, że problemów o pewnej skali, takich jak budowy oczyszczalni, tworzenie systemów segregacji śmieci, czystych środków transportu czy rozwój technologii opartych na odnawialnych źródłach energii, pojedynczy człowiek nie rozwiąże. Ostatnia rada, jak indywidualnie możemy wpływać na środowisko, brzmi: głosujmy na polityków, dla których kwestie ekologii są ważne. Lokalnie i centralnie.                                                                                                                                               Joanna Podgórska

współpraca: Teresa Oleszczuk, Aneta Leśniak, infografika Jarosław Krysik

 

ZNAKI Z EKOLOGICZNYM CERTYFIKATEM

Ekologiczne produkty muszą spełniać wysokie wymogi ochrony powietrza, wody, gleby. Ich wytwarzanie i użytkowanie nie może być związane z nadmiernym hałasem, należy ograniczyć do niezbędnego minimum ilość odpadów, zużytej energii, surowców i wody.

 

Towary ekologiczne oznaczone są specjalnymi znakami:

 

Błękitny Anioł

(Der Blaue Engel)

Najstarsze, wprowadzone w Niemczech w 1997 r., oznaczenie dla wyrobów wyróżniających się jakością ekologiczną w danej grupie towarów. Kryteria oceny formułowane są na podstawie analizy stopnia zanieczyszczenia trzech podstawowych elementów środowiska: powietrza, wody i gleby oraz poziomu hałasu podczas wytwarzania produktu. Certyfikat Błękitnego Anioła posiada w Niemczech około 4 tys. wyrobów, m.in. opony, butelki zwrotne, dezodoranty, lodówki, materiały budowlane, produkty z tworzyw sztucznych podlegających recyklingowi. Certyfikat ważny jest przez trzy lata.

 

Margerytka

Oznaczenie wprowadzone przez UE, przyznawane produktom o wysokich standardach ekologicznych. Badania atestowe dotyczą już etapu pozyskiwania surowców pierwotnych, uwzględniają pakowanie i transport, ekologię użytkowania i przydatność do utylizacji. Ustalono oddzielne kryteria dla 19 grup produktów, m.in. pralek automatycznych, zmywarek do naczyń, wyrobów z papieru, nawozów. Do oceny zgłoszono tylko około 300 produktów, to bardzo mało jak na wspólną inicjatywę europejską.

 

Produkcja ekologiczna

Symbol wprowadzony specjalnym rozporządzeniem Komisji Europejskiej w 2000 r. Może być używany do oznaczania produktów, które co najmniej w 95 proc. zostały wytworzone z surowców ekologicznych, ich proces produkcji przebiegał zgodnie z instrukcją zawartą w rozporządzeniu, sprzedawane są bezpośrednio przez producenta lub w opakowaniach, na których znajdują się informacje o producencie, przetwórcy i sprzedawcy.

 

EKO-znak

Oznaczenie wprowadzone w Polsce w 1998 r. dla wyrobów krajowych i zagranicznych. Standardy ochrony środowiska, opracowane przez Polskie Centrum Badań i Certyfikacji są bardzo wysokie, obejmują m.in. wpływ na proces globalnego ocieplenia, ochronę warstwy ozonowej i poziom hałasu od momentu pozyskiwania surowców przez wytwarzanie, dystrybucję, użytkowanie do utylizacji produktu. Wysokie kryteria przyznawania certyfikatu i słaba promocja EKO-znaku powodują, że tylko kilkadziesiąt wyrobów posiada to oznaczenie. Są to nawozy sztuczne i organiczne oraz materiały włókiennicze.

 

Ekoland

Logo Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi „Ekoland” stosowane jest do oznaczenia polskiej żywości pochodzącej z gospodarstw ekologicznych, spełniającej kryteria zawarte w ustawie o rolnictwie ekologicznym z 2001 r. Wytwórcy, dystrybutorzy i handlowcy muszą spełnić warunki podobne do tych, na których podstawie przyznaje się europejskie oznaczenie „Produkcja ekologiczna”. Ubiegający się o certyfikat poddawani są wnikliwej kontroli trwającej minimum dwa lata, zanim uzyskają prawo do używania znaku, przyznawanego na rok.

 

CE

Oznakowanie ponad 20 grup produktów wyprodukowanych zgodnie z europejskimi normami ekologicznymi.

 

Opracowano na podstawie stron internetowych Polska Zielona Sieć.

 

„WPROST” nr 50(1303), 2007 r.

POLSKA PIRAMIDA

ZAPORA WE WŁOCŁAWKU JEST BARIERĄ NIE DO POKONANIA DLA RYB WĘDROWNYCH, OBECNYCH W WIŚLE JUŻ TYLKO DZIĘKI PROGRAMOM ZARYBIANIA

Tama we Włocławku, która miała przetrwać 70 lat, pilnie wymaga umocnienia. Wskutek erozji dna poniżej zapory konstrukcja „zawisła" na brzegach i popękała. Poziom wody tuż pod tamą obniżył się o siedem metrów. Skutki erozji sięgają aż po Ciechocinek, powodując w całej okolicy znaczne obniżenie wód gruntowych. Budowla nie została dostatecznie głęboko posadowiona, bo była planowana jako jeden z elementów kaskady Wisły – a ta nigdy nie powstała – mówi prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Mariusz Gajda.Ichtiolodzy twierdzą, że powinniśmy pójść w ślady Amerykanów, którzy wyszli z założenia, że tamy to nie piramidy i nie muszą stać wiecznie. Burzenie zapór wodnych stało się w Stanach Zjednoczonych rutyną. W ciągu ostatnich dwóch dekad rozebrano tam 500 tam, a przez ostatnie dwa lata wysadzono prawie osiemdziesiąt. Demontują je te same firmy, które je kiedyś budowały. We Francji zburzono już cztery zapory w dolinie Loary, planuje się zniszczenie kolejnych dwóch. Podobne zamiary mają Norwegowie, Kanadyjczycy, Australijczycy, Japończycy. – Duńczycy mają głównie małe rzeki, przy których budowali elektrownie, folusze, młyny. Teraz doszli do wniosku, że wysadzą tamy, bo więcej zarobią na turystach i wędkarzach, których przyciąga naturalnie płynąca rzeka – mówi prof. Tomasz Mikołajczyk z Akademii Rolniczej w Krakowie.

 

TAMA ŁOSOSIOM

W miarę starzenia się konstrukcji koszty utrzymania zapory rosną. Światowa Komisja ds. Zapór Wodnych już w 2001 r. opublikowała raport głoszący, że choć tamy przyczyniły się do rozwoju cywilizacji i korzyści, które z nich płyną, są istotne, to ich ekonomiczna i środowiskowa cena jest nie do zaakceptowania.

Czy można zburzyć tamę we Włocławku? – I taka opcja jest brana pod uwagę, ale nie znam wypadku demontażu tak potężnej budowli. Na świecie usuwa się głównie niewielkie zapory – mówi Mariusz Gajda. W KZGW jest przygotowywany wniosek do Komisji Europejskiej, dotyczący koniecznych prac na terenie tamy we Włocławku. Jest wśród nich także projekt przepławki dla ryb. Stara nigdy nie funkcjonowała dobrze i była barierą nie do pokonania dla ryb wędrujących w górę rzeki.

Przed wybudowaniem włocławskiej zapory poniżej Włocławka łowiono do 33 ton troci rocznie, po przegrodzeniu rzeki w jej dolnym biegu – 12 ton, a w górnym zaledwie 6 kg! To problem nie tylko Polski. Jeszcze 100 lat temu do Bałtyku wpadało 70 rzek, w których rozmnażały się i rosły łososie. Sytuacja się zmieniła, gdy ruszyła budowa zapór wodnych i intensywne melioracje rzek. W Polsce tarliska tej cennej ryby można było spotkać w górnych dopływach Dunajca, Wisły, Raby, Sanu, Wisłoki. W całym basenie Bałtyku próbuje się przywrócić – przynajmniej w niektórych rzekach – warunki, w których łosoś mógłby się rozmnażać. Poza kilkoma rzekami w Skandynawii ryba ta odbywa tarło wyłącznie z ludzką pomocą na fermach. Narybek jest wypuszczany do rzek i po roku-dwóch spływa do morza.

 

WINDA DLA RYB

W Polsce, w dolnym biegu Wisły i Drwęcy, intensywne zarybianie łososiem jest prowadzone od 1994 r. przez zespół prof. Ryszarda Bartla z Instytutu Rybactwa Śródlądowego i prof. Józefa Domagałę z Uniwersytetu Szczecińskiego. Narybek wędruje do Bałtyku, gdzie dorasta, ale by się rozmnożyć, musi wrócić do rzeki. – Łososie odbywają tarło, kopią gniazda i składają w nich ikrę, ale do tej pory nie udało się wokół nich znaleźć narybku. Może przyczyną jest zła jakość dna. Maleńkie ryby nie są w stanie wydostać się z gniazda i giną niczym w sarkofagu. Łososie potrzebują czystego żwiru, a takie warunki można znaleźć w podkarpackich potokach, które nadal płyną naturalnie – mówi Mikołajczyk. Do walki o łososia w Polsce przyłączył się Światowy Fundusz na rzecz Przyrody (WWF) oraz Akademia Rolnicza w Krakowie, Polski Związek Wędkarski oraz RZGW. Co roku do wybranych potoków na południu Polski wypuszcza się około 100 tys. małych łososi. Przed tymi rybami na drodze do morza, stoją turbiny hydroelektrowni. Części udaje się przez nie przepłynąć. – Przepławka w tamie we Włocławku nie działa, bo nawet latająca ryba nie jest w stanie wykonać takiego skoku w powietrzu – mówi Mikołajczyk. Gdy droga dla łososi stanie otworem, powinniśmy być gotowi na ich przyjęcie – dodaje. Nowa przepławka będzie długim kanałem, którego budowa pochłonie kilka milionów złotych. Czas pokaże, czy zadziała. W Loarze pomagano wędrownym rybom, montując u podnóża tam wanny z wabiącą je wodą i co pewien czas wciągano pojemniki na górę. Mimo to łososie atlantyckie pojawiły się w rzece dopiero kilka miesięcy po wysadzeniu zapór.

 

TRUCIZNY W ZBIORNIKU

Przyrodnicy twierdzą, że tamę we Włocławku trzeba zburzyć, także dlatego, że przestała chronić przed powodzią. Spływająca z góry fala nie ma się gdzie zmieścić, gdyż zbiornik jest wypełniony mułem. Osady i śmieci, które zwykle pozostają zawieszone w kolumnie wody i płyną wraz z rzeką w dół, osadzają się przed tamą. W niektórych rzekach zbiorniki zamiast być magazynami wody, zmieniają się w magazyny mułu. Ten proces zagraża trwałości budowli. Zburzenie tamy powoduje, że woda wycina sobie drogę przez te osady i przenosi je w dół rzeki. Właśnie osady mogą się stać przyczyną poważnych kłopotów. Szkodliwe substancje tkwiące przez dziesięciolecia w mule nagle dostają się do rzeki. W Stanach Zjednoczonych opracowano już sposoby na unieszkodliwianie groźnego depozytu.

 

Zburzenie tamy to rozwiązanie drastyczne – ostrzega amerykańska hydrobiolog dr Emily Stanley z Uniwersity of Wisconsin. Z naukowego punktu widzenia mamy równie blade pojęcie o tym, co się stanie z rzeką po usunięciu zapory, jak wiele lat temu, gdy zaczynano tamy budować na wielką skalę. W Polsce ciągle wielu zwolenników ma projekt budowy tamy w Nieszawie. Spiętrzone przez nią wody miałyby podeprzeć zaporę we Włocławku. Może warto zadedykować im opinię eksperta Komisji ds. Zapór Wodnych: „Większość ludzi kieruje się rozsądkiem, zanim wyda pieniądze. W wypadku budowy tamy i oceny jej wartości ten zdrowy zmysł najwyraźniej szwankuje".

Ewa Nieckuła

 

 

TO PISMO WYSŁAŁEM REDAKCJOM 05.02.1999 r., A ROK PÓŹNIEJ PRZEKAZAŁEM KANCELARII SEJMU I KILKUNASTU POSŁOM

KIEDY SIĘ MÓWI O BIEDNYCH RODZINACH JEDNYCH GRUP SPOŁECZEŃSTWA – TO JA MÓWIĘ O BIEDNYCH RODZINACH POZOSTAŁYCH GRUP, KTÓRE TE PIERWSZE MUSZĄ UTRZYMYWAĆ

GÓRNICY JAKIM PRAWEM DOMAGACIE SIĘ PIENIĘDZY NA NISZCZENIE (W TYM I WASZEGO) ZDROWIA I PRZYRODY!!

Wieloletni i od początku nieuzasadniony ekonomicznie, a więc wrogi gospodarce - czyli nam wszystkim - problem górnictwa należy natychmiast rozwiązać, gdyż wywiązuje się błędne koło między ceną jaką za to płacimy, a brakiem funduszy na jego rozwiązanie. Jest nim uświadomienie sobie rzeczywistych kosztów (ceny) jakie ponosimy za górnictwo, a więc m.in.: degradacja środowiska związana z zatruwaniem powietrza, wody i gleby przez elektrownie węglowe i dziesiątki tysięcy domowych pieców, przez miliony ton popiołów zalegających na ogromnych obszarach, obniżanie się wód gruntowych, związane z pracami wydobywczymi, skutki tąpnięć, sam transport węgla wraz z jego obsługą. Proszę sobie wreszcie uzmysłowić, że ten stan rzeczy to nie tylko ogromne straty w przyrodzie, ale i zdrowotne społeczeństwa!! Jakie są koszty leczenia ludzi, utrzymywania szpitali (które trzeba wybudować), personelu (który trzeba wykształcić), wypłacania rent (w tym górnikom) itd.?!! Jakie są rzeczywiste koszty budowy i utrzymywania firm i całej rzeszy ludzi współpracujących z górnictwem, np. taboru kolejowego: tysięcy wagonów, setek lokomotyw, ludzi je obsługujących (wszystko trzeba zbudować, a ludzi wcześniej wykształcić) itd.?! Czy ktoś to kiedyś obliczył i czy to da się w ogóle zrobić?! Kto i jak doszedł do wniosku, że źródła odnawialne (które nie obejmują tych wszystkich wydatków) są nieopłacalne, albo że nie ma na nie pieniędzy.

To na setki tysięcy ludzi, na cały potwornej wielkości sprzęt są pieniądze?! Co z ogromnymi stratami ekologicznymi, zdrowotnymi?! Niech te osoby wyjaśnią , że elektrownie np. wiatrowe czy wodne są nieuzasadnione ekonomicznie, ekologicznie i zdrowotnie!

– Czekamy, a właściwie czekamy, aż ktoś normalnie to wszystko oceni i przedsięweźmie odp. kroki, bo na dyskusję nie ma czasu.

PS

W razie manifestacji rząd powinien wysłać do protestujących górników delegację z transparentami popierającymi ich... np.: „Spaliny na wsi i w mieście to jak rodzynki w cieście; I tak kiedyś trzeba umrzeć; Precz z lasami – to  my będziemy decydować kiedy drzewom mają opadać liście, igły, oraz wody gruntowe; Bądź patriotą i wdychaj dym z polskiego węgla; Polak patriota nie boi się polskiego dymu, a jak umrze, to przecież ksiądz się za niego (za odp. opłatą oczywiście) pomodli”; itp. Górnictwo, rolnictwo, hutnictwo itp. grupy – trzeba  bezwzględnie obciążać kosztami blokad, zamieszek, zniszczeń. – To kolejne wydatki!

Te grupy społ., które życzą sobie dopłat niech założą ogólnie znane na nie konto.

 

·   

Tylko w latach 1990-2005 dopłaty do górnictwa wyniosły 65 mld zł! 

·   

Według wyliczeń rządu w ciągu następnych 15 lat z podatków będziemy musieli dołożyć górnikom jeszcze 97 mld zł!

 – Ile z tych pieniędzy zostanie przeznaczonych na bryki, meble, telewizory, alkohol itp. – czyli nie na usamodzielnienie się, by muc znów za jakiś czas zacząć narzekać na krzywdę i domagać się jej rekompensaty...

§          

Sposobem na tą pogrążającą resztę społeczeństwa , a w perspektywie i same kasty, sytuację jest maksymalne ułatwienie podjęcia własnej działalności gospodarczej tym zdegenerowanym ludziom: bez podatków, rejestracji (tylko zaświadczenie z wykazem możliwej działalności, w tym na jak długo i gdzie) na dowód osobisty – tam gdzie nie są wymagane uprawnienia itp.. Jak nie wyjdzie jeden interes można podjąć 2-gi, 3-ci itd. nabierając doświadczenie. Takie rozwiązanie powinno dotyczyć i innych grup i sytuacji gdy np. bezrobocie przekracza określony próg, a nie ma pieniędzy na zasiłki; ustawowe zabronienie stosowania łapówek przedwyborczych – dopłat (a ci którzy je do tej pory stosowali muszą sami ponieść tego konsekwencje przepadkiem mienia na dotychczasowe dopłaty).

 

* Dziękuję za pomoc przy zdobyciu wykorzystanych inf. GUS, ZUS, Ministerstwu Finansów, Ministerstwu Zdrowia.

 

 

TO PISMO WYSŁAŁEM REDAKCJOM 05.02.1999 r., A ROK PÓŹNIEJ PRZEKAZAŁEM KANCELARII SEJMU I KILKUNASTU POSŁOM

NIE MA PIENIĘDZY NA WSZYSTKO (DLA WSZYSTKICH)

Osoby, które potrafią tylko zrobić siku, kupę i prztykać pilotem od telewizora nie mogą być za to uprzywilejowane, bo to odbywa się kosztem pozostałych, którzy są z tego powodu pogrążani i w wyniku tego stale przybywa tych pierwszych, a społeczeństwa są coraz uboższe! 

Jeżeli ktoś uważa inaczej to niech przeznacza na takie cele własne pieniądze.

Jeżeli nie jesteśmy w stanie zapewnić prawidłowych warunków rozwoju zdrowym - mającym zapewnić reprodukcyjną przyszłość naszego gatunku - to nie możemy dbać, kosztem tych pierwszych, o pozostałych, takich czy innych pasożytów, bo to będzie oznaczało powolną degenerację, wymieranie naszego gatunku.

 

Trzeba ustalić racjonalną hierarchię ważności (m.in. na co przeznaczać pieniądze w pierwszej kolejności, w tym podczas ich zbiórek (np. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy), czy dla chorych dzieci (z których i tak część umrze , a z pozostałej grupy część trzeba będzie leczyć i utrzymywać przez lata) czy dla jeszcze... zdrowych, by nie stawały się chorymi). Hoży, niepełnosprawni często nie tylko nie przynoszą korzyści społeczeństwu, ale wręcz przeciwnie pochłaniają ogromne środki czyli jest to zjawisko nieproduktywne.

 

Najwyższą wartością jest jakość życia (z szerokim aspektem ekologicznym). A nie da się tego połączyć m.in. z bezmyślnym – nie mającym pokrycia m.in. z możliwościami ekonomicznymi (praktycznie, tak jak jest, a nie gdyby...), ekosytemu - namnażaniem (opisałem ten temat w „WŚ” nr 1), marnotrawieniem środków na przedłużanie wątpliwej jakości (sensu) egzystencji, agonii itp. (przyroda ten problem dawno rozwiązała i wyłamując się od tego prawa wcale nie okazaliśmy się od niej mądrzejsi, bo pogrążamy i siebie-i-ją).  

 

Trzeba przedsięwziąć takie działania by nie przybywało ludzi chorych.

 

Najpierw musimy zająć się tym, co konieczne , a więc jak najkorzystniejszym przetrwaniem życia na Ziemi, w tym naszego gatunku, uwzględniając potrzeby następnych pokoleń, dalsze losy przyrody!!! W najkorzystniejszej formie , co obejmuje nie tylko wartościową  prokreację i warunki środowiskowe, ekologię, ale również pełne warunki rozwoju, dzieci, młodzieży ludzi produktywnych, twórczych, wartościowych, czyli m.in. zdrową , pełnowartościową żywność, opiekę medyczną , warunki intelektualnego rozwoju i inne potrzeby. Gdy to będzie zapewnione to dopiero wówczas można rozważyć działania , wydatki emocjonalne.

 

Hoży, niepełnosprawni, oprócz kosztów egzystencjonalnych, generują  jeszcze cały szereg innych. To oni pochłaniają  gro wydatków związanych z lecznictwem, bezpośrednich i pośrednich (zanim zacznie się leczyć trzeba również ponieść wydatki związane z wybudowaniem przychodni, sanatoriów, szpitali, fabryk je zaopatrujących, szkół dla personelu medycznego, pracowników tych fabryk i wielu innych. Następne wydatki pochłaniają medykamenty, sprzęt, wszystko co wiąże się z transportem, zanieczyszczaniem środowiska, co powoduje następne ofiary do leczenia, utrzymywania. A jest jeszcze wiele innych kosztów, skutków. A są to często wydatki, działania bezproduktywne – pieniądze zostały wydane i nie zwrócą się).

Trzeba przedsięwziąć więc takie działania , na jakie możemy sobie, postępując rozsądnie , racjonalnie, pozwolić - skuteczne, nie demagogiczne - by ludzi nieszczęśliwych nie przybywało (w tym chorych, niepełnosprawnych). Czyli zapobiegać: usuwać przyczyny patologii, pogrążania, stworzyć warunki by przybywało zdrowych, produktywnych, wykorzystujących w jak największym stopniu swoje możliwości, którym dano się rozwinąć, zadowolonych z życia ludzi. Nie da się tego, praktycznie - jak widać -  zrobić ponosząc obecne obciążenia związane z tymi, z których pożytku nie ma. Łożąc - kosztem zdrowych, przyszłości - na chorych zabrnęliśmy w ślepy zaułek – bo nie ma już wystarczających środków ani dla jednych ani dla drugich. W ten sposób powodujemy też, iż chorych, niepełnosprawnych przybywa – gdyż biedne - a więc niedożywione , schorowane, zdegenerowano społeczeństwo - takich ludzi, w tym dzieci, generuje. Obecnie nie posiadamy środków aby wszystkim zapewnić odpowiednie warunki (Przy okazji, co do chorych, to jakby wysoko nie windować możliwości medycznych i tak za jakiś czas zawsze będzie to za mało – a więc nakłady trzeba będzie zwiększać). Stąd trzeba ustalić hierarchię wartości: czy najpierw łożymy na naszą - w tym prokreacyjną - przyszłość, a jeśli coś pozostanie to na chorych, niepełnosprawnych czy odwrotnie... Obecne, emocjonalne, populistyczne postępowanie pogrąża i jednych i drugich.

 

Ludzkość ma to do siebie , iż b. łatwo się degeneruje, zarówno fizycznie jak i psychicznie. B. łatwo stać się nałogowcem, degeneratem, pasożytem. Trzeba więc stosować takie środki by ludzi motywować do rozwoju, pozytywnych, konstruktywnych działań. Jaką motywację do dbania o zdrowie ma ktoś, kto wie, że gdy się rozchoruje z powodu np. zażywania trucizny nikotynowej, alkoholu, narkotyków, niezdrowego odżywiania, nieruchliwego trybu życia itp. to będzie bezpłatnie leczony i utrzymywany?!... A jaką ma motywację do pracy dbający o zdrowie, kiedy wie, że będzie mało zarabiać bo musi utrzymywać pasożytniczych degeneratów?! Ma to też aspekt nie tylko ekonomiczny, etyczny ale i biologiczny. Chodzi o to by ludzi motywować również i do przekazywania korzystnych cech zarówno biologicznie jak i dając pozytywny przykład kolejnym pokoleniom (przecież większość ludzi naśladuje innych).

 

 

POGRĄŻANIE PODCZAS ODWLEKANIA TEGO, CO NIEUNIKNIONE...

POŚWIĘCENIE PRZESZŁOŚCI DLA RATOWANIA PRZYSZŁOŚCI

CZY JEST ROZSĄDNE, GDY ŁUDŹ NABIERA WODY, WYRZUCANIE ZA BURTĘ DZIECI (BY RATOWAĆ STARCÓW)?! CZY WARTO ŁOŻYĆ NA ZNISZCZONE, NIE NADAJĄCE SIĘ DO UŻYTKU STATKI  - KOSZTEM INNYCH - MOGĄCYCH FUNKCJONOWAĆ WIELE LAT...

To nie ja taką sytuację spowodowałem (proszę podziękować autorom!), że diagnoza jest taka brutalna i dzieje się to co się dzieje (...); że sytuacja wymaga radykalnych - skutecznych działań - dla ratowania podstawowego celu: dalszego istnienia! 

Lepiej mieć konstruktywną i bogatą pierwszą część życia i na starość umrzeć z głodu, czy popełnić samobójstwo niż odwrotnie.

Starość (emerytura) to najmniej istotna , zarówno z indywidualnego, społecznego jak i biologicznego punktu widzenia , część życia. Cierpienia spowodowane chorobami, niedołężnością , samotnością , niedostatkiem dogorywanie odbywające się w dodatku (szczególnie w obecnej sytuacji) kosztem następnych, żyjących w ubóstwie - co m.in. b. negatywnie wpłynie na potomstwo - pokoleń  nie są chyba... warte tej ceny. W imię wyższego dobra - celu, jakim jest jak najkorzystniejsze przetrwanie , rozwój gatunku - jest poświęcenie w pierwszej kolejności tej grupy, która jest nieproduktywna , niezdolna do wniesienia korzyści, a tylko do konsumpcji. To, że obecna Służba Zdrowia jest niewydolna jest w znacznej mierze spowodowane tym, iż łoży się ogromne środki na tą właśnie grupę , która nigdy ich nie zwróci. Nie ma pieniędzy na tyle b. ważnych spraw dlatego w imię dobra kolejnej generacji - przyszłości - trzeba nie tylko zapomnieć o rewaloryzacji ale konieczne jest również obcięcie świadczeń. Nie mse jest tutaj na opis Waszych zasług  (bo zdania mogą być podzielone), jedna jest bezsporna: daliście nam życie , ale teraz trzeba je ratować by ten dar miał sens! Więc wzywam do ratowania milionów młodych ludzi, w tym dzieci – by nie przybywało niedorozwiniętych, przyszłych inwalidów obciążających tym samym kolejne pokolenia (udowodniono, iż to jak się odżywiają matki , przez całe życie, a nie tylko w okresie ciąży, ma generalny w pływ na zdrowie , w tym płodność ih potomstwa – w końcu to nie eureka.). Jesteśmy nie wypłacalni. Jeżeli u władzy pozostaną obecni osobnicy - będzie

obowiązywał obecny system, układ - dalej będzie pogłębiać się nędza. – Nie będzie lepiej ani za 5, 10 czy 20 lat (przecież raj obiecuje się już od kilkudziesięciu lat! Najpierw za jedynie słusznego socjalizmu, później kapitalizmu, a teraz katolicyzmu)! Bo niby dlaczego, jakim sposobem, gdzie są produktywne inwestycje , skąd mają wziąć się pieniądze , dobrobyt?! Od ilu lat i w ile msc przekazuję swoje postulaty i co z nich wprowadzono (jest, nie respektowana, ustawa antynikotynowa; zabraniająca działalności w tzw. systemie argentyńskim (raczej zawdzięczamy ją  jednej z zdesperowanych ofiar z bronią); przybyło trochę przewoźnych toalet; próbuje się uregulować emisję wypłocin reklamowych (poprzednią próbę nasz prezydent zawetował (jeszcze byśmy mieli za mądre społeczeństwo – toż to byłoby zagrożenie dla jedynie słusznej kliki!); zakaz eksponowania symboli kojarzących się  z narkotykami;  i może coś jeszcze). Proszę sobie wyobrazić w jakiej bylibyśmy sytuacji gdyby je wprowadzono chociaż w 2000 roku). Ci ludzie nie myślą racjonalnie, w tym perspektywicznie. To trwacze, a parlament to ostatnie mse dla takich osobników. Również kondycja zdrowotna naszego społeczeństwa się pogarsza , mimo coraz większych, a i tak zawsze za małych, wydatków na tzw. służbę zdrowia.

Rosną tylko długi, krajowy i zagraniczny, bieda , przestępczość, w tym liczba afer*! Do tego trzeba dodać kolejne dziesiątki tys. ludzi, którzy wyjadą - jeżeli dalej tak będzie! -  m.in. utrzymywać z podatków starszych ludzi za granicą , a w których zainwestowaliśmy setki mln zł! Nie , nie będzie w tym wypadku optymistycznego akcentu bo nie ma ku temu przesłanek. – Jakie są szanse , że wyborcy (trwacze) wypieprzą z karuzeli sejmowej tą hałastrę i dadzą dojść do władzy jakiemuś konsekwętnemu radykaliście , który myśli racjonalnie, konstruktywnie , perspektywicznie a przede wszystkim będzie tak działał?!

* Te afery polegają też na bezkarności - nie odzyskiwaniu pieniędzy - bądź co najwyżej na niewielkich wyrokach!

 

PS 

Już widzę te oceny: „Ludobójca!”, „Emeryci ciężko wypracowali sobie emerytury” itp.. Proszę raz jeszcze, nie emocjonalnie tylko racjonalnie , przeanalizować ten tekst i zastanowić się czy ja chcę kogokolwiek zabijać (kto do nędzy i jej skutków doprowadził?!) czy ratować; przemyśleć kogo należy w pierwszej kolejności – na co - w obecnej sytuacji - jest lepiej przeznaczyć pieniądze - nas stać -: na armię rencistów, emerytów i cały przemysł medyczno-farmaceutyczny nimi się zajmujący (w tym armię  ludzi), służbę zdrowia (3-cią armię ludzi) czy m.in. na właściwy rozwój, życie dzieci, młodzieży, młodych ludzi. Czy to ich wina , że są w takiej sytuacji...! Dalej mamy „inwestować”?!

Czy sam jestem gotów poświęcić się dla dobra innych? – cały czas to robię; i w odpowiednim momencie usunąć się? Ależ oczywiście , to postanowiłem już wiele lat temu!

 

 

Jak już wielokrotnie wykazałem, głównym zajęciem niemal wszystkich ludzi jest autodestrukcja, indywidualnie i zbiorowo, z powodu myślenia, postępowania emocjonalnego(stadnego)(narkomania, nikotynizm, alkoholizm, szkodzenie niezdrowym trybem życia, w tym trucie niezdrową żywnością itp.; płatne zajęcie, konsumpcjonizm, religijność, opiekowanie ludźmi zniedołężniałymi, degeneratami, pasożytami; propagowanie, wprowadzanie utopii, zbrojenia, wojny itp.).

Więcej razy tych oczywistości tłumaczyć nie będę. Proponuję za to podział na dwa światy, lokalnie, globalnie: utopijne oraz racjonalny (obydwa opisałem w swoim piśmie).

OTO DOBRZY... LUDZIE PRZYCZYNIAJĄ SIĘ M.IN. DO DEGENERACJI, CHORÓB, NĘDZY, WOJEN, PRZESTĘPCZOŚCI, WYCZERPYWANIA SUROWCÓW, ZATRUWANIA ŚRODOWISKA, WYMIERANIA PRZYRODY – ZAGŁADY ŻYCIA, A ŹLI... USIŁUJĄ TEMU ZAPOBIEC (co jest racjonalne - więc nie podlega pod żadną utopię - stąd jest niepopularne (kto tu tak naprawdę wykazuje, w dodatku dalekowzroczną, troskę, wrażliwość?))

Powinniśmy dbać o słabych, zdegenerowanych, bezużytecznych, szkodliwych, CZY POŻYTECZNYCH/promować, prowokować degenerację, postępować emocjonalnie, CZY PROMOWAĆ, SPRZYJAĆ ROZWOJOWI – POSTĘPOWAĆ RACJONALNIE? (proszę zauważyć jak trudno ludziom zrozumieć elementarne rzeczy, przestawić się z myślenia, postępowanie emocjonalnego, krótkowzrocznego (bezmyślności), egoistycznego na racjonalne – logiczne, dogłębnie etycznie, dalekowzroczne)

 

Elementarną, konieczną podzasadą w przyrodzie jest, że wszystko kiedyś traci wartość, degeneruje się – umiera; uwalnia przestrzeń, zasoby dla następnych istnień (błędy są wpisane w ewolucję, tak jak ich, w normalnych, naturalnych, warunkach, drogą selekcji, usuwanie – nim prędzej, tym lepiej. Czyli ma mse konieczna, w pisana w normalny rozwój, selekcja, ewolucja – eliminacja słabszych, zdegenerowanych, chorych, bezużytecznych (cierpiących, nieszczęśliwych) - gorszych - osobników). Jest to w żywotnym interesie wszystkich, nie tylko bezpośrednio własnego, współegzystującego z innymi - współzależnego od innych - gatunku. Inaczej dochodzi do jego, i innych gatunków, degeneracji, zagłady (gdyby nie ten proces w przeszłości to już dawno nie byłoby naszego gatunku!). To właśnie tego przestrzeganie jest dowodem RZECZYWISTEJ troski, dalekowzroczności! Inne podejście jest pogrążaniem – skutkuje degenerację, destrukcją, zagładą! (okazywaniem bezmyślności (degeneracji))

 

ŻADNE RACJONALNE ARGUMENTY NIE DOCIERAJĄ DO UTOPISTÓW (UCHODZĄCYCH ZA DOBROCZYŃCÓW...), więc mamy miliony ofiar nędzy, głodu, degeneracji, chorób, przestępczości, wojen; wyjałowienia gleby, wyczerpywania surowców, zatrucia środowiska; dochodzi do zagłady przyrody, życia!!

Jedną z realizowanych utopii jest dbanie o ludzi tzw. słabych, starych, zniedołężniałych, chorych – kosztem pozostałych (...), bo kiedyś* byli pożyteczni... i zajmowali się np. współrealizacją, realizacją (współpropagowaniem, propagowaniem) utopii, więc m.in.: wytwarzaniem surowców, półproduktów itp. dla propagującej je prasy, głosowaniem, działalnością partyjną, zbrojeniami, wojnami; płatnym zajęciem, produkcją i sprzedażą trucizn (alkoholu, papierosów, szkodliwej żywności), broni, dupereli (wydobywaniem, transportem i przetwarzaniem, w tym celu, surowców, itp.); przedłużaniem, bezpośrednio (współprzyczyniając się do tego swoją, w tym nieświadomie, pracą), czyichś cierpień, agonii, wegetacji, utrzymywaniem osobników stanowiących balast, obciążenie, pasożytów; Konsumpcjonizmem, zaspokajaniem swoich egzystencjonalnych potrzeb; Itp.

*By wykazać nonsens takiej argumentacji, dam przykład do tego analogii: czy w zakładach produkujących np. garnki wypuszcza się na rynek dziurawe egzemplarze...; Obecnie dziurawy garnek, też wcześniej był pożyteczny. Ale co jest, obecnie, rozsądniej zrobić – pozbyć się go przerabiając np. na nowy, cały, użyteczny, garnek czy dalej go używać aż sam się rozsypie z rdzy...

 

Skoro to więc ludzie niepożyteczni, szkodliwi, pasożytniczy (m.in. alkoholicy, narkomani, nikotynowy; prowadzący niezdrowy tryb życia, w tym takim odżywianiem się; ludzie schorowani, zdegenerowani) są wpierani (leczeni, utrzymywani na rencie, otrzymują mieszkania socjalne, zniżki, itp.), to tacy ludzie stanowią znaczną część społeczeństwa (po co się wysilać, dbać o siebie, innych – skoro wtedy jest ciężej/inni mogą to robić za nas) i tacy też, póki jeszcze mogą, się rozmnażają – przekazując, bezpośrednio i pośrednio, swoje promowane cechy (przecież nikt nie wypłaci dodatku, premii, za zdrowe, inteligentne dziecko, tylko za chore, niedorozwinięte – do utrzymywania na rencie)... Stąd ludzka „aktywność” często sprowadza się do bycia słabym, schorowanym, uzależnionym, zdegenerowanym; Z tego powodu dochodzi też do głosowania na, doprowadzających do nieszczęść i tragedii, bezmyślnych/,egoistów-populistów!

WYJAŚNIĘ TO JEDNOZNACZNIE: Konieczna jest masowa selekcja kandydatów i kandydatek do reprodukcji; eutanazja (dla degeneratów, pasożytów, osób niepożytecznych, zbędnych, szkodliwych; nieszczęśliwych, cierpiących – gdy dane istnienie nie ma racjonalnego sensu, jest wegetacją), z odpowiednim tego wytłumaczeniem, propagowaniem. By pozostali - zdrowi, pożyteczni (jako reproduktorzy, twórcy) - mogli nie tylko przeżyć, ale - z godnie z prawem ewolucji - normalnie się rozwijać, żyć – przekazywać coraz korzystniejsze cechy własnemu gatunkowi-, umożliwić, zapewnić, przetrwanie Życia na Naszej Planecie Ziemi!

To religie wypaczyły swoimi - zwracającymi na siebie uwagę jako moralne..., wrażliwe..., dbające o ludzkość... - bredniami (bez względu na to czy ktoś jest ich bezpośrednią, czy pośrednią ofiarą) normalne, naturalne, zdroworozsądkowe, zgodne z naturą - interesem nas wszystkich - podejście do tego procesu!

 

 

JEŻELI KTOŚ SAM NIE DBA O SIEBIE, TO DLACZEGO INNI MAJĄ TO ROBIĆ ZA NIEGO – PONOSIĆ TEGO SKUTKI!?

DARMOWE LECZENIE DLA WSZYSTKICH PROWOKUJE DO NIE DBANIA O ZDROWIE. Dochodzi też z tego powodu do absurdalnych, skandalicznych sytuacji, w tym pogrążania dbających o zdrowie! 

Jeżeli ktoś ma cchore dzieci z własnej winy TO SAM MUSI PONOSIĆ TEGO SKUTKI, W TYM KOSZTY, by było to też przestrogą dla pozostałych – motywacją do dbania o siebie i innych.

W Polsce jest zarejestrowanych, jako renciści i emeryci, 7,2 mln osób! Rocznie, wypłaty dla tych ludzi wynoszą ponad 95 mld zł (z tego część  osób stała się  rencistami z powodu ekstremalnych zachowań (np. jazdy na wyścigi), w tym uprawiania ryzykownych sportów, trucia się nikotyną, narkotykami, alkoholem – więc otrzymali nagrodę (i niemała grupa dalej przeznacza na to renty). Kolejną nagradzaną grupą są rodzice chorych dzieci (w tym część z nich z powodu trucia się rodziców) na które otrzymują renty (często taka renta służy do utrzymywania się, w tym odurzania..., rodziców i wykorzystywania związanych z opieką przywilei). Z kolei karana grupa to zdrowi ludzie, w tym rodzice – dbasz o swoje zdrowie i swoich dzieci, to kara: tyraj na nie i na cchore dzieci oraz ich trucicieli, trujących się!).

Obecne podejście do tej sprawy jest niesprawiedliwe i demoralizujące gdyż tam gdzie ktoś powinien sam ponosić skutki swojego bezmyślnego, destrukcyjnego

postępowania – ponoszą je inni (...) (truję się ja, ale płacisz za to ty). Tak postępujący mogą się sami ubezpieczać od skutków swojego postępowania.

                                Blisko 3 mld zł rocznie kosztuje utrzymanie ZUS

                                Budżet Służby Zdrowia wynosi w 2005 r. (plan ust. budż.) - 36 886,4 mln zł (czyli prawie 37 mld zł)

By zmniejszyć skutki obecnej sytuacji można wprowadzić opłatę pieniężną za popełnienie samobójstwa, wyrażenie zgody na eutanazję (nikt poza zainteresowaną osobą - o ile nie byłaby ona niezdolna do porozumiewania się, hora psychicznie - nie mógłby wypowiadać się w tej sprawie) przez nieuleczalnie chorych, osoby w podeszłym wieku. Pieniądze po śmierci przekazywane by były na wskazany cel (np. dla wnuków), np. w wieku 60 lat – 10 tys. zł, z każdym następnym rokiem o 2 tys. zł mniej. Pozytywne skutki byłyby wszechstronne (niechby zdecydowała się na takie rozwiązanie połowa z tych ludzi), m.in.: nie trzeba  by było leczyć, utrzymywać milionów emerytów i rencistów (byłyby pieniądze na różne potrzeby, nie trzeba  by było się więc nie tylko zadłużać, ale wręcz przeciwnie –  można byłoby spłacać zadłużenia)(zaoszczędzone pieniądze wystarczyłyby zarówno na poprawę warunków pracy, w tym wyższe pensje, personelu medycznego jak i poziomu lecznictwa – bez żadnego zadłużania się), byłyby pieniądze dla obecnie pozbawionych śr. do życia młodych, zdrowych ludzi, starczyłoby też na podniesienie najniższych płac, nie trzeba by było budować nowych mieszkań (nie byłoby bezdomności, w tym samotnych matek, oraz tyle bestialstwa i innych problemów ze strony partnerów, rodziców nad współlokatorami, mieszkającymi z oprawcami bo nie mają się gdzie podziać) – to wszystko stymulowałoby również przyrost naturalny (zgodnie z moimi postulatami) – wymianę pokoleniową (można by też przyjmować emigrantów (z godnie z ekologicznymi postulatami z „WŚ” nr 1, co rozwiązałoby następne problemy). Zmniejszyłoby się też natężenie ruchu oraz liczba śr. komunikacji pasażerskiej i transportu (mniej wypadków, mniejsze zużycie ropy i zanieczyszczenie środowiska, byłby lepszy stan dróg), byłoby mniejsze zużycie energii (a więc i z tego powodu zmniejszyłoby się zanieczyszczenie środowiska), mniej ludzi by chorowało (czyli byłyby dodatkowo mniejsze wydatki na służbę zdrowia, byłoby mniej rencistów), zmniejszyłaby się przestępczość (znów byłyby oszczędności finansowe). I długo by wymieniać.

 

FAKTY I MITY” nr 33, 21.08.2003 r.

Zdaniem NIK, PKP w ostatnich latach straciły 1,3 mld złotych, niegospodarnie zarządzając swoim majątkiem.

Co tam jeden miliard, na biednego nie trafiło. Chociaż... – chwileczkę! – to byłyby jakieś cztery Świątynie Opatrzności!!!

 

„FAKTY I MITY” nr 15, 19.04.2007 r.: Niespokojne święta mieli też byli i obecni pracownicy NFZ, firm farmaceutycznych oraz podwładni Zbigniewa Religi z Radomia. Policjanci wpadli tam na trop afery korupcyjnej związanej z listami leków, za które płacił budżet. Za łapówki wpisywano dowolne specyfiki. Za łapówki ustawiano też przetargi na dostawę sprzętu do szpitali. Zarzuty może usłyszeć nawet 300 osób.

Przychodzi baba do lekarza: – Co pani jest? – Policja! Prokurator!

 

 

„OBYWATEL” kwartalnik nr 2(6), 2002 r.

INFOSTRADA

(...) 21 LUTY

W tym  dniu jako „Koalicja na rzecz sprawiedliwych cen w transporcie” zorganizowaliśmy demonstrację anty autostradową pod Ministerstwem Finansów pod hasłem „Żadnych dotacji dla autostrad!”. Uczestniczyło w niej ponad 50 osób z całej Polski, głównie aktywistów Stowarzyszenia ATTAC, Pracowni na rzecz

 

Wszystkich Istot, Federacji Zielonych – Warszawa i FZ – Kraków, Obywatelskiego Ruchu Ekologicznego. Pikieta zaczęła się efektywnie – przygotowanym przez warszawskich zielonych happeningiem pt. „Cały naród  buduje autostrady”, któremu towarzyszyły hasła „Mniej edukacji – więcej motoryzacji”, „Mniej myślenia – więcej asfaltu!” czy „Pomożemy, pomożemy...!”.

Na koniec odczytaliśmy apel do Ministra Finansów Marka Belki, w którym zawarliśmy nast. pytania do rządu: Dlaczego w sytuacji zapaści finansów publicznych rząd chce wydać w ciągu najbliższych 4 lat na budowę autostrad do 37 mld. PLN, a w kolejnych latach w sumie ponad 60 mld. ze środków  publicznych?

 

Dlaczego angażuje się publiczne środki, w tym składki emerytalne,  w przedsięwzięcie, którego nie chce się podjąć żaden prywatny przedsiębiorca? Dlaczego przed 7 laty ta sama ekipa co obecnie wprowadzała społeczeństwo w błąd twierdząc, że budowa autostrad to przedsięwzięcie dochodowe i chętnie finansowane ze środków prywatnych, skoro już wtedy wiadomo było, że jest inaczej? Dlaczego kierowcy nie płacą wszystkich kosztów zewn. użytkowania dróg – leczenia

 

osób narażonych na spaliny, hałas, wypadki za szkody wyrządzone przyrodzie, zniszczenie krajobrazu, niszczenie budynków? Ile już pieniędzy wydano z budżetu i kredytów na program budowy autostrad, łącznie z wykupem ziemi? Dlaczego tych pieniędzy nie przeznacza się na inwestycje na kolei (jej wieloletnie zadłużenie to ok. 7 mld.), transport publ., transport kombinowany, stworzenia syst. opłat dla   TIR-ów od kilometra, jak to ma miejsce w Szwajcarii, a nie od sztuki, jak to ma miejsce obecnie w Polsce? Dlaczego rząd ukrywa te fakty i nie dopuszcza przeciwników budowy autostrad do publicznej debaty na temat np. w publicznej telewizji? (...)

 

 

„GAZETA WYBORCZA” 04.12.2001 r.

BEZPIECZNE MIEJSCE DLA NIEBEZPIECZNYCH ODPADÓW

Warszawa produkuje co roku 680 tys. ton odpadów komunalnych. Blisko 96% całej tej masy trafia na wysypiska, które często są źle zabezpieczone i nie odpowiadają współczesnym normom. Substancje ze składowanych odpadów przenikają do gleby i wód gruntowych, nieodwracalnie skażając środowisko. Wśród

 

odpadów komunalnych tzw. odpady niebezpieczne – akumulatory, baterie, świetlówki, środki ochrony roślin, przeterminowane leki – stanowią ledwie ułamek procenta. Jednak zwierają związki, które nawet w niewielkich ilościach są dla środowiska zabójcze. Dlatego starych leków czy baterii lepiej nie wrzucać do kosza, bo trafią właśnie na jedno z tych nieizolowanych i źle zabezpieczonych wysypisk.

 

W stolicy nie ma spójnego programu zbiórki niebezpiecznych odpadów komunalnych, ale niemal każda gmina zorganizowała miejsce, w którym można bezpiecznie i bezpłatnie pozbyć się zabójczych odpadów.

 

STARE LEKARSTWA, MOŻNA  ZANIEŚĆ DO NAJBLIŻSZEJ APTEKI

PRZETERMINOWANE LEKI

§                     W ubiegłym roku na terenie całej Warszawy udało się zebrać ponad 4 t przeterminowanych lekarstw.

§                     Pojemniki zabezpieczone są przed kradzieżą i wyjęciem zawartości przez niepowołane osoby.

§                     Pionierem w dziedzinie zbiórki przeterminowanych leków są Bielany. Pojemniki na stare lekarstwa pojawiły się w 19 aptekach już w 1997 roku. Rok później zbiórkę lekarstw zorganizowały Włochy i Białołęka, a w końcu na pomysł stworzenia jednolitego programu w stolicy wpadł powiatowy wydział ochrony środowiska. Teraz przeterminowane i niepotrzebne leki można oddać w 350 aptekach na terenie całej Warszawy. W najbliższych dniach dołączy jeszcze 12 z Wawra.

§                     Leki zawierają niemal całą tablicę Mendelejewa. Stężenie poszczególnych substancji w pojedynczej pigułce nie jest wielkie, ale są to substancje nadzwyczaj toksyczne. Nawet niewielka ich ilość może silnie skazić glebę. By zabezpieczyć się przed takimi konsekwencjami, jeszcze do niedawna przeterminowane leki składowano razem ze środkami ochrony roślin w tzw. mogilnikach, czyli zamkniętych, zabetonowanych silosach. Obecnie dąży się do likwidacji mogilników.

§                     Z aptek lekarstwa trafiają do wyspecjalizowanych firm zajmujących się utylizacją. Medykamenty są m.in. spalane w Bełchatowie.

 

ZUŻYTE BATERIE, MOŻNA ZAWIEŹĆ DO URZĘDU W BIAŁOŁĘCE

BATERIE

§                     Statystyczny Polak zużywa w ciągu roku pięć baterii. Zawierają one nikiel, kadm, rtęć i trujące związki srebra.

§                     W stolicy tylko w  Białołęce prowadzony jest pilotażowy program zbiórki baterii. Pojemniki na baterie ustawiono w 20 gminnych placówkach (np. w szkołach), a także w urzędzie gminy. Wprowadzenie programu planuje też Ursynów.

§                     Dotychczas udało się zebrać 1100 kg baterii.

§                     Nie wszystkie rodzaje baterii udaje się w Polsce utylizować, dlatego większość jest na razie przechowywana w siedzibie firmy Agatom przy ul. Marywilskiej lub zacementowana i składowana na wysypiskach.

ŚRODKI OCHRONY ROŚLIN, FARBY I OLEJE

§                     W Warszawie nie ma żadnego programu zbierania od mieszkańców starych i niepotrzebnych farb ani zużytych olei.

§                     Puszki z resztkami farb, foliowe torby po chemikaliach, zużyte oleje trafiają na wysypiska lub do ścieków

§                     Substancje owado-, grzybo- i chwastobójcze w niewielkim stężeniu (po rozpyleniu, rozrzuceniu) pozytywnie wpływają na wzrost roślin. Jednak skumulowane stanowią poważne zagrożenie dla środowiska. Żadna z gmin warszawskiego wianuszka nie przeprowadziła w ostatnich latach zbiórki niepotrzebnych środków ochrony roślin. Do przeprowadzenia takiej akcji przymierza się w przyszłym roku gmina Wilanów. Informacje o dniu, w którym będą zbierane takie substancje, pojawią się w lokalnej prasie.

AKUMULATORY

§                     W Warszawie zarejestrowanych jest ok. 710 tys. samochodów osobowych, przeciętny czas zużycia akumulatora to trzy-pięć lat.. szacuje się więc, że w ciągu roku w stolicy wymienianych jest 5 tys. akumulatorów.

§                     Akumulator to mała ekologiczna bomba, zawiera związku ołowiu i kwas siarkowy.

§                     Akumulatory utylizuje się m.in. w Bytomiu.

GDZIE MOŻNA ODDAĆ ZUŻYTY AKUMULATOR:

1.                                          Statoil, ul. Modlińska  144

2.                                          BP, ul. Modlińska 29

3.                                          PHU stacja paliw, ul. Przekorna 136

4.                                          Statoil, ul. Radzymińska 96

5.                                          Shell, ul. Marsa 53

6.                                          Shell, ul. Ostrobramska 75

7.                                          Statoil, ul. Fieldorfa/ul. Jugosłowiańska

8.                                          Shell, Wał Miedzeszyński 219

9.                                          BP, ul. Powstańców Śląskich/ul. Conrada

10.                                      Statoil, ul. Powstańców Śląskich/ ul. Wrocławska

11.                                      Shell, ul. Stawki/ ul. Smocza

12.                                      Statoil, ul. Połczyńska 28/30

13.                                      Shell, ul. Wolska 195

14.                                      PKN, ul. Orląt Lwowskich 69

15.                                      Petroland, Al. Jerozolimskie 228

16.                                      Statoil, al. Krakowska/ul. Bakalarska

17.                                      Shell, al. Krakowska 15

18.                                      Statoil, ul. Rosoła/ ul. Jastrzębskiego

19.                                       Feu-Vert, ul. Puławska 427

20.                                      Shell, ul. Łabiszyńska 25

 

EKODOMEK

§               Akumulatory, baterie i świetlówki można oddać za darmo w Ekodomku. Znajduje się on na terenie Centrum Handlowego M1 na Targówku, na parkingu w pobliżu IKEA. Budyneczek obsługiwany jest przez firmę Hetman zbiera nie tylko niebezpieczne odpady komunalne, ale również inne posortowane śmieci. Ekodomek jest czynny od poniedziałku do piątku w godz. 9-21, w soboty – w godz. 10-20 i w niedziele – w godz. 10-18.

 

ŹRÓDŁA ŚWIATŁA

§               Świetlówki i świetlówki kompaktowe (tzw. żarówki energooszczędne) nie są niebezpieczne dla środowiska, póki są szczelnie zamknięte i całe. Kiedy stłuczone trafiają na wysypisko, rtęć w postaci gazowej dostaje się do środowiska.

§               W świetlówkach jest średnio 10-30 mg rtęci, a w świetlówce kompaktowej 4-10 mg. Kilka łyżek stołowych rtęci jest w stanie zatruć duże jezioro.

§               Co zrobić z taką świetlówką? Gminy Targówek, Wilanów, Ursus i dzielnice gminy Centrum deklarują, że w urzędach gminy stoi przynajmniej 1 pojemnik na świetlówki. Jeśli nawet go nie ma, nie pozostawią mieszkańca bez pomocy.

Jakub Karp

 

 

USŁUGI UNIESZKODLIWIANIA I RECYKLINGU: azbestu, lamp fluoroscencyjnych, zużytego sprzętu AGD, opon i ogumienia, czyściwa zaolejonego, przeterminowanych odczynników chemicznych, urządzeń elektronicznych, komputerów i innych odpadów (ok. 100 pozycji).

PPHU „ABBA-EKOMED” Sp. z o.o. ul. Poznańska 152, 87-100 Toruń  tel./fax (056) 651 36 67, 654 86 70, 654 86 71, 651 44 25, 0 601 94 60 70             www.abba-ekomed.com.pl  

 

 

JEŻELI NIE CHCĄ PAŃSTWO BYĆ - NA TAKĄ SKALĘ JAK OBECNIE - OFIARAMI: TRUCICIELI NIKOTYNĄ, WYPŁOCIN REKLAMOWYCH, DZIAŁAŃ ORG. RELIGIJNYCH (W TYM KATOLICKIEJ) I POLITYKÓW, OBECNEGO PRAWA, BŁĘDÓW LEKARSKICH, POZOSTAWIENIA BEZ ŚRODKÓW DO ŻYCIA, NIEZDROWEJ ŻYWNOŚCI, SKAŻENIA ŚRODOWISKA, HAŁASÓW (W TYM PSICH) I WIELU INNYCH PROBLEMÓW TO ZAPRASZAM  NA MOJĄ STRONĘ INTERNETOWĄ

 

 

PRAWO KATZA: LUDZIE I NARODY BĘDĄ DZIAŁAĆ RACJONALNIE WTEDY I TYLKO WTEDY, GDY WYCZERPIĄ JUŻ WSZYSTKIE INNE MOŻLIWOŚCI...

 

www.wolnyswiat.pl   WBREW ZŁU!!! 

PISMO NIEZALEŻNE – WOLNE OD WPŁYWÓW JAKICHKOLWIEK ORGANIZACJI RELIGIJNYCH, PARTII, UGRUPOWAŃ I STOWARZYSZEŃ ORAZ WYPŁOCIN REKLAMOWYCH. WSKAZUJE PROBLEMY GOSPODARCZE, POLITYCZNE, PRAWNE, SPOŁECZNE I PROPOZYCJE SPOSOBÓW ICH ROZWIĄZANIA

 

OSOBY ZAINTERESOWANE WSPARCIEM MOJEGO PISMA, MOICH DZIAŁAŃ PROSZĘ O WPŁATY NA KONTO:

Piotr Kołodyński skr. 904, 00-950 W-wa 1

BANK PEKAO SA II O. WARSZAWA

Nr rachunku: 74 1240 1024 1111 0010 0521 0478

Przy wpłatach do 800 PLN należy podać: imię i nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna na pismo „Wolny Świat”). Wpłat powyżej 800 PLN można dokonać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. ILE ZOSTAŁO WPŁACONE BĘDĘ PRZEDSTAWIAŁ CO 3 MIESIĄCE NA PODSTAWIE WYDRUKU BANKOWEGO (na życzenie, przy wpłacie od 100 zł, będę podawał jej wielkość oraz wskazane dane wpłacających).

Stan wpłat do dnia 10.08.2008 r.: 0 zł.